Co jakiś czas wolne media i opozycja upubliczniają wiadomości o poważnych aferach, łamaniu prawa, pazerności, kłamstwie i braku kompetencji w kręgach władzy. Wszystkie te alarmy niewiele zmieniały w deklarowanym poparciu dla Zjednoczonej Prawicy. Dlaczego? I co może to zmienić?
Także dziś, gdy większość społeczeństwo doświadcza (a przynajmniej zauważa) tragicznych konsekwencji złej polityki zdrowotnej, gospodarczej, międzynarodowej, sondaże preferencji partyjnych dają zwycięstwo Zjednoczonej Prawicy.
Jakie mechanizmy psychologiczno-społeczne utrzymują miliony Polaków przy tej władzy, a niezadowolonych nie aktywizują do masowego protestu?
Wygląda to tak, jakby większość obywateli żyła w silnym znieczuleniu nie tylko na sprawy ogólnospołeczne i państwowe, ale nawet na osobiste tragedie. A władza czerpie z tego profity i podejmuje różne próby, byśmy po same uszy zajmowali się osobistymi kłopotami, nie mieli energii ani poczucia wpływu na sprawy ogólniejsze.
Dzisiaj zajęci jesteśmy obliczaniem strat w naszych zarobkach i oszczędnościach, nie analizujemy tego, czy Polski Ład realizuje jakieś cele prospołeczne, czy jest sprawiedliwy, czy i jakie przyniesie zyski, czy raczej straty na poziomie makrospołecznym.
Politycy, a zwłaszcza ich eksperci, dobrze wiedzą, że polityka jest działalnością wielowymiarową i że jej społeczna percepcja jest selektywna. Dla obywateli dostępne poznawczo są głównie sprawy ważne dla nich osobiście, wzbudzające emocje.
Nawet w okresie wielkiej zmiany systemowej z początku lat 90. XX wieku, około 80 proc. pracowników firm państwowych i 90 proc. pracowników firm prywatnych oceniało tę zmianę w kategoriach zysków bądź strat materialnych (własnych i rodziny). Tylko badani przez nas radni oceniali nowy porządek w kategoriach politycznych: praworządności, wolności słowa, wielopartyjności, demokratycznych wyborów (Skarżyńska, 1995; 2019).
Nic więc dziwnego, że 500 plus i inne dary materialne od aktualnej władzy skoncentrowały uwagę milionów Polaków i wzbudziły pozytywny afekt odbiorców. Zdecydowana mniejszość z nich zastanawiała się nad tym, jak to wpłynie na kariery zawodowe kobiet, wielkość ich emerytur w przyszłości.
Nawet opozycja rzadko podnosiła kwestię tego, że jest to przejaw indywidualistycznej, nie społecznej polityki: dajemy ci forsę, martw się teraz sam, zapłać za szkolę, lekarza, my już tu nic ulepszać nie będziemy (i dotrzymali słowa).
Poza doraźnymi świadczeniami materialnymi (500 plus, 13. i 14. emerytura, czy obiecane ulgi w opodatkowaniu) PiS i jego koalicjanci przez lata dbali o to, by obywatele szczerze znienawidzili demokratyczną opozycję.
Czarna propaganda ludzi władzy i partyjnych mediów obwiniała liberałów o zdradę narodowych interesów, doprowadzenie do katastrofy smoleńskiej, tworzenie wielkich nierówności, brak empatii, egoizm, lenistwo i upodobanie do owoców morza, zjadanych „za nasze pieniądze”.
Liberałowie zostali - i są do dzisiaj - chłopcami do bezkarnego bicia, a Tusk wskazywany jest jako osoba odpowiedzialna za aktualną drożyznę i inflację.
Wielu zwolenników PiS do dzisiaj doświadcza radości z faktu, że nie rządzą już liberałowie z PO. Co więcej, doświadcza szczerej radości, gdy widzi, jak rządzący słowami i czynami demokratyczną opozycję niszczą.
Schadenfreude, czyli odczuwanie przyjemności z obserwowania czyjeś przykrości, krzywdy lub straty (ośmieszania, odbierania głosu w Sejmie, atakowania legalnych manifestacji, prób kompromitowania i odbierania immunitetu, ostatnio - podsłuchiwania), jest częstym zjawiskiem towarzyszącym rywalizacji międzygrupowej i konfliktom politycznym.
Badania dowodzą, że odczucia takie wzmacniają negatywne postawy wobec przedstawicieli rywalizującej grupy, nawet wtedy, gdy wiadomo, że nie stanowi już ona żadnego zagrożenia. I wzmacniają spójność grupy doświadczających tych uczuć (Cikara i Fiske, 2013).
Podtrzymywaniu dobrego nastroju tych zwolenników Zjednoczonej Prawicy, którzy popierali ją głównie z powodu silnej awersji do liberalnych demokratów, sprzyjało także atakowanie uczestników antyrządowych protestów.
Zwolennikom demokratycznej opozycji także nie była i nadal nie jest obca radość z potknięć przedstawicieli „dobrej zmiany”. Nie ma co ukrywać - ludzie reprezentujący aktualną władzę na różnych szczeblach wielokrotnie rozśmieszają do łez.
Najpierw wielu demokratów myślało, że tak śmieszna i nieprofesjonalna ekipa nie może być długo przy władzy. Satyrycy i twórcy kabaretowi korzystali pełną garścią i bez wysiłku twórczego, pokazując zachowania i cytując wypowiedzi rządzących.
Kupowaliśmy to, bo śmiech to zdrowie. I znieczulenie.
Efektem ubocznym było niedostrzeganie lub bagatelizowanie grozy, jaką niesie dla państwa i obywateli „dobra zmiana”. Stąd także słaba mobilizacja obywateli i mało liczne protesty przeciwko polityce tej władzy.
Przez 6 lat odbieraliśmy telewizyjne transmisje obrad Sejmu i komisji sejmowych podobnie jak filmowe komediodramaty: trochę śmiechu, coraz więcej niepokoju.
Pamiętamy powitanie i przemówienie premierki Szydło po „zwycięstwie 27:1”, wicepremiera Gowina, który „głosuje (jak chce PiS), ale się nie cieszy”, plecy pokazywane codziennie dziennikarzom przez wicemarszałka Terleckiego, paluszek posłanki Lichockiej, reasumpcję głosowania w sprawie TVN, rozbawił nas „krużganek oświaty”.
Eksperci od demokracji widzieli w tym przejawy odchodzenia od niej i /lub łamania prawa, większość obserwatorów - śmiała się do łez. Stopniowo coraz silniej wszyscy dostrzegamy dramat, słabiej - komedię; posiedzenie połączonych Komisji ds. Edukacji i ds. Obrony z 4 stycznia 2022, pełne ordynarnych przekleństw, to już nie tylko obciach, to klęska pozorów demokratycznego tworzenia prawa. Konserwatywni zwolennicy Prawa Sprawiedliwości też tracili dobry humor, gdy to oglądali.
Nowy rok i nowy Polski Ład przynoszą zwolennikom aktualnej władzy mniej powodów do radości, niż głosiła pro-rządowa propaganda. Kończą się przyjemności, zaczynają się straty, dotykające także najbardziej gorących zwolenników Zjednoczonej Prawicy.
Przychodzą coraz wyższe rachunki, a niższe stają się pensje setek tysięcy obywateli, jedzenie kosztuje coraz więcej, zdrowie szwankuje, opieka zdrowotna ledwo zipie a Covid-19 nie odpuszcza. Polska przez niecałe dwa lata straciła ponad 100 tys. obywateli.
Jedno masowe źródło społecznej akceptacji aktualnej władzy znacząco słabnie: nie ma z czego się cieszyć. Przybywa niepewności, poczucia chaosu, zawodu, czasem wstydu. I spada zaufanie do przywódców.
Słabną nie tylko korzyści materialne, ale i symboliczne: władza traci rozpęd walca, który przez pierwsze lata taranował wszystkie przeszkody na drodze do pełni władzy.
Trudniej jest identyfikować się z władzą, która wprowadza chaos, przestaje być skuteczna, nie ma siły, by zniszczyć wolne media, nie radzi sobie z „ulicą i zagranicą”, traci pieniądze z UE, które „przecież się nam należą”.
Słabo radzi sobie z pandemią, wyraźnie boi się społecznych protestów. Dla wielu katolików władza traci moralną legitymację przez to, jak – siłowo, a nie „z miłością bliźniego swego” - rozwiązuje problem z uchodźcami na granicy z Białorusią. Inni oczekują większej skuteczności władzy, użycia siły, jedni chcą widzieć bezwzględność wobec uchodźców, inni – wobec antyszczepionkowców.
Jednak każde siłowe rozwiązywanie problemu oddala władzę nie tylko od zwolenników demokracji, ale i od tych, którzy boją się eskalacji konfliktów, także konserwatystów, którzy chcą zachowania prawicowego status quo, ale nie chcą wojny.
Na początku rządów Zjednoczonej Prawicy wiele pisano o konsensusie wartości nowej władzy i dużej części społeczeństwa. Gratulowano Kaczyńskiemu, że trafnie odczytuje potrzeby Polaków. I w tym upatrywano źródła poparcia.
Rzeczywiście, potrafił zrozumieć wyniki wielu sondaży i wykorzystał je, by zdobyć władzę. Wzmocnił te elementy mentalności społecznej, które są destruktywne dla demokratycznego życia społecznego, zamykają nas na świat, ale sprzyjają akceptacji autorytarnej władzy.
Zobaczył w Polakach to, co pozwoli mu maksymalizować wpływy swojego środowiska politycznego. W retoryce „dobrej zmiany” podkreślano symboliczne (a nie obywatelskie) przywiązanie do narodowych tradycji i do religii.
Straszono uchodźcami z innej kultury, by wzmocnić potrzebę bezpieczeństwa, której szeroka obecność w społeczeństwie ułatwia akceptację autorytarnej władzy. Podkreślano znaczenie wspólnoty i przestrzegania jej norm, rolę pozytywnych autorytetów.
„Dobra zmiana” miała przywrócić sprawiedliwość, a nowa władza miała być uczciwa, skromna, rozumiejąca ludzi. Badania prowadzone w latach 2016-2018 potwierdzają, że osoby o takim tradycyjnym profilu wartości rzeczywiście popierali Zjednoczoną Prawicę (por. Radkiewicz, 2019; Skarżyńska, 2019).
Gorzkie rozczarowanie muszą odczuwać ci, którzy uwierzyli w obiecaną uczciwość i skromność tej władzy.
W grudniu 2021 roku 30 proc. dorosłych Polaków kojarzy rządy PiS przede wszystkim z nepotyzmem i kumoterstwem w załatwianiu posad i dotacji (badanie wykonane przez pracownie Kantar, na zlecenie redakcji „Polityki”).
Niektórym wyborcom Zjednoczonej Prawicy ta patologiczna skłonność władzy nie bardzo przeszkadza, od dawna wiedzieli, że „nasi kradną, ale się dzielą”. Jednak coraz wyraźniej widać, że dzielą się skromnie a biorą sobie grube miliony.
Bogacą się nawet na pandemii, co latem 2020 roku dostrzegało ponad 50 proc. respondentów ogólnopolskiej próby, a 55 proc. uważało, że rząd zajmuje się bardziej utrzymaniem władzy niż zdrowiem obywateli (Skarżyńska, Urbańska, Radkiewicz, 2021). Dzisiaj jest to jeszcze bardziej widoczne.
Jarosław Kaczyński wykorzystuje politycznie te elementy narodowej tożsamości swoich zwolenników, które wiążą się z poczuciem wyjątkowości Polaków, wielkich - a niedocenianych - naszych zasług dla świata, poniesionych ofiar oraz niezasłużonych krzywd ze strony odwiecznych wrogów.
Ten martyrologiczno-narcystyczny grupowy autowizerunek służy aktualnej władzy usprawiedliwianiu porażek w polityce międzynarodowej, zwłaszcza relacji z UE.
Zjednoczona Prawica tkwi w poczuciu oblężonej twierdzy, wszędzie widzi wrogów zewnętrznych i wewnętrznych. Nikomu nie ufa (może stąd ten Pegasus?), w obawie przed wszelką zewnętrzną krytyką dewaluuje jej źródła, niszczy autorytety i instytucje, które reprezentują demokratyczne instytucje (polskie i międzynarodowe).
Związana z taką grupową tożsamością zgeneralizowana nieufność i poczucie zagrożenia wydaje się nadal źródłem i konsekwencją akceptacji rządzącej autorytarnie ekipy. Fatalną w skutkach społecznych, ekonomicznych, politycznych, ale jeszcze ratującą coraz bardziej kruchą symboliczną bazę społecznej legitymizacji tych rządów.
Mamy empiryczne dowody, że wyraźna większość społeczeństwa dostrzega łamanie przez rząd i instytucje państwowe zasad demokracji i praw zawartych w konstytucji. W cytowanym wyżej badaniu Kantara
Gdy w naszych badaniach zadawaliśmy respondentom mniej abstrakcyjne pytania o przestrzeganie praworządności, procenty osób dostrzegających łamanie jej były wyraźnie wyższe.
Przykłady:
Wśród osób dostrzegających przejawy niepraworządności są także wyborcy Zjednoczonej Prawicy. Na razie niewiele z tego wynika dla deklarowanych w sondażach preferencji partyjnych.
Jednak bezpośredni kontakt z arogancją, bezdusznością, przemocą ze strony władzy, już sprawia, że wielu dotychczasowych zwolenników PiS-u zdecydowanie chłodnym okiem i ostrym słowem ocenia aktualną władzę. Wystarczy porozmawiać z osobami przebywającymi przy granicy z Białorusią, aby się o tym przekonać.
Można powiedzieć, że „prysły zmysły”, skończyły się przyjemności i frukty, a społeczeństwo (w tym także wyborcy ZP) zaczęło ponosić koszty rządowej polityki.
Wdrażanie „polskiego ładu” przynosi zauważalne straty w dochodach obywateli i kolejny raz dowodzi braku staranności w tworzeniu prawa. Władzy bardziej zależy na budowaniu wizerunku i reklamie rzekomo „sprawiedliwego” nowego systemu podatkowego niż na polepszeniu dobrostanu społeczeństwa.
Czy wobec tego znaczący spadek poparcia władzy nieskutecznej, łamiącej praworządność, demokratyczną konstytucję i szkodzącej zarówno obywatelom, jak i pozycji Polski w świecie - jest już blisko?
Tak, pod warunkiem, że motywacja zmiany będzie u większości obywateli silniejsza niż lęk przed zmianą. Demokratyczna opozycja musi dostarczyć obywatelom ważnych, czytelnych podstaw dla szerokiej społecznej akceptacji swoich planów.
Nie wystarczy używanie wielkich słów, takich jak wolność, praworządność i demokracja. Wiadomo, że pojęcia te są w dowolny sposób używane także przez aktualnie rządzących, by racjonalizować swoje decyzje i zachowania.
Trzeba pokazywać przykłady tego, gdzie i jak praworządna, demokratyczna władza będzie służyć obywatelom codziennie, nie od święta.
Opozycja musi wzbudzić pozytywny afekt, wyrwać z poczucia bezradności i znieczulenia na sprawy wspólnej przyszłości. To może się udać, jeżeli jasno powie, co chce zmienić i dlaczego.
Bez udawania, że powrót do demokracji po sześciu latach jej niszczenia, jest łatwy. Wymaga współpracy polityków, samorządowców, aktywistów społecznych i obywateli, którzy po prostu chcą nieźle żyć w życzliwym ludziom i skutecznym państwie prawa.
Trwanie autorytarnej władzy przyniesie coraz większe straty społeczne, ekonomiczne i polityczne. Nie będziemy ani bogatsi, ani bardziej bezpieczni.
Władza autorytarna ma to do siebie, że z czasem coraz bardziej traci kontakt z rzeczywistością, w dramatycznych sytuacjach ratuje tylko siebie, los, nawet życie obywateli nie jest w centrum jej uwagi.
Opozycja
Uchodźcy i migranci
Władza
Jarosław Kaczyński
Prawo i Sprawiedliwość
kryzys migracyjny
Polski Ład
Psycholog, profesor nauk humanistycznych, profesor zwyczajny SWPS -Uniwersytet Humanistycznospołeczny, Rada Programowa Instytutu Spraw Publicznych i Międzynarodowego Instytutu Społeczeństwa Obywatelskiego (MISO)
Psycholog, profesor nauk humanistycznych, profesor zwyczajny SWPS -Uniwersytet Humanistycznospołeczny, Rada Programowa Instytutu Spraw Publicznych i Międzynarodowego Instytutu Społeczeństwa Obywatelskiego (MISO)
Komentarze