TYDZIEŃ, JAKIEGO NIE BYŁO. Kandydat PiS w kampanii jest sobą: skrajnie prawicowym radykałem z mocno niepokojącymi ciągotami do zachowań, opowieści i znajomości kojarzących się z przemocą. Nawrocki najlepiej czuje się w kampanii rozumianej jako freak fightowa gala. Jeśli Polacy to kupią, nie będą mogli powiedzieć, że nie wiedzieli, co brali
Zupełnie niespodziewanie w tych dynamicznych czasach sporo będzie dziś o historii. Konkretnie o historii politycznej III RP, a osobliwie o biciu po twarzy profesorów, którzy historią polityczną III RP się zajmują. A wszystko – i to być może największa siurpryza – w kontekście wyborów prezydenckich.
To zaczynamy.
„Tydzień, jakiego nie było” to cotygodniowy newsletter OKO.press, który jako pierwsi otrzymują posiadacze konta TWOJE OKO. By zarejestrować się za darmo i założyć konto, KLIKNIJ TUTAJ.
Zapewne pamiętają państwo książkę “Lewy czerwcowy”. To wydana 32 lata temu (rany, jak ten czas leci) święta księga środowiska Jarosława Kaczyńskiego, która wykreowała jeden z głównych konstruktów narracyjnych najpierw Porozumienia Centrum, a później Prawa i Sprawiedliwości.
Jacek Kurski i Piotr Semka przepytali w niej samego Kaczyńskiego, ale również Antoniego Macierewicza, czy Adama Glapińskiego, a wywiady z politykami składały się na historię upadku rządu Jana Olszewskiego w wersji spiskowo-poręcznej. Według tej opowieści pierwszy prawdziwie niepodległościowy rząd wolnej Polski został odwołany przez spisek dawnych elit komunistycznych, tajnych współpracowników służb PRL oraz koryfeuszy nowego polityczno-biznesowego postkomunistycznego układu. W rzeczywistości rząd Olszewskiego upadł, bo był słaby, nie miał większości, a jego sejmowe zaplecze było wewnętrznie skonfliktowane, ale nie w tym rzecz. Wspominamy tę książkę i opowieść, którą snuje, bo niezależnie od tego, że jest to opowieść fałszywa, jest również w pewien sposób staroświecko-szlachetna.
Jak to? – zawołacie. A no, tak to.
Jeśli przełożyć ją na napuszony język nauk społecznych, można powiedzieć, że diagnozowała strukturalne problemy (petryfikację układu postkomunistycznego napędzanego przez porozumienie starych i nowych elit), dawała polityczną receptę (radykalna dekomunizacja, odnowa społeczna i moralna jako nowy początek państwa po 1989 roku oraz szansa na budowę prawdziwej gospodarki rynkowej i niezależności) oraz odwoływała się do realnie istniejących masowych emocji społecznych (frustracje wywołane realizacją planu Balcerowicza).
Innymi słowy, środowisko Kaczyńskiego stworzyło wówczas spójną i nośną narrację polityczną, która funkcjonuje jako paliwo polityczne Prawa i Sprawiedliwości aż do dziś. Przynajmniej teoretycznie.
A dlaczego tylko teoretycznie? A dlatego, że na scenę wchodzi już nowe pokolenie PiS, które żadnych wizji, obojętnie czy prawdziwych, czy fałszywych, snuć nie chce, żadnych historii opowiadać nie ma zamiaru. Ich plan jest prosty: krzyczeć coś o Polsce i zadawać ciosy.
Był “Lewy czerwcowy”, dziś został z niego lewy prosty.
A konkretnie lewy prosty kandydata PiS na prezydenta Karola Nawrockiego (41 lat), który na cześć filmowego boksera Rocky’ego Balboa przedstawia się obecnie jako NowRocky (czyt. Nałroki), patriotyczny pięściarz, który może i gotowy jest się bić, ale wyłącznie z myślą o ojczyźnie.
A z tym biciem to było tak.
NowRocky we wtorek 28 stycznia 2025 gościł w Ciechanowie, gdzie spotkał się z mieszkańcami, wśród których znalazł się również ksiądz Jan Jóźwiak. Duchowny tak wzruszył się obecnością kandydata PiS, że postanowił publicznie podzielić się retorycznym pytaniem oraz szczerą, ewangeliczną refleksją: “Co do pana ma prof. Antoni Dudek? Radzę panu, żeby mu prawy prosty albo lewy wymierzył, jak go pan spotka” – stwierdził ksiądz Jóźwiak, po czym pobłogosławił NowRocky’ego niczym duchowy sekundant na politycznym ringu. Jak relacjonowały media, po słowach księdza na sali rozległy się brawa, a NowRocky odpowiedział tymi słowy: “Bóg zapłać księże dziekanie, dziękuje za te słowa i za wsparcie”.
Rozpętała się z tego kosmiczna awantura, bo co by nie mówić złego o polskiej polityce, to jednak prezydencki kandydat z sympatią odnoszący się do sugestii, żeby, jak to się mówi w bramach i na podwórkach, “wypłacił lepę” adwersarzowi, stanowi znaczne przyspieszenie w wyścigu do dna. Zwłaszcza jeśli adwersarzem jest wybitny historyk, który wcześniej kilkukrotnie przedstawiał krytyczne opinie o kandydacie.
Ksiądz Jóźwiak nazajutrz za swoje słowa przeprosił, kandydat NowRocky stwierdził natomiast, że dziękował akurat za inne słowa, a tak w ogóle to jest “osobą łagodną, spokojną, uśmiechniętą”. Brzmi to bardziej jak cytat z Hannibala Lectera, niż z Rocky’ego, ale zostawmy to na boku, bo dyskusja o incydencie z lewym prostym wzburzyła posła PiS Przemysława Czarnka.
“Ksiądz Jóźwiak jest znakomitym proboszczem, powiedział w przenośni do boksera. To jest oczywiste, w czym jest problem? Dzisiaj my mamy się tłumaczyć z tego, że ksiądz Jóźwiak użył przenośni. Na litość boską, zajmujmy się drożyzną, tym, że paliwo jest po 7 zł” – mówił Czarnek w czwartek 30 stycznia w Radiu Zet.
I przyznajmy, że niechcący trafił w sedno. Rzeczywiście, w obliczu pogarszających się nastrojów społecznych (pisaliśmy o tym w OKO.press) kampania kandydata PiS powinna skupiać się na kwestiach gospodarczych, płynąc tym samym swobodnie na emocjach dużej części Polek i Polaków. Dlaczego tak się nie dzieje?
Postawimy tu roboczą hipotezę, że taka kampania NowRocky’ego po prostu nie interesuje.
Nie bez przyczyny w kampanii Nawrockiego tyle infantylnych nawiązań do boksu. Nie bez przyczyny kandydat najlepiej się czuje w otoczeniu radykalnie prawicowych kibiców piłkarskich. Nie bez przyczyny promienieje, gdy w jego obecności wspomina się o przemocy. Wreszcie nie bez przyczyny jego znajomym jest Wielki Bu, dziś freak fighter, kiedyś osoba skazana za porwanie.
Kandydat PiS w tej kampanii po prostu jest sobą: skrajnie prawicowym radykałem z mocno niepokojącymi ciągotami do zachowań, opowieści i znajomości kojarzących się z przemocą. Mimo wysiłków sztabu, by zrobić z kandydata czempiona empatii i uśmiechu, Nawrocki najlepiej czuje się w kampanii rozumianej jako freak fightowa gala: pełna buńczucznych słów, efektownych patriotycznych symboli, prężenia muskuł i agresji.
Jeśli Polacy to kupią, nie będą mogli później powiedzieć, że nie wiedzieli, co brali.
Jeśli skanujcie pobieżnie ten tekst, zatrzymajcie się, proszę, na chwilę, ponieważ opowiemy o czymś rzeczywiście ważnym. We wtorek 29 stycznia rozpoczął się proces tzw. piątki z Hajnówki, pięciorga osób oskarżonych o to, że wiosną 2022 roku "ułatwili pobyt na terytorium RP wbrew przepisom” dziewięcioosobowej rodzinie z Iraku i obywatelowi Egiptu, którzy nielegalnie przekroczyli granicę polsko-białoruską.
Czwórka pomocników humanitarnych chciała podwieźć zmęczonych, wychłodzonych cudzoziemców z lasu do pobliskiego miasta. W toku sprawy oskarżono jeszcze jedną osobę – w jej przypadku „ułatwienie pobytu” miało polegać na dostarczaniu cudzoziemcom pożywienia oraz ubrań podczas ich pobytu w lesie, a także, o zgrozo, udzieleniu im schronienia i odpoczynku. Oskarżonym grozi kara pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.
To sprawa głęboko zawstydzająca dla polskiego państwa. Można mieć takie lub inne poglądy na to, jak uszczelniać nasza wschodnią granicę, jak polskie służby powinny traktować migrantów, albo jak ściśle w obecnych czasach należy przestrzegać wysłużonych już nieco międzynarodowych konwencji, ale używanie autorytetu państwa do tego, żeby gnębić osoby, którym empatia nie pozwalała przechodzić obojętnie obok cierpienia innych ludzi, to – nazwijmy rzecz po imieniu – demoralizujący skandal.
Jeszcze niedawno wielu z nas ze wzruszeniem oglądało “Zieloną granicę” Agnieszki Holland, film, w którym bohaterowie zrobili dokładnie to samo, co oskarżona dziś piątka osób: udzielili pomocy znajdującym się w potrzebie migrantom i przewieźli ich znad granicy do bezpiecznego miejsca w głębi kraju. Oczywiście, łatwiej utożsamić się z postaciami granymi przez Macieja Stuhra czy Maję Ostaszewską, niż ze zwykłymi ludźmi, z ich wadami i niedoskonałościami, natomiast warto byśmy przypomnieli sobie wszyscy, dlaczego wówczas klaskaliśmy w kinie i wstrząśnięci współczuliśmy tym, których koleje losu rzuciły na granicę polsko-białoruską.
Czasy się zmieniły, zmieniła się władza, a władzy wraz z punktem siedzenia zmienił się punkt widzenia.
Ale nie zmieniło się to, że wszyscy jesteśmy ludźmi i każdemu z nas należy się ludzkie traktowanie.
Jak ujęła to przed sądem jedna z oskarżonych Ewa Moroz-Keczyńska: “Całe życie starałam się być dobrym człowiekiem, a teraz stoję przed sądem oskarżona o pomaganie drugiemu człowiekowi. Naprawdę trudno jest oddać słowami to, co ja i wielu innych mieszkańców Podlasia przeżywało. Naprawdę trudno jest żyć, kiedy masz świadomość, że opodal twojego domu umiera człowiek”.
Szef Naczelnej Rady Adwokackiej Przemysław Rosati zaapelował w czwartek 30 stycznia do ministra sprawiedliwości Adama Bodnara o wycofanie aktu oskarżenia: „Aktywiści zasiadający na ławie oskarżonych swoim zachowaniem dali świadectwo poszanowania dla powszechnie uznawanych wartości i ochrony praw jednostki. Podjęli trud ochrony praw fundamentalnych, których źródłem jest przyrodzona i niezbywalna godność człowieka. Jest ona nienaruszalna, a jej poszanowanie i ochrona jest obowiązkiem władz publicznych, o czym stanowi art. 30 Konstytucji RP” – napisał Rosati. W piątek Adam Bodnar opublikował odpowiedź: “Sprawa jest jednak poruszająca i budzi zrozumiałe emocje społeczne. W związku z tym wczoraj Departament Postępowania Przygotowawczego Prokuratury Krajowej przystąpił do wnikliwej analizy przeprowadzonego śledztwa, materiału dowodowego i zasadności postawionych w tej sprawie zarzutów. Analiza uwzględni wszystkie aspekty tej trudnej sprawy, przy zachowaniu profesjonalizmu i rozwagi" – napisał szef resortu sprawiedliwości i prokurator generalny.
Naczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi
Naczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi
Komentarze