0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: 10.04.2021 Warszawa , Plac Pilsudskiego . Protest Przedsiebiorcow . Policja blokuje dojscie do placu .10.04.2021 Warszawa ...

9 grudnia 2020 roku pod komendą policji przy ul. Wilczej w Warszawie trwało tzw. solidemo – protest solidaryzujących się z zatrzymanymi wcześniej ekologami. Po godz. 22:00 funkcjonariusze zaczęli zatrzymywać demonstrujących. Dwójka z nich prowadziła aktywistkę Strajku Kobiet, która nie stawiała oporu – widać to na filmie. Jeden z nich wykręcił jej rękę – jak pisze prokuratura – zastosował wobec niej „chwyt transportowy dźwigni łokciowo-barkowej”. I złamał ramię nastolatki. Od razu w trzech miejscach.

„Złamanie spiralne z odłamem pośrednim trzonu kości ramiennej lewej – kwalifikujące się do leczenia operacyjnego” – brzmiał opis później wykonanego RTG. Dziewczyna wyła z bólu i płakała, a policja – według jej relacji – nie wezwała nawet ratowników, którzy mieli być po drugiej stronie ulicy. Do szpitala odwiózł ją poseł ówczesny poseł KO, a dziś eurodeputowany Michał Szczerba. Mola – pod takim pseudonimem chce być znana – musiała przejść skomplikowaną operację, wprowadzono jej do ramienia płytę ze śrubami.

Tę sprawę od początku opisywaliśmy w OKO.press:

Przeczytaj także:

Prawniczka aktywistki złożyła zawiadomienie z szeregiem zarzutów m.in. przekroczeniem uprawnień i nieudzieleniem pomocy medycznej. W listopadzie 2021 roku – czyli za rządów Zbigniewa Ziobry w prokuraturze – sprawę umorzyła Edyta Dudzińska z Prokuratury Rejonowej Warszawa Mokotów.

W 2020 r. zasłynęła błyskawicznym umorzeniem postępowania w sprawie wyborów kopertowych. Po zmianie władzy, na fali weryfikacji upolitycznionych działań prokuratorów, nowy minister sprawiedliwości Adam Bodnar nakazał wznowić to postępowanie.

„Zamknij mordę, bo wypiszemy ci mandat za wulgaryzmy”

Na koniec lutego 2025 Małgorzata Szeroczyńska – zastępczyni Prokuratora Okręgowego w Warszawie – także umorzyła to postępowanie. W marcu Prokuratura Okręgowa opublikowała oświadczenie w tej sprawie.

My dotarliśmy do pełnego uzasadnienia umorzenia, innych dokumentów, oraz skonfrontowaliśmy przedstawione tam argumenty.

Stanowisko prokuratury

  • Zarzut przekroczenia uprawnień i złamania spiralnego kości ramiennej i innych uszkodzeń ręki. Prokurator: „Czyn nie zawiera znamion czynu zabronionego”.
  • Zarzut m.in. nieudzielenia pomocy medycznej i niedopuszczenia do jej udzielenia przez ratowników. Prokurator: „Czyn nie zawiera znamion czynu zabronionego”.

W uzasadnieniu prok. Szeroczyńska tłumaczy, że policja wzywała przed zatrzymaniem do rozejścia się, „zachowania zgodnego z prawem” i uprzedzała, że będzie stosowała metody przymusu bezpośredniego. Tyle że już od dawna wiadomo, że protesty w pandemii nie były nielegalne. Policja masowo przegrywała sprawy w sądach. Ludzie mieli prawo protestować.

Sąd Rejonowy Warszawy w wyroku z października 2021 stwierdził dodatkowo, że zatrzymanie Moli było „nielegalne, niezasadne, przeprowadzone w sposób nieprawidłowy”.

Czytamy dalej uzasadnienie umorzenia. Prokuratorka pisze, że policjantka Małgorzata Margas próbowała wezwać pogotowie, ale to odmówiło przyjazdu do złamanej ręki. Potem funkcjonariuszka miała próbować znaleźć karetkę w pobliżu, w końcu sama – była po kursie pierwszej pomocy – palpacyjnie zbadała Molę i uznała, że ramię nie ma znamion złamania (co było nieprawdą).

Relacja poszkodowanej

Zupełnie inaczej przedstawia to poszkodowana.

„Dopiero gdy w radiowozie interweniowała prawniczka ze Szpili, policjanci chcieli mnie odwieźć do szpitala na Solec. A gdy wcześniej wyłam z bólu, to śmiali mi się w twarz. Gdy z bólu przeklinałam, to krzyczeli do mnie: zamknij mordę, bo wypiszemy ci mandat za wulgaryzmy. Biegły stwierdził, że należało mi założyć na rękę przynajmniej chustę. Nie zrobili tego. Jak po tym wszystkim mogłam chcieć, by oni mnie wieźli do szpitala” – pyta Mola.

Prokurator Szeroczyńska przesłuchała m.in. ratownika medycznego z nieformalnej grupy „Stołeczni samarytanie”, która pomagała zranionym lub gazowanym uczestnikom demonstracji. Nie był w stanie stwierdzić, czy był wówczas, na tym proteście, czy też nie.

Mola: „To się działo ponad cztery lata temu. Tych protestów wówczas było wówczas wiele – jak ochotnicy, którzy nie prowadzili ewidencji swoich działań, mają po takim czasie to pamiętać? Ja jestem w stu procentach pewna, że widziałam ratowników. Krzyczałam do nich z radiowozu, bo byli po drugiej stronie ulicy. Policjant zamknął mi wtedy okno, by mnie nie usłyszeli”.

Biegły nie widzi problemu

I najciekawsze w uzasadnieniu są stwierdzenia powołanego przez prokuraturę biegłego z zakresu prawidłowości użycia środków przymusu bezpośredniego – prokuratorka nie podaje jego danych. Ten dowodził, że tego typu spiralne złamania, jakiego doznała aktywistka, są efektem „chwytu skrętnego” zastosowanego przez policjanta i „mechanizmu obronnego wyszarpującego się z tego uchwytu”. Te dwie przeciwstawne siły mają prowadzić do takich złamań.

Tyle że na nagraniach sprzed komendy na Wilczej widać szarpiących się innych uczestników solidemo, którzy są zatrzymywani, ale nie widać, by Mola wyszarpywała się policjantom. Idzie spokojnie prowadzona przez dwójkę mundurowych, z ręką wykręconą przez jednego do tyłu. Drugi trzyma ją pod łokciem. W pewnym momencie dziewczyna krzyczy „Ała, ała, moja ręka”. „Nie szarpałam się w ogóle. Na filmie też nic nie widać” – podkreśla Mola. Jeden ze świadków (imię i nazwisko do wiedzy redakcji) zeznał, iż Mola „stawiała bierny opór tj. stała i krzyczała, ale nie była agresywna”. Prokurator dodaje przy tych jego zeznaniach: „Potwierdziło to dokonane przez świadka nagranie, które zostało zaoględzinowane”. Czyli potwierdza słowa świadka.

Wspomniany już wyrok Sądu Rejonowego w Warszawie z 2021 roku uznający to zatrzymanie za „nielegalne, niezasadne, przeprowadzone w sposób nieprawidłowy” także twierdził, że zatrzymana nie stawiała oporu prowadzącym ją policjantom.

Mimo tego biegły uznał, że funkcjonariusz stosował prawidłowe chwyty, nie przekroczył uprawnień, a złamanie był efektem „nieszczęśliwego zbiegu okoliczności” czyli złożenia się siły założonego chwytu przez policjanta i rzekomego wyszarpywania się przez aktywistkę.

Prokurator Szeroczyńska uznała to za wiarygodne.

Sprawa nie do wygrania?

Przyznała, że szkody, jakie wyrządzono aktywistce były poważne, ale „samo wystąpienie na jej zdrowiu negatywnego skutku nie stanowi o bytności przestępstwa” argumentuje w uzasadnieniu umorzenia.

Nieoficjalnie dowiadujemy się, że prokuratorka nie widziała szans na wygraną w sądzie i dlatego umorzyła sprawę. Bo konsekwencje przegranej byłyby poważne.

Małgorzata Szeroczyńska jest członkinią stowarzyszenia Lex Super Omnia. Aktywna w gronie postziobrowskiej prokuratury, cieszy się dobrą opinią w środowisku, ale też opinią formalistki – mówi nam osoba ze środowiska prokuratorskiego.

Dokonano „wyboru środka możliwie jak najmniej dolegliwego”

Po umorzeniu aktywistka zmieniła prawnika – pro bono reprezentuje ją teraz Roman Giertych. Jego kancelaria złożyła w imieniu Moli zażalenie na umorzenie. Czytamy w nim, m.in. iż prokuratura twierdząc, że złamanie powstało w wyniku próby wydostania się z chwytu aktywistki, z jednej strony brała pod uwagę zeznania świadków i nagrania, które przeczą tezie o wyrywaniu się dziewczyny. To jednak nie przeszkadzało prokuraturze uznać za wiarygodne zeznanie biegłego, który twierdził, że Mola wyrywała się policjantom. Prokuratura pominęła zupełnie też wpływ trzymania dziewczyny przez drugiego policjanta.

Mecenas Giertych wnioskuje także o wyłączenie biegłego, który m.in. za pewnik przyjął zeznania policjantów o stawianiu oporu przez aktywistkę oraz tłumaczył złamanie m.in. „poziomem doświadczenia policjanta”. Tymczasem sprawca – funkcjonariusz Krzysztof Kwiatek w momencie czynu miał 15 lat doświadczenia w prewencji (sic!). Czyli był już bardzo doświadczonym policjantem.

Zażalenie przywołuje także cytowany wcześniej wyrok sądu z 2021 roku w sprawie zatrzymania.

Gdy tuż po wydarzeniach, aktywistka złożyła skargę na działanie policjantów, Komenda Stołeczna Policji stwierdziła, że dokonano „wyboru środka możliwie jak najmniej dolegliwego” (sic!). Na spotkaniu z posłem Szczerbą – pilotował sprawę Moli przez pewien czas – także poinformowano, że to „nieszczęśliwy zbieg okoliczności”, a funkcjonariusz nie popełnił wykroczenia dyscyplinarnego. Przez długi czas Mola i jej prawnicza nie mogły nawet poznać imienia i nazwiska sprawcy – tak chroniła go KSP.

Zapytaliśmy teraz KSP, czy uważa za właściwie zatrzymywanie nastoletniej demonstrantki w taki sposób, że policjant łamie jej ramię w trzech miejscach, skazując ją na ból, operacje i problemy zdrowotne. Komenda nie odpowiedziała. Zignorowała też pytanie o konsekwencje służbowe wobec Krzysztofa Kwiatka. Podkom. Jacek Wiśniewski, miast odpowiedzi na pytania, wysłał treść znanego od trzech miesięcy oświadczenia prokuratury.

Chcieliśmy porozmawiać z Krzysztofem Kwiatek, by zapytać go m.in. czy żałuje tego, co się wówczas stało. Prosiliśmy KSP o przekazanie naszego nr do kontaktu. Komenda zignorowała prośbę.

Poseł Michał Szczerba komentując sprawę dla OKO.press podkreśla, że stało się to na obywatelskim proteście, a opresyjna władza PiS chciała interwencjami, niemającymi żadnego uzasadnienia, wywołać efekt mrożący. „Ta policyjna interwencja zakończyła się dramatem młodej kobiety. To oczywiste, że była nieprofesjonalnie przeprowadzona. Nie udzielono i nie zapewniono jej medycznej pomocy. Ta sytuacja nie powinna się zdarzyć!” – pisze Szczerba.

Jednak poseł nie komentuje decyzji samej prokuratury.

„Nikt nie chce mnie nawet za to przeprosić!”

Na długie leczenie i rehabilitację połamanej ręki, Mola wydała ok. 40 tys. zł. Po wypadku straciła też pracę kelnerki i przez prawie rok nie pracowała. Przez długi czas na widok policjanta dostawała ataków paniki.

Teraz 4,5 roku po wydarzeniu ręka nadal ją boli. „Mam tam bardzo dużą płytę w środku i czuję ją często. Pobolewa. Mam też ograniczoną ruchomość i stwierdzony zespół stresu pourazowego. Stała mi się straszna rzecz i nikt za to nie odpowiedział…” – mówi teraz aktywistka. Dodaje, że walczy już tylko o „namiastkę sprawiedliwości”, o „przepraszam”.

– I nikt nie chce mnie nawet za to przeprosić!

;
Krzysztof Boczek

Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Goniec.pl. W tym zawodzie ceni niezależność.

Komentarze