Po przegranej w wyborach samorządowych PiS może się już nie podnieść – mówił w TVN24 prezydent Warszawy, Rafał Trzaskowski. Tymczasem najnowszy sondaż Ipsos dla OKO.press i TOK FM pokazuje, że to PiS może zdobyć przewagę w tych wyborach
„30 procent to 30 procent, a 33 to nawet więcej” – mówi ministra edukacji w odniesieniu do podwyżek dla nauczycieli. Nowacka uważa, że rząd dotrzymał słowa.
Miało być co najmniej 1500 zł brutto podwyżki dla każdego nauczyciela, a wychodzi między 1167 do 1365 zł brutto. Nauczyciele są wściekli, że zapowiedziane w kampanii wyborczej podwyżki dotyczą średniej pensji, do której wlicza się rozmaite dodatki, a nie pensji zasadniczej.
Rozczarowanie tym faktem wyraziła m.in. wiceprezeska Związku Nauczycielstwa Polskiego Urszula Woźniak na łamach Gazety Wyborczej w piątek 19 stycznia. OKO.press rozmawiało na ten temat z przewodniczącym ZNP Sławomirem Broniarzem.
„Trochę jestem zdumiona [krytyką ze strony wiceprezeski Związku Nauczycielstwa Polskiego], bo przecież była na spotkaniu w Ministerstwie, gdzie bardzo szczegółowo omawialiśmy, jak będą wyglądały te podwyżki” – mówiła ministra edukacji Barbara Nowacka w poniedziałek 22 stycznia w „Kropce nad I” na antenie TVN24.
„Jesteśmy zobowiązani, zarówno przez umowę koalicyjną, jak i sto konkretów, a [ich zapisy] mówiły bardzo wyraźnie – 30% i 1500 zł brutto. Tak miały wyglądać podwyżki” – twierdzi Nowacka, odżegnując się tym samym od niezadowolenia wyrażonego przez wielu nauczycieli.
Problem wynika z tego, że projekt rozporządzenia przygotowanego przez ministerstwo edukacji mówi, że obiecana jeszcze w kampanii wyborczej podwyżka dla nauczycieli w kwocie „nie mniej niż 1,5 tys. zł brutto” nie będzie dotyczyć pensji zasadniczych, tylko średnich, do których wlicza się wszystkie dodatki.
To sprawia, że pensje zasadnicze – w zależności od stopnia awansu zawodowego – wzrosną mniej niż 1500 zł brutto. Nauczyciel początkujący dostanie przeciętnie 1218 zł więcej, mianowany 1167 zł, a dyplomowany 1365 zł. To, co budzi niezadowolenie części nauczycieli, to m.in. fakt, że podwyżka nauczyciela z największym stażem i doświadczeniem, będzie wynosić niemal tyle, co podwyżka nauczyciela początkującego.
„Ja rozumiem, że część nauczycieli dyplomowanych uważa, że to jest niewłaściwe wyrównanie (...) Tylko my, jako państwo, mamy ten obowiązek, aby zachęcić ludzi, żeby przyszli do pracy jako nauczyciele (...) Podwyżka 30-procentowa jest fair (...). To jest podwyżka godziwa, odczuwalna (...). Naprawdę realnym brakiem polskiej szkoły jest brak nauczycieli, którzy chcą przyjść do tego zawodu. Musimy ich zachęcać” – tłumaczyła Nowacka.
Ministra edukacji podkreśliła też, że wprowadzenie obiecanych podwyżek to tylko pierwsza część działań na rzecz poprawy sytuacji finansowej nauczycieli.
„Przecież my wyraźnie mówimy. Kolejne zdanie konkretu: wprowadzimy stały system automatycznej rewaloryzacji. I już w najbliższym tygodniu w Sejmie będzie debatowany projekt obywatelski, przyniesiony przez ZNP, który ma rozwiązać problem pensji nauczycieli (...) nie od czasu do czasu, ale na stałe (...). I my się tym zajmiemy” – mówiła Nowacka.
Jednym z elementów tego projektu jest powiązanie wynagrodzeń nauczycieli ze średnimi wynagrodzeniami w gospodarce.
„Chciałabym żeby wszyscy wiedzieli, że dotrzymujemy zobowiązania: 30% to 30%, a 33% to nawet więcej” – podkreśliła.
Barbara Nowacka odniosła się też do krytyki jej flagowego pomysłu zniesienia obowiązku ocenianych i wymaganych przez nauczyciela prac domowych. Taka zmiana ma dotyczyć uczniów szkół podstawowych. W „Kropce nad I” Nowacka tłumaczyła, że w przypadku dzieci w klasach 1-3 chodzi o „prace manualne, które najczęściej są wykonywane przez rodziców”, zaś w klasach 4-8 chodzi o wszystkie zadania.
„Ogłosiliśmy, że przygotowujemy rozporządzenie, które powie dokładnie tak: w klasach 1-3 te prace, które były pracami manualnymi, wykonywanymi zazwyczaj przy pomocy rodziców, uważamy, że ich nie powinno być, bo one niczego dobrego nie przynoszą. Oczywiście, dziecko musi się nauczyć tabliczki mnożenia, ale to nie o te sprawy chodzi. W klasach 4-8 prace domowe będą nieobowiązkowe i nieoceniane, czyli jeżeli nauczyciel chce, żeby uczniowie coś zrobili, będzie mógł ich do tego zachęcić, będzie mógł ich do tego namówić”.
Wciąż obowiązywać będą jednak lektury, bo „lektura to nie jest praca domowa”.
Barbara Nowacka tłumaczyła zdziwionej Monice Olejnik („A co z zadaniami z matematyki?”, „Jak to, w ósmej klasie nie będzie trzeba pisać wypracowań?”), że nauczyciel, owszem, będzie mógł zadania zadawać, ale nie będzie mógł wymagać ich wykonania, ani stawiać za nie ocen. Zdaniem Nowackiej „mądry nauczyciel znajdzie sposób na to, żeby dzieci do takiej pracy własnej zachęcić”.
Zdaniem ministry edukacji, zaproponowane przez nią rozwiązanie to remedium na polską „ocenozę”.
„Czy uczeń naprawdę musi być ciągle oceniany, musi dostawać informację zwrotną, że coś źle zrobił? A może lepiej podyskutować z nim, »dlaczego tak dane zadanie zrobiłeś?«, »dlaczego tak ci wyszło w tym zadaniu?«, »a co sądzisz o tej lekturze?« (...). Można porozmawiać, wytłumaczyć błędy, a nie zawsze oceniać” – podkreśliła Nowacka.
„Uczniowie będą panią kochać. Rodzice nie tak bardzo” – skwitowała uzasadnienie Barbary Nowackiej prowadząca rozmowę Monika Olejnik.
Rozwiązanie problemu zatorów i blokad na granicy z Ukrainą, budowa interkonektorów energetycznych, rozbudowa autostrady A4 z udziałem polskich przedsiębiorców oraz nieustanne wsparcie militarne i finansowe dla Ukrainy w związku z wojną – to tematy rozmów premiera Donalda Tuska z premierem Ukrainy.
W poniedziałek 22 stycznia premier Donald Tusk przebywa na swojej pierwszej bilateralnej wizycie zagranicznej od czasu objęcia rządów w Polsce 13 grudnia 2023. Jej destynacją jest Ukraina, a premier spotkał się już m.in. z prezydentem Ukrainy Wołodymyrem Zełenskim (zobacz relację z konferencji prasowej) oraz Denysem Szmyhalem, premierem Ukrainy.
Po spotkaniu ze Szmyhalem, odbyła się konferencja prasowa. Premier Ukrainy podkreślał przede wszystkim wielką wdzięczność wobec Polski za „nieustanne wsparcie”, w tym pomoc wojskową, której wartość przekroczyła już 3,5 mld dolarów.
„Ukraina jest obecnie tarczą całej Europy. Tarczą przeciwko rosyjskiemu imperializmowi, barbarzyństwu i autorytaryzmowi. Od tego, jak mocna będzie ta tarcza, zależy bezpieczeństwo wszystkich krajów europejskich. Nasi polscy przyjaciele zawsze to rozumieli. Dlatego Polska od pierwszych dni wojny była wśród liderów w zakresie pomocy wojskowej dla Ukrainy. Bardzo dziękujemy za tę pomoc i oczekujemy, że nowy rząd Polski nada nowy impuls w tym kierunku” – powiedział Denis Szmyhal.
Szmyhal podkreślił, jak ważne dla Ukrainy jest to, że Polska wspiera formułę pokoju prezydenta Zełenskiego (która oznacza odzyskanie całego terytorium, łącznie z Krymem), europejskie aspiracje Ukrainy oraz plan dołączenia Kijowa do NATO. Dodał, że Ukraina ma w tym roku trzy ważne cele do osiągnięcia:
Premier Ukrainy podkreślił też, że ważnym tematem rozmów z premierem Tuskiem były kwestie bilateralne, a współpraca Polski z Ukrainą musi być „obopólnie korzystna”. Premierzy poruszyli kwestie:
W kwestii trwającego konfliktu przygranicznego między przewoźnikami z Polski i Ukrainy, strona ukraińska stwierdziła, że z ich strony „problem jest już rozwiązany”.
Ukraina zaproponowała wprowadzenie mechanizmu weryfikacji eksportowanych produktów, który ułatwi kontrolę, czy ukraińscy przewoźnicy rzeczywiście korzystają z liberalizacji handlu na dopuszczalnych zasadach, tzn. czy eksportują produkty, których liberalizacja handlu dotyczy. Jest to system już wdrożony na granicach Ukraina – Bułgaria oraz Ukraina – Rumunia.
W ukraińskim parlamencie są już teraz procedowane też ustawy, które zrównują wymogi nakładane na ukraińskich i europejskich przewoźników, a ta sprawa była jedną z przyczyn konfliktu między nimi.
Mówiąc o kwestii rozbudowy europejskiej autostrady E4 (w Polsce A4), premier Ukrainy zaproponował, by polscy przedsiębiorcy brali udział w konsorcjum budującym i utrzymującym autostradę na zasadzie koncesji.
„Taka współpraca może być jednym z naszych wielu sukcesów” – powiedział.
Szmyhal podkreślił też, że była mowa o rozbudowie interkonektorów energetycznych, w tym połączeń między ukraińskimi elektrowniami atomowymi a Polską (wspomniał o dwóch elektrowniach: równieńskiej oraz chmielnickiej), oraz wznowieniu działania rurociągu ropy naftowej Brody-Adamowo.
„Dzisiaj rozmawiamy tak naprawdę o resecie relacji rządów Ukrainy i Polski. Ten reset odbywa się na zasadach równości i wzajemnej pomocy. Na warunkach partnerstwa i wspólnego celu: niezależności i dobrobytu naszych krajów. Jesteśmy partnerami strategicznymi, przyjaciółmi i sojusznikami. Ukraina jest bardzo wdzięczna za wsparcie w tych trudnych czasach” – powiedział Szmyhal.
Donald Tusk podkreślił, że dla niego priorytetem podczas tej wizyty było „odnalezienie języka, w którym obie strony rozumieją, o co im tak naprawdę chodzi”, zwłaszcza w przypadku, gdy „pojawia się konflikt interesów”.
Tusk podkreślił, że między Polską a Ukrainą nie ma nieporozumień w „sprawach najważniejszych”, czyli w kwestii wojny Ukrainy z Rosją. Tusk podkreślił, że to „wojna Ukrainy o niepodległość, o integralność terytorialną, ale to też wojna w obronie naszych wartości, całej Europy, w tym polskiego bezpieczeństwa”.
Jako kwestię konfliktową wymienił problem blokady ruchu na granicy polsko-ukraińskiej, do której doszło w październiku zeszłego roku. Powodem było nieprzestrzeganie przez ukraińskich przewoźników zasad unijnego rozporządzenia o liberalizacji handlu produktami rolnymi oraz nierówne wymogi wobec europejskich przewoźników wjeżdżających do Ukrainy (wymaganie specjalnych zezwoleń). Zdaniem polskich przedsiębiorców z branży transportowej, ukraińscy przewoźnicy nadużywali możliwości stworzonych przez unijne rozporządzenie i stanowili nieuczciwą konkurencję.
Zdaniem premiera Tuska sytuacja na granicy jest już „bardzo wyraźnie poprawiona”.
„Z wielką satysfakcją przyjąłem informację o tym, że przygotowane są już ustawy, które zrównują, jeśli chodzi o standardy, polskich i europejskich przewoźników z ukraińskimi”. Premier podziękował też za „poważną ocenę sytuacji, jeśli chodzi o kwestię zboża i produktów rolnych” oraz zapowiedział, że strona polska przyjrzy się rozwiązaniom funkcjonującym już między Ukrainą a Rumunią i Bułgarią.
„Jestem pewien, że znajdziemy takie rozwiązanie, które będzie z korzyścią dla polskich rolników i producentów oraz będzie bezpieczne dla strony ukraińskiej” – podkreślił.
Polska domagała się ograniczenia możliwości wwozu kilku produktów rolnych z Ukrainy na swój rynek, ze względu na to, że producenci rolni zaczęli zmagać się z szeregiem negatywnych skutków gwałtownego wzrostu podaży.
Tusk dodał, że „współpraca energetyczna zupełnie nie budzi żadnych kontrowersji” i że Polska planuje wspólne inwestycje z Ukrainą, których efekty przyjdą „szybko”.
Dodał, że informacja o tym, że „strona ukraińska jest zainteresowana obecnością polskich firm przy budowie i utrzymaniu autostrady łączącej Kraków z obwodnicą Lwowa i dalej” jest „ekscytująca”. Potwierdził też, że Polska i Ukraina odnawiają format konsultacji międzyrządowych, „żeby unikać niepotrzebnych napięć, czy konfliktów interesów”.
„Uczciwa rozmowa między przyjaciółmi może zdziałać cuda” – powiedział Donald Tusk.
Relacje między Polską a Ukrainą zaczęły się pogarszać mniej więcej pod koniec 2022 roku, gdy pojawił się problem protestów m.in. polskich, bułgarskich, rumuńskich i węgierskich rolników w związku z liberalizacją handlu ukraińskimi produktami rolnymi, czyli tzw. afera zbożowa. W czerwcu 2022 Unia Europejska wprowadziła pełną liberalizację importu ukraińskich produktów rolnych, by wesprzeć eksport zboża z Ukrainy w związku z blokadą przez Rosję korytarzy transportowych na Morzu Czarnym.
W związku z tym, że nie udało się wymóc na Komisji Europejskiej wprowadzenia ograniczeń eksportowych, polski rząd (obok Węgier), zdecydował się na unilateralne przywrócenie ceł na import z Ukrainy (pomimo że w UE polityka celna należy do wyłącznych kompetencji Unii) oraz zaczął aktywnie lobbować na forum UE za ograniczeniem tego rodzaju wsparcia dla Ukrainy.
Relacje polsko-ukraińskie pogorszyły się jeszcze bardziej, gdy rząd Zjednoczonej Prawicy przed wyborami parlamentarnymi w Polsce, które odbyły się 15 października 2023, zaczął eksploatować antyukraińskie wątki na potrzeby kampanii wyborczej.
Partie koalicji rządzącej prowadzą rozmowy dotyczące możliwej formuły startu w zbliżających się wyborach samorządowych oraz europejskich. Współprzewodniczący Lewicy zdradza OKO.press, na jakim etapie są te rozmowy
„Wszystko wskazuje niestety na to, że zarówno do wyborów samorządowych, jak i europejskich, pójdziemy z Trzecią Drogą osobno, chociaż uważam, że to jest wielki błąd. Sygnał do wyborców będzie taki, że koalicja, która współrządzi, w kolejnych wyborach nie widzi między sobą wspólnego mianownika” – mówi OKO.press współprzewodniczący Lewicy Robert Biedroń.
Biedroń podkreśla, że rozmowy liderów rządzącej koalicji trwają, ale ich finał „jest już najprawdopodobniej przesądzony”. Powód: stanowiska liderów Polski 2050 i PSL-u, czyli Trzeciej Drogi.
„Trzecia Droga już zadeklarowała, że wystartują osobno w wyborach samorządowych, a z rozmów kuluarowych wynika też, że nie są zainteresowani rozmowami w sprawie wspólnego startu w wyborach do europarlamentu” – podkreśla lider Lewicy w rozmowie z OKO.press.
Liderzy Trzeciej Drogi swoją decyzję o samodzielnym starcie w wyborach samorządowych ogłosili 11 stycznia.
Biedroń dodaje, że jego zdaniem błąd.
„Sygnał, jaki powinniśmy dzisiaj wysyłać do wyborców, powinien być taki, że [jako rządząca koalicja] gramy w jednej drużynie, potrafimy zbudować wspólne listy i współpracować ze sobą, także w kwestiach wyborczych” – mówi OKO.press.
Biedroń dodaje, że osobny start w wyborach sprawi, że „kampania wyborcza siłą rzeczy będzie kreowała pewne napięcia”. „Będziemy musieli pokazywać różnice, podkreślać to, co nas dzieli, żeby odróżnić się u wyborców. I myślę, że to nie będzie służyć koalicji rządzącej w Polsce” – podkreśla.
Współprzewodniczący Lewicy deklaruje, że „ma nadzieję, że [liderzy Trzeciej Drogi] zmienią jeszcze zdanie”.
"To błąd, naprawdę fundamentalny błąd. PiS tylko liczy na to, żeby nas dzielić, żeby wykorzystać te zbliżające się wybory do tego, by osłabić koalicję rządzącą. Ja na pewno do tego ręki nie przyłożę" – mówi Biedroń OKO.press.
Lider Lewicy podkreśla też, że zupełnie inną postawę w tej kwestii wykazuje Koalicja Obywatelska i Donald Tusk, który jest „otwarty na rozmowy”. Lewica dąży do tego, żeby zarówno w wyborach samorządowych, jak i europejskich, wystartować ze wspólnej listy z Koalicją Obywatelską.
Rozmowy w tej sprawie już trwają.
Wspólny start z jednej listy w wyborach europejskich może być trudniejszy, bo oba ugrupowania – Nową Lewicą i Koalicję Obywatelską – dużo różni w kwestii najważniejszych tematów, o których decyzje podejmowane są na forum UE. Np. partie mają odmienne zdanie w kwestii potencjalnej zmiany traktatów UE, Lewica ma dużo bardziej pryncypialne podejście do kwestii egzekwowania przez Komisję Europejską praworządności, itp.
Ugrupowania te są zrzeszone w różnych grupach politycznych – Lewica w grupie Socjalistów i Demokratów, europosłowie reprezentujący te same partie co Koalicja Obywatelska są w Europejskiej Partii Ludowej.
Zgodnie z zapowiedzią premiera z 15 stycznia 2024, tegoroczne wybory samorządowe odbędą się 7 kwietnia w godzinach 7.00–21.00. Natomiast 21 kwietnia odbędzie się druga tura wyborów wójtów, burmistrzów, prezydentów miasta, którzy nie osiągnęli większości głosów w pierwszej turze.
Wybory do Parlamentu Europejskiego są zaplanowane na 6-9 czerwca. W Polsce głosować będziemy 9 czerwca, bo wybory odbywają się tradycyjnie w niedzielę.
Jesteśmy więc na początku maratonu wyborczego, bo w 2025 roku wybierać będziemy jeszcze prezydenta.
Temat wspólnej listy pojawił się już przed październikowymi wyborami do parlamentu krajowego. Trzy tworzące obecną koalicję rządzącą ugrupowania – Trzecia Droga (wyborcza koalicja Polski 2050 Szymona Hołowni oraz Polskiego Stronnictwa Ludowego Władysława Kosiniaka-Kamysza), Koalicja Obywatelska Donalda Tuska oraz Lewica ostatecznie do wyborów zdecydowały się iść osobno, ale zadeklarowały, że będą chciały stworzyć wspólny rząd po wyborach. To, że nie utworzono jednej listy, miało kluczowe znaczenie dla sukcesu wyborczego tych partii. Także wówczas, to Trzecia Droga jako pierwsza odcięła się od pomysłu tworzenia wspólnej listy.
„Sąd odmówił wpisu o likwidacji i likwidatora, uznając decyzję za bezprawną. To kolejna decyzja sądu rejestrowego, po odmowie wpisu do KRS nominatów m. Sienkiewicza jako zarządu Polskiego Radia S.A. Oznacza to, że od 20.12.23 na terenie Spółki przebywają osoby, które działają w sposób bezprawny” – napisała na portalu X Agnieszka Kamińska, odwołana prezeska Polskiego Radia.
W związku z dzisiejszą decyzją referendarza sądowego, który odmówił wpisania likwidacji Polskiego Radia do KRS, Kamińska opublikowała pismo do likwidatora spółki Pawła Majchera.
Wzywa go do zaprzestania dalszych działań, natychmiastowego opuszczenia siedziby rozgłośni w Warszawie oraz wydania wszystkich dokumentów, jakie posiada. W piśmie zastrzega: „Niezastosowanie się będzie skutkować podjęciem odpowiednich kroków prawnych”.
Na opuszczenie siedziby Polskiego Radia daje likwidatorowi jeden dzień roboczy.
Ministerstwo Kultury w swoim komunikacie podkreśla jednak, że „dzisiejszy wpis (...) w Krajowym Rejestrze Sądowym, odmawiający ujawnienia otwarcia likwidacji Polskiego Radia S.A., nie wywołuje skutków prawnych powodujących zmianę statusu Spółki i jej władz”.
Sąd rejestrowy odmówił wpisu o likwidacji TVP do Krajowego Rejestru Sądowego. Takie samo postanowienie wydano w sprawie Polskiego Radia.
O decyzji referendarza sądowego Tomasza Kosuba poinformowało Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Sąd rejestrowy, podobnie jak w sprawie Polskiego Radia, oddalił wniosek dotyczący wpisania likwidacji TVP do Krajowego Rejestru Sądowego.
„Telewizja Polska S.A. jest nadal w stanie likwidacji na podstawie uchwały Walnego Zgromadzenia Spółki (WZA), likwidatorem Spółki jest Pan Daniel Gorgosz, powołany tą samą uchwałą WZA” – napisał w oświadczeniu minister Bartłomiej Sienkiewicz.
„Jedynie potencjalny prawomocny wyrok sądu gospodarczego unieważniający uchwałę WZA mógłby skutecznie zakwestionować legalność rozpoczętego procesu likwidacji Spółki oraz powołania likwidatora, który nadal w świetle prawa pełni swoją funkcję” – czytamy.
Od decyzji referendarza sądowego można się odwołać. „Po złożeniu przez TVP S.A. w likwidacji skargi na dzisiejszą czynność referendarza sądowego dzisiejsza odmowa wpisu traci wszelką moc do czasu rozpoznania przez sąd skargi” – napisał minister. Jednocześnie ma nadzieję, że „spór prawny zakończy się pomyślnie, potwierdzając stanowisko większości sądów rejestrowych w Polsce, które wydały już liczne korzystne postanowienia z których wynika, że postawienie spółek realizujących misję mediów publicznych w stan likwidacji jest w pełni zgodne z prawem”.
Sienkiewicz dodaje także, że resort „dokłada wszelkich starań, aby przywrócić Polkom i Polakom pluralistyczną, rzetelną telewizję publiczną na najwyższym poziomie”. Wyjaśnia, że decyzja o postawieniu mediów publicznych w stan likwidacji była związana z prezydenckim wetem. Andrzej Duda zawetował w grudniu ustawę okołobudżetową, zakładającą finansowanie mediów publicznych.
Postawienie mediów w stan likwidacji nie oznacza jednak, że nowy rząd chce je zamknąć. Likwidacja jest dla spółki tym, czy dla państwa stan wyjątkowy. To stan prawnym, w którym miejsce normalnego zarządu spółki, jej rady nadzorczej i innych statutowych organów zarządczych zajmuje likwidator.
Minister Sienkiewicz wyjaśniał w grudniu 2023: „W obecnej sytuacji takie działanie pozwoli na zabezpieczenie dalszego funkcjonowanie tych spółek, przeprowadzenie w nich koniecznej restrukturyzacji oraz niedopuszczenie do zwolnień zatrudnionych w ww. spółkach pracowników z powodu braku finansowania. Stan likwidacji może być cofnięty w dowolnym momencie przez właściciela”.