0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Robert Robaszewski / Agencja GazetaRobert Robaszewski /...

Podczas konkursu na stanowisko prezesa Instytutu Pamięci Narodowej, klub Lewicy złożył projekt ustawy likwidującej IPN. W reakcji na konferencję prasową posłów głos zabrał ustępujący prezes Jarosław Szarek. Stwierdzi, że „słowa o upolitycznieniu Instytutu Pamięci Narodowej nie mają racji bytu i nie odpowiadają prawdzie”.

Tymczasem przykładów politycznych nominacji nigdy nie brakowało. Jak wskazywał w OKO.press Adam Leszczyński, takim nominatem jest zresztą sam Jarosław Szarek – były doktorant prof. Ryszarda Terleckiego, historyka i wicemarszałka Sejmu z PiS.

Od przejęcia władzy przez Szarka pracę w Instytucie znalazło jeszcze więcej narodowców i prawicowych radykałów, często z mizernym dorobkiem w badaniach dziejów najnowszych.

Dr Mariusz Bechta i dr Wojciech Muszyński są pracownikami Instytutu od dawna. Ten pierwszy znany jest m.in. z ciepłego stosunku do rasistowskiego mordercy i terrorysty Janusza Walusia. Drugi w lutym 2020 zachwalał w mediach społecznościowych zrzucanie posłów Lewicy Razem z helikopterów.

Szczególny rozgłos przez ostatnie lata zyskali zatrudnieni po 2015 roku:

  • Dr hab. Tomasz Panfil z Lublina - m.in. autor artykułu, w którym twierdził, że „sytuacja Żydów nie wyglądała źle” w gettach przed Zagładą, a także ekspertyzy sądowej, w której pisał, że „swastyka jest symbolem wieloznacznym, a NSDAP była partią lewicową”.
  • Jego dawny doktorant dr Tomasz Greniuch nominowany na naczelnika Delegatury IPN w Opolu, a następnie awansowany na dyrektora oddziału we Wrocławiu. Przez dwa tygodnie sprawowania przez niego funkcji dyrektora w mediach opisywano zawartość jego manifestu ideologicznego „Droga nacjonalisty”, przeszłość w ONR, związki z nazistowskim zespołem Nordica oraz wpisy z portali społecznościowych. „Czy Żydzi są ludźmi? - pytał – Po tym co robią kolejny raz w Palestynie odpowiedź nasuwa się sama. Człowiek nie jest zdolny do takiego barbarzyństwa. Przetrwanie tego plemienia musi być pomyłką ewolucji” [pisownia oryginalna].

Oddziałów i delegatur IPN jest jednak więcej - więcej jest też przykładów wyraźnej nadreprezentacji wyznawców poglądów skrajnie prawicowych na stanowiskach dyrektorskich i edukacyjnych.

Przeczytaj także:

Olsztyn wybiela "Burego"

Oddziałowi białostockiemu podlega delegatura w Olsztynie.

To właśnie te struktury odpowiadają za gloryfikację kpt. Romualda Rajsa ps. „Bury” odpowiedzialnego za pacyfikację białoruskich wsi w powiecie bielskim zimą 1946 roku. Autorem książki „Komendant Bury” - która wybiela Rajsa, a winą za zbrodnie obarcza „żywiołowy rozwój sytuacji” - jest pracownik delegatury IPN w Olsztynie dr Michał Ostapiuk. (Książka spotkała się z negatywnymi recenzjami m.in. ze strony Piotra Gontarczyka, Magdaleny Semczyszyn i Mariusza Mazura, którzy podważali ustalenia Ostapiuka i krytykowali jego warsztat).

Bezpośrednim przełożonym Ostapiuka jest dr Paweł Piotr Warot. Ma on burzliwą historię w IPN.

Warot został w 2014 zwolniony z Instytutu z powodu utraty zaufania przez pracodawcę. Sam twierdził, że poniósł konsekwencje pisania o wpływach SB w swoim rodzinnym mieście. Zwolennicy historyka pikietowali nawet pod siedzibą Delegatury. Styl pracy Warota już w 2009 roku budził zastrzeżenia ówczesnego naczelnika Delegatury, dra hab. Norberta Kasparka (zwolnionego za prezesury Janusza Kurtyki).

„Według mnie, pod jego publikacjami jako współautor podpisany powinien być także esbek, który wytworzył opisywane dokumenty. Pokazywanie ich bez kontekstu, wycinkowość może prowadzić do opacznych wniosków” - mówił Kasparek "Gazecie Olsztyńskiej".

Zdaniem Kasparka Warot po prostu szukał haków na poszczególne osobistości po czym „leciał z tym do radia i prasy, a dopiero potem następowało coś w rodzaju naukowej weryfikacji”.

"Czołem Wielkiej Polsce"

Takie postępowanie ściągnęło na barki historyka proces. W 2012 roku Zdzisław Szymocha, redaktor „Gazety Olsztyńskiej” nie mógł ubiegać się o prezesurę Radia Olsztyn, ponieważ po Olsztynie rozeszła się informacja, że "na Szymochę jest w IPN teczka", a informacja ta miała dotrzeć do KRRiT. Źródłem plotki był artykuł Warota.

Sprawa trafiła do sądu, a ten nakazał przeproszenie Szymochy. W uzasadnieniu sąd stwierdził, że „autor poprzez dobór poszczególnych słów i fragmentów tekstów z teczek SB oraz sposób cytowania mógł wprowadzić w błąd czytelnika, że Szymocha był gotów współpracować z SB albo nawet, że taką współpracę podjął”. Nie zaznaczał dokładnie cytowanych fragmentów pochodzących z teczek SB i nie podawał, że konkretne fragmenty dotyczące faktów czy opinii są wyrażone przez funkcjonariuszy.

Był to pierwszy tego rodzaju proces wytoczony pracownikowi IPN, w dodatku zakończony wyrokiem skazującym. Zaszkodził reputacji Instytutu. 13 grudnia 2014 roku, po swoim zwolnieniu Warot pojawił się na demonstracji z okazji rocznicy ogłoszenia stanu wojennego. Wygłosił przemówienie, które zaczął od diagnozy stanu państwa: „przyszło nam żyć w Olsztynie, jednym z najbardziej czerwonych miast. Pokazały to wybory prezydenckie w tym mieście, gdzie o stanowisko walczyło dwóch postkomunistów. Jeden i drugi kolaborowali z obcymi najeźdźcami naszej ukochanej Polski”.

Następnie odniósł się do kryzysu na Ukrainie: „Być może Polsce potrzebny jest Majdan, być może potrzebna jest narodowa rewolucja. Ja nie mogę już oglądać wiadomości serwowanej przez Telewizję Polską”. Przemówienie zakończył endeckim „Czołem Wielkiej Polsce”.

Warot wytoczył byłemu pracodawcy sprawę, a w 2016 roku, już po „dobrej zmianie”, Instytut zawarł z nim ugodę i przywrócił go do pracy. Obecnie Warot piastuje stanowisko naczelnika Delegatury.

"Syf, z którego należy oczyścić Polskę”

„Przyszłość leży w naszych rękach. Polska będzie wielka, silna, nowoczesna, a nade wszystko chrześcijańska. Organizujmy się i nie dajmy się dzielić” - podpisuje na Facebooku swoje zdjęcie z przypiętym na klapie marynarki Mieczykiem Chrobrego – symbolem przedwojennego Obozu Wielkiej Polski.

Epatowanie sympatiami endeckimi i okazywanie lojalności wobec władzy przybiera momentami wręcz karykaturalne oblicze.

Jesienne protesty po antyaborcyjnym wyroku TK Julii Przyłębskiej były częstym tematem komentarzy ze strony funkcjonariuszy IPN. Warot manifestował wówczas wsparcie dla bojówek tworzonych w tamtym czasie przez ONR, entuzjastycznie udostępniając artykuły prasowe na ich temat.

W czasie, gdy za likwidacją IPN opowiada się nie tylko Lewica, lecz także Platforma Obywatelska, a jego szef usiłuje dementować tezy o upolitycznieniu Instytutu, Warot udostępnia grafikę z połamanym logotypem PO opatrzonym hasłem „Nie ma litości dla zdrajców Polski”. Żeby nie było wątpliwości, o co dokładnie chodzi, dopisał: „Zbyt mało jeszcze świadomości w nas, jak groźna jest dla naszego narodu i państwa zgraja ignorantów, zdrajców, ludzi bez honoru i charakteru”. Na tę aktywność Warota zwrócił uwagę lewicowy profil Przywróćmy pamięć o Patronach Wyklętych.

Nagroda za radykalizm

Przypadek dr Pawła Warota jest interesujący nie tylko ze względu na jego wypowiedzi. Mamy tu do czynienia z sytuacją, w której pracownik zwolniony z Instytucji z powodu nadużyć warsztatowych i narażenia idei lustracji na wizerunkową kompromitację, w momencie, w którym zmienia się rząd, nie tylko wraca do pracy, ale staje na czele struktur urzędu w swoim mieście.

Skrajnie prawicowy radykalizm zostaje wynagrodzony przez władzę, która ceni nie kompetencje, lecz możliwość skutecznego wykorzystania kadr Instytutu w bieżącej walce na polu polityki historycznej - walkę tę PiS prowadzi z lewicą oraz obozem liberalno-demokratycznym. Taka instrumentalizacja historii przez rządzące elity jest jednym z głównych powodów, dla których dwie największe partie parlamentarnej opozycji opowiadają się za likwidacją IPN, a Lewica postuluje stworzenie na jego miejsce Instytutu Ochrony Konstytucji.

;

Komentarze