Czy Bruksela prześladuje Węgry za nic? Nie. Viktor Orbán zbudował państwo, które opiera się na korupcji. Pojechaliśmy do Budapesztu zobaczyć z bliska, jak funkcjonuje kleptokratyczny reżim
Tylko w latach 2011–2021 firmy powiązane z zaufanym kręgiem premiera Viktora Orbána (tzw. grupa MGTS+, od nazwisk baronów Fideszu – Mészárosa, Garancsiego, Tiborcza i Simicski), pozyskały w sumie ponad 20 proc. środków z zamówień publicznych. Strumień pieniędzy zaczął płynąć od razu po wyborach w 2010 roku. W sumie w ciągu tej dekady przedsiębiorstwa z tej grupy zostały zasilone kwotą 1,9 bln forintów, czyli około 163,5 mld zł.
Badania pokazują, że firmy powiązane z ludźmi Orbána mają trzy razy większe szanse na wygranie przetargów w porównaniu do firm pozbawionych politycznych koneksji. Znacznie częściej też niż inne przedsiębiorstwa, wygrywają przetargi, w których są jednym oferentem.
Ale faworyzowanie swoich przy wydatkowaniu środków unijnych i krajowych to niejedyne metody bogacenia się politycznej rodziny Fideszu.
Węgry to państwo mafijne. Korupcję widać tu na zdjęciach i na wykresach.
„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, zaskakują właśnie
„Widzisz te autobusy w polu?” – Ákos Hadházy, były członek Fideszu, obecnie niezrzeszony parlamentarzysta, pokazuje mi zdjęcie. Pozuje na tle ogrodzonej zajezdni autobusowej gdzieś za miastem. Kilka autobusów oznakowanych logiem podobnym do loga węgierskiego NFZ stoi rzędem pod płotem.
„To mammobusy, które miały jeździć po kraju i oferować darmową mammografię. Kupione w 2019 roku za 1,75 mld forintów [20,3 mln zł – przyp. red.] od firmy kuzyna szefowej NFZ, która odpowiadała za projekt. 80 procent środków pochodziło z UE. Nigdy nie ruszyły w trasę” – mówi.
Kolejne zdjęcie. Duża budowa w polu. Wzniesiona jedna kondygnacja jakiejś hali. Nad betonowym szkieletem sterczy kilka dźwigów. Przy wejściu przyczepa kempingowa, coś jak stróżówka. Pusta.
„To miała być państwowa serwerownia do przechowywania stron rządowych i publicznych rejestrów. Jej budowa rozpoczęła się w 2016 roku. Miała się zakończyć rok później” – mówi.
Firma Lőrinca Mészárosa, przyjaciela Orbána z dzieciństwa, wzięła na to 40 mln euro z funduszy unijnych. Budowa stanęła kilka miesięcy później. Co się stało z pieniędzmi? Nie wiadomo.
Hadházy przegląda kolejne fotografie.
Pokazuje mi okazały, drewniany letniskowy dom zbudowany z tych samych materiałów i przez tę samą firmę, która po drugiej stronie ulicy postawiła małą drewnianą wiatę na finansowany ze środków unijnych festiwal kulturalny w Gagyapát, przy granicy ze Słowacją. Organizator dostał na to 50 tys. euro z UE, kilkanaście razy więcej niż mogła kosztować budowa.
Domek stanął w tym samym czasie, tyle że na posesji należącej do dyrektora festiwalu.
Takich przykładów są tysiące. Ákos Hadházy skrupulatnie dokumentuje je na swoim blogu. Zbiera dokumentacje przetargowe, śledzi kontrakty, weryfikuje firmy.
„Zawyżanie wycen, realizowanie dodatkowych działań poza przetargiem, kupowanie zbyt dużej ilości materiałów. Dorzucanie do kosztorysu projektu setek godzin usług piarowych, eventowych, doradczo-szkoleniowych firm należących do tzw. politycznej rodziny Fideszu. Przygotowywanie przetargów tak, by tylko jedna określona firma mogła je wygrać albo wręcz ustawianie przetargów pod konkretne firmy. To najpopularniejsze sposoby rozkradania publicznych środków” – mówi.
Właśnie tak urosła m.in. fortuna Lőrinca Mészárosa, kolegi Viktora Orbána jeszcze z dzieciństwa (to on miał wybudować serwerownię, którą pokazał mi Hadházy), czy Istvána Tiborcza, zięcia premiera.
Jeszcze 13 lat temu Mészáros był monterem grzejników w Felcsút, rodzinnej miejscowości Orbána. Jego firma miała tak mało zleceń, że notowała straty. Los odmienił się w 2010 roku, gdy Orbán doszedł do władzy: w ciągu roku majątek Mészárosa podwoił się.
Mészáros nie tylko kupił od państwa bardzo tanio elektrownię, którą kilka lat później odsprzedał z dużym zyskiem. W 2011 roku został burmistrzem Felcsút, a jego firma zaczęła realizować większość kontraktów publicznych w regionie. Na konflikt interesów nikt nie zwracał uwagi.
Dziś jego majątek szacowany jest na 1,1 bln dolarów, a on sam jest trzecim najbogatszym człowiekiem na Węgrzech.
„Że byłem w stanie tyle osiągnąć, Bóg, szczęście i Viktor Orbán odegrali znaczącą rolę” – przyznał w jednym z wywiadów.
Podobnie majątek zbił István Tiborcz, mąż najstarszej córki Orbána, Ráhel.
Jeszcze w 2009 roku jego firma ES Holding, później Elios, miała przychody na poziomie 8,4 mln forintów, czyli niecałych 100 tysięcy złotych rocznie. Poza tym Tiborcz nie miał żadnego majątku.
Dwa lata później, w czasie których jego już prawie teść ponownie został premierem (Ráhel i Tiborcz pobrali się w 2013 roku), Elios miał już 3 miliardy forintów przychodu rocznie, czyli ponad 35 milionów złotych.
Jak wynika ze śledztwa Europejskiego Urzędu ds. Zwalczania Nadużyć Finansowych (OLAF), wszystko dzięki ustawionym przetargom na wymianę oświetlenia w 13 węgierskich miejscowościach, które wygrał w latach 2009-2014.
Pierwszy przetarg był zrealizowany w miejscowości Hódmezővásárhely, której burmistrzem był János Lázár, bliski przyjaciel Orbána jeszcze ze studiów, członek Fideszu (obecnie minister ds. budownictwa). Został skonstruowany tak, że od oferentów nie wymagano żadnego wcześniejszego doświadczenia. W związku z tym Elios, który dopiero co powstał, mógł go wygrać.
Kolejne zawierały już szereg bardzo specyficznych wymagań, które – dzięki realizacji pierwszego zamówienia – spełniał tylko Elios.
W latach 2014–2015, po doniesieniach węgierskich dziennikarzy śledczych, OLAF przeprowadził gruntowne śledztwo. Urząd stwierdził szereg nieprawidłowości: działanie w zmowie, zawyżanie wycen, fałszowanie dokumentacji przetargowej. Nakazał zwrot 100 proc. środków unijnych z tych projektów – w sumie 43,7 milionów euro.
To jednak nie przeszkodzi zięciowi Orbána w działalności biznesowej. Zwrot zostanie zrealizowany z państwowej kasy.
Węgierska prokuratura nie dopatrzy się nieprawidłowości i nie będzie ścigać firmy za oszustwo.
Przez lata firmy Tiborcza będą czerpać krocie z Funduszu Rozwoju Turystyki (bo zięć Orbána postawi głównie na działalność w branży hotelarskiej) oraz rządowych programów wsparcia dla przedsiębiorców.
Jak wynika z ustaleń węgierskich dziennikarzy śledczych, tylko w okresie od 2018 do końca 2019 roku jego firmy dostaną 166 milionów euro bezzwrotnych dotacji. Jego majątek w 2019 roku będzie wart 111 mln euro, co da mu 32. miejsce na liście węgierskich bogaczy.
Gdy jesienią 2022 roku Komisja Europejska będzie podejmowała decyzję o konieczności dalszego wstrzymywania środków UE dla Węgier, ponieważ pospieszne reformy antykorupcyjnie nie przyniosły żadnego rezultatu, zięć premiera będzie finalizował właśnie zakup jednego z najsłynniejszych hoteli w Budapeszcie.
Położony nad samym brzegiem Dunaju zabytkowy hotel Gellerta, do którego należą słynne łaźnie, stanie się – obok XIX-wiecznego pałacu w Tura, który Tiborcz kupił w 2016 roku – „perłą w koronie” jego liczącego kilkanaście nieruchomości portfolio.
Ákos Hadházy to jeden z najbardziej znanych sygnalistów na Węgrzech. W parlamencie zasiada od 2016 roku, ostatnie wybory wygrał w 2022 roku w Zugló, ósmym okręgu wyborczym w Budapeszcie. Startował przeciwko kandydatowi Fideszu – Ádámowi Borbélyowi, zdobył 54 procent głosów.
Spotykamy się w jego biurze przy bulwarze Széchenyi, nad samym brzegiem Dunaju, tuż przy wjeździe na most Małgorzaty. Ponad 600 metrowy most łączy część miasta położoną na rozległej równinie Pesztu z pagórkowatą Budą. To jedna z piękniejszych przepraw rzecznych w Europie. Widać stąd górujący nad miastem zamek królewski, łaźnie Gellerta oraz przepiękny neogotycki budynek parlamentu – jeden z największych gmachów parlamentów narodowych na świecie.
Na spotkanie idę jednak do dużego szarego biurowca nieopodal, bo tu mieszczą się biura poselskie.
Mijam statuę Imre Nagyego, postępowego węgierskiego premiera z okresu krwawo stłumionego antysowieckiego powstania z 1956 roku. Do 2018 roku posąg stał przy placu Męczenników, tuż obok siedziby węgierskiego parlamentu. Został jednak przeniesiony w mniej eksponowane miejsce. To sprowokowało oskarżenia reżimu Orbána o rewizjonizm historyczny. Na jego miejscu stanął bowiem pomnik upamiętniający ofiary czerwonego terroru z lat 1918-1919.
O ile sam Orbán wyrósł politycznie na kontestacji poprzedniego systemu (jedno z jego pierwszych przemówień publicznych miało miejsce 16 czerwca 1989 roku podczas publicznej rehabilitacji Nagyego), to szybko uplasował się daleko na prawej stronie odradzającej się po komunizmie sceny politycznej. Uważał, że na lewicy jest już za ciasno.
Imre Nagy, jakby nie było, był postępowym, lecz jednak komunistą.
Żeby się dostać do biurowca parlamentu, przechodzę odprawę jak na lotnisku. Wjeżdżam windą na 3 piętro. Na ścianie rozpiska: biura posłów Momentum na lewo, Jobbik na prawo, Koalicja Demokratyczna za winklem (wszystkie te partie stworzyły przed ostatnimi wyborami koalicję, ale przegrały z kretesem). Fidesz piętro niżej, zajmuje całą kondygnację.
Biuro Hadházego ma może 12 metrów kwadratowych. Przy biurku pracuje asystentka, więc ustawiamy krzesła po środku pokoju i rozmawiamy.
Hadházy ma 48 lat i czwórkę dzieci. Między 2004 a 2013 należał do Fideszu. Ale odszedł. Karierę polityczną zaczynał jako radny w miejscowości Szekszárd w południowo-zachodnich Węgrzech w 2006 roku. Miał wówczas 32 lata, był znanym weterynarzem.
Fidesz miał już za sobą pierwsze rządy w latach 1998–2002, a Viktor Orbán nie mógł pogodzić się z porażkami wyborczymi, które zaliczył w 2002 i ponownie w 2006 roku. Zwłaszcza, że stracił władzę na rzecz znienawidzonych socjalistów.
Hadházy uważa dziś, że
po porażkach wyborczych w 2002 i 2006 roku, Orbán zrozumiał, że jak już raz zdobędzie się władzę, trzeba zrobić wszystko, by jej nie oddać.
To oznacza konieczność wrośnięcia partii w państwowy krwiobieg tak mocno, by nie można było się jej pozbyć. Tak mocno, by nawet na wypadek utraty władzy, jej struktury zdołały przetrwać.
Już w tych początkowych latach działalności Hadházy zaczął dostrzegać niepokojące sygnały dotyczące tego, jak funkcjonuje partia: kumoterstwo, zlecanie przetargów publicznych swoim, prywatyzacja państwowych firm za grosze, a później ich powtórna nacjonalizacja za grube miliony. Budowanie lojalnych władzy lokalnych elit biznesowych, tworzenie własnych, upolitycznionych mediów. Odgórne sterowanie wszystkim przez „ojca chrzestnego” Viktora Orbána i i jego najbliższy krąg: najważniejszych polityków Fideszu, a także rodzinę, przyjaciół.
Długo sądził, że to problemy lokalne.
„Musiało minąć kilka lat, bym zrozumiał, że na moich oczach budowany jest głęboko skorumpowany system, za pomocą którego zawłaszczane jest państwo” – mówi z goryczą.
Dla Hadházyego wszystko stało się jasne w 2013 roku, trzy lata po ponownym dojściu do władzy Fideszu. Rząd wprowadził zakaz sprzedaży wyrobów tytoniowych w kioskach i sklepach. Od tej chwili papierosy i tytoń mogły być sprzedawane tylko w miejscach posiadających koncesję. W efekcie reformy liczba punktów sprzedaży spadła z 22 tysięcy do 5 tysięcy, co sprawiło, że stało się to dużo bardziej opłacalnym biznesem.
Hadházy zdobył dowody na to, że Fidesz przyznawał prawa do sprzedaży tytoniu w oparciu o powiązania partyjne. Sam burmistrz Szekszárd, István Horváth, w porozumieniu z rządem miał załatwić koncesje kilku osobom ze swojej rodziny.
Hadházy poszedł do mediów i zaczął ujawniać wszystko co wiedział o korupcji w szeregach Fideszu. Upublicznił nagranie, na którym słychać, jak Horváth instruuje urzędników: „Najważniejsze, aby wnioskodawcy byli zaangażowanymi konserwatystami (…). Przetargów nie mogą wygrywać zwolennicy socjalistów" – mówił.
Te rewelacje oburzyły jednak tylko część opinii publicznej. Beneficjentów klientelistycznego systemu Orbána już wtedy było coraz więcej.
Fidesz bardzo szybko odpowiedział też kontrnarracją o inspirowanych zza granicy atakach na polityków partii.
Tę metodę – podobnie jak regulację rynku tak, by możliwość działania na nim zdobywały firmy związane z Fideszem – partia będzie stosować konsekwentnie przez lata.
Tuż po wybuchu afery, Hadházy odchodzi z partii i dołącza do małego lewicowego ugrupowania LMP – „Polityka może być inna”, które później opuszcza. Od 2016 roku prowadzi bloga, na którym dokumentuje nieprawidłowości przy przetargach publicznych oraz śledzi powiązania biznesowe pomiędzy setkami „kolesiowskich firm” (z ang. crony companies).
Te firmy, zidentyfikowane przez badaczy korupcji jako tzw. grupa MGTS+ (skrót od nazwisk baronów Fideszu – Mészárosa, Garancsiego, Tiborcza i Simicski), w ciągu ostatniej dekady wyrosły na największe przedsiębiorstwa na Węgrzech.
Wraz z nimi urosły fortuny znajomych Orbána.
Istvan Tiborcz – zięć Orbána, Lőrinc Mészáros – kolega z dzieciństwa, János Lázár – przyjaciel ze studiów, itp. Lista ważnych postaci w tzw. wewnętrznym kręgu Orbána jest dość długa. Należy do niej kilkunastu pełniących najważniejsze funkcje w państwie polityków (głównie w randze ministrów oraz szefów najważniejszych państwowych instytucji), kilku najbogatszych biznesmenów i członkowie rodziny.
To oni są głównymi beneficjentami, ale też filarami klientelistycznego systemu, który zbudował Orbán.
Jego celem jest utworzenie alternatywnych wobec państwa struktur polityczno-finansowych, które zapewnią Fideszowi przetrwanie, nawet jeśli ten straci władzę.
Strukturę tego systemu, nieformalne zależności polityczno-ekonomiczne oraz podział ról pomiędzy jego członkami, bardzo szczegółowo opisał Bálint Magyar, węgierski socjolog, w książce „Post-communist mafia state: The case of Hungary” (tłum. "Postkomunistyczne państwo mafijne: Przypadek Węgier", wyd. CEU Press 2016).
Analiza nieformalnych powiązań polityczno-ekonomiczno-społecznych doprowadziła badacza do wniosku, że Węgry to państwo mafijne, uzależnione od „zagranicznej pomocy”, czyli środków unijnych, na podobnej zasadzie jak np. Tunezja czy Egipt były uzależnione od amerykańskiej pomocy rozwojowej w latach 70. czy 80. Naukowa refleksja na temat kleptokratycznych reżimów opiera się głównie na analizie funkcjonowania państw w Afryce, Azji i Ameryce Południowej.
Magyar – wzorem innych badaczy – wyróżnia kilka typów uczestników takiego systemu: poligarchów, oligarchów, frontmenów, brokerów korupcji oraz ochroniarzy rodziny.
To osoby, które pozyskały swoje bogactwo – często nielegalnie – dzięki przynależności do rodziny politycznej. Ich władza polityczna jest jawna, a bogactwo materialne ukryte. Naczelnym poligarchą, „ojcem chrzestnym” systemu na Węgrzech, jest sam Viktor Orbán. To od niego zależy polityczno-finansowe być albo nie być pozostałych uczestników systemu.
Pozyskiwaniem oraz ukrywaniem majątku dla poligarchów zajmują się frontmeni, czyli swego rodzaju słupy (po węgiersku określani mianem strómenów). Oni sami czerpią ogromne korzyści z pełnionych funkcji. Majątek poligarchów najczęściej bywa ukrywany w rajach podatkowych oraz skomplikowanych strukturach biznesowych na Węgrzech.
Za frontmenów Orbána uważa się przede wszystkim Lőrinca Mészárosa oraz Istvána Tiborcza. Zdaniem badaczy korupcji, ich majątek to de facto majątek Orbána.
Wysoko w politycznej rodzinie Fideszu są także politycy zajmujący czołowe funkcje w rządzie – ministrowie, marszałkowie parlamentu, szefowie najważniejszych funkcji państwowych. Pełnią oni funkcje „gatekeeperów” – zapewniają, że system jest szczelny, a jego beneficjenci lojalni. Zarządzane przez siebie instytucje obsadzają swoimi ludźmi. System jest bardzo hierarchiczny i centralnie kontrolowany.
Tak działa m.in. węgierska prokuratura, na czele której niemal od 20 lat stoi Peter Polt, zaufany człowiek Orbána. Jego głównym zadaniem – zdaniem Magyara – jest upewnianie się, że sprawy korupcyjne nie będą trafiać do sądów. Wydłużanie kadencji, utrudnianie alternacji władzy (zmian na stanowiskach) są bardzo ważne dla betonowania systemu.
Istotną rolę w węgierskim państwie mafijnym odgrywają także oligarchowie. Pełnią oni najczęściej funkcje frontmenów. Magyar wyróżnia aż pięć typów oligarchów na Węgrzech:
W tej ostatniej roli reżim obsadza Georga Sorosa, węgierskiego miliardera żydowskiego pochodzenia, który jednak od lat mieszka w Stanach Zjednoczonych. Soros wspiera charytatywnie organizacje prodemokratyczne, w związku z czym propaganda Orbána przedstawia go jako głównego wroga Węgier.
Oprócz tego w systemie działają także tzw. brokerzy korupcji – często prawnicy, pracownicy firm konsultingowych, lojalni i podporządkowani urzędnicy państwowi, itp. Ich główną funkcją jest organizacja korupcyjnych procederów (ustawianie przetargów, pilnowanie formalności, ukrywanie zmów).
– to z kolei rozbudowane i podporządkowane służby bezpieczeństwa, biuro ochrony rządu, policja. Kierownictwo wszystkich tych służb zawsze obsadzane jest lojalnymi ludźmi Orbána.
Co ciekawe jednak, jak tłumaczy w swojej książce Bálint Magyar, Węgry to nie oligarchia, lecz typowy reżim kleptokratyczny, państwo mafijne.
Oligarchią można bowiem nazwać słabe państwo (tak jest np. w Bułgarii, Rumunii czy było na Ukrainie przed wojną). Tymczasem węgierscy oligarchowie są trybikami w machinie władzy na usługach silnie scentralizowanego i reprezentowanego przez państwowe instytucje systemu klientelistycznego. Magyar pisze, że są “udomowieni”.
Reżim Orbána to jeden z najlepiej udokumentowanych kleptokratycznych reżimów na świecie. Dowody na korupcję można zdobyć analizując dane o przetargach publicznych czy beneficjentach rządowych programów pomocowych, a następnie pokazać je na wykresach. To właśnie dlatego tak ważnym elementem m.in. prawa zamówień publicznych jest przejrzystość i prowadzenie ogólnodostępnych baz danych.
Właśnie tym od kilkunastu lat zajmuje się dr István János Tóth, dyrektor i twórca Centrum Badań nad Korupcją w Budapeszcie (CRCB). Spotykamy się w kawiarni przy Batthyány tér na zachodnim brzegu Dunaju. Po stronie Budy, dokładnie naprzeciwko gmachu węgierskiego parlamentu.
CRCB gromadzi i analizuje dane o wszystkich zamówieniach publicznych na Węgrzech. Bada też, jaki odsetek zamówień publicznych przyznawany jest firmom powiązanym z "osobami zajmującymi eksponowane stanowiska polityczne".
Firm zidentyfikowanych jako powiązanych z reżimem jest 42. Przedsiębiorstwa te są określane skrótem MGTS+ (od nazwisk baronów Fideszu – Mészárosa, Tiborcza, Garancsiego i Simicski).
Dominują głównie w branży budowlanej, informatycznej, spożywczej i energetycznej (ich pełna lista znajduje się na 57 stronie raportu CRBC). Powiązane są w sumie z 12 osobami – najbliższym kręgiem Orbána. Przetargom, w których biorą udział, badacze przyglądają się ze szczególną uwagą. Dzięki temu są w stanie śledzić "korupcyjne trendy".
„To nie jest tak, że korupcja na Węgrzech zaczęła się wraz z dojściem do władzy Viktora Orbána” – mówi Tóth. „Ale to Orbán oparł na niej fundamenty państwa” – dodaje.
Badacz opowiada mi ze szczegółami o tym, jak cały strumień środków unijnych oraz budżetowych, np. tych które płyną do samorządów albo są rozdzielane przez poszczególne ministerstwa, jest odgórnie rozdysponowywany między firmy powiązane z rodzinami i przyjaciółmi polityków Fideszu.
Z danych o sprawach sądowych wynika, że mniej więcej do 2015 roku Węgry w ogóle nie miały problemów z korupcją. Do sądów po prostu nie wpływały tego rodzaju sprawy. Zmieniło się to dopiero po śledztwie OLAF w sprawie Eliosa, kiedy instytucje unijne zaczęły trochę dokładniej przyglądać się węgierskim procedurom przetargowym. "Ale do dziś takich spraw jest bardzo mało" – podkreśla.
Ze statystyk CRBC wynika jasno: firmy MGTS+ są faworyzowane w przetargach publicznych.
Mają trzy razy większe szanse na wygranie przetargów (w porównaniu do firm, w przypadku których nie zidentyfikowano politycznych koneksji) oraz znacznie częściej niż inne przedsiębiorstwa, wygrywają przetargi, w których są jednym oferentem.
Jak wynika z analizy CRCB, w latach 2011–2021 firmy MGTS+ pozyskały w sumie aż 21 proc. wszystkich środków z zamówień publicznych. Pozostałe 80 proc. środków trafiło do 3,3 tysięcy innych przedsiębiorstw.
Całkowita wartość zamówień publicznych w tym okresie (finansowanych zarówno ze środków krajowych, jak i unijnych) sięgnęła w przeliczeniu 778,5 mld zł.
To oznacza, że tylko w ciągu jednej dekady przedsiębiorstwa powiązane z ludźmi Fideszu zostały zasilone kwotą około 163,5 mld zł.
Udział firm z grupy MGTS+ w wygranych przetargach zaczął rosnąć gwałtownie po dojściu Fideszu do władzy – z 2 proc. w 2010 roku do 27 proc. w 2020 roku. Przypadek? Widać to na poniższym wykresie.
Na powyższym wykresie widoczne jest też coś, co badacze nazywają "efektem Eliosa". To nagły spadek udziału firm MGTS+ w udzielonych zamówieniach publicznych w latach 2013–2015. Zwłaszcza przy przetargach z udziałem środków unijnych. To wówczas Europejski Urząd ds. Zwalczania nadużyć finansowych (OLAF) prowadzi swoje śledztwo w sprawie nadużyć firmy Istvána Tiborcza. Kleptokratyczny reżim staje się bardziej ostrożny.
Z analizy danych przez CRCB wynika też, że znacznie częściej niż w przypadku zwykłych firm, przedsiębiorstwa z grupy MGTS+ wygrywają przetargi bez udziału konkurencji. Takie przetargi często są przygotowywane pod konkretne firmy, nawet nie jest publikowane ogłoszenie przetargowe. To ich ustawianiem zajmują się wspomniani wcześniej "brokerzy korupcji".
Na powyższym wykresie także widać "efekt Eliosa" – spadek w latach 2013–2018 odsetka wygranych przez firmy MGTS+ przetargów, w których byli oni jedynymi oferentami.
Co ciekawe, szanse firm MGTS+ na zwycięstwo w przetargu publicznym maleją tuż przed wyborami parlamentarnymi, a po wyborach znowu rosną. To kolejny przykład tego, jak reżim zachowuje ostrożność.
„Wiadomo, że przed wyborami aktywność mediów i poszukiwanie tematów, które mogą zdyskredytować polityków jest większa, więc i działalność korupcyjna nieco cichnie” – tłumaczy badacz.
O tym, że na Węgrzech źle się dzieje, a na funduszach unijnych i krajowych rosną fortuny oligarchów, od lat alarmują aktywiści antykorupcyjni, badacze czy europarlamentarzyści.
Jak wynika z raportów Transparency International, Węgry to najbardziej skorumpowany kraj w UE.
Zajmują 73. miejsce na 160 badanych krajów w rankingu postrzegania korupcji, plasując się daleko za pozostałymi państwami UE.
Korupcja to także jedno z największych zmartwień Węgrów.
Jak wynika z comiesięcznych opracowań pracowni sondażowej Ipsos International, która bada, co martwi ludzi na świecie, Węgrzy najczęściej spośród innych krajów UE wskazują na korupcję jako największe zmartwienie. Aż 46 proc. badanych uważa, że to największy problem ich kraju. Obecnie najczęściej wskazywanym źródłem zmartwień jest też inflacja.
Poza tym aż 84 proc. badanych na Węgrzech uważa, że ich kraj zmierza w złym kierunku i ta sytuacja utrzymuje się już od lat.
Tak długo utrzymujące się negatywne nastroje społeczne, zestawione z faktem, że ta sama siła polityczna od 13 lat wygrywa wybory, mogą także wskazywać na postępujące zawłaszczanie państwa. Wysokie wskaźniki niezadowolenia społecznego najczęściej skorelowane są ze zmianą władzy. Na Węgrzech tak się nie dzieje.
To, co cieszy badaczy i działaczy antykorupcyjnych na Węgrzech, to fakt, że Komisja Europejska wreszcie dostrzegła problem i zaczęła działać.
Od kwietnia 2022 roku Węgry poddane są procedurze „pieniądze za praworządność”. Mają wstrzymaną wypłatę 65 proc. środków unijnych z przypisanej im puli 13 mld euro z Funduszu Spójności na lata 2021–2027. Do czasu, aż wdrożą ustalone z Komisją Europejską środki zaradcze, a więc zaczną prawdziwie przeciwdziałać korupcji.
Komisja Europejska domaga się:
KE wskazuje na to, że charakter i powtarzalność tych problemów na Węgrzech świadczy o „systemowej niezdolności i braku woli do zapobiegania naruszeniom prawa”.
To naruszenia zasad państwa prawnego, w szczególności zasad pewności prawa i zakazu arbitralności w działaniu władz wykonawczych.
Ale czy wdrożenie takich środków zaradczych naprawdę wpłynie na zmianę sytuacji na Węgrzech? Zarówno István János Tóth, jak i Ákos Hadházy są sceptyczni.
„Komisja Europejska domaga się utworzenia niezależnej instytucji antykorupcyjnej, tzw. Urzędu ds. Etyki czy zwiększenia konkurencji przy przetargach publicznych. Ale węgierski rząd nie ma najmniejszego problemu z tworzeniem pozornie niezależnych instytucji obsadzanych lojalnymi ludźmi czy ustawianiem przetargów publicznych tak, by brało w nich udział 5 firm, a nie jedna” – zwraca uwagę parlamentarzysta.
Politycy Fideszu bogacą się za pośrednictwem słupów. Formalnie powiązane z nimi firmy, pozyskujące z wielką skutecznością środki unijne lub budżetowe, zarejestrowane są na kogoś innego. Proceduralnie w takim przetargu może być wszystko w porządku, a i tak będziemy mieć do czynienia z korupcją.
„Bez prześledzenia powiązań biznesowych i sieci społecznych osób biorących udział w przetargach, nie da się wykazać tych nieprawidłowości” – podkreśla badacz.
O tym, że wynegocjowane z Komisją Europejską środki zaradcze są niewystraczające do tego, by rozmontować budowany przez lata korupcyjny system na Węgrzech, w rozmowie z OKO.press mówiła też Márta Pardavi, szefowa działającego na Węgrzech Komitetu Helsińskiego.
Mimo to eksperci zgadzają się, że wszelkie metody nacisku na kleptokratyczny reżim są wskazane, bo powodują jego samoograniczenie.
„Dokładnie to zaobserwowaliśmy w przypadku śledztwa OLAF w sprawie przetargów, w których wziął udział Elios. Chwilowo, dało się zaobserwować spadek ilości kontraktów pozyskiwanych przez firmy MGTS+. Podobnie ich wartości oraz odsetka zwycięskich przetargów, w których byli jedynym oferentem. Tak robi każdy reżim kleptokratyczny: adaptuje się, by przetrwać” – podkreśla badacz.
Ákos Hadházy mówi też, że już w zeszłym roku, kiedy trwały negocjacje z KE, zaobserwował pozytywne zmiany. Instytucje publiczne zaczęły częściej i szybciej odpowiadać mu na wnioski o udzielenie informacji publicznej.
"W ciągu dwóch tygodni, czyli w ustawowym terminie, dostałem dokumenty dotyczące bardzo dużego przetargu organizowanego przez ministerstwo edukacji. Tu także było wiele nieprawidłowości" – mówi.
Ale to wszystko to wierzchołek góry lodowej. Dlatego najważniejsze jest, by naciski na reżim były wystarczająco wielokierunkowe, zmasowane i konsekwentne: mogą doprowadzić do jego samoograniczenia. A to dobrze, bo celem jest eliminowanie korupcji.
„Takiemu reżimowi trzeba utrudniać funkcjonowanie tak mocno, by wreszcie zaczął potykać się o własne nogi. Ujawniać, ujawniać, jeszcze raz ujawniać wszelką przestępczą działalność. Aż wreszcie społeczeństwo zrozumie i wybierze inaczej” – tłumaczy István János Tóth.
Świat
Władza
Viktor Orban
Komisja Europejska
Parlament Europejski VIII kadencji
klientelizm
korupcja
łamanie praworządności
mechanizm warunkowości
praworządność
Węgry
zamówienia publiczne
Pracowała w telewizji Polsat News, portalu Money.pl, jako korespondentka publikowała m.in. w portalu Euobserver, Tygodniku Powszechnym, Business Insiderze. Obecnie studiuje nauki polityczne i stosunki międzynarodowe w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas przygotowując się do doktoratu. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i relacjach w Unii Europejskiej.
Pracowała w telewizji Polsat News, portalu Money.pl, jako korespondentka publikowała m.in. w portalu Euobserver, Tygodniku Powszechnym, Business Insiderze. Obecnie studiuje nauki polityczne i stosunki międzynarodowe w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas przygotowując się do doktoratu. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i relacjach w Unii Europejskiej.
Komentarze