20 lutego podczas jednego z protestów rolników cała Polska zobaczyła transparent, wzywający Putina do "zrobienia porządku z Ukrainą i Brukselą i naszymi rządzącymi”, zawieszony na ozdobionym radziecką flagą traktorze. Środowiska prorosyjskie są na tych protestach od dawna
Choć tegoroczny protest rolników nie różni się w istotny sposób od dziesiątek wcześniejszych (pewna grupa zawodowa walczy z przepisami, które mogą uderzyć w jej interes ekonomiczny), emocje sięgają zenitu. Prawicowa infosfera jest zalana hiperpatriotycznymi treściami, z których można by wyciągnąć wniosek, że właśnie rozpoczęło się jakieś ogólnonarodowe powstanie. Wśród racjonalnych postulatów ograniczenia importu czy wprowadzenia unijnych mechanizmów osłonowych, pojawiają się i radykalne żądania “obalenia” Zielonego Ładu i "eurodyktatu”.
We wtorek 20 lutego 2024 polskie media obiegło zdjęcie z protestu rolników – pokazywało ozdobiony radziecką flagą traktor z napisem: „Putin zrób porządek z Ukrainą i Brukselą i z naszymi rządzącymi”. Transparent szybko zdjęto. Zareagował szef MSWiA Marcin Kierwiński.
„Skandaliczny transparent, którego zdjęcie obiegło sieć, został od razu usunięty i zabezpieczony przez Polską Policję. Policja i prokuratura prowadzą czynności wobec jego autora. Nie będzie zgody na takie przestępcze działania” – napisał na platformie X.
Niestety, podobnej reakcji nie doczekał się banner przedstawiający (w sposób mocno uproszczony) Polaka wykopującego za granicę Polski Ukraińca, opatrzony napisem: "Koniec gościny niewdzięczne sk...ny”. Transparent ten był wcześniej dostępny w sklepach z gadżetami dla kibiców. Protestujący powiesili go na czele kolumny traktorów.
“Jest moc!” – skomentował jeden z liderów protestu, związany z Konfederacją Rafał Mekler. Zdjęcie traktora z transparentem udostępniło też konto prorosyjskiego ugrupowania Bezpieczna Polska.
Na innym proteście rolnicy spalili kukłę wiceministra rolnictwa Michała Kołodziejczaka. Wozili też na taczkach kukły Tuska i Ursuli von der Leyen, rytualnie batożąc je kijami i wyśmiewając całą ideę ekologii.
Rolnicy i przewoźnicy protestują od zeszłego roku. Ale wielkie blokady zaczęły się 9 lutego, gdy NSZZ Rolników Indywidualnych „Solidarność” rozpoczął ogólnokrajowy strajk. Tego dnia zablokowano drogi w ponad dwustu miejscach. W kolejnych dniach protesty powtarzały się ze zmiennym natężeniem.
We wtorek 20 lutego ponownie ogłoszono strajk ogólnokrajowy, do którego dołączyli jeszcze myśliwi. By zrozumieć, skąd taka egzotyczna koalicja, trzeba wyjaśnić, kto i przeciwko czemu protestuje.
Pierwszą warstwę stanowią ogólnoeuropejskie protesty przeciwko unijnemu Nowemu Zielonemu Ładowi. To wielki program dekarbonizacji gospodarki, obliczony na osiągnięcie zero-emisyjności do roku 2050. Siłą rzeczy, część reform dotknie także produkcji żywności. Rolnicy w całej Europie od jakiegoś czasu sprzeciwiają się Zielonemu Ładowi (oraz powiązanemu z nim programowi Wspólnej Polityki Rolnej) twierdząc, że zniszczy on ich branżę. Polscy protestujący, w tym także myśliwi, także żądają odrzucenia programu.
W Polsce na tę warstwę nakładają się dwie kolejne: import płodów rolnych z Ukrainy, z którymi ciężko konkurować polskim rolnikom; oraz trwający od zeszłego roku protest przewoźników, którym z kolei ciężko jest konkurować z przewoźnikami ukraińskimi. W obu wypadkach bezpośrednią przyczyną problemu były decyzje Unii Europejskiej, która chciała pomóc Ukrainie w jej zmaganiach wojennych.
W Polsce doszło zatem do zmieszania postulatów antyunijnych z antyukraińskimi, co dodatkowo podlano patriotycznym sosem. W protesty włączyły się środowiska skrajnej prawicy, w tym także te jawnie prorosyjskie. Blokady niezwykle ważnej strategicznie granicy z Ukrainą mogą doprowadzić do chaosu i politycznego kryzysu. A z tego ucieszy się tylko jedno państwo: Rosja.
Zacznijmy jednak od motywów ekonomicznych, choć z wielką polityką w tle. Dominik Gąsiorowski, scenarzysta, aktywista proukraiński, prawdopodobnie jako pierwszy zauważył, że na poziomie organizacyjnym za protestami rolników stoi Instytut Gospodarki Rolnej. Wbrew mylącej nazwie, to całkowicie prywatna organizacja, nazywająca się "pierwszym think-tankiem rolniczym” w Polsce.
To na stronie IGR można zarejestrować swój protest, podając datę i miejsce oraz telefon kontaktowy. Na tej samej stronie znajdziemy też aktualizowaną na bieżąco interaktywną mapę protestów oraz zestawienie postulatów strajkowych.
Kontakt do Instytutu podano tam w sekcji "Współpraca międzynarodowa (koordynacja)”. Po kliknięciu w link zostajemy przekierowani na stronę swiatrolnika.info, wydawaną przez Fundację Polska Ziemia (KRS 0000500475).
Zarówno IGR, jak i Fundacja należą do milionera i potentata branży futrzarskiej Szczepana Wójcika. W mediach społecznościowych Wójcika, IGR oraz dyrektorki IGR Moniki Przeworskiej znajdziemy liczne materiały z protestów z całego kraju, ale też z Europy Zachodniej.
Szczepan Wójcik bywa nazywany pogromcą "piątki dla zwierząt”, gdyż zarówno w 2017, jak i w 2020 roku przewodził grupie lobbystów, która w ramach szerokiej kampanii medialnej (szczególnie widocznej w bliskich Wójcikowi mediach Tadeusza Rydzyka) utrąciła projekty ustaw, przewidujące m.in. likwidację ferm futerkowych. Futrzarski potentat powielał także skrajnie prawicowe narracje o “humanizowaniu zwierząt, animalizowaniu człowieka, zrównywaniu praw jednych i drugich”.
Czy jego zaangażowanie w obecne protesty rolników to znak, że Wójcik zainteresował się nagle rynkiem kukurydzy i rzepaku? Niekoniecznie. Można przypuszczać, że bardziej interesuje go projekt ustawy partii Zieloni, który przewiduje wprowadzenie zakazu hodowli zwierząt na futra do roku 2029.
Wójcik opowiadał się przeciwko projektowi na obradach Parlamentarnego Zespołu ds. Ochrony Zwierząt, Praw Właścicieli Zwierząt oraz Rozwoju Polskiego Rolnictwa dwa tygodnie temu. Zapewne mogą go także martwić unijne próby wprowadzenia podobnego zakazu w całej wspólnocie.
Pytanie, na ile rolnicy zdają sobie sprawę z tego, że człowiek odpowiadający w dużej mierze za organizację ich protestów, może się kierować motywacjami tylko incydentalnie zbieżnym z ich postulatami – pozostaje otwarte.
Na płaszczyźnie politycznej protesty obsługuje szukająca przedwyborczej narracji Konfederacja. „Konfederacja razem z rolnikami!” – krzyczy nagłówek na oficjalnej stronie ugrupowania. Tekst opatrzono zdjęciem transparentu z hasłem ”Polski chleb z polskiego zboża”. Obok tego wpisu w zakładce "Aktualności” widnieją niemal wyłącznie treści dotyczące strajku, które szybko nabierają jawnie antyukraińskich rumieńców. Dowiadujemy się z nich, że:
Trudno oprzeć się wrażeniu, że obecna sytuacja pozwala wreszcie mówić Konfederatom to, czego po inwazji z lutego 2022 roku mówić jednak nie wypadało. „Trzeba twardo zagrać z Kijowem” – mówił w Radiu Wnet jeden z liderów Konfederacji, wicemarszałek Sejmu Krzysztof Bosak. Sprzężenie nastrojów antyunijnych i antyukraińskich, zawsze żywych w tym środowisku, nareszcie znalazło ujście. Prym w podkręcaniu antyukraińskich nastrojów wiodą: Ruch Narodowy i konfederaci Grzegorza Brauna, a nie Nowa Nadzieja Sławomira Mentzena.
Jedną z twarzy protestów został Rafał Mekler, lider Konfederacji na Lubelszczyźnie i wojewódzki pełnomocnik Ruchu Narodowego. Mekler twierdzi, że “tu jest Polska, nie Ukraina, nie Bruksela", wiele uwagi poświęca Banderze. Lubi też używać zaimportowanego z Rosji określenia “Unia Gejropejska”, a napływ uchodźców wojennych w 2022 roku porównał do “zmiany struktury etnicznej naszej ojczyzny” (choć samą inwazję jednoznacznie potępił).
W protesty rolników angażują się także inni politycy Konfederacji: związany ze środowiskami kresowymi Krystian Pacholik, poseł Witold Tumanowicz czy wiceprezeska Ruchu Narodowego Anna Bryłka. Trudno natomiast znaleźć obecnie w Konfederacji kogoś nawołującego do uspokojenia nastrojów.
Samozwańczym trybunem ludowym został też, kandydujący w ostatnich wyborach parlamentarnych z list Konfederacji, rolnik z Podlasia Hubert Ojdana. Jak pisał portal money.pl: „Status jednego z liderów rolniczych protestów zyskał niejako mimowolnie, po tym, jak 12 lutego opublikował w mediach społecznościowych serię nagrań pokazujących stojące pod Dorohuskiem wagony ze spleśniałą kukurydzą i rzepakiem ze wschodu”.
Ojdana miał potem dostawać pogróżki ze strony Ukraińców. Pomoc mieli mu zapewniać posłowie PiS, Konfederacji, PSL oraz wiceminister rolnictwa Michał Kołodziejczak. Rolnik miał również otrzymać „ochronę państwową”.
Oficjalne rolniczą blokadę na przejściu granicznym w Medyce wsparł także znany z prorosyjskich wypowiedzi poseł Konfederacji Grzegorz Braun oraz związany z jego ugrupowaniem poseł Andrzej Zapałowski, który od lat znany jest z antyukraińskich poglądów.
Na poselskiej konferencji w Medyce pojawiła się także Karolina Pikuła, również związana z Braunem. Jest znana z radykalnego oporu przeciwko “segregacji sanitarnej” oraz, co ważniejsze, z aktywnego udziału w zainicjowanej przez Brauna akcji “Stop ukrainizacji Polski”. Już w listopadzie potrafiła twórczo zmienić “ukrainizację” na “usraelizację”, dodając do tego postulat polexitu. Pikuła została właśnie kandydatką Konfederacji na prezydenta Rzeszowa.
Protest rolników oficjalnie popiera także prorosyjska Bezpieczna Polska – partia założona niedawno przez Leszka Sykulskiego, jednego z czołowych propagatorów rosyjskich narracji geopolitycznych w Polsce. Sykulski twierdzi, że stoimy przed wyborem: albo dogadamy się z Rosją i Białorusią, albo dostaniemy żywność z Ukrainy i “LGBT gender z »Zachodu«”, co z pewnością jest dychotomią bardzo miłą kremlowskiemu uchu.
I choć lider „Bezpiecznej Polski” we wtorek nie uczestniczył w proteście (miał wtedy wieczór autorski w Bielsku-Białej), jego partię reprezentował inny działacz ugrupowania – Jerzy Andrzejewski. Podczas manifestacji Andrzejewski obecne działania władz nazwał terroryzmem, który zniszczy Polskę. Nagranie jego wystąpienia udostępnili na Facebooku Roland Dubowski i Piotr Panasiuk.
Dubowski to dawny działacz Obozu Wielkiej Polski – ugrupowania, które już kilkanaście lat temu organizowało antyukraińskie akcje za rosyjskie pieniądze. Potem związał się z zajmującym się konserwacją radzieckich pomników "Stowarzyszeniem Spadkobierców Polskich Kombatantów Drugiej Wojny Światowej”, po czym osiadł jako komentator w prorosyjskim piśmie Myśl Polska.
Piotr Panasiuk, również związany z Bezpieczną Polską Sykulskiego, to z kolei aktywny przekaźnik propagandy militarnej rosyjskich sił zbrojnych. Na jego kanale na X (dawny Twitter) bez problemu znaleźć można liczne fejki i wrzutki rosyjskiej propagandy. Obaj panowie pod koniec zeszłego roku wystąpili w programie białoruskiego radia, w którym nawoływali do “budowania mostów między krajami” (tj. między Polską a Białorusią). W niedzielę 18 lutego Panasiuk pojawił się zresztą osobiście na proteście na przejściu w Dorohusku, uzbrojony w sztandar partii Sykulskiego.
Aktywna podczas protestów jest także internetowa telewizja MIR (Media, Informacje, Relacje), zapewne przypadkowo nazwana bardzo podobnie do założonej w 1992 roku rosyjskiej telewizji, nadającej na obszarze byłego ZSRR.
Podczas jednej z licznych relacji z protestów autor nagrania przez sześć minut próbował przekonać jednego z protestujących rolników do tez wprost wyjętych z rosyjskich podręczników do dezinformacji, włącznie z tą, jakoby cała wojna była wymierzoną w Polskę mistyfikacją. Trudno o bardziej wyrazisty przykład próby zasiania wśród protestujących poglądów zbieżnych z propagandą kremlowską. Fakt, że ten konkretny protestujący zachował trzeźwość umysł i nie dał się zmanipulować, nie jest wielką pociechą.
Na tym internetowym kanale znajdziemy wiele treści otwarcie antyukraińskich. Są tam również otrzymujące tysiące reakcji materiały poświęcone zbrodni wołyńskiej, w tym relacja ze spotkania ze znaną prorosyjską aktywistką Lucyną Kulińską na temat Wołynia. Kanał ma wyraźny ryt antysystemowy i antypandemiczny. Do września 2023 roku jednym z twórców kanału był Szczepan Krzewicki, związany z prorosyjską organizacją Bractwo Kamrackie Wojciecha Olszańskiego.
6 lutego transmisję MIR z granicy prowadziła natomiast Marzanna Gontarska, aktywistka związana z prorosyjską partią “Front” Krzysztofa Tołwińskiego oraz z Kamractwem. We wrześniu 2022 roku Gontarska chwaliła się innym członkom “Frontu”, że w zorganizowanych grupach atakowali autobusy z uchodźcami z Ukrainy. Jej relację z 16 lutego obejrzano na Facebooku 275 tysięcy razy w ciągu pięciu dni, zostawiono pod nią prawie sześć tysięcy reakcji i prawie dwa tysiące komentarzy.
Oczywiście nie chodzi o przypisywanie protestującym rolnikom agenturalności ani tym bardziej o implikowanie, że za całym protestem stoją środowiska prorosyjskie. Strajk jest wykorzystywany instrumentalnie przez różne środowiska, w tym także te otwarcie realizujące założenia kremlowskiej wojny hybrydowej. Z jednej strony, poglądy tych środowisk mogą paść na żyzną glebę frustracji i poczucia krzywdy, spowodowanych polityką rządu (poprzedniego i tego) oraz Unii Europejskiej, co po prostu zwiększy ich zasięgi. Z drugiej zaś, podgrzewanie nastrojów wywrotowych sprzyja prowokacjom, które w tym miejscu i tym czasie są niezwykle niebezpieczne.
Powyższe działania już przełożyły się na wzrost napięcia w relacjach polsko-ukraińskich. Mer Lwowa Andrij Sadowy hurtem nazwał protestujących “prorosyjskimi prowokatorami” (za co później przeprosił).
Prezydent Wołodymyr Zełeński nazwał wiadomości z granicy “kpiną” i “erozją solidarności” oraz zapowiedział, że kroki w tej sprawie “zostaną podjęte bardzo szybko”.
Wiceminister rolnictwa, lider AgroUnii, Michał Kołodziejczak odpowiedział mu na łamach Wirtualnej Polski: “Prezydent Zełenski niech się zajmie swoją polityką w Ukrainie i budową armii, którą ma problem zbudować”. Po czym dodał: “Jak jeszcze będzie miał problem z budową tej armii, to niech przyjedzie podstawić autobus pod galerię jakąś w Warszawie i w innym mieście. I niech zabierze (Ukraińców – przyp. aut.), bo tutaj jego armia chodzi po sklepach u nas w Polsce”.
Emocje podgrzała wypowiedź ukraińskiego ambasadora w Warszawie Wasyla Zwarycza, który potępił wysypywanie zboża, nazywając to “wstydem i hańbą”. Z kolei w ukraińskich mediach w sposób emocjonalny podniesiono wątek Hołodomoru, wielkiego głodu z lat 1932-1933, w trakcie którego Stalin celowo zagłodził kilka milionów Ukraińców.
Fakt, że wspomniany już Hubert Ojdana, ale też politycy Konfederacji Janusz Korwin-Mikke, Krzysztof Bosak i Tomasz Buczek, zostali wpisani na listę “wrogów Ukrainy” portalu Myrotvorec, z pewnością nie pomógł w załagodzeniu sytuacji. W środę MSZ wydał oświadczenie, w którym próbował uspokoić nastroje, ale przeszło ono raczej niezauważone.
W krótkim czasie pod znakiem zapytania postawiono ostatnie dwa lata pojednania polsko-ukraińskiego. A co za tym idzie – polskiej i zachodniej pomocy dla toczącego wojnę kraju. Być może najgroźniejszym tego objawem jest, że Ukraińcy także zaczęli blokować ciężarówki z polskimi numerami rejestracyjnymi, co realnie zagraża dostawom broni i pomocy humanitarnej.
W rezultacie premier Donald Tusk zdecydował się na kontrowersyjny ruch. Zapowiedział wprowadzenie przejścia graniczne z Ukrainą na listę infrastruktury krytycznej. A 28 marca ma dojść do spotkania obu rządów w Warszawie.
Taka sytuacja nie służy ani Polsce, ani Ukrainie, ani Unii Europejskiej. Ale na pewno służy Rosji.
Autor bloga "Doniesienia z putinowskiej Polski", książki "Reżim" oraz współautor "Podkastu Dezinformacyjnego", w których zajmuje się m.in. rosyjską wojną informacyjną i rosyjskimi wpływami w Polsce"
Autor bloga "Doniesienia z putinowskiej Polski", książki "Reżim" oraz współautor "Podkastu Dezinformacyjnego", w których zajmuje się m.in. rosyjską wojną informacyjną i rosyjskimi wpływami w Polsce"
Komentarze