0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Albert Zawada / Agencja GazetaAlbert Zawada / Agen...

Karna zsyłka grupy siedmiu niezależnych prokuratorów do pracy w jednostkach oddalonych po kilkaset kilometrów od ich domów przejdzie do historii polskiej prokuratury. Za tą decyzją stał Prokurator Krajowy Bogdan Święczkowski, zaufany Zbigniewa Ziobry.

W połowie stycznia 2021 roku w środku zimy i szalejącej epidemii koronawirusa kazał im z dnia na dzień zostawić rodziny oraz bliskich i jechać do nowych miejsc pracy. Sami mieli sobie znaleźć nowe lokum i zorganizować życie w nowym mieście.

Była to jednocześnie degradacja, bo wszystkich wysłano do pracy na najniższy szczebel, czyli do prokuratur rejonowych. Dla części z nich była to już kolejna degradacja. Pierwszy raz przeżyli to w 2016 roku, gdy Zbigniew Ziobro przejął kontrolę nad prokuraturą i zrobił czystki.

Prokuratura Krajowa zapewniała, że delegacje ze stycznia 2021 roku mają na celu kadrowe wzmocnienie prokuratur w Polsce. Była to jednak kara dla członków stowarzyszenia niezależnych prokuratorów Lex Super Omnia, które walczy o wolną od polityków prokuraturę i jest ostrym recenzentem Zbigniewa Ziobry oraz jego stronników w prokuraturze. Tym bardziej że aż trzech delegowanych to członkowie zarządu stowarzyszenia na czele z jego szefową Katarzyną Kwiatkowską. Pisaliśmy o tym w OKO.press:

Przeczytaj także:

Delegacje jako instrument represji

Delegacje co do zasady mają służyć wzmocnieniu jednostek, w których brakuje śledczych. Ale za rządów PiS są wykorzystywane do karania niepokornych prokuratorów. Na jednej z takich karnych delegacji zmarł prokurator Dariusz Wituszko ze Szczecina, którego wysłano do oddalonego o 800 kilometrów Rzeszowa. Pisaliśmy o tym:

Są też delegacje na wyższe szczeble, w tym do Prokuratury Krajowej, ale takie awanse są tylko dla „swoich”. Prawie wszyscy delegowani w styczniu 2021 roku prokuratorzy pojechali do pracy w nowych miastach. Delegacje były na pół roku i teraz większość z nich wraca do domu. OKO.press rozmawiało ze wszystkimi karnie zesłanymi przez Święczkowskiego śledczymi. Zapytaliśmy, jak im się pracowało na zsyłce, jak ich tam przyjęto, czym się zajmowali, jak tam żyli, jak przeżyły rozłąkę ich rodziny, co dalej i co dziś myślą po pół roku. Poniżej ich krótkie opowieści.

Prokurator Wrzosek dostawała kwiaty w Śremie

Prokurator Ewa Wrzosek z Prokuratury Rejonowej Warszawa-Mokotów została wysłana na delegację do Prokuratury Rejonowej w Śremie pod Poznaniem, 310 kilometrów od domu. Należy do Lex Super Omnia. W domu zostawiła nieletnią córkę i matkę, którą się opiekuje. Wrzosek znana jest z tego, że wiosną 2020 roku chciała zrobić śledztwo ws. organizacji kopertowych wyborów prezydenckich w czasie epidemii. Ale szybko zabrano jej sprawę i ją umorzono. Wrzosek za krytykę prokuratury Ziobry ma kilka spraw dyscyplinarnych.

Dziś mówi OKO.press: „Moja delegacja skończyła się 19 lipca. Jestem jeszcze w Śremie i rozliczam różne sprawy. Nie mam informacji, czy czeka na mnie w Warszawie kolejna delegacja [druga delegacja w roku może być tylko na terenie miejsca zamieszkania - red.]. Ale nie wykluczam dalszych szykan. Delegacja miała być dla mnie lekcją wychowawczą, ale to na mnie nie zadziałało.

Nikomu tego nie życzę, ale ta metoda się nie sprawdziła, nie udało się mnie złamać. Takie działania przełożonych to wyraz ich bezsilności, że nie można nas sobie podporządkować.

Bo już jesteśmy trochę zahartowani.

Pobyt w Śremie był miły. Dobrze mnie tu przyjęto, zżyłam się z ludźmi. Z perspektywy Warszawy wydaje się, że w stolicy jest najgorzej [brakuje prokuratorów, a spraw jest dużo - red.]. Ale tu o 180 stopni zmieniłam spojrzenie na pracę w mniejszych miastach. Tu też jest ciężko, też mają braki kadrowe. Są tu sprawy o przemoc w rodzinie, przestępstwa na tle seksualnym. Sprawy są trudne, są też obcokrajowcy. To wymaga wsparcia organizacyjnego prokuratury, ale na stałe. Zostawiłam tu około 130 spraw w toku. Jakie? O rozboje, kradzieże z włamaniem, przemoc w rodzinie, nękanie i prześladowania sąsiedzkie oraz rodzinne, kłusownictwo, przestępstwa internetowe, czy z ustawy o ochronie zwierząt.

prokurator Ewa Wrzosek
Prokurator Ewa Wrzosek. Albert Zawada / Agencja Gazeta

Po pracy poznałam okolicę. Biegałam, jeździłam na rowerze. Poznałam parki, tereny nad Wartą. Na weekendy jeździłam do domu w Warszawie. Jak zniosła to rodzina? Po pierwszym szoku przeorganizowaliśmy się logistycznie. Sprawy załatwialiśmy przez telefon. Ale jest już radość w domu, że wracam. W Śremie pożegnali mnie miejscowi policjanci. Dostałam od nich wygrawerowaną pamiątkę z podziękowaniem za współpracę. Pożegnałam się też z prokuratorami. Ale do prokuratury dzwonili do mnie również mieszkańcy. Prosili, bym prowadziła ich sprawy, ale nie ja o tym decyduję.

Przez okres mojego pobytu w Śremie raz na dwa tygodnie ktoś anonimowo przysyłał mi do prokuratury bukiet kwiatów z życzeniami „Miłego dnia”. Uciążliwe były dla mnie jedynie dojazdy na wytoczone mi procesy dyscyplinarne w sądzie dyscyplinarnym w Warszawie. Ale teraz przynajmniej będę miała na nie blisko. Już na wrzesień mam wyznaczony termin w kolejnej nowej dyscyplinarce”. Pisaliśmy o niej w OKO.press:

Prokurator Onyszczuk zostawi widok na basztę zamku biskupów

Prokurator Jarosław Onyszczuk z Prokuratury Rejonowej Warszawa-Mokotów został zesłany do Prokuratury Rejonowej w Lidzbarku Warmińskim, 260 kilometrów od domu. Jest w zarządzie Lex Super Omnia, krytykuje prokuraturę Ziobry. Za delegację pozwał prokuraturę do sądu.

Dziś mówi OKO.press: „Delegacja skończyła mi się w poniedziałek 19 lipca i jestem dwa tygodnie na urlopie. Nie mam informacji czy będzie druga delegacja. Nie znajduję uzasadnienia merytorycznego do mojej delegacji. Przy całym szacunku dla sytuacji w prokuraturze w Lidzbarku Warmińskim, ale tutejszą sytuację kadrową można było rozwiązać inaczej. Bo gdy mnie tu wysłano, trwał konkurs i wystarczyło go rozstrzygnąć. A na Mokotowie zostawiłem sporo spraw.

W Lidzbarku prowadziłem 100-150 spraw. Miałem kilka skomplikowanych z powodu ocen prawych, pozostałe były niezbyt skomplikowane. Proste oszustwa, kradzieże, znęcanie się w rodzinie. Atmosfera pracy w Lidzbarku jest dobra. Ludzie, policjanci, prawnicy wszyscy przyjęli mnie sympatycznie, a ja starałem się im odwdzięczyć rzetelną pracą. Nie unikałem dyżurów, chodziłem do sądu, robiłem wszystko.

Z pokoju w prokuraturze miałem widok na basztę Zamku Biskupów Warmińskich. Po pracy biegałem. Czytałem. Przeczytałem trochę książek o Powstaniu Listopadowym, bo interesuję się XIX wiekiem. Poświęcałem się też pracy na rzecz Lex Super Omnia. Czasu na tutejsze termy nie starczyło. Jak zniosła rozłąkę rodzina? Całkiem dobrze. W Lidzbarku nabrałem innej perspektywy. Zobaczyłem, jak funkcjonują prokuratury w terenie, jak wygląda tu praca. To się przyda w pracy w stowarzyszeniu. Delegacja nie złamała mnie”. Pisaliśmy w OKO.press o wsparciu, jakie dostali od obywateli represjonowani prokuratorzy:

Prokurator Jarosław Onyszczuk z kartkami wsparcia od obywateli. Takie kartki wysyłali obywatele do wszystkich karnie delegowanych prokuratorów. Zdjęcie z profilu Lex Super Omnia na Facebooku.

Prokurator Drapała: mój syn płakał, jak wyjeżdżałem z domu

Prokurator Daniel Drapała z Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu został wysłany do Prokuratury Rejonowej w Goleniowie pod Szczecinem, ponad 400 kilometrów od domu. Członek Lex Super Omnia.

Dziś mówi OKO.press: „Moja delegacja skończyła się w poniedziałek 19 lipca. Ale nie wracam do pracy w mojej Prokuraturze Okręgowej we Wrocławiu. Od razu zaczynam pracę w Prokuraturze Rejonowej w Miliczu. Dlaczego? Dwa tygodnie wcześniej miałem telefon od prokurator okręgowej. Dostałem propozycję pracę w jednej z prokuratur rejonowych na terenie Wrocławia lub za moją zgodą w Miliczu. Wybrałem tę drugą, bo będę miał bliżej z domu. Nową delegację podpisał mi zastępca Prokuratora Krajowego.

Powód delegacji? Że są tam braki kadrowe. Jak to odbieram? Milicz mnie nie martwi.

Nigdy pracy się nie bałem, jestem prokuratorem niezależnie od tego, gdzie pracuję. Jestem jak ciecz newtonowska. Im bardziej się mnie dociska, tym bardziej jestem twardy.

To mnie nie złamie. Z Milicza jest jeden plus, będę miał bliżej do domu. Zresztą w prokuraturze we Wrocławiu jest więcej takich delegacji. Ze mną z prokuratury okręgowej na delegacji są trzy osoby, wysłane do rejonów poza Wrocław. Kolejne delegacje są z prokuratury regionalnej. Nie znam intencji prokuratury.

W Goleniowie pracowało mi się sympatycznie. Jednostka jest dociążona sprawami, ma braki kadrowe. Mam nadzieję, że byłem dla nich sporym odciążeniem. Sprawy miałem różne np. o błędy medyczne, wypadki przy pracy, czy pijanych kierowców. Jak to zniosła rodzina? Cieszy się, że wróciłem. Mój 12-letni syn zniósł to ciężko. Za każdym razem jak wyjeżdżałem, to płakał. Na weekendy wracałem do domu. W Goleniowie nie miałem dużo wolnego czasu, bo siedziałem długo w pracy. Nie miałem więc czasu na zwiedzanie, tym bardziej że nie jeździłem tam autem”.

W Miliczu Drapała będzie miał jednak więcej pracy niż w Goleniowie. Bo macierzysta prokuratura kazała mu tam skończyć trzy duże śledztwa, które prowadził jeszcze przed delegacją do Goleniowa.

Prokurator Daniel Drapała z kartkami wsparcia od obywateli. Zdjęcie z profilu Lex Super Omnia na Facebooku.

Prokurator Matkowski: na delegacji zapisałem się do Lex Super Omnia

Prokurator wojskowy Artur Matkowski z Prokuratury Rejonowej Poznań-Grunwald trafił do prokuratury rejonowej w Rzeszowie, ponad 500 kilometrów od domu. Matkowski wcześniej pozwał prokuraturę o wynagrodzenie. Jako jedyny w momencie zesłania nie należał do Lex Super Omnia, ale to się zmieniło.

Dziś mówi OKO.press: „Moja delegacja skończyła się 17 lipca. Wracam do pracy w macierzystej prokuraturze w Poznaniu. Ale jestem jeszcze w Rzeszowie. Mam urlop. Przyjechała moja rodzina i razem zwiedzamy okolicę. Rzeszów jest urokliwy. Jak wspominam okres delegacji? Jako czas spędzony daleko od domu, stracony dla rodziny. Zawodowo robiłem tu to, co w Poznaniu. Miałem kilkadziesiąt spraw. Drobnica — kradzieże, oszustwa. Przyjęto mnie tu pozytywnie. W sądach poznawali mnie na rozprawach.

Na weekendy jeździłem do domu, podróże były uciążliwe, 7-9 godzin pociągiem. Rodzina zniosła to dzielnie. Ale jak raz nie przyjechałem na weekend do domu to 10-letni syn płakał i pytał dlaczego. W wolnym czasie zobaczyłem Rzeszów, Przemyśl, Łańcut. Byłem też na rajdzie prawników Rzeszowa w Bieszczadach. Ta delegacja mnie zahartowała. I zdecydowałem się zapisać do Lex Super Omnia, bo mi w tym czasie pomogli. Wcześniej trzymałem się z boku”.

Pikieta wsparcia sędziów rzeszowskich dla prokuratora Artura Matkowskiego (pierwszy z lewej) pod rzeszowską prokuraturą. Fot. z profilu Iustitii na Facebooku.

Szefowa Lex Super Omnia jeszcze nie wraca do domu

Prokurator Katarzyna Kwiatkowska na delegację została wysłana z Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga do Prokuratury Rejonowej w Golubiu-Dobrzyniu w Kujawsko-Pomorskim, 180 kilometrów od domu. To szefowa Lex Super Omnia, jest współtwórczynią głośnych raportów o prokuraturze Ziobry. Za karne delegacje pozwała prokuraturę. W ramach retorsji Prokuratura Krajowa wytoczyła jej pozew cywilny za krytykę Bogdana Święczkowskiego i podległej mu prokuratury. W sądzie prokuratura żąda 250 tys. zł na cel społeczny. Pozew ma przestraszyć Kwiatkowską, podobnie jak resztę prokuratorów. Pisaliśmy o tym w OKO.press:

Dziś Kwiatkowska mówi OKO.press: „Jestem jeszcze na delegacji w Golubiu-Dobrzyniu do 1 września, bo zaczęłam ją od marca. To swoista kara dyscyplinarna dla prokuratorów z Lex Super Omnia, więc nie mogę mówić o pozytywnej ocenie mojego pobytu tutaj. Sprawy, które prowadzę, są mało skomplikowane w porównaniu do tych, które prowadziłam w wydziale ds. przestępczości gospodarczej w Warszawie. Mam tu sprawy o znęcanie się, pijanych kierowców, o groźby karalne, czy oszustwa internetowe. W miesiącu mam średnio 60 spraw na biegu. Załatwiam je szybko. Moje wsparcie się przydało, ale od kwietnia jest tu kolejny prokurator i w mojej ocenie jest już nas za dużo.

W Golubiu wynajmuję kawalerkę w bloku na 3 piętrze. Od ludzi stąd dostałam duże wsparcie. W sądzie przyjęto mnie miło. Ludzie na mieście mnie poznają. W sklepie, na ulicy pytają jak mi pomóc i jeśli mi czegoś potrzeba to mam dać znać. Jeden z panów spytał czy jestem na karnej delegacji. Mówił, że nas wspierają, bo są pod wrażeniem naszej odwagi. Uczestniczyłam tu też w Tour de Konstytucja. Byłam na spotkaniach z obywatelami w Grudziądzu, Włocławku i w Toruniu. Takie spotkania dają dużo energii”. Pisaliśmy o jej pozwie za karną delegację w OKO.press:

06.08.2019 Warszawa , Pracownia Duzy Pokoj . Katarzyna Kwiatkowska podczas konferencji prasowej ws raportu stowarzyszenia prokuratorow Lex Super Omnia" Krolowie zycia w prokuraturze dobrej zmiany " . 
Fot. Dawid Zuchowicz / Agencja Gazeta
Prokurator Katarzyna Kwiatkowska. Fot. Dawid Zuchowicz / Agencja Gazeta

Delegacja Krasonia przysporzyła nowych członków Lex Super Omnia

Prokurator Mariusz Krasoń z Prokuratury Regionalnej w Krakowie jako jedyny w styczniu 2021 roku został karnie delegowany do jednostki w miejscu zamieszkania. Trafił do Prokuratury Rejonowej Kraków Podgórze. Być może dlatego, że opiekuje się starszymi rodzicami. To jego trzecia karna delegacja. W 2019 roku Prokurator Krajowy Bogdan Święczkowski wysłał go na delegację do prokuratury rejonowej we Wrocławiu, 270 kilometrów od domu. Pisaliśmy o tym w OKO.press:

Drugą delegację miał już na terenie Krakowa. Mariusz Krasoń obok byłego szefa Lex Super Omnia Krzysztofa Parchimowicza jest jednym z najbardziej prześladowanych niezależnych prokuratorów w Polsce.

Krasoń jest w zarządzie Lex Super Omnia, krytykuję prokuraturę Ziobry. Represje spadły na niego po tym, jak w 2019 roku doprowadził do uchwalenia historycznej dla prokuratury uchwały samorządu krakowskich prokuratorów. Uchwała była krytyką prokuratury Ziobry i zaczęto go prześladować. Był wzywany na przesłuchania do prokuratury, wysłano go trzy razy na karne delegacje i zdegradowano do pracy w rejonie. Ale Krasoń się nie przestraszył. Jako pierwszy pozwał prokuraturę za karną delegację. I sąd przyznał mu rację. Pisaliśmy o tym w OKO.press:

Prokuratura w jego sprawie wywierała też presję na sędziów, którzy wydawali korzystne dla niego orzeczenia. Prokuratura Krajowa wszczęła bezprecedensowe postępowanie i wezwała na przesłuchania aż 14 krakowskich śledczych. By dodatkowo upokorzyć Krasonia i sędziów przesłuchania prowadzono w pokoju Krasonia w prokuraturze regionalnej. Pisaliśmy o tym w OKO.press:

Dziś Krasoń mówi OKO.press: „Moja delegacja kończy się 22 lipca, ale do 6 sierpnia jestem jeszcze na urlopie. Więc nie wiem, co będzie dalej. Delegację traktuję jako element wywierania szykan na członków stowarzyszenia Lex Super Omnia i jako element dyscyplinowania prokuratorów, którzy wytykają błędy prokuraturze.

Jak mi się pracuje w rejonie? Nie narzekam na pracę na Podgórzu. Pracują tu zaangażowani, dobrzy młodzi prokuratorzy. Dobrze mi się tu pracuje. Z domu mam tu 7 kilometrów. Dobrze zostałem przyjęty. Kilka osób z tej prokuratury w czasie mojej delegacji zapisało się do Lex Super Omnia. Trzecia delegacja mnie nie złamała. Jeśli zostanę wysłany na kolejną, to też dam radę”.

Prokurator Mariusz Krasoń. Fot. Mateusz Skwarczek / Agencja Gazeta

A prokurator Szeska nie pojechała do Jarosławia

Prokurator Katarzyna Szeska z Prokuratury Rejonowej Warszawa-Wola dostała delegację do Prokuratury Rejonowej w Jarosławiu na Podkarpaciu, 320 kilometrów od domu. Należy do Lex Super Omnia. Wypowiadała się krytycznie o prokuraturze w mediach, jest aktywna na Twitterze. Szeska jest byłą rzeczniczką prasową Prokuratora Krajowego Edwarda Zalewskiego.

Dziś OKO.press mówi: „Nie pojechałam do Jarosławia. Jestem na zwolnieniu lekarskim do 5 sierpnia. Złożyłam właśnie drugi wniosek o cofnięcie delegowania i czekam na odpowiedź. Na pierwszy wniosek nie dostałam odpowiedzi. Przełożeni wysłali mnie na badania do ZUS, by sprawdzić, czy jestem trwale niezdolna do pracy, ale lekarz stwierdził, że nie. Mam tylko dalej się leczyć. Według mnie te delegacje to czysta kara dyscyplinarna, bez przeprowadzenia postępowania. Bo sytuacja kadrowa w naszych jednostkach macierzystych jest dużo gorsza niż w jednostkach, do których wystawiono delegacje.

Dzwoniłam do prokuratury w Jarosławiu, poinformowałam ich o stanie zdrowia. Przyjęli to spokojnie. Cały czas dostaję wyrazy wsparcia. Mnóstwo ludzi do mnie dzwoniło i czasami podochodzili do mnie na ulicy. Mówili, że wspierają nas, bo w prokuraturze są zwyczaje jak w armii PRL”.

Katarzyna Szeska. Fot. Jędrzej Nowicki / Agencja Gazeta

Udostępnij:

Mariusz Jałoszewski

Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.

Komentarze