0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Jacek MarekFot. Jacek Marek

Kiedy rozmawiamy o ochronie lasów w Polsce, regularnie stajemy przed dylematem: w jakim stopniu pozwolić, aby naturalne procesy kształtowały puszczańskie ostępy? Okazuje się wówczas, że rozmowa o ścisłej ochronie przyrody kończy się tam, gdzie w grę mogą wchodzić ludzkie interesy lub lęki. Wystarczy spojrzeć na reakcję leśników w obliczu wielkoskalowych zaburzeń, które powstają w wyniku działania huraganowych wiatrów.

W Polsce powszechne jest przekonanie, że my, ludzie, najlepiej wiemy, jak powinien wyglądać las, także ten dziki. Mamy problem z odpuszczeniem nad nim kontroli. Pozostawienie lasu samemu sobie to nadal działanie nie do pomyślenia dla wielu osób zajmujących się tak zwaną „gospodarką leśną”. Czy to podejście można zmienić? I kiedy las staje się wystarczająco naturalny, aby mógł się uwolnić spod nadzoru ludzi i żyć dziko, zgodnie ze swoją naturą?

Na te pytania odpowiadają autorzy wydanej właśnie, przez wydawnictwo Paśny Buriat, książki „Puszcza Kampinoska. Opowieści o wydmach, mokradłach i sosnach”, Szymon Jastrzębowski i Tomasz Związek. Szymon Jastrzębowski jest profesorem Instytutu Badawczego Leśnictwa, przewodnikiem po Kampinoskim Parku Narodowym i Parku Narodowym „Bory Tucholskie”.

Tomasz Związek to historyk środowiska, pracownik Instytutu Geografii i Przestrzennego Zagospodarowania PAN. Jak sam o sobie pisze – „łazi po puszczańskich krajobrazach”. Autorem fotografii (także tych ilustrujących ten tekst) jest Jacek Marek. Dzięki uprzejmości autorów i wydawnictwa publikujemy fragment książki. Śródtytuły, drobne zmiany i skróty pochodzą od redakcji.

Lasy w Polsce: natura czy „pielęgnacja”?

Kiedy rozmawiamy o ochronie lasów w Polsce, regularnie stajemy przed dylematem: w jakim stopniu pozwolić, aby naturalne procesy kształtowały puszczańskie ostępy? Okazuje się wówczas, że rozmowa o ścisłej ochronie przyrody kończy się tam, gdzie w grę mogą wchodzić ludzkie interesy lub lęki.

Wystarczy spojrzeć na reakcję leśników w obliczu wielkoskalowych zaburzeń, które powstają w wyniku działania huraganowych wiatrów. Często są wówczas przywoływane obrazy straty czegoś, co ktoś „pielęgnował” przez całe swoje życie. Niejednokrotnie pojawiają się łzy. Rzeczywiście – patrząc zupełnie po ludzku, taki połamany las to katastrofa. W końcu ktoś go posadził, ktoś trzebił, aby uzyskać jak najlepszy surowiec. A teraz? Nic. Pobojowisko… Z perspektywy człowieka to las utracony. Gdy jednak odrzucimy tę perspektywę, okaże się, że to nie katastrofa, ale szansa. Takie zaburzenia w ekosystemach zdarzały się, zanim postanowiliśmy sadzić drzewa w mniej lub bardziej regularne rządki, i są one wpisane w ich naturalny cykl rozwojowy.

Przeczytaj także:

Zapomnieliśmy o tym, bo po pierwsze, mamy bardzo krótką pamięć i podlegamy stopniowemu przesuwaniu punktu odniesienia. To dlatego tak trudno nam dostrzec postępujący zanik bioróżnorodności. Dopiero spojrzenie daleko w przeszłość może nam uzmysłowić, jak bardzo zmieniło się środowisko, w którym żyjemy, i że to, co dziś wydaje nam się naturalne, w rzeczywistości jest mglistym wspomnieniem naturalności.

Podzieliliśmy lasy na prostokąty

Po drugie, rozwój naukowego leśnictwa utrwalił w nas przekonanie o panowaniu nad naturalnymi procesami i wykorzystywaniu ich do naszych celów.

Wmówiliśmy sobie, że naśladujemy przyrodę, a w rzeczywistości wszystko uprościliśmy i wrzuciliśmy w schematy ułatwiające gospodarowanie zasobami leśnymi.

Podzieliliśmy lasy na prostokąty zwane oddziałami i oznajmiliśmy, że od teraz tak będziemy interpretować naturalność. Niektórzy idą jeszcze dalej i mówią, że od teraz będziemy (bo musimy) lepsi niż natura. Tak naprawdę jednak przypominamy dzieci, które wyciągają różne klocki z ułożonej wcześniej wysokiej wieży. Jeden nieostrożny ruch i…

Poza tym, po co nam nieprzewidywalne zdarzenia w lesie, skoro wszystko można wcześniej dokładnie zaplanować, rozrysować i wyznaczyć. Najlepiej na ekranie komputera. Tak jest lepiej, bezpieczniej i… taniej. Tak oto w system dążący do entropii wkrada się obce mu uporządkowanie. Wprowadzony w lesie ład niszczy jego charakter i naraża go na zniszczenie. Tylko dynamiczny ekosystem jest wystarczająco elastyczny, aby trwać nieprzerwanie przez tysiące lat.

Współczesne podejście: przyroda powinna być...

Przyzwyczailiśmy się, że chronimy przyrodę za pomocą metod żywcem wyjętych z gospodarki leśnej. Błąd poznawczy, jaki popełniamy w tego rodzaju podejściu, polega na tym, że

nie badamy przyrody „takiej, jaka jest”, po to, żeby się dowiedzieć, „dlaczego jest, jaka jest”, ale cały nasz wysiłek wkładamy w stwierdzenie, jaka przyroda „powinna być” i „dlaczego nie jest taka, jaka być powinna”.

To błąd, który ma koszmarne konsekwencje i którego ślady widać w powszechnej akceptacji ochrony czynnej i braku tej akceptacji w wypadku ochrony biernej (ścisłej). Prowadzi to do absurdalnych stwierdzeń w stylu: „Przyroda nie poradzi sobie sama ze skutkami naturalnych zjawisk”, co w konsekwencji powoduje utratę naturalności…

Ten przeczący regułom logicznego myślenia wniosek jest skutkiem pomieszania porządku wartości z porządkiem przyrody. W naszych próbach okiełznania puszczy zapędziliśmy się już tak daleko, że tworzymy naukowe podstawy procesów istniejących od milionów lat. Wykrzykując „Eureka!”, odkrywamy na przykład, że sosna zwyczajna może tworzyć wielogeneracyjne drzewostany, których zróżnicowanie wiekowe jest pochodną występowania mniejszych lub większych zaburzeń ekosystemu, w tym pożarów. Wypinamy dumnie pierś i oczekujemy medalu za to „odkrycie”. Aplauz, kurtyna.

Puszcza Kampinoska, fot. Jacek Marek
Puszcza Kampinoska, fot. Jacek Marek

„Unaturalnić” puszczę

Dziś nie ma już praktycznie lasów spełniających kryteria naturalności. Ze świecą ich szukać także na obszarach parków narodowych. Kampinoski Park Narodowy nie jest pod tym względem wyjątkiem. Tworzące go lasy do 1959 roku wchodziły w skład trzech nadleśnictw, gdzie była prowadzona regularna gospodarka leśna nienależąca do ekstensywnych.

Wcześniej zaś eksploatacji puszczy dokonywali zarówno Polacy, jak i liczni okupanci. Jak zatem objąć ochroną coś, co nie jest naturalne i jako takie może być narażone na utratę integralności w wyniku oddziaływania licznych, nomen omen, naturalnych zjawisk (huraganów, pożarów, gradacji owadów itd.)?

Aby ów las chronić, trzeba go zatem najpierw „unaturalnić”. Wydaje się jednak, że nie umiemy tego uczynić inaczej niż przez wykorzystanie metod nowoczesnego, naukowego leśnictwa.

Problem nie leży jednak w technicznych przeszkodach uniemożliwiających objęcie tego czy innego fragmentu ochroną ścisłą, lecz w zdefiniowaniu, kiedy las staje się wystarczająco naturalny, aby mógł się uwolnić spod naszego nadzoru.

To jedno z pytań, jakie musimy sobie w tym miejscu zadać: do kiedy będziemy prowadzić ochronę czynną? W Kampinoskim Parku Narodowym prowadzi się ją już od ponad 60 lat. Powinniśmy się już zatem spodziewać rezultatów tak długo prowadzonych zabiegów. Końca jednak nie widać.

Puszcza Kampinoska, fot. Jacek Marek

O zgrozo, dziki las!

Czy działania pod hasłem „unaturalniania” posadzonych przed półwieczem drzewostanów zmierzają we właściwą stronę i czy mają jakiś kres? Niekończąca się walka z gatunkami obcymi i tak zwana przebudowa drzewostanów bez wykorzystania lokalnych genotypów to przelewanie z pustego w próżne. Oby tylko nie okazało się, że jedyny scenariusz unaturalnienia to ten, w którym nas nie ma. Prawdopodobnie jest to scenariusz mało realny, gdyż

w obecnym modelu leśnictwa w naszym kraju las nie może istnieć bez człowieka. Byłby to, o zgrozo, dziki las, a więc las nieudomowiony.

W tym modelu nie uwzględniamy jednej bardzo ważnej zmiennej – natury. Zakładamy a priori, że nasz gatunek przetrwa. Ufamy technologii i naszej inteligencji. W biologii ewolucyjnej przyjmuje się, że średnia długość trwania gatunku na Ziemi to 5 milionów lat. Homo sapiens jest na niej od około 200 tysięcy lat. Czy będziemy tu za kolejne 4 miliony 800 tysięcy lat? Wielu z nas ma poważne wątpliwości, czy dotrwamy do końca tego stulecia. Póki tu jednak jesteśmy, musimy zrobić wszystko, aby nauczyć się wreszcie współistnieć z innymi mieszkańcami naszej planety.

Jak chronić Puszczę Kampinoską?

Jak więc możemy chronić Puszczę Kampinoską? (…) Może rację ma Jerzy Solon, który twierdzi, że tę część puszczy należy z przyrodniczego punktu widzenia „spisać na straty” i poświęcić ją szeroko rozumianej turystyce. Jedna z puszczańskich anegdot, z upodobaniem opowiadana przez pewnego kampinoskiego przewodnika, dotyczy tego, po czym można rozpoznać, że do najbliższego parkingu jest nie dalej niż dwa albo trzy kilometry. Ano po tym, że wśród turystek zaczyna dominować obuwie na wysokim obcasie, a wśród panów pojawiają się klapki ze skarpetkami. Ten może mało wybredny żart doskonale opisuje wschodnią część puszczy, bezpośrednio graniczącą z aglomeracją warszawską.

Może on stanowić przyczynek do rozmowy o czymś, co Jerzy Solon nazywa podziałem funkcjonalnym parku w ramach Rezerwatu Biosfery „Puszcza Kampinoska”. Taki podział musi odpowiadać podziałowi na strefy ochrony ścisłej, czynnej i krajobrazowej. Pozwoliłby on zatrzymać znaczną część zmasowanego ruchu turystycznego na południowo-wschodnich obrzeżach parku, praktycznie aż do linii Leszno – Julinek – Roztoka. Na północy strefa buforowa mogłaby powstać od strony Łomianek, z wyłączeniem Obszaru Ochrony Ścisłej „Sieraków”.

Zgodnie z tą koncepcją centralne obszary parku i jego zachodnie rubieże powinny zostać funkcjonalnie dzikie.

Wraca zatem pytanie: czy ta dzikość będzie mogła funkcjonować ze wszystkimi konsekwencjami? Czy znów będzie to dzikość kontrolowana, jakkolwiek absurdalnie by to nie brzmiało? Na te pytania wciąż nie ma jasnych odpowiedzi, choć możemy się domyślać, jaki będzie ostateczny rezultat.

Żywe laboratorium przyrody

Puszcza pierwotnie była kształtowana przez wiele zaburzeń, takich jak np. huraganowe wiatry. Ich występowanie nie jest niczym nowym w historii lasu, choć nasilenie tych zjawisk zwiększa się w konsekwencji zmian klimatu. Zakres ich oddziaływania był kiedyś zupełnie inny. Dzięki zróżnicowanej strukturze wiekowej lasu i urozmaiconej przez to budowie pionowej powierzchnia pojawiających się w ich wyniku luk nie przybierała rozmiarów znanych obecnie z Borów Tucholskich czy Puszczy Piskiej.

Puszcza Kampinoska, fot. Jacek Marek

W lesie o zróżnicowanej strukturze (a taka jest możliwa także w kampinoskich drzewostanach sosnowych) dochodziło do powstawania luk, które pełniły funkcję bezpiecznych miejsc do kiełkowania. Odsłonięta gleba mineralna, obecność kłód zatrzymujących wodę i zapewniających ocienienie oraz ochronę przed roślinożercami sprawiały, że pojawiające się siewki miały znacznie większe szanse na przeżycie.

Jest taki fragment lasu na Południowym Szlaku Leśnym (znaki zielone), między Karczmiskiem a Mogiłą Powstańców 1863 roku, gdzie niczym w żywym laboratorium przyrody możemy obserwować zachodzące zmiany.

Na początkowym odcinku tej części szlaku, na odsłoniętej w wyniku huraganu wydmie, można znaleźć pozostawioną do naturalnej sukcesji przestrzeń. W bezpośrednim sąsiedztwie widać też skutki ludzkiej interwencji w postaci sztucznie odnowionego lasu. Niech każdy sam oceni, czy rzeczywiście przyroda sobie nie poradzi i który fragment jest bardziej „puszczański”.

Wielka woda

Na terenach bagiennych i zalewowych, zwłaszcza przed 1947 rokiem (wówczas obwałowano kampinoski odcinek Wisły po „wielkiej wodzie”, kończąc erę wielkich powodzi na tym obszarze), swój udział w kreowaniu krajobrazów puszczy miała także woda. Trzeba tu zaznaczyć, że jest to żywioł o sile nie mniejszej niż wiatr czy ogień.

Jak pisano w prasie: „Wody ostatniej wielkiej powodzi z 1947 roku, która była rezultatem wyjątkowo mroźnej i śnieżnej zimy i która spustoszyła znaczną część Polski, po przerwaniu wałów pod Kazuniem dotarły nawet do wielu miejscowości powiatu sochaczewskiego, gdzie ludzie ledwie uszli z życiem. Oblegali szczyty domów, woda bowiem podchodziła pod dachy.

Wśród ludności, osaczonej przez wodę we wsiach gminy Głusk, rozgrywają się dantejskie sceny. Ludzie szaleją z przerażenia i z trwogi o los swych najbliższych, z którymi rozłączyła ich woda, a o których nie wiedzą, czy żyją. W pierwszych dniach rozlegał się ryk topiącego się bydła, usiłującego się ratować. Z samolotu obserwowano ludzi, płynących wśród krzyku do Puszczy Kampinoskiej. Nie wszyscy dopłynęli".

Podobnie rzecz się miała po przerwaniu wałów pod Zakroczymiem, co poskutkowało zalaniem obszaru o długości około 40 kilometrów między ujściem Bugu i Wkry a ujściem Bzury. „Pod wodą znalazły się tereny między Nowym Dworem, Zakroczymiem, Czerwińskiem, Wyszogrodem na północy a Puszczą Kampinoską na południu. Na zalane obszary nie tylko wdarły się niszczycielskie fale powodzi, ale także olbrzymie fragmenty kry i bryły lodu niszczące wszystko, co napotkały”.

W DNA puszczy i śmierć, i odrodzenie

W przeszłości, w sprzyjających warunkach klimatycznych oraz dzięki zrównoważonym stosunkom wodnym, cały obszar pradoliny Wisły pokrywały lasy.

Na piaskach i wydmach rosły drzewostany mieszane z dużym udziałem dębów, na bagnach lasy olszowe z jesionem, a na mieliznach wśród bagien – lasy liściaste z dużym udziałem cisa.

Paradoksalnie, największy negatywny wpływ na szatę roślinną wywarły nie wody powodziowe, a drenujące kanały melioracyjne, w tym Kanał Kromnowski, wybudowany w latach 50. XX wieku wzdłuż północnych granic puszczy. W zamyśle miał on odprowadzać wody odcięte od Wisły w wyniku wybudowania wałów przeciwpowodziowych, jednak przyczynił się do zbyt dużego obniżenia poziomu wód gruntowych – okresowo wody brakowało nawet w okolicznych studniach. Kanał, biegnący wzdłuż granicy północnego pasa wydm, spowodował także zubożenie runa leśnego w porastających je borach oraz wydzielanie się posuszu wśród drzew i krzewów.

W przeszłości puszczę kształtowały wszystkie żywioły, jednak żaden jej nie zniszczył. Dziś chronimy puszczę jak nadopiekuńczy rodzice, którzy owijają folią bąbelkową wszystkie ostre rogi stołów i szafek. Robimy to „dla jej dobra”, zapominając, że radziła sobie doskonale na długo przed tym, zanim postanowiliśmy wtrącić się w jej istnienie. I będzie sobie radzić także wtedy, gdy nas już nie będzie. W DNA puszczy wpisane są zarówno śmierć, jak i odrodzenie. Ich proporcje mogą się zmieniać, ale życie w puszczy będzie trwać nieprzerwanie tak długo, jak tylko będzie to możliwe.

W naszej relacji z lasem przydałoby się więcej zaufania, a mniej ludzkiej pychy. Dla dobra nas samych.

Szymon Jastrzębowski, Tomasz Związek, Jacek Marek (fotografie), „Puszcza Kampinoska. Opowieści o wydmach, mokradłach i sosnach. Przewodni po krajobrazach przyrodniczo-kulturowych”, Wydawnictwo Paśny Buriat, Kielce 2023.

;
Szymon Jastrzębowski

Profesor Instytutu Badawczego Leśnictwa, przewodnik po Kampinoskim Parku Narodowym i Parku Narodowym „Bory Tucholskie”.

Tomasz Związek

Historyk środowiska, pracownik Instytutu Geografii i Przestrzennego Zagospodarowania PAN. Jak sam o sobie pisze – „łazi po puszczańskich krajobrazach”.

Komentarze