0:000:00

0:00

Prawa autorskie: AFPAFP

"Większość rosyjskiej klasy rządzącej przyjęła zasady gry zaproponowane przez Putina. Nie ma żadnych warunków do powstania wewnątrz Kremla opozycji - przeciwnicy wojny albo ją zaakceptowali, albo wyjechali z kraju. Nastąpiło zrozumienie, że zmiany, które zaszły w Rosji i w jej pozycji w świecie są poważne i są na dłuższy czas" - relacjonuje Masza Makarowa swoje rozmowy z ludźmi, którzy pozostali w Rosji.

Sześć miesięcy temu Władimir Putin wypowiedział w imieniu Rosji i Rosjan wojnę Ukrainie nazywając to “operacją specjalną”. Dwa tygodnie później w Rosji została wprowadzona cenzura wojenna, niezależne media zostały zamknięte albo zablokowane, tak samo jak Facebook i Instagram.

Setki zachodnich firm wycofały się z rosyjskiego rynku, zachodnie uczelnię zerwały współpracę z rosyjskimi badaczami. Teraz Europa dyskutuje o zakazie wjazdu Rosjan do krajów strefy Schengen.

Władze rosyjskie nadal nazywają niszczenie ukraińskich miast i śmierci tysięcy cywili albo dokładnymi uderzeniami rosyjskich rakiet w wojskowe obiekty nacjonalistów, albo fejkami stworzonymi przez ukraińską propagandę. Ale wciąż nie odważyły się ogłosić powszechnej mobilizacji i korzystają z werbunku mieszkańców biednych regionów i więźniów.

Rosyjska dziennikarka Masza Makarowa porozmawiała z Rosjanami o sześciu miesiącach wojny prowadzonej przez ich kraj.

Co przez te pół roku zmieniło się w samej Rosji?

Jak zmienili się Rosjanie i ich życie?

Jak widzą świat dookoła siebie obecnie?

Zadaje te pytania na swoim Facebooku. Po kilku godzinach dostaje parędziesiąt odpowiedzi. Większość wypowiadających prosi, by nie podawać ich imion.

Dzieci u nas w przedszkolu bawią się w wojnę - “wiuuuuuuu, leci samolot na Ukrainę, bach bach” (Katarzyna, przedszkolanka z Moskwy)

W aplikacjach randkowych podają - “Z” czy nie “Z”. Albo piszą - jakby coś, to nie jestem „Z”, czyli nie wspieram wojny” (Ksenia, nauczycielka)

Straciłem trzech przyjaciół gejów. Nagle stali się prowojenni. Jeden jest synem wojskowego, ale i tak było to dziwne. Drugi już raz uciekł z Ługańska do krewnych w Rosji, mówi, że więcej nie chce uciekać. Wiele osób wiąże duże nadzieje ze śmiercią Putina. Dlatego przełknęli wszystkie wiosenne plotki, że ma raka i że zbliża się zamach stanu i ciągle pytali, czy to prawda i kiedy to nastąpi.” (Iwan, redaktor)

Codziennie się boję. Chociaż kim jestem, by po mnie przyszli? Boję się coś napisać, coś zrobić. Po kawałku tracę siebie. Jeszcze jeden nieopublikowany artykuł, jeszcze jeden fragment tekstu wycięty przez redaktora. I myślę - po co próbować coś robić?” (Maria, dziennikarka jednej z głównych codziennych gazet w Rosji)

Zrobię wszystko co w moich siłach, by nie wracać do Rosji. Otrzymywałam stypendium od obcego państwa - może się nakręcam, ale tego chyba starczy, by pociągnąć mnie do odpowiedzialności” (Anna, studentka, Polska / Syktywkar)

Trzeba być ostrożną - również z kolegami. Ostatnio zmieniłam pracę. Na powitanie nowi koledzy powiedzieli mi - hej, pracujemy tu od 25 lat, popieramy Putina” (Uljana, pracuje z dziećmi z niepełnosprawnością)

Rozmawiamy o wojnie tylko z tymi, którym ufamy. W Rosji odrodziła się kultura donosów. Każde słowo może być wykorzystane przeciwko tobie” (Swietłana, pracuje w muzeum)

Przeczytaj także:

Nowy stary totalitaryzm

Rosyjski politolog Iwan Preobrażeński, jeden z nielicznych, którzy przewidzieli rozpoczęcie wojny, uważa, że współczesna politologia jeszcze nie znalazła definicji precyzyjnie opisującej rosyjski system polityczny w jego obecnej wersji. Nauka jest bardziej powolna niż rzeczywistość.

Preobrażeński tłumaczy, że reżim w Rosji zmienił się już rok temu - już wtedy przejawiał skłonność do totalitaryzmu, do ingerencji we wszystkie obszary życia społecznego, do niszczenia wszystkich wspólnot.

“Teraz wszystko stało się bardziej oczywiste, mniej ukryte. Po 24 lutego 2022 roku reżim przeszedł wreszcie do legalizacji realiów, które istniały w Rosji wcześniej. Jeśli wcześniej wszyscy wiedzieli, że rosyjska opozycja została zniszczona, ale wciąż o niej mówiono, to po 24 lutego mówienie o rosyjskiej opozycji jest śmieszne. Wszyscy doskonale rozumieli, że reżim aktywnie ingeruje w procesy edukacyjne i oświeceniowe. Po 24 lutego procesy edukacyjne i oświeceniowe dobiegły końca” - wymienia politolog.

Preobrażenski nazywa ten system totalitaryzmem nowego typu.

Większość rosyjskiej klasy rządzącej, zdaniem Preobrażeńskiego, przyjęła stan rzeczy i zasady gry zaproponowane przez Władimira Putina. Nie ma żadnych warunków do powstania wewnątrz Kremla opozycji - przeciwnicy wojny albo ją zaakceptowali, albo wyjechali z kraju. Próby przekonania Putina do szybkiego zakończenia “operacji specjalnej” nie zadziałały.

Nastąpiło zrozumienie, że zmiany, które zaszły w Rosji i w jej pozycji w świecie są poważne i są na dłuższy czas.

“Większość klasy rządzącej pracuje nad przekonaniem Putina do zawarcia rozejmu. Tu działają racjonalne argumenty. Najwyraźniejszym przykładem jest zapowiedź Centralnego Banku Rosji, że gospodarka potrzebuje pauzy, bo jeśli nadal będzie staczać się w tym tempie, otrzymując co dwa, trzy tygodnie nowe sankcje, nie oprzytomnieje. A jeśli otrzyma jakiś okres adaptacyjny, to będzie mogła przetrwać nawet w warunkach twardych sankcji” - uważa politolog.

“To Ukraińcy byli faszystami, z którymi walczył dziadek?”

Walentyna z dużego miasta na Uralu nie przeżywa, że zniknęła im IKEA. Mówi, że gdyby jej zaproponowali, że przez pięć lat będzie miała puste półki w sklepach, ale za to żołnierze przestaną strzelać do ludzi, zgodziłaby się od razu.

“Za Rosję! Misie swoich nie porzucają!” - krzyczy w czasie zabawy Anka, 7-letnia córka Walentyny. Przynosi te hasła ze szkoły. Walentyna w tej samej szkole uczy języków obcych. Ostatnio uczniowie zapytali po co mają dalej uczyć się angielskiego, skoro i tak nigdy nie pojadą za granicę - przecież nikt ich tam nie chce i wszyscy nienawidzą.

Inny uczeń - w tym roku został absolwentem - poszedł na studia wojskowe. “Chcę być czołgistą, a nie mięsem armatnim z poboru” - powiedział nauczycielce. Ona nazywa to “swoją osobistą tragedią”.

W szkole Walentyna jest jedną z nielicznych pedagogów o antywojennych poglądach. Wspiera ją szefowa. Ale jednocześnie po cichu uprzedza: “Pani nie dzieli się przemyśleniami w pokoju nauczycielskim, bo tam są ci, którzy wspierają wojnę”. Mąż też zabrania Walentynie rozmów o wojnie, boi się o nią. Ona uważa, że “milczenie to świństwo”. Dzwoni do mnie, gdy męża nie ma w domu.

Uczniowie czwartej klasy, opowiada Walentyna, śpiewają piosenki “Za Donbas”. Nauczyciele wciskają im wojenny kit na lekcjach. Od tego roku w szkole wprowadzą śpiewanie hymnu, podnoszenie flagi i tzw. Lekcje o sprawach ważnych, czyli o obecnej sytuacji politycznej - nawet dla maluchów.

Anka, córka Walentyny, pierwszoklasistka, w tym roku brała udział w szkolnej akademii na Dzień Zwycięstwa. Czytała wiersze. Na akademię kazali przynieść zdjęcia dziadków, bohaterów drugiej wojnie światowej.

“Córka wróciła ze szkoły i zapytała mnie: “Mamo, dziadkowie walczyli z Ukraińcami, tak? To Ukraińcy byli faszystami?” Wytłumaczyliśmy, że to nie ta wojna” - opowiada Walentyna.

Stosunek do wojny jest dla niej papierkiem lakmusowym w relacjach z ludźmi. Kiedy patrzy na twarze ludzi w tramwaju, myśli: “Czy oni są tacy jak ja? Czy podzielają moje poglądy? Czy też to czują?”

“Wiesz, co dla mnie jest najstraszniejsze? - pyta Walentyna. - Gdzie bym nie poszła, szczególnie jeśli idę tam z córką, na przykład do centrum handlowego, zawsze myślę: tamci w Krzemeńczuku też po prostu gdzieś szli. Moja córka stoi ze mną na dworcu, a ja po cichu wymieniam, co mam w plecaku - zawsze biorę wodę, jedzenie i jakąś zabawkę. Wojna stała się częścią mojej rzeczywistości”.

Jej mama, prosta kobieta z małego miasteczka, wierzy telewizji. Rozmowy się nie kleją. “Płaczemy razem, przeżywamy, ale potem się okazuje, że przyczyny tego płaczu są zupełnie różne. Zawsze wydawało mi się, że zdołam przekonać najbliższą mi osobę. Ale nic mi nie wychodzi” - żali się Walentyna.

“Bombardują moje dzieciństwo”

Nie przekonała w ciągu tych pół roku swojej babci również Olga, psycholożka z Petersburga. Babcia mieszka daleko, do towarzystwa ma telewizję. Kiedy rozpoczęła się wojna, Olga usłyszała od babci o banderowcach, planach USA i zawiści do Rosji. Kilka miesięcy nie rozmawiały ze sobą. Teraz starannie omijają ten temat.

Druga babcia Olgi mieszka w Charkowie. Ma 80 lat i nie chce wyjechać. “Ciężko mi ją pytać o szczegóły. Dzwonię: “No jak dziś? Głośno czy troszkę ciszej?” - mówi Olga.

Olga część dzieciństwa spędziła w Charkowie, potem z mamą wyjechała do Rosji. Nigdy nie zastanawiała się nad swoją tożsamością. A teraz zaczęła, jak mówi, “radykalnie ją odczuwać”.

“Miałam wrażenie, że bombardują moje dzieciństwo. Park, w którym spacerowałam, bawiłam się, - głos jej się łamie. - Odczuwałam gniew, wściekłość, wróciłam do trenowania boksu. Straciłam część klientów jako psycholożka. Wydawało mi się, że siedzę w piaskownicy, buduje zamek z piachu, a potem przychodzi cham i wojskowym butem to miażdży. Chociaż osobiście nie znam ani jednej osoby, która powiedziałaby “Hura! Zabijają ludzi!”.

Ostatnio ma wrażenie, że mieszka na dworcu - pożegnania emigrujących z Rosji znajomych zrobiły się coraz częstsze. Olga uważa, że w ciągu pół roku każdy podjął swoją decyzję - zostawać, wyjeżdżać czy przygotowywać się do wyjazdu za jakiś czas.

Ona sama jeszcze nie wie - rozważa wyjazd, ale mówi, że kocha Petersburg i mamę, która w nim zostanie. Nadal wypowiada się przeciwko wojnie, ale słowa “wojna” nie mówi ani nie pisze. “Komu będzie lepiej jeśli pójdę do więzienia na 10 lat?” - pyta.

“Odpowiedzialność jest nieunikniona”

16 437 osób zatrzymała rosyjska policja za antywojenne protesty w ciągu sześciu miesięcy. 12 rozpraw odbędzie się tylko w tym tygodniu. Ponad 3 303 administracyjne sprawy o tzw. dyskredytacji działań rosyjskiej armii oraz 75 spraw o tzw. fejkach na temat rosyjskiej armii wszczęto wobec 194 Rosjan.

Takie są dane projektu OVD Info, który monitoruje prześladowania polityczne w Rosji. Ostatni protokół administracyjny został sporządzony za modlitwę Papieża o pokój zamieszczoną na Facebooku przez moskiewskiego polityka Konstantina Jankauskasa.

Najświeższa sprawa karna została wszczęta wobec ośmiu współpracowników polityka Aleksieja Nawalnego, którzy prowadzą program o wojnie i opowiadają o tym, co rosyjskie wojsko robi w Ukrainie, a następnego dnia wobec byłego mera Jekaterynburga Jewgienija Rojzmana za posty o wojnie.

“Możliwość wyrażenia swojego stanowiska w Rosji po 24 lutego zmniejszyła się katastrofalnie - tłumaczy prawnik Michaił Biriukow, od lat broniący uczestników pokojowych protestów. - Wszyscy, którzy robią to otwarcie, ryzykują odpowiedzialnością administracyjną lub karną. Jest nieunikniona. Ale codziennie w Rosji ktoś - mimo tego zagrożenia - wychodzi na protest, pisze w mediach społecznościowych i ponosi za to odpowiedzialność”.

Biriukow mówi, że zagrożony jest każdy - sprawa w tym, z którego artykułu będzie sądzony, wybór jest duży i decyzję podejmuje policja. W areszcie znajduje się kolega Biriukowa prawnik Dmitrij Talantow z Iżewska - jest sądzony z artykułu o “fejkach”. Biriukow zaznacza, że przeciwko prawnikom system obraca nawet to, co wypowiadają w sądzie broniąc swoich klientów.

W areszcie w ciągu ostatnich miesięcy znaleźli się także z powodu ustawy “o fejkach” opozycyjni politycy Ilja Jaszyn i Władimir Kara-Murza. Radny jednej z dzielnic Moskwy Aleksiej Gorinow został skazany na 7 lat. Nowy wyrok dostał też Aleksiej Nawalny.

Politolog Iwan Preobrażeński podkreśla, że jeśli przed 24 lutego było wiadomo, że w Rosji nie ma opozycji, to po 24 lutego opozycja jest oficjalnie zdelegalizowana.

“Jeśli prowadzisz działalność polityczną, nie możesz zajmować stanowiska opozycyjnego. Działania niektórych polityków opozycji, którzy pozostają w Rosji i chcą na przykład brać udział w wyborach, są powodowane złudzeniami. Reżim nie jest już autokracją wyborczą - udział w wyborach nie jest już możliwy, reżim nie będzie się w to bawił. Kreml wyraźnie wyznaczył tę granicę sprawą Gorinowa w Moskwie, pokazując, że jeśli jesteś deputowanym miejskim, to jesteś uważany za funkcjonariusza publicznego. Albo w pełni akceptujesz ideologię państwową, albo kończysz za kratkami - nie ma innej alternatywy” - tłumaczy Preobrażeński.

Głosy polityków z więzienia albo z zagranicy jego zdaniem nie są zagrożeniem dla Kremla - nie są zdolne zmienić sytuacji. Kreml nie robił błędów w ograniczaniu opozycji w ostatnich latach i skutecznie ją zniszczył, uważa politolog.

Aktorzy piszą donosy

Zosia, pracowniczka teatru, pisała doktorat o sztuce w nazistowskich Niemczech. Mówi, że chciałaby kiedyś przeczytać pracę o psychice Putina, tak jak kiedyś czytała o Hitlerze.

Wieczorem 23 lutego przyleciała do Londynu z Moskwy. Kilka godzin później obudziła męża, by powiedzieć, że rosyjskie czołgi są w Ukrainie. Planowali przez parę lat żyć na dwa kraje - przecież samolot do Moskwy z Londynu przed wojną leciał tylko 3 godziny 40 minut.

26 lutego mąż Zosi kupił bardzo drogi bilet do Moskwy - lot z przesiadkami. Nagrał filmik, na którym mówi: “Za miesiąc na pewno skończy się wojna. Wymienimy ten bilet na tańszy”. Wymienić się nie udało. Niedawno Zosia była w Moskwie, leciała ponad 12 godzin. Próbuje nadal żyć na dwa kraje.

W moskiewskim teatrze, w którym pracuje, wprowadzono cenzurę. Teksty przedstawień trzeba uzgadniać z odpowiednią instytucją władzy. Kiedy wysłała do uzgodnienia tekst sztuki po raz pierwszy, czuła obrzydzenie i chciała się zwolnić.

“Niedawno u nas w teatrze jeden z widzów krzyknął “Nie dla wojny” pod koniec przedstawienia. Poczułam dumę, a potem strach - mówi Zosia. - Boję się tego, jak aktywni są zwykli ludzie w Rosji. Wiem, że widzowie i sami aktorzy piszą donosy - do prokuratury, do ministerstwa, to fakt. Mam znajomych z wyższym wykształceniem, którzy popierają wojnę. Mam znajomych, którzy chcą, żeby wojna szybciej się skończyła, ale uważają, że wszystkiemu są winni Ukraińcy”.

Zosia nie wie, czy wróci do Rosji na zawsze. Opowiada, że w Londynie poznała kobietę z Pragi, która zostawiła swoje miasto w 1968 roku. Ojciec powiedział jej, że nie będzie miała w Pradze przyszłości. “Wyjechała, - streszcza tę rozmowę Zosia. - Widziała ojca potem dwukrotnie z daleka, mamę tylko raz, nawet nie mogła nigdy więcej z nimi porozmawiać. Powiedziała mi, że każdy sam wybiera i że ona rozumie cenę tych wyborów i nie może winić Rosjan za to, że podejmują decyzję o zostawieniu Rosji”.

Z Rosji? Antydepresanty za darmo

Nastia wyjechała z Rosji w marcu. Mówi, że wygnano ją z domu. Od 24 lutego w swoim mieście drukowała ulotki i podrzucała je aktywistom. Nie wychodziła z domu bez plecaka z wodą, kopią dowodu, powerbankiem i innymi rzeczami, które mogą się przydać w areszcie.

Wspomina, że spała 2-3 godziny dziennie i cały czas czytała wiadomości. Pierwszy raz spokojnie zasnęła w Finlandii w mieszkaniu znajomej po przekroczeniu rosyjskiej granicy.

Zaliczyła okres, gdy leżała na podłodze i gapiła się w sufit. Kiedy poszła do lekarza w Belgii, wypisał jej antydepresanty za darmo po tym, jak się dowiedział, że jest z Rosji.

“Ludzie nie wiedzą, co robić ze swoim życiem. Depresje, ataki paniczne, stany lękowe, - wymienia Krystyna, psycholożka, która, jak mówi, pracuje z ludźmi, którzy wszystko rozumieją. - Z jednej strony strasznie przeżywasz, a z drugiej masz wrażenie, że jesteś z tym sam, bo przecież cała Moskwa się bawi. Wiesz, że wszyscy zdają sobie sprawę, że to jest pożegnalna agonia. Ale pytasz też siebie - czy ja mogę teraz się cieszyć? czy mogę napisać na Facebooku, że jest mi smutno? czy mogę sobie pozwolić na odrobinę odpoczynku?”

Nazywa to, co czują Rosjanie, poczuciem pełnej beznadziei i bezradności.

“Ludzie, którzy nie mieszkają w Rosji, nie mogą sobie uświadomić, że tu wyjście na protest to nie jest kwestia tego, że »pójdę do więzienia, ale coś się zmieni« - kontynuuje. - Ludzie wciąż wychodzący w Rosji na protesty to ludzie wychodzący bez żadnej nadziei. Wiedzą, że idą prosto do więzienia i że nic się nie zmieni. Więzień wystarczy dla wszystkich”.

Zdaniem Krystyny wojna po sześciu miesiącach “stała się normą - wszyscy przyzwyczaili się do tego koszmaru, życie trwa dalej”.

Dyskredytujący wojsko ptak i rybki na ścianach

“Jestem przeciwna normalizacji wojny” - mówi na początek Jekaterina, antropolożka z Petersburga, która od 24 lutego dokumentuje antywojenne protesty. - Niektórzy mówią - szok minął, trzeba żyć dalej. Trzeba oczywiście, ale nie przestaję myśleć o wojnie codziennie. I płakać, kiedy czytam wiadomości”.

Dodaje, że wszyscy, którzy mogliby zorganizować protesty albo wyjechali z Rosji, albo siedzą w więzieniu. Mimo to na murach petersburskich kamienic cały czas pojawiają się antywojenne napisy i nalepki - Jekaterina nazywa to symbolicznym sprzeciwem. Sama, zaznacza, stara się być bardziej niewidoczna dla policji.

“Przez cały marzec chodziłam z wpinką »Nie dla wojny« - mówi Jekaterina. - Potem, gdy zaczęli wszczynać sprawy i dawać mandaty po 30-50 tysięcy rubli, zmieniłam wpinkę na zieloną wstążkę. Potem, na imprezie wspierającej więźniów politycznych, mój prawnik powiedział, żebym nie nosiła wstążki, bo zielone wstążki to też powód do sprawy o »dyskredytacji«. To znaczy, że problemów jest więcej niż sensu - zauważają je albo ludzie o tych samych poglądach, albo policja. Teraz noszę wpinkę z białym gołąbkiem. Nie wiem, czy za ptaki na wpinkach już wypisywali komuś grzywnę?”.

Znaki na ścianach zauważa również Uljana, pracująca z dziećmi z niepełnosprawnością. Nazywa antywojenne rysunki, które w ciągu 6 miesięcy wojny wypełniły mury rosyjskich miast, niewidzialną siecią wsparcia. “To też świadczy o tych ludziach, którzy zostali tu. To jak rybki u wczesnych chrześcijan. Wiesz, że nie jesteś sam w tych okrutnych czasach, kiedy masz związane ręce, ale nadal jesteś przekonany, że nie wolno zabijać innych ludzi” - mówi.

Raz na miesiąc stara się iść na teren jednego z moskiewskich klasztorów, by sprawdzić, czy nadal na jego murze jest napis „Nie zabijaj”. Na razie jest.

Napis na murze jednego z klasztorów Moskwie "Nie ubij" (Nie zabijaj)

Jak znika Coca Cola

Władysław, historyk z Free University w Moskwie, dzieli się spostrzeżeniem - ludzie dookoła, niezależnie od poglądów, rozmawiają o wojnie, nie o “operacji specjalnej”. Tego lata był w kilku dalekich regionach Rosji, nawet na Czukotce - wszędzie to samo, wśród taksówkarzy, rybaków, robotników. Nazywa to “porażką propagandy”.

“Ludzie rozmawiają o tym, że gdzieś kogoś zwolnili, nie zapłacili wynagrodzenia lub premii. Czasem w centrum Moskwy rozmawiają o problemach z kartami bankowymi czy wizami - “Co my mamy do tego? Nie bierzemy udziału w tej wojnie!”.

To logika człowieka radzieckiego. Ludzie nie widzą - przynajmniej nie mówią o tym publicznie - związku pomiędzy tym, że gorzej im się żyje i tym, że trwa wojna.

Do regionów natomiast przyszedł gruz 200, czyli trumny z frontu tak oznaczane w żargonie wojskowym. Tam rozmawiają o tym. Kogoś już pochowano, ktoś jest ranny, ktoś nie dostał należnych wypłat. Mówią o tym, że państwo znów kogoś oszukało” - opowiada o zasłyszanych w głębokiej prowincji rozmowach.

Mówi, że najlepszą metaforą zmian, które obecnie dzieją się w Rosji, dla niego jest stopniowe znikanie Coca Coli z półek sklepów: “Na miejscu jaskrawych zachodnich etykietek pojawiają się rosyjskie zamienniki - podobne, tańsze 2 razy, ale nie takie ładne”.

Poza tym, jak zaznacza, w Moskwie coraz rzadziej można usłyszeć jak ktoś mówi w języku obcym. Zniknęły też imprezy, wykłady, spotkania, których zawsze było w stolicy pełno. Zamiast parapetówek są pożegnania wyjeżdżających - Władysław pożegnał już około 60 znajomych.

Niektórzy wracają nie mogąc się odnaleźć za granicą. Iwan, redaktor jednego z portali informacyjnych, opowiada o znajomym, który na początku wojny wyjechał z Rosji wydając mnóstwo pieniędzy na bilety Nowosybirsk - Kazań - Biszkek - Dubaj - Tbilisi. Nie znalazł mieszkania, w nowej pracy go oszukali i nie zapłacili, inni emigranci nie pomogli, a organizacje pomocowe odesłały go do czatów przesiedleńców. Kończyły się pieniądze, więc wrócił do Rosji, przyjęli go do starej pracy.

Aleksandra, która przyjechała do Petersburga na wakacje z zagranicy, podkreśla, że z daleka sytuacja w Rosji wydaje się groźniejsza niż to się czuje wewnątrz. Ale potem zastanawia się i mówi, że kiedy włącza na daczy jakiś polityczny kanał na YouTube, przez chwilę myśli, czy sąsiedzi to słyszą, czy nie napiszą donosu.

“Kreml jest obrażony na Rosjan”

Jaka część Rosjan wspiera wojnę? Rosyjska socjologia wywołuje sceptycyzm wśród analityków. Na przykład sondaż Russian Field, którego wyniki opublikowano 8 sierpnia, pokazał, że 60 proc. Rosjan poparłoby decyzję Putina “już jutro ogłosić nową ofensywę na Kijów”, a 68 proc. jednocześnie poparłoby decyzję Putina “już jutro zatrzymać operację specjalną i podpisać rozejm”.

Politolog Iwan Preobrażeński uważa, że na początku “operację specjalną” aktywnie wspierało maksymalnie 12-15 procent Rosjan. Liczba ta wzrosła do 20-25 procent. To jest społecznie aprobowany w Rosji punkt widzenia. O alternatywnych opiniach, jak zaznacza Preobrażeński, ludzie boją się mówić publicznie nawet w domu w swojej kuchni, nie mówiąc już o przestrzeni publicznej. Tym bardziej że ostatnio policja nagłaśnia przypadki fizycznych ataków i zabójstw osób, które nie popierają rosyjskiej agresji.

W obwodzie rostowskim 49-letni motocyklista został zatłuczony na śmierć przez dwóch innych gości sali bilardowej z powodu poglądów antywojennych. Zabójcy mężczyzny transmitowali bicie na Instagramie. „Ukraina, tak? Ukraina ci się podoba?” – krzyczeli tłukąc motocyklistę. Jakaś kobieta w tle wrzeszczała „Zabijcie go”.

Kilka dni później w Rostowie 33-letni wojskowy zastrzelił 51-letniego taksówkarza. W wyniku sporu o wojnie w Ukrainie, który zaczął się w czasie jazdy, strzelił do kierowcy cztery razy z pistoletu Makarowa i zostawił ciało w samochodzie.

Wiadomości te trafiają do mediów niezależnych, o nich się rozmawia na Facebooku. Zdaniem Preobrażeńskiego, podając je dalej, Rosjanie sami się zastraszają – i taki właśnie jest cel władzy.

Politolog uważa, że teraz następuje punkt zwrotny w stosunku Rosjan do wojny związany z wybuchami na Krymie, których Kreml nie może już nazwać przypadkowymi detonacjami. Ludzie dowiadują się, że wojna nie przebiega tak, jak myśleli, że terytorium Rosji nie jest bezpieczne, że można przeprowadzić uderzenia na rosyjskie bazy wojskowe.

“Myślę, że niedługo proporcja będzie następująca - zaznacza Preobrażeński - 20 proc. będzie aktywnie wspierało wojnę, 20 proc. będzie się wypowiadało przeciwko, a 60 proc. pozostanie obojętne”.

Jego zdaniem Kreml i przede wszystkim Władimir Putin są bardzo obrażeni na Rosjan. Wsparcie, które okazali wojnie Rosjanie, zdaniem Kremla jest niewystarczające - na Kremlu mieli nadzieję przynajmniej na 40 proc. poparcia.

“Kreml przez tyle lat wspierał i pielęgnował apatię i atomizację w społeczeństwie rosyjskim, że otrzymał bumerang w postaci niechęci do wspierania agresji przeciwko Ukrainie w hura-patriotycznej wojnie” - podsumowuje Preobrażeński.

Jekaterina, antropolożka z Petersburga, którą pytam o poparciu dla wojny, opowiada, jak spotkała w Omsku na Syberii bardzo sympatyczną panią, która jako dziecko w czasie drugiej wojny światowej była ewakuowana tam z Zaporoża.

“Jeździła tam w czasach ZSRR, opowiadała mi, jacy tam są mili ludzie. A potem mówi: "I jak ci ludzie mogli zostać faszystami, jak mówią w telewizji? Przecież w telewizji nie będą kłamać!"

Są również ludzie, którzy mówią jedno, a myślą co innego. "Moja mama ma znajomą, która wszędzie mówi ludziom, że popiera operację specjalną, a potem w kuchni, gdy nikt jej nie słyszy, mówi, że to wszystko jest straszne, ale przecież ściany mają uszy. Jak oni żyją z tą schizofrenią, nie wiem”.

„Chłopi wytrzeźwieli i pytają gdzie jest car”

Co będzie dalej? Preobrażeński uważa, że w ciągu dwóch lat wiadomości o prawdziwym przebiegu wojny w Ukrainie dotrą do najdalszych zakątków rosyjskiej głubinki, głębokiej prowincji – nie z telewizji, ale z relacji i pogłosek, przekazywanych dalej.

„I społeczeństwo rosyjskie może to zaakceptować - to będzie najgorszy scenariusz, klasyczny faszyzm" - tłumaczy politolog. - "Powiedzą: Tak, wiemy co się dzieje i w pełni to popieramy, tacy jesteśmy. To my, Rosjanie, chcemy przejąć Ukrainę, to jest nasza, a nie Władimira Putina, wewnętrzna potrzeba".

Takiej opcji, zdaniem Iwana Preobrażeńskiego, nie można wykluczać. Ale bardziej realnym wariantem nazywa, biorąc pod uwagę pogorszenia sytuacji społecznej, to, że obojętni przejdą do obozu przeciwników wojny i zaczną się protesty.

„Jest jeszcze trzecia opcja - śmieje się Preobrażeński - że Rosjanie wyjdą z tej apatii jak w starym radzieckim żarcie: Lata 1980. Pośród nocy telefon do Gorbaczowa z Syberii. – Michaile Siergiejewiczu, prosimy pilnie wysłać do nas dwa składy kolejowe ze spirytusem! – Zwariowaliście? Jest środek nocy! Co u was się stało? - Katastrofa, Michaile Siergiejewiczu! Chłopi wytrzeźwieli i pytają, gdzie jest car!”.

Udostępnij:

Masza Makarowa

Masza Makarowa (1987) - Rosjanka, dziennikarka, współpracująca m.in. z telewizją Biełsat. Absolwentka historii na moskiewskiej Szanince i współpracowniczka zlikwidowanego stowarzyszenia Memoriał. Poza dziennikarstwem pisze o historii getta warszawskiego i o historii i współczesności Birobidżanu, gdzie spędziła trochę czasu.

Komentarze