0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja GazetaSlawomir Kaminski / ...

19 grudnia 2021 miałem zaszczyt przemawiać na warszawskim wiecu w obronie TVN. Prawdę mówiąc, nie spoglądałem nawet na Pałac Prezydencki, choć scena była ustawiona na wprost budynku. Zatrzymywałem wzrok na obywatelach i obywatelkach, którym pokłoniłem się najpiękniej jak umiałem w imieniu OKO.press. Bo to my jesteśmy — w ostatecznym rachunku — głównym aktorem w przedstawieniu o nazwie "Polska XXI wieku". Nawet jeśli zniechęceni porażkami o tym zapominamy.

Weto prezydenta Dudy — jakie by nie były kulisy amerykańskich nacisków — to nasz obywatelski sukces. Możemy nawet przybić sobie nawzajem — kogo tam macie pod ręką — piątkę.

Tekst publikujemy w naszym cyklu „Widzę to tak” – od czasu do czasu pozwalamy sobie i autorom zewnętrznym na bardziej publicystyczne podejście do opisu rzeczywistości. Zachęcamy do polemik.

Przeczytaj także:

Julia z Jarosławem już czekali z otwartą szufladą

Oczekiwałem, że Duda odeśle ustawę do Trybunału Julii Przyłębskiej, np. z powodu wprowadzonej podczas II czytania ustawy "wrzutki" (jak ją dziś nazwał prezydent) zmieniającej zasady powoływania KRRiT: zamiast dwóch przedstawicieli powoływanych samodzielnie, miał ich mianować za zgodą Sejmu. Naruszało to zapis Konstytucji RP, co dawało Dudzie pretekst, by nie wchodząc w meritum sporu wybrać "umycie rąk". Taka była też prognoza Witolda Głowackiego i Agaty Szczęśniak w OKO.press z 20 grudnia: "najprawdopodobniej odeśle ustawę do tzw. TK, a więc do decyzji Nowogrodzkiej".

Oddanie Lex TVN w ręce Julii Przyłębskiej, które to ręce trzyma za nadgarstki Jarosław Kaczyński, byłoby wiernopoddańczym gestem Dudy i rozwiązaniem politycznie komfortowym dla prezesa PiS.

Trybunał Przyłębskiej pełni coraz wyraźniej rolę trzeciej — i najwyższej — izby parlamentarnej, w której Kaczyński zasiada jednoosobowo, a która może wprowadzać na skróty nawet najbardziej okrutne czy bezsensowne prawo, jak całkowity zakaz aborcji wyrokiem z października 2020.

Wydawało się, że doszliśmy do ostatecznego przełamania "imposybilizmu", na który uskarżał się Kaczyński ogłaszając zarazem co i raz, że zbliża się koniec tego "systemu, który przedtem bardzo wiele przedsięwzięć hamował, który został nazwany swego czasu imposybilizmem polskiego państwa". Tak naprawdę miał na myśli ograniczenia, jakie Konstytucja, prawo, procedury, dobre obyczaje i wola suwerena inna niż wyrażona w akcie wyborczym, narzucają autokracie.

A tu taki klops.

Duda zaskoczył nie tylko decyzją, ale i uzasadnieniem, które zabrzmiało jak głos polityka, który naprawdę liczy się z demokracją, prawem, Konstytucją, interesem kraju, a także głosem ulicy i zagranicy.

Ktoś powie, nie dajcie nabrać. Oczywiście, prezydent podpisywał jak leci ustawy niekonstytucyjne, przyjmowane w skandaliczny sposób, wbrew opinii większości obywateli.

Tak było i to się liczy. Ale liczy się także, że tym razem tak nie zrobił.

Nie należy też zapomnieć o dwóch potężnych rozczarowaniach wetami Dudy. Pierwsze, gdy na samym początku prezydentury zawetował ustawę upraszczającą procedurę uzgodnienia płci. Z jego winy osoby trans i ich rodzice wciąż skazani są na sadystycznie wręcz skonstruowane prawo, które każe osobie dokonującej korekty płci zaskarżyć do sądu własnych rodziców.

Drugie głośne weto - przyjętych przez Sejm mimo protestów opozycji "w trybie pendolino" ustaw o Sądzie Najwyższym i KRS - z lipca 2017 rozbudziło ogromne oczekiwania, zwłaszcza, że poprzedzone było potężnymi manifestacjami ulicznymi. Jednak własne propozycje Dudy i ich kolejne przeróbki sprawiły, że "reformy sądownicze" oddały niemal niekontrolowaną władzę w ręce PiS, a szczególnie ministra prokuratora Zbigniewa Ziobry.

Kolejne odsłony tego rozczarowania śledziliśmy w OKO.press wytykając prezydentowi np., że 1 kwietnia 2021 podpisał - uwaga - 11 (jedenastą) nowelizację ustawy o Sądzie Najwyższym, która pomaga w przejmowaniu kontroli nad trzema starymi, legalnymi Izbami Sądu Najwyższego: Cywilną, Karną oraz Pracy i Ubezpieczeń Społecznych.

Zamiast rozpamiętywać to, czego Duda nie zrobił, popatrzmy lepiej wprzód. Także na samego Dudę.

Być może nareszcie przypomniał sobie, że druga kadencja jest ostatnią. I że do 2025 roku jest dostatecznie dużo czasu, by poprawić reputację. Zwłaszcza że dwa ostatnie lata będzie prawdopodobnie współrządził z obecną opozycją.

I jako chłopiec na posyłki Kaczyńskiego nie miałby czego szukać.

Wygrała opinia publiczna, czyli po co są media?

W wystąpieniu pod prezydenckim Pałacem mówiłem, że bronimy TVN czy w ogóle mediów, nie po to, by bronić siebie, a tym bardziej jakiegokolwiek właściciela, nawet jeśli nazywa się tak ładnie jak Discovery. Występujemy w interesie obywatelek i obywateli.

Robimy to dlatego, że nie zgadzamy się na zło, jakie niosą każde rządy, a szczególnie złe i niedemokratyczne rządy. Media są jedynym na masową skalę detektorem zła. Bez niezależnych mediów opinia publiczna nie usłyszałaby ekspertów, którzy wytykają rządzącej prawicy tchórzliwość i kunktatorstwo w walce z pandemią, nie wiedzielibyśmy o śmiertelnych ofiarach na polsko-białoruskiej granicy i łamaniu tam prawa humanitarnego, nie usłyszelibyśmy o prześladowaniach aktywistek i aktywistów, nie poznali tragicznej prawdy o śmierci na komisariatach, nie znali skali nepotyzmu i korupcji politycznej obecnej władzy, czy rozmiarów zamachu na autonomię szkół, jaką jest Lex Czarnek...

Nawet jeżeli zniknięcie TVN było mało prawdopodobne, bo amerykański właściciel znalazłby obejście zakazu, pozostaje ulga, że niezagrożona jest stacja, w której widzieliśmy takie materiały śledcze, jak "Don Stanislao — Druga twarz kardynała Dziwisza" Marcina Gutowskiego czy mocny reportaż Piotra Jaconia "Wszystko o moim dziecku", głęboko ludzki obraz sytuacji osób trans i ich rodziców.

Zatrzymanie marszu PiS po media jest tym ważniejsze, że Kaczyńskiemu marzy się skuteczność Orbana (nie mówiąc o Putinie), który naprawdę skoszarował dziennikarzy. Daniel Obajtek, który "ma coś takiego, co daje Bóg" skutecznie dokonał orbanizacji sieci pism i portali regionalnych Polska Press. Kaczyński, który osobiście nie znosi "Wyborczej" i "TVN24", musi teraz przełknąć ten gorzki fakt, że czwarta władza nie jest tak bezradna, jakby chciał.

Człowiek, który chce pełni władzy, nienawidzi mediów, które służą prawdzie, bo — jak pisała Hannah Arendt - „z punktu widzenia polityki, prawda ma charakter despotyczny. Jest przez to znienawidzona przez tyranów, którzy słusznie obawiają się konkurencji siły, której nie mogą zmonopolizować".

Wygrali dziennikarze: mówimy jednym głosem

Media nie miały w demokratycznej Polsce najlepszej prasy, prestiż zawodu nie jest wysoki (w sondażu CBOS z 2020 za nami jest tylko garstka zawodów, m.in. ksiądz, makler giełdowy i polityk). Mam jednak wrażenie i nadzieję, że to się zmienia, a solidarna reakcja środowiska w obronie TVN poprawiła naszą reputację i nasze samopoczucie.

W sierpniu 2021 ponad 1000 dziennikarek i dziennikarzy podpisało protest przeciwko Lex TVN. To była inicjatywa Mariusza Jałoszewskiego z OKO.press i Wojciecha Czuchnowskiego z "Gazety Wyborczej", największa tego typu akcja w historii polskiego dziennikarstwa. Pisaliśmy patetycznie, że „nie zgadzamy się na życie w świecie, gdzie prawda nie ma głosu. Tej walki nie można przegrać. Byłaby to klęska demokratycznej Polski”.

Za sprawą Andrzeja Dudy wyszło na to, że mieliśmy rację.

Solidarną inicjatywą była też protest (z inicjatywy m.in. OKO.press) "Dziennikarze na granicy", w którym ponad 40 redakcji domagało się wycofania zakazu pracy w strefie stanu wyjątkowego. Z większych mediów ogólnopolskich zabrakło podpisu mediów Zygmunta Solorza Polsatu i Interii oraz – oczywiście – telewizji i radia publicznego.

Autorytarne upodobania rządzących, ich ostentacyjne wręcz łamanie prawa i dobrych obyczajów, tworzy dla niezależnych mediów warunki rozwoju, bo wolne słowo jest coraz bardziej w społecznej cenie, przynajmniej wśród większości społeczeństwa, która nie popiera władzy.

Porażka zmęczonego satrapy

Uchwalając Lex TVN z odrzuceniem weta Senatu, Kaczyński próbował odpowiedzieć mediom, że tej walki - o TVN, o media, o demokrację - nie można wygrać. "Bo ja mogę wszystko. Bo demokratycznej Polski już nie ma. Zlikwidowałem ją bez żadnego trybu, poza kolejnością" - tak można zrekonstruować jego przekaz.

Weto Dudy jest jednak porażką polityki PiS opartej na administrowaniu strachem i co równie ważne, poczuciem wyuczonej bezradności. Nie panując nad najważniejszymi problemami państwa — epidemią, inflacją, relacjami z UE, sytuacją na granicy, nie mówiąc o braku inwestycji i innowacyjności gospodarki, kryzysie demograficznym czy ekologicznym — Kaczyński próbował gasić pożar benzyną. Chciał odzyskać inicjatywę i wywołać kolejny (absurdalny) kryzys, którym może zarządzać. Za wszelką cenę choć na chwilę chciał mieć pewność, że panuje nad sytuacją.

Działania władzy — im bardziej „bez żadnego trybu i poza kolejnością” tym lepiej — miały budzić i budziły, po stronie obywateli krytycznych wobec władzy, a także w opozycji politycznej, poczucie, że jesteśmy bezradni, bo ta władza, która nie przestrzega żadnych zasad i tak postawi na swoim.

Taka polityka opiera się jednak na zasadzie bezwyjątkowości - tak jak autorytet chuligana trwa, dopóki ktoś mu nie sprawi lania.

Każdy wyłom burzy konstrukcję. Weto Dudy, nawet jeżeli nie było bezpośrednią reakcją na zgromadzenie tysięcy osób na wiecach 19 grudnia oraz 2,5 mln podpisów przeciwko lex-TVN, jest zachętą dla obywatelek i obywateli do działania w przekonaniu, że nie jesteśmy bezradni.

Pojawiają się obawy, że weto Dudy było „ustawką” z Kaczyńskim. Nie wydaje mi się, żeby to była prawda. Ustawką byłoby skierowanie ustawy do tzw. Trybunału Konstytucyjnego, w którym mogłaby czekać jako poręczny straszak do użycia w stosownym momencie. Tymczasem Duda zrobił duży wysiłek, by pokazać, że to jego własna decyzja, która zatrzymuje inicjatywę firmowana przez Kaczyńskiego. W jaki sposób miało to umacniać pozycję lidera PiS?

Potwierdził to zresztą sam Kaczyński w wywiadzie dla Interii mówiąc, że z Dudą rozmawiał „dawno temu”. Pytany rano o ewentualne weto (już wiedział?) odparł: "Zostawię dla siebie to, co wiem. Nie jest moją rolą zastanawiać się nad motywacjami i kulisami podejmowanych w Pałacu decyzji". Nie brzmi to jak głos polityka, który panuje nad sytuacją.

Cały wywiad jest zresztą pełen narzekań i skarg na ograniczone możliwości rządzenia. O niepokojącym wzroście cen Kaczyński mówi, że „wpływ mamy ograniczony, jeśli nie znikomy”. Pytany o prezesa NBP Adama Glapińskiego komentuje, że „przez te przeszło 30 lat różniliśmy się poglądami” i „nie mam bezpośredniego wpływu na pracę NBP”. Podkreśla, że w klubie PiS są antyszczepionkowcy, którzy blokują politykę, by „pójść na całość, biorąc nawet ryzyka polityczne i osobiste” i że liczyłby tu na pomoc opozycji... Kaczyński dzieli się swoim poczuciem „imposybilizmu” także we własnym obozie.

Erozja władzy. Czas na ukatrupienie lex-Czarnek

Nie wykluczone, że weto Dudy jest wyrazem erozji władzy, czyli typowego dla systemów miękkiego autorytaryzmu kryzysu, który pojawia się, gdy górę biorą różnice interesów i ambicji.

Prezydent, który porzuca pisowską nowomowę i wyraźnie zadowolony z siebie pokazuje się w roli niezależnego polityka, może stać się zachętą dla posłanek i posłów PiS do kierowania się zasadami zdrowego rozsądku, przyzwoitości, interesu publicznego, czy choćby kalkulacji na "nowe rozdanie" zamiast partyjnego czy osobistego posłuszeństwa. Najbliższą okazją do "pisowskich wet" może stać się głosowanie Lex Czarnek. 4 stycznia 2022 w komisji sejmowej, a jeśli ustawa nie zostanie odrzucona na obradach plenarnych. Zwłaszcza że opozycji już raz, 14 grudnia, udało się zatrzymać "PiS-owski walec".

Wielu posłów i posłanek PiS jest z pewnością świadomych, że Lex Czarnek narusza autonomię szkół i pozycję rodziców, którzy kontrolę nad wychowaniem i edukacją dzieci mieliby oddać w ręce partyjnego ministerstwa. Będzie to dobry moment, żeby pokazać swoją niezależność, a tym wartość na politycznym rynku. Upokorzenie przez Dudę i deklarowana bezradność Kaczyńskiego z wywiadu dla Interii może być zachętą do namysłu nad dalszą, własną karierą polityczną zwłaszcza dla „prawicowego planktonu”, z którego Kaczyński próbuje zlepić poparcie dla ustaw. Z coraz większym trudem.

Oczywiście decyzja Dudy jest póki co wyjątkiem, który wprawdzie nie potwierdza reguły rządów PiS, ale nie przesądza, że inna reguła — dekompozycji władzy — zacznie obowiązywać. Ale przynajmniej można mieć nadzieję, że tak będzie.

Dla obywatelek i obywateli otwiera się zachęta do kolejnych inicjatyw i protestów. Dla opozycji - przestrzeń do wspólnych wystąpień, śladem solidarnego protestu przeciwko Lex Czarnek czy ponadpartyjnym poparciem inicjatywy Iustitii jak naprawić państwo prawa. Dla dziennikarzy - sygnał, że nasza praca i nasza obywatelska postawa ma sens.

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze