0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Foto Eric PIERMONT / AFPFoto Eric PIERMONT /...

Sześćdziesiąt dni po wyborach parlamentarnych prezydent Francji Emmanuel Macron powołał nowego premiera. Został nim polityk centroprawicowej partii Republikanie, bardzo dobrze znany na arenie europejskiej dwukrotny komisarz UE oraz główny negocjator brexitu Michel Barnier.

Tym samym zakończył się najdłuższy w historii Francji okres przejściowy między rezygnacją poprzedniego a powołaniem nowego szefa rządu.

Barnier musi teraz sformować rząd oraz może, ale nie musi, zabiegać o wotum zaufania dla niego we francuskim Zgromadzeniu Narodowym. Francuska konstytucja nie wymaga bowiem zatwierdzenia nowego rządu w takim głosowaniu.

Konstytucja daje jednak możliwość partiom politycznym złożenia wniosku o wotum nieufności wobec premiera i obalenie go jeszcze zanim na dobre zacznie rządzić. Aby przejść, taki wniosek musi zdobyć poparcie bezwzględnej większości, czyli 289 członków Zgromadzenia Narodowego.

Najważniejsze pytanie, przed którym stoi teraz Francja, jest takie: czy lewica i skrajna prawica dogadają się, by wspólnie obalić nowego premiera?

Lewica, która zdobyła w wyborach najlepszy wynik, już ogłosiła, że nie popiera kandydatury Barniera i planuje wniosek o wotum nieufności. Marine Le Pen (na zdjęciu powyżej) oraz Jordan Bardella, szefowie Zjednoczenia Narodowego, zadeklarowali, że ich partia swoją decyzję uzależnia od tego, co Barnier zaprezentuje w orędziu.

Los francuskiego rządu leży więc w rękach partii Le Pen. Rosnącą skrajną prawicę coraz trudniej utrzymać z dala od władzy w Europie.

Przeczytaj także:

Pedant bez polotu?

Michel Barnier to bardzo doświadczony i znany we Francji polityk konserwatywny, członek partii Republikanów, która należy do Europejskiej Partii Ludowej.

Republikanie to partia liberalno-konserwatywna, spadkobierczyni tradycji gaullizmu. Ostatnio było o niej głośno, bo jej przewodniczący Eric Ciotti zaledwie dzień po wyborach europejskich potajemnie spotkał się z szefostwem Zjednoczenia Narodowego, by rozmawiać o wspólnym starcie w przedterminowych wyborach parlamentarnych.

Ciotti został usunięty ze stanowiska, bo pozostali członkowie partii nie popierali pomysłu współpracy ze skrajną prawicą. Ochrona państwa przed rządami skrajnej prawicy to jeden z najważniejszych elementów tożsamościowych tych, któzy chcą uchodzić za gaullistów.

Wysoki, siwy mężczyzna w granatowym garniturze gestykuluje prawą ręką w trakcie przemówienia do mikrofonu przed budynkiem Hotelu Matignon, oficjalnej siedziby premiera Francji
Michel Barnier przemawia po otrzymaniu nominacji na premiera. Paryż, 5 września 2024. Foto STEPHANE DE SAKUTIN / POOL / AFP

Barnier już czterokrotnie pełnił funkcję członka rządu we Francji. W latach 1993-1995 był ministrem środowiska, 1995-1997 ministrem ds. europejskich, 2004-2005 ministrem spraw zagranicznych oraz w latach 2007-2009 ministrem rolnictwa.

Dwukrotnie pełnił też funkcję komisarza w Komisji Europejskiej. W latach 1999-2004 w komisji Romana Prodiego zajmował stanowisko komisarza ds. polityki regionalnej, a w latach 2010-2014, w drugiej komisji José Manuela Barroso, był komisarzem ds. rynku wewnętrznego i usług.

W 2014 stanął też w wyścigu o fotel przewodniczącego Komisji Europejskiej, ale przegrał z Jean-Claude Junckerem. To Juncker w 2016 roku powierzył mu rolę głównego negocjatora do spraw brexitu, podkreślając, że potrzebuje „doświadczonego polityka, który sprosta trudnemu zadaniu”. Tę funkcję Barnier pełnił do połowy 2021 roku.

Te sukcesy na arenie europejskiej we Francji spotykały się z lekkim niedowierzaniem.

Jego skrupulatność, metodyczność i przywiązanie do szczegółów francuscy dziennikarze opisywali jako nudne i świadczące o „braku intelektualnego polotu”.

Na forum UE właśnie za to – i za trzymanie emocji na wodzy – był szczególnie ceniony.

Piewca porządku

Barnier to bardzo konserwatywny polityk, gaullista. Prezentując jego sylwetkę, francuskie media przywołują wiele wypowiedzi z okresu, gdy starał się o uzyskanie nominacji Republikanów do startu w wyborach prezydenckich w 2022 roku. To wówczas miał proponować m.in. wstrzymanie imigracji spoza UE do Francji na okres od trzech do pięciu lat i referendum ws. zaostrzenia polityki migracyjnej.

W odniesieniu do UE na forum krajowym uprawiał narrację suwerennościową, charakterystyczną dla europejskiej narodowo-konserwatywnej i skrajnej prawicy. Sugerował, że Francja powinna odzyskać część swojej „prawnej suwerenności” i być w stanie ignorować niektóre wyroki Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej oraz Europejskiego Trybunału Praw Człowieka, czym szokował partnerów na forum UE.

Gdy w lipcu 2023 Francją wstrząsały zamieszki po zastrzeleniu przez policję 17-latka na przedmieściach Paryża, Barnier wzywał, że „Francja potrzebuje przywrócenia porządku – na ulicach, na granicach, w krajowym budżecie”.

Przed tegorocznymi wyborami parlamentarnymi wzywał partie centrowe i prawicowe do zagwarantowania, że „we Francji szanowani będą Francuzi”. W przemowie po ogłoszeniu jego nominacji przez prezydenta Emmanuela Macrona w czwartek 5 września mówił, że „Francja potrzebuje radykalnych zmian”, bo znajduje się w „bardzo ważnym i trudnym momencie”.

„Najważniejsze kwestie, którym trzeba stawić czoła po wyborach, są migracja, stan finansów publicznych oraz odbudowa zdolności produkcyjnych francuskiego przemysłu i rolnictwa” – stwierdził. Te postulaty są bardzo zbliżone do postulatów skrajnej prawicy, która opowiada się za protekcjonizmem gospodarczym i przeciwdziałaniu skutkom globalizacji.

Francuscy komentatorzy mówią, że Barnier wyciągnął wnioski z brexitu.

Wie, że nie można ignorować nastrojów społecznych, bo w ten sposób zostawia się pole tym, którzy na ich bazie są gotowi wcielać w życie antysystemowe polityki.

Przejmowanie narracji skrajnej prawicy przez partie mainstreamu to jedna z podstawowych form powstrzymywania skrajnej prawicy od dojścia do władzy. Ale to obusieczny miecz.

Takie działanie prowadzi do wzmocnienia legitymizacji często antydemokratycznych lub niezgodnych z prawami człowieka postulatów i normalizacji skrajnie prawicowego dyskursu.

Nie dla kandydatki lewicy

Na giełdzie nazwisk kandydatów do fotela premiera Francji Michel Barnier pojawił się dopiero w środę 4 września po południu, dzień przed ogłoszeniem jego nominacji. Jako pierwszy poinformował o tym serwis Politico. Ogłaszając nominację Barniera, Pałac Elizejski informował, że Barnier daje szansę na zdobycie „najszerszego możliwego poparcia”.

W sumie pretendentów do fotela premiera Francji było czworo.

Pierwszą kandydatką była zaproponowana przez zwycięzcę wyborów, Nowy Front Ludowy, koalicję partii lewicowych, 37-letnia ekonomistka Lucie Castets, dyrektorka finansowa paryskiego ratusza. Jednak prezydent Macron nie zgodził się powołać jej na stanowisko, argumentując, że „nie chce powierzać misji formowania rządu komuś, kto nie uzyska szerokiego poparcia”.

Lewicowa koalicja złożona z Francji Niepokornej Jean Luc Melenchona, Partii Socjalistycznej, Zielonych oraz Partii Komunistycznej, zwana Nowym Frontem Ludowym w nawiązaniu do Frontu Ludowego, przedwojennej koalicji partii lewicowych we Francji zawiązanej w odpowiedzi na ekspansję faszyzmu w Europie, uznała decyzję Macrona za przejaw „tendencji antydemokratycznych” i zapowiedziała, że nie poprze kandydatury wskazanej przez prezydenta.

Następnie Macron rozważał powierzenie roli premiera socjaliście, byłemu premierowi Bernardowi Cazeneuve z czasów prezydentury Francois Hollande'a, licząc na to, że może uda mu się uzyskać poparcie lewicy. Cazeneuve, do 2022 roku członek Partii Socjalistycznej, a od 2023 lider własnego centrolewicowego ugrupowania Porozumienie, miał przyciągnąć zarówno część głosów lewicy, jak i prawicy, a także zdobyć poparcie deputowanych Odrodzenia.

Ale jak podaje Politico, poparcia dla kandydatury Cazeneuve’a odmówiła zarówno lewica, w tym Partia Socjalistyczna, jak i skrajna prawica. Jego kandydatura straciła więc sens.

Nie mając szans na zyskanie poparcia lewicy, Macron sięgnął więc po kandydata z prawej strony sceny politycznej. Tym samym nieformalny i wymuszony sytuacją sojusz między koalicją prezydencką a blokiem lewicy zawiązany przed drugą turą wyborów, dzięki któremu udało się powstrzymać zwycięstwo skrajnej prawicy, odszedł w zapomnienie.

Telefon do Le Pen

Zanim pojawił się Barnier, Macron testował jeszcze poparcie dla kandydatury szerzej nieznanego 62-letniego szefa Rady Gospodarczej, Społecznej i Środowiskowej, Thierry’ego Beaudeta, oraz jednego z bardzo znanych polityków prawicy, byłego członka Republikanów Xaviera Bertranda. Obaj jednak nie mieli szansy na większościowe poparcie.

Jak ustalił dziennik „Le Monde”, prezydent Macron prowadził bardzo szerokie konsultacje ze wszystkimi siłami francuskiej sceny politycznej. W tym we wtorek 3 września rozmawiał telefonicznie z byłą szefową Zjednoczenia Narodowego Marine Le Pen. Jak wynika z ustaleń dziennika, Le Pen zaoponowała wobec kandydatury Beaudeta oraz Bertranda, a dość pozytywnie wyraziła się o kandydaturze Barniera. Jak wynika z relacji dziennika, za „obiecujące” uznała jego poglądy na kwestie migracyjne oraz krytyczne podejście do niektórych regulacji europejskich.

Była szefowa Zjednoczenia Narodowego miała też przedstawić warunki poparcia dla nowego rządu: wprowadzenie rozwiązań, które doprowadzą do zwiększenia siły nabywczej francuskich wynagrodzeń, wzmocnienie bezpieczeństwa wewnętrznego Francji oraz ograniczenie imigracji. Zjednoczenie Narodowe domaga się też „szacunku dla deputowanych partii”.

Postulaty Le Pen powtórzył aktualny przewodniczący Zgromadzenia Narodowego, Jordan Bardella, we wpisie w mediach społecznościowych, który opublikował po ogłoszeniu nominacji dla Barniera.

“(…) 11 milionów wyborców Zjednoczenia Narodowego zasługuje na szacunek – to nasz główny wymóg. [Nowego premiera] ocenimy na podstawie jego działań i orędzia. Domagamy się podjęcia działań w najbardziej palących kwestiach – siły nabywczej wynagrodzeń, bezpieczeństwa i imigracji. Zastrzegamy sobie możliwość podjęcia wszelkich działań, jeśli te kwestie nie zostaną podjęte w najbliższych tygodniach” – napisał Bardella.

Wygląda na to, że Barnier będzie starał się przynajmniej częściowo sprostać oczekiwaniom skrajnej prawicy. Przyjmując nominację, wezwał do „poszanowania wszystkich sił politycznych we Francji”.

Nie można wykluczyć wotum nieufności

Francuska konstytucja nie wyznacza terminu, kiedy musi zostać zaprezentowany nowy rząd. „Le Monde” podlicza, że ostatnim premierom powołanym przez Macrona – Elisabeth Borne oraz Gabrielowi Attalowi – zajęło to najwyżej kilka dni.

We francuskim systemie politycznym premier jest postacią bardzo drugoplanową. Dla możliwości rządzenia istotna jest jednak kwestia dobrej współpracy między prezydentem, rządem i parlamentem. A to sprawia, że tak jak w klasycznym systemie parlamentarno-gabinetowym, takim jak np. Polska, rządzi się łatwiej, gdy ma się większość w parlamencie.

Zgodnie z konstytucją ministrowie powoływani są przez prezydenta na wniosek premiera. W praktyce oznacza to, że prezydent ma wpływ na kształt gabinetu – wybór ministrów jest kompromisem między prezydentem a premierem. Rząd będzie zatem układany tak, by zbudować dla niego większościowe poparcie w Zgromadzeniu Narodowym i uniknąć ryzyka, że przepadnie w ewentualnym głosowaniu wotum nieufności.

Jak pisze Le Monde, niewykluczone, że na stanowiskach zostanie kilku ministrów rządu Gabriela Attala w przeszłości kojarzonych z prawicą, np. odpowiedzialna na kulturę była polityczka Republikanów Rachida Dati czy minister spraw wewnętrznych Gérald Darmanin, także w przeszłości związany z gaullistami.

We Francji minister nie musi wygłaszać orędzia i nie musi prosić o wotum zaufania.

Premierzy, którzy nie mieli większościowego poparcia w Zgromadzeniu Narodowym, tacy jak powołana przez prezydenta Macrona w maju 2022 roku Elisabeth Borne oraz powołany w 2024 roku Gabriel Attal, nie podejmowali tego ryzyka.

Zgłaszane przez opozycyjne partie – głównie lewicę i skrajną prawicę – wnioski o wotum nieufności wobec tych premierów, nie zyskiwały poparcia niezbędnego do obalenia rządu. Działo się tak przede wszystkim dlatego, że opozycja nie była w stanie zjednoczyć się nawet w tym celu.

Dlatego i teraz mało prawdopodobne wydaje się, by formacje te zdecydowały się na taką współpracę, chociaż wykluczyć tego nie można.

Kto popiera Barniera?

W obecnym Zgromadzeniu Narodowym rozkład sił wygląda następująco:

  • Nowy Front Ludowy (NFP) złożony z Francji Niepokornej, Zielonych, Partii Socjalistycznej oraz Partii Komunistycznej ma 182 miejsca w zgromadzeniu,
  • złożony z Odrodzenia, Ruchu Demokratycznego i centroprawicowego ugrupowania Horizons blok prezydenta Macrona Razem dla Republiki (ENS) ma 168 miejsc,
  • skrajnie prawicowe Zjednoczenie Narodowe Marine Le Pen i Jordana Bardelli ma 143 miejsca,
  • centroprawicowi Republikanie (LR – EPL) mają 46 miejsc,
  • niezrzeszeni mają 38 miejsc, w tym posłowie o orientacji prawicowej – 14, lewicowej – 13, centrowej – 6.

Kandydaturę Barniera na pewno popiera koalicja prezydencka i Republikanie, którzy mają w sumie 214 głosów w Zgromadzeniu Narodowym. Opozycyjna wobec Macrona lewica i skrajna prawica mają w sumie 325 głosów – wystarczająco, by obalić nowy rząd.

Zgłaszanie wotum nieufności wobec premiera reguluje 49 artykuł francuskiej konstytucji. Najpierw wnioskodawcy muszą zebrać podpisy jednej dziesiątej wszystkich posłów, a więc 58 osób (francuskie Zgromadzenie Narodowe liczy 577 członków). Muszą to zrobić, zanim nowy parlament zbierze się na pierwszą sesję. W tym przypadku do 1 października.

Chyba że prezydent Macron zwoła nadzwyczajne posiedzenie we wcześniejszym terminie, wówczas muszą zdążyć przed rozpoczęciem sesji.

Gdy wniosek zostanie złożony, głosowanie musi się odbyć w ciągu 48 godzin. Aby zmusić rząd do rezygnacji, wniosek musi poprzeć 289 posłów. Wówczas prezydent jest zmuszony mianować nowego premiera.

Układanie się prezydenta Macrona ze skrajną prawicą wzbudziło bardzo szeroką krytykę we Francji. Były prezydent Francji, socjalista Francois Hollande podkreślił, że powołanie Barniera na premiera oznacza „jeszcze głębszy skręt Francji na prawo”, niż do tej pory proponowany przez prezydenta Macrona. Hollande skrytykował też to, że „republikanie, którzy mieli trzymać skrajną prawicę z dala od władzy”, zgadzają się na przyznanie partii Le Pen roli tzw. kingmakera w procesie powoływania nowego rządu. Hollande podkreślił, że to jawne przeciwstawienie się republikańskiemu etosowi.

Liderka Zielonych Marine Tondelier stwierdziła, że powołanie na premiera przedstawiciela środowiska, które tak marnie wypadło w wyborach, to „skandal”. Lider Francji Niepokornej Jean Luc Mélenchon powiedział, że „wybory zostały skradzione Francuzom” – cytuje Le Monde.

Kłopoty partii centrum

Ale trudna prawda jest taka: kurczącemu się na skutek polaryzacji politycznemu centrum coraz trudniej formować rządzące większości bez poparcia choć części radykalnych środowisk. Czy to z prawej, czy z lewej strony. Francja jest tylko kolejnym takim przypadkiem.

Od 2022 roku Szwecją rządzi mniejszościowy rząd centroprawicy i liberałów, który jest w stanie sprawować władzę tylko dzięki poparciu antyimigranckich narodowych konserwatystów, Szwedzkich Demokratów, którzy u swoich początków mieli silne powiązania z neonazizmem.

Lider partii Jimmie Åkesson – jeszcze przed wojną w Ukrainie – nie był pewien, czy woli Bidena, czy Putina. Åkesson deklarował w tym roku, że przy następnych wyborach parlamentarnych w 2026 roku nie pójdzie już na taki układ z Moderatami, chrześcijańskimi demokratami i liberałami jak podczas wyborów w 2022 roku, że zgodził się na brak miejsca w rządzie. Przy następnych wyborach będzie domagał się stanowisk dla polityków swojej partii.

W Holandii, by powstrzymać realizację radykalnych polityk przez zwycięzcę wyborów, skrajnie prawicową Partię Wolności Geerta Wildersa, do rządu zdecydowali się dołączyć m.in. liberałowie z Partii Ludowej na rzecz Wolności i Demokracji byłego premiera Marka Ruttego. Ściągnęli tym na siebie ogromną krytykę. Członkom koalicji udało się jednak powstrzymać Wildersa przed wejściem do rządu i realizacją najbardziej skrajnych zapowiedzi.

W wielu krajach partie centroprawicowe ratują się też przed konkurencją ze strony skrajnej prawicy, przejmując ich retorykę. Mogliśmy to obserwować w 2023 roku przed wyborami parlamentarnymi w Polsce, gdy zaostrzeniu uległa antyimigrancka retoryka demokratycznej opozycji.

Z podobnym zjawiskiem mamy do czynienia także w Niemczech, gdzie nastroje antyimigranckie były jednym z głównych czynników, które doprowadziły do zwycięstwa skrajnie prawicowej Alternatywy dla Niemiec (AfD) w wyborach do parlamentów krajów związkowych w Turyngii i Saksonii. Największa partia opozycyjna wobec rządu, centroprawicowa CDU/CSU, zaostrza retorykę antyimigracyjną. W ten sposób chce odpowiedzieć na niezadowolenie społeczne i powstrzymać tym samym wzrost skrajnej prawicy przed wyborami federalnymi w 2025 roku.

Przy rosnącym poparciu dla skrajnej prawicy, coraz trudniej utrzymać wokół niej kordon sanitarny.

;
Na zdjęciu Paulina Pacuła
Paulina Pacuła

Pracowała w telewizji Polsat News, portalu Money.pl, jako korespondentka publikowała m.in. w portalu Euobserver, Tygodniku Powszechnym, Business Insiderze. Obecnie studiuje nauki polityczne i stosunki międzynarodowe w Instytucie Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas przygotowując się do doktoratu. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i relacjach w Unii Europejskiej.

Komentarze