„Pokora wobec biskupa to pańszczyzna. Miej odwagę być wolnym!”, „Mordercy, dość piekła kobiet”, „Rwanda – pamiętamy”. Kto stoi za napisami na budynkach kościelnych? Publikujemy manifest grupy, która chce "przełamywać tabu fałszywej świętości" oraz "piętnować szczególnie podłe i jaskrawe przewiny, jakich dopuszcza się kościół instytucjonalny"
Pod koniec czerwca 2018 na kilku budynkach administracji kościelnej w Warszawie pojawiły się wykonane sprayem napisy „Dość piekła kobiet”, "Mordercy i pedofile", „ Rwanda – pamiętamy”, „Oto ciało moje i krew moja – wara wam!" Ten ostatni w formie transparentu zawisł też na bramie kurii archidiecezji warszawskiej przy ul Miodowej.
W ostatni weekend lipca (28-29 lipca) na czterech ścianach katedralnej dzwonnicy w Drohiczynie na Podlasiu zawisły transparenty:
W Drohiczynie funkcję biskupa-seniora sprawuje Antoni Pacyfik Dydycz (ten sam, który w październiku 2016 woził karetą ministra Jana Szyszkę). Biskup Dydycz skomentował transparenty w rozmowie z "Wyborczą": "Nic nowego. Takie ataki zdarzały się i wcześniej.
Nie będziemy dyskutowali z ludźmi, którzy nie mają instynktu kulturowego. Takie wyskoki na pewno są opłacane, coś na tym zarabia, ale to zarobek, którym im potem bokami wyjdzie.
Kościół mówi żeby być przyzwoitym, nie oczerniać nikogo. Nie mam czasu się tym zajmować. Żebyśmy się zajmowali głupotą ludzką, nie mielibyśmy czasu na kształtowanie mądrości".
Rzecznik prasowy kurii drohiczyńskiej ks. Marcin Gołębiewski jest z kolei przekonany, że „to bluźnierstwo wpisuje się w ogólnopolską akcję, której wyrazem było na początku lipca pojawienie się napisów podobnej treści na ogrodzeniu kurii archidiecezji warszawskiej przy ul. Miodowej, domu parafialnym przy archikatedrze św. Jana Chrzciciela oraz na ogrodzeniu i schodach budynku kurii warszawsko-praskiej".
Ksiądz rzecznik ma rację.
Oba happeningi to odsłony większego projektu grupy młodych ludzi, występujących pod nazwą "Mitochondrialna Ewa" (kobieta, żyjąca w Afryce ok. 200 tys. lat temu, uważana za "pramatkę" wszystkich ludzi).
Grupa antyklerykalnych aktywistów przekazała OKO.press swój manifest, który ma uzasadniać dwie dotychczasowe i następne akcje. Aktywiści zastrzegli sobie anonimowość. Publikujemy go w całości.
Grupa określa swój projekt jako "radykalny obywatelski sprzeciw wobec nader groźnego, głębokiego i trwale wrośniętego w naszą rzeczywistość kulturową zjawiska, jakim jest
powszechna i nachalna, a nierzadko też brutalna, uzurpacja autorytetu dokonywana nagminnie przez kościół instytucjonalny poza sferą kultu religijnego".
Celem projektu jest "nazwanie i napiętnowanie szczególnie podłych i jaskrawych przewin, jakich dopuszcza się notorycznie i świadomie kościół instytucjonalny wobec (idei) społeczeństwa nowoczesnego pobudowanego na fundamencie wiedzy, racjonalnego myślenia, wrażliwości społecznej i szacunku dla różnorodności".
Akcje "Mitochondrialnej Ewy" mają oddziaływać na opinię publiczną doprowadzając do stworzenia
"swoistej Listy Grzechów Głównych kościoła instytucjonalnego w Polsce i przypomnieć opinii publicznej nazwiska jawnogrzeszników w kapłańskich szatach".
Hasło "Oto dom pychy i chciwości" wywieszone na kościele w Drohiczynie to pierwszy z Grzechów Głównych, na który wskazuje grupa (objaśnienie pozostałych haseł - w Manifeście poniżej).
Celem "pobocznym, lecz nie mniej ważnym", jest
zniesienie tabu fałszywej świętości, jakie bezzasadnie chroni urzędników kościoła przed sprawiedliwą krytyką i słusznym gniewem współobywateli.
Manifest stwierdza, że podobne tabu obejmuje "budynki parlamentu i budynki ministerialne, w których gwałcone jest najwyższe prawo Rzeczypospolitej i – szerzej – niszczony jest porządek kulturowy". Wejście na mury kościołów i urzędów ma przypominać, że przestrzeń ta jest przestrzenią należącą do wspólnoty, a oddaną urzędnikowi (świeckiemu lub kościelnemu) do dyspozycji jedynie po to, by ten mógł rzetelnie wywiązać się z warunków podpisanego z nim kontraktu".
Manifest to przede wszystkim wezwanie do zbiorowego protestu przeciw ekspansji Kościoła. Grupa zwraca się do tych, którzy odczuwają sprzeciw wobec:
Jak ma wyglądać ich protest? Grupa opisuje swoje dotychczasowe działania m.in. napisy na kościelnych budynkach w Warszawie:„Dość piekła kobiet”, "Mordercy i pedofile", „ Rwanda – pamiętamy”, „Oto ciało moje i krew moja – wara wam!'.
"Opinia publiczna słusznie przypisuje ten akt rzekomego wandalizmu grupie walecznych feministek". Hasła są "upomnieniem kościoła, by nie uzurpował sobie praw do czyjegokolwiek ciała. Najbardziej narażone na atak kościoła wymierzony w intymność i cielesność są kobiety".
"Wybrana przez nas forma obrony życia, zdrowia i godności kobiet jest umocowana w art. 25 i 26 kodeksu karnego, które uzasadniają podejmowanie szczególnych działań w stanie wyższej konieczności wywołanym poczuciem zagrożenia dobra chronionego prawem"
"Dokonany przez nas „gwałt” na murze budynku skutkuje nieproporcjonalnie małym zniszczeniem w porównaniu do traumatycznego gwałtu dokonywanego przez Kościół na psychice i zdrowiu kobiet".
Grupa zapowiada następne akcje: "Ciąg dalszy nastąpi, bez względu na zakłamaną i zmanipulowaną retorykę hierarchów, próbujących odeprzeć zarzuty".
W OKO.press systematycznie przyglądamy się relacjom państwo-Kościół. Według Konstytucji powinny być kształtowane na zasadach niezależności i autonomii (art. 25), ale tak się nie dzieje. Wiele razy analizowaliśmy szczególną pozycję polityczną, jaką zajmuje Tadeusz Rydzyk, podliczyliśmy, ile środków już otrzymał od władz świeckich.
Regularnie opisujemy ingerencje biskupów w ustawodawstwo związane z prawami reprodukcyjnymi kobiet. Ukazujemy, jak premier, prezydent i ministrowie wykonują publicznie gesty religijne i składają deklaracje wiary w imieniu całego społeczeństwa.
Mateusz Morawiecki w lipcu 2018 w Częstochowie "zawierzył Polskę Czarnej Madonnie". Piszemy też o lekceważeniu przez władze kościelne problemu molestowania seksualnego dzieci przez księży.
To wszystko sprawia, że nasilają się nastroje antykościelne. Naciski Episkopatu na zaostrzenie ustawy antyaborcyjnej wywołują kolejne fale protestów. W "czarny piątek" 23 marca 2018 pisaliśmy : "antyklerykalizm wychodzi na ulice. Polska poprawność polityczna, która polega na tym, że Kościół jest świętą krową, już nie obowiązuje. Przynajmniej w publicznym języku ulicznego protestu".
"Mitochondrialna Ewa" to kolejny krok. Inicjatywa grupy aktywistów sięga po bulwersujące dla wielu Polaków metody "happeningu politycznego", wkracza na teren "wroga" i zostawia tam oskarżycielskie napisy. Manifest grupy, który publikujemy w całości (śródtytuły od redakcji) używa radykalnych określeń i skrajnych ocen i sięga po - czasem zaskakujący - rewolucyjny patos.
Zdjęcia: Aleksandra Perzyńska
Poniżej cały manifest "Mitochondrialnej Ewy"
Manifest akcji sprzeciwu wobec samodzierżawia kościoła instytucjonalnego w Polsce
Miniony miesiąc to czas klarowania się projektu radykalnego obywatelskiego sprzeciwu wobec nader groźnego, głębokiego i trwale wrośniętego w naszą rzeczywistość kulturową zjawiska, jakim jest
powszechna i nachalna, a nierzadko też brutalna – w warstwie retorycznej i psychologicznej – uzurpacja autorytetu poza sferą kultu religijnego dokonywana nagminnie przez kościół instytucjonalny.
Uzurpacja ta, ufundowana na ohydnym wyzysku zwykłego ludzkiego strachu przed niebytem i potrzeby sacrum, a realizowana z intencją pogwałcenia autonomii woli członków dominującej liczebnie wspólnoty wiary, ale też autorytarnego ukształtowania losu obywatelek i obywateli Rzeczypospolitej pozostających poza tą wspólnotą, pozostaje
w rażącej sprzeczności ze światopoglądem wolnościowym i świeckim modelem stosunków społecznych, na którego straży stoi Konstytucja Rzeczypospolitej Polskiej – najwyższe Jej Prawo.
Projekt jest w zamyśle nie tylko głosem kategorycznego ostrzeżenia pod adresem kościoła instytucjonalnego, zagubionego w chciwej pogoni za doczesnością: politycznymi wpływami i bogactwem materialnym, oraz przypomnieniem jego miejsca i roli w nowoczesnym społeczeństwie, więc świątyni i zaniedbanego obowiązku nauczania wobec tych jego członków, którzy należą do wspólnoty wiary i łakną nauki, lecz także dowodem świadomości, że oto narzucana i pielęgnowana przez kościół instytucjonalny
patologiczna relacja poddaństwa i bezwzględnego zawierzenia losu obecna pomiędzy wiernym i kapłanem, zwłaszcza zaś – hierarchą kościelnym, a będąca w swej istocie kalką relacji pomiędzy chłopem pańszczyźnianym i panem feudalnym, jest istotną składową mentalności autorytarnej
dopuszczającej przyzwolenie na utratę swobód podstawowych w zamian za opiekę, ład i sens – ale nie te wypracowane samodzielnie i rozumnie, lecz te otrzymane w akcie nadania z woli i łaski jedynowładcy sumień i ciał.
Jednym z praktycznych celów projektu jest nazwanie i napiętnowanie – w formacie happeningu lub instalacji symbolicznej realizowanej w przestrzeni pozaświątynnej – szczególnie podłych i jaskrawych przewin, jakich dopuszcza się notorycznie i świadomie kościół instytucjonalny wobec (idei) społeczeństwa nowoczesnego pobudowanego na solidnym fundamencie wiedzy, racjonalnego myślenia, wrażliwości społecznej i szacunku dla różnorodności, tj.
stworzenie swoistej Listy Grzechów Głównych kościoła instytucjonalnego w Polsce i przypomnienie opinii publicznej nazwisk jawnogrzeszników w kapłańskich szatach.
Nie jest w naszej mocy, ani nawet ambicją naprawianie ludzi zepsutych. Powodowani troską o dobro wspólne, rozumiane w duchu Konstytucji, dajemy sobie natomiast prawo zawstydzania ich wobec tych, przed którymi stają na co dzień w przebraniu nauczyciela i moralizatora.
Będziemy wskazywać nieprzekraczalne granice bezkarności, za którymi stajemy nieprzejednani i samoświadomi z orężem art. 25 i 26 kodeksu karnego w ręku – gotowi do obrony koniecznej w okolicznościach zagrożenia lub jawnego zamachu na nasze dobra chronione prawem.
Celem pobocznym, lecz nie mniej ważnym, jest
zniesienie tabu fałszywej świętości, jakie bezzasadnie chroni urzędników kościoła przed sprawiedliwą krytyką i słusznym gniewem współobywateli,
artykułowanymi w formie i treści niesprzecznych z obowiązującym prawem świeckim. Owo wstydliwe tabu jest konsekwencją bałwochwalczego przeniesienia świętości z indywidualnie doznawanego (lub nie) religijnego absolutu na kapłana i jego miejsce pracy. Od długiego czasu podporządkowuje się mu już nie tylko jednostki, ale wręcz instytucje wspólnotowe i instytucje państwa.
W nieco szerszym kadrze, który godzi się tu wyeksponować, to tabu obejmuje każdą przestrzeń urzędniczą (więc np. budynki parlamentu, budynki ministerialne, w których gwałcone jest najwyższe prawo Rzeczypospolitej i – szerzej – niszczony jest porządek kulturowy, ale także np. te komisariaty, w których murach kryją się przemocowcy w kamuflażu stróżów porządku) – zapominamy, nie chcemy pamiętać i przede wszystkim rozumieć, że
przestrzeń ta jest przestrzenią należącą do wspólnoty, a oddaną urzędnikowi do dyspozycji jedynie po to, by ten mógł rzetelnie wywiązać się z warunków podpisanego z nim kontraktu.
Ilekroć zatem urzędnik – świecki lub duchowny, wszak w państwie świeckim takie rozróżnienie jest wtórne i mało znaczące – złamie w sposób rażący warunki kontraktu, czy wręcz rozmyślnie zadziała na szkodę zatrudniającej go gromady, musi liczyć się z bezprzemocową wprawdzie, lecz kategoryczną reakcją swego pracodawcy, który może pozbawić go przywilejów i umocowania materialnego przyznanych na gruncie kontraktu.
W okolicznościach ekstremalnych, a o takich tutaj mowa, i w ramach wyznaczonych przez obyczaj oraz literę i ducha praw to jest klucz do skutecznego
sprzeciwu wobec urzędniczej samowoli i lek na uspokojenie wobec fałszywego przekonania o nienaruszalności miejsca (złej) pracy czynownika.
Miarą radykalizmu przedkładanego tu projektu nie jest bynajmniej wulgarność słowa i symboliki używanych w przestrzeni manifestacji głoszonego poglądu, ani tym bardziej brutalność podejmowanych działań, lecz śmiałość, jakiej – w społeczeństwie tak silnie jak polskie uciśniętym przez jarzmo feudalnego zniewolenia sankcjonowanego przez opacznie rozumianą świętość – wymaga wskazanie źródła zła obdarzonego autonomią sprawczą, jak również determinacja i konsekwencja w realizacji nakreślonego powyżej ogólnego planu walki z tym złem – walki, co należy podkreślić, polegającej przede wszystkim na budzeniu świadomości i wrażliwości członków wspólnoty wiary, na której ciąży szczególna odpowiedzialność za jej duchowych przewodników.
Każdy, kto zechce dzisiaj lub w przyszłości ocenić krytycznie wybór konkretnych celów lub metod ich realizacji, winien pierwej odnieść swą ocenę do natury i skali niegodziwości i fałszu oraz upokorzenia i cierpienia, jakich przyczyniły i wciąż przyczyniają te postawy i działania kościoła instytucjonalnego, które są obnażane i piętnowane przez akcje podejmowane w ramach projektu.
Nasz projekt nie jest pomyślany jako kolejna straceńcza szarża garstki wrażliwców.
W aktach heroizmu zbyt łatwo zastygamy w dysproporcji ról: bohatera, życzliwego widza i krytyka. Dzisiaj trzeba nam raczej działań angażujących możliwie szerokie grupy społeczne, zorganizowane na gruncie wspólnoty wrażliwości i kultury, i na tym gruncie potrafiące identyfikować pierwotne zagrożenie dla wyznawanych uniwersalnych wartości humanistycznych.
Nasz projekt jest taką właśnie propozycją, skierowaną do ogółu zatroskanych i zatrwożonych stanem i gwałtownie postępującym procesem zwyrodnienia relacji: jednostka – kościół instytucjonalny, lokalna gromada – kościół instytucjonalny, społeczeństwo – kościół instytucjonalny i wreszcie państwo – kościół instytucjonalny.
Jest wołaniem o zbiorowy akt skutecznego protestu wobec buty, cynizmu i agresji kościoła instytucjonalnego w obszarach przestrzeni wspólnotowej zdobytych przy użyciu przemocy psychologicznej, fortelu prawnego lub bezwzględnej manipulacji socjologicznej względnie politycznej, w których wiary i tradycji używa się niczym zbroi i zatrutego oręża, a słabości ludzkiej – niczym żywej tarczy.
Apelujemy o włączanie się w jego samodzielną realizację wszystkich, w których rozumie, świadomości kulturowej i wrażliwości społecznej rezonuje – tak na poziomie treści, jak i na poziomie formy – idea sprzeciwu wobec:
Krytycznym probierzem skuteczności naszego działania będzie powszechność odzewu społecznego na nasz projekt, wzięcie sobie postulowanej przez nas śmiałości oraz sprawczości i uruchomienie inwencji, w ogólnych ramach nakreślonych powyżej, przez jednomyślnych.
Każda akcja rodzi reakcję, przy czym wysokość stawki, o którą toczy się gra i którą można w tej grze stracić, przekłada się wprost na wybór formy i natężenia odpowiedzi. Długa historia bezwzględnych i zarazem bezkarnych poczynań kościoła instytucjonalnego w Polsce, skala kolonizacji instytucji państwowych i świata politycznego, a wreszcie pierwsze sygnały docierające do nas po przeprowadzonych przez nas dotychczas działaniach nie pozostawiają wątpliwości – instytucjonalny adresat naszego ostrzeżenia sięgnie w odpowiedzi po wszystkie dostępne, prawnie i pozaprawnie, narzędzia.
Nie cofnie się przed pomówieniem i obelgą, przed próbą wyrzucenia realizatorów projektu poza nawias subiektywnie i ciasno definiowanej wspólnoty, przed trywializacją i wreszcie kryminalizacją protestu oraz jego uczestników.
Nie zawaha się też zaprząc do swego rydwanu świętej zemsty służby państwa, w tym policję i prokuraturę, jak również ślepo mu oddanych fundamentalistów. Podejmując się realizacji projektu i apelując o współuczestnictwo, stajemy twardo i zdecydowanie na gruncie najwyższego prawa świeckiej Rzeczypospolitej, w szczególności zaś – na gruncie troski o dobro wspólne i godność człowieka. I na tym gruncie jesteśmy gotowi na bezpośrednią konfrontację – więcej nawet, domagamy się takiej konfrontacji. W obliczu działań pozaprawnych, podłości i przemocy będącej odzwierciedleniem bezsilności w płaszczyźnie logicznej i obyczajowej stajemy silni siłą, która nie jest przemocą – siłą rozumu, świadomości cywilizacyjnej oraz wspólnotowej wrażliwości i solidarności. Stajemy w przekonaniu, że oto raz ugaszone stosy i stodoły nie mają prawa zapłonąć ponownie w europejskim kraju z wielowiekową tradycją różnorodności kulturowej, ale też z determinacją do rozumnej i skutecznej obrony koniecznej, której ostrze daje nam do ręki Prawo.
Praktycznym kierunkowskazem na przyszłość niechaj będą dotychczasowe działania, które przedstawiamy i wyjaśniamy poniżej.
* * *
„Wandalizm” zaangażowany - feminiści i feministki
Pod koniec czerwca na kilku budynkach administracji kościelnej pojawiły się wykonane sprayem napisy „Oto ciało moje i krew moja – wara wam!, „Mordercy kobiet”, „Rwanda – pamiętamy”.
Opinia publiczna słusznie przypisuje ten akt rzekomego wandalizmu grupie walecznych feministek
– feminizm to nieodzowna składowa światopoglądu wolnościowego, który jest intelektualną postawą totalną, walczącą z każdym przejawem zniewolenia. Faktem jest jednocześnie, że większość z tych feministek była płci męskiej.
Dlaczego osoby bez kobiecego układu rozrodczego, czyli niedotknięte wprost zmianami proponowanymi przez projekt „Zatrzymaj aborcję”, postanowiły zaprotestować przeciw nim w stanowczy sposób? Obowiązek protestu wynika z obecności kobiet w ich życiu.
Żaden z mężczyzn-feministów nie wyobraża sobie, by mógł powiedzieć „nie jestem kobietą – to nie mój problem”.
Prawa kobiet to nie tylko sprawa kobiet – to kwestia fundamentalna i ogólnoludzka.
W obliczu zagrożenia zdrowia i życia kobiet, każdy, kto staje w ich obronie jest feminist(k)ą. Wybrana przez nas forma obrony życia, zdrowia i godności kobiet jest umocowana w art. 25 i 26 kodeksu karnego, które uzasadniają podejmowanie szczególnych działań w stanie wyższej konieczności wywołanym poczuciem zagrożenia dobra chronionego prawem oraz w obronie koniecznej przeciwko zamachowi na takowe dobro – jak życie lub zdrowie, jak godność.
Dla hierarchów kościelnych dyskusja nt. aborcji odbywa się tylko i wyłącznie na płaszczyźnie teoretycznej, dlatego tak łatwo przychodzi im opowiadanie o swoich przekonaniach. Nie rozumieją oni w sposób właściwy pojęcia samostanowienia kobiet, lecz w swej ideologii uprzedmiotawiają je, by odebrać im prawo do decydowania o sobie.
Nie ma nic bardziej niegodziwego niż używanie bezbronnych kobiet w trudnej sytuacji życiowej przez uprzywilejowanych mężczyzn w podeszłym wieku. Kościół jako instytucja nie wykazuje ani krzty woli do pełnienia roli partnera w dyskursie publicznym. Taka postawa Kościoła radykalnie ogranicza dostępne środki perswazji obywatelskiej.
Kościół instytucjonalny wchodzi wszędzie. Jest w szkołach, gdzie sączy nietolerancję i zabobon. W szpitalach, gdzie straszy piekłem, ignoruje elementarną potrzebę prywatności i blokuje postęp medycynie. W państwowych urzędach, których ściany oblepia krzyżami. W parlamencie, na który wywiera już nawet niezawoalowany nacisk. Na uroczystościach państwowych, samorządowych i wojskowych, rozpoczynających się mszą. W archiwach, z których nie można wymazać swej przynależności, z narzuconym stygmatem: raz katolik, zawsze katolik. Rozpościera coraz szerzej macki swojej własności, zagarniając za bezcen kolejne grunty, nieruchomości, obiekty. Znajduje posłusznych, lizusowskich poddanych u władzy i kunktatorskich, chwiejnych niby-oponentów w opozycji i mediach. Szerzy i umacnia mowę nienawiści i nienawistne myślenie o „obcym” (w wymiarze religijnym, etnicznym, seksualnym, politycznym).
A skoro nikt nie przeciwstawia się temu w sposób dostatecznie jasny i jawny, medium muszą stać się mury kościelnych instytucji, a komentatorami – obywatele i obywatelki.
Bierzemy sprawy w swoje ręce i przenosimy walkę w miejsce, z którego pochodzi zło: na terytorium agresora, konkwistadora, uzurpatora, „naszego okupanta”.
Celem aktu wandalizmu jest niszczenie bez powodu i czerpanie przyjemności z niszczenia. Chcemy dowieść, że nasze działania nie wyczerpują tej definicji. Substancja kościelnych obiektów administracyjnych pozostała nietknięta. Nie zostało użyte dłuto do stworzenia napisu na fasadzie czy na ogrodzeniu. Użyliśmy łatwego do wyczyszczenia sprayu. Jeden z napisów został usunięty bez śladu jeszcze tego samego popołudnia.
Dokonany przez nas „gwałt” na murze budynku skutkuje nieproporcjonalnie małym zniszczeniem w porównaniu do traumatycznego gwałtu dokonywanego przez Kościół na psychice i zdrowiu kobiet.
Zaatakowanie własności kościoła instytucjonalnego było konieczne w celu ukazania prawdziwych priorytetów tej organizacji. Najwyższym dobrem nie jest dla niej ludzkie szczęście, lecz władza i pieniądze. Nie używaliśmy przemocy, nie zastosowaliśmy tortur – nie kierowaliśmy się biblijnym prawem talionu. Nie zmuszaliśmy purpuratów do znoszenia ponadludzkich cierpień w myśl zasady „oko za oko, ząb za ząb”.
Naszym celem było pokazanie w sposób wyrazisty, iż główny wróg społeczeństwa równości został zidentyfikowany i nie zawahaliśmy się go nazwać, pomimo uzurpowanej przez niego dominującej pozycji w państwie.
Ponadto naszym działaniem chcemy przełamywać tabu nienaruszalności kościoła instytucjonalnego. Pragniemy budzić w społeczeństwie samodzielne i krytyczne myślenie, a stan niemocy, w którym petryfikuje nas Kościół, przekuć w siłę sprzeciwu wobec jego autorytetu zbudowanego na uzurpacji.
Nie adresujemy naszego przekazu do wykonawcy, lecz wprost do zleceniodawcy. Fundacja Życie i Rodzina Kai Godek jest tylko posłańcem złej nowiny; patologiczną tkanką, którą możemy napotkać w każdym społeczeństwie dopuszczającym wolność opinii. Wpływowa pozycja, jaką ta organizacja uzyskała w Polsce, wynika ze wsparcia jej pozycją Kościoła.
Tylko dzięki zawłaszczonej przez Kościół instytucjonalny pozycji w społeczeństwie, możliwym było uzyskanie dość znaczącego poparcia dla barbarzyńskiego projektu ustawy „Zatrzymaj aborcję”.
Decyzja najwyższych hierarchów kościelnych o legitymizowaniu działań fanatycznych aktywistów Fundacji wypowiedziami eksponowanych purpuratów, w tym Hosera, nie mogła pozostać bez stanowczej reakcji.
A skoro Hoser, to Rwanda. Do dzisiaj Hoser nie odpowiedział na pytania dotyczące współsprawstwa Kościoła rwandyjskiego w rzezi Tutsi w 1994 r., w której zostało zamordowanych niemal milion ludzi. Przed dwoma laty Kościół katolicki Rwandy przepraszał za współudział w ludobójstwie w 1994 r.
Wypowiedzi Hosera nadal jednak podtrzymują negacjonistyczną wersję wydarzeń, umniejszając rolę oraz zaangażowanie Kościoła po stronie ludobójców. Od wieloletniego sekretarza Komisji Episkopatu Rwandy ds. Zdrowia oraz Komisji ds. Rodziny, szefa Stowarzyszenia Ośrodków Lekarskich w Kigali, żądamy wyczerpującej odpowiedzi na pytania odnośnie do roli i skali współsprawstwa rwandyjskiego Kościoła.
Z jakich powodów Hoser przekonywał watykańską Kongregację ds. Ewangelizacji Narodów do odmowy pomocy kapłanom Tutsi? Jaki był przebieg zdarzeń w Gikondo z udziałem polskich pallotynów w kwietniu 1994 r. (w dniu masakry księża podjęli decyzję o ratowaniu najświętszego sakramentu przed profanacją zamiast ratowania bezbronnych ludzi)?
Jaka była rola Hosera w ewakuacji duchownych-ludobójców z Rwandy? Hoser, tak chętnie wypowiadający się w kwestiach praw kobiet, w tym temacie konsekwentnie milczy. Niech zatem przemówią mury i bruk – w imieniu tych, o których my milczeć nie będziemy.
Hierarchowie, możecie zaprząc w swojej służbie policję i prokuraturę. Jednak nie macie moralnej mocy, aby zatrzymać falę słusznego gniewu obywateli i obywatelek. Każdej waszej akcji odpowie nasza reakcja. Każda wasza podłość zostanie skomentowana w sposób dla was dotkliwy.
Bez taryfy ulgowej, bez kornego pochylenia głowy, bez zawahania przed kolosem na glinianych nogach, przed pałubą pozorującą świętość. Cofnijcie się. Macie dokąd. Ani kroku dalej w świat, który nie jest i nie będzie wasz. Skończyły się czasy, gdy cieszyliście się niepodważalnym immunitetem oraz niezachwianym autorytetem w społeczeństwie. Nasz gniew przekuł się w działanie.
Feudalizm musi się skończyć
Ostatni weekend lipca przyniósł odsłonę opisywanego projektu w Drohiczynie, gdzie urzędniczą funkcję biskupa-seniora sprawuje Antoni Pacyfik Dydycz. Na czterech ścianach katedralnej dzwonnicy zawisły transparenty:
Transparenty owe były widocznym i klarownym komunikatem, który – jak to prawda ma w zwyczaju – zakłuł w oczy, ponieważ szybko z wieży dzwonnicy znikły, nie pozostawiając uszczerbku na substancji budynku.
Każde ze sformułowanych haseł wymaga słowa komentarza.
„Pokora wobec biskupa to pańszczyzna. Miej odwagę być wolnym!” to wezwanie do wiernych o budzenie samoświadomości i myślenia krytycznego wobec sprawowanej nad nimi przez hierarchów kontroli. Kościół jako instytucja, która wdarła się do szkół, by zakorzeniać swoją ideologię w umysłach i sercach; która w miejsce krytycznego myślenia wtłacza katalog dogmatów; która konstruktywną krytykę pod swoim adresem bez wyjątku nazywa atakiem – na ową krytykę, wyrażoną głośno, jawnie i publicznie, najbardziej zasługuje. Podjąć się jej winni właśnie wierni, jako pracodawcy purpuratów i – jak chce nauka samego kościoła – jako ci, którzy „żywy kościół” tworzą i budują. Wielu wiernych nie zgadza się z Dydyczem, który deklaruje się jako przeciwnik współpracy kleru z organami ścigania i wymiaru sprawiedliwości w kwestii tropienia i penalizacji pedofilii w kościele. Czas najwyższy powiedzieć to głośno i otwarcie!
„Kościół to wspólnota wiary, nie – interesów” to nasze przypomnienie o statutowej i prawnej roli kościoła w świeckim państwie polskim i wezwanie do powrotu do świątyni. Podkreślamy przy tym z całą mocą: celem naszym nie jest atak na wspólnotę wiary, lecz na instytucję, która w bandycki sposób dorabia się fortuny na krwi i pocie wiernych i nie-wiernych. Zbijanie fortuny odbywa się nie inaczej jak przez wygłaszanie peanów na cześć obecnej, łamiącej Konstytucję władzy oraz szkalowanie jej przeciwników oszczerstwami o dziedziczeniu i kontynuowaniu idei faszystowskiej i komunistycznej. Flirt, a raczej zaawansowany i zupełnie jawny romans kościoła instytucjonalnego z władzą odbiera mu moralny autorytet bezstronnego nauczyciela wartości i zaprzecza funkcji, jaką winien sprawować wedle własnego statutu, jak i na mocy obowiązującego w Polsce prawa.
Listę Grzechów Głównych kościoła instytucjonalnego otworzyliśmy wskazaniem: „Oto dom Pychy i Chciwości”. To przypomnienie, które powinno wracać do Dydycza jak wyrzut sumienia. Pamiętamy karocę jak z bajki („na skalę naszych możliwości”), którą jak panicz jeździłeś po swoich i nieswoich włościach z ministrem u boku.
Ta właśnie karoca jest symbolem Pychy i Chciwości nie tylko Dydycza, biskupa-myśliwego, ale całego kościoła instytucjonalnego – instytucji, która gardzi zwykłym obywatelem i tłusta od bogactwa objeżdża swoje obszerne włości, fałszywie nauczając o pokorze, prostocie i ubóstwie.
„Oto ciało moje i krew moja – wara wam! Mitochondrialna Ewa”
ten znany z Warszawy postulat to
upomnienie dla kościoła o nieuzurpowanie sobie praw do czyjegokolwiek ciała. Najbardziej narażone na atak kościoła wymierzony w intymność i cielesność są kobiety
i to bezpośrednio ich dotyczy ten postulat. Kościół bezpardonowo zagląda jednak do sypialń i pod kołdry wszystkim, i sam sobie nadaje prawo do stawiania zakazów i nakazów w sferze ludzkiej seksualności, a potem, kolejno, we wszystkich innych. Jako ludzie wolni, czyli wobec kościoła nieposłuszni, nie zgadzamy się na odbieranie komukolwiek prawa do samostanowienia, tym bardziej w najintymniejszych sferach życia.
* * *
Ciąg dalszy nastąpi, bez względu na zakłamaną i zmanipulowaną retorykę hierarchów, próbujących odeprzeć słuszne i bolesne zarzuty.
Mitochondrialna Ewa
Nieprzestrzeganie rozdziału Kościoła od państwa jest jednym z tematów, które często poruszamy w OKO.press. Pisaliśmy o nim m.in. przy okazji występów premiera Morawieckiego na Jasnej Górze w dniu pielgrzymki Rodziny Radia Maryja, wystąpienia marszałka Sejmu w Gietrzwałdzie, wywieszenia przez wójta w woj. podkarpackim dziesięciu przykazań na murach szkół, komentowania przez hierarchów ustaw sądowych, ingerowania w proces legislacyjny ustawy antyaborcyjnej, nienormowanego finansowania Kościoła przez państwo, świętowania 100- lecia niepodległości w Świątyni Opatrzności Bożej, zachęcania do napisania nowej, katolickiej konstytucji, lekceważenie pedofili w Kościele.
Naczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.
Naczelna OKO.press, redaktorka, dziennikarka. W OKO.press od początku, pisze o prawach człowieka (osoby LGBTQIA, osoby uchodźcze), prawach kobiet, Kościele katolickim i polityce. Wcześniej pracowała w organizacjach poarządowych (Humanity in Action Polska, Centrum Edukacji Obywatelskiej, Amnesty International) przy projektach społecznych i badawczych, prowadziła warsztaty dla młodzieży i edukatorów/edukatorek, realizowała badania terenowe. Publikowała w Res Publice Nowej. Skończyła Instytut Stosowanych Nauk Społecznych na UW ze specjalizacją Antropologia Społeczna.
Komentarze