Który dzień i rok będą podawane w podręcznikach historii jako zakończenie wojny? Kto wygra i jakie będą konsekwencje dla przegranego? Demokratyczny świat w konsultacji z Ukrainą powinien „zbudować cały system przeszkód, które nie pozwoliłyby Rosji być tym, czym jest”.
W ukraińskiej przestrzeni medialnej omawia się kilka scenariuszy zakończenia wojny. Ukraińcy przede wszystkim pragną zwycięstwa na polu walki. Zakończenie wojny mogłoby nastąpić po sukcesie ukraińskiej kontrofensywy (w OKO.press pisze o tym Witold Głowacki) i negocjacjach.
A może Putin oficjalnie wypowie Ukrainie wojnę, co zwiększyłoby możliwości mobilizacyjne rosyjskiej armii, ale też pozwoliłoby obu stronom zawierać sojusze? Niestety istnieje ryzyko, że taki scenariusz może się skończyć wojną światową.
Serhij Postołowski, pisarz, analityk polityczny, na łamach ukraińskiego „New Voice" omawia te scenariusze, wymieniając wady i zalety każdego.
W jednym ze scenariuszy Postołowski zakłada, że wojna może skończyć się nagle. Na przykład coś się stanie z Władimirem Putinem lub nastąpi tajne porozumienie między niektórymi państwami (według Postołowskiego w ten wariant mogą być zaangażowane Stany Zjednoczone, Rosja, Chiny, Francja, Niemcy, Turcja i Izrael) bez Ukrainy (co jest absolutnie nie do przyjęcia dla Ukraińców).
Zachodnie media często popełniały (i popełniają) błąd, nazywając napaść Federacji Rosyjskiej na Ukrainę wojną Putina. Z tego wyrosło myślenie, że jeśli on umrze, to wojna się skończy i wszystko będzie dobrze. Putinowi przypisywano niemal wszystkie rodzaje nowotworów oraz innych chorób, co wzbudzało nadzieje, że nastąpi to tuż-tuż i „niewiele mu zostało”.
Według ekspertów to są niebezpieczne złudzenia.
Nawet gdyby Putin zmarł, skąd możemy mieć pewność, że miejsce na Kremlu nie zajmie po nim ktoś o bardziej radykalnych poglądach?
Z dnia na dzień nie zniknie przecież 140-milionowy kraj, którego większość mieszkańców została wytresowana przez propagandę i podziela przekonanie, że Ukrainę i Ukraińców należy zniszczyć.
Ukraińscy liderzy opinii są przekonani, że dotarcie Sił Zbrojnych Ukrainy do granic z 1991 roku jest koniecznym warunkiem pokoju – ale zarazem, że samo przywrócenie granic nie wystarczy.
Jarosław Hrycak, znany ukraiński historyk, profesor Ukraińskiego Uniwersytetu Katolickiego we Lwowie, podkreśla, że mówiąc o zwycięstwie, powinniśmy myśleć o przyszłości odległej o dekady.
Mówiąc wprost, jeśli niczego nie zrobimy z Rosją, to za 20-30 lat walczyć z Rosją będą nasi potomkowie.
Według Hrycaka, problemy Rosji są głęboko zakorzenione w historii i wykreowanej pamięci historycznej, na której tak często opiera się Putin w swoich wypowiedziach. W OKO.press Agnieszka Jędrzejczyk regularnie analizuje takie manipulacje Kremla w cyklu GOWORIT MOSKWA.
Jeśli Ukraińcy niektóre zachodnie propozycje zakończenia wojny uważają za dobre, to są też takie, które po prostu wywołują złość. Chodzi o opinie w rodzaju: „niech Ukraina odda Rosji obwody doniecki i ługański” lub „Putin musi zachować twarz” (chociaż nakaz aresztowania prezydenta Rosji wydany przez MTK w Hadze w marcu 2023 roku jest przełomowym momentem tej wojny i pokazuje, że chyba już nie zachowa).
Z ukraińskiego punktu widzenia problemem Zachodu jest to, że przykłada stare rozwiązania do zupełnie innej niż do tej pory wojny (według niektórych ekspertów to ostatnia wojna konwencjonalna, a jednocześnie pierwsza high-tech). W ciągu minionego roku Ukraina dokonała niezwykłego postępu na drodze do członkostwa w UE i NATO, co wyraźnie pokazuje, że można też myśleć o nowych sposobach na zakończenie tego konfliktu.
Dyskusje o tym nie mogą się jednak odbywać bez udziału Ukrainy, ponieważ „każdy, kto proponuje rozwiązanie wojny bez Ukrainy, robi co najmniej błąd”, mówi Hrycak.
„Wolny świat musi zmienić paradygmat swoich działań w kontekście przeciwdziałania agresji. Powolne działania po fakcie nie przynoszą rezultatów” – zaznacza minister obrony Ukrainy Ołeksij Reznikow.
Żeby uzmysłowić sojusznikom oraz samym Ukraińcom i Ukrainkom, co dla Ukrainy może być zwycięstwem, grupa ponad 20 ukraińskich intelektualistów i działaczy społecznych – wśród których jest Hrycak – stworzyła Manifest na rzecz Trwałego Pokoju „Świat po naszym zwycięstwie” (Sustainable Peace Manifesto).
Oto fragment dokumentu:
„Wyzwolenie całego terytorium Ukrainy i zakończenie działań wojennych nie oznacza końca wojny. I nie chodzi tylko o wyrównanie wyrządzonych szkód i ukaranie sprawców. Rozpalone nastroje antyukraińskie i antyzachodnie oraz imperialne ambicje zarówno rosyjskich elit, jak i zwykłych Rosjan prędzej czy później doprowadzą do kolejnej eskalacji i wojny. Aby uchronić Ukrainę i świat przed nową agresją, koalicja antywojenna musi stworzyć warunki, które spowodują głębokie zmiany wewnętrzne w Rosji, gwarantujące trwały pokój”.
Celem Ukrainy jest trwały pokój. Never Again 2.0
Hrycak zaznacza, że „z Rosją Putina zawierać pokoju nie można”, przy czym obecny prezydent Federacji Rosyjskiej powinien nie tyle abdykować, ile „trafić do Hagi”.
„Kiedy francuscy politycy proponowali pokój z Niemcami, to nie mieli na uwadze hitlerowskich Niemiec, tylko Niemcy po Hitlerze” – przypomina historyk.
Najważniejsze punkty ukraińskiego manifestu to:
Według Hrycaka proces transformacji Rosji zajmie nie mniej niż pokolenie, może dwa: „To jest w naszym interesie, nie możemy mieć ciągle takiego złego sąsiada. Nie możemy ciągle walczyć, trzeba kiedyś przestać – dlatego potrzebna jest zmiana w samej Rosji”.
Hrycak cytuje Władisława Inoziemcewa, rosyjskiego ekonomistę, dyrektora think tanku Ośrodka Badań Społeczeństwa Postindustrialnego, utrzymującego, że choroba Rosji zaszła tak daleko, że ona sama już się nie wyleczy.
Realne reformy będą więc w Rosji możliwe jedynie pod twarde dyktando Zachodu. Zachód zaś powinien w tej kwestii słuchać głosów Polaków, krajów bałtyckich i Ukrainy, którzy są znawcami Rosji.
Istotnym warunkiem pokoju według Hrycaka jest też wyrzeczenie się przez Federację Rosyjską politycznych interesów poza swoimi granicami. Chodzi nie tylko o okupowane ziemie ukraińskie. Rosja powinna wyrazić skruchę nie tylko za zbrodnie ostatnich dziewięciu lat, a też za „wszystkie zbrodnie rosyjskiej władzy radzieckiej, w szczególności różne symbole, Z-tki, wstążki georgijewskie, mauzoleum, uznać FSB, NKWD, KGB za organizacje przestępcze” – wylicza Hrycak.
Podobne stanowisko zajmuje też Wołodymyr Jermołenko, ukraiński filozof, prezydent Ukraińskiego PEN, redaktor naczelny portalu UkraineWorld. Rosja powinna pokajać się za „stalinizm, za gułagi, za imperium rosyjskie, za wszystko, co oni uczynili, począwszy od Iwana Groźnego”.
Jermołenko w programie Howoryt`Opora, (Mówi Opór - przyp. red) tłumaczy:
„Ukraina powinna wysyłać sygnał, że macie szansę na zmianę, oto nasze warunki. Jest szansa, że my kiedyś będziemy mogli was usłyszeć”.
Rosjanie powinni zrozumieć, przyjąć i wyrazić chęć pracy przez całe pokolenia, żeby przezwyciężyć tę zbrodnię. „Nie zobaczyłem tego w planie Nawalnego. Były tam pozytywne rzeczy. Ale kwestia deimperializacji nie została podjęta w odpowiedni sposób” – mówi Jermołenko, zaznaczając, że Rosjanie powinni zrozumieć, że idea rosyjskiego imperium szkodzi przede wszystkim im samym.
Filozof zaznacza, że skoro zachodni partnerzy Ukrainy boją się rozpadu Federacji, trzeba powoli przyzwyczajać ich do myśli, że na początek z Rosji trzeba stworzyć prawdziwą federację, co pomoże pozbawić ją „toksycznego centrum”. O transformacji FR mówi też Reznikow: „Rosja powinna stać się federacją demokratyczną”.
„Zachód powinien rozumieć, że nie unikniemy rozmów o wewnętrznych sprawach Rosji, ponieważ w konstytucji rosyjskiej wpisane jest pięć ukraińskich regionów” – mówi Jermołenko.
„Lepiej mieć sytuację, kiedy Rosja się zmniejsza do rozmiarów normalnego narodowego państwa Europy. Jeśli popatrzymy na lata 30. czy 20. XX wieku, Francja i Wielka Brytania były o wiele większe niż teraz. Szok, który nasi zachodni przyjaciele odczuwają wobec idei zmniejszenia Rosji – lub, jak mówi Wachtang Kebuladze [ukraiński filozof - red.], let's make Russia small again – powinniśmy tłumaczyć poprzez ich historię”.
Powyższe słowa należy dobrze zrozumieć. Pragnąc osłabić rosyjskie centrum, ukraińscy intelektualiści nie chcą Rosji poniżyć czy zniszczyć. „Nie chcemy robić tego, co Putin chciał zrobić z Ukrainą, chcemy ją normalizować” – podkreśla Hrycak.
Innymi słowy, demokratyczny świat w konsultacji z Ukrainą powinien „zbudować cały system przeszkód, które nie pozwoliłyby Rosji być tym, czym jest”.
Ukraińcy propagują scenariusz Never Again 2.0, ponieważ – jak mówi Jermołenko – jest ryzyko, że Rosja będzie przygotowywać się do kolejnej wojny, tak jak zrobiła w Czeczenii. Filozof tłumaczy, że zwycięstwem będzie dopiero zakończenie wojny raz na zawsze.
Twórcy manifestu mają nadzieję, że sukcesy ukraińskiej armii na froncie oraz sankcje doprowadzą do rozpadu kremlowskiego reżimu. Według Hrycaka istnieją dwa dobre, ale mało prawdopodobne warianty:
Historyk uważa, że bardziej prawdopodobny jest jednak trzeci wariant. Znacznie mniej korzystny: na miejsce Putina przyjdzie ktoś z jego otoczenia, zwali winę na poprzednika, zadeklaruje zrozumienie i zaproponuje prowadzić business as usual.
„Wtedy mogą zacząć się rozmowy z Zachodem. I to może być najgorszy moment, ponieważ Rosji mogą ponownie zostać odpuszczone winy – oczywiście z nadzieją, że ona się pod wpływem tego zmieni. Nie można tego robić. Już raz popełniono ten błąd, Rosji odpuszczono w 1991 roku. Teraz trzeba zmusić Rosję do reform" – uważa profesor.
„Ukraina również powinna odrobić zadanie domowe, żeby wstąpić do NATO i UE. Nie zrobiliśmy jeszcze wystarczająco dużo, ale i tak sto razy więcej niż Rosja. Oni nawet nie zaczęli. Boimy się sytuacji, kiedy powiedzą nam: jesteście dzielni, walczyliście, jesteście bohaterami, a teraz odpocznijcie, teraz my będziemy rozmawiać z Moskwą. To nie powinno mieć miejsca. Nic o nas bez nas. Zasługujemy na to”.
Pawło Klimkin, ukraiński dyplomata, minister spraw zagranicznych Ukrainy w latach 2014-2019 oraz jeden z autorów Manifestu na rzecz Trwałego Pokoju, w wywiadzie dla TSN mówi, że dla Putina odzyskiwanie utraconych po rozpadzie ZSRR ziem „to jedyna droga do stabilizacji Rosji. Jeśli Rosja nie będzie prowadzić ciągłej wojny, to nie będzie czuć się twierdzą. Jeśli nie będzie wymyślać wroga, rozpadnie się”.
Podobnie analizuje znany dziennikarz Witalij Portnikow. Mówi: „Nieskończoność wojny jest kluczem do normalnego życia rosyjskiego reżimu. Pytanie, na ile reżimowi starczy zasobów ekonomicznych dla utrzymania takiej sytuacji”.
Ukraińscy intelektualiści i politycy wyczuwają pokusę Zachodu, by obciążyć personalnie Putina odpowiedzialnością za wojnę. Po czym odsunąć go od władzy i znowu zacząć współpracować z Rosją.
„Nie widzą konieczności fundamentalnego zrestartowania Rosji, a my widzimy. I to nie jest po prostu deputinizacja, jest to właśnie deraszyzacja, wybijanie tego, co w ciągu dziesięcioleci i stuleci im weszło do głów, że my, Rosjanie, jesteśmy najlepsi, największą wartością jest nasza wielkość, a dla tej wielkości można poświęcić wszystko” – tłumaczy Klimkin.
„Staramy się wytłumaczyć zachodnim partnerom, że nasze wspólne zwycięstwo, Ukrainy i Zachodu, to uwolnienie Ukrainy, jej narodu i naszej ziemi, tutaj nie ma wątpliwości. Ale również – i to jest nieodłączny element – żeby nie było więcej zagrożenia ze strony tego reżimu i Rosji. Potrzebne jest zupełnie inne podejście”.
Zachód chce uniknąć eskalacji i wymusić zmiany w sposób kontrolowany. To niestety jest przyczyną wielu spowalniających działań, w tym limitowanych dostaw broni (choć sytuacja jest lepsza w porównaniu do wiosny 2022 roku). Ukraińcy dostają tylko tyle, żeby utrzymać front – jak twierdzi Marija Berlińska, weteranka, wolontariuszka, kierowniczka Ośrodka Wsparcia Rozpoznania Lotniczego, założycielka projektu „Niewidzialny Batalion".
Te pomysły demokratycznego świata wydają się niezrozumiałe w obliczu narracji Putina, który przekonuje, że w świecie panuje chaos, a skoro tak, to jego działania są uzasadnione. Według Klimkina jednak, jeśli sytuacja wydostanie się spod kontroli, Zachód również może zdecydować się na eskalację konfliktu.
Zachód nadal uważa, że próba odzyskania Krymu może spowodować wojnę jądrową. Pawło Kazarin, ukraiński dziennikarz, krymianin, autor książki „Dziki Zachód Europy Wschodniej”, mówi, że kiedy Rosja oficjalnie uznała obwody zaporoski, chersoński, ługański i doniecki za część swego terytorium, tak naprawdę pozbawiła Krym jego dotychczasowego szczególnego statusu geopolitycznego po aneksji w 2014 roku.
„Jeśli teraz prowadzimy wojnę na terytorium, które Rosja oficjalnie uważa za swoje, to czym właściwie różni się od niego Krym? I dlaczego nie powinniśmy prowadzić działań wojskowych również na terytorium Krymu? To jest zmiana, która zaszła w ciągu tego roku” – mówi Kazarin w programie Randewu.
Marija Zołkina, polityczna analityczka Fundacji „Inicjatywy demokratyczne” im. Ilki Kuczeriwa, mówi, że „jeszcze w latach 2014-2015, kiedy wydarzenia na polu walki w Donbasie były burzliwe, Rosji udało się przekonać świat, że Krym to sprawa inna niż Donbas, jeszcze bardziej różni się od terytorium zajętego w 2022 roku”.
To jest rezultatem „poważnych błędów Ukrainy w dziedzinie informacji w latach 2014-2015. Oddzieliliśmy Krym od Donbasu, w żaden sposób nie intensyfikowaliśmy dyskusji o powrocie Krymu, a skupiliśmy się na formacie normandzkim i mińskiej trójstronnej grupie kontaktowej. I w zasadzie do momentu powstania Platformy Krymskiej [szerszej od wymienionych wcześniej międzynarodowej platformy powołanej na wniosek Ukrainy - red.] nie dyskutowaliśmy aktywnie o powrocie Krymu pod kontrolę Ukrainy. Krym musi zostać wyzwolony w taki sam sposób jak reszta Ukrainy” – uważa Zołkina.
Najdalej wśród przeanalizowanych przez nas głosów ukraińskich intelektualistów najciekawsze wydają się dylematy przedstawione przez Witalija Portnikowa.
„Nawet wejście ukraińskich sił zbrojnych na terytorium okupowane przez Rosjan i wyjście na państwową granicę Ukrainy nie oznacza ukończenia wojny. Po prostu oznacza wyjście na inną linię demarkacyjną" – twierdzi Portnikow.
„Czy siły ukraińskie byłyby zdolne – ponieważ chodzi o długotrwały, wyczerpujący proces – wejść dalej na terytorium rosyjskie, tworząc dla Ukrainy tzw. pas bezpieczeństwa kosztem konstytucyjnych terytoriów FR? Czy raczej walki będą toczyć się na rosyjsko-ukraińskiej granicy, która będzie dla Rosjan jedynie linią demarkacyjną?” – pyta Portnykow.
Portnikow nie popiera jednak rozwiązania, w którym Ukraińcy wkraczają na terytorium Federacji Rosyjskiej (chodzi o granice Rosji zaakceptowane przez świat), ponieważ radykalnie zmieniłoby to zasady gry. Istnieje duże ryzyko, że gdyby do tego doszło, to Ukraina może stracić wsparcie Zachodu. Ponieważ jej rola się zmieni, już nie będzie państwem obronnym, tylko agresorem. Ukrainę interesują tylko własne terytoria, więc nie będzie postępować w ten sposób – twierdzi Portnikow.
Dziennikarz zaznacza, że „okupacja jakiegoś fragmentu FR, na przykład obwodu biełgorodskiego czy kurskiego może spowodować, że Federacja Rosyjska użyje broni jądrowej dla zatrzymania agresji przeciwko niej. Jeśli Ukraina pójdzie dalej, to czy nie będzie legitymizować w ten sposób siłowych działań Rosjan na dowolnym poziomie?”
Według Portnikowa, Zachód ciągle uważa, że pomagając Ukrainie i przekazując jej broń, przede wszystkim wzmacnia jej pozycję w przyszłych owocnych negocjacjach z Rosją.
„Ta wojna nie skończy się przy stole negocjacyjnym. Maksimum to są jakieś negocjacje pomiędzy pośrednikami o tymczasowym zawieszeniu ognia bez udziału rosyjskiej i ukraińskiej delegacji. W podobny sposób, jak podpisano zbożową umowę. Nie będzie to zakończenie wojny, a tymczasowe wycofanie wojsk na linię demarkacyjną.
I jest to najlepszy wariant negocjacyjny, o jakim w ogóle można marzyć. Ale czy nasi sojusznicy zaakceptują to jako takie zakończenie wojny, które otwiera drogę dla euroatlantyckiej integracji Ukrainy? Czy może odwrotnie? Będą czekać na porozumienie pokojowe Ukrainy a FR, które może nie zostać podpisana za życia dzisiejszych pokoleń Ukraińców. Pokoleń, które będą zmuszone żyć w państwie okresu przejściowego od wojny do pokoju, którego i tak nawet nie zobaczą na własne oczy. To też jest możliwe”.
Portnikow widzi i taki scenariusz, w którym dochodzi do trwałego zaprzestania rakietowych ostrzałów i krwawych walk, natomiast „wojska będą stały naprzeciw siebie, jak na linii demarkacyjnej pomiędzy Północną i Południową Koreą, gotowe w każdej chwili się na siebie rzucić”. Wartością tego scenariusza jest to, że taki stan może być bardzo długotrwały.
Ale jest też w wizjach Portnikowa i scenariusz czarny. „Wojska wychodzą na granicę i po chwili żadnej umowy nie ma. Starcia zaczynają się za 48 godzin, ostrzały rakietowe po tygodniu, kiedy tylko Rosja znowu zbierze rakiety. I niby kontrolujemy nasze terytorium w całości, wypędziliśmy wroga z każdego miejsca i z Krymu, ale teraz rakiety rosyjskie lecą jeszcze do Symferopola i Doniecka” – mówi dziennikarz.
Portnikow dostrzega jeszcze jeden problem. „Rosja traktuje Ukrainę jako zbuntowaną prowincję. Kiedy myślimy, że Rosja będzie chciała negocjacji z Ukrainą, może nam się wydawać, że Rosja walczy z państwem, które uważa za równe sobie. Tymczasem Rosja we własnym mniemaniu walczy po prostu z okupowaną przez Zachód i zbuntowaną częścią rosyjskiego terytorium.
A przy tym uważa, że jeśli część mieszkańców tego terytorium gotowa jest walczyć o interesy Zachodu na rosyjskiej ziemi, to tym gorzej dla tych ludzi – ich trzeba zniszczyć i wygnać”.
Czy możemy więc zakładać, że Rosja zgodzi się na negocjacje z „nazistami”, którymi dla niej są Ukraińcy i Ukrainki?
„Jeśli Amerykanie, Niemcy, Francuzi, Polacy – czy ktokolwiek, kto tylko nie chce patrzeć w oczy rzeczywistości – sądzą, że Rosjanie mogą łatwo zgodzić się na negocjacje z Ukraińcami, to się mylą”
– mówi Portnikow.
W gruncie rzeczy są dwa warianty: „zdobycie Ukrainy, a drugi to uczynienie z Ukrainy przykładu, co stanie się z tymi, którzy nie chcą poddać się Rosji”. Kiedy Ukraina wygra, to ona będzie zrujnowana, a nie Rosja. To, co Rosjanie zrobili z ukraińskim narodem i ziemią, będzie ostrzeżeniem dla innych narodów, które Rosja będzie chciała przejąć w przyszłości.
Jedynym przepisem na rozwiązanie sytuacji według Portnikowa jest „polityczna wola Zachodu”.
Dziennikarz wnioskuje:
„Ukraina powinna stać się członkiem NATO z gwarancjami bezpieczeństwa dla całego terytorium, które będzie pod kontrolą prawowitego rządu w momencie dołączenia do NATO. W innym przypadku Zachód będzie musiał wydawać dziesiątki miliardów dolarów rocznie najpierw na nas, a potem na każdy inny kraj poradziecki. Zachód nigdy nie będzie żyć normalnie”.
I dalej:
„Kiedy kraje Zachodu zdadzą sobie sprawę, że próżno szukać w Rosji zdrowego rozsądku, będą musiały także się radykalizować. I jest to wybór między pomocą Ukrainie i jej integracją we wspólnotę międzynarodową a III wojną światową" – zaznacza Portnykow.
„Jak tylko Rosjanie zdadzą sobie sprawę, że krok po naszej ziemi, to krok w stronę wojny jądrowej, lecz nie takiej, gdzie oni są bezkarni, a takiej, w której bomby jądrowe padają na Moskwę, zostawią nas w spokoju. Rosjanie po prostu wierzą, że nikt nie stanie w naszej obronie i oni pozostaną bezkarni”.
[Wywiad Janiny Sokołowej z Witalijem Portnikowem można obejrzeć tu].
Eksperci jednogłośnie mówią o gwarancjach bezpieczeństwa dla Ukrainy. Pawło Klimkin na łamach „New Voice" pisze:
„Jedyną przejściową (choć nie idealną) opcją są dwustronne lub wielostronne gwarancje ze strony państw posiadających broń jądrową. Takich jak Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i ewentualnie Francja”. Przy czym Ukraina powinna je otrzymać jeszcze przed wstąpieniem do NATO.
Klimkin zaznacza, że kwestia członkostwa Ukrainy w NATO interesuje też Chiny, które „nie są ani proukraińskie, ani prorosyjskie, ale chcą, aby wszelkie kwestie bezpieczeństwa nie były rozwiązywane bez ich udziału”.
Bez gwarancji państw jądrowych jakakolwiek sytuacja wokół Ukrainy nie będzie zrównoważona. Oprócz tego powinna pojawić się strategia (np. jądrowego) powstrzymania Rosji. Powinniśmy mówić o formule, w jaki sposób można budować bezpieczeństwo wokół Ukrainy i wokół Europy. Klimkin uważa, że Chiny powinny być włączone do rozmów.
„Mam duże wątpliwości, czy Chiny będą gwarantem, ale to, że Chiny powinny być częścią tej formuły, jest jednoznaczne. To znacznie zwiększy trwałość i wiarygodność tej formuły” – pisze dyplomata.
Witalij Portnikow uważa, że Ukraińcy powinni bardziej skupić się na gwarancjach bezpieczeństwa (ponieważ powinniśmy nastawiać się na to, że będziemy dziesięcioleciami istnieć blisko wroga), a nie szukanie dróg do zmian w samej Rosji, jak uważa część ekspertów.
Według Hrycaka wstąpienie Ukrainy do NATO nie osłabi, a tylko wzmocni sojusz. Podobnie z UE. „Może wejście Ukrainy do UE nie wzmocni jej ekonomicznie, ale na pewno wzmocni politycznie” – sądzi historyk. Tzw. stara Europa boi się członkostwa Ukrainy we wspomnianych strukturach, ale o tym za chwilę.
Jermołenko podkreśla, że po dołączeniu do Unii Ukraina, z tak wielką granicą z Rosją, powinna „budować nie społeczeństwo dobrobytu, jak w Zachodniej Europie, a społeczeństwo-fortecę”. Zatem kluczowe jest pytanie: Jak rozwijać się przebywając w stanie wojny i ciągłego zagrożenia?
Według filozofa wzorować się można na Izraelu.
„Wojna stymuluje pewien rozwój ekonomiczny, technologie, powinniśmy chwycić się za to. To jest jedyna szansa na przeżycie, jak tę okropną wojnę, lub możliwość stałego jej powtórzenia zamienić w bodziec do rozwoju” – podsumowuje Jermołenko.
Zakończenie wojny dla Pawła Kazarina to „historia o tym, że zachowamy państwowość, którą Rosja usiłuje zniszczyć. A jakiekolwiek zwolnienie terytoriów zajętych po 2014 roku jest tylko przyjemnym bonusem”.
Kazarin przypomina, że Ukraina nadal jest Dawidem, a nie Goliatem, tłumacząc:
„Nadal jesteśmy underdogiem, nadal mamy mniej zasobów mobilizacyjnych i mniej żelaza niż FR. Nadal mamy do czynienia z państwem jądrowym”.
Do tego Ukraina jest na wiele sposobów zależna od sojuszników, w szczególności od dostaw broni. Odzyskanie wszystkich okupowanych terytoriów do granic 1991 roku jest programem maksimum.
„Ale powinniśmy być świadomi tego, choć może nie zawsze mówić o tym na głos, że możliwe są też inne scenariusze" – ostrzega Kazarin. – „Teraz rozgrywamy w dużej mierze to, co byśmy chcieli, żeby się wydarzyło, ale na razie nie ma przekonujących warunków, że tak koniecznie się stanie”.
Jest ostrożny w prognozach i mówi: „Żeby się nie rozczarować, nie trzeba dać się oczarować".
Hrycak jako historyk też nie wyklucza najgorszego wariantu, jednak Ukraina powinna propagować plan A, czyli wspomniany Manifest, żeby sojusznicy zdali sobie sprawę, czego naprawdę Ukraińcy oczekują.
„Powinniśmy stawiać maksymalne wymagania”– zaznacza profesor.
Wojna rosyjsko-ukraińska jest wojną egzystencjalną, wojną zasobów. Według Mariji Berlińskiej w takiej wojnie zasobem jest wszystko. Ukraińcy są zależni od broni, podstawowym zasobem, który są w stanie dostarczać, są ludzie (kilka razy mniej od przeciwnika).
Wolontariuszka zajmuje się dostarczaniem na front dronów. Według Berlińskiej Ukraina powinna podjąć ich produkcję. „Rosjanie maksymalnie wykorzystują potencjał, który mają. Pracują w trzy zmiany. Tworzą odpowiednie centra, a dalej działają zrozumiałym dla nich sposobem stalinowskim, tzn. zganiają tam najlepsze rozumy inżynieryjne, motywują pieniędzmi lub strachem przed frontem".
Berlińska podkreśla, że Ukraina powinna stawać się samowystarczalna też w innych dziedzinach związanych z wojną. Wtedy uda się zachować więcej najcenniejszego – ludzkich żyć.
„Wielu ma iluzję, że jeszcze pół roku, rok i zwyciężymy. Według mnie wojna dopiero się zaczyna” – zaznacza. W ukraińskiej przestrzeni publicznej nie raz padło, że Rosjanie rozumieją tylko siłę.
Tak uważa m.in. dziennikarz Jurij Butusow. „Wojna się skończy tylko wtedy, kiedy Rosja zobaczy, że jesteśmy na tyle silni, że dla niej dalsze prowadzenie wojny to tylko zwiększenie strat” – mówi.
Skoro jest to wojna na wyczerpanie, to jest wojna zasobów. Prof. Hrycak uważa, że kluczowym resursem jest polityczna wola, by ją kontynuować. Odporność narodu jest kluczowym czynnikiem zwycięstwa. „W pozycyjnej wojnie pierwszy przegrywa ten, kto nie może wytrzymać jej ciężaru” – mówił podczas spotkań inicjatywy #ReOpenUkraine.
Hrycak przedstawił tezę, że wojna jest katastrofą, ale jednocześnie jest nahodą, czyli okazją. Tak ją tłumaczy:
„Jako historyk jestem optymistą co do Ukrainy. Uważam, że wojna to ogromna katastrofa. Wiemy, jaką cenę płacimy i społeczną, i ekonomiczną, i ekologiczną, ale ludzką najbardziej. Ale z innej strony rozumiem inną rzecz, że tak naprawdę wojna tworzy okazje. Teraz dla Ukrainy otwierają się wielkie możliwości (Ukraina nigdy w historii nie miała tak dobrej szansy, mimo to, że niestety tą szansą jest wojna). I jeśli Ukraina spełni pewne warunki, mam mało wątpliwości, że za 10-20 lat nie stanie się nowym środkowoeuropejskim tygrysem: ekonomicznym i politycznym. Dlatego powinniśmy wygrać tę wojnę. Wytrwać do końca”.
Jest dziennikarką, reporterką, „ambasadorką” Ukrainy w Polsce. Ukończyła studia dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisała na portalu dla Ukraińców w Krakowie — UAinKraków.pl oraz do charkowskiego Gwara Media.
Jest dziennikarką, reporterką, „ambasadorką” Ukrainy w Polsce. Ukończyła studia dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisała na portalu dla Ukraińców w Krakowie — UAinKraków.pl oraz do charkowskiego Gwara Media.
Komentarze