Sławomir Mentzen gra z Trzaskowskim i Nawrockim w absurdalną grę. Postulaty, pod którymi mają się podpisać kandydaci, jeśli chcą zdobyć poparcie wyborców Konfederacji, to czysta demagogia. Wyjaśniamy, dlaczego
Sławomir Mentzen zdobył w pierwszej turze wyborów prezydenckich 14,8 proc. głosów. O przekonanie do siebie choć części tych wyborców walczą teraz Rafał Trzaskowski i Karol Nawrocki, którzy 1 czerwca zmierzą się w drugiej turze.
Mentzen nie zdecydował się przekazać poparcia żadnemu z kandydatów. Zamiast tego zaprosił każdego z nich do rozmowy w swoich mediach społecznościowych (rozmowa z Nawrockim odbyła się 22 maja, a z Trzaskowskim ma się odbyć wieczorem 24 maja) i do podpisania ośmiopunktowej deklaracji, w której znalazły się postulaty ważne dla jego wyborców:
Nawrocki w czwartek 22 maja podpisał się pod wszystkimi punktami. Pisaliśmy o tym w OKO.press:
Wyjaśniamy, dlaczego powyższe deklaracje są albo niemożliwe do spełnienia przez przyszłego prezydenta, albo po prostu głupie.
Część podatków trzeba regularnie podnosić, choćby dlatego, że niektóre z nich nie są wyrażone w procencie jak VAT czy PIT, ale w formie kwotowej, która pod wpływem inflacji się dezaktualizuje.
Podatkiem kwotowym jest m.in. podatek od nieruchomości, który w tym momencie wynosi maksymalnie 1,19 zł za m² powierzchni użytkowej w lokalu mieszkalnym, a 34,00 zł za m² powierzchni użytkowej w budynku związanym z prowadzeniem działalności gospodarczej (o jego faktycznej wysokości decydują gminy).
W formie kwotowej wyrażony jest także podatek akcyzowy na niektóre towary. Przykładowo benzyna obłożona jest akcyzą w wysokości 1529 zł za 1000 litrów, a za jeden hektolitr wyprodukowanego wina trzeba zapłacić 222 zł podatku.
Podane przez nas kwoty wynikają z podwyżek, które weszły w życie 1 marca 2025 roku i są związane z zaplanowanym przez rząd harmonogramem indeksacji akcyzy na lata 2023-2027. Jej celem jest zwiększenie wpływów do budżetu i ograniczenie spożycia alkoholu i papierosów przez społeczeństwo.
I tak jeszcze w lutym 2025 roku akcyza na papierosy wynosiła 276 zł za 1000 sztuk. Obecnie jest to 345 zł za 1000 sztuk, co oznacza, że jedna paczka papierosów podrożała o ok. 3 złote. W 2026 roku akcyza ma wynieść 414 zł na 1000 sztuk papierosów, a w 2027 roku 476 złotych.
W 2024 roku dochody z akcyzy wyniosły 90,3 mld zł, co stanowiło ok. 14 proc. wszystkich dochodów państwa. Na zawetowaniu przez prezydenta ustawy aktualizującej stawki akcyzy na alkohol i papierosów znacząco straciłby zatem budżet państwa.
A przypomnijmy, Polska jest państwem, przed którym stoją poważne wyzwania, związane z obronnością, transformacją energetyczną czy zapewnieniem ochrony zdrowia i usług opiekuńczych starzejącemu się społeczeństwu. Aby państwo mogło temu sprostać, nasz system podatkowy wymaga reform i nie mogą one polegać wyłącznie na obniżaniu podatków.
Realizacja hasła „żadnej podwyżki podatków, nigdy" oznaczałaby zatem w praktyce postępującą atrofię państwa: coraz mniej inwestycji, coraz gorsze usługi publiczne, postępujące rozwarstwienie społeczeństwa. Wbrew temu, jak ten postulat jest przedstawiany, nie jest on więc neutralny i zdroworozsądkowy – to w rzeczywistości radykalny głos za darwinizmem społecznym.
Oczekując od przyszłego prezydenta „stania na straży polskiego złotego”, Mentzenowi chodzi oczywiście o sprzeciwianie się wejściu Polski do strefy euro. Taka decyzja nie jest w tym momencie nawet dyskutowana, przejdźmy zatem od razu do drugiej części tego postulatu: „Nie podpiszę żadnej ustawy ograniczającej obrót gotówkowy”.
Unia Europejska przyjęła w ubiegłym roku pakiet przepisów, który wprowadza limit płatności gotówkowych do 10 tysięcy euro (na dziś ok. 43 tys. zł). W państwach członkowskich nowe prawo powinno wejść w życie do 2027 roku. W Polsce już teraz obowiązuje limit – rozliczenia o wartości powyżej 15 tys. zł między firmami muszą być dokonywane przelewem. Nie ma natomiast limitu dla osób fizycznych.
Według polityków Konfederacji przy pomocy limitu transakcji gotówkowych realizowany jest plan zastąpienia całkowitego gotówki transakcjami elektronicznymi.
W rzeczywistości nic takiego się nie dzieje. NBP realizuje Narodową Strategię Bezpieczeństwa Obrotu Gotówkowego, której celem jest m.in. zapewnienie powszechnej akceptacji i dostępności gotówki. Regulacje zawierające limit transakcji nie stoją w tym w sprzeczności. Ich cel jest inny.
„Nowe, bardziej rygorystyczne przepisy wzmocnią nasze systemy w walce z praniem pieniędzy i finansowaniem terroryzmu. Nowa agencja z siedzibą we Frankfurcie będzie nadzorować pracę zaangażowanych podmiotów. Tym samym oszuści, przestępcy zorganizowani i terroryści nie będą mogli w żaden sposób legalizować dochodów z przestępstw za pośrednictwem systemu finansowego" – mówił o nowych regulacjach Vincent Van Peteghem, belgijski minister finansów.
Poza walką z przestępczością wprowadzenie limitów służy uszczelnieniu systemu podatkowego (w tym przede wszystkim zmniejszeniu luki VAT) i zwiększeniu wpływów do budżetu.
Czy temu powinien sprzeciwiać się prezydent?
Mentzen precyzuje, że chodzi o takie poglądy, które są zgodne z Konstytucją.
Polska Konstytucja nie mówi jednak niczego na temat tego, jakie poglądy są dozwolone, a jakie nie. Jedyny artykuł Konstytucji, który mówi wprost o poglądach to art. 54: „Każdemu zapewnia się wolność wyrażania swoich poglądów oraz pozyskiwania i rozpowszechniania informacji”.
Konstytucja reguluje natomiast to, jakie partie polityczne i organizacje nie mogą w Polsce działać legalnie.
Są wśród nich takie, które w swoich programach odwołują się do „totalitarnych metod i praktyk działania nazizmu, faszyzmu i komunizmu”, oraz te, których program lub działalność „zakłada lub dopuszcza nienawiść rasową i narodowościową, stosowanie przemocy w celu zdobycia władzy lub wpływu na politykę państwa” (art. 13 Konstytucji).
W praktyce więc można mieć poglądy, jakie się chce, polskie prawo nie każe za sumienie.
Jednak jeśli chce się je urzeczywistniać, na przykład poprzez założenie partii czy stowarzyszenia o charakterze rasistowskim, jest to już nielegalne.
Podobnie wygląda kwestia rozpowszechniania swoich poglądów. Choć konstytucja zapewnia w art. 54 wolność ich wyrażania, nie jest ona nieograniczona. Jednym z takich ograniczeń jest na przykład art. 257 kodeksu karnego, który zawiera zakaz publicznego znieważania ze względu na narodowość, pochodzenie etniczne, rasę czy wyznanie.
I pisząc ten punkt swojej deklaracji, Mentzen miał zapewne na myśli niedawną nowelizację kodeksu karnego dotyczącą właśnie tego artykułu kodeksu karnego.
Nowelizacja miała dodać do tego przepisu kolejne przesłanki – wieku, płci, niepełnosprawności i orientacji seksualnej. Miała, bo prezydent Duda nie podpisał tej ustawy, odesłał ją do TK, aby Trybunał Bogdana Święczkowskiego zbadał jego zgodność z Konstytucją.
Jeszcze w trakcie prac parlamentarnych nad tą ustawą, posłowie Konfederacji grzmieli z mównicy sejmowej o zamachu na „wolność słowa”. Na łamach OKO.press mec. Dorota Dudek z Polskiego Towarzystwa Prawa Antydyskryminacyjnego tłumaczyła, że czym innym jest wyrażanie swoich poglądów, a czym innym mowa nienawiści.
Gdyby polski prezydent zadeklarował się już dziś, że nigdy nie wyśle żadnego żołnierza na Ukrainę, to zagroziłby polskiemu bezpieczeństwu narodowemu, zamiast go bronić.
Na świecie trwają negocjacje w sprawie zakończenia wojny w Ukrainie. Omawiane są różne warianty, także te obejmujące „misję stabilizacyjną” czy „pokojową”. W grę wchodzi także szkolenie wojsk ukraińskich lub wsparcie ich od strony logistycznej w walce z Putinem. Obecność polskich żołnierzy na terytorium Ukrainy nie oznacza, że automatycznie znajdą się oni na pierwszej linii frontu.
Polska armia może być częścią międzynarodowej koalicji, która pozwoli zakończyć wojnę, a przynajmniej odsunąć rosyjskie wojska od polskiej granicy. Jakkolwiek brutalnie to brzmi, lepiej walczyć z Rosją pod Charkowem czy Lwowem, niż pod Krakowem.
Nikt nie wie, jak będzie ta wojna wyglądała za rok, dwa czy nawet pięć lat, i jak zmieni się w tym czasie sytuacja międzynarodowa. Polska musi być otwarta na każdy wariant. Otwarta, to znaczy gotowa do negocjowania różnych scenariuszy. Kategoryczne podjęcie decyzji już teraz to wykluczenie się z tych negocjacji. I właśnie o to chodzi Rosji.
To kolejny prezent dla Putina. W 1991 roku Polska była pierwszym krajem, który uznał niepodległość Ukrainy. Potem w 2004 roku prezydent Aleksander Kwaśniewski prowadził mediacje pomiędzy władzą a opozycją, które doprowadziły do pomarańczowej rewolucji. Cztery lata później demokratyczne protesty w Gruzji poparł prezydent Lech Kaczyński, wypowiadając słynne słowa: „Dziś Gruzja, jutro Ukraina, pojutrze Państwa Bałtyckie, a później może i czas na mój kraj, na Polskę”.
Zbliżanie Ukrainy do Zachodu to polska racja stanu. A odmawianie jej członkostwa w NATO to polityka wzmacniająca wpływy Rosji. Wejście Ukrainy do NATO sprawiłoby, że polska granica nie stanowiłaby już (a przynajmniej nie w całości) wschodniej flanki sojuszu, której trzeba byłoby bronić przez zewnętrznym zagrożeniem.
W 36-milionowej Polsce pozwolenie na broń ma ok. 360 tys. osób. To podobna liczba (ok. 300 tys.), co w Czechach, które liczą jednak tylko 11 milionów mieszkańców. I to w niewielkich Czechach, a nie w Polsce, w ciągu ostatnich ośmiu lat doszło do trzech strzelanin, w tym do najtragiczniejszej na Uniwersytecie Karola w Pradze, w której pod koniec grudnia 2023 roku zginęło 13 osób.
W najnowszej historii Polski nie odnotowano strzelaniny o masowym charakterze. I z pewnością znaczenie ma tu fakt, że dostęp do broni w Polsce już jest mocno ograniczony.
Aby otrzymać pozwolenie na broń, trzeba m.in. zdać egzamin przed policyjną komisją, przedstawić zaświadczenie o braku przeciwwskazań zdrowotnych od lekarza posiadającego określone uprawnienia oraz udokumentować, w jakim celu ubiegamy się o pozwolenie.
Może to być więc dowód członkostwa w Polskim Związku Łowieckim lub stowarzyszeniu strzeleckim, a w przypadku ubiegania się o pozwolenie na broń palną do ochrony osobistej wskazanie jednostki policji (lub prokuratury), do których zgłaszano zdarzenia dotyczące zagrożenia zdrowia lub życia.
To myśliwych dotyczy jedyna w ostatnich latach nieśmiała i ostatecznie nieudana próba ograniczenia dostępu do broni. Projekt w tej sprawie złożyła Polska 2050, proponując, by myśliwi do 70. roku życia przechodzili badania psychologiczne i lekarskie co pięć lat, a po 70. roku życia – co dwa lata. (Myśliwych włączono do tego obowiązku w 2018 roku, potem jednak przepis uchylono).
Takie prawo służyłby publicznemu bezpieczeństwu. Obowiązek okresowych badań dotyczy osób prywatnych mających pozwolenie na broń oraz funkcjonariuszy uzbrojonych służb. Trudno zrozumieć, dlaczego myśliwi – którzy regularnie korzystają z broni palnej – są z niego zwolnieni, zwłaszcza biorąc pod uwagę doniesienia o wypadkach na polowaniach oraz ludziach, którzy giną, bo zostali „pomyleni z dzikiem".
Realizacja postulatu Mentzena to utrwalanie tej patologii – wygodnej dla myśliwych, ale niebezpiecznej dla społeczeństwa.
Mentzen chce, aby przyszły prezydent nie zgadzał się na przekazywanie żadnych kompetencji władz Rzeczpospolitej do organów Unii Europejskiej.
Tyle że nie jest to decyzja prezydenta.
Art. 90 Konstytucji pozwala na przekazywanie kompetencji władzy państwowej organizacji lub organowi międzynarodowemu tylko w drodze ogólnokrajowego referendum lub ustawy przegłosowanej większością ⅔ głosów w Sejmie i Senacie.
Prezydent nie może nie uznać wyniku referendum, które wyraziło zgodę na ratyfikację takiej umowy międzynarodowej. Nie ma też prawa weta wobec ustawy przyjętej kwalifikowaną większością, musi ją podpisać. Brak możliwości weta wynika ze szczególnego trybu ratyfikacji, którą przewiduje art. 90 Konstytucji.
W teorii prezydent mógłby odmówić dokonania ratyfikacji rozumianej jako odmowa wydania stosownego aktu wykonawczego. Ustawa przyjęta większością ⅔ głosów to bowiem jedynie wyrażenie zgody na ratyfikację, której formalnie dokonuje prezydent (art. 133 ust. 1 Konstytucji).
W praktyce jednak nikt tego nigdy nie próbował i trudno stwierdzić, jakby to miało wyglądać.
W ostatnim postulacie Mentzen wzywa przyszłego prezydenta do sprzeciwienia się każdemu unijnemu traktatowi, który osłabi rolę Polski w Unii Europejskiej. Jako przykład tego osłabienia podaje odebranie prawa weta.
W obliczu nowych wyzwań geopolitycznych (zagrożenie ze strony Rosji, nieprzewidywalność USA pod rządami Trumpa, rosnąca potęga gospodarcza Chin) reforma sposobu podejmowania decyzji w UE może być jednak nieunikniona. Mówił o tym niedawno Radosław Sikorski podczas zdawania sprawy przed Sejmem ze stanu polskiej dyplomacji.
„Unia powinna adekwatnie reagować na pojawiające się kryzysy, dlatego Polska będzie wspierać realistyczną reformę Unii, która przyczyni się do zwiększenia jej konkurencyjności i potęgi" – mówił Sikorski.
I wskazał, że najbardziej kontrowersyjną częścią możliwej reformy będzie właśnie ewentualne odejście od jednomyślności w niektórych dziedzinach.
„Osobiście uważam, że skandaliczne zachowanie jednego z naszych regionalnych partnerów w kwestii uchwalania, a raczej opóźniania sankcji, jakie nakładamy na Rosję, wszyscy wiemy, o kim mowa, uzasadnia przejście do głosowania większościowego w sprawach sankcji. Z drugiej strony przyjmowanie do Unii nowych członków powinno moim zdaniem zawsze wymagać jednomyślności" – mówił szef MSZ, czyniąc aluzję do Węgier Viktora Orbána.
Jak wskazał minister, tryb głosowania może być dostosowany nie tylko do obszaru, ale i do poszczególnych zagadnień. Jako przykład podał omawianą już na forum Unii propozycję, aby ustanowienie misji wojskowej odbywało się jednomyślnie, ale do jej przedłużenia wystarczała większość.
Nikt w Unii nie będzie zatem próbował odebrać akurat Polsce prawa weta. Nikt też realnie nie rozważa jego całkowitego zniesienia.
Ostatecznie największym zagrożeniem dla polskiej racji stanu nie jest sam mechanizm podejmowania decyzji w Unii Europejskiej, ale to, kto te decyzje będzie w imieniu Polski podejmował.
Wybory
Sławomir Mentzen
Karol Nawrocki
Rafał Trzaskowski
Konfederacja
Unia Europejska
Wybory prezydenckie 2025
W OKO.press od 2022 roku. Pisze o prawach człowieka, przekłada zawiłości prawne na ludzki język, tropi przypadki dyskryminacji i niesprawiedliwości społecznej. Wcześniej pracował w Gazecie Wyborczej, a także w organizacjach pozarządowych (Polska Akcja Humanitarna, Krytyka Polityczna), gdzie zajmował się fundraisingiem i komunikacją. Z wykształcenia politolog po UAM, prawnik i dziennikarz (oba Uniwersytet Warszawski). W ramach stypendium studiował także na National Taipei University na Tajwanie. Aktualnie uczeń Autorskiej Szkoły Muzyki Rozrywkowej i Jazzu im. Krzysztofa Komedy w klasie perkusji.
W OKO.press od 2022 roku. Pisze o prawach człowieka, przekłada zawiłości prawne na ludzki język, tropi przypadki dyskryminacji i niesprawiedliwości społecznej. Wcześniej pracował w Gazecie Wyborczej, a także w organizacjach pozarządowych (Polska Akcja Humanitarna, Krytyka Polityczna), gdzie zajmował się fundraisingiem i komunikacją. Z wykształcenia politolog po UAM, prawnik i dziennikarz (oba Uniwersytet Warszawski). W ramach stypendium studiował także na National Taipei University na Tajwanie. Aktualnie uczeń Autorskiej Szkoły Muzyki Rozrywkowej i Jazzu im. Krzysztofa Komedy w klasie perkusji.
Redaktor, szef działu społeczno-ekonomicznego. Pisze o pracy, podatkach i polityce społecznej. W OKO.press od 2017 roku. Pochodzi z Prabut w woj. pomorskim, mieszka w Warszawie na Grochowie i bardzo mu się tam podoba.
Redaktor, szef działu społeczno-ekonomicznego. Pisze o pracy, podatkach i polityce społecznej. W OKO.press od 2017 roku. Pochodzi z Prabut w woj. pomorskim, mieszka w Warszawie na Grochowie i bardzo mu się tam podoba.
Komentarze