Przed każdym i każdą z nas wojna w Ukrainie stawia pytanie, jakiego miało już nigdy nie być. Jak to możliwe, że dosłownie na naszych oczach mordowany jest sąsiedni naród ukraiński, a bestialstwo przywódcy Rosji spływa na niższe szczeble, aż do żołnierzy zabijających ukraińskich cywilów?
Pierwszy z brzegu przykład: kolumna czołgów ma skręcać w prawo, ale czołgista, widząc samochód osobowy, zatrzymuje się, zawraca i dwukrotnie strzela do auta, zabijając na miejscu babcię i wnuczkę. Po co to robi? Z sadyzmu? Nienawiści? Dla sportu, dla popisu? Z frustracji, że nie udaje mu się zabijać żołnierzy wroga? Z zaczadzenia umysłu, że to wszystko wrogowie Rosji czyhający na jego kraj?
Autor „Dziennika ukraińskiego” w OKO.press Roman Kabaczij pisze o rosnącym w Ukrainie poczuciu, że zachowania wojsk rosyjskich przypominają odczłowieczenie żołnierzy Hitlera.
To samo pytanie powinniśmy sobie byli stawiać, gdy mordowana była Syria, równane z ziemią Aleppo (jak dziś Mariupol) z udziałem przecież tych samych rosyjskich wojsk (Rosjanie wciąż bombardują tam cele cywilne, wspierając Asada). Zadziałała tu jednak okrutna zasada dystansu psychologicznego – Syria jest „gdzieś daleko”. W 2014 roku także Krym wydawał się „dość daleko”.
Wojna w Ukrainie sprawiła, że zostaliśmy postawieni wobec zła w takiej skali, jakiego w naszej historii nie było od czasu hitleryzmu i stalinizmu. Jak mówiła OKO.press pisarka Oksana Zabużko o ukraińskiej postawie wobec najeźdźców, „jest takie niemal religijne uczucie, trochę dziwne w tak świeckim stuleciu, że jesteśmy po stronie światła. Musimy pokonać siły zła, mamy poczucie misji”.
To opozycja zła i dobra, ciemności i światła, przesłania nam i upraszcza cały obraz rzeczywistości, przy czym po stronie „światła” umieszczamy potężny w Polsce odruch solidarności z Ukrainą, romantyczny zryw zadziwiająco sprawnie zarządzany przez organizacje społeczne i samorządy.
Jak możliwe jest w XXI wieku takie zło i dlaczego nie można go zatrzymać? Doceniając reakcję społeczności międzynarodowej i zabezpieczenia terytorium NATO przed dalszą agresją Rosji, patrzymy mimo wszystko bezradnie, jak wojska Putina, nie będąc w stanie pokonać oddziałów ukraińskich, mordują kolejne dziesiątki, setki, tysiące cywilów. Jesteśmy po stronie prezydenta Zełenskiego, gdy na przemian błaga o pomoc i oskarża świat o przyzwolenie na eksterminację jego narodu.
Polskie władze po jasnej stronie mocy, czyli dysonans demokraty
Na tym manichejskim podziale korzystają polskie władze.
Usytuowanie Polski i skala zagrożenia całego świata rosyjską agresją sprawiają, że prezydent Duda i premier Morawiecki z Jarosławem Kaczyńskim w tle, stają w pierwszym szeregu obrońców wolnego świata. Duda, który jeszcze nie tak dawno temu mógł liczyć na spotkanie z Bidenem co najwyżej w windzie gmachu ONZ, podejmuje z honorami prezydenta USA. A przecież zaczadzony Trumpem długo nie potrafił złożyć mu gratulacji po zwycięstwie wyborczym, ośmieszając Polskę tym afrontem dyplomatycznym.
Wyprawa kijowska Morawieckiego i Kaczyńskiego, gest, który należy po prostu docenić, sprawiła, że zachodnie media postawiły ich za przykład dla europejskich przywódców, przymykając oczy na to, że ta reprezentacja UE składała się z najbardziej antyeuropejskich liderów.
Pancernym pociągiem jechali jeszcze zamordysta i miłośnik Trumpa premier Słowenii Jansa oraz premier Czech Petr Fiala.
Geopolityka i interes Zachodu jako całości sprawia, że występki PiS przeciw wartościom wolnego świata schodzą na drugi plan. Geopolityczne interesy Stanów Zjednoczonych nie raz prowadziły do antydemokratycznych interwencji, czy zawierania sojuszy z okropnymi reżimami. A autokrata Recep Tayyip Erdoğan jest przecież ważnym przywódcą państwa NATO, za to tureckie drony niszczą w Ukrainie rosyjskie czołgi.
Także Unia Europejska inaczej patrzy teraz na Polskę. Kategoryczny sprzeciw wobec antydemokratycznej i antyeuropejskiej polityki PiS – w tym zamrożenie pieniędzy z Funduszu Odbudowy – może ustąpić miejsca Realpolitik, zwłaszcza że Polska musi przecież otrzymać pomoc na przyjęcie ukraińskich uchodźców, czyli, tak czy owak, miliony euro popłyną do dyspozycji władz.
Można się obawiać, że będą je rozdzielać według stosowanych do tej pory algorytmów: wybierając z organizacji społecznych „swoje” (politycznie czy ideologicznie) i oszczędniej wspomagając samorządy zarządzane przez opozycję, nie bacząc na to, że to one – w dużych miastach – poniosą największe koszty.
Patrząc na wizytę Bidena w Polsce, czy spotkania Morawieckiego w Europie, odczuwamy z jednej strony satysfakcję, bo przecież ci ludzie współtworzą w tej chwili polskie bezpieczeństwo.
Ale z drugiej strony odczuwamy obawę, że ryczałtowa akceptacja władz PiS może osłabić presję na przestrzeganie zasad praworządności w Polsce, a Kaczyński dokończy bez przeszkód transformację kraju w system tzw. autokracji wyborczej czy wyborczej dyktatury.
Już jesteśmy jednym ze światowych liderów na drodze do odrzucenia de facto systemu demokratycznego.
Opozycja zmarginalizowana, ale nie zmanipulowana
W innych warunkach geopolitycznych do wizyty Bidena pewnie by nie doszło, a już na pewno nie do tak „wypasionej”. Gdyby jednak, to trudno sobie wyobrazić, że nie spotkałby się także z opozycją demokratyczną. Trump tego nie robił, bo brzydził się demokracją, ale Barack Obama na lipcowym szczycie NATO w Warszawie w 2016 r. wygłosił, stojąc obok Dudy, połajankę za atak na Trybunał Konstytucyjny.
Opozycja z definicji jest wobec w wojny w Ukrainie w słabszej pozycji politycznej, w dodatku sama staje wobec moralnego szantażu – trudno nie popierać działań władz, które zwiększają bezpieczeństwo Polski, łatwo wejść w rolę „czepialskich”, którzy „w imię partyjnych interesów szkodzą Polsce”.
Do tego już widzimy, że PiS szuka pola konfliktu z opozycją na swoich warunkach, bo względna zgoda polityczna wokół imponderabiliów nie służy obozowi władzy. Między innymi dlatego, że rozmywa efekt tzw. gromadzenia się wokół flagi, co pokazał sondaż OKO.press: skoro wszystkie siły polityczne mówią i robią zasadniczo to samo w sprawie wojny w Ukrainie, nie ma potrzeby politycznego popierania akurat władzy.
Pierwszą próbą polaryzacji był ustawa o obronie ojczyzny, ekspresowo wrzucona do Sejmu tuż po inwazji Rosji na Ukrainę. PiS-owi byłoby na rękę, gdyby opozycja zagłosowała przeciwko i temu zapewne służyła skandaliczna wrzutka o bezkarności urzędniczej m.in. w czasie epidemii.
Ta pułapka nie zadziałała, więc PiS poszedł dalej, proponując zmiany w konstytucji. Prezes Kaczyński już zapowiedział w rozmowie z orlenowską „Polską The Times”: „Jeżeli ktoś to będzie blokował, to znaczy, że będzie blokował rozbudowę armii”.
Powrót do ostrego sporu politycznego w Polsce to kwestia czasu (raczej krótkiego), a opozycja pole konfliktu musi wybrać uważnie i z przynajmniej średniookresowym planem na to, co dalej, żeby nie pełnić w stosunku do PiS funkcji jedynie reaktywnej.
Póki co, opozycyjni liderzy wypowiadają się ostrożnie (zarówno jeśli chodzi o zmiany w konstytucji, jak i uwolnienie przez UE pieniędzy z Funduszu Odbudowy), co może irytować część wyborców uznających za absolutny priorytet walkę o przywrócenie praworządności w Polsce.
Jednak polityka w czasie wojny to czas balansowania i partie opozycyjne będą musiały to robić z akrobatyczną sprawnością:
z jednej strony nie mogą dać się sprowokować Kaczyńskiemu, z drugiej – nie demobilizować twardszych zwolenników zbytnią miękkością wobec PiS. Trudna gra.
Czy PiS potrafi to wykorzystać?
Prawo i Sprawiedliwość dostało prezent od losu, geopolityczna koniunktura niesie liderów PiS. To, co było ich słabą, jeśli nie najsłabszą stroną, staje się potencjałem politycznym. Tylko trzeba jeszcze umieć go wykorzystać do poszerzenia poparcia społecznego.
Czy PiS jest w stanie to zrobić? Nie jest to pewne.
Przejawem anachronicznej perseweracji politycznej było wystąpienie Jarosława Kaczyńskiego w Sejmie 6 marca, w którym zapowiedział „nową pedagogikę społeczną”, która ma „odbudować polską wspólnotę”. Tak jakby oślepiony przez katolicko-narodową narrację prezes PiS nie umiał dostrzec oczywistego: polska wspólnota właśnie się tworzy w pomocy uchodźcom. Zamiast tego z żoliborskiej willi wybrzydza na naród, tak jak to robi od lat.
Powrót Jarosława Kaczyńskiego w ostatnich wypowiedziach do spiskowej teorii smoleńskiego zamachu może też wskazywać na pokusę, by stworzyć z Prawa i Sprawiedliwości „pierwszą ofiarę Putina”. Zobaczcie, zdaje się sugerować prezes PiS, najpierw zabili naszego prezydenta, mojego brata, a teraz zabijają Ukraińców.
I w domyśle: tak jak moralna i dziejowa racja jest po stronie Ukrainy, tak samo jest po stronie PiS.
Ale są też sygnały, że w PiS zwycięży pragmatyzm. Kaczyński tak mówi o tezie o zamachu smoleńskim w „Polsce The Times”: „(…) będziemy tę sprawę odpowiednio podnosić, jednak nie chcemy, by była ona wykorzystana przez totalną opozycję, żeby zmienić temat i wrzeszczeć”.
To może oznaczać, że rachuby władzy (wsparte sondażami?) wskazują, że nagłe wypuszczenie z politycznej drewutni Antoniego Macierewicza i powrót do smoleńskiej jazdy bez trzymanki nie będą skuteczne.
Zwłaszcza jeśli obóz władzy chce zmierzać w kierunku centrum sceny. A na to może wskazywać najnowszy projekt obniżenia najniższej stawki podatkowej do 12 proc. To zmiana, która może w dłuższej perspektywie zdemolować finanse i usługi publiczne, a także finanse samorządów, ale w krótkim (i przedwyborczym) okresie zostawi pieniądze w kieszeniach aktywnych zawodowo Polaków.
A to grupa kluczowa, jeśli obóz władzy marzy jeszcze o samodzielnej większości w przyszłym Sejmie, bo teraz notowania PiS w okolicach 35 proc. poparcia utrzymują się w głównej mierze dzięki najstarszym wyborcom, w tym emerytom.
Bez odzyskania tej części młodszej klasy średniej, która poparła PiS w 2019 roku, o poziomie 40 proc. poparcia Kaczyński może zapomnieć.
Biden: to wojna o demokrację, o rządy prawa. Zachęca Dudę?
Joe Biden w Warszawie zwrócił się wprost do Dudy: „Panie prezydencie, najważniejsza rzecz, która nas łączy, to nasze wartości – wolność, wolność prasy, wolność mediów. Dzięki temu rząd działa w sposób transparentny, ludzie mają prawo do wyboru”.
Tak mocna wypowiedź nawet przed zapewnieniem, że „artykuł 5. NATO jest dla nas obowiązkiem świętym”, miała być może zabrzmieć jak drogowskaz dla polskiego prezydenta na pozostałe trzy lata kadencji.
Także w tym programowym wystąpieniu Biden kategorycznie przedstawił wojnę w Ukrainie jako walkę despotii z demokracją. Dla polityków PiS niewygodna była definicja prezydenta USA, że jesteśmy świadkami kolejnego starcia między autokracją a demokracją, między porządkiem opartym na regułach a takim, w którym rządzi tylko brutalna siła.
Walczymy o „rządy prawa, o uczciwe i wolne wybory, o wolność zgromadzeń, wolność prasy. Te zasady zawsze były atakowane przez wrogów demokracji” – mówił Biden.
Musiał sobie zdawać sprawę, że recenzuje politykę swoich sojuszników.
Takie przesłanie może być kierowane do Dudy, a może także do Morawieckiego. Obaj zdają się dostrzegać, że ich polityczna przyszłość nie może się opierać o kaprysy dominującego i starzejącego się wodza-autokraty. A jeśli tak, w ich interesie leży trwałe rozszerzenie bazy społecznej PiS, czego prawdopodobnie nie da się dokonać bez porzucenia rewolucyjnego charakteru Prawa i Sprawiedliwości.
Obaj są ultra konserwatywni, obaj z nieufnością podchodzą do zachodniego modelu demokracji i praw człowieka, ale rozumieją, że dla bardziej umiarkowanych wyborców ważna jest przewidywalność.
Andrzej Duda zrobił na tej drodze już kilka kroków: zawetował lex TVN a także lex Czarnek, czyli zatrzymał dwa groźne zamachy na wolne media i autonomię szkół, próbował też powstrzymać skandaliczny wyrok tzw. TK Julii Przyłębskiej, podważający obowiązywanie w Polsce wyroków Europejskiego Trybunału Praw Człowieka dotyczących sądów.
To są poważne zadatki na samodzielność w polityce, która może pomóc demokracji w Polsce.
Morawiecki próbuje różnymi sposobami dojść do (zgniłego) kompromisu z Komisją Europejską w sprawie praworządności. Bez wątpienia premier podziela wartości i cele polityki PiS, ale wie, że nie da się wszystkiego przeforsować od razu, wojując na kilku frontach. Zbudowanie wiarygodności międzynarodowej pozwoliłoby część z nich przynajmniej czasowo zamknąć.
Duda i Morawiecki próbują racjonalizować sytuację, kierować się rozsądkiem.
Co na to Kaczyński i Ziobro? Emocje i destrukcja w obozie władzy
Ale obóz PiS rozrywają trzy sprzeczne ze sobą żywioły: obok rozsądku, to emocje i destrukcja.
Jarosław Kaczyński zdaje się z niechęcią (czasami ukrywaną, czasami – zwłaszcza w przypadku prezydenta – ostentacyjną) patrzeć na starania Dudy i Morawieckiego.
Zapewne potrafi intelektualnie zaakceptować, że mają rys racjonalności, ale prezes PiS zawsze był politykiem jednej emocji, czy pisząc bardziej złośliwie, kompleksu: nie jest w stanie przyjąć, że jego pozycja polityczna nie jest dominująca. Czy chodzi o Tuska, czy o Bidena, czy o Merkel, czy von der Leyen,
Kaczyński zawsze walczy o dominację i postawienie na swoim, niezależnie od kosztów, lub ceny, którą trzeba zapłacić.
Stąd w „Polska The Times” jego słowa w kontekście pomocy dla uchodźców, że Polska „nie będzie chodziła po prośbie”.
Pomoc finansową z Unii mamy dostać ze względu na moralną wyższość Polski Kaczyńskiego, a jak nie dostaniemy, to trudno. Stać nas.
Ten sam mechanizm widzieliśmy w ślepym i zupełnie bezsensownym uporze dotyczącym „lex TVN”.
W krótkim okresie ta żądza dominacji może być politycznie funkcjonalna – by ją zrealizować, trzeba być sprytnym, elastycznym, można zrobić i powiedzieć wszystko, paktować ze wszystkimi. Ale na dłuższym dystansie tak się polityki prowadzić nie da, zwłaszcza gdy się rządzi.
Im bardziej ta mania prezesa PiS będzie się wymykać spod kontroli, tym gorzej dla Dudy i Morawieckiego, a lepiej dla opozycji.
Trzeci żywioł PiS to zew destrukcji Zbigniewa Ziobry. W najnowszej rozmowie z „Do Rzeczy”
Ziobro uderza w Morawieckiego i Dudę, zieje nienawiścią do Niemiec i Unii Europejskiej i ewidentnie gra na rozwibrowanie obozu Zjednoczonej Prawicy.
Z jego punktu widzenia to politycznie uzasadnione – wie, że w następnym rozdaniu parlamentarnym będzie miał słabą pozycję w PiS,. Więc jego przyszłość polityczna to rozłam w Prawie i Sprawiedliwości po linii polexitowej i stanięcie na czele buntowników wobec „mięczaków” – Morawieckiego i Dudy. To również byłaby dobra wiadomość dla partii opozycyjnych.
Trudno dziś z całą pewnością powiedzieć, który z żywiołów stanie się w PiS dominujący. A to oznacza tym trudniejsze wyzwanie strategiczne dla opozycji.
Trzeba też pamiętać, że wszystkie wewnętrzne rozgrywki polityczne będą się naprawdę rozgrywać (choć dziś to często nadużywany komunał) w cieniu wojny i konfliktu międzynarodowego realnie zagrażającego bezpieczeństwu Polski. I wobec trudności ekonomicznych, wysokiej inflacji, chaosu z przyjmowaniem uchodźców i napięć, jakie będą temu towarzyszyć.
Kto wie, czy w następnych miesiącach nie to będzie nową linią podziału politycznego: na tych, którzy rozumieją powagę sytuacji, i harcowników, którzy będą próbowali ją krótkowzrocznie wykorzystać.
" sprawiają, że prezydent Duda i premier Morawiecki z Jarosławem Kaczyńskim w tle, stają w pierwszym szeregu obrońców wolnego świata." – Co za naiwniak to pisze?
Nie mają wyboru, a zyski dla Putina z pozostawienia swoich agentów u władzy w granicznym państwie NATO są nie do przecenienia. Parę dni temu w OKO.PRESS ładnie napisano, że rzucenie na żer małej partii (Konfederacji) by utrzymać przy władzy większą (PIS) jest na rękę Putina. I całe te dywagacje na temat PIS jako obrońców demokracji jest mieszaniną bełkotu z totalnym brakiem pamięci. PIS i SP mają na celu jedynie utrzymanie się u władzy, zbudowanie totalitarnego państwa w ścisłym sojuszu z Rosją. A jak już się to (nie daj Boże!) uda, to zniszczenie NATO i UE. A wtedy będzie już można, pod przewodnim sztandarem Rosji ruszyć na podbój zachodu.
Każde inne odczytanie działań w wykonaniu "oszołoma", "kłamcy" z PIS, "mapeta" z pałacu i "chorego na nienawiść" z SP jest albo ślepotą, albo świadomym działaniem V kolumny Putina.
Jak widać, dzisiaj, jak tekst jest bez emotikonów w odpowiednich miejscach, to spora część czytających ma kłopot z jego zrozumieniem. Panie Witoldzie, proponuję przeczytać jeszcze raz na spokojnie i – jeśli dalej będzie Pan uważał P. Pacewicza za "naiwniaka /ślepego /V kolumnę Putina" – pozostać przy oglądaniu telewizji.
Trudno się zgodzić z tym tytułem cyt. „Paradoks geopolityki. Wrogowie demokracji z PiS w pierwszym szeregu obrońców wolnego świata” Trzeba być bardzo naiwnym, aby wierzyć w to, że prezydent Biden wierzy, iż stoi razem z nim w tym samym szeregu cala sfora pana prezesa. Tak jak moim zdaniem nie wierzy w jakieś nawrócenie pana Dudy. Prezydent Biden jest wytrawnym politykiem i przyjechał do Polski nie dla złożenia wyrazów uznania dla obecnego rządu, tylko po to, aby wyrazić uznanie dla polskiego społeczeństwa, samorządów i NGOsów za ich postawę w obliczu wojny w Ukrainie i otwartości dla uchodźców. Bo to najlepszy przykład postawy solidarności, a o tą solidarność i jedność transatlantycką idzie teraz walka. Administracja amerykańska doskonale się orientuje jakie są paradygmaty polityczne pana prezesa i jego akolitów, to nie demokracja liberalna z jej wartościami jakie są podwaliną NATO i UE, a autokracja wyborcza z jej ograniczeniami wolności i praw obywatelskich. Doskonale pamięta o Usnarzu i tym co się dzieje aktualnie z uchodźcami/imigrantami na granicy z Białorusią w obszarze izolowanym przez władze w Warszawie przed działaniami organizacji pomocowych i oczami mediów. Prezydent Biden doskonale wiedział do jakiego kraju przyjechał, w jakim stanie jest w nim demokracja i jakie są paradygmaty polityki obecnie rządzących. Dlatego ten przekaz moim zdaniem kierował do ludzi, Polaków, Ukraińców i Rosjan jak i innych. Dając wyraźny sygnał, to wy wybieracie władzę i za nią ponosicie odpowiedzialność. Tak odczytuję główne przesłanie wystąpienia pana prezydenta USA. cdn
cd. Paradygmaty polityki pana prezesa i PiS się nie zmieniły i raczej się chyba nie zmienią. Pan prezes nigdy nie był demokratą i nie zamierza nim być na starość. Model państwa według pana prezesa to jeden centralny ośrodek decyzyjny – partia i reszta z nazwy niby konstytucyjne niezależne podmioty, ale podporządkowane partii i obsadzone ludźmi typu BMW. Ma pan prezes tylko jeden problem, skąd wziąć kasę na kolejne wybory, żeby kupić głosy wyborców w kontekście tego, że UE się postawiła i zablokowała prezesowi dostęp do jej bankomatów. Były próby eksploatacji kolejnego złota politycznego, aby wydusić z UE dostęp do bankomatów, ale wysiłki spełzły na niczym. Czas płynął a maszynka demontażu państwa prawa i demokracji pracowała bez większych zgrzytów, w tym postępował proces eliminacji nieposłusznych sędziów, prokuratorów itp. Czy coś się zmieni w polityce PiSu? Sądząc po pewnych sygnałach raczej nie. Kurs zostanie utrzymany, czyli dalsze spory z UE i zwijanie demokracji. Tu na pierwszą linię wychodzą powoli samorządy duszone finansowo. Natomiast już po pierwszych wypowiedziach pana prezesa widać, że wraca sprawa „zamachu smoleńskiego” Pan prezes ostatnio tak oto powiedział cyt. "Przez te lata, mając osobiste przekonanie, że doszło do zbrodni, zamachu, nie mogłem jednak tego wszystkiego złożyć w pewną całość. Mówię od strony technicznej — jak dokonano tego wszystkiego, co wiąże się z zamontowaniem jakiś środków wybuchowych w samolocie, w jaki sposób to zostało odpalone, dlaczego ten samolot zaczął opadać i w końcu jak to było z tym rozerwaniem samolotu, dlaczego ciała zostały rozerwane w ten sposób. Dzisiaj mogę powiedzieć, że te wszystkie pytania uzyskały odpowiedź” Rocznica blisko temat wraca.
Trafnie to ujął Sienkiewicz ustami Onufrego Zagłoby herbu Wczele " Diabeł się w ornat ubrał i ogonem na mszę dzwoni ". Nic ująć, nic dodać.
Pan Piotr troszkę się odkleił od rzeczywistości 😉
"Czy Zachód przymknie oko na ich marsz do autorytaryzmu?" To niedorzeczne, demokracja ma się bardzo dobrze. Świętością demokracji są wolne wybory. Czy tego chcemy czy nie, mimo że wszystkie media były anty-PiS (i nadal są poza tvp), PiS wygrał uczciwie wybory i realizuje program (i dlatego nie spada im poparcie).
Smoleńsk wrócił bo rosjanie wprost przyznali się do zamachu (ustami Dmitrija Rogozina, byłego wicepremiera i obecnego szefa propagandy), czego redakcja OKO rzecz jasna "nie zauważyła". Prawda boli, czasem przeraża albo zaskakuje… ale jest jedna.
"Świętością demokracji są wolne wybory." W PRLu udział w wyborach był wręcz obowiązkowy i cały kraj był wystrojony na to święto.
A zamach smoleński to była sztuczna mgła, dwa wybuchy, celowo błędne naprowadzanie samolotu, czy może wreszcie to wszystko razem? Którą wersję potwierdził Rogozin?
PIS nie wygrał wyborów uczciwie bo TVP stało się TVPiS i nie miało nic wspólnego z telewizją publiczną lecz było (i nadal jest!) typową sz-czujnią totalitarnego reżimu. Poza tym odpowiednio dobrana Ordynacja Wyborcza pozwalająca wybierać rządy w Polsce przez osoby nie mające z Polską nic wspólnego oprócz obywatelstwa, i nawet nie płacący podatków w Polsce, za to podatnych na jedyne dostępne za granicą programy sz-czujni TVPiS. Ich mózgi są tak wyprane, że nie mają nic wspólnego z myśleniem, więc teoretycznie jako osoby pozbawione świadomości nie powinny być dopuszczone do głosowania.
A co do demokracji przypominam: HITLER TEŻ BYŁ WYBRANY W DEMOKRATYCZNYCH WYBORACH.
A gdy się czytało "Hitler. Studium tyranii. Alan Bullock" w trakcie kampanii wyborczej, w której wgrał PIS, można było wprost palcem w książce pokazywać odpowiednie fragmenty wypowiedzi "prezesika".
Tak że proszę nie używać argumentów o świętości wolnych wyborów – bo zaraz po wyborach PIS zaczął niszczyć wszystkie ich podstawy – PRAWO! (ze szczególnym uwzględnieniem sądownictwa, które mogłoby stwierdzić, że PIS nie wygrało kolejnych wyborów!)
Przecież wygrali też wybory w 2015 roku, a jakoś TVP nie było wtedy ich…
W 2015 roku wygrali dwa razy, a nie mieli TVP. Przypomnijcie sobie jak w TVP ośmieszano Dudę, powtarzano za red. Michnikiem, co by się miało stać, żeby Komorowski przegrał ("przejechana przez pijanego Komorowskiego na pasach ciężarna zakonnica", A.Michnik). Potem po przegranych wyborach prezydenckich zabrali się w PO+PSL za poprawianie ustawy o TK (poprawka na wniosek posła Kropiwnickiego, tak, tego zadowolonego po dziś dzień z siebie mądrali z KO). Ani w TVP ani w "nam nie jest wszystko jedno" GW nie traktowali tego jako problemu z demokracją i praworządnością, było cichosza. Dobranie niezgodnie z prawem eksta sędziów, byle przed wyborami parlamentalnymi, też nie trafiło na pierwsze strony. Przypominam też sobie, że przez pierwszą kadencję PiSu podobno ogladalność TVP pikowała, nikt nie słuchał, nie oglądał (z wyjątkiem niewykształconych, emerytów i mieszkańców prowincji, tak sumowały temat OBOPy). To skąd ta nieuczciwa wygrana? Wszystko sfałszowali? Wybory samorządowe też?
Manipulujemy z najnowszą historią? Gdy poprzednie rządy majstrowały coś z prawem, a TK złapał ich za rączkę, to natychmiast się wycofywały w przeciwieństwie do polityki PIS ignorowania orzeczeń TK, dopóki TK nie został przejęty przez panią magister.
Panie Janie Kowalski, wygrana w wyborach nie uprawnia do uprawiania szmatławości politycznej. Posiadanie większości parlamentarnej daje możliwość, procedowania wszystkiego zgodnie z prawem a nie do łamania prawa. Naginanie prawa do potrzeby chwili jest na prawdę niebezpieczne. Marzę o tym, żeby PiS został rozjechany własnym walcem, zanim ktoś następny uporzadkuje prawodawstwo. Patrząc w przyszłość pan, panie Kowalski takiego zagrożenia nie dostrzega, podobnie jak inny Kowalski, zresztą Janusz, którego wzrok tęskni za rozumem.
Tja, reducto ad hitlerum w pełnej okazałości. Jak słucham znajomych to są dwie opcje: "wszystko byle nie pis" albo "wszystko byle nie PO". A mi się marzy jakaś sensowna alternatywa polityczna. Pożyjemy zobaczymy, do wyborów może się zdarzyć wszystko.
Nie wiem czemu się ktoś obrusza przecież sam tytuł jest jasny "Paradoks geopolityki. " tak jak paradoksem było zbrojenie przez NATO ukraińskich nazistów z Azova (tak ich nazywało BBC przed 2022) tak paradoksem jest wspieranie rządu który jeszcze rok temu chciał usunąć z Polski amerykański koncern medialny.
myślałam, że naiwnych idiotów jest coraz mniej w tym kraju, niestety pomyliłam się, wolne wybory? sfałszowane wybory ludziska, po prostu sfałszowane, czy wam się to podoba czy nie, ta banda dzisiaj ubrała się w piórka wolności ciekawa jestem na jak długo, zwycięży chory autokrata czy wreszcie pisuary się obudzą, kaczka już zaczął wymyślać, że mu się wszystko składa, jemu się zawsze składa gdy wciąż marzy o autokracji jak w rosji celowo z małej litery, po chamsku wykorzystują społeczną pomoc dla uchodżców niby jak to oni pomagają, wiedzieli już w listopadzie do czego dązy ta marnocina putin i nie kiwnęli palcem aby się przygotować, zresztą jak zwykle ich wszystko zaskakuje, ten chory rząd po prostu nie potrafi inaczej