0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Slawomir Kaminski / Agencja Wyborcza.plFot. Slawomir Kamins...

W wezwaniach do jednej listy partii opozycyjnych najczęściej pada słowo "arytmetyka", czasem z dodatkiem "wyborcza". Ale arytmetyka występuje tu w służbie polityki, a co gorsze bez dobrej polityki da tyle, co nic. O czym przekonują wyniki najnowszego sondażu Ipsos dla OKO.press i TOK FM. Pokażemy też różne warianty wyborczej układanki, odwołując się zarówno do arytmetyki, jak i polityki. Ale po kolei.

Zacznijmy od wypowiedzi Donalda Tuska, głównego orędownika jednej listy na spotkaniu w Żywcu 19 marca 2023: "Ludzie mówią: jedna lista; arytmetyka i statystyka mówią: jedna lista. Moim, naszym i waszym zadaniem jest, żeby wyborcy zrozumieli, że tylko jedna lista może wygrać, trochę mniej ważne, jak ona będzie się nazywać", a "politycy, którzy nie chcą wspólnej listy opozycji, dostaną od wyborców naprawdę srogie baty".

W marcowym sondażu Ipsos dla OKO.press i TOK FM sprawdziliśmy, jak działa arytmetyka w przypadku połączenia sił Polski 2050 i PSL. Okazało się, że faktycznie pomaga ona opozycji, zwiększając liczbę mandatów.

I wszystko byłoby super, gdyby nie polityka, którą trzeba brać pod uwagę obok arytmetyki.

Najpierw arytmetyka, czyli 18 mandatów więcej

Przypomnijmy, że osoby deklarujące udział w wyborach zapytaliśmy, jak by głosowały, gdyby wszystkie partie opozycyjne startowały osobno. Odpowiedzi wyglądają tak:

Jak widać, poparcie dla Polski 2050 wynosi 6 proc., dla PSL - 5 proc. Razem daje to 11 proc. zwolenników i zwolenniczek. Kiedy dać osobom badanym możliwość głosowania na jedną listę Polski 2050 i PSL, wybiera ją 10 proc. osób badanych, czyli 1 pkt proc. mniej (w granicach błędu losowego tyle samo).

Rzecz w tym, że mimo straty punktu proc. przeliczenie głosów na mandaty okazuje się w wariancie "razem" korzystne.

Hołownia i Kosiniak-Kamysz startując osobno zyskiwali bowiem - odpowiednio - 17 i 11 mandatów (razem 28), a cała opozycja czterech partii startujących osobno 203 mandaty:

Połączone na jednej liście Polska 2050 i PSL dostają 46 mandatów, czyli o 18 więcej niż osobno. Cała opozycja także zyskuje 15 mandatów i ma ich w sumie 218, nieco bliżej magicznej liczby 230, która (razem z posłem z Mniejszości Niemieckiej) daje możliwość odebrania władzy PiS.

Zwolennik łączenia sił opozycyjnych mógłby to uznać za potwierdzenie swojego przekonania i zachętę do tego, by dalej się łączyć, zyskując kolejne premie za tworzenie bloków wyborczych. Ucieszy się, że Donald Tusk, a także bliżej niesprecyzowani "ludzie, arytmetyka i statystyka" mają rację. Ale rzecz nie jest taka prosta.

Teraz polityka, czyli ucieczka wyborców

Rzecz w tym, że arytmetyka zadziałała na procentach poparcia niepokojąco niskich dla Polski 2050 (notowania PSL nie spadły), a tym samym dla całej opozycji. Pokażemy to przy pomocy naszego kanonicznego wykresu notowań w wyborach i w kolejnych sondażach Ipsos sześciu głównych partii politycznych od 2015 roku do dziś:

Dla większej czytelności na wykresie zostawimy tylko Polskę 2050 i PSL podając także sumę ich notowań i ograniczymy czas od ostatnich wyborów 2019. Pierwsze notowania Polski 2050 sprawdzaliśmy w listopadzie 2020 roku, kiedy po udanych prezydenckich wyborach (13,9 proc. głosów i trzeci wynik w I turze), Szymon Hołownia ogłosił 31 lipca 2020 plan "Polski 2050" (stowarzyszenie zarejestrowano w sierpniu 2020, a partię w marcu 2021).

Jak widać, notowania PSL po świetnym wyniku wyborczym (8,55 proc.) nieco spadły i pozostały w zasadzie stabilne wahając się wokół progu wyborczego 5 proc. Co innego Polska 2050, która w końcu 2020 roku weszła na poziom 20 proc., a w kwietniu 2021 nawet 22 proc., dystansując KO (18 proc.). Potem jednak powrót Donalda Tuska w lipcu 2021, odebrał Polsce 2050 blisko połowę wyborców i przez cały 2022 rok partia krążyła wokół 12 proc.

Na początku grudnia pojawiały się pierwsze zapowiedzi współpracy z PSL, a wyraźnym sygnałem było spotkanie w Płocku 17 grudnia 2022, kiedy Hołownia pojawił się na spotkaniu Kosiniaka-Kamysza. Kiedy pod koniec grudnia 2022 roku robiliśmy poprzedni sondaż, porozumienie rysowało się całkiem wyraźnie. Poparcie dla Polski 2050 lekko się wtedy zachwiało się (10 proc.), ale prawdziwe tąpnięcie nastąpiło w sondażu marcowym. Szymon Hołownia z 6 proc. poparcia znalazł się niepokojąco blisko progu wyborczego.

Przeczytaj także:

Bilans zysków arytmetycznych i strat politycznych wychodzi na silny minus. W listopadowym sondażu Ipsos Polska 2050 miała 12 proc. poparcia i 59 mandatów, a PSL 6 proc. i 12 mandatów, łącznie 71 mandatów idąc osobno. Teraz ma 46 mandatów - mimo premii z "arytmetyki" ubyło 25.

Niepokojąco dla Hołowni i Kosiniaka-Kamysza wygląda też mobilizacja wyborcza, którą w grudniowym sondażu analizował Michał Danielewski. Wśród sześciu głównych partii to właśnie elektoraty PSL (63 proc.) i Polski 2050 (72 proc.) miały najniższe wskaźniki odpowiedzi "na 100 proc. wezmę udział w wyborach" (KO - 94 proc., PiS 89 proc.). To także może być przejaw rozczarowania.

Za co tak srogie baty dla Hołowni? Po pierwsze, zadał się z duopolem

Ogłaszając zbliżenie z PSL Hołownia podkreślał, że inni tylko mówią o porozumieniu, a my "postanowiliśmy zrobić pierwszy krok, zaczęliśmy rozmowy z PSL. Wreszcie się nie tylko gada, wreszcie się pracuje" - mówił w wywiadzie dla DGP 27 lutego. W analizie w OKO.press 9 lutego także widzieliśmy potencjał w porządkowaniu opozycyjnej sceny politycznej na cywilizowaną prawicę Polski 2050 i PSL, liberalne centrum KO i nowoczesną Lewicę.

Ale dla wyborców liczyło się, zdaje się, coś zupełnie innego.

7 lutego Hołownia żartował, że "stoi przed wami dwóch liderów najstarszej i najmłodszej z polskich partii politycznych”, tak jakby chciał rozładować napięcie.

Zdawał sobie sprawę, że tożsamość Polski 2050 opierała się na obywatelskim charakterze inicjatywy: "Wywodzimy się z największego od czasów Solidarności ruchu społecznego w historii Polski!" - głosi partyjna deklaracja.

"Wymykamy się tradycyjnym podziałom, a (...) partie muszą wrócić na swoje miejsce" - mówił Hołownia w wywiadzie dla OKO.press w czerwcu 2020 r.

Odrzucał nie tylko PiS, ale także - choć z mniejszą dawką racji i emocji - poprzednie rządy PO - PSL. "Ludzie zostali zahipnotyzowani przez ten duopol, który powiedział im: nie szukajcie niczego, bo niczego, poza tym nie ma". On sam miał być tym kimś, którego miało nie być.

Z tego punktu widzenia współpraca z PSL, które tworzyło trzy rządy koalicyjne z SLD (1993-1997), z SLD i Unią Pracy (2001-2003), a potem przez osiem lat z Platformą Obywatelską (2007-2015) musiała stanowić rozczarowanie dla przynajmniej niektórych zwolenników, którzy przystąpili do ruchu jako nowej siły w polityce. Tak samo jak kordialny uścisk z Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem wiceprezesem (od 2012) i prezesem (od 2015) "partii ludowej" z najdłuższą u nas tradycją, a na dodatek ministrem pracy i polityki społecznej od 2011 do 2015 roku w rządach Donalda Tuska i Ewy Kopacz.

Hołownia mówił OKO.press: "Na każde spotkanie [przed wyborami prezydenckimi 2020] przychodzi co najmniej dziesięć albo piętnaście osób, które biorą mnie za rękę i mówią: proszę pana, nie głosowałam, nie głosowałem całe życie, mam sześćdziesiąt dwa lata, mam czterdzieści trzy lata, nie głosowałem, teraz pójdę. Piętnaście lat nie głosuję, dwadzieścia lat nie głosuję. Nie ma nic piękniejszego dla kogoś, kto chce być politykiem, niż widok obywatela, który znów czuje się sprawczy, który czuje, że coś może zmienić".

Teraz część tych osób uznała, że głosować nie warto, a część młodszych osób przerzuciła się na antysystemową Konfederację.

Po drugie, zbliżył do kościółkowego Kosiniaka-Kamysza

Drugi powód odpływu zwolenników to "zdrada ideologiczna", czyli zbliżenie z partią, która wyraźnie stawia na konserwatywne wartości i eksponuje przywiązanie do katolicyzmu i Kościoła. Znakiem takiej postawy było poparcie przez PSL sejmowej "uchwały z 9 marca w sprawie obrony dobrego imienia świętego Jana Pawła II" z niebywałym w demokracji potępieniem dziennikarskich materiałów jako "medialnej, haniebnej nagonki, opartej w dużej mierze na materiałach aparatu przemocy PRL, której obiektem jest Wielki Papież – św. Jan Paweł II najwybitniejszy Polak w historii".

Kosiniak-Kamysz zaangażował się osobiście w obronę świętości Jana Pawła II, przekraczając granicę rozsądku podczas wspólnego z Hołownią spotkania z wyborcami w Poddębicach (łódzkie), kiedy zachwycał się trzymaniem za rękę przez JPII w 1990 roku chorego na AIDS w Burundi. W obliczu prób Watykanu, by powstrzymać mieszkańców Afryki przed używaniem prezerwatyw, które były i są najważniejszym sposobem ograniczania epidemii, zakrawało to na okrutną hipokryzję.

Głos Hołowni, że trzeba zachować perspektywę ofiar księży, zabrzmiał mniej donośnie, zwłaszcza że lider Polski 2050, sam były dziennikarz, pozwolił sobie na dwuznaczne uwagi na temat reportaży śledczych, w których ujawniono dobrze udokumentowane przypadki ukrywania przez Karola Wojtyłę przypadków pedofilii w kościele krakowskim.

Warto zauważyć kontrast z politykami Konfederacji, którzy głosowali za sejmową uchwałą 9 marca, ale poza tym raczej unikali udziału w zmasowanej akcji PiS i mediów publicznych.

Związek z Kosiniakiem-Kamyszem mógł się nie spodobać wyborcom Polski 2050, którzy pamiętali deklaracje Polski 2050 o "budowaniu państwa bezstronnego światopoglądowo, które jest podstawą funkcjonowania wspólnoty opartej na zasadach pojednanej różnorodności" i zapowiedzi rozliczania przez świeckie instytucje przestępstw seksualnych duchownych: "Konieczne jest zlecenie Państwowej Komisji ds. Pedofilii sporządzenia kompleksowego raportu dotyczącego pedofilii wśród duchownych oraz jej ukrywania przez władze kościelne. W Prokuraturze Krajowej należy powołać także specjalną grupę prokuratorów, która będzie zajmować się prowadzeniem śledztw w konkretnych przypadkach przestępstw pedofilii popełnionych przez duchownych oraz ich ukrywania".

Sam Hołownia deklaruje się jako katolik krytyczny wobec Kościoła. Jeszcze jako publicysta w lipcu 2019 roku apelował do biskupów: "rozprawcie się do spodu i do bólu z deprawacją i seksualizacją, którą prowadzili wasi obecni lub byli podwładni (a jak słyszę, niektórzy z Was w kuluarowych rozmowach wyrażają nadzieję, że „ta sprawa przyschnie”)". I krytykował: "Ci z naszych biskupów, którzy mają serce, nie mają niestety za grosz odwagi. Ci, którzy odwagę mają, najczęściej nie mają serca".

Cytujemy tu komentarz Hołowni na list arcybiskupa Tadeusza Wojda, stwierdzający, że marsz LGBT w Białymstoku to "inicjatywa obca naszej podlaskiej ziemi i społeczności, która jest mocno zakorzeniona w Bogu, zatroskana o dobro własnego społeczeństwa, a zwłaszcza dzieci”.

Hołownia napisał, że "do wszystkich polskich biskupów, wielu z nich to moi znajomi, po raz dwudziesty siódmy apeluję: jeśli chcecie odzyskać moralne prawo do protestów przeciw deprawacji dorosłych i seksualizacji dzieci, rozprawcie się najpierw do spodu i do bólu z deprawacją i seksualizacją, którą prowadzili wasi obecni lub byli podwładni. Nie mówię, że się za to nie wzięliście, ale nikt przytomny nie ma poczucia, że sprawa została rozliczona (a jak słyszę, niektórzy z Was w kuluarowych rozmowach wyrażają nadzieję, że „ta sprawa przyschnie”). Parę dni temu po raz kolejny napisałem w Tygodniku Powszechnym o podstawowym problemie, jaki widzę w naszym Episkopacie, i po wczorajszym diagnoza po raz kolejny się potwierdza: ci z naszych biskupów, którzy mają serce, nie mają niestety za grosz odwagi. Ci, którzy odwagę mają, najczęściej nie mają serca".

Niepokojącym sygnałem dla Hołowni było już odejście 8 lutego szefowej koła Polski 2050 w Sejmie Hanny Gil-Piątek, która jako jeden z powodów podawała właśnie zwrot w prawo partii wchodzącej w sojusz z PSL. Posłanka, która przeszła do Polski 2050 z Lewicy pozostała zwolenniczką prawa do aborcji czy praw dla osób LGBT. Według PAP "czołowy polityk ludowców, uznał jej odejście za zwiększenie szans na wspólną listę PSL i Polski 2050. "Baba z wozu, koniom lżej" - powiedział.

Okazuje się, że z wozu zeszło więcej wyborców i wyborczyń Polski 2050.

W sondażu Ipsos dla OKO.press z września 2022 roku pytaliśmy badanych, czy chcieliby, żeby Sejm po wyborach 2023 przyjął ustawy:

  • dające kobietom prawo do przerywania ciąży do 12. tygodnia. Za było 69 proc. elektoratu PSL oraz aż 94 proc. Polski 2050;
  • dające prawo gejom i lesbijkom do zawierania związków partnerskich. Za - 62 proc. wyborców PSL i 80 proc. Polski 2050;
  • dające im prawo do małżeństw - za - 52 proc. w PSL i 67 proc. w Polsce 2050.

Odpowiedzi wyborczyń i wyborców PSL mieściły się pomiędzy prawicą a opozycją, elektorat Polski 2050 był znacznie bardziej na lewo, choć nie tak daleko, jak KO i Lewica.

Wnioski z przykładu Polska 2050 + PSL

Czy z powyższego przykładu wynika, że tworzenie wspólnych list na wybory 2023, a w szczególności jednej listy jest złym pomysłem? Niekoniecznie. Trzeba jednak wziąć pod uwagę, że

  • łączenie partii może, a może nawet musi oznaczać pewne straty elektoratu;
  • te straty będą tym większe, im bardziej "sztuczny" i "taktyczny" będzie partyjny sojusz, a tym mniejsze, im bardziej merytoryczna i prawdziwa argumentacja na rzecz połączenia;
  • ogłaszając połączenie, należy za wszelką cenę unikać "prowokowania" elektoratu siostrzanej partii wygłaszaniem poglądów trudnych do przyjęcia dla tego elektoratu. Ogólnie - nie należy eksponować różnic;
  • jedna lista czterech czy trzech partii może być łatwiejsza do przyjęcia niż lista dwóch, bo w parze bardziej widoczne są różnice;
  • uzasadnienie połączenia musi być dobrze przygotowane, ale trzeba także stworzyć "dobry klimat". Niewykluczone, że zła aura wokół "jednej listy" utrudni czy uniemożliwi dalsze ruchy (zobacz dalej "Jak to było z jedną listą").

Czy opozycja może jeszcze wygrać wybory? Symulacje arytmetyczno-polityczne

Politycznie rzecz ujmując, rysują się dwie możliwości.

Wariant trzech list

Polska 2050 i PSL odzyskają wigor i do Hołowni wraca przynajmniej część wyborców, wzrasta też mobilizacja potencjalnych zwolenników. Notowania rosną do minimum 12-13 proc. i Hołownia z Kosiniak-Kamyszem decydują się na wspólny start.

Co dalej? Tworzenie koalicji KO z Lewicą jest mało prawdopodobne i mogłoby dać podobny, jeśli nie gorszy efekt jak opisany wyżej skutek - przynajmniej doraźny - łączenia Polski 2050 z PSL. Mielibyśmy zatem trzy listy opozycji:

  • KO z poparciem wśród wyborców zdecydowanych (udziałem w torcie wyborczym*) 28-30 proc.,
  • Polski 2050 i PSL 11-13 proc. i
  • Lewicy 10-12 proc. Razem ok. 52 proc.

Oznaczałoby to starcie z prawicą, która zbiera ok. 48 proc.:

  • PiS (35-37 proc.) i
  • Konfederacją (11-13 proc.)

Przy takich wynikach przewagę mandatów zyskuje prawica (240 do 219).

Zakładając, że PiS i KO osiągnęły sufit poparcia, losy dalszych rządów rozstrzygnęłoby powodzenie koalicji Polski 2050 i PSL, a z drugiej strony dalsze notowania Konfederacji. Wygraną opozycji zapewniłoby wejście Hołowni i Kosiniaka-Kamysza na poziom 15 proc.

Wariant dwóch list

Jeśli Hołowni i Kosiniakowi-Kamyszowi nie uda się odbudować zaufania i ściągnać dodatkowych wyborców, to z marniejącym poparciem w okolicach 10 proc. albo i gorzej będą skazani na polityczną porażkę (nawet jeśli nie startując jako koalicja nie narażą się na spadek poniżej progu 8 proc.). Rozsądek polityczny podpowiadałby wtedy połączenie sił z KO, co wymagałoby odbudowy zaufania, okazania sobie nawzajem sympatii i szacunku (trudne do wykonania, ale...).

Mielibyśmy dwie listy opozycyjne i dwie prawicowe, przy czym kluczowa byłaby zarówno bitwa siły głównych (z niewielką przewagą KO + PSL + Polski 2050), jak i dwóch mniejszych oddziałów (zakładam niewielką wygraną Konfederacji nad Lewicą, ale tutaj dla Lewicy otwiera się pole do programowego starcia w obronie państwa opiekuńczego i demokratycznego). Wychodząc od obecnych notowań, oceniamy możliwości:

  • listy KO, Polski 2050 i PSL - na 38 - 40 proc. poparcia wśród wyborców zdecydowanych (zakładam niewielki odpływ elektoratu);
  • Lewicy 11-13 proc. (niewielki przypływ elektoratu z KO)
  • PiS - 35-37 proc.
  • Konfederacji - 12-14 proc. (przypływ elektoratu opozycyjnego)

W takim układzie pomimo lekkiej przewagi głosów po stronie opozycji (51 do 49 proc.) ostateczny rezultat byłby sprawą otwartą, ale nadal ze wskazaniem na prawicę. Starcie Lewicy z Konfederacją nabrałoby jeszcze większego znaczenia.

Jak naprawdę było z tą jedną listą?

Mają rację publicyści i politycy, którzy twierdzą, że awantura wokół jednej listy, a nawet same niekończące się dywagacje, aluzje i gry partii opozycyjnych, zmniejszają szanse wyborcze opozycji jako całości. Bo nawet patrioci tylko jednej partii opozycyjnej rozumieją, że po wyborach trzeba będzie rządzić razem i

każdy sygnał animozji między czwórką KO, Polska 2050, Lewica i PSL, osłabia przekonanie, że warto w Polsce dokonać zmiany władzy.

Jedna lista miała łączyć, a zaczyna dzielić.

Należałoby poważnie zapytać, jak do tego doszło. Donald Tusk przedstawia sprawy tak, że on tego chce, a inni, zwłaszcza Hołownia nie chcą. Mówi o "mniejszych partiach opozycyjnych": "Jak się z nimi spotykałem, namawiałem ich do tej jednej listy - od pierwszego dnia, dlatego, że wszędzie słyszę to od ludzi. Jeśli jesteś demokratą i chcesz o coś walczyć, to słuchaj ludzi, słuchaj zdrowego rozsądku i nie kłóć się z matematyką".

Tymczasem od członkini Polski 2050 słyszę inną opowieść: "Wielokrotnie próbowaliśmy się spotkać, poważnie porozmawiać, nie było odzewu. Jedna lista to maczuga na nas". Od jednej z ważnych osób w Lewicy podobnie: "Ostatnie spotkanie liderów potencjalnej koalicji było w grudniu. Nasze starania, by przejść od retoryki do politycznej pracy, nie przynoszą skutku".

Odpowiedź Hołowni na politykę jednej listy Donalda Tuska jest agresywna. Pisze na tt: "Dość agresji i zaganiania do kąta". Wcześniej ujawnił kulisy negocjacji: "Proponowano nam wicepremiera i dwóch ministrów" (wywiad dla DGP 17 lutego).

Marek Sawicki (PSL) w RMF FM; "Hołownia i Kosiniak-Kamysz nie po to budują wspólny projekt, żeby w maju zapisywać się do propozycji Tuska. Panie Donaldzie! Strachy na lachy! Pan nie jest Babą Jagą, a ja małym dzieckiem".

Wyborcy opozycji zasługują na to, by dowiedzieć się, jak naprawdę wyglądały, wyglądają i będą wyglądały rozmowy i negocjacje na temat wspólnej listy lub wspólnych list.

Sondaż Ipsos dla OKO.press i TOK FM metodą CATI (telefonicznie) 20–23 marca 2023 roku na ogólnopolskiej, reprezentatywnej próbie dorosłych Polek i Polaków, N=1000; w naszym sondażu Ipsos pyta o pełną nazwę Polski 2050, czyli o „Polskę 2050 Szymona Hołowni”.

*Chodzi tu o odsetek głosów liczonych w sondażach wśród osób zdecydowanych na kogo oddać głos, które jest zwykle o 10 proc. wyższe niż wynik w sondażu, bo niezdecydowanych jest ok. 10 proc.

W poprzednich odcinkach sondażu Ipsos dla OKO.press i TOK FM

Sprawdziliśmy aktualne notowania wyborcze, wykrywając duży wzrost poparcia Konfederacji i upadek Polski 2050, co wywołało medialną burzę. Okazało się, że rysująca się koalicja Polski 2050 i PSL dostaje więcej mandatów niż te ugrupowania osobno, ale poparcie pozostaje niskie.

Wybory do Senatu wyglądają na pewną wygraną opozycji, z przewagą minimum 10 mandatów nad PiS.

Porównaliśmy determinację/mobilizację wyborczą różnych grup. Okazuje się, że jest dwukrotnie wyższa wśród najstarszych wyborców w porównaniu z najmłodszymi, oraz wyraźnie wyższa wśród kobiet niż mężczyzn. Z elektoratów partyjnych mniej zmotywowani są wyborcy i wyborczynie PSL i Polski 2050, pozostali deklarują pewny udział w głosowaniu jesienią 2023.

;

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze