Dzienny rekord 657 zakażeń, fala COVID-19 podnosi się, a zamknąć ludzi w domach już nie można. Przydałby się minister - lider z charyzmą, a zarazem skłonny do współpracy z samorządami. Szumowski - chorągiewka na wyborczym wietrze i uczestnik szemranych interesów - nie nadaje się
Piątek 31 lipca przyniósł największy w historii polskiej epidemii wzrost liczby osób zakażonych - 657. Już w czwartek padł smutny rekord (615) zakażeń, a wyraźny trend wzrostowy widać od 20 lipca.
W ciągu doby wyzdrowiały wprawdzie 344 osoby, ale był to kolejny, 11. dzień (od 20 lipca), gdy liczba osób zakażonych rośnie. Widać to na wykresie, który obrazowo ilustruje postęp (słupki w górę) lub odwrót (w dół) epidemii koronawirusa.
Niepokojący trend widać też na wykresie, w którym porównujemy średnio-dzienną liczbę zakażeń w kolejnych połówkach miesięcy. W II połowie lipca sięgnęła ona 435, znacznie więcej niż w najgorszych do tej pory pierwszych dwóch tygodniach czerwca (401). Szczególnie fatalny było ostatnie siedem dni (średnia 521):
31 lipca mieliśmy zatem w Polsce:
Jak widać na wykresie poniżej, liczba osób zakażonych (słupek czerwony) rosła do 17 czerwca osiągając 14,5 tys., potem przez miesiąc spadała (19 lipca - 8188), od tego czasu znów rośnie zbliżając się do 10 tys.
Niepokojąco rośnie też liczba osób na kwarantannie - 97 189, to najwięcej od 10 maja 2020 (kiedy wynosiła 100 784). Na początku lipca spadała już do poziomu 82 tys.
Osób hospitalizowanych jest 1778 najwięcej od 7 lipca, ale to wciąż daleko mniej niż przygotowanych miejsc w szpitalach (ok. 10 tys.). Podobnie daleko nam do wyczerpania zapasu respiratorów (1000), pacjentów w tak ciężkim stanie jest tylko 72.
Ten wzrost zakażeń nie dotyczy tylko Polski. Niepokojące są wzrosty w Hiszpanii (30 lipca 2,8 tys. nowych zakażeń), Francji (1,4 tys.) i Rumunii (1,4 tys. przy niemal dwa razy mniejszej liczbie mieszkańców niż w Polsce).
Nie może opanować epidemii 9-milionowy Izrael (1,7 tys.), skok wystąpił nawet w Czechach (278). W przeliczeniu na liczbę mieszkańców dużo gorzej niż w Polsce jest m.in. w trzy razy mniejszej od nas Belgii (aż 673 zakażenia).
Europa zaczyna się niepokoić. W Hiszpanii mówi się, że to początek drugiej fali, która miała nadejść jesienią. Nadzieje na to, że letnie ciepło pomoże naszym organizmom bronić się przed wirusem SARS-CoV-2 nie potwierdzają się, w Hiszpanii panują upały, a zakażeń przybywa. Koronawirus nie wykazuje typowych reakcji jak wirusy grypy.
Polska może paradoksalnie zapłacić cenę za stosunkowo łagodny przebieg epidemii w marcu - czerwcu. Na milion mieszkańców mieliśmy do tej pory 1190 wszystkich zakażeń, co oznacza, że
wykryliśmy obecność wirusa u jednej osoby na 840. W powszechnym doświadczeniu choroba występuje rzadko i przeciętny obywatel miał małą szansę, by mieć z nią bezpośredni kontakt.
W USA jedno wykryte zakażenie przypada na 70 osób, podobnie w Brazylii, a w Chile - nawet na 50 osób! W Hiszpanii, Szwecji i Belgii - zaraziła się jedna osoba na 120-14o osób.
W Polsce większość osób ma wiedzę o COVID-19 wyłącznie z mediów. Pierwszą reakcją na zagrożenie był odruch strachu, który powodował rygorystyczne przestrzeganie dyscypliny. Ale to minęło.
Epidemii w świadomości społecznej nie ma. „Przykład idzie z góry - mamy rozluźnienie restrykcji, więc nie nosimy maseczek, albo udajemy, że nosimy. Mało kto pilnuje obostrzeń, nie spotkałem się, by straż miejska czy policja sprawdzała w galeriach czy maseczki są prawidłowo noszone” - mówił w Onecie dr hab. Tomasz Dzieciątkowski.
Prof. Flisiak w OKO.press: „Społeczeństwo powinno być stale edukowane, że w miejscach skupisk ludzkich bezwzględnym nakazem jest założenie maseczki. W parku, w lesie, na ulicy można sobie pozwolić, żeby chodzić bez. Ale tam, gdzie jest dużo ludzi, blisko siebie, bezwzględny nakaz!".
Flisiak powtórzył też swój pomysł, by wprowadzić łatwo dostępne punkty walk-through, gdzie mieszkańcy np. dużych osiedli mogliby poddać się testom.
Testów Polska robi więcej niż w maju czy czerwcu, a 31 lipca wyrównano rekord (tym razem pozytywny) z 11 lipca - 35 tys. próbek.
Ale w przeliczeniu na milion mieszkańców w Polsce wykonano do tej pory tylko 59 tys. testów:
„W takiej sytuacji nie pozostaje nic innego, jak wdrożyć procedury ograniczające rozprzestrzenianie się wirusa właśnie w takich sytuacjach, w których powstają ogniska” - mówił OKO.press prof. Robert Flisiak. 31 lipca wykryto kolejne ognisko - w zakładach w Wieluniu (woj. łódzkie), zagrożonych jest 1500 osób.
Dotyczy to przede wszystkim używania maseczek w zamkniętych pomieszczeniach i ograniczania gromadzenia dziesiątków czy setek osób na imprezach zawodowych, rodzinnych (wesela, pogrzeby) i towarzyskich, zwłaszcza w zamkniętych pomieszczeniach. A także błyskawicznego reagowania na ogniska zakażenia.
Zwłaszcza, że gdy jesienią nadejdą chłodniejsze dni i dodatkowo pojawi się - jak co roku - kilka milionów osób chorych na "zwykłą grypę" (w całym sezonie grypowym od listopada 2019 do marca 2020 było ich 3,8 mln), wiele z nich będzie przerażonych, że to COVID-19 - wyzwaniem dla systemu opieki zdrowotnej będzie testowanie na znacznie większą skalę niż obecnie.
Strategia powinna być elastyczna i przemyślana, a także - na bieżąco konsultowana z ekspertami, co nie było do tej pory silną stroną ministerstwa zdrowia.
W piątek 31 lipca na posiedzeniu rządowego Zespół Zarządzania Kryzysowego zapadła "kierunkowa decyzja" o "regionalnym podejściu do obostrzeń. Decyzje mogą obejmować poszczególne gminy lub powiaty" - podał rzecznik rządu.
Wiceminister zdrowia Janusz Cieszyński pytany w piątek o możliwe obostrzenia związane z rozwojem epidemii w Polsce zapewnił, że o kolejnym lockdownie nie ma mowy. Zwrócił się do Polaków z apelem, by przestrzegali wytycznych - przede wszystkim noszenia maseczek w zamkniętych przestrzeniach.
Zapowiedział, że wzrosną kary za nieprzestrzeganie zasad kwarantanny.
Potrzebna jest spójna polityka ograniczania zakażeń ze świadomością, że skoro zamknięcie gospodarki nie jest możliwe, zakażeń może być coraz więcej. Potrzebny jest obdarzony autorytetem urząd i/lub lider takiej społecznej operacji.
Kto podoła temu zadaniu? Minister Łukasz Szumowski przerwał urlop i wrócił do pracy. Problemem jest jednak jego wiarygodność. Dobry wizerunek ideowego lekarza i pełnego poświęcenia urzędnika państwowego zakłóciły liczne doniesienia o podejrzanych interesach, w jakich brał udział, także w związku z zamówieniami sprzętu na potrzeby walki z epidemią (tu podsumowanie).
Szumowski rozczarował, gdy zapadały decyzje o wyborach. Dziesiątki razy powtarzał w marcu i kwietniu, że bezpiecznie wybory w lokalach wyborczych można zrobić „za dwa lata, po opracowaniu szczepionki”. Zwracaliśmy wtedy uwagę, że manipulował informacjami o skutkach epidemicznych wyborów korespondencyjnych w Bawarii.
Gorzej, że Szumowski, fan wyborów korespondencyjnych, nie zaprotestował, gdy władze ogłosiły wybory hybrydowe (de facto stacjonarne) na 28 czerwca 2020 i zaczęły przekonywać opinię publiczną, że niebezpieczeństwo minęło.
Po prostu zmienił front. Ograniczył się do deklaracji: „Chciałbym, żeby zapewniono realną możliwość głosowania korespondencyjnego dla wszystkich, którzy będą chcieli tak głosować. Będę namawiał i zgłaszał dzisiaj uwagi”.
Wicepremier Jarosław Gowin, który także wielokrotnie twierdził, że „wszystkie dane naukowe wskazują, że bezpiecznym terminem jest przesunięcie wyborów prezydenckich o dwa lata”, woltę ministra Szumowskiego wytłumaczył z brutalną szczerością:
„Każdy minister jest też politykiem, nie może się kierować wyłącznie argumentami eksperckimi, tylko całokształtem funkcjonowania i interesem państwa, a ten wymaga przeprowadzenia wyborów w formule hybrydowej”.
Zapewne Gowin ma rację. Rzecz w tym, że taka postawa podważa wiarygodność Szumowskiego jako lidera dalszej, trudniejszej walki z epidemią.
Cała formacja PiS ma na sumieniu lekceważenie zdrowia Polek i Polaków zwłaszcza przed II turą wyborów. Premier rządu PiS wprowadzał w błąd obywateli wypowiadając pochopne sądy, rysując nieodpowiedzialne prognozy i wprost zachęcając do nieprzestrzegania zasad bezpieczeństwa. Szczególnie skandaliczna była wypowiedź:
"Cieszę się, że coraz mniej obawiamy się tego wirusa, tej epidemii. To jest dobre podejście, bo on jest w odwrocie. Już teraz nie trzeba się go bać. Trzeba pójść na wybory tłumnie 12 lipca. Wszyscy, zwłaszcza seniorzy, nie obawiajmy się, idźmy na wybory".
W imię doraźnych politycznych celów związanych z reelekcją Andrzeja Dudy premier Mateusz Morawiecki - przy wsparciu Łukasza Szumowskiego - narazili zdrowie i życie milionów Polaków: pierwszy wprowadził nas w błąd, drugi nie sprostował jego słów, mając pełną świadomość, że są fałszywe.
Trzeba Polaków przekonać do rozsądku, umiaru i rozwagi. Zadanie trudniejsze niż do tej pory, bo poziom zakażeń będzie wyższy, niż był, a radykalne środki, w tym zamknięcia Polek i Polaków w domach, nie są już możliwe.
Potrzebne byłoby wiarygodne kierownictwo resortu zdrowia, z energicznym szefem, który oparłby się na dobrej współpracy z ekspertami. Niestety, także tutaj Szumowski nie potrafił do tej pory wykorzystać kompetencji ekspertów, a ministerstwo ukrywało ich ostrzegawcze prognozy.
Wskazana byłaby elastyczna polityka, także regionalna, a to wymaga współpracy z samorządami i obustronnego zaufania. Kolejny słaby punkt władz PiS i ministra Szumowskiego, który w ogromnej liczbie wystąpień medialnych ukazywał wyłącznie rolę władz centralnych, w tym siebie samego.
Wskazywany jako ewentualny następca Szumowskiego w razie rekonstrukcji rządu, Stanisław Karczewski nie oznaczałby jednak dobrej zmiany. 13 maja zrezygnował z funkcji wicemarszałka Senatu i udał się do szpitala w Nowym Mieście nad Pilicą, by "jako lekarz walczyć z koronawirusem". Sfotografował się w pełnym zabezpieczeniu, ale po 2 dniach oddalił się na kwarantannę.
Karczewski jest politykiem na wskroś partyjnym, co widać było, gdy w obronie dofinansowania kwotą 2 mld zł TVP, bronił karkołomnej tezy, że nie trzeba więcej środków na zdrowie, bo pacjenci są w Polsce zadowoleni.
Poza tym jest niezbyt energiczny, uraźliwy, próżny i pozbawiony wyczucia. Pouczał nauczycieli, że "powinno się pracować dla idei. Ja pracowałem dla idei, pracuję dla idei i będę pracował dla idei”. OKO.press zwróciło wtedy uwagę, że za pracę dla idei Karczewski dostaje miesięcznie ok. 19,7 tys. zł. miesięcznie.
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze