Skuteczne przywrócenie praworządności powinno uwzględniać całą konstytucję i w krytyczny sposób spojrzeć na to, w jakim stopniu (nie)realizowano funkcji państwa związanych ze sprawiedliwością społeczną
Sformowanie nowego rządu po ośmiu latach władzy PiS i energiczny początek jego działań powoduje, że zagadnienie przywrócenia praworządności (i rozliczeń) zaczyna zyskiwać charakter praktycznych recept. Niestety, odejście od teoretycznych rozważań spycha nas w stronę debat krótkowzrocznych, a tracimy z oczu dalszy plan.
To, co dzieje się w ciągu ostatnich tygodni w Polsce, wskazuje jednak na znacznie szerszy charakter problemów, z jakimi zmaga się i jakie wytwarza system prawny. Utracił on bowiem z oczu wartości konstytucyjne, a jedną z tego przyczyn jest nadmierne skupienie się na formalistycznie rozumianych proceduralnych przepisach.
Liczne komentarze dotyczące sposobów na przywrócenie praworządności formułowane przez prawników pomijają kluczowe w tej sprawie kwestie społeczne: oczekiwania nie tylko wyborców, ale całego społeczeństwa, postulaty dotyczące kształtu państwa, tego, jak miałaby wyglądać konstytucja, wartości konstytucyjne, czy relacje między organami państwa.
Z jednej strony jest to zrozumiałe – kryzys demokracji ściśle wiąże się z kryzysem konstytucyjnym, zaburzoną równowagą władz i naruszeniem wielu przepisów prawa. Pytanie o to, w jaki sposób przeprowadzić postulowane przez nowy rząd (i oczekiwane przez większość wyborców) zmiany jest istotne i niezwykle trudne. Pozostawiony przez PiS system prawny to gąszcz problemów – liczne organy państwa powołane zostały wbrew prawu, brak jest czytelnej procedury zmiany bądź odwołania bezprawnie sprawujących funkcję przedstawicieli ustępującej władzy.
Przykład zmiany kierownictwa TVP pokazuje to jak w soczewce – oparcie decyzji ministra kultury o zastosowanie kodeksu spółek handlowych ma swoich zwolenników, choć rozwiązanie to można także (z różnych powodów) krytykować. Praktycznie każdy element naruszeń prawa z lat 2015-2023 stanowi istotne wyzwanie, a pytania, w jaki sposób legalnie je przywrócić nie są proste i padają na nie różne, często wykluczające się odpowiedzi.
Nie kwestionując zasadności stawiania takich pytań i doceniając wysiłek udzielania na nie odpowiedzi, trzeba jednak dostrzec, że prawnicze myślenie o dobru publicznym ma swoje istotne ograniczenia. Jeśli o kryzysach demokracji pomyślimy jak o chorobie, to naruszenie formalnych reguł powoływania sędziów, członków rad mediów czy innych osób piastujących istotne funkcje państwa jest jedynie objawem znacznie głębszego kryzysu.
Ogromną popularność prawicowego populizmu, zarówno w polskim społeczeństwie, jak i w innych krajach nietrudno tymczasem połączyć z rosnącymi nierównościami ekonomicznymi i kosztami życia, powodującymi przekonanie o niesprawiedliwości prawa i braku reprezentacji.
Jeżeli uznamy, że wywoływane przez populistyczną i radykalną prawicę kryzysy demokracji (i kryzysy konstytucyjne) najbardziej zagrażają współczesnym demokracjom, to warto skupić się nie tylko na objawach tych kryzysów, ale uważniej zwrócić uwagę na ich przyczyny.
Nad kwestią społecznych i społeczno-gospodarczych źródeł populizmu w Polsce i innych krajach pochylaliśmy się już jakiś czas temu. Warto jednak popatrzeć na to, jak traktowane były przez ostatnie kilkanaście lat konstytucyjne wartości i jak kształtowana była relacja państwo-obywatel. Niezbyt często widzieliśmy bowiem interwencje polskiego sądu konstytucyjnego w konkretne uregulowania, bezpośrednio dotykające codziennej egzystencji obywateli, które opierałyby się na zasadzie urzeczywistniania sprawiedliwości społecznej.
Konstytucyjna zasada demokratycznego państwa prawa (państwa prawnego) zakorzeniona jest w art. 2 konstytucji. Artykuł ten stał się zdecydowanie lepiej znany po roku 2015, jednak publicystyczne dyskusje rzadko oddają mu sprawiedliwość, a warto przepis ten czytać jako całość:
Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej.
Stwierdzenie, że sprawiedliwość społeczna jest pojęciem nieostrym, jest jednocześnie banalne, jak i do pewnego stopnia nieuczciwe, bo nadużywane w dyskusjach dotyczących tego przepisu. To argument często używany jest jako wytrych i wymówka, by nie poświęcać temu problemowi uwagi.
Jednak choć trudno określić, gdzie sprawiedliwość społeczna będzie się zaczynać, a gdzie kończyć, to nie nastręcza szczególnych trudności, by wskazać rzeczy, co do których wszyscy rozsądni interpretatorzy tego pojęcia zgodzą się, że sprawiedliwością społeczną są (np. przeciwdziałanie ubóstwu obywateli czy zakaz pracy dzieci) czy takie, o których jasno powiedzieć można, że ze sprawiedliwością społeczną nic wspólnego nie mają (np. akceptowanie przez organy państwa uśmieciowienia rynku pracy). To, że pojęcie jest nieostre, trudne w zdefiniowaniu i kontrowersyjne nie oznacza, że mamy go unikać – wręcz przeciwnie, należy się z nim skonfrontować, tym bardziej że zadaniem państwa ma być urzeczywistnianie sprawiedliwości społecznej.
Nie jest niczym wyjątkowym, że teksty prawne (konstytucja, ustawy, rozporządzenia) posługują się pojęciem nieostrym. Wręcz przeciwnie – w aktach normatywnych znajdziemy niezliczoną ilość sformułowań wymagających doprecyzowania, zdefiniowania czy wyjaśnienia. Będą nimi zarówno ogólne klauzule, jak i zasada współżycia społecznego czy dobre obyczaje, ale także pojęcia posługujące się bardziej codziennym językiem, na przykład mienie w wielkich rozmiarach, osoba najbliższa czy dobro dziecka. W momencie, kiedy organ stosujący prawo (najczęściej sąd lub organ administracji publicznej) musi podjąć decyzję, to sformułowania, które na co dzień służą nam na podstawie ich intuicyjnego rozumienia, zaczynają wymagać nakreślenia precyzyjnych granic.
Doprecyzowywanie znaczenia nieostrych pojęć, ich praktyczna aplikacja w celu stosowania prawa w konkretnych przypadkach to jeden z obowiązków organów stosujących prawo. Artykuł 2 Konstytucji obowiązuje od momentu wejścia w życie tego aktu normatywnego, minęło zatem ćwierć wieku, wydawałoby się, że wystarczająco długo, by wypracować rozumienie tego, czym ma być urzeczywistnianie zasady sprawiedliwości społecznej – tym bardziej że z umiejscowienia tej zasady na samym początku polskiej ustawy zasadniczej wynikałoby, że jest to jeden z filarów polskiego państwa.
Interpretację tego, jak rozumieć urzeczywistnianie zasady sprawiedliwości społecznej ułatwiają także inne przepisy konstytucji. W rozdziale Wolności i prawa ekonomiczne, socjalne i kulturalne (art. 64 i następne) znajdziemy przepisy wymieniające ochronę praw pracowniczych, czy inne socjalne prawa. Wspomnijmy krótko niektóre z nich:
Pojęcia nieostre często mają nieostre granice (w filozofii języka przestrzeń ta bywa nazywana cieniem semantycznym), jednocześnie zaś mogą posiadać ostre jądro semantyczne. W obszarze cienia leżeć będzie odpowiedź na pytanie, jaki procent obciążeń podatkowych czy jaka kwota progów będzie urzeczywistniał zasadę sprawiedliwości społecznej. Poszukiwanie rozwiązania w tym obszarze wymagałoby długiej (i bez wątpienia politycznej) dyskusji. Jednocześnie jednak warto pochylić się nad tym, co będzie jądrem semantycznym tego pojęcia. Z tej perspektywy nietrudno ocenić, że wiele rozwiązań polskiego systemu podatkowego z omawianą tu zasadą nie miał zbyt wiele wspólnego.
Przez wiele lat system podatkowy był… regresywny! Osoby lepiej zarabiające ponosiły (procentowo) niższy ciężar utrzymania państwa. Trudna do zrozumienia może być także preferencja dla osób prowadzących indywidualną działalność i dawanie im możliwości korzystania z niższego PIT-u niż pracującym na etacie – w połączeniu z wieloletnim osłabianiem inspekcji pracy przez kolejne rządy było to rozwiązanie prowadzące do omijania przepisów prawa pracy.
W zasadzie żaden z poprzednich rządów nie pochylał się z większą troską się nad zgodnością wdrażanych w życie rozwiązań z art. 2 konstytucji in fine (czyli jego ostatnią częścią). Lata 90. to czas prywatyzacji i reform Balcerowicza, realizowanych w nurcie neoliberalnego konsensusu waszyngtońskiego. Przyjęcie nowej konstytucji pod koniec pierwszej dekady pokomunistycznej Polski nie wydaje się wprowadzać szczególnej zmiany w podejściu do gospodarki.
Z tekstu ustawy zasadniczej przebija raczej skandynawski model, a z praktyki znamy bardziej anglosaski, czerpiący bardziej z Thatcher i Reagana niż z Olofa Palmego.
Gdy wczytamy się w konstytucję, to znajdziemy w niej wiele obowiązków, które leżą po stronie państwa, jak wspominany wyżej dostęp do ochrony zdrowia, rozwój mieszkalnictwa, obowiązki związane z ochroną przyrody i środowiska, dostęp do (darmowej) edukacji i liczne inne zdobycze cywilizacji, które tworzą obraz państwa silnego, aktywnego, dysponującego wieloma narzędziami, ale też mającego istotne obowiązki wobec obywateli. To model oparty o solidarność społeczną, kojarzony z partiami chadeckimi czy socjaldemokratycznymi.
Trybunał Konstytucyjny w Polsce, podobnie jak i sądy konstytucyjne większości państw, nie działają z własnej inicjatywy, a czekają, aż trafi do nich sprawa, w której ktoś (np. grupa posłów, czy prezydent, lub też obywatel w swojej indywidualnej sprawie) kwestionuje konstytucyjność jakiegoś przepisu. Można zastanawiać się, czemu z uprawnienia tego nie korzystali często w przeszłości posłowie o bardziej lewicowych poglądach – brakowało im inicjatywy, czy może uznawali, że ich postulaty nie mają szans przy kolejnych, raczej konserwatywnych składach TK (dość przypomnieć, że prezesami tego sądu byli m.in. Andrzej Zoll czy Andrzej Rzepliński)?
W przeszłości Trybunał Konstytucyjny rzadko orzekał w sposób, który wskazywałby na konkretne, proste do zrozumienia dla większości obywateli kwestie wymagające korekty, tak by zadośćuczynić zasadzie sprawiedliwości społecznej. Były jednak sytuacje, kiedy jak najbardziej się to działo. W wydanym dziewięć lat temu wyroku K21/14 Trybunał nie tylko uznał ówczesną kwotę wolną od podatku (wynoszącą wówczas niewiele ponad 3 tysiące złotych) za niezgodną z artykułem 2, ale co do złotówki (!) wskazał, ile (co najmniej) taka kwota powinna wynosić! 5 czerwca 2014 roku (wyrok K 35/11) wydano orzeczenie, w którym za niezgodną z konstytucją uznano odpłatność za drugi kierunek studiów.
Tak mogłyby wyglądać decyzje Trybunału Konstytucyjnego, gdyby częściej kwestionowano niezgodność poszczególnych przepisów prawa z zasadami sprawiedliwości społecznej i gdyby TK rzeczywiście kierował się tą zasadą. Gdyby artykuł 2 konstytucji traktować naprawdę poważnie, to każde nowe prawo dotykające praw i obowiązków obywateli powinno być sprawdzane pod kątem tego, czy przybliża nas ono do urzeczywistnienia sprawiedliwości społecznej.
Za takie można by uznać na przykład te regulacje, które od wielu lat dają znaczną swobodę agencjom pracy tymczasowej. Z niemałą skutecznością służą one temu, by omijać regulacje prawa pracy, pozbawiając zatrudnione tak osoby stabilnego zatrudnienia.
Za sprawą Berniego Sandersa nowe życie zyskało powiedzenie, że system funkcjonujący w USA to „socjalizm dla korporacji i dla bogatych” – liczne przywileje przyznawane najzamożniejszym obywatelom tego kraju. Z takiej perspektywy kwestionowane mogłyby być takie rozwiązania jak np. 800 plus (a wcześniej 500 plus) przyznawane niezależnie od dochodu, co prowadzi do tego, że nawet najbogatsze rodziny otrzymują pomoc państwa. Kontrowersyjne z punktu widzenia sprawiedliwości społecznej mogą być także tzw. „wakacje kredytowe” – choć wspierają stronę słabszą niż banki (kredytobiorców – konsumentów), to pomoc taka trafia do najbogatszej części polskiego społeczeństwa (bo tylko ta ma w ogóle zdolność kredytową).
Także niedawna obniżka składki zdrowotnej dla przedsiębiorców, prowadząca do sytuacji, w której forma zatrudnienia tak znacząco miałaby różnicować kwotę wpłacaną na NFZ, jest niezwykle jaskrawym naruszeniem zasady sprawiedliwości społecznej, można by nawet uznać, że także równości wobec prawa. Istnieje wiele przyczyn, dla których jest to rozwiązanie niewłaściwe, a najbardziej jaskrawym przejawem niesprawiedliwości jest to, że przedsiębiorcy mieliby od przyszłego roku płacić składkę zdrowotną niższą niż osoby zarabiające minimalne wynagrodzenie – niezależnie od osiąganych dochodów. Ulga taka objęłaby zarówno przedsiębiorców zarabiających niewiele, jak również tych osiągających najwyższe dochody! Sprawnie działający Trybunał Konstytucyjny miałby jasne podstawy do uchylenia regulacji w takim kształcie, jako niezgodnej z polską ustawą zasadniczą.
Prawna możliwość, a przede wszystkim tak szeroko zakrojona praktyka „brania na firmę” różnego rodzaju zakupów to kolejny przykład przywileju przysługującego osobom nierzadko ponadprzeciętnie zamożnym. Sławomir Mentzen publicznie opowiadał o „wrzucaniu w koszty” zabawek. Nierzadko przedsiębiorcy, kupując przedmioty niezwiązane z prowadzoną przez nich działalnością, opisują np.sprzęt sportowy jako środek transportu, albo jako koszty działalności przedstawiają samochody, niezależnie od tego, czy prowadzona działalność wiąże się z realną koniecznością przemieszczania się. Możliwość ta powinna być szczególnie kwestionowana w sytuacji, gdy w naszym kraju zarejestrowane jest tysiące fikcyjnych przedsiębiorstw, będących de facto formą ucieczki od uregulowań prawa pracy.
Także niektóre daniny publiczne można by uznać za utrudniające urzeczywistnienie sprawiedliwości społecznej. W przeszłości Trybunał Konstytucyjny dochodził do takich wniosków jak we wspomnianym wyżej wyroku dotyczącym kwoty wolnej od podatku. Słusznie zdecydowano wtedy, że osoby najsłabiej wynagradzane nie powinny płacić podatku dochodowego. Gdyby o systemie podatkowym pomyśleć w takim duchu, to z powodzeniem można by uznać, że podatek VAT od żywności czy podstawowych artykułów higienicznych nie powinien być pobierany – bo czy zasadne jest opodatkowanie artykułów niezbędnych do przeżycia? Uprzedzając ewentualne pytania – w razie potrzeby rozróżnienia żywności „podstawowej” i „luksusowej” zapewne dałoby się wprowadzać rozwiązania podobne do podatku cukrowego lub też (jak to ma miejsce obecnie) stosować różne stawki VAT na różne rodzaje żywności – uwzględniając stawkę zerową.
Polski system podatkowy jest kopalnią przepisów, które z powodzeniem można by uznać za niekonstytucyjne, a nawet dyskryminujące określone grupy. W moim odczuciu do takich uregulowań należy podatek od spadków i darowizn. Ustawodawca w jednoznaczny sposób przyznaje przywileje osobom, które dziedziczą w ramach rodziny. Tym samym ludzie, którzy społecznie „mieli pod górkę”, ale z sukcesem zbudowali swoją sieć wsparcia społecznego na podstawie relacji innych niż rodzinne, są dyskryminowani i w przypadku dziedziczenia po swoich bliskich muszą zapłacić wyższy podatek niż ci, którzy dziedziczą po rodzinie. Przyjmując równościowy punkt widzenia można by argumentować także w odwrotnym kierunku – za tym, że podatek od spadków należałoby wyrównać „do góry” (opodatkowując także członków rodzin). Taką drogę wybrano w wielu systemach prawnych, w większości podatek od spadków jest wyższy niż w Polsce (nierzadko wielokrotnie).
Rzecz jasna, każda sprawa będąca oceniana przez TK wymaga (w normalnym stanie tej instytucji) szczególnej rozwagi i ostrożnej oceny biorącej pod uwagę szeroki kontekst, a ostateczne orzeczenie zależy od szeregu czynników (z osobistymi poglądami sędziów włącznie). Niemniej jednak nietrudno wyobrazić sobie takie uregulowania, które można by kwestionować jako niezgodne z zasadami sprawiedliwości społecznej. Być może dla czytelników będą to inne przykłady niż te, które podałem. Niektórzy mogą oburzyć się na niektóre z podanych przeze mnie propozycji, inni odczują żal, że pominąłem kwestie, które oni uważają za oczywiste. Z pewnością jednak każdy z nich mógłby być przedmiotem szerokiej i ciekawej dyskusji.
Pamiętajmy przy tym, że nieostrość pojęcia nie oznacza, że możemy po prostu zignorować obowiązujące prawo.
Przeciwnie – mamy (a dokładniej instytucje stosujące prawo) obowiązek interpretować i stosować przepisy, nawet jeżeli budzą one wątpliwości. Jeżeli jednak mamy poważnie mówić o urzeczywistnianiu zasady sprawiedliwości społecznej, to istniejące prawo powinno być uważniej badane pod kątem tego, czy obywatele są traktowani w równy sposób, a komu (i dlaczego) przysługują przywileje.
Te ostatnie powinny być zarezerwowane dla osób w trudniejszej sytuacji: nieletnich, samotnych, borykających się z problemami zdrowotnymi, ubogich, czy wykluczonych społecznie z innych powodów. Rzut oka na przywołane wyżej przykłady pokazuje, że przywileje często są przyznawane ze względu na inne powody: siłę lobbingu i dominujących dyskursów (przedsiębiorcy) czy „siłę tradycji” (ulgi ze względu na pokrewieństwo) czy po prostu ze względu na bieżące korzyści polityczne dla rządzących.
Nie jest celem niniejszego artykułu ocena, czy rozwiązania podatkowe, gospodarcze i inne zmierzające do urzeczywistnienia sprawiedliwości społecznej są lepsze czy gorsze niż np. neoliberalne recepty, czy społeczny darwinizm proponowany przez libertarian (w Polsce przez Konfederację). Dyskusja taka jest drugorzędna wobec tego, że decyzja o przyjęciu konkretnego modelu gospodarczego została podjęta, zapisana w konstytucji i powinna być traktowana jako wiążąca – niezależnie od naszych osobistych sympatii czy ocen ekonomistów.
Brak powszechnego odczucia, że państwo wywiązuje się ze swoich licznych funkcji (w tym także tych dotyczących regulowania gospodarki czy zapewniania dostępu do usług publicznych) spowoduje, że wpadniemy w spiralę kłopotów demokracji z prawicowym populizmem. Spiralę taką zaczynamy obserwować w Stanach Zjednoczonych, gdzie Donald Trump ma dużą szansę, by w 2024 roku powrócić do władzy. Nie jest przypadkiem, że dzieje się to w kraju słynącym z braku aktywności państwa w istotnych obszarach życia oraz nieprawdopodobnych nierówności społecznych.
Większość komentatorów pochylających się nad zagrożeniami dla demokracji skupia się na populizmie – słusznie, gdyż aktualnie to największe zagrożenie dla współczesnych demokracji. Jednak jej „cichym zabójcą” może być także ucieczka w formalizm – zjawisko znane z analizy uzasadniania podejmowania decyzji stosowania prawa, ale objawiające się także w szerzej rozumianym życiu publicznym.
Wróćmy w tym miejscu na chwilę do przywołanego we wstępie przypadku mediów publicznych i dyskusji dotyczących zgodności z prawem powoływania członków określonych organów. Komentujący te wydarzenia, podobnie jak komentatorzy kryzysu konstytucyjnego od jego początków w 2015 roku skupiają się na relacjach między organami państwa, skrupulatnie wyliczają długości kadencji dla piastunów poszczególnych stanowisk, wyliczają poszczególne przesłanki i oceniają ich realizację.
Podejście takie jest znamienne dla dyskusji o prawie – tych toczonych przez polityków, prawników-praktyków, jak i naukowców oraz osoby zajmujące się edukacją prawniczą. Tak samo jak sędziowie czy urzędnicy administracji publicznej bardzo często unikają odwoływania się do ogólnych klauzul (takich jak sprawiedliwość społeczna, prawo do edukacji, dobro dziecka i liczne inne), tak komentatorzy wolą skupiać się na „twardych” elementach systemu prawnego (takich jak wspomniane wyżej długość kadencji, kompetencje poszczególnych organów itp.). Warto tutaj wyraźnie zaznaczyć, że nie mówimy o oczekiwaniu od instytucji stosujących prawo, by odwoływały się do jakichś mglistych kategorii w rodzaju poczucia sprawiedliwości czy zdrowego rozsądku, a mowa o konkretnych przepisach, które nierzadko zobowiązują sądy (i inne organy), by dbać o kluczowe zasady i wartości systemu prawnego czy poszczególnych jego gałęzi.
Choć oczywiście są chlubne wyjątki od takiego podejścia, to wyraźnie widać, że znacznie trudniej przychodzi publicystom ocena działania Ministra Kultury z perspektywy dbania o wolność słowa czy zapewniania obywatelom prawa do informacji. W rezultacie zapominamy, że przecież po to są media publiczne. Nie powinno nam umykać to, że działania władz publicznych mają swoje cele, a te powinny być zgodne z konstytucyjnymi wartościami i ogólnymi, nieostrymi klauzulami – takimi jak właśnie wolność słowa czy prawo do informacji.
Rok 2023 to nie tylko utworzenie nowego rządu, ale też (a może przede wszystkim) wybory, które przyniosły rekordową frekwencję. Do historii polskiej demokracji przejdą obrazki z lokali wyborczych, do późnych godzin nocnych obsługujących obywateli, którzy wykazali się niemałą determinacją (a co najmniej cierpliwością), by zagłosować. Frekwencja ta jest wyrazem dużego zaufania do polityków i rezultatem wielu lat rosnącej mobilizacji społecznej. Paliwo społeczne, które przełożyło się na zmianę polityczną, jest zakorzenione nie w poszukiwaniu realizacji formalnych reguł prawnych czy w osobistym stosunku wobec przestrzegania szczegółowych przepisów, a w autentycznej nadziei na poprawę stanu państwa i realizacji jego istotnych funkcji.
Rządzący – o ile rzeczywiście zależy im na demokratyzacji osuwającej się przez ostatnie lata w autorytaryzm Polski – powinni mieć na uwadze, jakie są źródła społecznej energii, która dała im władzę, jakiego rodzaju problemy trapią Rzeczpospolitą i co tak naprawdę powinno oznaczać przywrócenie praworządności i szacunku do konstytucji. Kluczowe jest nie tylko uporządkowanie relacji pomiędzy organami państwa, ale także takie jego zorganizowanie, by wreszcie zaczęło w odpowiedni sposób realizować swoje, wynikające z prawa, obowiązki wobec obywateli (i mieszkańców Polski niebędących jej obywatelami).
Myśląc o demokracji, warto pamiętać o tym, jakie „bezpieczniki” posiada(ł) nasz system prawny.
Gdy słowo to pojawia się w dyskursie publicznym, zwykle sprowadzane jest właśnie do owych formalistycznie rozumianych reguł określających techniczne detale powoływania organów czy relacje pomiędzy nimi. W rozważaniach takich pomija się to, że demokracja może bronić się przed autorytaryzmem na różne sposoby, zarówno z użyciem twardych metod (np. delegalizując ugrupowania polityczne propagujące totalitaryzm), jak i w sposób odmienny – skutecznie pokazując, że jest najlepszym możliwym systemem, zapewniającym najwyższy możliwy poziom życia i jakość usług publicznych.
Zasada urzeczywistniania sprawiedliwości społecznej posiada także taką „dodatkową” funkcję: oprócz tych oczywistych, jak zwiększanie poziomu życia czy łagodzenie napięć społecznych jest także zabezpieczeniem dla samej demokracji. System społeczno-polityczny, który umożliwia najpełniejszą realizację podstawowych dla godnego życia potrzeb będzie mniej wrażliwy na ataki prawicowych populistów i zwolenników autorytaryzmu (dla niepoznaki „brandowanego” jako demokracja nieliberalna).
Budowa szacunku i zaufania do państwa i prawa, w tym także urzeczywistnienie zasady sprawiedliwości społecznej jest kluczowym wyzwaniem dla przyszłego rządu. Od jego wypełnienia zależeć będzie to, czy 2023 rok zapamiętamy jako koniec zagrożenia prawicowym autorytaryzmem, czy też jedynie krótką pauzę w demontażu demokracji.
„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY„ to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, zaskakują właśnie.
Kulturoznawca i prawnik, w pracy socjolog. Były nauczyciel (licealny i akademicki). W Instytucie Socjologii UJ (współ)bada świadomość prawną społeczeństwa polskiego.
Kulturoznawca i prawnik, w pracy socjolog. Były nauczyciel (licealny i akademicki). W Instytucie Socjologii UJ (współ)bada świadomość prawną społeczeństwa polskiego.
Komentarze