0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Lukasz Cynalewski / Agencja Wyborcza.plFot. Lukasz Cynalews...

„Polska polityka mieszkaniowa Anno Domini 2024 to polityka wspierania zakupu własności. Dzisiaj młode pokolenie nie chce własności. Chce wyboru i stabilnego najmu wbrew temu, co się powszechnie powtarza” – mówi wiceminister rozwoju i technologii. Czy Lewicy uda się zmodyfikować rządowy projekt Kredyt na Start? Jak skutecznie wspierać budownictwo społeczne i komunalne? W jaki sposób zagospodarować pustostany? – z Tomaszem Lewandowskim rozmawiają Anton Ambroziak i Dominika Sitnicka.

Anton Ambroziak, Dominika Sitnicka OKO.press: Skąd ta ofensywa medialna? Mówi pan, że nie podoba się panu cała debata o mieszkalnictwie, a może Lewica próbuje politycznie odzyskać temat?

Tomasz Lewandowski, wiceminister rozwoju i technologii, polityk Nowej Lewicy: Debatę dominuje pytanie, czy powinniśmy dopłacać do kredytów hipotecznych. A żeby poprawić sytuację na rynku mieszkaniowym, trzeba podejścia systemowego, daleko bardziej rozbudowanego niż uproszczone, czy wręcz prostackie pomysły. Mam nadzieję, że jak opadnie kurz dyskusji o tym czy innym programie wsparcia akcji kredytowej i zakupu własności, to w końcu będziemy mogli porozmawiać o systemowym podejściu do mieszkaniówki, a więc o takim, które uwzględnia kwestię rozbudowy oferty najmu społecznego.

Dominika Sitnicka: Użył pan określenia „prostacka”, ale nie do końca rozumiem, czy uważa pan pewne rozwiązania za prostackie, czy chodzi o sposób prowadzenia debaty?

W moim przekonaniu wszystkie dotychczasowe akcje wspierania zakupu nieruchomości, dopłaty do oprocentowania kredytów i do kapitału początkowego w istocie nie były programami mieszkaniowymi, czyli programami dążącymi do zwiększenia dostępności mieszkań.

To były programy wsparcia pewnych branż: deweloperskiej i bankowej.

I uczciwość wymaga powiedzenia tego wprost. Rząd mógłby uznać, że branża budowlana ma problemy i chce ją wspomóc specjalnym programem, ale nie nazywajmy tego wówczas programem mieszkaniowym, bo ze zwiększeniem dostępności mieszkań to nie ma nic wspólnego. Gdyby te programy działały, nie mielibyśmy dzisiaj takiego problemu na rynku mieszkaniowym.

Przeczytaj także:

Ewaluacja programów „Mieszkanie dla Młodych”, „Rodzina na Swoim”, czy ten nieszczęsny PiS-owski Bezpieczny Kredyt 2 proc. pokazuje, że po pierwsze, ta pomoc była źle adresowana. W przypadku „Mieszkania dla Młodych” aż 25 proc. beneficjentów to były osoby z najwyższego decyla zarobkowego, więc osoby, które świetnie by sobie poradziły na rynku bez żadnego wsparcia państwa, więc pytanie podstawowe, po co angażować pieniądze publicznie, jeżeli tę osobę stać na własne mieszkanie?

Dopłaty do kredytów – recepta na katastrofę

DS: Mam wrażenie, że od paru miesięcy dyskusja w mediach jest dosyć jednostronna, oparta rzeczywiście na opiniach ekspertów, którzy mówią dokładnie to, co pan, że to jest po prostu zły program, który jeszcze tylko winduje ceny, nie poprawia wcale podaży.

AA: Temperatura społeczna też się zmieniła. Gdy dziś premier wychodzi na konferencję prasową i mówi, że młodzi ludzie czekają na kredyt, ci wcale się nie cieszą, raczej piszą w mediach społecznościowych, że ceny pójdą w górę, a oni czekają na to, żeby nie płacić połowę pensji za mieszkanie.

Moim zdaniem doszliśmy do ściany. Najgorszy z tych wszystkich projektów był ten ostatni, wyborczy program Bezpieczny Kredyt 2 proc., bo duże środki zostały skumulowane w krótkim czasie i trafiły na rynek, gdy podaż mieszkań była wyjątkowo mała. I to naprawdę była recepta na katastrofę.

Ale wasz koalicjant proponuje kolejną złą politykę publiczną, to dlaczego nie nazywacie tak tego wprost?

No właśnie to robię, jeżeli się spotykam z wami...

DS: Ale ani nam, ani naszym czytelnikom nie trzeba tego tłumaczyć, od trzech lat konsekwentnie o tym piszemy. Proszę lepiej powiedzieć, jak pan jako wiceminister rozmawia na ten temat z wiceministrem Tomczakiem z Trzeciej Drogi.

Staram się mało tweetować, ale rozmawiać, bo wymienienie argumentów jest ważniejsze niż wzbudzanie niepotrzebnych emocji i obrażanie kogokolwiek. Konsekwentnie prezentuję stanowisko Nowej Lewicy: projekt dopłaty do rat kredytu i zakupu nieruchomości nie jest projektem skierowanym na poprawę dostępności mieszkań, tylko jest projektem skierowanym na zwiększenie marży deweloperów i na poprawę kondycji banków.

Ktoś może powiedzieć, że ma znajomego, który mało zarabia, nie stać go na zakup mieszkania, czeka na dopłaty państwa i bez tych dopłat nie dostanie kredytu. Ale jeżeli ruszy ten program dopłat, to zyskają tylko te osoby, które nabędą mieszkania w pierwszym lub w drugim kwartale. Później dojdzie do wzrostu cen nieruchomości, a kolejne osoby, które zechcą skorzystać z dopłat, będą musiały zaciągnąć wyższy kredyt. I to nie jest fikcyjne gadanie podszyte ideologią, takie są fakty.

Porównując drugi kwartał 2023 roku i drugi kwartał 2024 roku widać, że średnia wartość kredytu zaciąganego przez kredytobiorców wzrosła z 367 do 436 tys. złotych.

Kiedy pan to mówi panu Jackowi Tomczakowi, to co pan słyszy? Jaka jest odpowiedź?

Niewątpliwie różnimy się w podejściu do oceny poprzednich programów i w ogóle akcji kredytowej. Ja staram się przekonywać argumentami, analizami i liczbami, a nie argumentami tweetowymi i ośmieszaniem kogoś, bo szanuję inne poglądy.

Podaję jeszcze jeden argument. W następnym roku, w tych zwiększonych środkach budżetowych na mieszkalnictwo, aż 1,7 mld zł idzie na obsługę kredytu PiS-owskiego. Jeżeli byśmy wprowadzili Kredyt #NaStart, to w następnym roku jego obsługa jeszcze nie będzie bardzo kosztowna, bo program będzie się rozpędzał. To będzie pewnie około 300 mln, ale już w kolejnym roku ta kwota może sięgnąć 2 mld zł. Czyli będziemy mieli sytuację, w której równolegle z budżetu państwa będziemy obsługiwali dopłatę do odsetek w dwóch programach, która w skali roku może sięgnąć nawet 4 mld zł. I ja to zestawiam z innymi politykami mieszkaniowymi, które prowadziliśmy. 4 mld zł to jest kwota, którą państwo wydało przez okres 5 lat na cały program budownictwa społecznego i komunalnego. Jeżeli ktoś mówi, że tutaj te proporcje są zachowane, to mówi nieprawdę.

A kto tak mówi?

W przestrzeni publicznej pojawiają się argumenty, że trzeba pomóc i tym, którzy kupują mieszkania i tym, którzy czekają na rynek mieszkań społecznych.

Polska polityka mieszkaniowa Anno Domini 2024 to jest polityka wspierania zakupu własności.

To jest polityka promowania takiego modelu, w którym uczciwa Polka, uczciwy Polak to taki, który ma mieszkanie na własność, najlepiej na kredyt na 30 lat i niech pracuje, niech się nie wychyla. To jest niemądre.

No dobrze, czyli wiemy już, że argumenty nie dochodzą do koalicji.

Tego jeszcze nie wiem, dyskusja trwa.

AA: A słyszał pan premiera na konferencji, który mówił z pełnym przekonaniem, że kredyt 0 proc. to dobre rozwiązanie i nie wyobraża sobie, żeby nie znalazł poparcia w Sejmie?

Pan premier powiedział, że dyskusja trwa, że to jest jeden z projektów, który był przedstawiany przez koalicjantów. Będziemy szukali porozumienia.

Co to znaczy szukać porozumienia? Jeśli jednoznacznie negatywnie ocenia pan program dopłat do kredytów, to rozumiem, że Lewica powie: stop, nie popieramy tego.

Nie ma dzisiaj zgody Nowej Lewicy na Kredyt #NaStart w formule przedstawionej w najbardziej aktualnym projekcie ustaw. Nowa Lewica jest tutaj konsekwentna. Proszę zauważyć, my nigdy nie wspieraliśmy tego projektu, zawsze konsekwentnie mówiliśmy, że to jest zły pomysł.

Alternatywa dla dopłat: budownictwo społeczne i komunalne

DS: W maju i w czerwcu Lewica mówiła, że nie popieramy projektu, bo jest zły, ale dostaniemy pieniądze na budownictwo społeczne, bo to są, cytując Annę Marię Żukowską, „syjamskie” ustawy.

Sprawa rozbija się o pieniądze. Jeżeli mamy w perspektywie 2026 roku wydawać 4 miliardy złotych na dopłatę do rat kredytów, to pytanie, ile w tym samym czasie musielibyśmy wydawać na budownictwo społeczne, żeby to się równoważyło?

W ustawie, którą przygotowywała Lewica rękami ministra Kukuckiego, było zapisanych 5 miliardów na 2025 rok. W ciągu 10 lat wydatki na budownictwo społeczne rosły do 50 miliardów. Co zostało z tych założeń?

Ten projekt ustawy nie zwiększał jeszcze samych środków, a jedynie możliwe tzw. limity wydatków w kolejnych latach. By fizycznie te środki się pojawiły, musimy – poza przyjęciem ustawy o limitach przedstawionej przez ministra Kukuckiego – zawalczyć w kolejnych budżetach o pieniądze, które te limity faktycznie wypełnią. A więc najpierw nasza ustawa o wyższych niż dzisiaj limitach wydatków, a potem batalia o realne środki.

AA: Jak dokładnie podzielone są środki na 2025 rok? Mamy w sumie w budżecie 4,28 mld na mieszkania, z czego 1,6 mld to tak naprawdę dopłaty do kredytu 2 proc. Co z resztą pieniędzy?

Faktycznie, największe wydatki to słynna już BEKA, czyli dopłata do odsetek Bezpiecznego Kredytu 2 proc. W 2025 roku to 1,6 mld zł, a w 2026 – nawet 2 mld zł. W ustawie z 22 marca 2018 roku mamy dziś zapisany limit, o którym mówiłem wcześniej, w wysokości maksymalnie miliarda zł na budownictwo społeczne i komunalne, więc w ustawie budżetowej na 2025 rok tyle właśnie zostało wpisane.

W rezerwie mamy dodatkowo 700 mln zł, więc jeśli podniesiemy limity, to ta rezerwa spokojnie może przejść na program budownictwa komunalnego i społecznego. I jest w końcu dodatkowo rezerwa 500 mln zł z przeznaczeniem na Kredyt #NaStart. Jeśli nie będzie zgody koalicjantów i Sejmu na nowy program dopłat do kredytów, to te 500 mln zł przejdzie na Fundusz Dopłat, z którego finansujemy remonty i budowę mieszkań komunalnych i TBS-owskich. W sumie to mogłoby być 2,2 mld zł. Więcej niż w zeszłym roku, ale oczekiwania samorządów są dużo większe.

Dziedziniec budynku mieszkaniowego z piaskownicą i trawnikiem.
Nowy budynek Towarzystwa Budownictwa Społecznego w Rybniku, 23 sierpnia 2024. Fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Wyborcza.pl

Przez lata była narracja, że samorządy nie potrafią i nie chcą budować, potem okazało się, że kiedy sensowne pieniądze na inwestycje zaczynają płynąć, włodarze wiedzą, jak je wydać.

Niewątpliwie zasługą poprzedniego rządu było rozkręcenie machiny inwestycyjnej w samorządach, w TBS-ach, SIM-ach, spółdzielniach mieszkaniowych. Zrobili to bez ładu, składu i systemowego podejścia, ale zrobili. Dzięki temu po drugiej stronie mamy partnera samorządowego, który dziś jest bardzo mocno nastawiony na inwestycje.

Do 30 stycznia Bank Gospodarstwa Krajowego, który dysponuje środkami na mieszkalnictwo, ogłasza, które wnioski samorządowe zasługują na finansowanie. Miliard rozszedł się pierwszego dnia. We wrześniu będzie drugi nabór i szacujemy, że wszystkie wnioski, na które nie ma obecnie zabezpieczonych środków, opiewają na gigantyczną sumę 2,5 mld zł. I to nie są tylko wnioski z Warszawy, Poznania i Krakowa. Mamy setki wniosków z mniejszych gmin na remonty, adaptację budynków pod potrzeby mieszkaniowe, wymianę źródeł energii.

Jeżeli na stole mamy wnioski na 2,5 mld zł, a do końca roku, jak szacujemy, wpłyną jeszcze wnioski na 1 mld zł, to znaczy, że

potrzeby na dziś wynoszą co najmniej 3,5 mld zł.

Jeżeli zderzymy to z planowanym budżetem na 2025 rok, okaże się, że część samorządów musielibyśmy odesłać z kwitkiem aż do 2026 roku.

A żeby złożyć wniosek o dofinansowanie inwestycji z Funduszu Dopłat, trzeba dysponować projektem i pozwoleniem na budowę. Więc ktoś – samorząd lub TBS – poniósł już koszty, przygotował inwestycje i stoi w bloku startowym. Nie wyobrażam sobie, żeby powiedzieć im, żeby czekali na pieniądze do 2026 roku. Naprawdę staramy się być odpowiedzialnym koalicjantem, staramy się słuchać naszych kolegów, ale jak dyskutować z takim zapotrzebowaniem? Przy ograniczonych środkach na mieszkalnictwo, wszystkie środki, którymi dzisiaj dysponujemy, powinny iść na budowę mieszkań na wynajem. Jest komu to robić.

Brakuje mi też w tej dyskusji rozmowy o tym, do kogo kierujemy nasze programy. W bańce liberalnej, deweloperskiej, jest przekonanie, że budownictwo społeczno-komunalne jest dla najbiedniejszych, bezrobotnych, którzy nadużywają alkoholu i nie szanują lokali. Niestety, taki przez lata został wykreowany wizerunek klienta docelowego.

Nowa Lewica chce odkłamania obrazu tworzonego przez tę narrację. Będzie też chciała przesunięcia ciężaru pomocy publicznej z lokatorów socjalnych, na mieszkańców z tzw. luki czynszowej, tj. za bogatych na najem socjalny i mieszkania komunalne, ale za biednych na rynek najmu czy zakupu mieszkania. To około 4 mln gospodarstw domowych. One dzisiaj są zupełnie wyłączone z jakichkolwiek programów mieszkaniowych. Chcemy stworzyć tak duży rynek najmu publicznego, społecznego, żeby zaspokoić potrzeby tych rodzin i dać ludziom wybór: czy chcą lokal kupić, czy wynajmować od samorządu.

Co do lokali przeznaczonych pod najem socjalny, problemem nie jest sama ich mała liczba, a niski standard. Gminy potrzebują głównie kasy na remonty, żeby podnieść stan techniczny, ale liczba lokali jest na dobrym poziomie.

Co innego mówią ruchy lokatorskie...

No dobrze, pokażę to na liczbach. Mieszkanie przeznaczone pod najem socjalny to takie, w którym obowiązuje najniższa stawka czynszu, zazwyczaj między 1 a 3 zł za m2. Zazwyczaj lokale te są w niewyremontowanych, niedocieplonych kamienicach. Często ich duża powierzchnia, wysoki sufit, nieszczelne okna i drzwi wejściowe powodują, że koszty eksploatacji są bardzo wysokie, tj. 1500-2000 zł miesięcznie w sezonie zimowym. I co z tego, że mamy tam niski czynsz? Suma kosztów za taki lokal jest wyższa niż w nowych mieszkaniach. W najdroższym zasobie społecznym, czyli w TBS-ach, stawka czynszu zwykle oscyluje na poziomie 20 zł, a koszty eksploatacji są kilka razy niższe niż w lokalach przeznaczonych pod najem socjalny.

Będzie możliwość wykupu nowych mieszkań?

Nie. Uważam, że grosz zainwestowany ze środków publicznych w tworzenie infrastruktury mieszkaniowej nie powinien być wykorzystywany po to, żeby w przyszłości te lokale stały się własnościowe w jakiejkolwiek formie, czy z bonifikatą, czy bez.

Od tego nie odstąpię. Po co wydawać miliardy na budowę nowych lokali i w tym samym czasie wyprzedawać te, które mamy, za bezcen?

Zresztą wstrzymałem sprzedaż mieszkań z bonifikatą w Poznaniu. Bardzo mocno mi się za to oberwało, ale myślę, że historia kiedyś mi za to podziękuje.

Odwlec w czasie dopłaty do kredytów

DS: To wróćmy może do tej strategii. Razem z Polską 2050, Lewica ma wystarczającą liczbę głosów, aby wstrzymać ustawę kredytową.

Jestem przekonany, że w tych kuluarowych rozmowach koalicyjnych, opartych na analizach i danych, uda się wypracować dobre rozwiązania, niekoniecznie konfrontacyjne.

AA: Ale co to w zasadzie oznacza?

To dużo oznacza. Przyszedłem do resortu niespełna trzy tygodnie temu i mam pootwieranych tysiąc frontów. Trwa wymiana strzałów pomiędzy koalicjantami: PSL-em, Polską 2050 i Koalicją Obywatelską. Jeśli wszyscy pozostaną na swoich pozycjach, to ani nie będzie żadnych dopłat do kredytu, ani nie będzie zwiększonych środków na budownictwo społeczne.

DS: Czy myśli pan, że PSL ze złości zablokuje budownictwo społeczne?

Mam nadzieję, że nie, ale w polityce różne scenariusze można sobie wyobrazić.

AA: A wyobraża pan sobie scenariusz, w którym Lewica mówi, no dobra, na taki okrojony program dopłat do kredytów w zamian za budownictwo społeczne, albo inny polityczny kąsek, możemy się zgodzić?

Warunkiem brzegowym chyba wszystkich rozsądnych ludzi obserwujących, co się na rynku dzieje, jest to, żeby zgodnie z zasadą lekarską primum non nocere ten program nie szkodził.

Bo ja mogę dyskutować ze zwolennikami tego programu, czy dopłata do własności jest czymś mądrym, czy nie i mogę tu się z nimi pięknie różnić. Natomiast, jeżeli ktoś nie widzi negatywnych skutków na rynek nieruchomości; nie widzi, że części ludzi on pomoże, ale zdecydowanej większości ludzi zaszkodzi, no to mamy problem. Myślę, że tych bezpieczników w założeniach programu będzie sporo.

Minister Paszyk mówił, że rząd będzie wrzucać ograniczoną pulę pieniędzy, ustalać limity np. na kwartał.

To jest dzisiaj w projekcie ustawy i to jest dobra propozycja. Do rozważenia jest też, czy nie warto pójść za radą profesora Adama Czerniaka z SGH, żeby

odwlec w czasie wprowadzenie tego kredytu np. do 2026 lub 2027 roku.

Tak, żeby rynek wiedział, że będzie wykreowany większy popyt i żeby udało się nadążyć z podażą mieszkań. Proszę zauważyć, ze za radą ekspertów Ministerstwo Rozwoju proponuje w pakiecie wprowadzenie rozwiązań podażowych. To krok w dobrą w stronę, jednak chyba dla wszystkich jest oczywiste, że ułatwienia w dostępie do gruntów i w inwestowaniu wprowadzone w grudniu tego roku nie przyniosą efektu w styczniu 2025 roku, a więc wtedy, gdy miałyby wejść dopłaty do kredytów. A jeśli wrzucimy na rynek dopłaty, to właśnie od stycznia popyt się zwiększy.

Wyobrażam sobie, że Nowa Lewica zrobi drobny krok do tyłu, ale tylko pod warunkiem, że nie będzie negatywnego wpływu na rynek, skokowo wzrosną wydatki na mieszkania społeczne i wypracujemy rozwiązania zwiększające podaż mieszkań na rynku najmu.

Lobby lat 90.

DS: A dlaczego pana zdaniem koalicjanci tak się przy tych kredytach upierają? Może chodzi o to, że oni są zamknięci trochę w myśleniu z lat 90.?

Staram się unikać tego typu porównań i opisu, który mógłby kogoś obrazić. Być może wynika to z braku wiedzy, być może z przekonania, że to jest najlepsze narzędzie? Niestety jest to narzędzie, które pewno byłoby jakimś pomysłem skrojonym na początek lat 90., kiedy hipoteki ruszały, ale nieprzystającym zupełnie do dzisiejszych czasów.

Dzisiaj młode pokolenie nie chce własności. Chce wyboru i stabilnego najmu wbrew temu, co się powszechnie powtarza.

A co pan powie tym osobom, które pod tekstami na temat programu kredytowego, piszą, że rząd siedzi w kieszeni deweloperów? Ludzie podejrzewają, że to jest po prostu efekt lobbingu w ministerstwie.

Mamy demokrację, wolność słowa i kontrolę władzy przez obywateli. Uciekam od takiej narracji, bo ona obraża i nie pozwala później zasiąść do stołu i negocjować rozwiązania.

Ale czy powie pan tym osobom, że nie ma żadnego lobbingu?

Nigdy takiego lobbingu nie można wykluczyć. Ja widzę, jak mocne są organizacje skupiające deweloperów, jakimi środkami dysponują, jakie mają wpływy.

AA: I co? Przechadzają się tymi korytarzami?

Do mnie nie przychodzą. A jakie mają tu wpływy? Nic mi na ten temat nie wiadomo. Chcę wierzyć, że za forsowaniem tych wszystkich dopłat do kredytu stoją dobre intencje.

DS: Czyli wierzy pan w dobre intencje wiceministra Tomczaka? Panowie się znają jeszcze z Poznania.

My się minęliśmy w Radzie Miasta, bo pan Tomczak przestał być radnym w 2005 roku, a ja jestem radnym od 2006, więc tak naprawdę znamy się bardziej medialnie niż bezpośrednio. Myślę, że szukanie drugiego dna i tworzenie wizji, że te rozwiązania są pchane dlatego, że jest lobbing deweloperów, z całą pewnością nie zbliży nas do rozwiązań. Najbardziej boję się, że wszyscy pozostaniemy w okopach i nic w tych problemach mieszkaniowych nie ruszy. I to będzie obciążało całą koalicję, czy KO, Nową Lewicę, żółtych, zielonych, wszystkich.

AA: Pan jest koncyliacyjnym zadaniowcem, tylko czy to służy politycznie Lewicy? W dyskusji o mieszkalnictwie zniknęliście: widać dziś walkę Polski 2050 i KO oraz PSL-u. Dlaczego nie potraficie obronić swojego flagowego tematu?

Zniknęliśmy być może z naparzanki na Twitterze, ale pytanie, czy prowadzenie takiej agresywnej polityki informacyjnej cokolwiek w przestrzeni publicznej zmienia? Jak uda się coś wywalczyć, to kto to sobie przypisze? Politykę mieszkaniową trzeba projektować na 20-50 lat do przodu. Z dużą dozą prawdopodobieństwa ta polityka będzie musiała być kontynuowana przez dzisiejszą opozycję. Więc jeżeli my w formie kompromisu nie zbudujemy polityki mieszkaniowej, to nic się nie zmieni.

Ale to możecie robić zakulisowo, co nie wyklucza walki o przekaz. Jesteście politykami, macie swoją agendę, musicie potrafić ją sprzedać, wchodzić w konstruktywny konflikt.

Dziękuję za podpowiedzi. Staram się prowadzić ten konstruktywny konflikt, wypowiadając się w przestrzeni publicznej. Ale proszę zauważyć, że sami pytaliście wcześniej, czy nie boimy się, że nasze projekty społeczne będą zakładnikami Kredytu #NaStart. Jeżeli wychodzę i krzyczę, obrażam, to pytanie, czy zwiększam prawdopodobieństwo, że moje projekty będą zakładnikiem czy je zmniejszam? Odpowiedź jest oczywista.

Zagospodarować pustostany

Wróćmy jeszcze do rozłożenia akcentów w budownictwie społecznym. Stawiacie na ludzi w luce czynszowej, a co z najbiedniejszymi osobami czekającymi na przydział lokalu socjalnego lub komunalnego? Albo tymi, którzy czekają na lepszy, godny standard? Ruchy lokatorskie obawiają się, że zapomnicie o swojej grupie docelowej, bo kto ma się troszczyć o najuboższych, jeśli nie wy?

Problem lokali przeznaczonych pod najem socjalny i mieszkań komunalnych to problem standardu i pustostanów. W ciągu ostatnich trzech lat, mimo tego, że w ogóle kurczy się zasób mieszkaniowy i mimo tego, że są ogromne środki na ich renowację w Funduszu Dopłat, przybyło dziewięć tysięcy pustostanów. Chciałbym więc odkłamać to, co mówią pani ministra Pełczyńska-Nałęcz i Polska 2050, że trzeba stworzyć taki „fundusz dopłat na remonty”. Guzik prawda, ten fundusz jest i dysponuje ogromnymi środkami.

Kasa nie jest problemem, problemem jest złe zarządzanie zasobem.

Wiem, o czym mówię, bo przez 6 lat tym się zajmowałem. To, co dziś przeszkadza, to m.in. długi okres rotacji od zwolnienia lokalu do jego ponownego zasiedlenia. W strukturze urzędowej te lokale trafiają w próżnię, giną w systemie, czasem na kilka lat. W Poznaniu udało nam się to zmienić. Skróciliśmy średni czas rotacji lokali do 45 dni i zmniejszyliśmy o 60 proc. liczbę pustostanów. Można? Można.

W zasobie publicznym mamy 74 tys. pustostanów. To jest rezerwuar, po który po prostu trzeba sięgnąć.

Będziemy chcieli poprawić efektywność tego zarządzania, dając kij i marchewkę. Nowa Lewica walczy o duże środki na mieszkalnictwo, będziecie mogli z niego korzystać, ale jeśli chcecie to robić, to wykażcie efektywność zarządzania tym, co dzisiaj macie. Zauważmy, że przy 5 miliardach rocznie w budżecie uda nam się zbudować ok. 20 tys. lokali. A w tym samym czasie tolerujemy, że ponad 70 tys. lokali stoi pustych. To jest niebywałe. Dlatego będziemy wymagać efektywnego zarządzania pustostanami.

Jeżeli Warszawa wystąpi o budowę nowych mieszkań pod tani najem, to powiem tak: panie prezydencie Trzaskowski, jeżeli miasto stołeczne Warszawa chce wybudować 300 nowych lokali, to musi pozyskać 300 umów najmu z rynku prywatnego do zasobu publicznego.

DS: Jak?

Społeczna Agencja Najmu, kontrakty urbanistyczne z deweloperami, które mogą przecież zabezpieczyć, że przez 10 lat 10-15 proc. mieszkań będzie o czynszu nie wyższym niż 3 proc. wartości odtworzeniowej. Mamy opcję „lokal za grunt”. Tych mechanizmów możliwych do wykorzystania dla poprawy sytuacji mieszkaniowej jest dzisiaj bardzo dużo. Niestety, Fundusz Dopłat, wybaczcie mi kolokwializm, wykastrował intelektualnie samorządy. Jest kasa, dają grant na 80 proc. kosztów budowy, a teraz 95 proc., to sięgamy po nią i nie zajmujemy się żadnymi innymi narzędziami.

Chciałbym od 2026 roku uzależnić korzystanie z tych ogromnych funduszy od prowadzenia realnej polityki mieszkaniowej. A więc, jeśli chcecie nowe mieszkania, to nie sprzedajecie tego, co macie, z bonifikatą. Fundusz Dopłat nie jest po to, żebyście odnawiali sobie zasób, tylko jest po to, żeby zwiększać liczbę lokali w zasobie. Zagospodarujcie też pustostany i pozyskujcie do zasobu prywatne lokale z rynku. Dla lepszego efektu trzeba tworzyć dźwignię każdej złotówce wydawanej w ramach bezzwrotnych dopłat. Nowa Lewica, jak widać, ma tu gotową koncepcję.

Nowa Lewica chwaliła się wielokrotnie Włocławkiem, ale w Poznaniu te sukcesy były jeszcze większe. Mieliśmy 17 nowych inwestycji i kilkadziesiąt kompleksowych modernizacji budynków. Sięgaliśmy przy tym po inne narzędzia, m.in. Społeczną Agencję Najmu, współpracę z NGO-sami przy tworzeniu programu najmu socjalnego ze wsparciem. Nowa Lewica współpracująca lokalnie z Platformą Obywatelską pokazała, że można prowadzić nowoczesną politykę mieszkaniową.

A czy w ministerstwie są rozmowy na temat innych narzędzi, które mogłyby teoretycznie szybciej wpłynąć na sytuację na rynku?

Na sobotniej konwencji mieszkaniowo-samorządowej Lewicy zapowiedzieliśmy pracę nad projektem podatku od pustostanów. Trwają różne dyskusje publiczne na temat tego, ile tych pustostanów jest. GUS podawał, że w 2021 roku było ich milion dziewięćset i że ta liczba podwoiła się w ciągu dziesięciu lat. Nawet jeżeli uznamy, że te dane nie są do końca rzetelne, to chyba nikt nie ma wątpliwości, że kilkaset tysięcy pustostanów jest na pewno na rynku.

Chcemy wprowadzić podatek od pustostanów, ale w formie miękkiej, niebudzącej wielkich zastrzeżeń. Państwo stworzy ramę prawną, a władze gminy będą decydowały, w jakiej on będzie wysokości, czy będzie progresywny etc. Miasto będzie mogło zadecydować, czy podatek obejmie całe miasto, czy tylko te dzielnice, w których jest największy problem z zasobem mieszkań na wynajem.

Chcemy więc sięgnąć po narzędzia fiskalne w formule quick wins [ang. szybkich efektów], które spowodują, że na rynek najmu wpłynie większa liczba mieszkań. W przyszłości także w Funduszu Dopłat będziemy weryfikować, czy dana gmina, która chce budować nowe mieszkania, bo identyfikuje u siebie problem z brakiem mieszkań o dostępnym czynszu, wprowadziła podatek od pustostanów.

Fundusz nie jest workiem z prezentami, a zasobem skierowanym na rozwiązywanie problemów braku mieszkań tam, gdzie on rzeczywiście występuje.

AA: A dlaczego nie podatek katastralny?

Na podatek katastralny w tym parlamencie nie ma przestrzeni, ale chciałbym wrócić do dyskusji na temat rozwiązań antyflipperskich. Tak, żeby w dłuższej perspektywie ten rynek mógł zostać uzdrowiony.

;
Na zdjęciu Anton Ambroziak
Anton Ambroziak

Dziennikarz i reporter. Uhonorowany nagrodami: Amnesty International „Pióro Nadziei” (2018), Kampanii Przeciw Homofobii “Korony Równości” (2019). W OKO.press pisze o prawach człowieka, społeczeństwie obywatelskim i usługach publicznych.

Na zdjęciu Dominika Sitnicka
Dominika Sitnicka

Absolwentka Prawa i Filozofii Uniwersytetu Warszawskiego. Publikowała m.in. w Dwutygodniku, Res Publice Nowej i Magazynie Kulturalnym. Pisze o praworządności, polityce i mediach.

Komentarze