0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Slawomir Kaminski / Agencja Wyborcza.plSlawomir Kaminski / ...

Przed każdym i każdą z nas wojna w Ukrainie stawia pytanie, jakiego miało już nigdy nie być. Jak to możliwe, że dosłownie na naszych oczach mordowany jest sąsiedni naród ukraiński, a bestialstwo przywódcy Rosji spływa na niższe szczeble, aż do żołnierzy zabijających ukraińskich cywilów?

Pierwszy z brzegu przykład: kolumna czołgów ma skręcać w prawo, ale czołgista, widząc samochód osobowy, zatrzymuje się, zawraca i dwukrotnie strzela do auta, zabijając na miejscu babcię i wnuczkę. Po co to robi? Z sadyzmu? Nienawiści? Dla sportu, dla popisu? Z frustracji, że nie udaje mu się zabijać żołnierzy wroga? Z zaczadzenia umysłu, że to wszystko wrogowie Rosji czyhający na jego kraj?

Autor "Dziennika ukraińskiego" w OKO.press Roman Kabaczij pisze o rosnącym w Ukrainie poczuciu, że zachowania wojsk rosyjskich przypominają odczłowieczenie żołnierzy Hitlera.

To samo pytanie powinniśmy sobie byli stawiać, gdy mordowana była Syria, równane z ziemią Aleppo (jak dziś Mariupol) z udziałem przecież tych samych rosyjskich wojsk (Rosjanie wciąż bombardują tam cele cywilne, wspierając Asada). Zadziałała tu jednak okrutna zasada dystansu psychologicznego - Syria jest "gdzieś daleko". W 2014 roku także Krym wydawał się "dość daleko".

Wojna w Ukrainie sprawiła, że zostaliśmy postawieni wobec zła w takiej skali, jakiego w naszej historii nie było od czasu hitleryzmu i stalinizmu. Jak mówiła OKO.press pisarka Oksana Zabużko o ukraińskiej postawie wobec najeźdźców, „jest takie niemal religijne uczucie, trochę dziwne w tak świeckim stuleciu, że jesteśmy po stronie światła. Musimy pokonać siły zła, mamy poczucie misji”.

To opozycja zła i dobra, ciemności i światła, przesłania nam i upraszcza cały obraz rzeczywistości, przy czym po stronie "światła" umieszczamy potężny w Polsce odruch solidarności z Ukrainą, romantyczny zryw zadziwiająco sprawnie zarządzany przez organizacje społeczne i samorządy.

Jak możliwe jest w XXI wieku takie zło i dlaczego nie można go zatrzymać? Doceniając reakcję społeczności międzynarodowej i zabezpieczenia terytorium NATO przed dalszą agresją Rosji, patrzymy mimo wszystko bezradnie, jak wojska Putina, nie będąc w stanie pokonać oddziałów ukraińskich, mordują kolejne dziesiątki, setki, tysiące cywilów. Jesteśmy po stronie prezydenta Zełenskiego, gdy na przemian błaga o pomoc i oskarża świat o przyzwolenie na eksterminację jego narodu.

Polskie władze po jasnej stronie mocy, czyli dysonans demokraty

Na tym manichejskim podziale korzystają polskie władze.

Usytuowanie Polski i skala zagrożenia całego świata rosyjską agresją sprawiają, że prezydent Duda i premier Morawiecki z Jarosławem Kaczyńskim w tle, stają w pierwszym szeregu obrońców wolnego świata. Duda, który jeszcze nie tak dawno temu mógł liczyć na spotkanie z Bidenem co najwyżej w windzie gmachu ONZ, podejmuje z honorami prezydenta USA. A przecież zaczadzony Trumpem długo nie potrafił złożyć mu gratulacji po zwycięstwie wyborczym, ośmieszając Polskę tym afrontem dyplomatycznym.

Wyprawa kijowska Morawieckiego i Kaczyńskiego, gest, który należy po prostu docenić, sprawiła, że zachodnie media postawiły ich za przykład dla europejskich przywódców, przymykając oczy na to, że ta reprezentacja UE składała się z najbardziej antyeuropejskich liderów.

Pancernym pociągiem jechali jeszcze zamordysta i miłośnik Trumpa premier Słowenii Jansa oraz premier Czech Petr Fiala.

Geopolityka i interes Zachodu jako całości sprawia, że występki PiS przeciw wartościom wolnego świata schodzą na drugi plan. Geopolityczne interesy Stanów Zjednoczonych nie raz prowadziły do antydemokratycznych interwencji, czy zawierania sojuszy z okropnymi reżimami. A autokrata Recep Tayyip Erdoğan jest przecież ważnym przywódcą państwa NATO, za to tureckie drony niszczą w Ukrainie rosyjskie czołgi.

Także Unia Europejska inaczej patrzy teraz na Polskę. Kategoryczny sprzeciw wobec antydemokratycznej i antyeuropejskiej polityki PiS - w tym zamrożenie pieniędzy z Funduszu Odbudowy - może ustąpić miejsca Realpolitik, zwłaszcza że Polska musi przecież otrzymać pomoc na przyjęcie ukraińskich uchodźców, czyli, tak czy owak, miliony euro popłyną do dyspozycji władz.

Można się obawiać, że będą je rozdzielać według stosowanych do tej pory algorytmów: wybierając z organizacji społecznych "swoje" (politycznie czy ideologicznie) i oszczędniej wspomagając samorządy zarządzane przez opozycję, nie bacząc na to, że to one - w dużych miastach - poniosą największe koszty.

Patrząc na wizytę Bidena w Polsce, czy spotkania Morawieckiego w Europie, odczuwamy z jednej strony satysfakcję, bo przecież ci ludzie współtworzą w tej chwili polskie bezpieczeństwo.

Ale z drugiej strony odczuwamy obawę, że ryczałtowa akceptacja władz PiS może osłabić presję na przestrzeganie zasad praworządności w Polsce, a Kaczyński dokończy bez przeszkód transformację kraju w system tzw. autokracji wyborczej czy wyborczej dyktatury.

Już jesteśmy jednym ze światowych liderów na drodze do odrzucenia de facto systemu demokratycznego.

Przeczytaj także:

Opozycja zmarginalizowana, ale nie zmanipulowana

W innych warunkach geopolitycznych do wizyty Bidena pewnie by nie doszło, a już na pewno nie do tak "wypasionej". Gdyby jednak, to trudno sobie wyobrazić, że nie spotkałby się także z opozycją demokratyczną. Trump tego nie robił, bo brzydził się demokracją, ale Barack Obama na lipcowym szczycie NATO w Warszawie w 2016 r. wygłosił, stojąc obok Dudy, połajankę za atak na Trybunał Konstytucyjny.

Opozycja z definicji jest wobec w wojny w Ukrainie w słabszej pozycji politycznej, w dodatku sama staje wobec moralnego szantażu - trudno nie popierać działań władz, które zwiększają bezpieczeństwo Polski, łatwo wejść w rolę "czepialskich", którzy "w imię partyjnych interesów szkodzą Polsce".

Do tego już widzimy, że PiS szuka pola konfliktu z opozycją na swoich warunkach, bo względna zgoda polityczna wokół imponderabiliów nie służy obozowi władzy. Między innymi dlatego, że rozmywa efekt tzw. gromadzenia się wokół flagi, co pokazał sondaż OKO.press: skoro wszystkie siły polityczne mówią i robią zasadniczo to samo w sprawie wojny w Ukrainie, nie ma potrzeby politycznego popierania akurat władzy.

Pierwszą próbą polaryzacji był ustawa o obronie ojczyzny, ekspresowo wrzucona do Sejmu tuż po inwazji Rosji na Ukrainę. PiS-owi byłoby na rękę, gdyby opozycja zagłosowała przeciwko i temu zapewne służyła skandaliczna wrzutka o bezkarności urzędniczej m.in. w czasie epidemii.

Ta pułapka nie zadziałała, więc PiS poszedł dalej, proponując zmiany w konstytucji. Prezes Kaczyński już zapowiedział w rozmowie z orlenowską "Polską The Times": "Jeżeli ktoś to będzie blokował, to znaczy, że będzie blokował rozbudowę armii".

Powrót do ostrego sporu politycznego w Polsce to kwestia czasu (raczej krótkiego), a opozycja pole konfliktu musi wybrać uważnie i z przynajmniej średniookresowym planem na to, co dalej, żeby nie pełnić w stosunku do PiS funkcji jedynie reaktywnej.

Póki co, opozycyjni liderzy wypowiadają się ostrożnie (zarówno jeśli chodzi o zmiany w konstytucji, jak i uwolnienie przez UE pieniędzy z Funduszu Odbudowy), co może irytować część wyborców uznających za absolutny priorytet walkę o przywrócenie praworządności w Polsce.

Jednak polityka w czasie wojny to czas balansowania i partie opozycyjne będą musiały to robić z akrobatyczną sprawnością:

z jednej strony nie mogą dać się sprowokować Kaczyńskiemu, z drugiej - nie demobilizować twardszych zwolenników zbytnią miękkością wobec PiS. Trudna gra.

Czy PiS potrafi to wykorzystać?

Prawo i Sprawiedliwość dostało prezent od losu, geopolityczna koniunktura niesie liderów PiS. To, co było ich słabą, jeśli nie najsłabszą stroną, staje się potencjałem politycznym. Tylko trzeba jeszcze umieć go wykorzystać do poszerzenia poparcia społecznego.

Czy PiS jest w stanie to zrobić? Nie jest to pewne.

Przejawem anachronicznej perseweracji politycznej było wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego w Sejmie 6 marca, w którym zapowiedział "nową pedagogikę społeczną", która ma "odbudować polską wspólnotę". Tak jakby oślepiony przez katolicko-narodową narrację prezes PiS nie umiał dostrzec oczywistego: polska wspólnota właśnie się tworzy w pomocy uchodźcom. Zamiast tego z żoliborskiej willi wybrzydza na naród, tak jak to robi od lat.

Powrót Jarosława Kaczyńskiego w ostatnich wypowiedziach do spiskowej teorii smoleńskiego zamachu może też wskazywać na pokusę, by stworzyć z Prawa i Sprawiedliwości "pierwszą ofiarę Putina". Zobaczcie, zdaje się sugerować prezes PiS, najpierw zabili naszego prezydenta, mojego brata, a teraz zabijają Ukraińców.

I w domyśle: tak jak moralna i dziejowa racja jest po stronie Ukrainy, tak samo jest po stronie PiS.

Ale są też sygnały, że w PiS zwycięży pragmatyzm. Kaczyński tak mówi o tezie o zamachu smoleńskim w "Polsce The Times": "(...) będziemy tę sprawę odpowiednio podnosić, jednak nie chcemy, by była ona wykorzystana przez totalną opozycję, żeby zmienić temat i wrzeszczeć".

To może oznaczać, że rachuby władzy (wsparte sondażami?) wskazują, że nagłe wypuszczenie z politycznej drewutni Antoniego Macierewicza i powrót do smoleńskiej jazdy bez trzymanki nie będą skuteczne.

Zwłaszcza jeśli obóz władzy chce zmierzać w kierunku centrum sceny. A na to może wskazywać najnowszy projekt obniżenia najniższej stawki podatkowej do 12 proc. To zmiana, która może w dłuższej perspektywie zdemolować finanse i usługi publiczne, a także finanse samorządów, ale w krótkim (i przedwyborczym) okresie zostawi pieniądze w kieszeniach aktywnych zawodowo Polaków.

A to grupa kluczowa, jeśli obóz władzy marzy jeszcze o samodzielnej większości w przyszłym Sejmie, bo teraz notowania PiS w okolicach 35 proc. poparcia utrzymują się w głównej mierze dzięki najstarszym wyborcom, w tym emerytom.

Bez odzyskania tej części młodszej klasy średniej, która poparła PiS w 2019 roku, o poziomie 40 proc. poparcia Kaczyński może zapomnieć.

Biden: to wojna o demokrację, o rządy prawa. Zachęca Dudę?

Joe Biden w Warszawie zwrócił się wprost do Dudy: "Panie prezydencie, najważniejsza rzecz, która nas łączy, to nasze wartości - wolność, wolność prasy, wolność mediów. Dzięki temu rząd działa w sposób transparentny, ludzie mają prawo do wyboru".

Tak mocna wypowiedź nawet przed zapewnieniem, że "artykuł 5. NATO jest dla nas obowiązkiem świętym", miała być może zabrzmieć jak drogowskaz dla polskiego prezydenta na pozostałe trzy lata kadencji.

Także w tym programowym wystąpieniu Biden kategorycznie przedstawił wojnę w Ukrainie jako walkę despotii z demokracją. Dla polityków PiS niewygodna była definicja prezydenta USA, że jesteśmy świadkami kolejnego starcia między autokracją a demokracją, między porządkiem opartym na regułach a takim, w którym rządzi tylko brutalna siła.

Walczymy o "rządy prawa, o uczciwe i wolne wybory, o wolność zgromadzeń, wolność prasy. Te zasady zawsze były atakowane przez wrogów demokracji" - mówił Biden.

Musiał sobie zdawać sprawę, że recenzuje politykę swoich sojuszników.

Takie przesłanie może być kierowane do Dudy, a może także do Morawieckiego. Obaj zdają się dostrzegać, że ich polityczna przyszłość nie może się opierać o kaprysy dominującego i starzejącego się wodza-autokraty. A jeśli tak, w ich interesie leży trwałe rozszerzenie bazy społecznej PiS, czego prawdopodobnie nie da się dokonać bez porzucenia rewolucyjnego charakteru Prawa i Sprawiedliwości.

Obaj są ultra konserwatywni, obaj z nieufnością podchodzą do zachodniego modelu demokracji i praw człowieka, ale rozumieją, że dla bardziej umiarkowanych wyborców ważna jest przewidywalność.

Andrzej Duda zrobił na tej drodze już kilka kroków: zawetował lex TVN a także lex Czarnek, czyli zatrzymał dwa groźne zamachy na wolne media i autonomię szkół, próbował też powstrzymać skandaliczny wyrok tzw. TK Julii Przyłębskiej, podważający obowiązywanie w Polsce wyroków Europejskiego Trybunału Praw Człowieka dotyczących sądów.

To są poważne zadatki na samodzielność w polityce, która może pomóc demokracji w Polsce.

Morawiecki próbuje różnymi sposobami dojść do (zgniłego) kompromisu z Komisją Europejską w sprawie praworządności. Bez wątpienia premier podziela wartości i cele polityki PiS, ale wie, że nie da się wszystkiego przeforsować od razu, wojując na kilku frontach. Zbudowanie wiarygodności międzynarodowej pozwoliłoby część z nich przynajmniej czasowo zamknąć.

Duda i Morawiecki próbują racjonalizować sytuację, kierować się rozsądkiem.

Co na to Kaczyński i Ziobro? Emocje i destrukcja w obozie władzy

Ale obóz PiS rozrywają trzy sprzeczne ze sobą żywioły: obok rozsądku, to emocje i destrukcja.

Jarosław Kaczyński zdaje się z niechęcią (czasami ukrywaną, czasami - zwłaszcza w przypadku prezydenta - ostentacyjną) patrzeć na starania Dudy i Morawieckiego.

Zapewne potrafi intelektualnie zaakceptować, że mają rys racjonalności, ale prezes PiS zawsze był politykiem jednej emocji, czy pisząc bardziej złośliwie, kompleksu: nie jest w stanie przyjąć, że jego pozycja polityczna nie jest dominująca. Czy chodzi o Tuska, czy o Bidena, czy o Merkel, czy von der Leyen,

Kaczyński zawsze walczy o dominację i postawienie na swoim, niezależnie od kosztów, lub ceny, którą trzeba zapłacić.

Stąd w "Polska The Times" jego słowa w kontekście pomocy dla uchodźców, że Polska "nie będzie chodziła po prośbie".

Pomoc finansową z Unii mamy dostać ze względu na moralną wyższość Polski Kaczyńskiego, a jak nie dostaniemy, to trudno. Stać nas.

Ten sam mechanizm widzieliśmy w ślepym i zupełnie bezsensownym uporze dotyczącym "lex TVN".

W krótkim okresie ta żądza dominacji może być politycznie funkcjonalna - by ją zrealizować, trzeba być sprytnym, elastycznym, można zrobić i powiedzieć wszystko, paktować ze wszystkimi. Ale na dłuższym dystansie tak się polityki prowadzić nie da, zwłaszcza gdy się rządzi.

Im bardziej ta mania prezesa PiS będzie się wymykać spod kontroli, tym gorzej dla Dudy i Morawieckiego, a lepiej dla opozycji.

Trzeci żywioł PiS to zew destrukcji Zbigniewa Ziobry. W najnowszej rozmowie z "Do Rzeczy"

Ziobro uderza w Morawieckiego i Dudę, zieje nienawiścią do Niemiec i Unii Europejskiej i ewidentnie gra na rozwibrowanie obozu Zjednoczonej Prawicy.

Z jego punktu widzenia to politycznie uzasadnione - wie, że w następnym rozdaniu parlamentarnym będzie miał słabą pozycję w PiS,. Więc jego przyszłość polityczna to rozłam w Prawie i Sprawiedliwości po linii polexitowej i stanięcie na czele buntowników wobec "mięczaków" - Morawieckiego i Dudy. To również byłaby dobra wiadomość dla partii opozycyjnych.

Trudno dziś z całą pewnością powiedzieć, który z żywiołów stanie się w PiS dominujący. A to oznacza tym trudniejsze wyzwanie strategiczne dla opozycji.

Trzeba też pamiętać, że wszystkie wewnętrzne rozgrywki polityczne będą się naprawdę rozgrywać (choć dziś to często nadużywany komunał) w cieniu wojny i konfliktu międzynarodowego realnie zagrażającego bezpieczeństwu Polski. I wobec trudności ekonomicznych, wysokiej inflacji, chaosu z przyjmowaniem uchodźców i napięć, jakie będą temu towarzyszyć.

Kto wie, czy w następnych miesiącach nie to będzie nową linią podziału politycznego: na tych, którzy rozumieją powagę sytuacji, i harcowników, którzy będą próbowali ją krótkowzrocznie wykorzystać.

;
Na zdjęciu Michał Danielewski
Michał Danielewski

Naczelny OKO.press, redaktor, socjolog po Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW. W OKO.press od 2019 roku, pisze o polityce, sondażach, propagandzie. Wcześniej przez ponad 13 lat w "Gazecie Wyborczej" jako dziennikarz od spraw wszelakich, publicysta, redaktor, m.in. wydawca strony głównej Wyborcza.pl i zastępca szefa Działu Krajowego. Pochodzi z Sieradza, ma futbolowego hopla, kibicuje Widzewowi Łódź i Arsenalowi

Na zdjęciu Piotr Pacewicz
Piotr Pacewicz

Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze