Sprawa zbiorników przeciwpowodziowych dzieli Ziemię Kłodzką. Mieszkańcy mówią: stracimy domy, a wielka zapora nad wsią zniszczy turystykę. Eksperci przekonują, że budowa zbiorników się nie opłaca. Tymczasem Wody Polskie widzą w nich jedyną szansę na skuteczną ochronę przed powodzią
Po jesiennej powodzi w 2024 roku, która zniszczyła wiele miejscowości na Ziemi Kłodzkiej, rząd wraca do planów ochrony tego terenu. Wody Polskie opublikowały ponad 260 stron „Programu redukcji ryzyka powodziowego w zlewni Nysy Kłodzkiej”. Znajdziemy w nim projekty dotyczące odbudowy zabezpieczeń, które uległy awarii podczas powodzi i budowę wielozadaniowego zbiornika Kamieniec Ząbkowicki, który ochroni Otmuchów i Paczków oraz wspomoże działanie zbiornika Nysa. Najwięcej uwagi poświęcono jednak zlewni rzeki Białej Lądeckiej, gdzie proponuje się budowę kilku nowych zbiorników przeciwpowodziowych. Ta część programu Wód Polskich wywołuje najwięcej emocji. Mieszkańcy protestują, sołectwa wydają negatywne opinie i proponują alternatywy.
„Nie jest tak, że nie obchodzi nas powódź. Stawiamy społeczny opór, bo czujemy się dyskryminowani” – mówi nam pani Jolanta Piecuch, mieszkanka Starego Gierałtowa. Na terenie liczącej zaledwie 321 osób wsi planowany jest jeden ze zbiorników.
Stary Gierałtów nie jest pod tym względem wyjątkowy, a wysiedlenia pod budowę zbiorników grożą też innym miejscowościom – choć Wody Polskie wolą mówić o „relokacji”, bo „wysiedlenia” na zachodzie Polski kojarzą się fatalnie. To tylko ludzka krzywda i przepalanie pieniędzy, bo zbiorniki i tak niewiele pomogą – mówią nam mieszkańcy, którym wtórują naukowcy i aktywiści.
„Nasza wieś, a także Nowy Gierałtów, Goszów i Bielice zostały pominięte w programie ochrony przeciwpowodziowej. Wody Polskie nie zaproponowały żadnych rozwiązań chroniących przed ryzykiem kolejnych powodzi naszych mieszkańców – to łącznie ok. 700 osób. Mieszkańcy nie rozumieją powodów tego wykluczenia. Nie przeanalizowano także żadnej lokalizacji zbiorników poza terenem zabudowanym, o co wnioskowaliśmy już w październiku 2024” – dodaje Jolanta Piecuch.
Pod koniec kwietnia kończą się konsultacje społeczne. Mieszkańcy mogą wysyłać do Wód Polskich wypełnione przez internet formularze. Jak twierdzą, prawdziwej rozmowy z urzędnikami nie ma.
Ci ostatni deklarują, że są otwarci na dialog i biorą pod uwagę pomysły mieszkańców, którzy mówią między innymi o naturalnej retencji. Nie da się jednak oprzeć jedynie na niej – słyszymy w Wodach Polskich. Lasy przyjmą jedynie ułamek z ilości wody, która spadła w czasie powodzi w 2024 roku. Bez zbiorników się nie uda – twierdzą urzędnicy.
Jak ochronić Ziemię Kłodzką? Pytamy mieszkańców, Wody Polskie i ekspertów Koalicji Ratujmy Rzeki.
„Powódź z września 2024 roku była zjawiskiem szczególnie skoncentrowanym w zlewniach Białej Lądeckiej i Białej Głuchołaskiej. Dodatkowo w górnym biegu Białej Lądeckiej, w efekcie niespotykanej wcześniej skali wezbrania potoku Morawka, nastąpiła awaria i przerwanie zapory ziemnej zbiornika Stronie Śląskie. Ta powódź, większa niż historyczna powódź z 1997 roku, zamieniła się w zdarzenie katastrofalne w Stroniu Śląskim, Lądku Zdrój i miejscowościach poniżej wzdłuż Białej Lądeckiej. Katastrofalne wezbranie na Białej Lądeckiej przeniosło się na wezbranie powodziowe na Nysie Kłodzkiej i wyrządziło szkody powodziowe w Kłodzku i miejscowościach położonych poniżej w dolinie rzeki” – przypominają Wody Polskie w projekcie ochrony Ziemi Kłodzkiej przed powodzią.
W części dotyczącej zlewni Białej Lądeckiej czytamy, że urzędnicy biorą pod uwagę sześć wariantów budowy zbiorników. Koszt inwestycji różni się w zależności od wariantu. Najtańszy, nr 1, miałby kosztować 990 mln zł i polegać na budowie trzech zbiorników. Najdroższy, nr 6, to koszt 1,87 miliarda zł i budowa siedmiu zbiorników. Każdy z nich zakłada relokację mieszkańców – od 150 do 300 osób.
Choć wszystkie opcje są w grze, Wody Polskie rekomendują do dalszych analiz wariant numer 2. Jego koszt to nieco ponad miliard złotych. Zakłada budowę zbiornika Goszów na Białej Lądeckiej, zbiornika Bolesławów na Morawce oraz zbiornika Stójków z przerzutem wody do polderu Rudawka i dalej, do Białej Lądeckiej.
To nie pierwszy raz, kiedy Wody Polskie proponują budowę zbiorników przeciwpowodziowych na Ziemi Kłodzkiej. Od lat prowadzone są analizy, jak zabezpieczyć tak trudny teren. Sieć rzek jest bardzo gęsta, a cały teren otaczają ją górskie zbocza. Woda spływa z góry gwałtownie, nie ma jak i gdzie się zatrzymać. Powodzie zdarzają się tutaj regularnie – choć wcześniej nie w takiej skali jak jesienią 2024.
W 2019 roku Wody Polskie zleciły zewnętrznej firmie stworzenie dokumentu pt. „Analiza zwiększenia retencji powodziowej w Kotlinie Kłodzkiej”. W opracowaniu przedstawiono 16 lokalizacji zbiorników przeciwpowodziowych, ale zarekomendowano wybudowanie dziewięciu. Mieszkańcy zaczęli protestować – wyliczali, ile osób będzie musiało zostać przesiedlonych (1170) i ile siedlisk przyrodniczych będzie zdewastowanych (88 siedlisk chronionych gatunków zwierząt).
Projekt budowy dziewięciu zbiorników krytykowała również Koalicja Ratujmy Rzeki. Eksperci wyliczali, że znacząca redukcja fali powodziowej, czyli powyżej 100 centymetrów, wystąpiłaby jedynie na 7 z 36 analizowanych punktów.
Temat dziewięciu zbiorników stał się ważnym elementem kampanii wyborczych w 2019 roku – przed wyborami do europarlamentu, a potem do Sejmu i Senatu. Protesty mieszkańców wspierali politycy niezależnie od barw – najbardziej w tę sprawę zaangażowały się Anna Zalewska z PiS i Monika Wielichowska z KO. Ostatecznie do budowy żadnego z nich nie doszło.
Jeden z mieszkańców relacjonował w rozmowie z Wirtualną Polską: „W pewnym momencie, po dużym spotkaniu z mieszkańcami przedstawicielka Banku Światowego przyznała, że skoro sprawa budzi tak duże kontrowersje, to bank odstępuje od jej sfinansowania. Wody Polskie zadeklarowały, że nie będzie kolejnych wielkich zbiorników przeciwpowodziowych”.
„Nie da się zaplanować i zrealizować takich zabezpieczeń technicznych, które zawsze, wszystkich i wszędzie uchronią przed powodzią” – pisała Fundacja WWF po powodzi 2024. Eksperci przypominali, że na Ziemi Kłodzkiej już jest sześć zbiorników: dwa stare (w Stroniu Śląskim i Międzygórzu) i cztery nowe (w Krosnowicach, Roztokach, Boboszowie i Szalejowie) oddane do użytku w 2023 roku. Mimo tego nie udało się ochronić tych terenów przed żywiołem jesienią 2024.
„Podczas ostatniej powodzi jeden z sześciu zbiorników został zniszczony, powodując ogromne straty w Stroniu Śląskim i miejscowościach położonych poniżej. Kolejne trzy zbiorniki wypełniły się, zanim przyszedł szczyt fali powodziowej, czyli nie spełniły swojej funkcji. W Krosnowicach, które miały być chronione jednym z czterech nowych suchych zbiorników, woda zalała wiele domów” – mówi w rozmowie z OKO.press Jacek Engel, prezes Fundacji Greenmind i członek Państwowej Rady Ochrony Przyrody.
Same Wody Polskie wyliczają, że bez budowy oddanych w 2023 roku zbiorników, poziom wody podczas ubiegłorocznej powodzi byłby zaledwie o 25-30 cm wyższy niż ten, który faktycznie zanotowano. Fala jesienią 2024 w Kłodzku miała ponad 7 metrów.
Kolejne zbiorniki nas nie uratują – mówi nam Bożena Długosz-Kluza, sołtyska liczącego około 150 osób Goszowa. Po wysiedleniu 53 budynków i 90 mieszkańców ma tam powstać jeden ze zbiorników, chroniony przez 28-metrową zaporę. Ten plan obejmują wszystkie z zaproponowanych przez urzędników wariantów.
„W sołectwie uważamy, że to się po prostu nie uda. Zbiornik w Goszowie nie powstanie. Moim zdaniem po wyborach prezydenckich sprawa ucichnie” – mówi nam Długosz-Kluza.
Sołtyska obawia się, że w żyjącej z turystyki miejscowości zabraknie odwiedzających. Wczasowicze lojalnie odwiedzają wieś, w tym należącą do niej agroturystykę. Przyjeżdża też sporo z wolontariuszy, którzy pomagali w trakcie powodzi i zakochali się w Kotlinie Kłodzkiej i okolicach. Pani Bożena zastanawia się, czy nadal będą kierować się przywiązaniem, gdy po wiosce najpierw przejeżdżać będą ciężarówki, a potem zacznie nad nią górować zapora.
„Nikt nie szacuje skutków ekonomicznych i społecznych dla gminy. Straty w podatku od nieruchomości, w podatku dochodowym, wyludnienie, degradacja walorów turystycznych. Tego nikt nie bierze pod uwagę” – twierdzi sołtyska Goszowa.
Jolanta Piecuch ze Starego Gierałtowa dodaje, że zbiorniki oddane w 2023 roku były budowane na terenach niezamieszkałych, rolniczych. A w nowym projekcie proponowane są takie zbiorniki, które wymagają przesiedleń – w tym mieszkańców sąsiadujących ze sobą wsi Goszów i Stary Gierałtów. Wody Polskie podają, że pod sam zbiornik Goszów trzeba wyburzyć 90 budynków. „To niezgodne ze stanem faktycznym, mieszkańcy wyliczyli, że jest ich 125” – dodaje Jolanta Piecuch. „Na zbiornik w lokalizacji Goszów nie było zgody społecznej w 2019 roku, nie było jej w październiku 2024 roku, i nie ma jej również teraz. Nasze postulaty – od 2019 roku są przez rządzących ignorowane” – komentuje.
Wody Polskie zorganizowały konsultacje w tej sprawie – choć nie takie, na jakie liczyli mieszkańcy. „Odbyło się jedno spotkanie informacyjne. Brakowało podstawowego materiału, który powinien być poddany dialogowi. Mieszkańcy zadawali bardzo szczegółowe pytania, na które Wody Polskie w większości nie potrafiły znaleźć odpowiedzi” – opowiada.
Mieszkańcy chcą też, by Wody Polskie wzięły pod uwagę ich pomysły na ochronę przed powodzią, które nie ingerowałyby drastycznie w krajobraz, a opierały się na naturze. „Być może udałoby się wybudować mniejsze zbiorniki, zmienić sposób gospodarki leśnej, by zieleń przyjmowała więcej wody?” – zastanawia się pani Jolanta. – „Lasy Państwowe, wykonując cięcia harwesterami, tworzą takie drogi zrywkowe, po których przelewa się ogromna ilość wody, płyną wodospady. W zeszłym roku prędkość spływu tej wody do Białej Lądeckiej była ogromna. To można poprawić niewielkim kosztem”.
Zamiast zastanowić się nad takimi sposobami przeciwdziałania powodzi, urzędnicy serwują mieszkańcom powtórkę z 2019 roku – irytuje się mieszkanka Starego Gierałtowa.
Pani Jolanta miała nadzieję, że na ostateczną decyzję wpłyną uchwały sołeckie z Goszowa oraz Nowego i Starego Gierałtowa, sprzeciwiające się budowie goszowskiego zbiornika. Mieszkańcy zabiegali o spotkanie z Marcinem Kierwińskim, który w rządzie odpowiada za odbudowę po powodzi. „Do spotkania niestety nie doszło i przestaliśmy o nie zabiegać, koncentrując wysiłki na działaniach lokalnych” – mówi pani Jolanta.
Uchwały sołeckie to presja na samorząd – dodaje mieszkanka. Według niej przedstawiciele rządu i Wód Polskich podczas zamkniętych spotkań mogą naciskać na władze gmin, by wypowiedziały się w sprawie zbiorników. Sprawa ma trafić pod głosowanie między innymi w miejskiej radzie Stronia Śląskiego.
„Mamy pierwszy sukces. Burmistrz powołał zespół do spraw odbudowy Stronia Śląskiego. W jego ramach zaczął działać podzespół do spraw kwestii przeciwpowodziowej. Dołączyli niezależni eksperci” – mówi nam mieszkanka Starego Gierałtowa.
Fundacja Greenmind i Koalicja Ratujmy Rzeki opublikowały opinię, w której wytykają Wodom Polskim wiele niedociągnięć w projekcie ochrony zlewni Białej Lądeckiej.
„Podczas pierwszych spotkań z mieszkańcami profesor Janusz Zaleski, autor koncepcji, zapowiadał, że zaproponuje kilka wariantów ochrony przeciwpowodziowej” – mówi Jacek Engel z Greenmind. „Wszyscy się spodziewali, że faktycznie będą przedstawione różne warianty ochrony – jeden ze zbiornikami, drugi z naturalną retencją, trzeci z miksem tych rozwiązań. Kiedy propozycja została opublikowana, dowiedzieliśmy się, że warianty owszem, są, ale wszystkie polegają na budowie suchych zbiorników” – dodaje.
Roman Konieczny, specjalista ds. ograniczania skutków powodzi, były pracownik IMGW i współautor opinii, nazywa cały projekt Wód Polskich „powtórką z rozrywki”. „Pierwszy plan powstał po powodzi w 1997 roku, potem wrócono do niego w 2019. Teraz zmieniono tylko detale, które wcale nie spowodowały, że projekt ma więcej sensu. Wody Polskie rozważają na przykład w różnych wariantach zbiornik Stary Gierałtów, który ma kosztować 200 mln zł. Żeby go wybudować, trzeba będzie wysiedlić 12 gospodarstw, a dzięki zbiornikowi ochroni się osiem” – komentuje Konieczny. Jak dodaje, zbiorniki efektywnie redukują falę powodziową na terenach zlokalizowanych jedynie tuż poniżej nich. Dalej nie będą miały znaczącego wpływu na wysokość fali.
„Redukcja na poziomie 30 czy 15 centymetrów przy siedmiometrowej fali powodziowej nie ma sensu. Wydawanie setek milionów złotych dla takiego efektu to absurd” – ocenia Konieczny.
Jacek Engel dodaje: „W projekcie Wód Polskich zabrakło, moim zdaniem, najważniejszego: oceny efektywności ekonomicznej. Spodziewam się dlaczego: te zbiorniki ekonomicznie się kompletnie nie spinają”.
W opinii Fundacji Greenmind zamieszczono wyliczenia Romana Koniecznego: „Koszty budowy suchych zbiorników powodziowych w zlewni Białej Lądeckiej to prawie miliard złotych (bez kosztów wywłaszczeń i przebudowy infrastruktury). Trzeba sobie uświadomić, że gdybyśmy przy pomocy tego rozwiązania zlikwidowali wszystkie straty w strefie wody pięćsetletniej (0,2 proc.), to osiągnęlibyśmy korzyść 257 milionów złotych (obliczenia na podstawie dostępnych map ryzyka powodziowego). Mówiąc najkrócej: trzeba dziś wydać miliard złotych, by w ciągu następnych 500 lat osiągnąć korzyść 257 milionów”.
Eksperci podkreślają: zbiorniki suche mogą pomóc w ochronie terenów powodziowych. Ale najpierw trzeba rozważyć inne opcje i przekonać się, czy projekt budowy kilku zbiorników ekonomicznie ma sens.
Wody Polskie w swoim projekcie wspominają co prawda o zabezpieczeniu budynków przed skutkami powodzi czy o naturalnej retencji, ale – jak komentuje Jacek Engel – traktują te wątki po macoszemu.
Jakie są alternatywy dla zbiorników?
Engel i Konieczny wymieniają wiele działań, zaczynając od dobrowolnych wysiedleń. „Razem z burmistrzami gmin Lądek-Zdrój i Stronie Śląskie przeprowadziliśmy ankiety wśród mieszkańców, które miały dać obraz tego, jakie straty poniesiono, co nie zadziałało i czego oczekują powodzianie. Okazało się, że 35 proc. mieszkańców deklaruje chęć wyprowadzki. To bardzo dużo” – mówi Konieczny.
Jacek Engel dodaje: „Gdyby zidentyfikować te domy, wykupić je, wyburzyć i już nigdy więcej tam nic nie budować, dostalibyśmy przestrzeń dla rzeki i metry sześcienne wody bezpiecznie rozlane w sąsiedztwie koryta, a nie w domach mieszkańców”.
Podkreśla również, że trzeba zmienić sposób gospodarowania lasami – o czym mówiła nam również Jolanta Piecuch ze Starego Gierałtowa. „Odejście od intensywnej wycinki, pozostawienie dużej ilości martwego drewna, które świetnie chłonie wodę, wstrzymałby spływy powierzchniowe. Można również przegradzać szlaki zrywkowe, a przed intensywnym opadem – drogi leśne, co dodatkowo zabezpieczy dolinę przed gwałtownym spływaniem wody po deszczach” – mówi. „A przede wszystkim trzeba sprawdzić, ile wody można zatrzymać w krajobrazie. Sprawdzić, czy są tu łąki, które można rzadziej kosić – niekoszona łąka zatrzymuje tyle samo wody, co średnio gęsty las. Przejechałem całą Białą Lądecką, od źródeł do ujścia, i widzę również, że są miejsca bez zabudowy, gdzie można pozwolić, żeby woda się rozlewała w sąsiedztwie koryta” – wymienia.
Roman Konieczny dodaje, że konieczna jest edukacja mieszkańców terenów powodziowych. „Część z nich nawet nie wie, że mieszka na terenach zagrożonych. Tym bardziej nie wiedzą, jak postępować w przypadku ewakuacji. Gminy nie udostępniają takich informacji – nie wiadomo, gdzie się udać, jak zaczyna się powódź, gdzie możemy odprowadzić maszyny, zwierzęta, gdzie sami możemy się zatrzymać do momentu znalezienia jakiegoś bezpiecznego lokum” – mówi. „Brakuje w całym kraju również skutecznego systemu ostrzegania. I to zobaczyliśmy we wrześniu 2024 roku. Część zapór w Polsce ma co prawda takie systemy, ale – co zabrzmi absurdalnie – nie są one jawne. Mieszkańcy nie wiedzą, jak działają. W Stroniu Śląskim z kolei takiego systemu nie było, więc mieszkańcy z terenów poniżej zbiornika mówili mi, że nikt się takiej katastrofy nie spodziewał. Nikt nie wiedział, że ze zbiornikiem coś jest nie w porządku. Nie było ostrzeżenia, że woda rozmywa jego wał” – dodaje.
Od rozmówców słyszymy, że głównym architektem nowego ładu na Ziemi Kłodzkiej jest profesor Janusz Zaleski. Był wojewodą wrocławskim, a na czas jego urzędowania wypadła powódź tysiąclecia. Później objął posadę dyrektora w Projekcie Odbudowy Powodziowej Banku Światowego. Uczestniczył w powstawaniu Zbiornika Racibórz, który zatrzymał część fali powodziowej na jesieni ‘24. W Wodach Polskich kieruje dziś finansowanym przez Bank Światowy Projektem Ochrony Przeciwpowodziowej w Dorzeczu Odry i Wisły.
W wywiadzie dla „Polityki” mówi: „Całe życie wojuję z powodzią. Rodzina już mnie przeklina”.
Przeklinać może go również część mieszkańców. W rozmowie z nami wyjaśnia, że wsłuchuje się w ich głosy. Według niego wariant inwestycji w trzy nowe zbiorniki uchroni przed wielką wodą najwięcej osób w stosunku do wydatków. To wynika ze wstępnych szacunków, które będą weryfikowane po zatwierdzeniu programu przeciwpowodziowego.
„To najmniejsza liczba zbiorników suchych do wybudowania najwyżej, jak się da. One zatrzymają tam wodę, tym samym będą oddziaływać na całą zlewnię Białej Lądeckiej. Dlatego rekomendujemy odbudowę zbiornika Stronie Śląskie, dołożenie zbiorników Goszów na Białej Lądeckiej i Bolesławów na Morawie. Zbiornik Bolesławów zapobiegnie w przyszłości temu, co się stało na zbiorniku w Stroniu. On uległ awarii, ponieważ woda zaczęła się przelewać przez obwałowania ziemne. Tama nie pękła, to obwałowania się rozmyły. Dodatkowo bezpieczeństwo powinna zwiększyć budowa suchego zbiornika Stojków pomiędzy Stroniem a Lądkiem” – podsumowuje plany Wód Polskich w rozmowie z OKO.press. „Rozwiązania, których poszukujemy, mają minimalizować konflikt społeczny, wynikający z relokacji ludności. Ze względu na finansowanie międzynarodowych instytucji finansowych, w tym Unii Europejskiej, muszą też być opłacalne ekonomicznie” – wyjaśnia prof. Zaleski.
Jak dodaje, nie jest zwolennikiem priorytetyzacji zielonej retencji i działaniom przeciwpowodziowym poprzez naturę. To nie wystarczy – przekonuje.
„W tym momencie retencja w lasach nie przekracza na Ziemi Kłodzkiej 250 tys. m³. Podczas powodzi 2024 roku w ciągu 48 godzin mieliśmy nadmiarowy opad 23 mln m³. Możemy zwiększyć retencję leśną, ale nie mam nawet pewności, czy przekroczymy w niej milion metrów sześciennych zatrzymanej wody” – twierdzi Zaleski. Jak mówi, rzeczywistość jest bezlitosna: albo zbudujemy suche zbiorniki, albo trzeba będzie wysiedlić nie kilkaset, a kilka tysięcy mieszkańców „z wszystkich miejscowości w dolinie Białej Lądeckiej, w tym ze Stronia i Lądka, by woda mogła tam swobodnie rozlewać”.
Profesor wylicza, że każdy ze zbiorników będzie kosztował od 200 do 400 mln złotych. Finansowanie z kredytów Banku Rozwoju Rady Europy i Banku Światowego ma być wyjątkowo korzystne, na niski procent.
O ile w przypadku budowy zbiorników obniży się fala powodziowa?
„Szacowanie liczby centymetrów ubytku wody według mnie niewiele mówi. Obliczyliśmy, że dla praktycznie wszystkich miejscowości wzdłuż Białej Lądeckiej obniża się ryzyko. Możemy ochronić 60 proc. obiektów, które ucierpiały w powodzi 2024. Można to zrobić różnymi środkami, również stosując izolację przeciwpowodziową budynków, która w Polsce nie była nigdy szeroko stosowana, a jest popularna w Stanach Zjednoczonych czy Austrii. To rozwiązanie pozwala na zabezpieczenie budynków na wypadek krótkotrwałego przepływu wód powodziowych” – mówi nam ekspert.
Zdaniem profesora Zaleskiego turystyka może ucierpieć przede wszystkim podczas prac budowlanych. „Jednak nie odnoszę wrażenia, by suche zbiorniki, które pełnią funkcję terenów zielonych, napełniają się tylko na kilka dni w czasie powodzi, były dużym problemem. Wysokość zapór jeszcze ustalimy, gdy będziemy opracowywać projekty, ale przy czterech istniejących zbiornikach również mają one poniżej 20 metrów. Nie dramatyzowałbym. Na pewno jednak społeczności są nieco bardziej negatywnie nastawione po tym, co stało się z obwałowaniem w Stroniu. Boją się tego samego scenariusza. Próbujemy dotrzeć do nich z informacją, że to była ponad stuletnia technologia, a ryzyko przy nowych zbiornikach będzie minimalne” – mówi.
A czy obok „docierania z informacją” idzie też nacisk na przychylne wobec zbiorników uchwały rad gmin? „Nikt nie wymusza niczego na gminach. Zwrócono się do nich z prośbą o wyrażenie opinii. Taką krytykę kierują w naszą stronę pojedyncze osoby. Dialog musi być zinstytucjonalizowany, dlatego warto wykorzystać w nim rady gmin jako ustawowe reprezentacje społeczności lokalnych, które mogą zgłaszać do nas swoje uwagi” – odpowiada prof. Zaleski.
O zbiornikach na Ziemi Kłodzkiej można powiedzieć przede wszystkim to, że wciąż niewiele wiadomo. Nie jest jasne, który wariant zostanie wybrany i czy którykolwiek ze zbiorników w ogóle powstanie. A jeśli tak – to kiedy i w jakich lokalizacjach.
Profesor Zaleski chce widzieć tu dialog, jednak na razie w sprawie słychać dwugłos, w którym bardzo wyraźnie wybrzmiewają obawy mieszkańców.
Jolanta Piecuch mówi: „Do Stronia żaden turysta nie przyjeżdża przez jego walory architektoniczne, bo ich po prostu nie ma. Chodzi o krajobraz i przyrodę. Wody Polskie chcą więc wydać ciężkie pieniądze i zniszczyć to, co powinno być chronione”.
Ekologia
Gospodarka
Marcin Kierwiński
Instytut Meteorologii i Gospodarki Wodnej
Wody Polskie
biała lądecka
kotlina kłodzka
powódź
zbiorniki przeciwpowodziowe
ziemia kłodzka
Dziennikarka, reporterka, kierowniczka działu klimatyczno-przyrodniczego w OKO.press. Zajmuje się przede wszystkim prawami zwierząt, ochroną rzek, lasów i innych cennych ekosystemów, a także sprawami dotyczącymi łowiectwa, energetyki i klimatu. Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu, laureatka Polsko-Niemieckiej Nagrody Dziennikarskiej im. Tadeusza Mazowieckiego za reportaż o Odrze i nagrody Fundacji Polcul im. Jerzego Bonieckiego za "bezkompromisowość i konsekwencję w nagłaśnianiu zaniedbań władz w obszarze ochrony środowiska naturalnego, w tym katastrofy na Odrze". Urodziła się nad Odrą, mieszka w Krakowie, na wakacje jeździ pociągami, weekendy najchętniej spędza na kajaku, uwielbia Eurowizję i jamniki (a w szczególności jednego rudego jamnika).
Dziennikarka, reporterka, kierowniczka działu klimatyczno-przyrodniczego w OKO.press. Zajmuje się przede wszystkim prawami zwierząt, ochroną rzek, lasów i innych cennych ekosystemów, a także sprawami dotyczącymi łowiectwa, energetyki i klimatu. Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu, laureatka Polsko-Niemieckiej Nagrody Dziennikarskiej im. Tadeusza Mazowieckiego za reportaż o Odrze i nagrody Fundacji Polcul im. Jerzego Bonieckiego za "bezkompromisowość i konsekwencję w nagłaśnianiu zaniedbań władz w obszarze ochrony środowiska naturalnego, w tym katastrofy na Odrze". Urodziła się nad Odrą, mieszka w Krakowie, na wakacje jeździ pociągami, weekendy najchętniej spędza na kajaku, uwielbia Eurowizję i jamniki (a w szczególności jednego rudego jamnika).
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl. Jeden ze współautorów podcastu "Drugi Rzut Oka". Interesuje się tematyką transformacji energetycznej, transportu publicznego, elektromobilności, w razie potrzeby również na posterunku przy tematach popkulturalnych. Mieszkaniec krakowskiej Mogiły, fan Eurowizji, miłośnik zespołów Scooter i Nine Inch Nails, najlepiej czujący się w Beskidach i przy bałtyckich wydmach.
Reporter, autor tekstów dotyczących klimatu i gospodarki. Absolwent UMCS w Lublinie, wcześniej pracował między innymi w Radiu Eska, Radiu Kraków i Off Radiu Kraków, publikował też w Magazynie WP.pl i na Wyborcza.pl. Jeden ze współautorów podcastu "Drugi Rzut Oka". Interesuje się tematyką transformacji energetycznej, transportu publicznego, elektromobilności, w razie potrzeby również na posterunku przy tematach popkulturalnych. Mieszkaniec krakowskiej Mogiły, fan Eurowizji, miłośnik zespołów Scooter i Nine Inch Nails, najlepiej czujący się w Beskidach i przy bałtyckich wydmach.
Komentarze