0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: il. OKO.press, fot. Agencja Wyborcza.plil. OKO.press, fot. ...

Na plenarnym zebraniu zaplanowanym na 13 i 14 marca 2024 Konferencja Episkopatu Polski wybierze nowe władze. Od pytania, kto zostanie wybrany, ważniejsze wydaje się pytanie o szanse na wyjście polskiego Kościoła katolickiego z głębokiego kryzysu, w jakim znalazł się za kadencji ustępujących władz KEP.

Zacznijmy od oczywistości. Kościół katolicki w Polsce w roku 2024 jest zupełnie inną instytucją, niż to było nie tylko w roku 1989, ale nawet przed dziesięciu laty. Według danych samego Kościoła w praktykach religijnych uczestniczy zaledwie 29,5 procent katolików. Oznacza to, że nawet dla katolików oferta religijna ich instytucji straciła na znaczeniu.

Jest to też instytucja pozostająca w wyraźnym konflikcie ze swoim zwierzchnictwem w Watykanie. Konflikt trwa od 2013 roku, gdy papieżem został Jorge Maria Bergoglio. Chociaż wszystkie decyzje personalne zależą właśnie od papieża, polscy hierarchowie nadal zachowują się, jakby stali na czele nie Kościoła rzymsko-katolickiego, ale polsko-narodowego. Nie są jednak przez to bynajmniej wyrazicielami poglądów społeczeństwa, w którym funkcjonują.

Kościół katolicki w Polsce stał się obcym ciałem w szybko się sekularyzującym i modernizującym społeczeństwie.

Jest postrzegany jako synonim konserwatyzmu, a nawet fundamentalizmu religijnego, a jego nauczanie we wszystkich niemal dziedzinach życia rozmija się z społecznymi oczekiwaniami.

To w takiej instytucji dojdzie do wymiany na szczytach władzy. W marcu stracą stanowisko Przewodniczący Episkopatu abp Stanisław Gądecki i Wiceprzewodniczący abp Marek Jędraszewski. Tylko o kilka miesięcy dłużej funkcję Sekretarza Generalnego Episkopatu będzie pełnić bp Artur Miziński, jego odejście jest przewidziane w czerwcu.

Trzech biskupów siedzi przy stole podczas konferencji prasowej. Episkopat
Abp Marek Jędraszewski (w centrum), abp Stanisław Gądecki (z prawej) podczas konferencji po 382. Zebraniu Plenarnym Episkopatu Polski. Fot. Adam Stępień/Agencja Wyborcza.pl

Biskupi zblatowani z rządem PiS

Cała trójka sprawowała rządy przez dwie kadencje od 2014 do 2024 roku, a więc o dwa lata dłużej niż trwały rządy PiS. To przypomnienie jest ważne. Szczególnie Jędraszewski nie bez powodu przejdzie do historii jako „kapłan religii smoleńskiej” albo wręcz jako „kapelan PiS”. Jego „zasługą” było wymyślenie i spopularyzowanie homofobicznego hasła „tęczowa zaraza”.

Gądecki, choć nie tak jednoznacznie zblatowany z rządzącą w latach 2015-2023 Zjednoczoną Prawicą, zasłynął z podziękowań dla trybunału mgr Julii Przyłębskiej za zaostrzenie prawa aborcyjnego w październiku 2022 roku. W specjalnym oświadczeniu napisał: „Z wielkim uznaniem przyjąłem dzisiejszą decyzję Trybunału Konstytucyjnego. Życie każdego człowieka przedstawia przed Bogiem taką samą wartość i powinno być w takim samym stopniu chronione przez państwo”. Wtórował mu Jędraszewski: „Trudno sobie wyobrazić wspanialszą wiadomość podaną właśnie dzisiaj”.

Już po wyborach 15 października 2023 roku, wygranych przez demokratyczną opozycję, abp Gądecki zaapelował do prezydenta Dudy, aby ten zawetował ustawę o in vitro. Hierarcha raz jeszcze wsparł polityków PiS, ogłaszając list w sprawie skazanych za nadużycie władzy Macieja Wąsika i Mariusza Kamińskiego. „Życie każdego z Panów ma wartość dla naszej wspólnej Ojczyzny i może przyczynić się do tego, by czynić ją bardziej sprawiedliwą” – napisał przewodniczący KEP.

Na razie w relacjach między nowymi władzami a Kościołem panuje klimat wyczekiwania, choć ze strony episkopatu już dały się słyszeć głosy, że bez walki Kościół nie odda swojej wypracowanej przez ostatnie trzy dziesięciolecia (po 1989 roku) uprzywilejowanej pozycji.

Przeczytaj także:

„Leciwy dziadek może odpocząć”

Głównym przedmiotem sporu jest Fundusz Kościelny i dwie godziny religii w szkole z oceną wpisaną na świadectwie. O tym pierwszym abp Adrian Galbas z Katowic powiedział, że to „leciwy dziadek, który może odpocząć”, a o lekcjach religii, że „sprawa jest do spokojnej i merytorycznej dyskusji”. Jednak już abp metropolita częstochowski Wacław Depo gotów jest bronić lekcji religii w obecnym kształcie, powołując się (niesłusznie zresztą) na konkordat.

Zapalnym tematem będzie także zmiana obowiązującej obecnie restrykcyjnej ustawy o aborcji i zapowiedziane przez rząd Donalda Tuska wprowadzenie związków partnerskich.

Niewątpliwie wybór nowych władz episkopatu będzie miał istotny wpływ na relacje Kościoła z rządem Koalicji 15 Października. Możliwe są co najmniej dwa scenariusze. Gdy wygra biskupi beton i przewodniczącym Konferencji Episkopatu Polski zostanie abp Depo (na ilustracji – z prawej), należy się liczyć ze zderzeniem czołowym z obecnym rządem, jak to się stało w Grecji, gdzie biskupi prawosławni zgłosili zdecydowany sprzeciw wobec liberalnych reform, takich jak legalizacja małżeństw jednopłciowych.

Jeśli wygra skrzydło liberalne, któremu przewodzą kardynał Grzegorz Ryś (na ilustracji – z lewej) i abp Galbas, będziemy mieli do czynienia z łagodnym sprzeciwem, a może nawet zgodą na pluralizm światopoglądowy, jak to obserwujemy w Irlandii.

Oko i ucho Franciszka

W polskich mediach już od miesięcy pojawiają się spekulacje na temat możliwych następców Gądeckiego i Jędraszewskiego, których szanse są oceniane w kontekście dość konserwatywnego episkopatu.

Jak się wydaje, zbyt mało miejsca poświęca się sprawie dość oczywistej, czyli nuncjaturze. To właśnie nuncjatura, którą od 1989 do 2010 roku kierował abp Józef Kowalczyk, miała dotąd decydujący głos w obsadzie głównych stanowisk w episkopacie.

Oczywiście, do 2005 roku działo się to w ścisłym porozumieniu z polskim papieżem, któremu doradzał jego sekretarz Stanisław Dziwisz. Kowalczyk z Dziwiszem rozdawali karty również po śmierci Jana Pawła II, za pontyfikatu Benedykta XVI i na początku obecnego pontyfikatu Franciszka. Jak się wydaje, w ostatnich latach to się zmienia. Franciszek zaczyna tracić cierpliwość wobec coraz liczniejszych zaniedbań, jakich dopuszczają się polscy biskupi.

Coraz większą rolę zaczynają także odgrywać mianowani przez Franciszka kardynałowie polscy. Dwóch z nich reprezentuje młode pokolenie: to abp Grzegorz Ryś (ur. 1964), który został kardynałem w roku ubiegłym i tylko o rok starszy Konrad Krajewski, który został kardynałem już w 2013 roku. Pozostali – kard. Stanisław Ryłko (ur. 1945) i nieco młodszy kard. Kazimierz Nycz (ur. 1950) są tuż przed wiekiem wykluczającym z konklawe i w obecnych rozgrywkach nie będą brali udziału. Tym bardziej, że Ryłko już dwa lata temu został odsunięty przez papieża Franciszka od zarządzania majątkiem papieskiej bazyliki Matki Bożej Większej (Santa Maria Maggiore) pod zarzutem niegospodarności. Nycz natomiast wycofuje się z życia kościelnego z powodów zdrowotnych.

Prawdopodobnie to Krajewski i Ryś będą uchem i okiem Franciszka i zapewne to ich podpowiedzi będą miały decydujący wpływ na ocenę potencjalnych kandydatów na kluczowe stanowiska w Episkopacie. Dotyczy to również obsady dwu najważniejszych diecezji w Krakowie i Warszawie, w których w najbliższym czasie dojdzie do zmian.

Nuncjusz Filipazzi robi porządki

Teoretycznie nadal najwięcej do powiedzenia w kwestii wyboru kierownictwa episkopatu ma nuncjusz. Aktualnie jest nim mianowany na to stanowisko 8 sierpnia 2023 roku abp Antonio Guido Filipazzi. Zaraz po nominacji nuncjusz podkreślał swoją więź z Janem Pawłem II. „Kiedy został wybrany na papieża, byłem w niższym seminarium. Dorastałem w czasie jego pontyfikatu”.

To oczywiście słowa kurtuazyjne i bez większego znaczenia. Znacznie ciekawsza jest sformułowana przez Filipazziego prośba: „Proszę także o modlitwę, aby moja misja była prowadzona dla dobra wszystkich, zwłaszcza aby to, co Stolica Apostolska ma jako cel pracy nuncjatury w różnych częściach świata, zostało zrealizowane“.

O tym, że Filipazzi traktuje poważnie wytyczne z Watykanu, świadczą ostatnie dymisje biskupów z diecezji w Sosnowcu i Szczecinie. Biskup sosnowiecki Grzegorz Kaszak odszedł po tym, jak jeden z podległych mu księży zorganizował w Dąbrowie Górniczej orgię seksualną, podczas której nie wpuścił ratowników pogotowia ratunkowego do nieprzytomnego sex workera. Natomiast arcybiskup metropolita szczecińsko-kamieński Andrzej Dzięga stracił stanowisko w związku z kryciem przez wiele lat notorycznego pedofila ks. Andrzeja Dymera.

W oficjalnych komunikatach próżno szukać prawdziwych powodów ich odejścia, mowa jest tam o „złożeniu rezygnacji, którą papież Franciszek przyjął”. W przypadku Kaszaka stało się to w październiku 2023 roku, a w przypadku Dzięgi w lutym 2024 roku.

Po naciskach mediów nuncjatura doprecyzowała, że do rezygnacji Dzięgi doszło wskutek braku przestrzegania zaleceń papieskiego dokumentu „Vos estis lux mundi” („Wy jesteście światłem świata”). Mówiąc wprost, chodzi o krycie przestępstw pedofilów w sutannach i to nie tylko wspomnianego Dymera, ale również innych księży w diecezji sandomierskiej, gdzie wcześniej Dzięga był ordynariuszem.

Z tych samych przyczyn 9 marca 2024 roku stanowisko stracił bp łowicki Andrzej Dziuba, który przez 25 lat krył księdza – przestępcę seksualnego – przenosząc go na kolejne parafie. Tym razem nuncjatura otwarcie napisała o powodach odwołania: „zostały stwierdzone trudności w zarządzaniu diecezją, a w szczególności zaniedbania w prowadzeniu spraw o wykorzystywanie seksualne popełnione przez niektórych duchownych wobec osób niepełnoletnich, co potwierdziło postępowanie Stolicy Apostolskiej”.

Za czy przeciw reformom Franciszka

Jednak nie tylko o naganne czy wręcz przestępcze zachowania hierarchów chodzi. Znacznie poważniejsze jest opowiedzenie się za lub przeciw proponowanym przez Franciszka reformom Kościoła w duchu soboru watykańskiego II. Do tej pory był to temat zupełnie nieobecny w świadomości polskich biskupów, których zdecydowana większość żyje w czasach ideologicznej konfrontacji nie tylko z czasów PRL-u, ale wręcz z okresu kontrreformacji. Stąd zupełny brak słuchu na zmiany proponowane nie tylko przez Franciszka, ale i Dykasterię Nauki Wiary, którą od lipca 2023 roku kieruje kardynał Victor Manuel Fernandez.

Chodzi tutaj przede wszystkim o toczący się proces synodalny, którego celem jest większa demokratyzacja struktur kościelnych i większy udział świeckich, a zwłaszcza kobiet w procesach decyzyjnych. Podobnie deklaracja „Fiducia supplicans” opublikowana w grudniu 2023 roku przez Fernandeza z aprobatą Franciszka, dopuszczająca możliwość błogosławienia przez księży par homoseksualnych, wywołała w polskim Kościele konsternację i otwarty sprzeciw.

Należy więc widzieć zbliżające się wybory do prezydium Episkopatu Polski jako jeden z elementów konfrontacji z argentyńskim papieżem.

Przypomnijmy, że jednym z sekretarzy Dykasterii Nauki Wiary jest abp Charles Scicluna, znany nie tylko z radykalnych poglądów w sprawie nadużyć seksualnych kleru wobec nieletnich, ale również z głośnej medialnie propozycji zniesienia obowiązkowego celibatu dla księży.

„Demos” atakuje papieża

Trzeba przy tym pamiętać, że papież Franciszek nie przestaje być celem ataku przeciwników jego reformy Kościoła katolickiego. Dwa lata temu wiele dyskusji wzbudził paszkwil zatytułowany „Demos”, napisany przez anonimowego kardynała (później okazało się, że był to jeden z najbliższych współpracowników Franciszka, zmarły przed rokiem kardynał George Pell). Autor brutalnie atakował urzędującego papieża, nazywając jego pontyfikat „katastrofą” i domagając się jego abdykacji. Zarzuty koncentrowały się wokół liberalizacji nauczania w kwestii homoseksualizmu i propozycji kapłaństwa kobiet.

Ostatnio pojawił się równie brutalny atak zatytułowany Demos II, który wzmacnia jeszcze tezy poprzednika. Co więcej, tekst ukazał się jednocześnie w wielu językach, co świadczy o tym, że atak na Franciszka ma charakter globalny. Tym razem przybrał on charakter „podsumowania” 11 lat pontyfikatu Franciszka. Jego autor zarzuca Franciszkowi autokratyczny styl rządzenia, tworzenie podziałów i konfliktów, co „podważa zaufanie do Słowa Bożego i osłabia ewangeliczne świadectwo”.

Jestem przekonany, że ten tekst już stał się lekturą obowiązkową dla polskich biskupów. Nie jest też wykluczone, że zachęci niektórych z nich do postawienia na kurs konfrontacyjny z papieżem Franciszkiem.

Polak jaki jest, każdy widzi

Czy zmiany personalne na szczytach władzy doprowadzą biskupów do głębszej refleksji na temat stanu polskiego katolicyzmu? Istnieje wiele powodów, by zachować w tej sprawie sceptycyzm.

Odwołam się do znanego przysłowia: krawiec kraje, ile mu materii staje. A materia, z jakiej ma być skrojone przywództwo polskiego Kościoła, nie wygląda imponująco. Na giełdzie pojawia się kilka mniej lub bardziej rozpoznawalnych nazwisk biskupów diecezjalnych, bo to oni tylko będą brani pod uwagę (po odejściu Dzięgi i Kaszaka jest ich obecnie 42).

Wybieram pierwsze z brzegu spekulacje jednego z portali katolickich: „Największe szanse wydają się mieć: kard. Grzegorz Ryś, abp Adrian Galbas i abp Wojciech Polak. Do tego grona dopisałbym jeszcze bp. Andrzeja Czaję, ordynariusza diecezji opolskiej, który choć nie jest arcybiskupem, wydaje się postacią dobrze znaną i potrafiącą zjednywać sobie przychylność opinii publicznej. Nie jest to czynnik bez znaczenia w przypadku roli, jaką jest bycie przewodniczącym KEP”.

W przypadku wymienionej czwórki trudno mówić o charyzmatycznych osobowościach. Ryś znany jest z licznych publikacji naukowych i popularyzujących doktrynę kościelną, jednak jego głos w sprawach istotnych społecznie jest praktycznie niesłyszalny. Galbas niczym specjalnym się nie zapisał, poza tym, że jest chętny do rozmowy z dziennikarzami i nie jest mu straszny nowy rząd. Polak jaki jest, każdy widzi: jeśli musi, to coś powie, a jak nie, to nie. Budzący sympatię środowisk tzw. Kościoła otwartego Czaja również niczego znaczącego nie dokonał.

Mam poczucie, że w ogóle polscy biskupi jedynie potwierdzają przeprowadzony przed dwoma laty sondaż OKO.press, z którego wynika, że są autorytetem jedynie dla 2 procent ankietowanych. Znaczenie zbliżającego się „polskiego konklawe” jest mniej więcej na tym właśnie poziomie.

Wcale to jednak nie oznacza, że nie należy się nim zajmować. Wprost przeciwnie,

Kościół rzymsko-katolicki pozostaje ciągle instytucją społecznie istotną, ale jej znaczenia nie należy łączyć z biskupami.

Czas na sygnalistów

Nie ulega wątpliwości, że Kościół katolicki w Polsce znalazł się w głębokim kryzysie. W przeddzień wyborów nowych władz episkopatu papież Franciszek powinien podjąć radykalne kroki, by go uzdrowić. Jedyną szansą na odrodzenie jest nominowanie nowych biskupów spoza obecnie rządzących koterii.

Taka możliwość istnieje, bo mimo zdominowania obecnego episkopatu przez biskupów konserwatywnych, pozostających w jawnym (choć nie wyrażonym werbalnie) konflikcie z obecną linią odnowy Kościoła, istnieje realna alternatywa, która z całą pewnością znajdzie poparcie polskiego społeczeństwa. Stanowią ją księża sygnaliści, którzy od lat bezskutecznie zwracają uwagę na patologie w Kościele.

Niektórzy z nich są wykładowcami na Wydziałach Teologicznych lub prezentują wysokie standardy moralne w pracy duszpasterskiej. Są jednak marginalizowani, a nawet szykanowani przez biskupów, wbrew zaleceniom Stolicy Apostolskiej. Na początku lutego pojawiła się informacja, że Watykan stworzył specjalne warunki właśnie dla sygnalistów, którzy mogą zgłaszać przykłady nadużyć i korupcji w instytucjach kościelnych. Gwarantuje się im bezpieczeństwo, a adres mailowy, na który mogą pisać i zgłaszać swoje uwagi, został podany do publicznej wiadomości.

Być może ta praktyka obejmie również instytucje kościelne w Polsce, a układ stworzony przez Kowalczyka i Dziwisza wreszcie zostanie rozbity.

O księżach sygnalistach i układzie, z którym walczą, pisze obszernie Ignacy Dudkiewicz w książce „Pastwisko. Jak przeszłość, strach i bezwład rządzą polskim Kościołem”. To książka napisana z perspektywy wewnątrzkościelnej, ale wyraźnie widać w niej, jak głos biskupów (jedenastu z nich zdecydowało się na rozmowę z autorem) jest oderwany nie tylko od rzeczywistości społecznej, kulturowej i politycznej kraju. To, co mówią, zupełnie nie pokrywa się z tym, z czym zmaga się kierowana teoretycznie przez nich instytucja. Sygnaliści, tacy jak ks. Adam Śnieżyński czy ks. Andrzej Kobyliński, opowiedzieli się po stronie skrzywdzonych, za co zostali praktycznie wykluczeni ze wspólnoty kościelnej, i to zarówno przez swoich biskupów, jak i innych księży.

Diagnoza Dudkiewicza jest zbliżona do tego, co o Kościele pisał w „Systemie kościelnym” Tomasz Polak. Czytana w tej chwili, a więc w przeddzień wyborów do prezydium episkopatu, ma charakter dramatycznego wezwania do odnowy.

Pięć patologii polskiego Kościoła

W czym niedomaga polski Kościół katolicki i z czym będą się zmagać następcy dzisiejszych włodarzy tej instytucji?

Najważniejsze patologie, z którymi należy się w pierwszej kolejności rozprawić (na pewno nie zrobią tego sami biskupi), obejmują pięć wymiarów działalności Kościoła katolickiego w Polsce:

  1. Opowiedzenie się za jedną, skrajnie konserwatywną i nacjonalistyczną opcją polityczną przy jednoczesnym zaniedbywaniu troski o ludzi wykluczonych w wyniku społecznych i politycznych transformacji. Dominującym językiem jest mowa nienawiści: homofobiczny, ksenofobiczny i szowinistyczny język.
  2. Całkowite milczenie w sprawach nadużyć ekonomicznych, politycznych i społecznych rządzącej w latach 2015-2023 koalicji, która doprowadziła do zniszczenia klasycznego podziału władzy na sądowniczą, ustawodawczą i wykonawczą. W praktyce doszło do stworzenia autorytarnego, opartego na korupcji i klientelizmie systemu, który był współtworzony przez hierarchów katolickich. Dopiero po wyborach 15 października 2023 roku, przegranych przez Zjednoczoną Prawicę (mimo ogromnego poparcia kleru katolickiego), Polska odbudowuje struktury demokratycznego państwa (nie bez sprzeciwu niektórych hierarchów).
  3. Stworzenie patologicznego systemu edukacji seminaryjnej, której celem było i jest tłumienie niezależności myślenia, antyintelektualizm i całkowite podporządkowanie się autorytetowi biskupa. Zupełny brak recepcji nauczania papieża Franciszka, zwłaszcza w sprawie imigrantów i uchodźców oraz koniecznej odnowy teologicznej refleksji. Dominacja teologii kontrreformacyjnej w duchu soborów trydenckiego i watykańskiego I, przy niemal całkowitym pominięciu zmian, jakie zaszły na soborze watykańskim II. Ten apologetyczny nurt w teologii jest połączony z selektywnym (brak odniesień do dialogu z innymi religiami i do nauki społecznej) przedstawianiem nauczania Jana Pawła II, zwłaszcza w dziedzinie moralności seksualnej. Jest ono przyjmowane niemal jako nieomylne i powszechnie obowiązujące.
  4. Niemal całkowita utrata kontaktu z młodym pokoleniem Polaków, co doprowadziło do tego, że młodzież polska jest liderem procesów sekularyzacyjnych na świecie.
  5. Brak systemowej woli rozliczenia nadużyć seksualnych wobec nieletnich ze strony kleru katolickiego, a zwłaszcza biskupów, mimo istnienia jawnych wskazówek papieża Franciszka z maja 2019 roku, zawartych w „Vos estis lux mundi”, który w polskich realiach pozostał martwą literą.

Jeśli się tego nie zmieni, to w najbliższych latach Polska nie tylko przestanie być krajem katolickim (jak to się stało w Irlandii), ale dołączy do czołówki najbardziej zsekularyzowanych społeczeństw europejskich. Żadne zmiany we władzach episkopatu tego procesu nie zatrzymają, jeśli nie zmieni się mentalność kierujących polskim Kościołem katolickim hierarchów.

Masa krytyczna sprzeciwu

Jak mówi ksiądz Adam Śnieżyński, jeden z sygnalistów cytowanych przez Dudkiewicza: „Zmiany personalne są śmiechu warte. Jeżeli po kimś, kto funkcjonuje patologicznie, przychodzi ktoś, kto działa inaczej, to poprawa jest. Ale nie jest to zmiana systemowa (...), bo ci, którzy przychodzą, są emanacją poprzedników. Wąski krąg sprawujących władzę decyduje, kto będzie do niej dopuszczony. Osoby inaczej myślące są wykluczane”.

I jeszcze jedna uwaga natury ogólnej z „Pastwiska”: „Wszędzie tam, gdzie doszło do »porządków«, takich jak w Stanach Zjednoczonych, we Francji, w Chile czy Irlandii, inicjatorami zmian nie były kuria rzymska, watykańskie służby dyplomatyczne czy lokalni hierarchowie. Do porządków dochodzi tam, gdzie presja oddolna (wśród wiernych) oraz zewnętrzna (przede wszystkim mediów, ewentualnie państwa) jest zbyt silna, by ją zignorować.

Jeśli Franciszek ma mocniej skupić się na sytuacji Kościoła w Polsce i odpowiedzialności hierarchów za nadużycia, musi dojść do wytworzenia odpowiedniej masy krytycznej sprzeciwu w polskim Kościele i społeczeństwie”.

No właśnie. Do zmian w Kościele dojdzie tylko wtedy, gdy społeczeństwo mu w tym pomoże.

„NIEDZIELA CIĘ ZASKOCZY” to cykl OKO.press na najspokojniejszy dzień tygodnia. Chcemy zaoferować naszym Czytelniczkom i Czytelnikom „pożywienie dla myśli” – analizy, wywiady, reportaże i multimedia, które pokazują znane tematy z innej strony, wytrącają nasze myślenie z utartych ścieżek, niepokoją, zaskakują właśnie.

;
Na zdjęciu Stanisław Obirek
Stanisław Obirek

Teolog, historyk, antropolog kultury, profesor nauk humanistycznych, profesor zwyczajny Uniwersytetu Warszawskiego, były jezuita, wyświęcony w 1983 roku. Opuścił stan duchowny w 2005 roku, wcześniej wielokrotnie dyscyplinowany i uciszany za krytyczne wypowiedzi o Kościele, Watykanie. Interesuje się miejscem religii we współczesnej kulturze, dialogiem międzyreligijnym, konsekwencjami Holocaustu i możliwościami przezwyciężenia konfliktów religijnych, cywilizacyjnych i kulturowych.

Komentarze