Po sześciu latach SN zdecydował, że rozpozna kasację od orzeczenia akceptującego ułaskawienie byłego szefa CBA i wiceszefa PiS Mariusza Kamińskiego. Ale odwieszenie sprawy może być jednak za późne, bo w roku wyborczym nominaci władzy mogą zablokować wyrok na Kamińskiego.
Sprawę Mariusza Kamińskiego, obecnie ministra spraw wewnętrznych i administracji oraz koordynatora służb specjalnych - na zdjęciu u góry - Sąd Najwyższy odwiesił we wtorek 28 lutego 2023 roku. Decyzję taką podjął skład orzekający, który ma rozpoznać tę sprawę: Andrzej Stępka, Małgorzata Gierszon i Piotr Mirek.
Skład ten uznał, że nie będzie już dłużej czekał na rozstrzygnięcie przez Trybunał Przyłębskiej rzekomego sporu kompetencyjnego pomiędzy Sądem Najwyższym a prezydentem. O odwieszeniu sprawy poinformowała „Gazeta Wyborcza”.
Spór kompetencyjny wywołał w 2017 roku ówczesny marszałek Sejmu Marek Kuchciński z PiS, by zablokować osądzenie wiceszefa PiS Mariusza Kamińskiego za prowokację CBA ws. afery gruntowej. I to się udało. Ale obsadzony przez partię Kaczyńskiego Trybunał Konstytucyjny Julii Przyłębskiej od sześciu lat nie rozpoznaje sprawy dotyczącej rzekomego sporu. Dlatego SN uznał, że dłużej nie będzie już czekać.
Problem w tym, że teraz osądzenie do końca sprawy Mariusza Kamińskiego może być już niemożliwe. Kamiński został w 2015 roku nieprawomocnie skazany za nielegalną prowokację CBA z 2007 roku, mającą uderzyć w Andrzeja Leppera. Kamiński był wtedy szefem CBA, a sprawa jest nazywana aferą gruntową.
Kamiński od wyroku się odwołał, ale przed rozpoczęciem procesu odwoławczego został ułaskawiony przez prezydenta Andrzeja Dudę i z tego powodu Sąd Okręgowy w Warszawie umorzył postępowanie apelacyjne. Przewodniczącym tego składu orzekającego był Piotr Schab, który wysoko awansował w czasie, gdy władzę sprawuje PiS - jest obecnie głównym rzecznikiem dyscyplinarnym i ściga sędziów. Jest też rzecznikiem nadzwyczajnym prezydenta ds. sędziów SN oraz prezesem Sądu Apelacyjnego w Warszawie.
Od umorzenia kasację do SN wnieśli poszkodowani akcją CBA politycy dawnej Samoobrony. Ale Sąd Najwyższy jej nie rozpoznał, tylko w 2017 roku zawiesił sprawę. Właśnie z uwagi na rzekomy spór kompetencyjny.
Dziś po sześciu latach znacznie zmieniła się sytuacja w Polsce, w sądach i samym Sądzie Najwyższym. W sądach orzekają neo-sędziowie nominowani przez nielegalną neo-KRS. Są oni też w SN - to już połowa składu - i przejmują kontrolę nad najważniejszym sądem w Polsce. Funkcję I prezesa SN pełni Małgorzata Manowska, neo-sędzia, która już zablokowała wykonanie trzech orzeczeń TSUE. Po prostu „zaaresztowała” akta spraw i nie przekazuje ich legalnym sędziom Sądu Najwyższego. Można postawić pytanie, czy Manowska analogicznie postąpi z aktami sprawy Mariusza Kamińskiego.
Z informacji OKO.press wynika, że póki co SN kasację od umorzenia procesu Kamińskiego chce rozpoznać w czerwcu 2023 roku. A w maju kończy się kadencja obecnego prezesa Izby Karnej Michała Laskowskiego. Jego miejsce może zająć neo-sędzia lub tymczasowo wyznaczony przez prezydenta Dudę tzw. komisarz. Ryzyko zablokowania sprawy dotyczy też Sądu Okręgowego w Warszawie - tam trafi sprawa, jeśli SN uchyli orzeczenie umarzające sprawę Kamińskiego. Na czele tego sądu stoją nominaci ministra Ziobry, a w wydziałach karnych odwoławczych też już są neo-sędziowie i nominaci szefa resortu sprawiedliwości.
O możliwościach zablokowania sprawy Kamińskiego piszemy w dalszej części tekstu. Piszemy też, co się stało z sędziami, którzy nieprawomocnie skazali Kamińskiego oraz jak zakończyła się afera gruntowa.
Przypomnijmy. Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia w marcu 2015 roku nieprawomocnie skazał byłego szefa CBA Mariusza Kamińskiego i trzech pozostałych oskarżonych za akcję przeprowadzoną przez CBA w 2007 roku. Agenci Biura chcieli udowodnić, że w Ministerstwie Rolnictwa można za łapówkę załatwić odrolnienie ziemi pod inwestycje. Funkcjonariusz działający pod przykryciem miał wręczyć łapówkę człowiekowi, który powoływał się na wpływy w resorcie i w ten sposób dotrzeć do ówczesnego wicepremiera i szefa Samoobrony Andrzeja Leppera.
Sąd rejonowy orzekł, że akcja CBA była nielegalna. Biuro podżegało do korupcji i bezprawnie fałszowało dokumenty. Na potęgę podsłuchiwało telefony polityków Samoobrony, ale także PiS. Dlatego wyrok był surowy. Dla Kamińskiego - 3 lata więzienia i 10-letni zakaz pełnienia funkcji publicznych.
Na 3 lata więzienia został też nieprawomocnie skazany były wiceszef CBA Maciej Wąsik, obecnie jeden z wiceministrów spraw wewnętrznych i administracji. Zaś Grzegorza Postka, b. dyrektora zarządu operacyjno-śledczego CBA, i jego zastępcę Krzysztofa Brendela sąd skazał na dwa i pół roku więzienia.
Wyrok ten wydał skład orzekający trzech sędziów zawodowych: Wojciech Łączewski (przewodniczący składu i sprawozdawca sprawy), Łukasz Mrozek, Małgorzata Drewin. Wyrok był jednomyślny.
Skazani się odwołali, a na jesieni 2015 roku PiS wygrał wybory parlamentarne i przejął władzę. Do wyroku odwoławczego jednak nie doszło. Bo zanim sąd rozpoznał apelacje w listopadzie - już po wygranych wyborach - prezydent Andrzej Duda ułaskawił Kamińskiego i jego byłych współpracowników. Zaraz potem Kamiński został ministrem - koordynatorem służb specjalnych.
W tej sytuacji Sąd Okręgowy w Warszawie w marcu 2016 roku uznał, że nie może rozpoznać apelacji skazanych i umorzył sprawę. Na czele trzyosobowego składu orzekającego stał Piotr Schab, który wtedy był mało znany i nikt nie przypuszczał, że stanie się jedną z twarzy „dobrej zmiany” w sądach. Orzeczenie to uzasadniała wtedy sędzia Grażyna Puchalska.
Od umorzenia sprawy kasacje złożyli jednak poszkodowani politycy, niegdyś działacze Samoobrony. Sąd Najwyższy przyjął je do rozpoznania. I trzyosobowy skład orzekający SN postawił pytanie prawne: czy prezydent może stosować akt łaski przed wydaniem przez sąd prawomocnego wyroku?
W maju 2017 roku siedmiu sędziów SN orzekło, że prezydent nie może nikogo ułaskawić przed prawomocnym wyrokiem i nie może umarzać procesu.
Po tym orzeczeniu sprawa wróciła do trzyosobowego składu SN, który na 9 sierpnia 2018 roku zaplanował rozpoznanie kasacji byłych działaczy Samoobrony. Było wysoce prawdopodobne, że w związku z uchwałą 7 sędziów SN uchyli on orzeczenie aprobujące ułaskawienie Kamińskiego i trzech pozostałych osób.
Ale trzy tygodnie przez rozpoznaniem sprawy nagle do akcji wkroczyła prezes TK Julia Przyłębska. Złożyła ona do ówczesnej prezes SN Małgorzaty Gersdorf dwa pisma z żądaniem zawieszenia sprawy. Poinformowała, że na wniosek marszałka Sejmu, Trybunał wszczął postępowanie dotyczące sporu kompetencyjnego pomiędzy prezydentem a Sądem Najwyższym.
Marszałek Kuchciński wystąpił do TK, by ten rozstrzygnął, czy Sąd Najwyższy mógł dokonać wykładni konstytucji w sprawie podjętej przez prezydenta decyzji o ułaskawieniu. Przyłębska podkreślała w piśmie do Gersdorf, że postępowanie w TK dotyczące sporu kompetencyjnego powoduje zawieszenie postępowań przed organami, które ten spór prowadzą. A więc także przed Sądem Najwyższym. I w związku z tym prosi o nadesłanie postanowienia o zawieszeniu sprawy Kamińskiego w SN.
W drugim piśmie zawieszenia sprawy od SN domagała się Prokuratura Krajowa, która chciała dołączyć do rzekomego sporu kompetencyjnego po stronie marszałka Sejmu.
SN uznał wnioski i zawiesił rozpoznanie kasacji ws. Kamińskiego. A TK Przyłębskiej do dziś nie rozpoznał sprawy rzekomego sporu kompetencyjnego. TK jedynie na wniosek Prokuratora Generalnego Zbigniewa Ziobry uznał w 2018 roku, że prezydent może ułaskawiać nieprawomocnie skazanych.
Manewr z zawieszeniem sprawy z uwagi na rzekomy spór kompetencyjny władza PiS chciała zastosować jeszcze raz w styczniu 2020 roku. Wtedy SN szykował się do wydania historycznej uchwały pełnego składu, w której podważono legalność neo-KRS i Izby Dyscyplinarnej. Marszałek Sejmu Elżbieta Witek wystąpiła jednak do TK Przyłębskiej o rozstrzygnięcie rzekomego sporu kompetencyjnego pomiędzy SN a prezydentem i Sejmem.
I prezes Julia Przyłębska wniosła do SN o zawieszenie sprawy. Ale wtedy SN uznał, że nie ma sporu i wydał obowiązującą do dziś uchwałę. W sprawie wiceszefa PiS Mariusza Kamińskiego trzyosobowy skład SN uznał teraz, że nie będzie dłużej czekał na decyzję TK i 28 lutego 2023 roku odwiesił sprawę.
Skład orzekający SN z Izby Karnej powołał się na prawo stron do procesu, które na orzeczenie czekają już sześć lat. Decyzję o odwieszeniu SN tak uzasadnił: „Brak orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego blokuje Sądowi Najwyższemu realizację jego konstytucyjnych obowiązków z zakresu sprawowania wymiaru sprawiedliwości, a stronom blokuje realizację konstytucyjnego prawa do sądu. Odnosi się to nie tylko do oskarżycieli posiłkowych, którzy wnieśli kasacje, ale i do oskarżonych, których te kasacje dotyczą”.
I dalej: „Wzgląd na realizację prawa stron, które nie dysponują żadnym środkiem służącym zakwestionowaniu długości czasu rozpoznania sprawy przez Trybunał Konstytucyjny, czyni koniecznym podjęcie postępowania kasacyjnego bez dalszego oczekiwania na wynik postępowania przed Trybunałem Konstytucyjnym”. Decyzję o odwieszeniu sprawy Kamińskiego opisała „Gazeta Wyborcza”.
Z informacji OKO.press wynika, że SN planuje rozpoznać kasacje ws. Kamińskiego w czerwcu 2023 roku. Wiedząc jednak, jak zachowują się nominaci władzy w sądach i część neo-sędziów, można postawić pytanie, czy sądom uda się osądzić do końca Mariusza Kamińskiego oraz aferę gruntową. Jest kilka powodów, które mogą sprawić, że za władzy PiS ta sprawa na trwałe trafi do szafy z aktami.
Po pierwsze. Na jesieni 2023 roku są zaplanowane wybory parlamentarne. I PiS i opozycja mówią, że są to najważniejsze wybory od 1989 roku. Z tego powodu wyrok na wiceszefa PiS Mariusza Kamińskiego - kreowanego na pogromcę korupcji - wydany w trakcie kampanii wyborczej nie jest rządzącej partii na rękę. A to rodzi pokusę do dalszego blokowania rozpoznania tej sprawy.
Po drugie. Sprawa uderza też w prezydenta Andrzeja Dudę, który ułaskawił Kamińskiego, Wąsika i dwie pozostałe skazane nieprawomocnie osoby. Jeśli SN uchyli wyrok akceptujący ułaskawienie, to na sąd może spać atak o podważanie kompetencji prezydenta. A wiadomo, że prezydent jest wrażliwy na punkcie swoich uprawnień i kompetencji.
Po trzecie. Funkcję I prezesa SN piastuje neo-sędzia SN Małgorzata Manowska. Skonfliktowała się ona z legalnymi sędziami SN. I krok po kroku przejmuje kontrolę nad całym SN. Manowska spacyfikowała też samorząd sędziów - nie zwołuje Zgromadzenia Ogólnego Sędziów SN.
Jak ujawniliśmy w OKO.press, Małgorzata Manowska zablokowała już wykonanie trzech orzeczeń TSUE, dotyczących legalności neo-sędziów SN, w tym Manowskiej. Po prostu, gdy akta z pytaniami prejudycjalnymi zadanymi przez legalnych sędziów SN wróciły z TSUE, to odmówiła ich przekazania sędziom. A w jednej ze spraw doszło do zmiany części składu orzekającego i większość w nim mają teraz neo-sędziowie SN. A to uniemożliwia legalnym sędziom SN wydanie swoich wyroków, w oparciu o orzeczenia TSUE.
Czy manewr z „aresztowaniem” akt będzie powtórzony w przypadku sprawy Kamińskiego? Wszak można twierdzić, że TK Przyłębskiej nadal nie rozpoznał rzekomego sporu kompetencyjnego. Więc trzy osobowy skład orzekający nie powinien odwieszać sprawy i jej rozpoznawać.
Po czwarte. W maju kończy się kadencja obecnego prezesa Izby Karnej Michała Laskowskiego. Jego miejsce może zająć neo-sędzia SN lub na jakiś okres „komisarz” prezydenta Andrzeja Dudy. Czy nowy prezes będzie chciał ingerować w rozpoznanie „gorącej” politycznie sprawy Mariusza Kamińskiego?
Po piąte. Marszałkowi Sejmu i prezes TK Julii Przyłębskiej nie udało się zablokować wydania historycznej uchwały przez pełny skład SN w styczniu 2020 roku. Ale teraz za jej wydanie spadają represje. Za nie zawieszenie tej sprawy - z uwagi na rzekomy spór kompetencyjny - w listopadzie 2022 roku zarzut dyscyplinarny dostała była I prezes SN Małgorzata Gersdorf.
Zarzut postawił jej specjalny rzecznik dyscyplinarny ds. sędziów SN Piotr Schab (ten sam, który brał udział w umorzeniu sprawy Kamińskiego). Na to stanowisko powołał go prezydent Andrzej Duda. A teraz Schab może postawić zarzuty legalnym sędziom z Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych, w tym jej byłemu prezesowi Józefowi Iwulskiemu.
Za co? Bo to oni wyznaczyli składy orzekające, które zadały precedensowe pytania prejudycjalne do TSUE ws. legalności neo-sędziów SN. Sposób wyznaczenia składów kwestionuje Małgorzata Manowska i z tego powodu nie zwraca sędziom akt. Postawienie zarzutów dyscyplinarnych tym sędziom może być pretekstem do utrącenia tych pytań prejudycjalnych. Podobnie jak dyscyplinarka dla Gersdorf może być pretekstem do podważanie uchwały SN ze stycznia 2020 roku.
Czy będzie pokusa, by przy pomocy zarzutów dyscyplinarnych zablokować rozpoznanie sprawy Kamińskiego w SN? Tłumacząc, że SN nie może procedować, bo TK nadal nie rozpoznał rzekomego sportu kompetencyjnego?
Po szóste. Jeśli nikt nie zablokuje wydania wyroku przez SN, to sprawa wróci do Sądu Okręgowego w Warszawie, który będzie musiał rozpoznać odwołanie od nieprawomocnego wyroku skazującego. Sprawa trafi do sędziów z IX lub X wydziału karnego odwoławczego. Nadal jest tu sporo starych, legalnych sędziów. Ale są też neo-sędziowie, sędziowie delegowani do orzekania przez Ministerstwo Sprawiedliwości i sędziowie pełniący kierownicze z nominacji resortu ministra Ziobry.
Sprawę rozpoznawał będzie skład orzekający trzyosobowy. Najpierw zostanie wylosowany sędzia referent, a potem dwóch pozostałych sędziów. Ale pochodzących z tego samego wydziału co sędzia referent.
Czy po tym, co wydarzyło się w sądach w ciągu ostatnich siedmiu lat, sędziowie nie zawahają się wydać niezależnego i odważnego wyroku? I jak zachowają się sędziowie powiązani z resortem ministra Ziobry lub awansowani przez nielegalną neo-KRS? Czy wykonają orzeczenie SN, czy znowu uznają, że prezydent mógł ułaskawić Kamińskiego? I czy na poziomie sądu okręgowego nie pojawi się pokusa, by „zaaresztować” akta do czasu wydania przez TK Przyłębskiej decyzji ws. rzekomego sporu kompetencyjnego?
Nieprawomocny wyrok skazujący Mariusza Kamińskiego jest precedensem na skalę Polski. Bowiem po raz pierwszy sąd w Polsce tak surowo ocenił funkcjonariuszy publicznych i skazał ich na bezwzględne więzienie. Choć mógł orzec tylko karę w zawieszeniu.
Za ten wyrok wysoką cenę zapłacił sędzia Wojciech Łączewski. Znany był z nietuzinkowych wyroków i nietuzinkowych uzasadnień do nich. Ale po wyroku na Kamińskiego trafił też na celownik władzy, choć to on nakazał ponowne śledztwo prokuraturze, która wcześniej umorzyła wątek cywilny katastrofy smoleńskiej.
Łączewski w efekcie dobrowolnie zrzekł się urzędu sędziego i dziś pracuje jako prawnik. Czeka go jednak proces karny. Sędzia po wydaniu wyroku na Kamińskiego mógł paść ofiarą prowokacji w internecie. Zawiadomił o tym prokuraturę. Ale prokuratura uznała, że zawiadomienie było niezasadne i że sędzia mógł składać fałszywe zeznania. Na uchylenie immunitetu sędziemu nie zgodził się jednak Sąd Dyscyplinarny przy Sądzie Apelacyjny w Krakowie. Jednak po tym, jak Łączewski zrzekł się urzędu sędziego, prokuratura mogła już go oskarżyć. Proces jeszcze się nie zaczął.
Drugi sędzia ze składu Łukasz Mrozek nadal jest sędzią Sądu Rejonowego dla Warszawy-Śródmieścia. Ale nie sądzi już spraw karnych, tylko orzeka w wydziale cywilnym. Po wyroku na Kamińskiego ministerstwo sprawiedliwości przerwało jego staż asystencki w Europejskim Trybunale Praw Człowieka.
Sprawy karne sądzi nadal tylko sędzia Małgorzata Drewin.
Po aferze gruntowej były dwa procesy. Pierwszy dotyczył Kamińskiego i innych za nielegalną prowokację CBA. Drugi proces dotyczył dwóch oskarżonych na podstawie materiałów CBA z nielegalnej prowokacji. Chodzi o dwie osoby, które według prokuratury były załatwiaczami mającymi dojścia do kierownictwa ministerstwa rolnictwa, na czele z Andrzejem Lepperem.
Oskarżony został Piotr Ryba i prawnik Piotr K., związany wcześniej z PiS. To prawnika kusił łapówką agent CBA, bo K. chwalił się, że ma dojścia do resortu rolnictwa i może załatwić odrolnienie gruntów. Andrzej K. kontaktował się zaś z Piotrem Rybą, który był blisko Andrzeja Leppera. Doradzał mu w sprawach medialnych.
Andrzej K. i Piotr Ryba zostali skazani przez stołeczny sąd rejonowy w pierwszym procesie w 2009 roku. Ale wyrok ten uchylił sąd odwoławczy, nakazując m.in. zbadanie legalności akcji CBA.
W drugim procesie ponownie zapadł wyrok skazujący. W 2014 roku sąd rejonowy orzekł, że Ryba jest winny powoływania się na wpływy w resorcie rolnictwa. Stwierdził, że razem z K. chcieli za pomoc w odrolnieniu gruntów blisko 3 mln zł, ale przyjęli od agenta tylko 10 tys. zł na „koszty". I wymierzył mu za to dwa i pół roku bezwzględnego więzienia, bo uznał czyn za szkodliwy społecznie. Sąd za winnego uznał też Andrzeja K., który dodatkowo przyjął wart ok. 3 tys. zł telefon komórkowy. Ale skazał go tylko na 54 tys. zł grzywny.
Łagodny wyrok to nagroda za przyznanie się i złożenie wyjaśnień. K. grzywny nie zapłaci, bo jest ona równa liczbie dni, które spędził w areszcie przed procesem.
Sąd rejonowy skazał ich, bo uznał akcję CBA za legalną, mimo że dostrzegł w niej „uchybienia” np. spreparowane dokumenty gruntów do odrolnienia.
Ten wyrok jednak sąd odwoławczy w 2016 roku ponownie uchylił. Uznał, że sąd rejonowy nie wykonał wcześniejszych zaleceń i nie ocenił legalności akcji CBA. A ma to znaczenie, bo jeśli sama akcja była nielegalna, to nie można oskarżać Piotra Ryby i Andrzeja K. o płatną protekcję.
Ich status z osób oskarżonych zmieniłby się w status osób pokrzywdzonych przez CBA. Wyrok ten zapadł tuż przed objęciem przez PiS władzy w 2015 roku. Uchylenie po raz drugi wyroku skazującego Piotra Rybę oznaczało, że proces po raz trzeci musi zacząć się od nowa.
Ale jak ujawniliśmy w OKO.press proces nie zaczął się do dziś. Bo Ryba nie stawia się na wezwania sądu, a policja wysłała za nim list gończy.
Afery
Sądownictwo
Mariusz Kamiński
Marek Kuchciński
Małgorzata Manowska
Julia Przyłębska
Zbigniew Ziobro
CBA
Ministerstwo Sprawiedliwości
Prawo i Sprawiedliwość
Sąd Najwyższy
Sejm Rzeczypospolitej Polskiej VIII kadencji
Trybunał Konstytucyjny
afera gruntowa
Izba Karna
Michał Laskowski
Piotr Ryba
Piotr Schab
Sąd Rejonowy dla Warszawy-Śródmieścia
Wojciech Łączewski
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Komentarze