0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Kuba Atys / Agencja Wyborcza.plFot. Kuba Atys / Age...

Rozmowy, w tym nieformalne wstępne uzgodnienia między Komisją Europejską i rządem Mateusza Morawieckiego co do KPO, zadają kłam kilkuletniej propagandzie PiS, że Bruksela cyniczne wykorzystuje spory praworządnościowe dla przeprowadzenia zmiany władzy w Polsce.

Wielu urzędników w instytucjach UE oczywiście odetchnęłoby z dużą ulgą, gdyby po jesiennych wyborach nowy rząd Polski sformowały partie głównego nurtu. Jednak ani w kierownictwie Komisji Europejskiej, ani w Radzie UE nie widać prób aktywnego wchodzenia w przedwyborczą grę za pomocą unijnych pieniędzy (lub ich braku). Nastroje może są inne Parlamencie Europejskim niemającym w kwestii KPO wiele do powiedzenia.

Przeczytaj także:

Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

Skąd to niedowierzanie opozycji

Tyle że szerzone przez PiS hipotezy co do nadzwyczajnej aktywności Komisji w kwestiach wewnątrz polskich przesiąkły też na stronę przeciwników obecnej władzy. Chyba stąd niedowierzanie czy wręcz zaprzeczanie grudniowym informacjom o uzgodnieniach między Komisją i rządem Morawieckiego w sprawie reformy sądowej skrojonej pod KPO, które były oparte na przeciekach (czy wręcz na kontrolowanych przeciekach) z unijnych instytucji w Brukseli.

Innym źródłem rozczarowań co do uzgodnionego z Komisją projektu może być powtarzany często skrót publicystyczny, że „Unia wypłaci pieniądze, gdy władze przywrócą praworządność”. A przecież w kontekście KPO od początku było jasne, że

Komisja zamierza zająć się wyłącznie częścią braków praworządnościowych,

co i tak jest postępem wobec pierwotnych zamiarów Ursuli von der Leyen, szefowej Komisji, by polskim sądownictwem w ogóle nie zajmować się w KPO.

Najpierw, już jesienią 2021 roku, von der Leyen publicznie zawęziła wymogi praworządnościowe KPO do trzech punktów:

  • likwidacji Izby Dyscyplinarnej,
  • reformy systemu dyscyplinarnego (aby m.in. treść orzeczeń sądowych i żadne pytania prejudycjalne do TSUE nie były deliktem dyscyplinarnym)
  • oraz do rozpoczęcia procesu przywracania sędziów odsuniętych przez Izbę Dyscyplinarną.

Potem Komisja publicznie w lutym 2022 potwierdziła, że w ramach KPO nie zamierza się zajmować problemem neo-KRS (już nawet nie wspominając o TK), co oznaczało, że nie zamierza systemowo zająć się problemem neosędziów.

Zresztą, Komisja w sprawie neo-KRS nie wszczęła dotąd postępowania przeciwnaruszeniowego (zajmuje się tym tylko w ramach „politycznego” postępowania z artykułu 7), co nie jest efektem zwykłego zaniedbania, ale decyzją dyskutowaną długimi miesiącami w Brukseli.

Komisja – opierając w się w tej kwestii na dotychczasowej linii TSUE – przekonuje, że sam udział neo-KRS w procedurze powoływania sędziów jest bardzo poważną, lecz zarazem niewystarczającą przesłanką „do powzięcia wątpliwości co do niezawisłości sędziów wyłonionych w tym procesie”. Musi być rozstrzygana łącznie z innymi przesłankami, co zresztą znajduje odzwierciedlenie w postulowanym przez Komisję w ramach KPO „teście niezależności i niezawisłości” sędziego.

Skarga do Sądu UE

Zatwierdzony w czerwcu KPO, czyli harmonogram reform i inwestycji przypisanych do kolejnych transz funduszy, skłonił w sierpniu 2022 roku cztery międzynarodowe organizacje sędziowskie do złożenia do Sądu UE (to część TSUE) wniosku o unieważnienie KPO m.in. z powodu braku wymogu automatycznego przywrócenia sędziów skrzywdzonych przez Izbę Dyscyplinarną.

Szanse na uznanie tej skargi przez TSUE za dopuszczalną nie są wielkie – chodzi o bardzo restrykcyjne definiowanie przez TSUE podmiotów, które mogą zaskarżać decyzje instytucji UE. A w każdym razie Komisja Europejska – skoro decyzja Rady UE co do polskiego KPO jest w mocy – w swych rokowaniach z władzami Polski opiera się, a właściwie zgodnie z procedurami musi opierać się właśnie na tych ułomnych zapisach praworządnościowych KPO.

Co zdarzyło się w grudniu?

Minister Szymon Szynkowski Vel Sęk trochę naciąga fakty, twierdząc, że projekt zmian sądowych został pozytywnie oceniony przez „kolegium Komisji Europejskiej”. Jednak Bruksela istotnie dała 13 grudnia swe zielone światło, czyli nieformalne potwierdzenie (przekazane przez komisarza Reyndersa), że projekt – po jego przyjęciu i wejściu w życie – byłby uznany za wystarczający w świetle praworządnościowych warunków z KPO.

Kilka godzin później ten dokument – formalnie jako inicjatywa grupy posłów PiS – został ujawniony i złożony w Sejmie.

Polski projekt przed jego ogłoszeniem był oceniany przez ekspertów ze służby prawnej Komisji Europejskiej, z Dyrekcji Generalnej ds. Sprawiedliwości i Konsumentów (JUST), a na poziomie politycznym - przez grupę komisarzy (czy też ich pomocników), którym von der Leyen ostatniej jesieni powierzyła praworządnościowe kwestie z polskiego KPO.

Ta grupa to trzej główni wiceszefowie Komisji (Frans Timmermans, Margrethe Vestager, Valdis Dombrovskis), a także wiceprzewodnicząca Vera Jourova oraz Didier Reynders.

To jednocześnie członkowie tej samej grupy, którzy – oprócz Dombrovskisa, a za to dodatkowo z komisarz Ylvą Johansson – w czerwcu na piśmie sformułowali zastrzeżenia co do zatwierdzanego KPO.

Bodaj najostrzej Timmermans, który nie zgadzał się z brakiem automatycznego przywrócenia zawieszonych sędziów, a łagodniej m.in. Jourova podkreślająca, że „tak” dla KPO nie jest równoznaczne z uznaniem za wystarczającą procedowanej wtedy reformy sądowej, czyli „ustawy Dudy” (to zresztą wprost wynika także z preambuły do KPO).

Nawet Timmermans odmawiał jawnej krytyki

Jednak wszyscy, w tym Timmermans, odmawiali potem jawnej krytyki KPO, powołując się na lojalność wobec kolegialnej, przegłosowanej decyzji KE zatwierdzonej następnie przez Radę UE (wszyscy „za” oprócz Holandii, która wstrzymała się od głosu).

To komisarz Reynders na grudniowym posiedzeniu Komisji (czyli jej kolegium) poinformował o stanie rozmów z Polską, czyli – takie było jego przesłanie – o projekcie sądowym, który wedle wstępnych ocen pozwoliłby na wypełnienie warunków z KPO.

Jednak chodziło o polityczny sygnał czy też o zobowiązanie Komisji wobec władz Polski, bo z formalnego punktu widzenia Bruksela ani nie podjęła, ani – z prawnego punktu widzenia – nie mogła podjąć żadnej wiążącej decyzji co do zaledwie projektu, a nie już uchwalonej ustawy.

Stąd zresztą długie oficjalne milczenie Komisji w tej sprawie (przy stanowczym braku milczenia w przeciekach), które dopiero w styczniu przerwały publiczne zapewnienia, że projekt jest „krokiem w dobrym kierunku”.

Rozwiązanie z przeniesieniem spraw dyscyplinarnych oraz testów niezależności do NSA (Komisja zapewne nie miałaby nic przeciw Izbie Karnej SN) było wysuniętym przez polskich negocjatorów pomysłem na zapewnienie – na potrzeby tych postępowań – „niezawisłego i bezstronnego sądu ustanowionego uprzednio na mocy ustawy”, a w praktyce - takiego, wobec którego zastrzeżeń dotychczas nie sformułował ani TSUE, ani strasburski Trybunał Praw Człowieka.

Podczas uzgodnień Szynkowskiego Vel Sęka z Komisją nie pojawiały się zastrzeżenia co do konstytucyjności rozwiązania z NSA i po prostu takie możliwe zastrzeżenia co do rozszerzania zadań NSA nie były wtedy znane Brukseli.

Komisja nie jest od oceny konstytucyjności ustawy

Jednak od momentu ogłoszenia projektu Komisja nie wchodzi w tę sprawę, bo – jak przekonuje jeden z naszych rozmówców – „Komisja Europejska nie jest od oceny konstytucyjności projektu”. A styczniowe sygnały co do projektu jako „kroku w dobrym kierunku” mają potwierdzać, że Komisja nadal nie wycofuje swego wsparcia dla zgniłego kompromisu wstępnie uzgodnionego w grudniu.

Komisja Europejska wypłaciła 19 stycznia drugą transzę KPO dla Grecji po około 3,5 miesiąca od złożenia wniosku przez Ateny. I taki jest przeciętny czas brukselskich procedur – Komisja ma do dwóch miesięcy na ocenę, czy dany kraj wypełnił warunki związane z transzą, po czym przedstawiciele 27 krajów UE mają do miesiąca na zweryfikowanie tej oceny, która następnie jest zatwierdzana w procedurze komitetowej (około tygodnia).

Potem Komisja przygotowuje wypłatę, co też zajmuje około tygodnia, o ile wcześniej była już dostatecznie duża emisja obligacji UE na sfinansowanie kolejnych wypłat z Funduszu Odbudowy.

Pierwsze pieniądze już czerwcu?

Jeśli zatem założyć, że z końcem lutego ustawa sądowa byłaby sfinalizowana (podpisana przez prezydenta i opublikowana), a również w tym czasie przyjęto by „ustawę wiatrakową” (to nadal niespełniony warunek pierwszej transzy, czyli około 2,9 mld euro), to Komisja – jeśli będzie się trzymać uzgodnień z Warszawą z grudnia – mogłaby wypłacić Polsce pierwsze pieniądze z KPO nawet już w czerwcu.

Wniosek o wypłatę powinien być składany dopiero po spełnieniu warunków, ale Morawiecki ostatnio sugeruje, że zrobi to wcześniej – jeszcze na etapie prac legislacyjnych nad wiatrakami, a może także przed ewentualnym podpisem prezydenta pod zmianami sądowymi. Bruksela sugeruje pewną elastyczność w tej sprawie. – Komisja ma dwa miesiące na ocenę wniosku.

Podczas dokonywania oceny Komisja weźmie też pod uwagę wszelkie dodatkowe informacje dostarczone przez państwo członkowskie lub wszelkie nowe wydarzenia związane z realizacją odpowiednich celów pośrednich i końcowych – informuje jej rzecznik.

Regulamin Sejmu dopiero do drugiej transzy

Ponadto wśród wstępnych warunków dla pierwszej transzy jest wdrożenie narzędzia informatycznego Arachne pomagającego w zwalczaniu nadużyć finansowych, ale to decyzja administracyjna. Natomiast budząca na prawicy duże emocje reforma regulaminu Sejmu (a także Senatu i rady ministrów) to warunek wypłaty dla dopiero drugiej transzy KPO.

Zgodnie z ogólnymi zasadami Funduszu Odbudowy odwrót od reform dokonanych w ramach KPO (hipotetycznie np. uchylenie ustawy sądowej przez trybunał Przyłębskiej) może prowadzić do wstrzymania kolejnych transz i żądania zwrotu już wypłaconych pieniędzy.

Jednak o ile zobowiązania z praworządnościowych kamieni milowych muszą być wypełnione całkowicie, to tylko częściowe spełnienie „zwykłych” warunków (z dziedziny zielonej transformacji i cyfryzacji) pozwala Brukseli na wypłatę tylko części raty z żądaniem poprawy w ciągu sześciu miesięcy pod groźbą przepadnięcia części pieniędzy.

Rozwiązanie sprawy KPO nie zakończyłoby postępowań przeciwnaruszeniowych wobec Polski (jedno z nich od ponad roku dotyczy TK), a tym bardziej postępowania z artykułu siódmego.

Natomiast już we wrześniu Komisja uznała, że Polska obecnie nie podpada pod procedurę „pieniądze za praworządność”.

Z kolei polityka spójności - i związane z nią fundusze - w tym roku, zgodnie z ogólną dynamiką siedmioletnich budżetów UE, jest głównie na etapie nie wypłat, lecz zaciągania zobowiązań finansowych. W ich ramach Komisja przed dwoma tygodniami zatwierdziła wartą 145 mln euro inwestycję w modernizację kolei Ełk-Giżycko.

;

Udostępnij:

Tomasz Bielecki

Korespondent w Brukseli od 2009 r. z przerwami na Tahrir, Bengazi, Majdan, czasem Włochy i Watykan. Wcześniej przez parę lat pracował w Moskwie. A jeszcze wcześniej zawodowy starożytnik od Izraela i Biblii Hebrajskiej.

Komentarze