W ostatnim dniu urzędowania Adam Bodnar podpisał wytyczne dla prokuratorów, jak postępować, kiedy w trakcie albo po interwencji policji człowiek umiera lub zostaje okaleczony. Zawierają rozwiązania, o które upominały się rodziny zabitych i aktywiści
Takich śmierci w czasach PiS RPO doliczył się ponad stu. Te sprawy były zamiatane pod dywan – pod pretekstem, że śmierć nastąpiła bez związku z działaniami policji.
Problem polega na tym, że prokuratura dochodziła do takich wniosków nie tylko w czasach PiS, ale i obecnie. Wymiar sprawiedliwości rutynowo dzieli takie sprawy na kawałki, z przyzwyczajenia mnoży wątpliwości, z braku czujności gubi dowody, albo ich w ogóle nie zbiera.
„Prokurator Generalny uznał, że zachodzi konieczność stworzenia rozwiązań systemowych dotyczących pracy prokuratorów, gwarantujących rzetelne i kompleksowe wyjaśnienie tego typu zdarzeń, z zachowaniem najwyższego profesjonalizmu i obiektywizmu" – napisała w komunikacie z 23 lipca rzeczniczka Prokuratora Generalnego, prok. Anna Adamiak.
Te zamiatane pod dywan i niewyjaśnione sprawy opisywaliśmy w OKO.press. Najczęściej chodziło o sytuację, gdy policjanci nie potrafili stosować przymusu bezpośredniego, albo chcieli zademonstrować siłę i ważność wobec młodych silnych mężczyzn, czasem będących pod wpływem środków zmieniających świadomość.
A w takich wypadkach interwencja naprawdę musi być fachowa: dociskanie przez kilku funkcjonariuszy do ziemi może taką osobę doprowadzić do bezdechu i śmierci.
Siedem spraw śmierci po interwencji policji prowadzi mec. Wojciech Kasprzyk. Opowiadał nam o nich. Ale przede wszystkim – w ramach Fundacji im. Igora Stachowiaka (pierwszej głośnej ofiary policji z 2016 roku, w przypadku której wymiar sprawiedliwości, z Sądem Najwyższym, nie zdołał znaleźć powiązania między rażeniem z paralizatora i duszeniem a śmiercią) – zabiegał o wprowadzenie zmian w sposobie działania państwa po śmierci człowieka związanej ze stosowaniem przymusu bezpośredniego.
Przypadki śmierci z rąk policji albo w wyniku jej interwencji zdarzają się na całym świecie. Chodzi o to, by wyciągać z nich wnioski.
Sprawa śmierci zamiecionej pod dywan dla każdej młodej osoby wracającej nad ranem z imprezy zwiększa ryzyko, że zostanie potraktowana brutalnie przez policję.
Adam Bodnar jeszcze jako naukowiec z SWPS próbował zainteresować prawników i policjantów rozwiązaniami belgijskiego Komitetu P. Niezależnej, rozliczającej się przed parlamentem instytucji, która bada skargi na policję. Ale nie szuka winnych, tylko sposobów na zapobieżenie nieszczęściu.
Pisaliśmy o tym tu:
„W nowych wytycznych Prokuratury nie ma wszystkich naszych rekomendacji, ale sporo jest" – mówi nam teraz mec. Kasprzyk.
„Przede wszystkim wytyczne zalecają powołanie biegłego do sprawy. To nie było standardem, bo prokuratorom wydawało się, że się na tym sami znają. Nie dbali też o to, by zabezpieczyć natychmiast wszystkie nagrania z monitoringu pokazujące działania policji.
Kolejną ważną wytyczną jest to, by takie sprawy prowadzili doświadczeni prokuratorzy, a nie nowicjusze. Nagrywanie sekcji zwłok w takich przypadkach ma być obowiązkowe, a zwłok nie wolno oglądać bez obecności prokuratora. Ma to wyeliminować sytuację, że raport z oględzin robi policja i po prostu dostarcza prokuratorowi.
Obowiązkowe jest też zabezpieczenie wszystkich narzędzi użytych przy stosowaniu przymusu bezpośredniego, w tym taserów (paralizatorów). Wytyczne zwracają też uwagę na sytuację rodzin ofiar. Nakazują zapewnić im bezpłatna pomoc psychologiczną".
Rekomendacje co zmienić, mec. Wojciech Kasprzyk przedstawiał na oficjalnych spotkaniach w resorcie sprawiedliwości. Analizował je zespół prokuratorski. To też opisywaliśmy:
Członkowie rodzin osób, które zginęły w niewyjaśnionych okolicznościach po kontakcie z funkcjonariuszami policji, spotkały się w kwietniu 2025 roku z ministrem Bodnarem. Wyszli z niego wtedy w przekonaniu, że sprawiedliwości dla nich nie ma i nie będzie.
Wytyczne są tylko jednym z elementów systemu powstrzymywania policyjnej przemocy. Policja musi być lepiej szkolona, a każdy przypadek nadużycia przemocy analizowany – po to, by rozliczyć i wprowadzić zmiany.
Trzeba wprowadzić rekomendacje antytorturowe, które od lat proponuje RPO. Poza tym trzeba zapewnić każdemu – a nie tylko osobom wykształconym i zasobnym – prawo do adwokata od początku zatrzymania.
Nowe prokuratorskie wytyczne napisane są w prawniczej polszczyźnie. Spróbujemy przełożyć je na polski i zastanowić się, co mówią o naszym wymiarze sprawiedliwości.
To, że trzeba było zapisać taką oczywistość, pokazuje, z jakim systemowym problemem mamy do czynienia.
Brak bezstronności jest oczywistym ryzykiem: domniemanymi sprawcami mogą być ludzie, z którymi prokuratorzy na co dzień współpracują i się znają. Dotychczas ten mechanizm nie tylko nie był identyfikowany, ale służył rozmywaniu i ukrywaniu odpowiedzialności.
To powinno być oczywiste, ale wiosną 2024 roku na posiedzeniu senackiej Komisji Praw Człowieka okazało się, że ten mechanizm nie działa, a Prokuratura Krajowa dopiero tam dowiedziała się o skali problemu.
Dotychczas tak nie było. Ba, sposobem na to, by sprawa nie została rozwikłana, było powierzanie asesorowi sprawy śmierci człowieka po interwencji policji, jak w przypadku śmierci Łukasza Łągiewki we Wrocławiu w 2021 r.
Mec. Kasprzyk komentował to wtedy tak: „Przecież tu chodzi o śmierć człowieka i to w związku z interwencją przedstawicieli państwa. Sprawa z założenia jest trudna. Tu trzeba wiedzieć, jak zadawać pytania, jakie dowody są kluczowe, gdzie są pułapki".
Ta wytyczna jest efektem spraw, których nie dało się wyjaśnić, bo dowodów nie zebrano albo przepadły. A rzeczy zmarłych nikt nie przebadał, by sprawdzić, czy wersja policji o przebiegu zdarzenia jest prawdziwa.
W sprawie Igora Stachowiaka to, że policyjny taser nagrywa interwencję, okazało się przypadkiem. Dowód cudem (dzięki dziennikarzom) ujrzał światło dzienne. W sprawie Bartosza Sokołowskiego dowody po prostu zaginęły. Rozpłynęły się w powietrzu. Się zagubiły przypadkowo.
Wytyczne wskazują, że tu nie ma żadnego „się" – za to odpowiada prokurator prowadzący sprawę.
Chodzi nawet o proste czynności, które wykonuje policja dla prokuratury. Np. opisywanie nagrań i zdjęć. Tu liczy się każde słowo. „Kucał przy zatrzymywanym„ czy „klęczał na zatrzymywanym i dociskał do ziemi” (Sprawa Mateusza Gerrietza z Wrocławia)?
Prokurator nie może polegać na policyjnych opisach, bo one z ludzkich powodów mogą nie być rzetelne.
Obie zasady przypominają, że podmiotem postępowania jest osoba pokrzywdzona i jej najbliżsi, a nie policjanci.
Bo są sprawy, w których nie przesłuchano policjantów ze względu na ich zły stan psychiczny (jak w sprawie Krzysztofa Lewandowskiego z Płocka, który zginał w 2022 roku).
O tym, jak traktowane były rodziny, mowa była na posiedzeniach sejmowej komisji spraw wewnętrznych (2 września 2021, 21 października 2021) i były to opowieści jeżące włos na głowie.
Hanna Machińska, była zastępczyni RPO, od lat powtarza, że traktowanie rodzin osób zmarłych po interwencji przedstawicieli państwa jest skandalem.
Dotychczasowe postępowania pokazywały, że nie tylko prokurator tego nie robił, ale też, że policjanci mogli zmieniać zapisy w tym systemie, by chronić kolegów, i takie podejrzenia w ogóle nie były sprawdzane.
Mec. Wojciech Kasprzyk: „Kiedy zaginęły nagrania w sprawie Bartka Sokołowskiego – zacząłem drążyć temat policyjnej dokumentacji. Policjanci wpisują swoje czynności do elektronicznego Systemu Wspierania Dowodzenia Policji. Każda interwencja to zestaw takich wpisów.
Można to dostać w takiej tabelce jak z excela – zaczyna się od wpisu, że patrol został skierowany na miejsce, bo człowiek jest naćpany, rzuca kamieniami. A potem jest po kolei: co się stało, co kto zrobił. Godzina, opis zdarzenie i kto go wpisał.
No i tak: sprawdzam sobie wpisy z SWD w sprawie Sokołowskiego i widzę, że jest tam coś innego niż w zeznaniach policjantów. Oni mówili, że interwencja wyglądała inaczej, niż odnotowano to w SWD. A policjant, który rzekomo dokonał wpisu, nie mógł tego zrobić, bo nie było go wtedy na komendzie".
Niby brzmi jasno i logicznie – ale ta rekomendacja nie powstała bez powodu. Są sprawy, w których prokurator chwytał się opinii biegłego, że zgon spowodowany był ciężką i zaawansowaną chorobą. I zupełnie ignorował fakt, że podobne biochemiczne zjawiska zachodzą w organizmie człowieka, który np. miał zdrową wątrobę, ale gwałtownie się dusił.
Prokuraturze wystarczało też, że przyczyną zgonu zdaniem biegłego była „ostra niewydolność serca" – bo nie brała pod uwagę faktu, że na ciele zmarłego były ślady przemocy (Karol Dąbrowski, który zginął w 2022 roku w Gdyni).
Albo prokurator przyjmował na wiarę, że przyczyną zgonu była „asfiksja restrykcyjna”. Rzecz w tym, że „asfiksja restrykcyjna” nie pojawia się sama z siebie, tylko w toku nieprawidłowego stosowania środków przymusu bezpośredniego, nie jest więc chorobą, na którą człowiek umarł sam z siebie.
To powinno wykluczyć policyjne tłumaczenia, że „u nas był żywy, ale coś mu zrobili w karetce". Policja stosuje takie tłumaczenia zawsze, co najmniej od czasów Grzegorza Przemyka z 1983 roku (został skatowany na komisariacie, ale zomowcy zrzucili winę na sanitariuszy i lekarkę – to oni zostali w tej sprawie skazani!).
Podobnie było z Bartkiem Sokołowskim z Legnicy, który w 2021 roku miał wedle policji umrzeć w karetce, bez związku z interwencją policyjną.
Chodzi o sprawdzenie, czy funkcjonariusz nie miał problemów z nadmiernym stosowaniem przemocy i czy przypadkiem nie miał wcześniejszego zatargu z ofiarą.
Doświadczenie spraw z ostatnich lat pokazuje, że to pełnomocnicy rodziny wpadają na takie tropy, a prokuratura raczej nie bierze tego pod uwagę. W przypadku Igora Stachowiaka na trop tego, że funkcjonariusz biorący udział w akcji, miał już ze zmarłym zatarg, wpadł dziennikarz Marcin Rybak. Policja to wiedziała, ale prokuratura nie sprawdziła.
To formalne zobowiązanie może sprawić, że źródłem wiedzy o śmierci z rąk policji albo po interwencji policji nie będzie Rzecznik Praw Obywatelskich. Będzie – jak być powinno – dodatkowym źródłem pozwalającym sprawdzić, jak przestrzegane są prawa obywateli.
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Z wykształcenia historyczka. Od 1989 do 2011 r. reporterka sejmowa, a potem redaktorka w „Gazecie Wyborczej”, do grudnia 2015 r. - w administracji rządowej (w zespołach, które przygotowały nową ustawę o zbiórkach publicznych i zmieniły – na krótko – zasady konsultacji publicznych). Do lipca 2021 r. w Biurze Rzecznika Praw Obywatelskich. Laureatka Pióra Nadziei 2022, nagrody Amnesty International, i Lodołamacza 2024 (za teksty o prawach osób z niepełnosprawnościami)
Komentarze