W takie stwierdzenie Ministra Obrony Narodowej nie uwierzą chyba nawet najwięksi apologeci PiS
"Pamiętajmy, jak zachowywał się rząd koalicji PO-PSL, jak umniejszał pozycję Polski w Unii Europejskiej" - powiedział w "Sygnałach Dnia" w Programie I Polskiego Radia 1 kwietnia minister obrony narodowej Mariusz Błaszczak.
Od 2015 roku pozycja Polski w UE i na świecie, chociażby w Sojuszu Północnoatlantyckim, z roku na rok jest silniejsza ze względu na taką jednoznaczną postawę polskiego rzadu.
"Rząd Prawa i Sprawiedliwości, rząd Zjednoczonej Prawicy dba o interesy polskie i to jest różnica" - przekonywał.
Odniósł się w ten sposób do wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego z poprzedniego dnia. Prezes PiS podczas wirtualnego spotkania Klubów "Gazety Polskiej" zapewniał, że Polsce "nikt nie narzuci ideologii gender", bo ta "ideologia" nie jest zapisana w unijnych traktatach. Błaszczak stwierdził, że słowa Kaczyńskiego dotyczą też kwestii "odnoszących się do wymiaru sprawiedliwości".
W optyce ministra twarda postawa rządu Zjednoczonej Prawicy przywróciła Polsce uznanie w oczach unijnych i światowych partnerów. To w najlepszym wypadku myślenie życzeniowe.
Poprawa relacji z UE za rządów PiS? W takie stwierdzenie Błaszczaka nie uwierzą chyba nawet najbardziej oddani fani partii Kaczyńskiego. W ciągu ostatnich pięciu lat rządy Beaty Szydło i Mateusza Morawieckiego doprowadziły relacje Polski z UE do ruiny. Przypomnijmy:
Na tym nie koniec otwartych frontów, bo rząd blokował też w UE dokumenty odnoszące się do "gender". W styczniu 2021 MSZ wysłało do Kancelarii Premiera prośbę o instrukcję. Resort Zbigniewa Raua chciał, by KPRM pouczyła wszystkie ministerstwa, jak skutecznie bojkotować "gender" na forum UE. "To proste nie będzie, ale warto ten wysiłek podejmować” - przekonywał wiceminister Paweł Jabłoński.
Jak pisaliśmy - nie warto, bo na blokadzie słowa oznaczającego "płeć" nic nie zyskamy. A możemy tylko bardziej zirytować partnerów w Unii. Podobną reakcję spowoduje wycofanie się Polski z konwencji stambulskiej, o co gorliwie zabiega Ministerstwo Sprawiedliwości.
Każde kolejne uderzenie w zielone fundamentalne wartości UE przesuwa nas na europejski margines. Nawet w kwestiach, które rzeczywiście nie są regulowane w unijnych traktatach - jak aborcja - Unia przygląda nam się nie z uznaniem, a z rosnącym przerażeniem.
Rządzący - w tym minister Błaszczak - tłumaczą, że starcia z UE to "dbanie o polskie interesy" albo "obrona polskiej suwerenności". Jednak
oprócz prowadzenia "suwerennej polityki europejskiej", najważniejsi politycy rządzącej koalicji wykorzystują każdą okazję, by oczerniać Unię w oczach wyborców. Zgodnie z zasadą: co złego to Unia, co dobrego to my.
Dobrym pretekstem do ataków na Brukselę okazała się pandemia. Od samego początku PiS przekonywał, że UE źle zareagowała na pojawienie się koronawirusa w Europie, w przeciwieństwie do sprawnego rządu Zjednoczonej Prawicy. Czas mija, błędów rządu przybywa, a narracja o nieefektywnej UE wcale nie słabnie. Jeszcze 31 marca 2021 podczas wirtualnego spotkania Klubów "Gazety Polskiej" Jarosław Kaczyński powiedział, że Unia zawiodła podczas negocjacji umów z producentami szczepionek, a jej błędy "wołają o pomstę do nieba".
"To tak, jakby z jednej strony siedzieli negocjatorzy, a z drugiej dzieci" - ocenił prezes PiS i dodał, że gdyby nie Unia, Polska mogłaby szybciej zaszczepić więcej osób i uratować ich życie.
W październiku 2020 roku Jarosław Kaczyński porównał UE do ZSRR. Sugerował, że jest wręcz gorsza, bo za czasów komunizmu "Polska oczywiście była całkowicie podporządkowana Moskwie, ale pewna oddzielność jednak została zachowana".
Poza Kaczyńskim frontalny atak na Brukselę bez przerwy przypuszczają (wciąż) koalicjanci PiS z Solidarnej Polski. Partia Zbigniewa Ziobry przekonuje Polki i Polaków, że Unia zagraża polskiej suwerenności i że zamierza narzucić "lewacką agendę". Wydawało się, że apogeum antyunijnej retoryki ziobryści osiągnęli w okolicach szczytu Rady Europejskiej w grudniu 2020, kiedy premier wycofał budżetowe weto.
Ostatnio jednak poszli nawet dalej: przekonują opinię publiczną, że pieniądze z Funduszu Odbudowy tak naprawdę nie opłacają się Polsce. I - wbrew faktom - straszą, że Polska będzie spłacać długi innych krajów.
Jeżeli minister Błaszczak uznaje, że taka polityka umacnia polską pozycję w UE, to nie jest to najlepszy primaaprilisowy żart.
Czy zatem PiS udało się chociaż poprawić pozycję Polski w Sojuszu Północnoatlantyckim? To także nieprawda.
Polska była i pozostaje aktywnym członkiem NATO. Ale w okresie rządów PiS rządzący postawili raczej na współpracę dwustronną z administracją Donalda Trumpa niż wielostronną w ramach Sojuszu. Było to zresztą zgodne ze stylem uprawiania polityki międzynarodowej byłego już prezydenta USA. I tak, kiedy Trump atakował partnerów w NATO na szczycie w Brukseli w 2018 roku, polski rząd bronił go jak niepodległości.
Gdy europejscy politycy coraz mocniej dystansowali się od nieprzewidywalnego prezydenta, Polska pozostawała u jego boku. Także wtedy, gdy Trump i jego otoczenie otwarcie krytykowali UE.
Współpraca z Trumpem miała przynieść Polsce realne korzyści w obronności. Nie przyniosła. Choć Trump postanowił o przeniesieniu do Polski tysiąca żołnierzy, których odwołał z Niemiec, by ukarać Angelę Merkel, trafili oni do istniejących polskich baz. Zapowiadana szumnie budowa "Fortu Trump", czyli stałej amerykańskiej bazy wojskowej spełzła na niczym.
Kolejne wzajemne wizyty i zapewnienia o partnerstwie nie miały wymiernych rezultatów, może poza zniesieniem wiz, co dla USA nie było jednak dużym kosztem. Polska coraz mocniej ustawiała się w stosunku do USA w pozycji wasala, ew. klienta, a nie równorzędnego partnera. We wrześniu 2019 po wizycie wiceprezydenta Mike'a Pence'a rząd PiS wycofał się z podatku cyfrowego dla korporacji. Rezultat? "Głęboka wdzięczność" Amerykanów.
Polscy politycy do tego stopnia zżyli się z Trumpem, że wbrew zasadom dyplomacji otwarcie kibicowali jego wygranej w wyborach. Potem długo nie mogli uwierzyć w przegraną. Kiedy większość światowych przywódców gratulowała Joemu Bidenowi zwycięstwa, Andrzej Duda wciąż czekał na wyniki.
Minister w Kancelarii Prezydenta Krzysztof Szczerski zapewniał potem, że Polska zadbała o dobre stosunki także z kandydatem Demokratów. To nieprawda. A wszystko wskazuje, że administracja Biedna nie będzie patrzeć przez palce na polskie problemy z praworządnością, wolnością mediów i demokracją.
Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.
Dziennikarka, absolwentka ILS UW oraz College of Europe. W OKO.press od 2018 roku, od jesieni 2021 w dziale śledczym. Wcześniej pracowała w Polskim Instytucie Dyplomacji, w Komisji Europejskiej w Brukseli, a także na Uniwersytecie ONZ w Tokio. W 2024 roku nominowana do nagrody „Newsweeka” im. Teresy Torańskiej.
Komentarze