Skrajna prawica i narodowi konserwatyści, którzy w wyborach europejskich mają szanse na największe wzrosty poparcia w całej UE, wystawiają na listach do PE najwięcej osób, które mają na koncie różnego rodzaju naruszenia i skandale
Wykroczenia drogowe, kłamstwa w CV, szerzenie dezinformacji, mowa nienawiści, korupcja, nadużywanie publicznych środków – to tylko kilka przykładów naruszeń, które mają na koncie kandydaci do europarlamentu z list partii zrzeszonych w grupie ID (Tożsamość i Demokracja) oraz EKR – Europejskich Konserwatystów i Reformatorów.
I nie chodzi o kandydatów z odległych miejsc na listach, lecz tych, którzy mają największe szanse na objęcie mandatu – wynika z międzynarodowego śledztwa dziennikarskiego EU Misconduct Investigation holenderskiej organizacji Follow the Money, przeprowadzonego we współpracy z 12 redakcjami z 11 państw UE, w tym OKO.press.
Niemal jedna piąta kandydatów objętych badaniem, w którymś momencie swojej kariery, trafiła na czołówki gazet ze względu na istotne naruszenia prawa, zasad postępowania czy kodeksu partii.
Odsetek ten jest wyraźnie wyższy wśród kandydatów z partii zrzeszonych w parlamentarnych frakcjach prawicy – EKR i ID. Wynosi odpowiednio 50 i 30 procent.
W sumie badaniem objętych było 472 kandydatów z 10 krajów (Belgii, Chorwacji, Francji, Hiszpanii, Holandii, Niemczech, Polski, Rumunii, Słowacji i Słowenii), którzy w swoich krajach mają największe szanse na zdobycie jednego z 720 mandatów w Parlamencie Europejskim:
Oprócz tego w badanej próbie znalazło się też 29 kandydatów nie należących do żadnej z grup politycznych w parlamencie (czyli niezrzeszonych), w tym partie, które jeszcze nie wybrały swojej przynależności.
Oto jak wyglądała liczba kandydatów, którzy dopuścili się jakiś naruszeń, w każdej z grup:
Niechlubny prym wiodą niestety kandydaci z Polski. Spośród badanych partii najwięcej naruszeń i skandali na koncie mają kandydaci z list Prawa i Sprawiedliwości, co opisywaliśmy już w pierwszym tekście prezentującym wyniki badania.
Dziś przyjrzymy się, jakie skandale mają na koncie kandydaci innych partii prawicowych oraz zastanowimy, z czego może wynikać ta dysproporcja. Tu możesz sprawdzić, kto trafił do bazy Follow the Money.
Wydawałoby się, że nienaganna reputacja jest w polityce niezbędna. Badanie Follow the Money pokazuje, że niekoniecznie, a bywa, że politycy podnoszą się po skandalach jak feniks z popiołów.
Okazuje się, że szczególnie wyrozumiali dla marnotrawnych synów i córek polityki są wyborcy skrajnej oraz narodowo-konserwatywnej prawicy. Pomaga też głęboka polaryzacja oraz erozja zaufania do mediów.
Oto przykłady:
Jeszcze w 2016 roku wydawało się, że polityk Zjednoczenia Narodowego, Christophe Bay, były prefekt departamentu Aude (2011-2014) oraz Dordogne w Nowej Akwitanii (2014-2016), jest już politycznie spalony.
Na jaw wyszły nadużycia finansowe, których się dopuszczał. Z samorządowej kasy finansował kolacje w ekskluzywnych paryskich restauracjach, dziesiątki butelek kolekcjonerskich whiskey, prywatne wyjazdy na polowania czy sprzęt kempingowy.
Jak ustalili inspektorzy z Generalnego Inspektoratu Administracji, kiedy Bay sprawował funkcje, wydatki na utrzymanie rezydencji prefekta były dwukrotnie wyższe niż w przypadku poprzedników.
Jak opisywali dziennikarze francuskiego dziennika Le Monde, Bay uchodził też za osobę dość agresywną. Media pisały o przypadkach agresywnych kłótni z wyborcami czy złego traktowania współpracowników. Wobec osób, co do których miał jakieś zarzuty, Bay miał używać wulgarnego, rasistowskiego określenia „czarnuch”.
W 2015 roku Bay zszokował opinię publiczną, gdy polecił policji skarbowej dokonanie nalotów na domy osób protestujących przeciwko budowie lotniska w miejscowości Notre Dame des Landes. Policjanci weszli do domów m.in. rolników prowadzących ekologiczne gospodarstwa, i dokonali przeszukań. Nikomu nie postawiono jednak żadnych zarzutów skarbowych.
W 2017 roku prokuratura badała też sprawę molestowania seksualnego, o które był oskarżany. Śledztwo zostało jednak umorzone z powodu przedawnienia zarzutów.
Nieuzasadnione wydatki Baya były przedmiotem śledztwa Generalnego Inspektoratu Administracji, który wykazał nieprawidłowości, w związku z czym Bay został zwolniony z funkcji i ukarany. Na jakiś czas wycofał się z życia publicznego, ale dość szybko wrócił. Już w 2018 roku miał być po cichu zaangażowany w kampanię prezydencką Marine Le Pen, a w 2022 roku został oficjalnym szefem jej kampanii. Z relacji francuskich mediów wynika, że z Marine Le Pen łączą go dość bliskie stosunki – Bay ma być zaufanym współpracownikiem Le Pen.
Jak wynika z badania Follow the Money, spośród 34 kandydatów Zjednoczenia Narodowego objętych badaniem (to niemal dwa razy więcej osób niż liczba mandatów, którą obecnie ma partia), aż 9 osób ma na koncie jakieś naruszenia: począwszy od naruszeń w sferze prywatnej (niewłaściwe zachowania poza pracą, które jednak mogą mieć wpływ na poziom zaufania do instytucji, w której ta osoba zasiada), po korupcję, defraudacje środków publicznych i nadużycia władzy.
Przy tym, że metodologia badania zakładała, że badaniem objęci są kandydaci z największą szansą na mandat, te osoby mają wielkie szanse zasiąść w parlamencie nowej kadencji.
Na listach Zjednoczenia Narodowego znalazła się np. Catherine Griset, europosłanka ostatniej kadencji, a w latach 2010–2016 asystentka Marine Le Pen w Parlamencie Europejskim. PE wykazał szereg nieprawidłowości w kwestii jej zatrudnienia. Griset pobierała wynagrodzenie pracę, którą jakoby wykonywała dla Le Pen na miejscu w Brukseli. Tymczasem PE wykazał, że nie przebywała na stałe w Belgii i nie stawiała się regularnie w pracy. Z tego tytułu PE zakwestionował wydatki biura Le Pen w wysokości 330 tysięcy euro – oprócz Griset nieprawidłowość dotyczyła bowiem jeszcze jednej osoby.
Na listach Zjednoczenia Narodowego nie brakuje też osób podejrzewanych o działanie na rzecz Rosji. Partia Marine Le Pen ma w tej kwestii imponujące osiągnięcia – zawsze była partią prorosyjką. Np. Le Pen do dziś stoi na stanowisku, że Ukraina leży w strefie wpływów Rosji, a wojna wynika z tego, że została ona naruszona, o czym mówiła jeszcze w 2021 roku. Znana jest też sprawa bezpośredniego finansowania partii z Rosji – w 2014 roku partia wzięła 6 mln euro kredytu w rosyjskim banku, a żeby go spłacić, zadłużyła się w rosyjskiej firmie lotniczej Aviazapczast, prowadzonej przez byłych wojskowych powiązanych z wojskowymi służbami specjalnymi.
W tym roku na listach do Parlamentu Europejskiego znalazło się czterech europosłów obecnej kadencji – Virginie Joron, Philippe Olivier, Thierry Mariani oraz wspomniana już Catherine Griset, którzy jeszcze w 2021 roku zostali ukarani przez Parlament za to, że jeździli na samozwańcze misje obserwacyjne wyborów do Rosji, Kazachstanu i na Krym.
W Parlamencie Europejskim twierdzili, że to wyjazdy prywatne, a na miejscu byli traktowani – także przez media – jako „międzynarodowi obserwatorzy wyborów” z Parlamentu Europejskiego. Następnie pisali raporty, z których wynikało, że podczas wyborów – np. referendum o przyłączeniu Krymu do Rosji – nie stwierdzono nieprawidłowości. W zamian za te pozytywne opinie mieli otrzymywać luksusowe wycieczki. W sumie w „misjach obserwacyjnych” brało udział dziewięciu europosłów Zjednoczenia Narodowego (bardzo ciekawy raport o tej sprawie – pod tym adresem).
W przypadku Marianiego sprawa jest jeszcze poważniejsza. Paryska prokuratura prowadzi obecnie dochodzenie w sprawie założonego przez niego francusko-rosyjskiego stowarzyszenia, którego celem statutowym miała być rzekomo promocja kultury obu krajów. Tymczasem prokuratura podejrzewa, że za pośrednictwem stowarzyszenia Mariani i jego współpracownicy byli wynagradzani za forsowanie rosyjskich narracji na forum PE. W sprawie toczą się obecnie dwa dochodzenia, jedno dotyczące podejrzenia korupcji i nadużycia urzędu, a drugie dotyczące możliwego naruszenia zaufania i prania pieniędzy.
Problemy z prawem miał też sam przewodniczący Zjednoczenia Narodowego, Jordan Bardella, który w 2023 roku zastąpił na tym stanowisku Marine Le Pen.
Na zdjęciu ilustrującym artykuł: Jordan Bardella i Marine Le Pen na wiecu wyborczym przed wyborami do Parlamentu Europejskiego, 2 czerwca 2024. Fot. STEPHANE DE SAKUTIN / AFP
W styczniu 2022 został oskarżony o zniesławienie. Chodziło o jego wypowiedź o burmistrzu miejscowości Trappes, Aliego Rabehy, z października 2021 roku. Gdy Rabeha został powtórnie wybrany burmistrzem, Bardella wezwał do jego dymisji oraz do ustanowienia zarządu komisarycznego w mieście. Uznał, że „podczas gdy rząd [Emmanuela Macrona – red.] zachowuje bierność, we Francji konstytuują się mini republiki islamskie” i że ten „muzułmański podbój” należy jak najszybciej powstrzymać.
Przypadki islamofobicznej mowy nienawiści nie są w Zjednoczeniu Narodowym (oraz skrajnej prawicy w ogóle) odosobnione. Inny kandydat, Julien Sanchez, dwukrotnie przegrał sprawę w Europejskim Trybunale Praw Człowieka, w którym zaskarżał decyzje francuskich sądów skazujących go za szerzoną w mediach społecznościowych mowę nienawiści wobec muzułmanów. Sanchez uważał, że usunięcie komentarzy powinno uwolnić go od odpowiedzialności, ale sąd się z tym nie zgodził, a wyrok potwierdził ETPCz.
Na listach Zjednoczenia Narodowego do PE znajduje się też obecnie Fabrice Leggeri, były, skompromitowany szef Frontexu, czyli unijnej agencji zajmującej się ochroną granic.
Leggeri zrezygnował z funkcji w 2022 roku, po tym, jak międzynarodowe śledztwo niemieckiego tygodnika „Der Spiegel” ujawniło, że w latach 2020-2021 pracownicy agencji dopuścili się około tysiąca pushbacków migrantów, których łodzie były już unijnych wodach terytorialnych. Leggeri miał wiedzieć o całym procederze, a Frontex prowadził nawet bazę danych tych przypadków. Baza nie służyła jednak ujawnianiu takich przypadków, lecz ich tuszowaniu.
Kolejną partią o najwyższym odsetku kandydatów, którzy w toku swojej kariery dopuścili się różnego rodzaju naruszeń prawa lub zasad postępowania, zgodnie z metodologią Follow the Money, jest skrajnie prawicowa Alternatywa dla Niemiec.
AfD to partia, która powstała w 2013 roku jako partia sprzeciwu wobec strefy euro (a przede wszystkim wobec planów ratowania Grecji po kryzysie finansowym), ale ewoluowała i stała się partią skrajnej prawicy, która na agendę bierze wątki charakterystyczne dla tej grupy partii: sprzeciw wobec migracji, skrajny konserwatyzm, eurosceptycyzm.
AfD to też partia postulująca ultraliberalizm ekonomiczny. Część jej liderów wywodzi się z niemieckich ruchów neofaszystowskich. Dziś AfD to już ugrupowanie masowe – z niem. Volkspartei, czyli partia mainstreamu, która kieruje swój program do wszystkich grup społecznych, zawodowych i wiekowych. To obecnie druga najpopularniejsza partia w Niemczech, a według sondaży w nadchodzących wyborach europejskich może zdobyć nawet 15 mandatów.
Jeśli chodzi o AfD to spośród 18 kandydatów objętych badaniem do bazy osób, które mają na koncie różnego rodzaju naruszenia, trafiło aż 6 kandydatów. Na koncie mają takie występki jak kłamstwa w CV, szerzenie prorosyjskiej dezinformacji, mowa nienawiści, korupcja czy podejrzenia o współpracę z wrogimi reżimami.
Jedną z osób odnotowanych w bazie Follow the Money jest Petr Bystron, rzecznik AfD ds. polityki zagranicznej. Czeska gazeta „Denik N” napisała we wtorek 2 kwietnia, że czeski wywiad podejrzewa Bystrona o powiązania z prorosyjską siecią Voice of Europe, uważaną za element rosyjskiej siatki dezinformacyjnej w UE. Według czeskich służb niemiecki poseł miał otrzymywać pieniądze ze źródeł związanych z Kremlem.
Bystron to jeden z najbardziej przyjaznych Rosji polityków AfD.
Choć partia wielokrotnie zajmowała prorosyjskie stanowiska, m.in. sprzeciwiając się sankcjom wobec Rosji i dostawom broni dla Ukrainy, Bystrom w wielu przypadkach szedł o krok dalej. Jak przytacza portal Euractiv, potrafił porównać dostawę niemieckich czołgów na Ukrainę z wojną III Rzeszy przeciwko Związkowi Radzieckiemu, albo sugerować, że władza w Kijowie – zgodnie z antyukraińską narracji Rosji – ma charakter faszystowski.
„Niemieckie czołgi przeciwko Rosji na Ukrainie – pamiętajcie, że wasi dziadkowie tak samo kombinowali” – mówił podczas jednej z debat w Bundestagu.
We wrześniu 2023 niemiecki poseł został ukarany grzywną za obraźliwy wpis w mediach społecznościowych. Odchodzącego ukraińskiego ambasadora w Niemczech pożegnał kolażem graficznym przedstawiającym ambasadora, który żegna się z Niemcami hitlerowskim pozdrowieniem.
Bystron kandyduje do Parlamentu Europejskiego z miejsca drugiego, stąd jego szansę na mandat są bardzo duże. Jego działalność jest objęta śledztwem także belgijskiej prokuratury, która dotyczy już kilkunastu europosłów w PE, którzy są podejrzewani o przyjmowanie pieniędzy za szerzenie prorosyjskiej propagandy. Głównie chodzi o europosłów Zjednoczenia Narodowego oraz AfD.
Na listach AfD do Parlamentu Europejskiego jest też europoseł trwającej jeszcze kadencji Gunnar Beck.
Beck to niemiecki prawnik i wykładowca akademicki, doktor filozofii politycznej. Jest autorem bardzo ważnej dla eurosceptycznej prawicy książki „The Legal Reasoning of the Court of Justice of the EU” (Bloomsbury Publishing, 2013), podważającej status Europejskiego Trybunału Sprawiedliwości. Twierdzi w niej, że ustanowiony w celu rozstrzygania sporów między instytucjami UE a państwami członkowskimi ETS nigdy nie pełnił swojej funkcji bezstronnie oraz że jego wyroki są często niezgodne z traktatami UE.
Beck ma na koncie dwa skandale.
W 2019 roku sąd w Neuss nakazał mu zapłatę grzywny w wysokości 6,9 tys. euro za nieuzasadnione posługiwanie się tytułem profesora. Chodziło o sposób, w jaki Beck widniał na listach wyborczych do Parlamentu Europejskiego. Polityk tłumaczył, że to nie on decydował o tym, jakie informacje znajdą się na liście kandydatów, bo listy przygotowuje biuro federalnego urzędnika wyborczego (z niem. Bundeswahlleiter), ale informacja o jego rzekomym tytule profesora znajdowała się także na jego stronie internetowej. Beck tłumaczył, że wykłada w Wielkiej Brytanii, a tam określenia profesor używa się szerzej – wobec każdego wykładowcy, bez względu na tytuł naukowy. Sąd nie uznał tego za wystarczające wyjaśnienie i nakazał zapłatę grzywny.
W kwietniu 2024 roku na wniosek prokuratury generalnej w Duesseldorfie Beck stracił immunitet poselski. Powodem była domniemana kradzież testowych opakowań perfum w jednym z niemieckich domów towarowych. Do zdarzenia miało dojść w 2022 roku w domu towarowym w Neuss w zachodnich Niemczech. Według raportu parlamentarnej komisji prawnej, która badała sprawę, Beck nie tylko ukradł kilka sztuk flakonów perfum, ale stawiał też opór policji. Europoseł twierdzi, że zarzuty wobec niego „są bezpodstawne” i motywowane politycznie.
Oszustwa ws. wykształcenia lub tytułów naukowych dotyczą jeszcze dwóch innych kandydatów z list AfD.
Arno Bausemer utrzymywał niezgodnie z prawdą m.in., że ukończył dwa staże dziennikarskie, czemu publicznie zaprzeczyli jego pracodawcy. Niezgodne z prawdą okazało się także jego stwierdzenie o „pracy na stanowisku kierowniczym w gospodarstwie rolnym jego rodziców”. Sprawa wyszła na jaw w sierpniu 2023 roku. Bausemer został ukarany utratą wszystkich funkcji z partii, ale pozostał kandydatem do PE.
Podobna sytuacja dotyczy Mary Khan-Hohloch, polityczki z Branderburgii. Kandydatka utrzymywała, że ma ukończone studia licencjackie, ale nie była w stanie przedstawić żadnego dowodu w sprawie. Podobnie jak Bausemer dostała zakaz pełnienia funkcji w partii przez rok, ale po wyjaśnieniu sprawy została wybrana na listy AfD do PE.
Na liście AfD kandydatów do PE, którzy dopuścili się naruszeń, był także jeszcze do niedawna lider kampanii AfD do Parlamentu Europejskiego Maximilian Krah. Krah ma na koncie dwa istotne naruszenia. Jest podejrzewany o manipulowanie przetargami w ramach grupy ID, w wyniku których zlecenia od grupy otrzymywała zaprzyjaźniona z nim agencja prasowa oraz o nieprawidłowości w wydatkowaniu europarlamentarnej subwencji dla grupy ID.
Krah usiłował uzyskać z Parlamentu Europejskiego zwrot wydatków na jego własną kampanię na burmistrza Drezna, m.in. za produkcję plakatów wyborczych. Twierdził, że nie wiedział, że takich wydatków – zupełnie niepowiązanych z pracą w PE – finansować nie można.
Najnowszy skandal z jego udziałem miał miejsce 18 maja i doprowadził do wydalenia partii z grupy ID, a samego Kraha zmusił do rezygnacji z kierowania kampanią. W wywiadzie z włoskim dziennikiem La Repubblica Krah wyraził opinię, że nie wszyscy członkowie SS byli przestępcami.
„Nigdy nie powiedziałbym, że każdy, kto nosił mundur SS, był automatycznie przestępcą” – stwierdził polityk AfD.
Jego komentarz wywołał skandal, choć to jeden z wielu przykładów wypowiedzi czołowych polityków AfD relatywizujących moralną ocenę niemieckiego faszyzmu. Pierwsze na słowa Kraha zareagowało szefostwo Zjednoczenia Narodowego. W środę 22 maja partia Marine Le Pen ogłosiła, że nie zamierza dłużej zasiadać w Parlamencie Europejskim w jednej grupie razem z AfD. Dzień później szefostwo grupy Tożsamość i Demokracja podjęło decyzję o wydaleniu AfD ze swoich szeregów ze skutkiem natychmiastowym.
Z 21 objętych badaniem kandydatów PiS, do bazy trafiło aż 14 osób, ale o tych przypadkach pisaliśmy w osobnym tekście – nie będziemy ich więc tu przytaczać. Warto jednak podkreślić, że w porównaniu z wynikami z pozostałych dziewięciu krajów objętych badaniem, skala naruszeń, których dopuścili się kandydaci PiS oraz liczba ciążących na nich skandali, jest naprawdę duża.
Prawo i Sprawiedliwość wypada w tym badaniu gorzej niż francuskie Zjednoczenie Narodowe czy Alternatywa dla Niemiec. Warto zauważyć też, że tylko w nielicznych przypadkach partia wyciągała jakieś konsekwencje wobec kandydatów, którzy dopuścili się naruszeń – dotyczy to szczególnie przypadków z dawnych lat (np. Jacek Kurski wydalony z partii za pomówienia wobec dziadka Donalda Tuska – słynna sprawa „dziadka z Wermachtu”). Tu też PiS wypada gorzej niż np. niemiecka AfD, która częściej reagowała na skandale z udziałem jej polityków, niekoniecznie stając w ich obronie.
Ale wśród innych partii też nie brakuje kandydatów o wątpliwej reputacji. Poza wspomnianym już Zjednoczeniem Narodowym z Francji, Alternatywą dla Niemiec oraz Prawem i Sprawiedliwością, w grupie ID oraz EKR jest jeszcze osiem partii, które wystawiły kandydatów o wątpliwej reputacji.
Są to m.in.:
Skandale ciążą też na kandydatach niezależnych, z partii o charakterze skrajnie prawicowym. Wystarczy tu wymienić chociażby Grzegorza Brauna, który do PE kandyduje z list Konfederacji. Braun ma na koncie antysemicki atak z gaśnicą na chanukowy świecznik w Sejmie czy agresywne przerwanie wykładu kanadyjskiego profesora o historii Holocaustu, w trakcie którego krzyczał ksenofobiczne hasła typu „won z Polski”.
Zważywszy na to, że Braun jest też jednym z najaktywniejszych posłów szerzących rosyjską dezinformację w Polsce, warto też podkreślić istotne podejrzenia o związki z rosyjskimi służbami. Twardych dowodów na finansowanie jego aktywności przez Rosji brakuje, ale Braun obraca się w podejrzanym towarzystwie. Wystarczy wspomnieć jego zdjęcia z wydalonym z Polski oraz Czech rosyjskim dziennikarzem podejrzewanym o szpiegostwo na rzecz Rosji Leonidem Swirydowem oraz kontakty ze środowiskiem osób wydających polskojęzyczną wersję rosyjskiego portalu dezinformacyjnego Sputnik.
Andrej Zaslove, profesor nadzwyczajny polityki porównawczej na Uniwersytecie Radboud w Holandii, mówi, że jest zaskoczony liczbą kandydatów, którzy trafiają na listy wyborcze pomimo ich dyskusyjnego zachowania.
"Z jednej strony mówi mi to, że bardzo trudno jest znaleźć kandydatów. Ale myślę też, że niektórzy z tych ludzi mają po prostu ogromną władzę w takiej organizacji partyjnej i dlatego mogą kandydować” – tłumaczy badacz.
Holenderska politolog Sarah de Lange z Uniwersytetu w Amsterdamie, która specjalizuje się w ruchach populistycznych, dodaje, że partiom skrajnej prawicy może być trudno znaleźć dobrych kandydatów.
„Niektóre partie polityczne są postrzegane jako kontrowersyjne w swoim kraju, a to sprawia, że chętnych do kandydowania jest mniej” – mówi. "W przypadku niektórych partii wiadomo również, że politycy będą mieli trudności ze znalezieniem pracy po opuszczeniu stanowiska przedstawiciela parlamentu. To prawdziwa obawa dla osób rozważających kandydowanie” – powiedziała.
Ale, jak podkreślają badacze, jest też inny powód, dla którego prawica decyduje się na wystawianie osób o takiej przeszłości: elektorat skrajnej prawicy i populistów po prostu nie dba o skandale.
"Ci wyborcy są naturalnie sceptyczni wobec doniesień mediów głównego nurtu na temat tego rodzaju spraw. Niektóre z tych zachowań są nawet postrzegane jako imponujące, ponieważ wielu z tych wyborców jest również bardzo sceptycznie nastawionych do rządu. W kwestii drobniejszych wykroczeń, typu przekroczenie prędkości, ci wyborcy mogą być też bardziej wyrozumiali. Nie obchodzi ich tak bardzo, że ktoś został za coś takiego ukarany” – tłumaczy de Lange.
Zdaniem de Lande pomaga też głęboka polaryzacja społeczna, która znajduje odbicie także w mediach. Jeśli o skandalach z udziałem polityków informują media, które zdaniem części wyborców są upolitycznione i nierzetelne, nie będą oni brali tych doniesień pod uwagę w ocenie kandydatów. Ten problem nie dotyczy jednak wszystkich krajów, ale jest szczególnie widoczny np. w Polsce.
Zaslove zgadza się z ocenę de Lange: „Populiści mają tendencję do patrzenia na tego rodzaju kwestie w inny sposób, podobnie jak ich wyborcy. Tak więc to, co my uważamy za złe lub obraźliwe, może nie być tak postrzegane przez partie populistyczne” – powiedział.
Świat
Wybory
Grzegorz Braun
Konfederacja
Parlament Europejski VIII kadencji
Prawo i Sprawiedliwość
Unia Europejska
EKR
listy kandydatów
populiści
populizm
skrajna prawica
Tożsamość i Demokracja
wybory do parlamentu europejskiego
wybory europejskie
Pracowała w telewizji Polsat News, portalu Money.pl, jako korespondentka publikowała m.in. w portalu Euobserver, Tygodniku Powszechnym, Business Insiderze. Obecnie studiuje nauki polityczne i stosunki międzynarodowe w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas przygotowując się do doktoratu. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i relacjach w Unii Europejskiej.
Pracowała w telewizji Polsat News, portalu Money.pl, jako korespondentka publikowała m.in. w portalu Euobserver, Tygodniku Powszechnym, Business Insiderze. Obecnie studiuje nauki polityczne i stosunki międzynarodowe w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas przygotowując się do doktoratu. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i relacjach w Unii Europejskiej.
Komentarze