Tekst publikujemy w naszym cyklu „Widzę to tak” – od czasu do czasu pozwalamy sobie i autorom zewnętrznym na bardziej publicystyczne podejście do opisu rzeczywistości. Zachęcamy do polemik
Niedługo po wyborach prezydenckich, które doprowadziły sytuację osób queerowych w Polsce do najgorszego poziomu w ostatnim ćwierćwieczu, brałam udział w projekcie aktywistycznym. Na jednym z pierwszych spotkań padła propozycja współpracy z lokalnymi hierarchami kościoła.
Kiedy osoby nieheteronormatywne zaprotestowały, wskazując na swoje wykluczenie przez tę instytucję, wierzący uczestnicy zareagowali silnym wzburzeniem. Ich emocje momentalnie przykryły doświadczenia dyskryminacji osób LGBT+. Spróbowałam mediować sytuację w rozmowie z osobą kierującą projektem.
“Powinnaś wykazać się większym zrozumieniem” – usłyszałam w odpowiedzi na moją ocenę, że poświęcenie całej uwagi emocjom wierzących wydawało mi się nieuczciwe. “To nie jest łatwy czas dla katolików”.
W dalszej rozmowie zostałam pouczona, że nie powinnam przypisywać wierzącym odpowiedzialności za działania kościelnej hierarchii. “Uczucia religijne to szczególna sprawa” – zakończył opiekun powtarzanym w Polsce przekonaniem.
Przywołuję tę sytuację, nie dlatego, że jest ona wyjątkowa. Wręcz przeciwnie, często w rozmowach z osobami o poglądach centrowych czuję się jak dziecko otrzymujące reprymendę za konflikt z młodszym rodzeństwem. Słyszę, “tak, miałaś rację, to ciebie zepchnięto z murku i masz rękę w gipsie, ale on nie umie tego zrozumieć, nie umie sobie poradzić emocjonalnie, więc musisz być wyrozumiała”.
Symetryści zabierają głos
W sierpniu zeszłego roku naczytaliśmy się podobnych apeli od czołowych symetrystów tego kraju.
“Czy to się organizatorom happeningu i tym, którzy ich wspierają, podoba, czy nie, tęczowa flaga na pomniku Chrystusa jest czymś, co wielu katolików w Polsce obraża” – ocenił Tomasz Lis, by zaraz w kolejnym zdaniu określić próby obrony tej formy protestu “festiwalem szyderstw ze zranionego”.
Jego wypowiedź poparł prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak. Wprawdzie nagonka na środowiska LGBT+ jest haniebna, napisał na Facebooku, jednak on osobiście poleca wstrzemięźliwość w ocenach i słuchanie Boba Dylana.
Problem jednak w tym, że nie jesteśmy dziećmi, a panowie centryści nie są naszymi rodzicami. Jesteśmy dorośli i bierzemy odpowiedzialność za to z jakimi grupami czujemy się związani. Jeśli należysz do organizacji, która krzywdzi grupy dyskryminowane, sam musisz sobie radzić z emocjami, które wywołuje w tobie ich gniew.
To nie jest łatwy czas dla katolików
W jednym jednak opiekunowi naszego projektu muszę przyznać rację: to nie jest łatwy czas dla katolików. Ci, słuchający wojennych odezw hierarchów Kościoła i mediów rządowych, są skołowani i przestraszeni widząc gniewne tłumy maszerujące ulicami miast.
Naprawdę wierzą, że idziemy po ich rodziny, zagrażamy świętościom i porządkowi społecznemu, który wydaje im się słuszny i konieczny. Ten strach ostatnich obrońców oblężonej twierdzy, który koniunkturalnie dyktują im hierarchowie, jest prawdziwy.
Lewy margines Kościoła czuje się natomiast zraniony i oszukany. Okazało się, że wspólnota, której zawierzył swoją ścieżkę duchową, ukrywa zbrodnie i przedkłada władzę nad deklarowaną wrażliwość społeczną.
A wiele osób plasuje się prawdopodobnie gdzieś pomiędzy. Nie zaprzeczają ujawnionym przypadkom pedofilii, ale uznają to za problem obecny w każdej grupie zawodowej, rozdmuchany przez przeciwników Kościoła.
Mają znajomego geja, który w sumie jest w porządku, bo nie oczekuje, że ktoś mu przyzna prawa przynależne “prawdziwym” małżeństwom.
Uważają, że Kościół przesadził zmuszając kobiety do “heroizmu”. Ale mogłyby one o tym spokojnie porozmawiać zamiast profanować kościoły.
Te wszystkie emocje, choć w różnym stopniu adekwatne do rzeczywistości, są prawdziwe.
To nie jest łatwy czas dla katolików i potrafię to zrozumieć. Jeszcze pamiętam jak trudna była dla mnie ścieżka zmiany światopoglądowej, kiedy wszystko, w czym pokładałam swoje poczucie bezpieczeństwa i sensu, waliło się na moich oczach.
A przecież waliło się wtedy tylko metaforycznie, w mojej głowie, bez tłumów skandujących winy Kościoła na ulicach. I nawet bez nich był to proces trudny i bolesny, a weryfikacja wpojonych mi wartości, sprawdzenie, co w mojej głowie jest własne, a co obce i wyrządzające szkodę, trwała kolejnych kilkanaście lat.
Nie zazdroszczę tym, którzy to zwątpienie we własne fundamenty przeżywają w chwili, kiedy ofiary Kościoła odnajdują swój głos i wreszcie krzyczą do wierzących “dlaczego odwracacie oczy?”.
To nie jest łatwy czas dla katolików, ale to nie moja odpowiedzialność.
Czego nie doświadczają katolicy
Bo jest też szereg rzeczy, które dziś wiernych Kościoła nie spotykają.
Nikt nie pisze im pod oknami “śmierć katolikom”. Nikt nie wysyła na nich faszystowskich bojówek, nie fantazjuje o otwieraniu dla nich obozów zagłady, nie wysyła im gróźb śmierci w wiadomościach prywatnych.
Nikt nie odmawia im człowieczeństwa, nie ogłasza stref wolnych od katolicyzmu. Nie dostają na mieście wpierdolu ani za medalik, ani za to, że wyglądają jakoś katolsko, choć nawet katolikiem nie są. Nikt dotąd nie próbował wnieść ładunków wybuchowych na procesję Bożego Ciała.
I kiedy ich Kościół organizuje to wszystko na moim podwórku, to już nie mam przestrzeni, żeby stawiać ich emocje ponad własną krzywdą.
I dlatego, choć wiem, że to nie jest łatwy czas dla katolików, mam ochotę krzyczeć na tych wszystkich uprzejmych panów w średnim wieku wzywających mnie do większej empatii. Nie dziwię się, że kiedy to nie jest twoje podwórko, kiedy o tych groźbach śmierci słyszysz tylko z drugiej ręki, to kusi, by mówić, że “ta sytuacja rani wszystkich po trochę”.
Podchodzenie do każdego z równą empatią wydaje się postawą szlachetną, pozwala przyjąć pozycję zdroworozsądkowego arbitra. To ceniony w Polsce wizerunek, szanowany dużo bardziej niż jasne opowiadanie się po stronie ofiar.
Ofiary bowiem czasem krzyczą, a w ostatnich miesiącach nawet używają słów niecenzuralnych i ogólnie podejmują działania, które, w przeciwieństwie do eleganckiego centryzmu mają szansę naruszyć przemocowe status quo.
Jest różnica między skaleczonym palcem a urwaną nogą
Mówienie “każdy w tej sytuacji jest zraniony” sugeruje, że każdemu należy się też równa uwaga i wsparcie. Ale jeśli równo rozdzielimy wsparcie między tych ze skaleczonym palcem i tych z urwaną nogą, to istnieje spore ryzyko, że ci drudzy się wykrwawią. I bardzo bym chciała, żeby to porównanie było mniej dosłowne.
To nie znaczy, że katolikom niepodzielającym przemocowej narracji Kościoła nie należy okazywać wsparcia. Prawie każdy w tym kraju ma wśród bliskich wierzącą osobę, której emocje związane z obecną sytuacją dotykają ją osobiście. Ale jeśli chce się wyrazić empatię w sposób niedyskredytujący doświadczenia ofiar, warto przemyśleć najpierw kilka kwestii.
Rada 1. Zapytaj najpierw ofiary
Sytuacje, w które się angażujemy, dobrze pokazują, czyje doświadczenia wywołują w nas silniejsze oburzenie i większą empatię.
Czy jest to systemowa przemoc dotykająca osoby z grup dyskryminowanych czy przykrość związana z ich aktami oporu? I nie, nie wystarczy pretekstowe rozpoczęcie posta o “wandalizmie” w kościołach albo flagach na pomnikach od “popieram prawa tej grupy, ale…”.
Czy zanim wezwałaś do wykazania się większą empatią wobec katolików, zapytałaś najpierw ofiary, jakiego potrzebują wsparcia? Jak bardzo jesteś zaangażowany w codzienną walkę o równouprawnienie?
W kraju, gdzie wciąż można trafić do więzienia za tak zwaną “obrazę uczuć religijnych”, podczas gdy mowa nienawiści zagrażająca życiu i zdrowiu osób nieheteronormatywnych jest legalna i powszechnie stosowana, porządek prawny kształtuje świadomość.
Zinternalizowaliśmy przekonanie, jakoby te “uczucia religijne” były zupełnie wyjątkowe i wiązały się ze szczególnym zranieniem. Ale to nie jest prawda.
Z perspektywy kilkunastu lat głębokiej religijności mogę śmiało powiedzieć, że ból związany z negowaniem własnej tożsamości, nieustającymi aktami nienawiści i poczuciem zagrożenia we własnym kraju, jest większy. I wiąże się też z większą potrzebą solidarności.
Rada 2. Wymaganie empatii od osób doświadczających przemocy jest nieuczciwe
Tak, katolicy potrzebują wsparcia w przeżywaniu rozgrywających się zmian społecznych. Ale to wsparcie powinno przyjść ze strony osób niedotkniętych przemocą Kościoła.
Osoby z grup dyskryminowanych całe życie uczono przedkładania emocji wierzących nad własną krzywdę. “Nie mów, że jesteś lesbijką, bo babci będzie przykro”, “tylko nie zaczynaj nic o kościele przy moich znajomych” – każdy z nas przeszedł etap cenzurowania swojej tożsamości i swojego zranienia ze względu na bliskie osoby.
Przyznanie sobie prawa do wypowiedzenia tego gniewu wymaga często ogromnej pracy nad przełamaniem wewnętrznego tabu.
Ja potrzebowałam kilkunastu lat, zanim zdołałam publicznie powiedzieć o swojej krzywdzie i wciąż robię to jedynie na forum internetu. Chociaż już wiem, że mam prawo czuć zranienie, nie udało mi się jeszcze porozmawiać o nim z własną religijną rodziną. I moje doświadczenie nie jest jednostkowe.
Dlatego jeśli chcesz udzielać wsparcia katolikom dotkniętym aktami oporu osób doświadczających przemocy, rób to sam. Nie pisz apelu do ofiar o bardziej umiarkowane działania, bo nie masz prawa cenzurować ich gniewu.
Rada 3. Targowanie się cudzymi prawami jest przemocą
W imię “kompromisu” z Kościołem katolickim grupy dyskryminowane pozbawione były części praw przez ostatnie ćwierć wieku. I wielu liberałów kusi odzyskanie spokoju na ulicach przez podobne negocjacje.
My jednak mamy już dość. Nie rzucaliśmy brukiem, bo wierzyliśmy w obietnice, że to stan tymczasowy. Teraz wiemy, że oddanie części praw prowadzi do sytuacji, kiedy można nas odrzeć ze wszystkich.
Nieustannie mnie dziwi, jak wielu liderów opozycji twierdzi, że jest za równością, proponując mniejszą dyskryminację jako pożądany kompromis. Ale “kompromis” między równością a dyskryminacją to wciąż przemoc.
- Jeżeli mówisz “jestem za związkami partnerskimi, ale nie za równością małżeńską”, to nie uważasz mnie za równego sobie człowieka, którego uczucia i życie powinny podlegać takiej samej ochronie.
- Jeżeli mówisz “jestem za równością małżeńską, ale Polacy nie są na to gotowi”, to znaczy, że moje prawa mogą zależeć od czyichś nastrojów.
Przygnębiające targowisko z prawami człowieka oglądaliśmy w zeszłorocznej kampanii prezydenckiej. “Uważam, że w Polsce nie ma narodowej zgody” – zasłaniał się Szymon Hołownia, a jego aktywna medialnie żona tłumaczyła: “nie znam osób tej samej płci, które planowałyby małżeństwo”. Wiadomo, własnym znajomym to jednak niezręcznie mówić, że uważamy ich relacje za gorsze.
Ale te wypowiedzi nie plasowały ich daleko od idącego pod tęczowym sztandarem Rafała Trzaskowskiego. “Rozmawiajmy o tym, co jest w tej chwili prawdziwym przedmiotem debaty w Polsce” – wymigiwał się kandydat opozycji przed złożeniem jasnej deklaracji o równości małżeńskiej.
Dzisiaj podobne targi widzimy nad tak zwanym “kompromisem” aborcyjnym. A nie jest on przecież niczym innym niż odebraniem autonomii własnego ciała, którą w każdym innym przypadku uznajemy za nienaruszalną.
Jeśli uważasz prawa niektórych osób za negocjowalne, nie wierzysz, że są równymi tobie ludźmi.
Liberałowie lubią wzruszać się obrazkami ze ślubów osiemdziesięcioletnich par jednopłciowych po wprowadzeniu równości małżeńskiej w tym czy innym kraju. Ja mam ochotę raczej płakać. Bo na tych zdjęciach nie ma par, które ich nie doczekały, nie widać trudu życia latami jako formalnie obce osoby. A ja nie chcę być wzruszającą staruszką za pół wieku.
Moje życie jest teraz. I nie daję wam prawa targować się nim dla uspokojenia katolickich niepokojów.
Ale jeszcze bardziej nie macie prawa targować się życiem tych osób, które w przeciwieństwie do mnie nie mieszkają w dużym mieście w otoczeniu rozumiejących i wspierających przyjaciół. Tych osób, które nie mają ani środków finansowych ani znajomości języków, żeby w akcie desperacji pojechać po godność i podstawowe prawa do innego kraju.
Rada 4. Jeśli wiesz, jak należy skutecznie protestować, zrób to sam
Za każdym razem, gdy protest jakiejś grupy dyskryminowanej na chwilę stanie się sprawą medialną, pojawia się mnóstwo specjalistów od uprzejmego dochodzenia praw. Nagle okazuje się, że liczni komentatorzy, którzy przez lata ignorowali systemową dyskryminację dotykającą część naszego społeczeństwa, doskonale wiedzą jak tę sytuację zmienić. I zawsze chętnie i bez zaproszenia udzielają rad osobom walczącym całe swoje życie.
Dlatego przed napisaniem posta karcącego metody protestujących, warto się zastanowić, czy naprawdę jest możliwe, że nikt wcześniej nie zaproponował innego podejścia. Czy zanim pomalowano mury kościołów nikt nie organizował kampanii medialnych i projektów edukacyjnych?
Zepsuję niespodziankę i zdradzę od razu – próbowaliśmy.
Przez lata organizacje queerowe i feministyczne podejmowały różnorodne działania, żeby krok po kroku zmieniać świadomość społeczną. Nauczyliśmy się tyle: protest, który nikomu nie przeszkadza, można łatwo zignorować.
I tak się właśnie stało, liberałowie nie wprowadzili nawet związków partnerskich, nie mówiąc o prawdziwej równości, nie złagodzili prawa aborcyjnego, nie wpisali mowy nienawiści wobec osób nieheteronormatywnych do kodeksu karnego.
Bo wygodny status quo jest dla nich ważniejszy niż czyjeś życie. Jeśli naprawdę wpadłeś na uprzejmy i umiarkowany sposób, żeby skutecznie zakończyć dyskryminację, to fantastycznie. Ale wciąż, nie pouczaj osób walczących od kilkunastu czy kilkudziesięciu lat. Po prostu zrób swoje.
Rada 5. Nie utwierdzaj emocji wynikających z fałszywych przesłanek
Tak, wielu katolików czuje się skrzywdzonych w ostatnich miesiącach. Ale to zranienie wynika z fałszywej narracji cynicznie wykorzystanej do walki ideologicznej. Wmówiono im, że istnieje ideologia gender zagrażająca ich rodzinom. Wmówiono im, że działania, którymi ofiary wyrażają swój opór, stanowią akty dyskryminacji.
Wielu z nich nie rozumie doświadczeń grup mniejszościowych i widzą wyrażany gniew jako wojnę ideologiczną, skierowaną przeciwko ich osobistej wierze, a nie instytucji politycznej Kościoła katolickiego. Kiedy słucha się żalu wyrażającego prawdziwe emocje łatwo odnieść wrażenie, że stojące za nim przesłanki też muszą być w jakimś stopniu prawdziwe.
“Prawda zawsze leży pośrodku” – to chyba najczęściej bezrefleksyjnie powtarzane powiedzenie. Ale tak nie jest, prawda (i słuszność) leży tam, gdzie jest faktycznie, choćby to był margines spektrum opinii.
A emocje i ogląd sytuacji to dwie różne rzeczy. Można wysłuchać czyichś emocji i udzielić wsparcia, nie potwierdzając równocześnie idących za nimi fałszywych przesłanek. A nawet warto, bo choć prawdziwe powody obecnego buntu przeciwko instytucji Kościoła katolickiego też mogą być trudne emocjonalnie dla osób wierzących, dobrze aby wiedzieli, że jest to w gruncie rzeczy spór polityczny. A świeckość w życiu publicznym nie będzie zagrażać ich osobistej wierze, a tym bardziej ich rodzinom.
Rada 6. Wspieraj lokalnie, rozmawiaj
To chyba najlepsze rozwiązanie, jakie potrafię zaproponować. Po stronie grup dyskryminowanych warto stawać głośno, ponieważ równość powinna być powszechną i oczywistą zasadą naszego porządku społecznego.
Natomiast na emocje innych osób związane z dziejącą się zmianą kulturową odpowiadaj indywidualnie.
Zamiast pouczać ofiary dyskryminacji, jak powinny protestować, o które prawa wolno im walczyć i czyje emocje powinny stawiać przed swoim zranieniem, idź pogadać ze znajomym katolikiem. Powiedz mu osobiście, że widzisz jego emocje. Zapytaj, czy potrzebuje porozmawiać, weź na siebie tłumaczenie sytuacji.
To dla odmiany będzie działanie, z którego mogą skorzystać obie strony, zarówno osoby wierzące, jak i grupy doświadczające systemowej dyskryminacji. A w szerszym rozrachunku, takie budowanie porozumienia może faktycznie przyczynić się do odzyskania stabilności społecznej bardziej niż powrót do przemocowego status quo.
Halszka Bezkurkow – aktywistka, pisze o Kościele i doświadczeniach osób queerowych. W OKO.press publikowaliśmy jej szeroko komentowany tekst 7 toksycznych treści wychowania katolickiego. Nazwisko zmienione na prośbę autorki.
A dlaczego te wszystkie ataki nie są na księży "w cywilu" tylko np. podczas mszy? Wtedy każdy by wiedział, że walczy się z przestępstwami, z niegodziwymi ludźmi, a nie z ideologią.
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
"Bo to właśnie z ideologią trzeba walczyć. Religia sprawia, ze dobrzy z natury ludzie robią podłe rzeczy. Jeśli odetniesz księdza od wtłoczonej mu do głowy religii to on zazwyczaj okaże się zwykłym człowiekiem, który nie chce nikomu wadzić"
Zwykły człowiek = człowiek bez poglądów.
Świetnie napisane ! Prawda na dziś: „Jeśli uważasz prawa niektórych osób za negocjowalne, nie wierzysz, że są równymi”
Nie doczytałem do końca tych bzdur, bo pierwsze kilka akapitów daje pojęcie o poziomie refleksji autorki.
Dialog jest możliwy jedynie przy założeniu szczerych intencji partnera. Jeśli zakłada się, że jego uczucia nie są autentyczne, a wynikają z tego, że jest głupcem który dał sobie coś wmówić przez propagandę, to dialog skończył się jeszcze zanim się rozpoczął. Z powodu rażącej arogancji osoby, która postanowiła udzielać rad maluczkim.
Figura Chrystusa dla wierzącego jest figurą przedstawiającą kogoś najbliższego, odczucia z z nią związane są autentyczne. Nie trzeba tego rozumieć, ale wypada to przyjąć do wiadomości, bez pogardliwego lekceważenia. Domagając się szacunku dla inności, warto zacząć od praktykowania go samemu.
Czyli bałwan ważniejszy od człowieka. (Biblijne pojęcie bałwana odnosiło się do robienia podobizn bogów, nie ubliżając.)
Haha, przecież to jest dokładnie to, o czym autorka pisze. Obrażasz się, że nie pasuje Ci to, że dyskryminacja Ciebie jako katolika de facto nie dotyczy w tym kraju i powinieneś spojrzeć na mniejszość w taki sposób, że jak osobie grozi się śmiercią, to będzie miała gdzieś Twój dyskomfort, że wyciąga się kościelne brudy na tapetę. I że sam masz sobie z tym poradzić, a nie zwalać na zaszczute mniejszości odpowiedzialność za Twoje bolące serduszko, że nie wszyscy czują do Chrystusa to co Ty, a nawet niektórzy czują coś bardzo odwrotnego niż miłość I MAJĄ DO TEGO PRAWO.
Popracuj nad składnią, bo trudno rozszyfrować to puzzle. Mamy wolność przekonań, każdemu wolno nienawidzić Chrystusa, ale jeśli dewastuje jego pomniki lub to pochwala, nie powinien twierdzić, że robi to w imię szacunku czy tolerancji, bo to absurd. A jeszcze bardziej nie powinien pouczać innych, co wolno im w związku z tą dewastacją czuć i czy wolno im o swoich odczuciach mówić, bo to już absurd do kwadratu.
Jak byłam młoda w latach 90 tych to nienawidziłam Chrystusa i dewastowałam to i owo w ramach bycia fanem black metalu😁To były piękne czasy.Łza w oku się kręci.😉
😀
Keep Calm and Burn Churches
Idzie nowe, dewocja powoli wymiera a kropla drąży skałę.
Wielu katolików nie rozumie, że systemowe opowiadanie bajek za 20 mld rocznie z naszych podatków może mocno w**rwiać . Niech sami sponsorują swoich sukienkowych szamanów.
"Jak byłam młoda w latach 90 tych to nienawidziłam Chrystusa i dewastowałam to i owo w ramach bycia fanem black metalu😁To były piękne czasy. Łza w oku się kręci.😉"
Gratuluję bycia krindżowym satanistą i ekstremistycznym zwierzęciem. Nawet Varg Vikernes się od Was odcina.
"Keep Calm and Burn Churches
Idzie nowe, dewocja powoli wymiera a kropla drąży skałę.
Wielu katolików nie rozumie, że systemowe opowiadanie bajek za 20 mld rocznie z naszych podatków może mocno w**rwiać . Niech sami sponsorują swoich sukienkowych szamanów."
"Idzie nowe", "Burn churches" i "dewocja powoli wymiera" to wzajemnie wykluczające się rzeczy. Po prostu udajesz, że Twój światopogląd nie jest ideologią niczym nie różniącą się od politycznego wymiaru religii i nie zdajesz sobie sprawy, że jesteś zradykalizowanym fanatykiem. Dewocja nie umiera, dewocja żyje w Tobie.
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
"dyskryminacja Ciebie jako katolika de facto nie dotyczy w tym kraju"
Do niedawna mogło tak być, pod warunkiem, że nie traktowałeś/aś swojej religii zbyt serio, inaczej ludzie zaczynali dziwnie patrzeć albo jawnie szydzić. Od października nienawiść w stosunku do katolików ma charakter jawny i otwarty.
"Kto sieje wiatr, zbiera burzę."
Inna rzecz, że zadziwiająca jest obrona prześladowanych katolików stanowiących przytłaczającą większość w tym kraju, mającą do dyspozycji rząd arcy-katolicki (wielce stronniczy, że przytoczę wypowiedź Kaczyńskiego: poza Kościołem jest nihilizm) z całym aparatem przymusu, który niszczy niezależność sądów i prokuratury, i tym samym pozbawia pewności obrony praw mniejszościom.
Cytat z Nowego Testamentu ":Nie ma już różnic między ludźmi, lecz wszystkim we wszystkich jest Chrystus." Figurka prawdziwemu wierzącemu nie jest potrzebna. Potrzebna za to jest KK , instytucji założonej w 4 wieku w celu kontrolowania ludzi, uzurpującą sobie prawo do bycia jedynymi " przedstawicielami" (?) Boga. Zrozumiałam to ok. 30 lat temu i z mojego punktu widzenia tęcze na aureolach sa bardzo ozdobne. Obraziłam wierzącego ? nie, bo sama jestem osoba wierzącą, ale nie wierzącą w KK.
I takie osoby są między młotem a kowadłem. I o ile nie popieram KK, o tyle jest dla mnie bardzo przykre, kiedy przy okazji obraża się każdą osobę, która ośmiela się wierzyć w transcendencję.
Ależ wierzcie sobie śmiało, tylko sami opłacajcie waszego pośrednika z bogiem. Na ten moment wszyscy muszą się zrzucać na firmę jawnie szkodzącą społeczeństwu więc nie dziwcie się gdy ludzie głośno mówią, że mają tego dość.
"Ależ wierzcie sobie śmiało, tylko sami opłacajcie waszego pośrednika z bogiem. Na ten moment wszyscy muszą się zrzucać na firmę jawnie szkodzącą społeczeństwu więc nie dziwcie się gdy ludzie głośno mówią, że mają tego dość."
Jakiemu społeczeństwu? Moje społeczeństwo ma tysiąc lat i 99% z jej przedstawicieli już nie żyje. Z aktualnie żyjących nadal większość identyfikuje się z kulturą i dziedzictwem katolickim. Nie jesteś "społeczeństwem", a ja nie jestem marginesem społeczeństwa. Jeśli już to na odwrót.
Smuteczek.
Żydy i pedały mają na własność tylko siebie samych, swoje marne, bebechowate i spocone człowieczeństwo i na tej podstawie domagają się płaczliwie jakiegoś minimum uznanania i ochrony. Słabździutko!
A co ma obarzony przez Stwórcę duszą nieśmiertelną katolik? Ma to wszystko, co miał kiedyś członek PZPR. Ale o tym nie tyt. Katolik jest kimś, za kogo Bóg umarł na krzyżu. I kimś, dla kogo ten Bóg zbudował i umeblował Himmelsreich. Nie mylić z Himmlerisches Reich. Jest też katolik posiadaczem, jedynej prawdziwej, najprawdziwszej prawdy o wszystkim, o świecie, jego powstaniu, o tego świata kresie, o tym co złe a co dobre, co czyste i co nie czyste i o tym jak się wolno .ierdoli. i jak p…….ć się nie wolno. Katolik, tak jak w wypadku prdln, wie kto powinien rzadzić a komu to jest absolutnie zabronione. I jeżeli katolik wybiera, to wybiera słusznie i takie rządy sa słuszne. Katolik wie jak chronić przyrodę, jak dbać o wolność słowa i jak społecznie kontrolować sądy oraz jak być patriotą i kochać Ojczyznę. Katolik kocha wszystkich ludzi i czyni im to, co dla nich najlepsze, modli się o nawrócenie Żydów i gotów jest wyleczyć, co do jednego, każdego pedała. Pewnie żem coś pominął, lista ta może jest nieskończona jak życie wieczne, ale to wystarczy, żeby zrozumieć, że wobec takiej uzurpacji ktoś może się zwyczajnie zaśmiać albo puknąć w czoło. I wtedy….. ło dla Boga! Urazi uczucia katolika bo jednocześnie obrazi i zdrowie, i miłość, i przyzoitość, i mękę krzyżowa Chrystusa, i swobodę badań naukowych i niepodległość oraz bohaterstwo bezprzykładne bohaterów naszych, wszystko co zasługuje na szacunek i podziw. Dlatego z katolika nie wolno się podśmiewać ani go przedżeźniać.
Coś słabo mi wyszło. Boć przeca katolik katolikowi nie równy. Niby wszyscy w swojej katolickości jednakowi, ale przecież jedni są wyświęceni i mają audiencję Ducha Świętego 365/24h, a inni nie. No i wspomniałem o wykpiwaniu, a przecież sa gorsze niż ironia blasfemie. Gorsza niż drwina jest polemika, bo wynika ze świętokradztwa jeszcze gorszego – z zaprzeczenia prawdzie, prawdzie objawionej, danej przez Boga, czyli jedynej i najwyższej. Co powinniśmy czynić wobec owej prawdy? Jedno tylko, być posłusznymi bez zastrzeżeń i okazywać jej czołobitność, na kazdym kroku. Tym bardzej wobec wyświęconych. Sacerdotii nostra primordia!!!
Jeżeli więc ktoś nie jest katolikiem, ale nie chce katolickich uczuć obrażać, powinien, na zewnątrz, zachowywać się tak, jakby katolikiem był. Czyli bić pokłony tam gdzie katolicy je biją i okazywać, jak oni, suczą uległość i bezwarunkowe posłuszeństwo, gdy 94% je okazuje. Inaczej obraza, niszczenie narodu i rodziny, Holokaust na narodzie polskim. A za rogiem Ziobro z pałą i kajdankami.
Zresztą takich uraźliwych jest więcej. Poza katolikami, tymi prawdziwymi, czyli narodowo-polskimi, są też Bracia Muzułmanie i inni wierni proroka. Albo Kacapy. Powiesz , że nie Rusek wynalazł radio czy żarówkę, to obrazisz jego uczucia. Nie będziesz wdzięczny za aswabażdienije od faszizma, znowu obrazisz. No i Pucin, by chronić uczucia mużyków, już wprowadził prawo, które w Raszce nie pozwala na obrażanie, wolność słowa tak, ale obrażać wielikoj dierżawy nietu. Przykłady można mnożyć i wychodzi na to, ze tylko na Zgniłym Zachodzie nie trzeba zważąć na każde słowo, bo obrazić łatwo a państwo chętnie przywoła do porządku. Tyle, ze ta niby zgniło-zachodnia swoboda ekspresji to jest nic innego, tylko moralny relatywizm, nihilizm i cywilizacja śmierci oraz nauka masturbacji od przedszkola.
Szacun 😀
Stawiam Zenonie wirtualnego browara i piję Twoje Zdrowie 😀
Keep Calm and Burn Churches
Mentalność wielkiego suwerena ukazałeś w całej jej doskonałości i wielkości. Dzięki niej klesza kasta tak znakomicie ma się w naszej Wolsce.
Wiele słów, wśród nich niezrozumiałych dla prostego człowieka. Wymieszanie pojęcia krzywdy katolika (człowieka wierzącego) z krzywdą instytucji kościoła. Podsumowaniem niech będzie stwierdzenie, że pochowanie Gulbinowicza na śmietniku, zamiast w alei zasłużonych w niczym nie naruszyło miru wierzących. Jak wierzący zaczną to rozumieć, to morze wejdą na drogę kompromisu z ateistami.
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
Dotarłem do momentu, "…A wiele osób plasuje się prawdopodobnie gdzieś pomiędzy…" , bo Pani chyba nie ma pojęcia w czym problem. Większość według niej to osoby które nie popierają pedofilii ale… Dramat. Szkoda czasu na kończenie tego. Teraz może mniej ale ostatnio ok 80% deklarowało jako osoby wierzące. I jakoś nie sądzę aby poza lewym skrzydłem kościoła cała reszta czyli jakieś 60-70 procent katolików nie miało problemu z pedofilią.
Ogólnie po takim wstępie szkoda czasu na czytanie całości.
To samo co wyżej. Właśnie o tym jest artykuł. Nie potraficie przeczytać do końca artykułu, bo nie zgadza Wam się narracja, że katolicy, którzy są przeciwni pedofilii w kościele, równocześnie obruszają się, że ktoś w ogóle to wyciąga na wierzch i "atakuje kościół". Serio? Jak powiem głośno, że ktoś jest przestępcą, a przy tym przestępstwie wykazał się niebotyczną hipokryzją, a instytucja do której należy udawała, że problemu nie ma, to ja tą instytucję atakuję? Czy stwierdzam fakt?
Naprawdę, jeśli czyjś dyskomfort związany z tym, że ups, kościół nie jest kryształowy i ta osoba do niego należy i wspiera własnym hajsem (i przy okazji głosuje na partie, która wspiera kościół tez moim hajsem), to niech wyżali się komuś, kto przez kościół nie jest opluwany i szykanowany jak osoby LGBT albo sprowadzany do roli inkubatora/trumny/cierpiętnicy jak kobiety.
Posłuchaj Rydzyka, tego nie dawnego. On mówi, ze czepianie sie gwałtów na dzieciach dokonywanych przez jego koleżków po fachu, to jest nie tylko atak na kościół, ale to jest wypowiedzenie wojny samemu Bozi. W ten sposób Rydzyk, we własnej sprawie, uprzedza wszelką krytykę mówiąc niemal w prost : jeżeli ja i to co wyprawiam się komuś nie podoba, to niech wie, ze nie mnie atakuje, ale samo Zbawienie. Dla wiernych to wystarczający argument, żeby karać własne, zgwałcone przez ksiedza dziecko za mówienie o jego krzywdzie. A dla polityków : zamknijcie mordy, bo poszczuję na wasz legiony fanatyków, mam tego parę milionów do dyspozycji i siem nie zawaham ich użyć w obronie moich przychodów.
Ech, może wystarczy wmówić foliarzom-przeciwnikom 5g, że maszty rozgłośni radia Ma-ryja, tvtrwam i TVP to właśnie nadajniki 5g. Przyjdą, spalą, będziemy trochę do przodu. Ale co do karania własnych dzieci i fanatyków masz stuprocentową rację.
Nie dyskutujemy o ujawnianiu przestępstw czy krytyce instytucji a o aktach durnowatego wandalizmu typu oblepiania czymś pomników, które dla wierzących przedstawiają Boga, czy wdzierania się w do kościoła w trakcie mszy (która dla wierzących jest największą świętością) z jakimiś transparentami czy wrzaskami.
Jesteście tacy delikatni i wrażliwi. W swej delikatności potraficie zaszczuć ludzi nie podzielających waszej ideologii.
No i właśnie o tym piszę. Ja pisze jedno a Pani do mnie "…Nie potraficie przeczytać do końca artykułu, bo nie zgadza Wam się narracja, że katolicy, którzy są przeciwni pedofilii w kościele,.." zakładając, że ja bronie kościoła. Pisze pani cos co nie ma miejsca. I tak samo ten artykuł pisze o czymś czego nie ma.
Zakładając, że 90% Polaków wierzy w Boga a z sondaży wynika, że prawie 70% popiera strajk kobiet. To ni mniej ni więcej lewe skrzydło jest ogromne a nie marginalne jak wynika z tekstu.
"Jesteście tacy delikatni i wrażliwi. W swej delikatności potraficie zaszczuć ludzi nie podzielających waszej ideologii."
Fascynująca projekcja. Niestety nie miałem i nie mam w planach drzeć mordy pod Twoim domem ani pod miejscem, gdzie się spotykasz z innymi ludźmi. Nie mogę tego samego powiedzieć o Tobie.
Tak to jest gdy nie potrafimy odróżnić sfery prywatnej od publicznej. Nie rozumiemy znaczeń.
Tak to jest gdy edukacja jest fermą wtłaczania wiedzy, zawodówką a nie próbą zrozumienia. Nie ma w niej filozofii a jeśli się pojawia to wersji odartej od pytań. Nie ma logiki, nie jest niezbędna do przekazu prawd objawionych. Nie ma rozważań o moralności, tę zastępuje kk.
Degenerujemy się od kilkudziesięciu lat.
Jesteśmy efektem starcia ortodoksji. Wcześniejszego państwa totalitarnego i totalitarnej religii. Nie w tym miejsca dla humanizmu. Nie mieści się w szufladkach. W poukładanym świecie czerni i bieli.
Nie zastanawiamy się nad znaczeniem wypowiadanych słów. Przyjmujemy je jako własne lub odrzucamy. Nie szukamy sprzeczności.
Rozmowa z Kosiniakiem o aborcji: zróbmy referendum.
Nie ma w tym zastanowienia dlaczego ktoś ma decydować o czyimś życiu.
Ktoś kto nawet nie zauważa możliwych dramatów.
Uzurpacji nie poprzedza rozważanie etyczne o dopuszczalności takiego działania. Ortodoksja upraszcza problem.
Kieres o wyroku: jestem chrześcijaninem, mam prywatne poglądy, ale muszę pamiętać o innych ich niepodzielających.
Cenię tę Osobę. W świecie gnid jest kimś szalenie pozytywnym.
Jednak czy od prawnika u szczytu kariery zawodowej moglibyśmy oczekiwać powstrzymania się od deklaracji własnych poglądów?
Czy mamy prawo oczekiwać by jedynym Jego poglądem był uniwersalizm prawniczy?
Czy sama deklaracja nie wnosi cienia wątpliwości?
Co gdyby zadeklarował: jestem buddystą, jestem agnostykiem, jestem faszystą, jestem komunistą?
Gdyby tak zadeklarował, byłoby tak samo. Nawet prawnik u szczytu kariery zawodowej ma prawo mieć własne poglądy i wyznanie, oraz prawo przyznania się do nich, ale w jego codziennej pracy zasadą winien być uniwersalizm prawniczy, niezależnie od wyznania czy poglądów politycznych. To właśnie prof. Kieres chciał podkreślić. Zresztą mamy pozytywny przykład – Sąd Najwyższy USA, który pomimo tego, że dzięki nominacjom Trumpa jest zdominowany przez sędziów o konserwatywnych poglądach, nie stał się jednak Trybunałem Kucharki v2.0 i zmiótł bzdurne zarzuty byłego już na szczęście prezydenta o sfałszowaniu wyborów.
Prywatne poglądy ujawnione publicznie przestają być prywatne.
Stanowią pewnego rodzaju deklarację.
Kieres nie ma z tym problemu, potrafi zachować się właściwie, obiektywnie.
To jednak nie powinna być norma.
To znak dla innych, że jednak można a kto powiedział ile można?
W instytucjach państwa jego przedstawiciele powinni deklarować jedynie zasady związane z państwem.
Moim skromnym zdaniem oznajmianie swoich prywatnych poglądów powinno być zakazane i sankcjonowanie.
1. “Niedługo po wyborach prezydenckich, które doprowadziły sytuację osób queerowych w Polsce do najgorszego poziomu w ostatnim ćwierćwieczu” – Za czasów PO-PSL „osoby queerowe” tj. niespełniające normy gatunkowej (odchyłkowe) to miały raj na ziemi w Polsce (ciekawe dlaczego leworęczni nie domagają się, aby wszelkie urządzenia techniczne montowane były pod lewą rękę? – argument o równości).
2. “Naprawdę wierzą, że idziemy po ich rodziny, zagrażamy świętościom i porządkowi społecznemu, który wydaje im się słuszny i konieczny” – Czyżby lewactwo dewastowało rodzinę, tradycję i naród tak tylko na niby?
3. “Dzisiaj podobne targi widzimy nad tak zwanym “kompromisem” aborcyjnym. A nie jest on przecież niczym innym niż odebraniem autonomii własnego ciała, którą w każdym innym przypadku uznajemy za nienaruszalną” – Istnieją prawa naturalne (tj. esencjalne), które winny być niewzruszalne; „aborcja na życzenie” nie jest prawem naturalnym, ale np. aborcja z przesłanki eugenicznej jest prawem naturalnym (dobro gatunku).
4. “Ale tak nie jest, prawda (i słuszność) leży tam, gdzie jest faktycznie, choćby to był margines spektrum opinii” – A co z lewackim rozumieniem prawdy? (prawdą jest to, co przybliża zwycięstwo ideologii lewackiej).
5. OkoSoros – "Fundacja Ośrodek Kontroli Obywatelskiej". Kontrola polega m.in. na specyficznym "cenzurowaniu" komentarzy: komentarze (np. moje) widoczne tylko dla zalogowanych. Dajcie od razu bana – gra będzie uczciwa.
W takim razie czekam, jak ci biedni umiarkowani katolicy zaczną protestować w następujących sprawach:
– sprzeciwiamy się finansowania KK z budżetu, będziemy sami go utrzymywać
– nie chcemy krzyży w urzędach, na szczytach górskich i innych miejscach publicznych
– nie chcemy ustawowych dni wolnych w święta katolickie, weźmiemy sobie urlopy jak przedstawiciele innych religii, wszak nasza religia jest równa innym
– nie chcemy religii w szkołach, ani mszy organizowanych przez szkoły.
Otóż takie postulaty nie padną, bo nawet tym najbardziej umiarkowanym katolikom zależeć będzie na uprzywilejowanej pozycji. A uprzywiejowanie jednej grupy, to dyskryminacja innych.
A zaskoczę, bo padną, a w zasadzie padły w czwartek. Proszę poczytać program, który ostatnio przedstawił instytut Strategie 2050. https://strategie2050.pl/analiza-panstwo-i-kosciol-na-swoje-miejsca/.
Mamy likwidację Funduszu Kościelnego (punkt pierwszy spełniony). Hołownia mówił także o usuwaniu krzyży w szkołach/urzędach jeśli choć jedna osoba nie będzie ich chciała (punkt drugi). O punkcie trzecim nie było mowy, ale wydaje się że mamy dużo poważniejsze problemy do rozwiązania na początek, ale sam pomysł nie wydaje się zły.
Religia w szkołach – zamiast religii obowiązkowa etyka lub filozofia z elementami religioznastwa, ilość godzin religii ustalana przez radę szkoły (w tym może być 0) i ich forma (np. jako rekolekcje w kościołach), decyzja ucznia po podstawówce a nie rodzica o uczestnictwie w lekcjach religii, ocena nie powinna być uwzględniana do średniej, finansowanie katechetów w większym stopniu przez odpowiednie kościoły (bo katecheza może być nie tylko katolicka). Wprawdzie o mszach organizowanych przez szkoły nie było mowy, ale sądzę że skoro była mowa o rozdzieleniu państwowych obchodów i kościelnych w święta, to chyba podobnie. Inna sprawa, że nie słyszałem, żeby obecność na takich mszach gdziekolwiek była obowiązkowa. Mamy zatem załatwiony punkt czwarty. No to się doczekałeś.
Krzyże powinny być usuwane z urzędu. Ja już sobie wyobrażam co będzie się działo na prowincji z tą "jedna osobą". Skoro ma nie być religi, to dlaczego "finansowanie katechetow". Brak warunków dopuszczania księży do nauczania (przynajmniej kurs pedagogiczny). Dużo jeszcze musi popracować Hołownia nad swoimi obietnicami.
To tylko potwierdza, że Hołownia to tylko spadochron dka KK.
Fundusz kościelny to mniej niż 10% finansowania KK w Polsce i jedyna forma finansowania innych niż KK związków wyznaniowych. To niczego nie rozwiązuje. Co z gruntami nabywanymi za bezcen i innymi przekazywanymi środkami?
Usuwanie krzyży, jeśli choć jedna osobanie będzie chciała – ale jaka osoba? Dowolna jedna osoba w Polsce, czy może zameldowana w gminie, a może pracująca w tym obiekcie? Pewnie w szkole będzie musiał zaoritestować rodzic, wyobraź sobie teraz taką osobę i jego dziecko na wsi.
Podobnie te godziny religii ustalane przez radę, to zwyczajnie umycie rąk od tematu, na wsi nie-katolicy zostaną całkiem stłamszeni. Rekolekcje niech sobie urządza KK po szkoke, a nie zamiast nauki szkolnej, to co piszesz niczego nie zmienia. To samo z nauką religii niejatolickiej – zwyczajnie nie każdy związek wyznaniowy sobie na to może pozwolić ze ezględów finsnsowych jaki i małej ilości dzieci. To co piszesz to pozory, po których jatolik myśli "jesteśmy tacy otwarci, a oni się dalej czepiają". To typowy bullshit.
Nie ważne jest, czy szkoła organizuje obowiązkowe, czy nieobowiązkowe msze, szkoła nie jest od organizowania obrzędów rekigijnych, niech sobie KK organizuje np w niedzielę poprzedzającą rizpoczęcie roku.
Sorry, ake to wszystko to tylko pozory, które jeszcze bardziej przekonały mnie kim jest Hołownia.
Chwila, chwila. Napisałeś, że czekasz aż zacznie się walka w tych czterech sprawach. Jasno pokazałem, że coś się dzieje. Ty jednak nie przeczytałeś w ogóle dokumentu, który zalinkowałem, co zaraz wykażę niżej. Czyli wniosek prosty, jeśli katolik jednak zgadza się z Twoim zdaniem, to tym gorzej dla Twojego zdania, bo jednak zaraz je zmienisz tak, żeby nic nie pasowało.
"Co z gruntami nabywanymi za bezcen i innymi przekazywanymi środkami?" – jakbyś zajrzał do tekstu, to byś zobaczył "Kwestię rozliczeń majątkowych między państwem a Kościołem Katolickim w związku ze zwrotem dóbr odebranych mu w wyniku działalności władz komunistycznych należy uznać za zamkniętą. Możliwie prędko należy też za zamknięte uznać rozliczenia z innymi związkami wyznaniowym". Słowem ucięcie tego typu "kupczenia" ziemią.
"Usuwanie krzyży, jeśli choć jedna osobanie będzie chciała – ale jaka osoba? " to chyba jest dość oczywiste, że raczej chodzi o rodziców. "wyobraź sobie teraz taką osobę i jego dziecko na wsi" – wyobrażam. W czym problem?
" Rekolekcje niech sobie urządza KK po szkole" – co z ludźmi, którym wygodniej jest żeby takie zajęcia były w szkole z powodów czysto logistycznych (mam na myśli inne zajęcia pozaszkolne).
"niejatolickiej " prześmieszne słowo, właśnie sam zakończyłeś dyskusję, podobnie nazwaniem mnie fundamentalistą (do których mi naprawdę daleko). I potem przychodzi zdziwienie, że z drugiej strony nie ma dialogu. Miłego dnia zatem życzę.
"" Rekolekcje niech sobie urządza KK po szkole" – co z ludźmi, którym wygodniej jest żeby takie zajęcia były w szkole z powodów czysto logistycznych (mam na myśli inne zajęcia pozaszkolne)." Niech się zrzucą na wynajem sali albo poproszą któregoś z biskupów, żeby sprzedał wszystkie złote dewocjonalia i postawił jakiś kościół bliżej ich domu.
"W takim razie czekam, jak ci biedni umiarkowani katolicy zaczną protestować w następujących sprawach:
– sprzeciwiamy się finansowania KK z budżetu, będziemy sami go utrzymywać"
Możemy się umówić, że niektóre kwestie kościelne będą finansowane z przychodów z turystyki, jako że dziedzictwo średniowieczne/katolickie jest jednym z głównych magnesów turystycznych w Polsce. Ale obawiam się, że plus minus jeszcze więcej pieniędzy popłynie do Kościoła.
"– nie chcemy krzyży w urzędach, na szczytach górskich i innych miejscach publicznych"
Godło zostawicie, towarzyszu? Godło jest obraźliwe dla ludzi identyfikujących się z inną grupą i imigrantów.
"– nie chcemy ustawowych dni wolnych w święta katolickie, weźmiemy sobie urlopy jak przedstawiciele innych religii, wszak nasza religia jest równa innym"
Nie wszyscy obchodzą święta świeckie.
"– nie chcemy religii w szkołach, ani mszy organizowanych przez szkoły."
O tym zdecydują rodzice.
"Otóż takie postulaty nie padną, bo nawet tym najbardziej umiarkowanym katolikom zależeć będzie na uprzywilejowanej pozycji. A uprzywiejowanie jednej grupy, to dyskryminacja innych."
Społeczeństwo egalitarne nie istnieje, to oksymoron. Istnieje ono wyłącznie w lewicowej teorii.
"To nie jest łatwy czas dla katolików, ale to nie moja odpowiedzialność." a to zdanie to nie jest przejaw symetryzm? "nie jestem rasistą, ale…" to najczęstsza wymówka, jak widać po obu stronach.
Szanowna autorko, uważam że sama zwracając uwagę na pouczanie maluczkich, robisz dokładnie to samo. Też mówisz katolikom jak mają się czuć. I też stosujesz krzywdzące uogólnienia. Na przykład nie sądzę, żeby "symetryści" wierzyli w istnienie ideologii gender. I wbrew pozorom nie obraża mnie tęczowa flaga na posągu Jezusa (wbrew temu co się może wydawać, Tomasz Lis nie jest żadnym religijnym autorytetem). To, co obraża, to język. To manifestowanie w czasie Mszy. To agresja (także słowna), która powinna być skierowana w nieco inną stronę, nie tylko z powodu samej deklaracji wiary (podobnie jak nie powinno być agresji w stronę osób LGBT tylko za sam coming out). Tak samo jak obraża uprawianie polityki w kościołach.
"jestem za związkami partnerskimi, ale nie za równością małżeńską” – nie wiem jak autorka, ale wydaje mi się, że celem małżeństwa jest (z punktu widzenia państwa) prokreacja. Proszę mi wybaczyć, ale o ile wiem z lekcji biologii to raczej para homoseksualna nie może "stworzyć" nowego człowieka, że tak to ujmę. Owszem, może adoptować i wychować (i tu uważam, że niejednokrotnie może to zrobić lepiej od tzw. tradycyjnej rodziny) – jednak do tego, by adoptowane dziecko w ogóle się na świecie pojawiło jest potrzebna kobieta i mężczyzna. Biologii się (na razie) nie pokona. Związek partnerski w moim wyobrażeniu powinien być zarezerwowany dla osób nie będących hetero, a małżeństwo dla osób hetero.
"Tak, katolicy potrzebują wsparcia w przeżywaniu rozgrywających się zmian społecznych. Ale to wsparcie powinno przyjść ze strony osób niedotkniętych przemocą kościoła." – to przekonanie wynika z prostej zasady. Traktuj bliźniego jak siebie samego. Ktoś chce empatii – nie ma problemu, jestem bardzo empatycznym człowiekiem. Ale nie potrafię współczuć osobom zachowującym się agresywnie wobec mnie i naśmiewającym się z wartości dla mnie ważnych przy najmniejszej wzmiance o katolicyźmie czy Kościele. Dokładnie tak samo, dla osób nieheteronormatywnych ważna jest tęczowa flaga czy pewne prawa.
"Nikt nie odmawia im człowieczeństwa, nie ogłasza stref wolnych od katolicyzmu, wciąż nie dostajesz na mieście wpierdolu ani za medalik, ani za to, że wyglądasz jakoś katolsko, choć nawet katolikiem nie jesteś" – nie. Ale już przemoc słowna, wyśmiewanie tego, w co się wierzy – a to już prędzej. Jedno i drugie jest złem.
Na koniec dodam, że bardzo dobrze, że dostrzegasz, autorko, fakt że dla części katolików ten czas też nie jest łatwy a im silniej ktoś wierzy, tym trudniejszy to czas. Z jednej strony działanie duchownych, które regularnie wykazują znamiona braku zrozumienia (i chęci by zrozumieć) dzisiejszego świata. Boli, gdy Kościół sam pod sobą dołki kopie – nie potrzeba żadnej mitologicznej ideologii gender, PiS do spółki z częścią hierarchów samo wykończy Kościół. Boli, że w Kościele zamiast miłości często mamy nienawiść. Boli, że skala tych zjawisk jest tak duża a poczucie sprawczości przez wiernych jest niestety niskie. Dlaczego więc nie moglibyśmy wspierać się nawzajem, zamiast postawy "niech ktoś inny pocieszy tamtych drugich"? Nie mówię, że takich katolików, o których mowa w artykule nie ma, ale myślę że jest ich mniej niż się wydaje – tj. z innym podejściem być może zmiana zdania byłaby prostsza. Jak sama zauważasz, zmiana światopoglądu nie jest łatwa. Należy to ułatwiać a nie utrudniać, inaczej kończy się okopaniem po obu stronach i "wojną na wyniszczenie przeciwnika" (dlatego hasło "to jest wojna" tak bardzo mnie martwi, bo pozostawia niewiele miejsca do dyskusji). Tak to działa w przypadku każdego sporu, także i tego. Chcę wierzyć, że jeszcze będzie lepiej i będziemy umieli obok siebie żyć w pokoju.
Przypominam ci, że twój miłosny kościół pierwsze od czego zaczął na tych ziemiach, to niszczenie lokalnych miejsc świętych i zakazywania rodzimych praktyk religijnych. Islam też jest pełen miłości dla każdego, kto się mu podporządkuje. To nie są religie nastawione na duchowść, tylko na pozyskiwanie jak największej ilości władzy, majątku i wyznawców.
Na to już nie miałem wpływu i za to nie ma co mnie ani współczesnego Kościoła obwiniać. Da to coś? Da się cofnąć to, co się stało? Pewnie, że nie powinno to się stać, ale działano wtedy jak działano. Natomiast tego, w co wierzę to nie zmienia. Kościół instytucjonalny =/= Bóg
"Przypominam ci, że twój miłosny kościół pierwsze od czego zaczął na tych ziemiach, to niszczenie lokalnych miejsc świętych i zakazywania rodzimych praktyk religijnych. Islam też jest pełen miłości dla każdego, kto się mu podporządkuje. To nie są religie nastawione na duchowść, tylko na pozyskiwanie jak największej ilości władzy, majątku i wyznawców."
Nie było na "tych ziemiach" żadnej jednolitej tożsamości, a turbosłowianie wymyślili sobie mit o opresji ze strony "krzyżowców", kiedy w rzeczywistości chrystianizacja miała głównie charakter pokojowy, a religijność lokalsów była płytka i wynikająca z rytualizacji życia. Nie ma w kronikach chrześcijańskich żadnych większych historii o masowych buntach i niszczeniu symboli nowej religii, a gdyby tak było to na pewno by o tym wspomnieli.
Czyli kobieta lat 60 nie może wyjść za mąż? Z tego też dzieci nie będzie.
Bezpłodne osoby też nie. W ogóle małżeństwo, które po roku od zawarcia małżeństwa nie doprowadzi do zapłodnienia powinno być anulowane, a dzieci spłodzone bez małżeństwa pozbawiane obywatelstwa. Takie to są te "mondrości" fundamentalistów 🙂
"Bezpłodne osoby też nie. W ogóle małżeństwo, które po roku od zawarcia małżeństwa nie doprowadzi do zapłodnienia powinno być anulowane, a dzieci spłodzone bez małżeństwa pozbawiane obywatelstwa. Takie to są te "mondrości" fundamentalistów 🙂"
Takie są projekcie Twojego umysłu.
Tego nie powiedziałem. Powiedziałem, że głównym celem małżeństwa z punktu widzenia państwa powinna być prokreacja. Może się nie znam, ale wydaje mi się że obecnie mamy pogłębiający się problem demograficzny i dlatego w interesie państwa leży wyróżnienie małżeństwa.
Natomiast co jest ważniejsze: interes państwa, czy interes obywateli, którzy na to państwo łożą? A w ogóle co to jest "państwo"? To instytucja, która znajduje swoje uzasadnienie jedynie w umowie społecznej, czyli porozumieniu się obywateli, i ma za zadanie im służyć na różne sposoby.
Nie. Małżeństwo nie ma nic a nic wspólnego z rozmnażaniem. W końcu osoby bezpłodne też mogą wziąć ślub, nawet kościelny. Małżeństwo służy także wzajemnej opiece i na tym poziomie nie ma CIENIA RÓŻNICY między związkami różnopłciowymi i jednopłciowymi (a także związkami obejmującymi seks i niepraktykującymi seksu – aseksofobia jest pod względem poziomu agresji co najmniej o rząd wielkości poniżej homofobii, ale owszem, osoby aseksualne SĄ dyksryminowane, a ich prawo do małżeństwa implicite się podważa przez wymóg "więzi fizycznej", nawet jeśli prawdopodobieństwo jego "zastosowania" jest znikome).
Co Ci w ogóle przeszkadza, że ktoś będzie miał jakieś uprawnienie? Jeżeli poczujesz się przez to gorzej, to jest to możliwe tylko z jednego powodu: bo czujesz się od kogoś lepszy. Poczucie bycia lepszym od innych ludzi naprawdę nie wychodzi za zdrowie.
Zgadzam się, poczucie bycia lepszym z powodu bycia "oświeconym" wcale nie jest zdrowe. Z mojej strony do czucia się lepszym od innych naprawdę daleko, prędzej może się zdarzyć (z różnych przyczyn) w drugą stronę. I co Ty na to? Lepiej Ci?
I prawda, osoby bezpłodne mogą wziąć ślub, nawet kościelny. Jednak niemoc płciowa w przypadku tego ostatniego jest przesłanką nieważności małżeństwa. Może zabrakło mi wyżej tego słowa, ale chodziło mi o to, że główną intencją (nie jedyną) z punktu widzenia państwa w małżeństwie powinna być (zwłaszcza w obecnej sytuacji demograficznej) prokreacja.
"Co Ci w ogóle przeszkadza, że ktoś będzie miał jakieś uprawnienie?" – mi? Nic. Bo będzie miał je dokładnie takie samo, tylko w formie związku partnerskiego. Chodzi tylko o to rozróżnienie. Jak wspomniałem wyżej, jestem za tym, by można się wspólnie rozliczać, by można mieć wgląd w dokumenty w szpitalach w razie potrzeby, by można dziedziczyć i by można adoptować. Jeśli pod kątem prawnym wyglądałoby to praktycznie tak samo, to w czym byłby problem, żeby się na to nie zgodzić? Walka toczy się o prawa czy nazwę?
Czyli o co chodzi w końcu? Bo z tego co piszesz wynika mi, że nieuznawanie/nienazywanie związków innych niż hetero małżeństwami miałoby pomóc zaradzić kryzysowi demograficznemu?? 🙂
"Małżeństwo nie ma nic a nic wspólnego z rozmnażaniem"
Przyjaźń nie ma nic wspólnego z rozmnażaniem. Bez potomstwa instytucja małżeństwa w ogóle by nie istniała.
Centryści? Symetryści? Dziwaczne określenia pełniące funkcję gumowych worków, do których wrzuca się wszelkie niewygodne prawdy. Jedną z tych niewygodnych prawd jest fakt, że skrajności z lewej i prawej strony mają ze sobą więcej wspólnego niż są skłonne przyznać. Oczywiście nie mam tu na myśli poglądów, ale np. sposób ich wyrażania, a także kompletny brak zrozumienia dla drugiej strony, zamknięcie na dialog i pogardliwy stosunek do każdego, kto nie wykazuje bezkrytycznego poparcia. Widać to niestety również w powyższym artykule.
Niestety, ale to prawda. Lewica jest tak samo zaślepiona jak Konfederacja.
W tym jednym miejscu możemy się zgodzić, sposób wyrażania poglądów po skrajnych stronach wcale się tak bardzo nie różni (i obie strony uciekają się do manipulacji, choć na różną skalę i z różną częstotliwością).
Komentarz został usunięty ponieważ nie spełniał standardów społeczności.
No i widzisz, jak nic nie zrozumiałeś? Przecież wyraźnie podkreśliłem, że nie mam na myśli poglądów, tylko sposoby ich wyrażania. A ty swoje…
Jednak za dyskryminacją osób o innej orientacji niż heteroseksualna stoi aparat państwowy i pisowski!
Państwo w sprawach światopoglądowych powinno zapewnić Polakom wolność wyboru. A nie zmuszać ich do zachowywania się po linii aktualnie rządzącej partii. A partie w sferze światopoglądowej powinny ludzi do swoich racji przekonywać, a nie zmuszać za pomocą prawa i aparatu przymusu. To proste.
Sęk w tym że polska prawica uwielbia przedstawiać się jako ugrupowanie wolności. Ale jak przychodzi do konkretów, to zawsze się okazuje że chodzi jej tylko o wolność dla wyznających konserwatywno-chrześcijańskie poglądy. A dla pozostały przykręcanie śruby.
W sprawach podstawowych, a życie każdej jednostki jest podstawą, nie może być żadnych kompromisów. Brak zrozumienia. że to jednostki tworzą społeczeństwo, a nie odwrotnie, powoduje cały ten konflikt. Chęć podporządkowania innych jest lepem na wszystkich chcących być lepszymi niż reszta… hołoty. Przynależność do grupy, najlepiej rządzącej, nobilituje. Starożytni mawiali, że Każda władza deprawuje. A przecież każdy do życia integruje się ze środowiskiem tylko na tyle ile potrzebuje do dobrej wg niego egzystencji. Przykład przyrodniczy: wielość drzew tworzy las, a pojedyncze drzewo jest tylko pojedynczym drzewem i to nawet wtenczas, gdy jest bardzo duże z wieloma odrostami. I jak by na tę przyrodę nie spojrzeć, to najlepiej wszystko rozwija się w mieszanym środowisku. I tu jest biedny Burek pogrzebany i grzebią go wszyscy fanatycy nie tylko religijni, ale ogólniej ideologiczni.
Usiąść, spokojnie porozmawiać i wypracować satysfakcjonujący wszystkich kompromis – to jest po prostu naczelne hasło hipokrytów. A tego celu po prostu nie da się osiągnąć, a głoszący je albo oszukują samych siebie, albo – co gorsze i pewniejsze – czynią to w złej wierze.
Nie, kompromis to NIE jest satysfakcja dla wszystkich. Czegoś takiego nie da się nigdy osiągnąć i właśnie takie pojmowanie przez wielu tego, czym jest kompromis sprawia, że bywa dużo trudniejszy, o ile nie niemożliwy do osiągnięcia. Kompromis to rezygnacja z części interesów każdej ze stron (w tym przypadku całkowity zakaz aborcji a po drugiej stronie całkowicie legalna aborcja w wersji na życzenie) tak, aby wypracować wspólne stanowisko. W jakim celu? Chcemy żyć razem w jednym państwie możliwie bez konfliktu. Tego się nie da osiągnąć bez kompromisu, bo interesy obu stron są jawnie sprzeczne (choć ciekawe jest stanowisko Papieskiego Instytutu Teologicznego, który… stwierdził że prawo do wyboru czy przeprowadzić aborcję to nie jest to samo, co przeprowadzić aborcję i tu się zgadzam. Prawica, która sugeruje że Strajk Kobiet jest za obowiązkowym masowym przeprowadzaniem aborcji po prostu opowiada głupoty). Podobnie w wielu, wielu innych kwestiach, bo bez tego po prostu cywilizacyjnie byśmy się rozpadli.
Może problem jest taki, że wiele osób wkurza fakt, że ów "kompromis" (w temacie aborcji) i tak wyglądał/ma znów wyglądać zupełnie inaczej niż w prawie wszystkich innych rozwiniętych społeczeństwach (i w wielu innych też), podczas gdy nasi "prawodawcy" zbliżają nas pod tym względem coraz bardziej do kilku malowniczych środkowoamerykańskich republik bananowych?
Autorka pisze, że bierze "odpowiedzialność za to z jakimi grupami czuje się związana". Zakładam też, że bierze odpowiedzialność za swoje działania i wypowiedzi.
Zwłaszcza, odpowiedzialność za to, że działaniami proponowanymi w niniejszym artykule uzyska to, co chce osiągnąć, nie prędzej niż za jakieś 50 lat. A przy okazji zabetonuje niedemokratyczne rządy obecnej władzy na wiele, wiele lat. Ale przecież autorce na tym nie zależy. Liczy się przecież tylko ona i jej orientacja psychoseksualna.
Z treści artykułu wyciągam też wniosek, że autorka artykułu nie zdaje sobie sprawę z tego, że oczekiwane przez nią rozwiązania prawne oraz zmiana postaw społecznych jest możliwa tylko jeśli uda się przekonać znaczącą większość społeczeństwa do swoich racji.
Ale autorce artykułu na tym nie zależy, woli ustawiać się w roli "ofiary represyjnego systemu", by mówić wszystkim głośno, że "czuje się dyskryminowana i pozbawiona swoich praw".