Nie dla wszystkich to oczywiste. Wskazuje na to część komentarzy w mediach społecznościowych. Najwięcej rozgłosu zyskał jeden – prawicowego publicysty Łukasza Warzechy. “Wypadki to część rzeczywistości i nie ma co się na to obrażać" – twierdzi Warzecha.
Badania pokazują jednak, że prędkość naprawdę zabija. Wskazuje na to opracowanie Irlandzkiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Ruchu Drogowego. Według danych przy zderzeniu z samochodem jadącym 30 km/h ryzyko śmierci wynosi 5 proc., ale już przy 50 km/h wzrasta do 29 proc.
Dlatego miasta próbują spowalniać ruch: zwężając pasy, stosując szykany i spowalniacze, podwyższając przejścia dla pieszych, wreszcie obniżając dopuszczalną prędkość. Pionierem takiego podejścia jest Norwegia, która zredukowała liczbę wszystkich ofiar wypadków do 88 w 2024 roku.
W Polsce taką politykę próbują wprowadzać m. in. Kraków i Warszawa. Dojście do zera wypadków śmiertelnych z udziałem pieszych udało się już kilkukrotnie w Jaworznie. Tam “wizja zero” dała taki skutek w 2017, 2020 i 2021 roku.
Uspokojenie ruchu to tylko część sukcesu. Helsinki chwalą się też doskonałą komunikacją miejską, a Finlandia zniechęca piratów drogowych wysokimi mandatami. Taryfikator zakłada, że po przekroczeniu prędkości o 20 km/h kara jest skorelowana z zarobkami.
Jeśli podoba Ci się ten format i chcesz zobaczyć więcej takich materiałów, możesz nas wesprzeć. Dzięki Twojej pomocy tworzymy niezależne, rzetelne dziennikarstwo.
Wesprzyj
Komentarze