Polskie szkoły nagminnie łamią prawa uczniów. Nie stosują się do obowiązującego prawa, stosują własne wymyślone przepisy, które są z nim niezgodne. Naruszają wolność uczniów, wprowadzają bezprawne kary i łamią reguły oceniania. Raport Stowarzyszenia Umarłych Statutów
Wyniki raportu „Prawa ucznia w Polsce" przygotowanego z norweskiego grantu przez Stowarzyszenie Umarłych Statutów pod kierunkiem Łukasza Korzeniowskiego mogą budzić zdumienie. Ale z perspektywy młodych ludzi dokładnie oddają rzeczywistość polskiej szkoły.
To fascynujący, niezwykle bogaty dokument, którego całość można przeczytać tutaj. Odpowiada na pytania o to, jaki jest stan przestrzegania praw uczniów w Polsce (lub, gdyby zadać pytanie odwrotne: jaka jest skala nieprzestrzegania praw uczniów). A także czy i w jaki sposób uczniowie reagują na przypadki naruszeń.
Wyłania się z niego niepokojący obraz szkoły, która:
Raport został zaprezentowany w piątek 14 kwietnia 2023 roku podczas konferencji o prawach ucznia w Krakowie. Konferencja była oczekiwana z uwagi na obecność małopolskiej kuratorki oświaty Barbary Nowak, która rozczarowała publiczność, nie wypowiadając ani jednej kontrowersyjnej opinii. Podkreślała tylko, że w paru kwestiach ma inne zdanie, ale to „na inną okazję".
Wybieramy z niego 10 najbardziej bulwersujących przykładów.
Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.
Większość ankietowanych to osoby uczęszczające do szkół ponadpodstawowych, czyli osoby w wieku 15-19 lat. Badanie zostało przeprowadzone przy wykorzystaniu metody CAWI (Computer-Assisted Web Interview), czyli ankiety w formie elektronicznej. Odpowiedzi były zbierane od sierpnia do października 2022 r.
Na początku raport pokazuje skalę naruszeń wobec osób pełnoletnich. To dorośli ludzie, którzy w Polsce mogą iść głosować, wygrać sprawę w sądzie czy wyjść za mąż. Ale w polskiej szkole nie są wolni – bo nie mogą z niej nawet samodzielnie wyjść.
Aż 44 proc. badanych deklaruje, że mimo ukończenia 18. roku życia nie może opuścić samodzielnie terenu szkoły w trakcie przerwy. Niecałe 39 proc. pełnoletnich nie może usprawiedliwić swojej nieobecności w szkole. A 38 proc. nie może zwolnić się samodzielnie z lekcji.
„Teoretycznie u mnie pełnoletni mogą samodzielnie usprawiedliwiać nieobecności (tj. taki zapis widnieje w statucie), lecz w moim przypadku wychowawczyni
domaga się zwolnień od rodziców
i często usprawiedliwienia są wpisywane po konsultacji z moimi rodzicami, pomimo iż jestem osobą pełnoletnią" – pisze jeden z uczniów w ankiecie.
Polska szkoła osoby od 18. roku życia traktuje nadal jak dzieci i pozbawia podstawowych praw. Chociażby tego do prywatności. Pełnoletni uczniowie często nie mogą zastrzec dostępu do ocen dla rodziców. Nie mogą decydować o sobie ani o swoich planach. Bo nauczyciele wymagają od nich nawet... zgody rodziców na wycieczkę szkolną.
Aż 41 proc. z nich – mimo tego, że skończyło 18. rok życia – deklaruje, że musiało przedstawić ją wychowawcy. „Były problemy u ucznia pełnoletniego o samodzielną zgodę na wycieczkę, ale jeśli dobrze pamiętam, ja nie dawałem do podpisania rodzicom" - pisze jeden z uczniów.
A na wycieczkach szkolnych nie koniec.
Aż 21 proc. pełnoletnich uczniów
musi mieć zgodę na udział w studniówce (!).
Mimo tego, że jak sama nazwa wskazuje odbywa się ona na 100 dni przed ukończeniem szkoły.
Od 19 proc. uczniów szkoła wymagała zgody rodziców na niechodzenie na religię (!). Tymczasem – zgodnie z prawem – uczniowie mogą złożyć jedynie pozytywną deklarację co do uczestnictwa w lekcjach religii. Bo ta – podobnie jak etyka – nie jest lekcją obowiązkową, tylko dodatkową.
W szkołach zasadniczo nie ma problemów z przestrzeganiem statutowych zasad dotyczących zapowiadania sprawdzianów (i innych prac pisemnych) z odpowiednim wyprzedzeniem – 85,8 proc. badanych mówi, że dzieje się tak „zawsze” lub „zazwyczaj”, a jedynie 3 proc. – że „rzadko” i 0,7 proc. – że „nigdy”.
Problem leży jednak gdzieś indziej. W szkołach częste jest naruszanie prawa uczniów do
maksymalnej liczby sprawdzianów w tygodniu.
Ponad połowa badanych – 61,4 proc. wskazała, że spotykała się z takim postępowaniem „często”. A tylko 16,3 proc. z nich nigdy nie miało z takim zachowaniem do czynienia.
Nauczyciele traktują sprawdzian jako kartkówkę albo nie wpisują go do dziennika. Wszystko po to, żeby nie przekroczyć tygodniowego limitu sprawdzianów dozwolonego w statucie szkoły.
Co niepokoi jeszcze bardziej, przepisy zawarte w szkolnych statutach (statuty określają zasady zachowania uczniów na terenie szkoły) naruszają przepisy powszechnie obowiązującego prawa. Ponad 72 proc. badanych uczniów wskazuje, że statut szkoły zawiera przepisy, które przewidują, że
uczeń może być nieklasyfikowany,
jeżeli jego frekwencja na zajęciach jest niższa niż 50 proc.
„To niepokojąca statystyka, szczególnie przy uwzględnieniu, że zasady nieklasyfikowania określa ustawa i nie mogą one być określane w statucie szkoły" – piszą autorzy raportu. Według odpowiedzi ankietowanych statutowe regulacje dotyczące zasad nieklasyfikowania są sprzeczne z prawem w trzech przypadkach na cztery.
Powszechne jest też regulowanie w statutach szkół części dotyczącej zasad oceniania takich wymagań koniecznych do uzyskania oceny celującej, które wskazują, że uczeń musi opanować wiedzę „ponadprogramową”.
Na istnienie takich przepisów wskazuje blisko 62 proc. badanych.
Podobny odsetek uczniów deklaruje, że wymagana była od nich średnia ocen do uzyskania poszczególnych ocen klasyfikacyjnych z przedmiotów. Przez to w szkołach dochodzi do absurdalnych sytuacji. Na przykład, nauczyciel nie może wystawić uczniowi piątki jako oceny klasyfikacyjnej, nawet, jeżeli uzna, że taka mu się należy. I prosi ucznia, żeby napisał jeszcze trzy kartkówki i wyrównał „średnią".
Blisko połowa badanych twierdzi, że w statutach ich szkół znajdują się przepisy, które
przewidują możliwość odebrania uczniowi telefonu komórkowego.
„To niepokojąco wysoki odsetek, gdyż problematyka odbierania uczniom telefonów komórkowych (i wskazywanie przy tym, że jest to praktyka niezgodna z prawem) nie jest w debacie publicznej nowa" – piszą autorzy raportu.
Zdarza się, że kiedy nauczyciel odbierze uczniowi telefon i przekaże go do depozytu – na przykład szkolnego sekretariatu albo gabinetu dyrektora – po jego odbiór musi przyjść jego właściciel. Oznacza to, że za każdym razem do szkoły musi iść mama, tata, dziadek, babcia lub prawny opiekun ucznia. Tylko po to, żeby odzyskać telefon, który nie powinien mu zostać odebrany.
„Warto też przy tym odnotować, że respondenci byli pytani o przepisy statutowe – a więc sformalizowane zasady, które przewidują odbieranie uczniom telefonów komórkowych".
Badanie nie odzwierciedla zatem pełnej skali zjawiska. Nie uwzględnia tych sytuacji, w których telefony komórkowe są uczniom odbierane, ale dzieje się to pomimo braku odnośnych przepisów w statucie szkoły.
Co bulwersuje mocniej, szkoły w swoich statutach umieszczają przepisy określające wygląd uczniów. Wskazuje na to aż 48 proc. ankietowanych. A prawie 44 proc. z nich twierdzi, że że statut szkoły zawiera normy, które określają, że
wygląd ucznia ma wpływ na ocenę zachowania danego ucznia.
Tymczasem z art. 99 ustawy o Prawie oświatowym jasno wynika, że szkoła nie może regulować niczego poza ubiorem uczniów w szkole (chodzi na przykład o wymóg noszenia jednolitych mundurków).
Decydowanie o twarzy ucznia, makijażu czy fryzurze wykracza daleko poza kompetencje nauczyciela czy dyrektora szkoły.
Według prawa oświatowego religia i etyka to zajęcia dodatkowe. Można z nich zrezygnować bez konsekwencji na każdym etapie kształcenia. Ale uczennice i uczniowie mimo to mają trudności z rezygnacją z zajęć religii w trakcie roku szkolnego.
Blisko 54 proc. badanych osób deklaruje, że w ich szkole uczniowie są domyślnie (!) zapisani na lekcje religii. To powszechna „praktyka" w szkołach.
Ponad połowa badanych jest przekonana (błędnie), że na religię jest zapisany każdy uczeń i jeżeli chce, to może z niej zrezygnować. A jest zupełnie na odwrót. Uczniowie mogą złożyć „pozytywną" deklarację, jeżeli chcą uczestniczyć w religii. I z niczego nie muszą być zwalniani.
W dodatku, aż
24 proc. uczniów czuje się zmuszanych do uczestnictwa w lekcjach religii.
"Za nieobecność w trakcie rekolekcji były nieobecności [wpisywane do dziennika - przyp. red.]" - pisze jeden z uczniów. Inny dodaje: "Obecność na lekcji religii była obowiązkowa nawet dla uczniów nieuczęszczających (tylko nie bierze się udziału w lekcji)".
Problem pojawia się też, jeżeli chodzi o organizowanie zajęć religii w ramach zastępstwa za inne zajęcia. Zmusza się wtedy do uczestniczenie w nich również tych uczniów, którzy na religię nie chodzą.
Aż 36 proc. uczniów twierdzi, że taka sytuacja miała miejsce w ich szkole.
Autorzy raportu poprosili uczniów i uczennice, żeby ocenili, czy czują się w szkole dobrze traktowani przez nauczycieli. Zapytali o przemoc fizyczną i psychiczną. I chociaż stosowanie przez nauczycieli przemocy fizycznej w szkołach nie jest powszechne (79,5 proc. uczniów nie spotkało się nigdy z sytuacją, w której nauczyciel użyłby przemocy fizycznej), to niepokojące jest to, że 12 proc. badanych wskazało, że w ogóle spotkało się z nią w szkole.
Jeszcze gorzej jest, jeżeli chodzi o przemoc psychiczną stosowaną przez nauczycieli względem uczniów.
Tylko 19 proc. ankietowanych twierdzi, że w ich szkole nigdy nie zdarzały się przypadki przemocy psychicznej ze strony nauczycieli. 24 proc. wskazuje, że do takich sytuacji dochodziło „czasem”. 16,4 proc. – „zazwyczaj”, 7,3 proc. – „zawsze”, a 22,6 proc. – „rzadko”.
Chodzi o krzyki, manipulację czy zastraszanie. Nauczyciele wypowiadają niemiłe i nieadekwatne uwagi, niestosowne komentarze na temat wyglądu czy sytuacji rodzinnej. Wyśmiewają uczniów, którzy osiągają słabsze wyniki w nauce.
Aż 54 proc. uczniów wskazuje, że czuje się w szkole „źle". Połowa z nich twierdzi, że nie może być w szkole w pełni sobą. A 40 proc. czuje, że nie może wyrażać własnych poglądów. 37 proc. spotkało się z niemiłymi komentarzami nauczyciela WF. 25 proc. było dyskryminowane z powodu pochodzenia czy wyznania.
Wątpliwe są też metody „wychowawcze" nauczycieli. Bo jako formę kary często stosują... ocenianie. Na przykład przeprowadzają „karną kartkówkę" dla całej klasy. Albo biorą „niegrzecznego" ucznia do odpowiedzi.
Niemal połowa badanych – 49,1 proc. wskazała, że „zawsze” lub „zazwyczaj” miała do czynienia z taką sytuacją. A 26,2 proc. – że było tak „czasami”. Tylko mniej niż co dziesiąty respondent nigdy nie spotkał się ze stosowaniem oceniania jako formy kary.
Nauczyciele w ramach wystawiania oceny z przedmiotu biorą pod uwagę takie kwestie, jak brak podręcznika, zeszytu, linijki czy cyrkla. Również przez wpisywanie „minusów" albo „nieprzygotowań" do dziennika.
Do tego dochodzi kwestia próbnych egzaminów (matur, egzaminu ósmoklasisty). Poza „oficjalnymi” próbnymi egzaminami, taką formę przybierają w szkołach „zwykłe” kartkówki czy sprawdziany. Okazuje się, że
co trzeci badany spotkał się z ocenianiem
(przez co należy rozumieć uwzględnienie oceny przy ustalaniu oceny klasyfikacyjnej) próbnych egzaminów czy testów diagnostycznych. A nigdy z taką sytuacją do czynienia nie miało 20,8 proc. badanych.
Podsumujmy. Polska szkoła powszechnie:
Raport „Prawa ucznia w szkole" pokazuje, jak powszechne i akceptowalne stało się łamanie praw uczniów. Większość z nich – bo aż 81 proc. – na pytanie o to, czy czuje, że ich prawa kiedykolwiek były naruszane, odpowiada twierdząco. Tylko 19 proc. ma poczucie, że ich prawo było w szkole szanowane. To dramatyczny wynik dla polskiego systemu edukacji.
Dziennikarka, absolwentka Filologii Polskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, studiowała też nauki humanistyczne i społeczne na Sorbonie IV w Paryżu (Université Paris Sorbonne IV). Wcześniej pisała dla „Gazety Wyborczej” i Wirtualnej Polski.
Dziennikarka, absolwentka Filologii Polskiej na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, studiowała też nauki humanistyczne i społeczne na Sorbonie IV w Paryżu (Université Paris Sorbonne IV). Wcześniej pisała dla „Gazety Wyborczej” i Wirtualnej Polski.
Komentarze