0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: THOMAS KIENZLE / AFP)THOMAS KIENZLE / AFP...

Bobo zginął w lutym. „​​Był prawdziwym członkiem rodziny” – mówiła właścicielka psa. Noce spędzał na łańcuchu, w dzień chodził luzem po polach. Możliwe, że zawędrował na terytorium wilków, zostawił ślady i został wytropiony. Cztery wilki weszły nocą na podwórko, zerwały psa z łańcucha, wywlekły i zagryzły. Podobno były szybkie, nikt z domowników nie zdążył zareagować.

Miesiąc później jadę z Pomorza Zachodniego do Gdyni. Nawigacja prowadzi przez Egiertowo, gdzie żył Bobo. We wsi Dino, paczkomat, pizzeria, cmentarz i stacja Orlen. Zabudowa rzadka, blisko lasy i jeziora.

Zatrzymuję się pod sklepem. – Coraz więcej ich jest, podchodzą pod domy, psa zagryzły – mówi sprzedawczyni, kiedy pytam o wilki. – Boimy się.

Przeczytaj także:

Wilk blokował drogę i obserwował kobietę

Boją się też mieszkańcy Cisnej w Bieszczadach. Władze gminy prowadzą tabelę ze spisem „zdarzeń” z wilkami i niedźwiedziami: data i miejsce, czy świadek zrobił zdjęcie, jaka była przyczyna podejścia zwierzęcia pod zabudowania i ocena zagrożenia w skali 0-5.

Większość zdarzeń dostaje piątkę i dopisek „zagrożenie zdrowia i życia ludzkiego”.

1.06.2022, godz. 09:00 rano: „Wataha składająca się z 7 osobników goniła łanię przez miejscowość Przysłup”, ocena zagrożenia: 5.

9.03.2023, godziny nocne: „Pojedynczy duży wilk w dniu wczorajszym był widziany w pobliżu kilku zabudowań, w odległości ok. 400-500 m od sklepu ABC”, ocena zagrożenia: 5.

7.01.2024, godz. 20:00: „Mieszkanka Kalnicy wraz z córką wyszła na spacer wzdłuż drogi gminnej w kierunku skrzyżowania z drogą wojewódzką. Przed skrzyżowaniem na asfaltową drogę gminną wyszedł jeden wilk, osobnik ten stanął na drodze w odległości 15 m od spacerujących kobiet. Uniemożliwił im dalszy spacer. Wilk od początku widział, że blokuje drogę, nie bał się, obserwował kobiety”. Ocena zagrożenia: 5.

Z Facebooka Macieja Perzyny, weterynarza i znanego z mediów myśliwego, dowiaduję się, że w lipcu w Polańczyku wilk chciał porwać psa, ale został przepędzony. Kilka dni wcześniej Perzyna alarmował, że trzy młode wilki podeszły pod płot w Ujsołach. Na portalu wbieszczady.pl czytam, że w lutym wilki „przez kilka godzin penetrowały miejscowość Rzepedź”, a infoprzasnysz.pl podaje, że tylko w lipcu zagryzły rolnikowi dwa cielaki.

Pod każdym z tych wpisów powtarza się jak refren: kiedy wreszcie będzie można na wilki polować?

Wojna zaczęła się od Dolly

To samo pytanie musiała zadać Ursula von der Leyen, przewodnicząca Komisji Europejskiej i miłośniczka jazdy konnej. W internecie można znaleźć jej zdjęcia, na których przytula kasztanowego kucyka z białą plamą na pysku. To 30-letnia Dolly, ukochane zwierzę von der Leyen. We wrześniu 2022 roku, w trawie, 100 metrów od domu przewodniczącej KE w Beinhorn w Dolnej Saksonii znaleziono szczątki Dolly. Jej ciało było rozszarpane przez wilka.

Szybko ustalono sprawcę: wilka oznaczonego numerem GW950m. Miał już na koncie kilka zabójstw owiec i był wpisany na listę zwierząt “problematycznych”. Do odstrzału. GW950m sprawił, że von der Leyen ruszyła na wojnę z wilkami. Trzy lata później wszystkie wilcze populacje w UE nie są już „ściśle chronione”, a jedynie „chronione”. Do tej pory „chronione” były tylko najliczniejsze populacje.

W większości krajów odstrzał był bardzo utrudniony.

Zmiana w unijnym prawie otwiera furtkę do łatwiejszego zabijania wilków. To wciąż nie będzie gatunek łowny, ale zasady „regulacji populacji” każdy kraj ustala sam. Naukowcy z Państwowej Rady Ochrony Przyrody wyjaśniali: usunięcie słowa „ściśle” przed „chronionym” oznacza, że „art. 12 dyrektywy siedliskowej, zakazujący umyślnego chwytania, zabijania, niepokojenia oraz pogarszania stanu lub niszczenia terenów rozrodu i odpoczynku, przestaje mieć zastosowanie do wilków”.

W Polsce od 1998 roku wilk jest gatunkiem ściśle chronionym i zmiana unijnego prawa tego nie przekreśla – mimo że polska populacja została uznana za jedną z najliczniejszych. Stąd istniejąca od lat 90. możliwość odstępstwa od zakazu zabijania. W wyjątkowych sytuacjach Generalna Dyrekcja Ochrony Środowiska może wydać zgodę na płoszenie lub odstrzał, wyznaczając konkretnych myśliwych, którzy będą strzelać i konkretne wilki do zabicia.

Polska jest jednak „prymusem” w prawnej ochronie wilka i nie korzysta z możliwości odstrzału zbyt często.

GDOŚ w 2024 roku wydała 38 takich decyzji, pozwalając na odstrzał 95 osobników. Zabito tylko 20 z nich. „Powinniśmy raczej rozmawiać o tym, dlaczego poziom realizacji jest tak niski” – mówił wiceminister klimatu Mikołaj Dorożała w lipcu, podczas sejmowej komisji poświęconej wilkom.

Odpowiedział mu prezes Naczelnej Rady Łowieckiej, były siatkarz, Marcin Możdżonek. „Decyzje wydawane są tak, że nie da się ich wykonać – na konkretnego osobnika, trzeba go najpierw sfotografować, przed odstrzałem powiadomić organy. Procedura jest skomplikowana, nikomu się nie chce w to bawić” – zbył wiceministra.

Bo myśliwi, rolnicy i politycy prawicy chcą rozmawiać o czymś innym. O pozbawieniu wilka ochrony.

Tamę bobra ktoś rozjechał koparką. Łosia zabił myśliwy, bo „pomylił z dzikiem”. Inny strzelał do wilka, myślał, „lis”. Żubr zginął na drodze, potrącony przez auto. Dzikie zwierzęta objęte różnymi formami ochrony giną, tracą domy, są płoszone. W reporterskim cyklu OKO.press „Bezbronne” pokazujemy, jak wygląda ochrona zwierząt w Polsce. Jak prawo, które miało chronić, nie chroni. Jak człowiek, który miał pomóc – szkodzi i zabija.

Reportaż „Strach ma wilcze oczy” publikujemy w dwóch częściach. Drugą – o małych wilkach zabieranych z lasu, wilczym menu, legendarnym Kazanie i wyjątkowej zagrodzie w Jabłonowie – można przeczytać TUTAJ.

Wilcze głowy w krzakach

O wilczym strachu rozmawiam z Maciejem Szewczykiem z Katedry Ekologii i Zoologii Kręgowców Uniwersytetu Gdańskiego, badaczem wilków.

Przyjechał po mnie terenówką, wiezie woreczki na wilcze kupy, fotopułapki i Fikę, białego jak płatek śniegu, puchatego psa. Pomoże w tropieniu. Ruszamy w Bory Tucholskie na poszukiwania wilczych śladów i odpowiedzi na pytanie: czy jest się czego bać?

Maciej się nie boi, bo – jak tłumaczy – nie ma czego. Wilki unikają ludzi. Są szybkie i czujne, mogą być w krzakach obok nas, ale się nie pokażą. Ludzki zapach je odstrasza.

Naukowiec ostatnio miał szczęście: szedł przez las, szukając tropów, a nagle w zaroślach pojawiła się gromadka szczeniaków. Pokazuje mi nagranie w telefonie: wilczki wystawiają głowę z krzaków, jeden po drugim, jakby próbowały zrozumieć, co to za dwunożne zwierzę im się przygląda. Młode jeszcze nie rozumieją, że człowiek to zagrożenie.

– Łatwiej jest zobaczyć wilka, siedząc w samochodzie. Samochodu się nie boją, bo nie pachnie niebezpieczeństwem – mówi Maciej.

Po lesie jeździ niemal na pamięć, skręcając w ścieżki między drzewami. Zauważa każdą sarnę i wypatruje wilczych odchodów.

Nie planował zajmować się naukowo wilkami – magisterkę bronił z biochemii.

– Myślałem, że wilki będą moim hobby, a zawodowo lepiej zająć się biologią molekularną – opowiada. – Ojciec zabierał mnie na wakacje na wschód Polski, w naturę. Pierwszego wilka zobaczyłem w Puszczy Augustowskiej, nad Biebrzą usłyszałem wycie. Duże przeżycie. Moi rodzice mieli też domek letniskowy w Borach Tucholskich, ale ten las wydawał mi się „niepełnowartościowy”, bo nie było w nim wilków. Do czasu. W 2011 roku na wykładzie prof. Sabiny Pierużek-Nowak ze Stowarzyszenia dla Natury „Wilk” usłyszałem, że w Borach pojawiły się wilki. Zgłosiłem się jako wolontariusz do obserwacji, kupiłem pierwszą fotopułapkę, drugą dostałem na Boże Narodzenie. W weekendy przyjeżdżałem tu z Warszawy, spędzałem całe dni w lesie, szukając tropów.

Potem był doktorat, przeprowadzka ze stolicy do rodzinnego Gdańska, pierwsze dziecko. – Wilkami zajmowałem się cały czas półamatorsko – mówi Szewczyk. W końcu zwolnił się etat w katedrze Ekologii i Zoologii Kręgowców Uniwersytetu Gdańskiego. – Zatrudnili mnie i mogłem zająć się wilkami w stu procentach.

Śladami Minki i Nikosia

Po Borach Tucholskich prowadzą nas Minka i Nikoś. Dwa wilki, które noszą na szyjach obroże telemetryczne.

Obroże regularnie wysyłają sygnał GPS. Wilki rysują na mapie plątaninę kolorowych kresek i kropek. Kropki to miejsca, skąd wysłały sygnał, kreski sugerują, jak mogła wyglądać przybliżona trasa wędrówek. Latem w ciągu dnia wilki pokonują kilka, kilkanaście kilometrów po swoim terenie. Jesienią i zimą chodzą więcej, nawet 30 km podczas doby. Nie tylko szukają jedzenia, ale też znakują teren, dając znać innym wilkom, że to ich rewir.

– Tutaj kończy się teren Minki – naukowiec zakreśla palcem linię na mapie. – A tu, kilka kilometrów dalej jest już teren Nikosia. Raczej nie wchodzą sobie w drogę.

Maciej zerka na aplikację i prowadzi terenówkę po wilczych śladach. Tam, gdzie Minka i Nikoś spędzają najwięcej czasu, chce założyć fotopułapki. Wyglądają jak niewielkie skrzynki, często pomalowane w moro, żeby nie rzucały się w oczy.

Pierwszą fotopułapkę montujemy na słupie przy przejściu pod drogą. Obok lasu auta pędzą po autostradzie A1, przecinając wilcze ścieżki.

Stoimy przy podziemnym przejściu pod autostradą, zacina deszcz, Fika intensywnie wącha ślady, które zostawiły wilki. – Stań z nią tam dalej – poleca mi Maciej, podając smycz. – Fika jest mniej więcej wielkości wilka, jest świetną modelką, kiedy ustawia się fotopułakę i trzeba wybrać dobry kąt.

Pies staje przed wejściem do tunelu, mocząc łapy w strumyku. Cierpliwie czeka, aż damy znać, że fotopułapka ustawiona.

P1060383
Fika pozuje, pomagając w ustawieniu fotopułapki. Fot. Katarzyna Kojzar

Jak założyć wilkowi obrożę

Fotopułapki pomagają w obrożowaniu. Naukowcy obserwują, gdzie wilki pojawiają się najczęściej. Wybierają punkt, w którym umieszczają prawdziwą pułapkę – łańcuch i chwytak z gumową końcówką. Pułapka wygląda trochę jak szczęki używane przez kłusowników, ale dzięki gumowemu zabezpieczeniu nie rani zwierzęcia. Muszą mieć na to zgodę Regionalnej Dyrekcji Ochrony Środowiska.

– Kiedy wilk się złapie, dostajemy MMS-em alert. Po zdjęciu musimy ocenić, czy to młody, czy dorosły wilk, jakiej może być wagi. Na miejsce docieramy pędem – wilk złapany w pułapkę się stresuje, musimy zadbać, żeby jak najszybciej został uwolniony. Przyjeżdżamy zwykle kilkuosobową ekipą, mamy specjalną dmuchawę, którą wydmuchujemy strzykawkę ze środkiem nasennym. Kiedy wilk usypia, jedna osoba przytrzymuje mu głowę, a druga zakłada obrożę – mówi Maciej Szewczyk.

Potem ekipa wycofuje się w krzaki i czeka. – Jak długo to wszystko trwa?

– Powinno zamknąć się w dwóch godzinach. Godzina na dojazd, 15 minut czekania aż zwierzę zaśnie, szybkie obrożowanie, środek na wybudzenie i po kilkunastu kolejnych minutach wilk powinien wstać. Zasada jest taka: dopóki wilk się nie wybudzi, nie przestajemy go obserwować. Gdybyśmy zobaczyli, że coś jest nie w porządku, zabralibyśmy go do weterynarza. Akurat Minka wybudzała się bardzo długo. Złapała się w środku nocy, był maj, ale chłodny, temperatura poniżej zera. Czekaliśmy trzy godziny, aż wstanie. Wróciłem do domu skostniały.

Dostała na imię Minka – od ketaminy, która jest jednym ze składników usypiacza.

- Chyba niewiele pamięta z całej akcji, bo wciąż wraca w to miejsce, gdzie się złapała. Wilki zazwyczaj zapamiętują je jako niebezpieczne i omijają szerokim łukiem.

Podróż Krótkiego Ogona

Maciej znał Minkę już wcześniej z nagrań na fotopułapce. Widział, jak kilkumiesięczna wilczyca wędruje po terenie swoich rodziców – młode uczą się w ten sposób polowania i zdobywają jedzenie dla siebie i młodszego rodzeństwa. A to pojawia się dość szybko – młode rodzą się raz w roku, w marcu lub kwietniu.

Minka łapie się w pułapkę latem 2024 roku.

Rośnie i odbywa coraz dalsze samotne wędrówki, co dokumentuje aplikacja czytająca sygnał z obroży. Dołącza do niej młodzieniec z charakterystycznym krótkim ogonem, możliwe, że stracił go podczas zabawy z rodzeństwem. – Czasami młode wilczki trochę za bardzo zapędzają się w zabawach w symulację polowania – mówi Maciej.

Krótki Ogon był nagrany fotopułapką dwa lata wcześniej, jako szczeniak. Pochodzi z grupy „Piaseczno”, której rewir jest ok. 20 km na zachód od terytorium Minki. Maciek wyjaśnia: – To była krótka dyspersja.

Wilki podczas dyspersji, czyli najdłuższej podróży życia, kiedy szukają miejsca do założenia rodziny, potrafią pokonać kilkaset kilometrów. Rekordzista z Europy – wilk oznaczony numerem GW1909m – przeszedł 1240 km. Wyruszył z Dolnej Saksonii i dotarł do katalońskiej gminy Vilaller w Pirenejach. Zajęło mu to kilka miesięcy.

– Badałem też wilka Gustawa, który w 2020 roku przyszedł na Pomorze z niemieckiej Saksonii-Anhalt, w prostej linii ok. 500 km, ale w sumie zrobił kilkakrotnie więcej. W 2021 roku osiedlił się w okolicy Lubiatowa – tam, gdzie ma powstać elektrownia jądrowa, miał szczeniaki z samicą pochodzącą z sąsiedniej grupy – opowiada Maciek.

Minka z wilczkami w pysku

Krótki Ogon i Minka na początku zaczepiają się jak wesołe dzieciaki, merdają ogonami. Czasami wyglądają, jakby walczyli, ale to zabawa. Gdybyśmy to obserwowali z ukrycia, usłyszelibyśmy pewnie piski i skomlenie. Wilki rzadko szczekają – tylko kiedy czują niebezpieczeństwo.

Wczesną wiosną Minka coraz rzadziej wychodzi na długie spacery. Trzyma się terytorium w pobliżu rewiru swoich rodziców. Na fotopułapce widać, że jest w ciąży.

Wiosną zostaje mamą. Przenosi w pysku maluchy, jeszcze niesamodzielne, między norami. Czasami dlatego, że wyczuje w pobliżu grzybiarza, który zapuścił się w głąb lasu. Albo dlatego że strumyk, z którego piła, wysycha i trzeba znaleźć inne źródło wody. Po dwóch miesiącach dzieciaki mogą chodzić za wilczycą o własnych siłach.

Maluchy Minki oglądam na nagraniach z fotopułapki.

– W jednym miocie rodzi się 8-9 szczeniąt, ale nie wszystkie przeżywają – mówi Maciej Szewczyk. – Starsze badania z Karpat i Puszczy Białowieskiej wskazywały, że do jesieni przeżywają zwykle dwa szczeniaki. U nas przeżywalność jest większa – nawet pięć szczeniąt z miotu.

– Od czego to zależy?

– Tutaj jest więcej pól uprawnych, a dzięki temu więcej kopytnych – jeleni, saren, ale też sztucznie wsiedlanych przez myśliwych danieli. To łatwo dostępne pożywienie, więc młode mają co jeść. A dostępność jedzenia jest jednym z najważniejszych czynników, które decydują o przeżywalności.

Nikoś złapany po wyborach

Szczeniaki ma też drugi z naszych wilczych przewodników. Obrożę nosi od czerwca, w pułapkę wpadł dzień po wyborach prezydenckich. Naukowcy nazwali go Nikoś – tematycznie, bo przecież nowy prezydent napisał biografię gangstera o tym imieniu.

– Zachowywał się „gangstersko” przy obrożowaniu – warczał i nie chciał zasnąć mimo podania środka, zupełnie inaczej niż dosyć potulna Minka – opowiada naukowiec i pokazuje mi resztki sierści między drzewami. – Jeszcze widać ślady po złapaniu Nikosia.

sierść wilka leży wśród liści i trawy
Sierść Nikosia w miejscu, gdzie został zaobrożowany. Fot. Katarzyna Kojzar

Jedziemy nad potok, skąd Nikoś wysłał sygnał GPS. Na skarpie norki i ziemia rozkopana przez szczeniaki. Maciej napycha kieszenie woreczkami foliowymi do zbierania wilczych kup. Nad potokiem jest ich mnóstwo, szczeniaki Nikosia musiały być tu niedawno, więc ściszamy głosy, a Fikę zapinamy na smycz. Maciej zbiera kupy do badań. Można się z nich dowiedzieć, co wilki jadły, ale też przeprowadzić analizę genetyczną. Naukowiec archiwizuje te dane, za kilka lat będzie wiedział, czy któreś z dzieci Nikosia założyły w Borach Tucholskich rodziny i z kim się sparowały. Z badań odchodów buduje się całe drzewo genealogiczne wilków.

Łapiemy kupy dwoma patykami i ładujemy do woreczków. Już po ich wyglądzie możemy zgadnąć, co jadły na kolację, pełno w nich sierści z padliny, zdarzają się też kawałki kości.

Fika zbiega nad potok, żeby napić się z wilczego wodopoju. Ja zaglądam do norki, w której siedziały małe wilki, przyglądam się obgryzionym pniom drzew i rozglądam się z nadzieją, że w gęstwinie zobaczę szary zadek albo parę oczu. Nic z tego. – Może się uda na fotopułapce – mówi Maciej i wybiera drzewo, z którego najlepiej będzie widać wilcze nory. Mocuje kamerę. Dookoła rozrzucamy sierść Fiki, jako przynętę, być może jej zapach przyciągnie wilki prosto pod obiektyw fotopułapki.

SYPR0023-kopia
Ujęcie z fotopułapki, którą zainstalowaliśmy na terenie Nikosia

Wilk w żałobie

O wilczej rodzinie mówi się „grupa rodzinna” – nie wataha, bo to słowo ze słownika myśliwych. Kojarzy się negatywnie. Słyszysz wataha – widzisz bandę wilków czyhających w lesie, żeby cię zaatakować.

– Wilki łączą się w pary na całe życie – mówi Maciej Szewczyk, kiedy wracamy do samochodu z kolekcją kup w woreczkach. – Jeśli coś je rozdziela, to najczęściej jest to śmierć.

Zastanawiam się, czy wilki czują żałobę. Odpowiedź przynoszą filmowcy Jim i Jamie Dutcher, podglądacze życia wilków i założyciele organizacji Living with Wolves, którzy miesiącami obserwowali wilki w Kanadzie. Kiedy puma zabiła młodą samicę, w rodzinie wilków pojawił się smutek. “Wspólne radosne wycie zostało zastąpione przez płaczliwe zawodzenie pojedynczych osobników. Wataha regularnie odwiedzała miejsce, w którym zginęła ich towarzyszka. Wilki szły wtedy powoli i bardzo cicho, z głowami i ogonami zwieszonymi ku ziemi. Trwało to sześć tygodni. Dopiero po tym czasie stado odzyskało równowagę” – czytam relację filmowców w „Wyborczej”.

– Po śmierci partnera albo partnerki, w grupie rodzinnej mogą wydarzyć się różne scenariusze. Znamy wiele takich historii: samiec-wdowiec, który został w grupie jako nestor, bo miejsce lidera zajął młody wilk i rozmnożył się z córkami nestora. Samica, która straciła partnera, znalazła sobie nowego, który zapłodnił nie tylko ją, ale też jej córkę. Śmierć jednego z rodziców powoduje zamieszanie. Ale wilki wyczuwają swoje pokrewieństwo. Nie szukają nowych partnerów wśród krewnych, unikają chowu wsobnego – mówi Maciej.

Przeczytaj także:

Śmierć Kosego

Śmierć wilczego rodzica może być wyrokiem dla całej rodziny. Tak było w przypadku wilka Kosego. Najpierw umarła jego partnerka – Debra, którą w ostatnich dniach życia fotopułapka zarejestrowała z urwaną łapą. Nie wiadomo, co się stało, ale utrata krwi była zbyt duża. Kosy został sam ze szczeniakami, w ich odchowaniu pomagała mu starsza córka.

12 września 2019 roku wyszedł na pole graniczące z Roztoczańskim Parkiem Narodowym. Z ambony myśliwskiej padł strzał. Wilk mocno krwawiąc, przeszedł jeszcze kawałek w stronę drzew i tam umarł. Ciało znaleziono między miejscowościami Brody Małe a Lipowiec-Kolonia w gminie Szczebrzeszyn. O jego śmierci dowiedzieliśmy się dzięki obroży telemetrycznej.

Sprawcy szukano rok. W końcu zatrzymano 42-letniego myśliwego z powiatu biłgorajskiego, który nie przyznał się do winy. Po czterech latach od zabicia Kosego Sąd Rejonowy w Zamościu wydał prawomocny wyrok, uniewinniając myśliwego – wbrew dowodom zebranym przez prokuraturę. W teorii za zabicie chronionego zwierzęcia grozi do 5 lat pozbawienia wolności. Tak surowy wyrok jednak nie zapadł ani razu.

Śmierć Kosego wywołała dramatyczne domino. Młode, pozbawione najpierw matki, a chwilę później ojca, umarły z głodu. Ich siostra nie dała rady zapewnić jedzenia całej gromadzie.

W gdańskim sądzie toczy się sprawa innego myśliwego, który „pomylił” wilka Lego z lisem. ”Zwykle myśliwi mylą wszystko, co się rusza, z dzikiem, ten akurat wybrał lisa. Różnica wielkości między lisem a wilkiem jest cztero-pięciokrotna, więc nie jestem w stanie uwierzyć w to tłumaczenie" – mówił mi wtedy Maciej Szewczyk.

Lego żył w Borach Tucholskich, też był ojcem, na szyi nosił obrożę telemetryczną. Każda obroża jest wyposażona w czujnik, który wysyła badaczom sygnał. Jeśli zwierzę nie porusza głową przez kilka godzin, to znak, że najprawdopodobniej nie żyje. Do Macieja Szewczyka taki alarm przyszedł 26 sierpnia 2024. Na miejscu okazało się, że wilk ma ranę po postrzale. Myśliwską kulę znaleziono kawałek dalej, wbitą w drzewo.

– Stowarzyszenie dla Natury „Wilk” zaobrożowało w ostatnich latach 30 wilków. Jedna trzecia z nich została zastrzelona – wylicza Szewczyk. – Rocznie to są setki wilków nielegalnie zabijanych przez myśliwych. Nie wszystkie znajdujemy, nie zawsze można ustalić sprawcę. Ale wiemy, że skala jest ogromna.

Maciej Szewczyk i Fika montują fotopułapkę. Fot. Katarzyna Kojzar

Ile mamy wilków?

„Strzelam. Nie ja jeden. Głupi by byli, gdyby nie strzelali. Jest ich zresztą za dużo” – tak o wilkach mówił myśliwy z Bieszczad, z którym rozmawiała Anna Maziuk w książce „Instynkt”. Inny myśliwy, który w domu ma kolekcję wilczych trofeów mówił Maziuk: „To godny przeciwnik, trudno go upolować. Zrobiłbym jeszcze raz to samo, tak samo wszystko przeżył, tylko mądrzej. Skuteczniej i więcej wilków bym zabijał. Wielu nie strzeliłem, bo byłem nieuważny”.

Na internetowym forum łowiecki.pl przeglądam wątek o wilku. Najchętniej wypowiadają się użytkownicy Starzec i Pięta.

Pięta: „Ja tu piszę bezskutecznie o konieczności jego redukcji bo wilk MA SIĘ W POLSCE MNOŻYĆ BEZ OGRANICZEŃ ! taka jest opinia lobby ochroniarskiej i to jest chore”.

Starzec: „Chodzi o to żeby Polacy nie dowiedzieli się, że tych wilków jest u nas rekordowo dużo w skali całego świata. A wtedy byłby problem i protesty. I trzeba by w końcu redukować” (pisownia oryginalna).

– Jest ich rekordowo dużo? – pytam Macieja Szewczyka.

– Teraz możemy szacować, że mamy 3-3,5 tys. wilków w całej Polsce. Dużo, ale nie “za dużo”, nie ma limitu, ile powinno ich być.

Dane są niedoskonałe. W 2020 roku Główny Inspektorat Ochrony Środowiska podawał, że w Polsce żyje 2 tys. wilków. – Zbierano z nadleśnictw w całym kraju informacje o występowaniu wilków, żeby określić, jaki teren zajmują. W wybranych rejonach zbierano odchody do badań genetycznych. Z tego wyciągnięto statystykę i liczbę 2 tysiące – wyjaśnia Maciej. Główny Urząd Statystyczny podaje, że w 2022 roku mieliśmy już 4,3 tys. wilków – ale zaznacza, że są to jedynie szacunki. Informacje o wilkach dostarczają GUS-owi m.in. Lasy Państwowe i Polski Związek Łowiecki.

Jedno wiemy na pewno – wilków przybywa.

Jak wilki uratowały topolę osikową

W całej Europie, szacują naukowcy, mamy dziś 21,5 tysiąca wilków. „Populacja się odradza” – pisali autorzy szacunków, przypominając, że w 2015 roku było ich zaledwie 12 tysięcy. W Niemczech – to dane za 2024 rok – zaobserwowano 1601 wilków, o 262 więcej niż rok wcześniej. Populacja maleje w Bośni i Hercegowinie, gdzie można polować na wilki. Zostało ich już zaledwie kilkaset – niektóre źródła mówią o 400, inne o 600.

W Stanach Zjednoczonych wilki przez lata intensywnie odstrzeliwano. Doszło do tego, że całkowicie zniknęły, choćby ze słynnego parku Yellowstone. Rozrosła się za to populacja jeleni kanadyjskich, jedzących trawę, liście, gałązki i korę drzew, również topoli osikowej, której zagajniki są siedliskiem ptaków i bobrów. Jeleni przybywało, a ich przysmaku, topoli osikowej, ubywało. W końcu sadzonki w Yellowstone nie mogły się ukorzeniać. Wszystko trafiało do jeleniego menu.

Równowagę przywróciły wilki. W 1995 roku do parku przywieziono 14 wilków z Kanady. Reintrodukcja się udała — szacuje się, że dziś żyje tam 108 osobników.

Wilki, polując na jelenie, ograniczyły ich populację. Wygoniły kopytne z dolin rzecznych, które dziś porasta bujna roślinność. Do Yellowstone wróciły bobry i po raz pierwszy od 80 lat zaczęła rosnąć tam topola osikowa.

1000 zł za skórę albo same uszy

W Polsce II wojna światowa była dla wilków czasem wytchnienia. Nikt nie miał głowy do polowania na drapieżniki. Populacja się odrodziła, co tuż po wojnie zauważyły władze. “W 1955 roku Rada Ministrów nałożyła na wojewódzkie rady narodowe nakaz eksterminacji wilków” – pisze w książce “Wilki” Adam Wajrak. Za zabicie wilka na polowaniu indywidualnym myśliwy dostawał 1000 zł, na zbiorowym – 500. Można było dobrze dorobić, bo średnia pensja w przemyśle wynosiła wtedy, wylicza Wajrak, 1100 zł. Do zabijania ruszyli też zwykli ludzie, dostając od leśników wypłatę za skórę, a nawet same uszy.

_WIE0680
Wilk szary, czyli canis lupus. Fot. Jacek Więckowski

Rok później dopuszczono nie tylko strzelanie do wilków, ale też trucie ich strychniną. W latach 70. – to dalej Wajrak – zostało już tylko sto wilków. Przełom przyniosły lata 90. Wilka objęto ochroną początkowo tylko w województwie poznańskim, a w 1995 roku już na terenie całego kraju, poza województwami: suwalskim, przemyskim i krośnieńskim. Trzy lata później wilk był chroniony już w całej Polsce.

Szybko pojawiły się głosy oburzenia. Polski Związek Łowiecki przypomina o tym regularnie. Na stronie PZŁ znajduję oświadczenie z 2021 roku: „Kontrolę liczebności wilków mogą sprawować wyłącznie myśliwi i tylko przez ściśle kontrolowany odstrzał”.

Myśliwy patrzy wilkiem

Myśliwi zabijają wilki – albo o tym marzą – z kilku powodów. W książce Anny Maziuk czytam relację byłego myśliwego, a dziś obrońcy zwierząt – Zenona Kruczyńskiego. Na pytanie „Dlaczego strzelałeś?”, odpowiada: „Bo to wilk! Trofeum, które przebija byka, jakiego mój kolega zabił poprzedniego dnia. Jakbym mu pokazał wilka, to z zazdrości szlag by go trafił”. Kruczyński nie zdobył tego trofeum. Strzelił dwukrotnie i spudłował.

– Przede wszystkim myśliwi chcą polować na wilki, bo wilk jest dla nich konkurencją – mówi Maciej Szewczyk. To, co zabiją wilki, trzeba odliczyć od planowanego odstrzału. Mniej zwierząt zostaje dla myśliwych.

– Myśliwi twierdzą, że nie ma zwierzyny tam, gdzie są wilki. A z drugiej strony opowiadają, że gdyby nie polowali na zwierzynę, to ona by nas zjadła. Widzę tu sprzeczność. Zwierząt jest dużo, czy mało? Trzeba polować, czy lepiej zostawić to wilkom? – denerwuje się dr Aleksandra Kraśkiewicz z ​​Zachodniopomorskiego Towarzystwa Przyrodniczego. – To jest dorabianie ideologii tylko dlatego, że ktoś lubi strzelać.

Czy wilka da się oswoić? Kim są Luna, Kamots i Amarok? Czy można ochronić bydło przed wilkami? Co przyciąga wilki do wiosek? Po co na widok wilka machać rękami? Skąd plotki o atakach na ludzi? O tym wszystkim przeczytacie w drugiej części reportażu „Strach ma wilcze oczy”.

Przygotowując reportaż, korzystałam z następujących książek i artykułów:

  • „Po sąsiedzku z wilkami”, Pierużek-Nowak Sabina, Mysłajek Robert, Stowarzyszenie dla Natury „Wilk”, Twardorzeczka 2024
  • „Wilki”, Wajrak Adam, Agora, Warszawa 2015
  • „Instynkt. O wilkach w polskich lasach”, Maziuk Anna, Czarne, Wołowiec 2021
  • „Problem z wilkami zuchwałymi jest marginalny nie tylko w Polsce, ale i w Europie”, Jurszo Robert, wyborcza.pl [dostęp 12 sierpnia 2025];
  • „Historia tak brutalna, że aż nieprawdopodobna”. Kilka dni z życia wilka Siwego, Jurszo Robert, wyborcza.pl [dostęp 12 sierpnia 2025];
  • „Tańczący z wilkami”, Wajrak Adam, wyborcza.pl [dostęp 12 sierpnia 2025];
  • strona Stowarzyszenia dla Natury „Wilk”
;
Na zdjęciu Katarzyna Kojzar
Katarzyna Kojzar

Dziennikarka, reporterka, kierowniczka działu klimatyczno-przyrodniczego w OKO.press. Zajmuje się przede wszystkim prawami zwierząt, ochroną rzek, lasów i innych cennych ekosystemów, a także sprawami dotyczącymi łowiectwa, energetyki i klimatu. Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu, laureatka Polsko-Niemieckiej Nagrody Dziennikarskiej im. Tadeusza Mazowieckiego za reportaż o Odrze i nagrody Fundacji Polcul im. Jerzego Bonieckiego za "bezkompromisowość i konsekwencję w nagłaśnianiu zaniedbań władz w obszarze ochrony środowiska naturalnego, w tym katastrofy na Odrze". Urodziła się nad Odrą, mieszka w Krakowie, na wakacje jeździ pociągami, weekendy najchętniej spędza na kajaku, uwielbia Eurowizję i jamniki (a w szczególności jednego rudego jamnika).

Komentarze