"Wyborcza" opisuje dziś mechanizm zbierania podpisów pod kandydaturami do neo-KRS i publikuje listę podpisów sędziów popierających kandydaturę Teresy Kurcyusz-Furmanik (na zdjęciu stoi na lewo od prezydenta Dudy) do Krajowej Rady Sądownictwa. OKO.press również niezależnie dotarło do zdjęć dokumentów z nazwiskami 32 sędziów podpisanych pod listą
"Gazeta Wyborcza" dotarła do pierwszego z pilnie poszukiwanych przez opinię publiczną dokumentów, czyli list sędziów, którzy poparli kandydatów do neo-KRS. Publikuje je dziś, w wydaniu z 6 lutego 2020. Dziennik ujawnia, kto poparł kandydaturę Teresy Kurcyusz-Furmanik, która w styczniu 2018 roku zebrała 32 (a więc więcej niż 25 wymaganych) podpisy sędziów z sądów, głównie ze Śląska i Poznania. Dodatkowo sędzia przedstawiła społeczną listę poparcia z podpisami 2130 obywateli (wymaganych jest co najmniej 2000 takich podpisów, zbierały je Kluby "Gazety Polskiej"). Jak pisaliśmy w OKO.press, Teresa Kurcyusz-Furmanik z Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Gliwicach starała się 4 razy o awans do Naczelnego Sądu Administracyjnego. Bezskutecznie. Teraz zaszła wysoko.
Publikacja "Wyborczej" stanowi sensację, bo listy z podpisami to jeden z największych sekretów państwa PiS. Kancelaria Sejmu trzyma ją w tajemnicy, mimo obligujących do ujawnienia danych wyroków Naczelnego Sądu Administracyjnego i Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Do utrzymania sekretu zaprzęgnięto Prezesa Urzędu Ochrony Danych Osobowych oraz Trybunał Konstytucyjny. Surowe represje spotkały olsztyńskiego sędziego Pawła Juszczyszyna, który nakazał Kancelarii Sejmu ujawnienie list.
3 lutego władze zdecydowały się ujawnić dane liczbowe dotyczące poparcia na listach, ale był to ruch pozorowany, z którego obywatele nie są w stanie wyciągnąć żadnych wniosków na temat legalności procesu zbierania podpisów. Kancelaria Sejmu wciąż uparcie odmawia ujawnienia nazwisk sędziów podpisanych pod kandydaturami do nowej KRS.
Niezależnie od publikacji "Wyborczej" OKO.press dotarło do dokumentów, na których podpisali się sędziowie popierający sędzię Teresę Kurcyusz-Furmanik. Podajemy wszystkie 32 nazwiska w kolejności takiej, jak widnieją na kolejnych dokumentach. Publikujemy je z krótkim opisem, kto jest kim.
Zdobyliśmy też osobny dokument, czyli kartę z podpisami 15 sędziów, którzy ustanawiają dla Kurcyusz-Furmanik pełnomocnika, czyli osobę odpowiedzialną za zebranie kolejnych podpisów, których musi być w sumie co najmniej 25. Tego bowiem wymaga procedura.
Pełnomocnikiem został Szczepan Prax, sędzia orzekający w WSA w Gliwicach.
14 podpisów pochodzi z Gliwic, gdzie w WSA pracowała sędzia Teresa Kurcyusz-Furmanik, z tego 7 z tego samego sądu WSA, a pozostałe z Sądów Rejonowych i Okręgowych. Kolejne 12 podpisów złożyli sędziowie z sąsiednich śląskich miejscowości: Rybnika (3), Katowic (2), Rudy Śląskiej (2), Wodzisławia Śląskiego (2), Chorzowa, Żorów i Tarnowskich Gór. Jak widać na mapie, wszystkie leżą blisko siebie, najdalej jest z Tarnowskich Gór do Wodzisławia Śląskiego (68 km).
Taka geografia podpisów sugeruje, że były one zbierane wśród osób znających się z pracy, na jednym terenie. To naturalna droga. Aż 26 podpisów śląskich to 80 proc. wszystkich.
Spośród 32 sędziów popierających Kurcyusz-Furmanik, aż 14 to obecni i w kilku przypadkach byli prezesi oraz wiceprezesi sądów śląskich. Większość z nich awans zawdzięcza ministrowi Ziobrze. Sędziowie z Poznania nie piastują funkcji kierowniczych.
Na liście uderza obecność sędziego Arkadiusza Cichockiego, jednego z barwniejszych bohaterów afery hejterskiej w ministerstwie sprawiedliwości. Cichocki emocjonalnie korespondował z internetową hejterką "Małą Emi", nie stronił od zabawnego (jeśli ktoś lubi czarny humor) patosu i karkołomnych metafor.
“Ja z Tobą do powstania pójdę jeśli trzeba" - zapewniał "Emi" sędzia Cichocki. "Z resztą chłopaków uzgodniliśmy, że i tak pochowają nas bezimiennie w zbiorowej mogile, więc my prawie rodzina”. Owocem ich uczucia były m.in. nagie zdjęcia sędziego, które porzucona Mała Emi posłała z zemsty posłance Pawłowicz (ich burzliwą zawodowo-hejtersko i uczuciową relację opisaliśmy w tekście "Wojna małej Emi".
Z ujawnionych zapisów rozmów z komunikatora internetowego wynikało, że Cichowski czuł też ogromną lojalność wobec byłego (odszedł z resortu po ujawnieniu afery) wiceministra sprawiedliwości Łukasza Piebiaka:
“Dla Herszta [Piebiaka] chce się pracować. Przekonał mnie do siebie przy pierwszym spotkaniu. W Jego gabinecie stoi m.in. duży portret Rotmistrza Pileckiego” - pisał Cichocki.
Według dzisiejszej (6 lutego) "Wyborczej", poza nim na liście poparcia są dwaj inni sędziowie z grupy "Kasta Watch", założonej na komunikatorze internetowym WhatsApp, gdzie ludzie ministra Zbigniewa Ziobry planowali akcje dyfamacyjne uderzające w sędziów nieposłusznych wobec PiS. To Ireneusz Wiliczkiewicz, wiceprezes Sądu Okręgowego w Gliwicach oraz Rafał Stasikowski, prezes Sądu Okręgowego w Katowicach.
Ujawniony skład listy podpisów wskazuje, że mogły być dwa klucze zbierania podpisów: lokalno-koleżeński oraz według układów politycznych, czyli osób związanych z ministerstwem sprawiedliwości, przebywających na tzw. delegacji w resorcie, bądź zawdzięczających awanse ministrowi Zbigniewowi Ziobrze; przy czym klucze mogły się na siebie nakładać.
"Wyborcza" cytuje informatorów opowiadających, jak to się odbywało w praktyce w "centrali".
Relacja sędziego, informatora "Wyborczej", brzmi następująco:
"Proszę zrozumieć, zebranie 25 podpisów nie było wielkim problemem. Kiedy Piebiak [ówczesny zastępca Ziobry - red] zaproponował mi kandydowanie, byłem zupełnie nieprzygotowany. Powiedziałem, że przecież nie mam podpisów. Wtedy Piebiak stwierdził: „Daj spokój, przelecimy się tu po pokojach i podpisy zaraz będą”.
Może to oznaczać dwie różne rzeczy. Pierwsza możliwość:
Zbieranie podpisów było w praktyce fikcją, ponieważ urzędnicza machina Ziobry mogła zebrać wystarczającą liczbę podpisów pod dowolną, miłą władzy kandydaturą wśród sędziów delegowanych do ministerstwa. W tym wypadku podpis pod listą do KRS był rodzajem polecenia służbowego i mógł zastąpić braki podpisów zbieranych lokalnie, w środowisku kandydata.
Druga możliwość jest dla Ziobry i obozu władzy jeszcze gorsza, druzgocząca:
Nie można wykluczyć, że podpisy były zbierane wśród podwładnych Ziobry nie pod konkretnymi kandydaturami, ale in blanco. Sędziowie w delegacji w ministerstwie według tej hipotezy składali podpisy na czystej kartce, a później ich autografy były rozdysponowane wśród kandydatów według specyficznie pojmowanej marksowskiej reguły: „Każdemu według potrzeb”.
Ujawnienie listy poparcia dla Kurcyusz-Furmanik powinno pokazać rządzącym, jak trzeba postąpić. Gdyby obóz władzy zdecydował się stosować do prawomocnych wyroków w tej sprawie i opublikować listy poparcia, pozwoliłoby to chociaż w niewielkim stopniu oczyścić atmosferę wokół neo-KRS.
Jawność list dałaby możliwość weryfikacji, czy PiS przestrzegał ustaw, które sam uchwalił. Rzecz oczywista, w żadnym stopniu nie legitymizowałoby to nowej KRS, ponieważ tryb dający decydujący wpływ politykom na obsadzenie Rady był - według miażdżącej większości ekspertów - niezgodny z polską konstytucją oraz prawem Unii Europejskiej. Ale opinia publiczna dowiedziałaby się, czy PiS zachował choć minimum przyzwoitości i przestrzegał reguł przez siebie ustanowionych.
Z tego punktu widzenia ujawniona lista poparcia dla Teresy Kurcyusz-Furmanik nie wygląda specjalnie podejrzanie, a jej wiarygodność zwiększa fakt, że podpisy są prawie wyłącznie lokalne, choć w połowie wśród sędziów prezesów i wiceprezesów.
Bez ujawnienia wszystkich list poparcia opinia publiczna nie będzie mogła zweryfikować poprawności innych list.
Stan na dziś jest taki, że nadal nie wiemy, kto podpisał się pod listami 14 sędziów zasiadających w KRS. Znane są tylko przypadki ujawniania przez sędziów swojego poparcia dla poszczególnych kandydatów.
Lista poparcia dla Kurcyusz-Furmanik nie pomaga zrozumieć, dlaczego inne listy są skrzętnie ukrywane. Utrzymywanie ich w sekrecie nie tylko jest sprzeczne z wyrokami sądów, ale też zachęca do spekulacji.
Istnienie nieprawidłowości na listach poparcia do KRS w wywiadzie dla „Wprost” dopuszczał prezydent Andrzej Duda. Zapytany o konsekwencje - na razie hipotetycznej - sytuacji, w której listy poparcia do KRS zostają ujawnione, ale okazują się obarczone defektem, Duda ocenił:
"Nie będzie to miało znaczenia, ponieważ [sędziowie] otrzymali nominację od prezydenta Rzeczypospolitej. Kropka".
Słowa prezydenta komentował Krzysztof Izdebski, prawnik, dyrektor programowy Fundacji ePaństwo i aktywista na rzecz przejrzystości działania władz (zasiada również w Radzie Programowej Archiwum Osiatyńskiego):
„Po pierwsze i najważniejsze: sąd nakazał udostępnienie tych danych.
Po drugie, chodzi o elementarne zasady dostępu do informacji publicznej i przejrzystości działania organów władzy w państwie demokratycznym. To kwestia poszanowania prawa jednostki, dziennikarza, ale też każdego obywatela, do dostępu do informacji. Faktycznego umożliwienia społeczeństwu obywatelskiemu dokonywania kontroli działania władz.
Kwestia list poparcia dla sędziów kandydujących do nowej KRS porusza opinię publiczną w Polsce. Tym bardziej obywatele i obywatelki powinni mieć prawo uzyskać do dostęp do tych informacji.
Po trzecie, uporczywe utrzymywanie w tajemnicy list poparcia kandydatów do KRS sugeruje, że faktycznie te dokumenty mają jakiś defekt. Na przykład, spekuluję, brak wymaganej liczby 25 głosów poparcia dla wszystkich kandydatów.
Przez taki defekt wybór sędziowskich członków nowej KRS byłby u zarania obarczony wadą. Pamiętajmy, że ten wybór i tak był sprzeczny z konstytucją, bo sędziowskich członków KRS wybrał parlament, a nie środowisko sędziowskie.
Ujawnienie list poparcia jest w interesie samej nowej KRS, która w obliczu tak poważnych wątpliwości powinna wyjaśnić, że te podpisy faktycznie zebrano”.
Pisze o praworządności, demokracji, prawie praw człowieka. Współzałożycielka Archiwum Osiatyńskiego i Rule of Law in Poland. Doktor nauk prawnych.
Pisze o praworządności, demokracji, prawie praw człowieka. Współzałożycielka Archiwum Osiatyńskiego i Rule of Law in Poland. Doktor nauk prawnych.
Komentarze