„Kiedy wiosną odbywały się kolejne tańce Trumpa i Putina, byłem w Pokrowsku i pytałem żołnierzy, co o tym sądzą. Nie rozumieli, o co mi chodzi. Nie czytali wiadomości. Mają się czym zająć. Od tamtego czasu stanowisko Trumpa zmieniło się jakieś 25 razy” – mówi ukraiński pisarz Myrosław Łajuk
„Eros i Tanatos, miłość i śmierć. Niewiele jest miejsc, gdzie jest tyle miłości, jak na wojnie. Ci ludzie poszli walczyć, bo kochali swoją ziemię i swoje rodziny. Teraz ciągle albo odczuwają wsparcie bliskich, albo są w jakimś koszmarze braku tej miłości. Śmierć nie wymaga wyjaśnienia.
Myślimy o wojnie rosyjsko-ukraińskiej w kategoriach wcześniejszych konfliktów – wojny w Wietnamie, czy w Afganistanie. Robimy analogie do wojen XX wieku, ale były wojny, które trwały nawet 30 lat. Dlaczego jesteśmy tak pełni nadziei?
W »Bachmucie« na końcu jest cytat z filmu François Ozona, że nadzieja jest trucizną. Często przygotowujemy się na jedno, a potem dzieje się coś zupełnie innego, nie to, na co liczyliśmy, i karcimy się za to.
Jak wiele jest tego głupiego optymizmu zachodnich polityków i w mediach, że trzeba podpisać cokolwiek, byle tylko ta wojna się skończyła. Lepiej spójrzcie, jak walczy Rosja, spójrzcie na prezydenturę Putina. Jedynym sposobem jego istnienia jest wojna. Przyszedł z wojną, prowadzi wojnę, czyż nie jest oczywiste, że jego reżim nie może istnieć bez wojny?” – mówi Myrosław Łajuk, ukraiński pisarz, poeta, reportażysta wojenny i scenarzysta filmowy, z którym rozmawiamy w Krakowie.
Łajuk jest m.in. autorem zbioru reportaży i esejów pt. „Bachmut” wydawnictwa Ukraїner (2023), za który otrzymał nagrodę im. Jurija Szewelowa (2024). Od czerwca 2025 roku „Bachmut” jest dostępny również w języku polskim – ukazał się w wydawnictwie Ha!art w przekładzie Macieja Piotrowskiego.
Krystyna Garbicz, OKO.press: Dziś w nocy był kolejny rosyjski atak na Kijów, zginęło siedem osób. Czy Twoi bliscy nie ucierpieli?
Myrosław Łajuk: Nie. Ale zupełnie inaczej odbieram te informacje, kiedy jestem za granicą, niż kiedy sam jestem pod ostrzałem. Kiedy nie jesteś tam, to martwisz się bardziej.
Nie powiedziałbym, że na co dzień śledzę wiadomości. Przed Świętem Dziękczynienia miało być podpisane tzw. porozumienie pokojowe. Jeszcze kilka dni temu zagraniczni znajomi przekonywali mnie, że tak będzie. Mówiłem: Przechodziliśmy przez to już 100 razy. I co? To, co miało zostać podpisane, nadal jest w stanie zawieszenia.
Ciągłe przebywanie w tych cyklach wiadomości nie jest zbyt zdrowe dla psychiki i nie jest właściwe z punktu widzenia chęci zrozumienia tego, co się dzieje. Są pewne wydarzenia, które wydają nam się bardzo ważne, a w rzeczywistości w obecnych warunkach są zapominane po kilku dniach.
Kiedy wiosną odbywały się kolejne tańce Trumpa i Putina, byłem w Pokrowsku i pytałem żołnierzy, co o tym sądzą. Nie rozumieli, o co mi chodzi. Nie czytali wiadomości. Mają czym się zająć i mają konkretny cel. Powinni jeszcze śledzić wiadomości? Od tamtego czasu stanowisko Trumpa zmieniło się jakieś 25 razy.
Jak dalece jesteśmy zależni od wiadomości i w jakim stopniu jesteśmy w stanie nie być w tym wszystkim? To ogromny problem naszych czasów. Wracam z Ake Arts & Book Festival w Lagos, gdzie dużo o tym rozmawialiśmy. Przez to, że ciągle patrzymy w ekran telefonu i jesteśmy online, straciliśmy umiejętność np. poczytania przez godzinę albo chociażby rozmyślania, kiedy dojeżdżamy do pracy komunikacją miejską. Książki rozwijają inteligencję emocjonalną. Gadżety odebrały nam możliwość, by po prostu posiedzieć i pomyśleć przez godzinę rano i wieczorem. To szalenie zmieniło nasze podejście do odbierania informacji. Karmimy się szybkimi klickbajtowymi wiadomościami. Tak naprawdę zaczęliśmy głodować z tego powodu.
Kiedyś ukraiński poeta Ołeh Łyszeha nauczył się języka angielskiego za pomocą jednej książki. Teraz, aby nauczyć się języka angielskiego, potrzebujemy kilku kursów, oglądania seriali, czytania książek, komunikowania się z native speakerami itd.
Jak postrzegasz te maksymalistyczne wymogi wobec Ukrainy zawarte w 28-punktowym rosyjsko-amerykańskim „planie pokojowym”?
Nie zajmuję się polityką. Świadomie unikam okazji do rozmów z wysokimi urzędnikami, generałami itd. Robię to tylko w wyjątkowych sytuacjach. Jednak interesuje mnie, co myślą ludzie o „zakończeniu” wojny, oddaniu Rosji części ukraińskich terytoriów. Niedawno byłem w Słowiańsku i Kramatorsku. Pytałem o to ludzi, którzy tam mieszkają i nie zamierzają opuszczać swoich domów. Z ich punktu widzenia będzie to zdrada.
Komuś z daleka, z zagranicy, nawet mającemu dobre intencje, może się wydawać, że ten plan nawet nie jest aż tak zły. Ale w rzeczywistości wiele rzeczy nie bierze się pod uwagę. Chociażby opowieści rosyjskiej propagandy o sukcesach wojennych. Tak, obecnie ich postępy są znacznie szybsze niż wcześniej. Jednak możemy porównać mapę z 2022 i 2025 roku. Nie ma tam istotnych różnic. Ten poranny atak, czy ten w Tarnopolu, w którym zginęło 35 osób, udowadnia nam, że w ten sposób Putin naciska na Trumpa, żeby ten wywierał presję na Zełenskiego. Przecież to są oczywiste rzeczy.
Dla mnie ten dokument, który może zostać podpisany, jest niebezpieczny również jako precedens.
Pokaże całemu światu, że autorytaryzm i tyrania nie tylko mają prawo istnieć w dzisiejszym świecie, ale także zwyciężają i pozostają bezkarne. Panuje prawo siły.
Najwyraźniej jest to nowy etap, w który wkracza świat. Takie wartości jak demokracja, wolność, równość powoli odchodzą w zapomnienie, ponieważ niewielu jest w stanie podjąć o nich walkę. Powtarzam banalną rzecz – wolność i demokracja nie są czymś, co się ostaje, jeśli się o nie nie walczy.
Jeśli spojrzymy na różne etapy rozwoju społeczeństwa, widzimy na przykład, jak wyglądał Afganistan lub Iran w latach 70. Często żyjemy w iluzji, że wszystko zmierza ku lepszemu. W wielu krajach, gdzie wszystko zmierzało ku lepszemu, powraca mniejszość, która zatruwa społeczeństwo dość prymitywnymi ideami. Odwołują się do niskich ludzkich emocji – do zysku, ucisku, wykorzystywania swojej siły nie w celu pomocy słabszym, ale w celu uzyskania dóbr materialnych, przywilejów.
Widzimy, jak to działa w Polsce. Pod postem o Twojej książce „Bachmut” na profilu wydawcy Ukrainera, który ma też polską wersję, pojawiło się ponad tysiąc komentarzy, m.in takich, że to nie jest ich wojna.
Po pierwsze, wśród komentujących, oprócz prawdziwych ludzi, są też boty. Po drugie, napięcie rzeczywiście istnieje, zarówno po stronie polskiej, jak i ukraińskiej. Po trzecie, nie widziałem tego rodzaju recenzji w polskich mediach. Elita intelektualna ma zupełnie inne – bardzo wyważone – poglądy. Rozumieją, czym jest wojna i dlaczego nie można, nawet jeśli są niewyjaśnione problemy, krajowi, który w tej chwili walczy z twoim wrogiem, wbijać noża w plecy. Ponieważ mimo wszystko jest to kwestia przetrwania, i to nie tylko Ukrainy, ale i Europy.
Wspomniałeś o tym, że wartości odchodzą w zapomnienie. Czy siły demokracji, dobra, światła są jeszcze w stanie pokonać tego autorytarnego wroga?
Na początku wojny pełnoskalowej mówiono, że Ukraina od razu przegra.
Nie wszyscy w Europie są w stanie stawiać opór Rosji. Natomiast uważam, że ta wojna szybko się nie skończy.
W społeczeństwie europejskim tak samo, jak w społeczeństwie ukraińskim również nastąpi ten etap, kiedy zacznie sobie uświadamiać, że istnieje zagrożenie.
Jedynym problemem jest to, czy przetrwamy do czasu, kiedy Europa się opamięta.
Odczucia mogą okazać się zwodnicze. Ukraina też nie od razu miała tę świadomość. W 2021 roku wielu Ukraińców nie wierzyło, że będzie wielka wojna.
Są szalenie przerażające wyniki sondaży dotyczące tego, jaki procent ludności w różnych krajach Europy jest gotowy bronić swojego kraju. Myślę, że przed pełnoskalową wojną w Ukrainie odpowiedzi również nie były dużo lepsze, a okazało się, że w rzeczywistości te wartości są ważne dla wielu osób. Niektóre z tych osób same się po sobie tego nie spodziewały.
Kraje NATO nie zamierzają bezpośrednio walczyć z Rosją tak, jak to robią Ukraińcy. Według ich stanowiska wojna okopowa to ostateczność.
W Europie panuje ogromne złudzenie dotyczące rosyjskiej okupacji. Kraje europejskie mają różne doświadczenia okupacyjne. Często okres ich okupacji w przeszłości nie był tak destrukcyjny, jak im się wydaje.
Rosjanie zachowują się barbarzyńsko. Torturują ludzi w katowniach, porywają dzieci i wychowują je na Rosjan. Ostatnio rozmawiałem z policjantami w Chersoniu o tym, skąd czerpią informacje o rosyjskich zbrodniach na terenach okupowanych. Powiedzieli, że otrzymują je od mieszkańców. Mówili: „Właśnie dostaliśmy wiadomość z miejscowości naprzeciw Chersonia, że Rosjanie przyjechali i rozstrzelali trzech emerytów”.
Kiedy ukraińscy policjanci wjeżdżają do wyzwolonych wsi, to miejscowi od razu pokazują im, gdzie są zakopani rozstrzelani ludzie. Do zbrodni wojennych dochodzi cały czas.
Na terenach przyfrontowych też jest niebezpiecznie. Przed naszym przyjazdem do Chersonia rosyjski dron zaatakował marszrutkę. Jest przystanek autobusowy. Siedzi starsza pani, dziecko, inni ludzie. Przyjeżdża marszrutka. Ludzie wsiadają. Rosyjski dron ich obserwuje – operator widzi tych ludzi, widzi, że to nie są wojskowi – i zrzuca na nich ładunek. Z pełną świadomością.
Jest jeszcze jedna rzecz. Niemcy, Francuzi i Włosi pod okupacją nie stracą swojej tożsamości. Cały świat wie, kim jest Johann Goethe, Arthur Rimbaud, Federico Fellini.
A to jest wojna o zniszczenie ukraińskiej tożsamości.
Europa i świat przez tyle lat koncentrowały się na tzw. wielkiej kulturze rosyjskiej, nie dostrzegając niczego ukraińskiego, nie tłumaczyły książek ukraińskich autorów, nie wprowadzały ich do dyskursu. W świecie nie było intencji ochrony ukraińskiej tożsamości. Nie dopilnowano choćby, żeby katedry slawistyki nie były w 100 proc. katedrami rusycystyki. Aby pojawiły się tam przynajmniej jakieś ukraińskie dzieła. Skoro nie wprowadzono żadnych zabezpieczeń dla zachowania ukraińskiej tożsamości, może ona w warunkach okupacji zniknąć.
Dlatego Europejczycy nie mogą zrozumieć, dlaczego Ukraina po prostu nie przeczeka, aż Putin umrze, a potem nie rozwiąże sprawy w sposób dyplomatyczny.
Ołeksandra Matwijczuk, ukraińska laureatka Pokojowej Nagrody Nobla mówi, że okupacja jest inną – nie mniej okrutną – formą wojny. A Zachód tego nie rozumie.
Dla nas okupacja oznacza całkowite zniszczenie. Ukraina była okupowana przez Związek Radziecki. W latach 30. i 60. XX wieku zlikwidowano prawie wszystkich ukraińskich artystów. Przechodziliśmy już przez te etapy. Tożsamość jest bardzo krucha.
Według ostatnich szacunków na terenach kontrolowanych przez nasze władze pozostało około 30 mln Ukraińców. Jeszcze kilka lat temu było nas 40 mln.
Trzy lata temu pojechałeś do Bachmutu, żeby zrobić reportaż. Dzisiaj to zniszczone miasto okupowane przez Rosjan. Napisałeś książkę, która jest jednym z najmocniejszych, najbardziej prawdziwych i przerażających świadectw o jego ostatnich dniach.
Do strefy działań wojennych pojechałem, aby zobaczyć, jak żołnierze świętują Boże Narodzenie 2022 roku. Interesuje mnie m.in. aspekt antropologiczny i wartości ludzkie. A wojna wystawia wartości na próbę. Ze znajomym fotoreporterem byliśmy w okolicach Hulajpola, gdzie, nawiasem mówiąc, teraz jest trudna sytuacja, toczą się szalone walki.
A potem zdecydowaliśmy pojechać na Nowy Rok do Bachmutu. Wtedy – na przełomie 2022 i 2023 roku – Bachmut już stawał się gorącym punktem. (Tak jak teraz mówi się o Konstantynówce czy Pokrowsku). Rozmawialiśmy tam ze strażakami, którzy nie opuścili miasta, chociaż zgodnie z regulaminem powinni byli to zrobić. Płoną trzy domy, a oni usiłują ugasić przynajmniej jeden.
Motywem tej książki i wszystkiego tego, co widzę na wojnie, jest chęć zachowania czegokolwiek w tych warunkach.
W Bachmucie spotkaliśmy 86-letnią kobietę, panią Ołeksandrę, która zostawiła nam numer telefonu swojego syna i poprosiła, żebyśmy do niego zadzwonili.
Pod koniec zimy 2023 roku Bachmut był już we wszystkich światowych mediach. Znów pojechaliśmy tam, żeby zrobić reportaż o tym, jak walczą różne brygady. W drodze do czerwonej strefy dostałem wiadomość, że pani Ołeksandra jest ranna. Tak zaczyna się historia głównej bohaterki tej książki.
Panią Ołeksandrę ewakuowaliśmy do Kijowa. Niedawno skończyła 89 lat. Ciągle mnie pyta, kiedy będzie mogła wrócić do Bachmutu.
Miałem napisać reportaż, ale okazał się bardzo długi.
Pod koniec książki dodałeś też swoje refleksje.
Często się zdarza, że po powrocie najpierw odetchniesz, a potem zaczynasz myśleć o tym, co się właściwie wydarzyło.
Jeśli chodzi o wiarygodność świadectwa, posługuję się prostą metodą. Piszę o tym, co słyszę i widzę. Oczywiście, mam doświadczenie pisarskie, rozumiem kompozycję, wiem, które momenty są najciekawsze, ale rzeczywistość robi wszystko sama.
Rzeczywistość wojny to bardzo silne emocje, w których spotykają się dwa główne żywioły każdej literatury znane jeszcze od czasów starożytnych greckich – Eros i Tanatos, miłość i śmierć. Niewiele jest miejsc, gdzie jest tyle miłości, jak na wojnie.
Ci ludzie poszli walczyć, bo kochali swoją ziemię i swoje rodziny.
Teraz albo czują wsparcie bliskich, albo są w jakimś koszmarze braku tej miłości.
Śmierć nie wymaga wyjaśnienia.
Najczęstszy rym w ukraińskiej pieśni w ukraińskiej poezji śpiewanej to właśnie krow-lubow, krew i miłość. Tananos i Eros.
Przed wielką wojną pisałeś powieści, ale też wiersze. Dlaczego wybrałeś reportaż literacki?
Wielkie wydarzenia niosą ze sobą ogromne przeżycia i emocje, które często przekuwają się w poezję. Na początku pełnoskalowej inwazji napisałem kilka wierszy, ale zrozumiałem, że są to wiersze, które mają sens tylko dla mnie. Nie przestałem pisać wierszy. Wiosną wróciłem z Pokrowska, gdzie przeżyłem dość trudne doświadczenie i przez jakiś czas nawet zastanawiałem się, czy nie rzucić tego wszystkiego. Miałem kilka wolnych dni i napisałem nową książkę poetycką. Leży na półce. Na razie nie widzę potrzeby publikacji tej książki, jak i w ogóle swojej poezji.
Teraz widzę większy sens w pisaniu reportaży. Dla mnie reportaż to tłumaczenie. Przekładasz rzeczywistość Chersonia jesienią 2025 roku ludziom, którzy mieszkają w Kijowie, Brukseli czy innych miastach. Próbujesz wyjaśnić, co się dzieje, ponieważ to jest trudne do zrozumienia. Często zdjęcia lub informacje z tego miejsca nie wystarczają. Trzeba tam pobyć, zamieszkać jakiś czas.
W Chersoniu na targu i rozmawiam ze sprzedawczynią kwiatów. W pobliżu coś „przelatuje”, słychać huk, rozglądam się, a ona w ogóle nie zwraca na to uwagi, patrzy na mnie i mówi: „Ten, kto tu nie mieszka, nie jest w stanie nas zrozumieć”. Ta próba zrozumienia tego, co się dzieje, jest celem moich reportaży.
Zapisujesz wspomnienia generała Państwowej Służby ds. Sytuacji Nadzwyczajnych o kwitnących sadach w jego rodzinnej miejscowości, uczucia żołnierza po zestrzeleniu rosyjskiego samolotu, które są „lepsze niż pierwszy seks”, piszesz o kapelanach, którzy na nowo definiują pacyfizm. Pokazujesz, jak wojna zmienia poglądy ludzi, ale pozostaje w nich rdzeń człowieczeństwa.
Rozumiemy wstępne znaczenie wielu słów, np. wartości wolności, czy wiary. Wydaje nam się, że ta słownikowa definicja zawsze jest taka sama. Klasycznym przykładem jest koncepcja miłości romantycznej, której w dzisiejszych czasach wszyscy pragną. W starożytności uważano ją za chorobę.
Wiele rzeczy jest ponownie przemyślanych. Mówiłem na początku, że ta sama wolność nieco straciła na znaczeniu dla wielu Europejczyków, ponieważ dla nich jest to coś oczywistego. Nie rozumieją, że ta wolność to także walka o wolność, a wiara to także walka o wiarę.
Dla mnie bardzo interesujące w tym aspekcie jest pojęcie ziemi, ponieważ ono również ulega reinterpretacji.
Według definicji w duchu Elona Muska ziemia nie ma znaczenia, ponieważ ludzie będą podróżować na Księżyc i Marsa, nie będą mieszkać w jednym miejscu, ale będą się przemieszczać i za pomocą hiperloopów z lasu w Kazachstanie dojadą do Londynu w 20 minut. Okazało się, że wcale tak nie jest. Spotkałem w Pokrowsku kobietę, która wyjechała, a potem wróciła. Zapytałem, dlaczego wróciła. Odpowiedziała, że chce mieszkać w swoim domu. Nie obchodzi ją, że ciągle jest ostrzeliwana, że nie ma wystarczającej ilości jedzenia itd. Chce mieszkać w swoim domu.
Naprawdę cenne okazuje się to, co straciłeś lub dostrzegłeś, że możesz stracić. Zaczynamy doceniać partnerów, rodziców, dom rodzinny, kiedy zdajemy sobie sprawę, że możemy ich stracić.
Nie doceniamy tego, co mamy, a zaczynamy doceniać, kiedy tracimy.
To przywiązanie do ziemi Ukraińców można tłumaczyć jeszcze Hołodomorem, represjami, i deportacjami z czasów stalinowskich.
Z jakiegoś powodu ukraiński pisarz Jewhen Płużnyk przed śmiercią na Sołowkach mówił, że marzy o tym, aby jeszcze raz zobaczyć Dniepr. A poeta, dysydent Wasyl Stus pisał:
O ziemio utracona, pojaw się
choćby w bolesnym śnie,
i rozciągnij się lazurowo,
i zbaw moją duszę.
Człowiek oderwany od swojej ziemi marzy o tym, aby ta ziemia pojawiła się przynajmniej w snach. I ta wizja ziemi ma uratować jego duszę.
Ziemia jest wielką wartością dla nas, ponieważ zawsze chcieli ją nam odebrać. Jest przesiąknięta krwią.
Zwracasz uwagę na szczegóły. Byłam pod wrażeniem rozdziału o zwierzętach na froncie. Wojna niszczy przyrodę, burzy harmonię, zmiata wszystko, co żyje. Zwierzęta są towarzyszami ukraińskich żołnierzy, ale także ofiarami wojny.
Dla mnie przejawy dzikiej przyrody, zwłaszcza ostatnimi laty, kiedy człowiek ją zabetonował, są cudem.
W strefie działań wojennych jest dużo dzikiej przyrody, nie można jej nie zauważyć. Niedawno żołnierze opowiadali mi o tym, że przyszedł do nich na pozycje wilk. Ciągle oglądamy filmiki z różnymi dzikimi zwierzętami, które przybiegają do wojskowych.
Wojna ma wiele wymiarów i większość z nich ignorujemy. Dla mnie kwestia ekologii i konsekwencji wojny dla dzikiej przyrody jest przerażająca. Myślę, że pytanie o to pojawi się pierwszego dnia po zakończeniu działań wojennych. W Ukrainie ogromne tereny są zanieczyszczone rozbitymi bateriami litowymi z dronów. Każdy ostrzał, zaminowanie produkuje ogromne ilości metali ciężkich, które pozostają w ziemi. W strefie przyfrontowej ziemia i woda są zanieczyszczone, zmieniły się przepływy migracyjne zwierząt, lasy spłonęły.
W 2015 roku zwiedzałem północną część Doniecczyzny – Słowiańsk, Swiatohirśk, Lisiczańsk. Po drodze mijaliśmy piękne sosnowe lasy. Zastanawiałem się: gdzie te słynne hałdy? To były niesamowite miejsca. Niedawno znów byłem w Swiatohirsku, wszedłem na górę nad Ławrą, poszedłem do słynnego Pomnika Artema [Fiodora Siergiejewa, działacza bolszewickiego, z 1927 roku – red.] i zobaczyłem, ile terenów zostało wypalonych, zniszczonych.
Pod koniec lata 2024 roku byłem w południowej części obwodu mikołajowskiego. W 2022 roku Rosjanie tam dotarli, ale nie posunęli się dalej. To są tereny zniszczone, ale jednocześnie niesamowicie piękne. Zobaczyłem nad urwiskiem nad Dnieprobużskim limanem setki łabędzi. Kobieta, którą spotkałem, powiedziała mi, że mieszkają tu przez jakiś czas. Potem sprawdziłem, że przyleciały z Mierzei Kinburskiej – rezerwatu biosfery, gdzie miały swoje gniazda. Po drodze widziałem, że Mierzeja była całkowicie spowita dymem. Teraz łabędzie nie mogą tam przebywać, ponieważ te tereny są ciągle ostrzeliwane.
Zabierają dom nie tylko ludziom.
W tej miejscowości był lasek. Kiedy Rosjanie go ostrzelali, to wszystkie wiewiórki przybiegły do tej wsi. Stąd już widać stepy Chersońszczyzny. Kiedy płonęła Chersońszczyzna, do wsi przybiegały lisy, jeleniątka. Jedna kobieta opowiadała, jak przychodziła do niej chuda i wycieńczona lisica, jadła morwy.
Zapominamy o farmach: jeśli właściciele zginęli podczas ostrzału, to zwierzęta siedzą tam tygodniami i umierają z głodu. Dużo jest historii o zagryzionych świniach, krowach, które błąkają się po wioskach.
Myśl o tych zwierzętach wywołuje we mnie apokaliptyczne odczucia. Dużo zwierząt, ogłuszonych wybuchami, ma zniszczony układ nerwowy. Z dziką przyrodą dzieją się zupełnie niezrozumiałe, straszne rzeczy. Są mało zbadane, ponieważ na szali stoi kwestia przetrwania narodu, ważne idee. Jednak zwierzęta strasznie cierpią.
Wspomniałeś, że wracasz z festiwalu w Nigerii. Co tam mówi się o wojnie? Ukraińscy eksperci, dyplomaci uważają, że Ukraina narracyjnie przegrywa z Rosją w krajach afrykańskich.
Już dawno przegrała, ponieważ Europa również przegrała tam pod wieloma względami. Są to terytoria, gdzie duży wpływ mają przede wszystkim Chiny. Chociaż Rosja też.
Dlaczego mielibyśmy oczekiwać, że kraje, dla których jednym z największych problemów jest głód, powinny się nami w ogóle przejmować? Chociaż nie należy generalizować Afryki – istnieje tam wiele punktów widzenia, wystarczy spojrzeć na głosowanie w ONZ – nie jest ono jednolite i nie zawsze spójne.
W Nigerii brałem udział w dyskusji na temat tego, jak należy dziś bronić prawdy i czy tradycyjne media radzą sobie z tym zadaniem. Wyjaśniałem, że piszę książki, ponieważ dają mi możliwość bardziej refleksyjnego zagłębienia się w temat. Książka daje nam najbardziej przemyślany sposób przyswajania informacji, ponieważ możemy się zatrzymać, podkreślić, pomyśleć, odłożyć to na kilka dni.
Na festiwalu byli obecni autorzy z wielu krajów, w szczególności z regionu afrykańskiego. W Nigerii jest wielu dobrych autorów, na przykład Chimamanda Ngozi Adichie, Chinua Achebe – autor „Świat się rozpada", ważnej powieści. To kraj, który wkrótce stanie się piątym pod względem liczby ludności na świecie, nie możemy tego ignorować.
Festiwal został zorganizowany przez córkę Wole Soyinki, laureata Nagrody Nobla (1986). 91-letni Soyinka wygłaszał przemówienie o tym, co dzieje się w dzisiejszym świecie. Od pierwszych dni inwazji jest po stronie Ukrainy, wypowiadał się w jej obronie.
Najbardziej niebezpiecznym dyskursem, jaki obecnie panuje w Afryce, jest twierdzenie, że wojna w Ukrainie jest wojną Stanów Zjednoczonych i Rosji.
W tym tkwi problem, a nie w tym, że podzielają stanowisko Rosji.
Dla Nigeryjczyków ważna jest ich własna podmiotowość. Soyinka uważa, że należy patrzeć uważniej, mniej ograniczająco, brać pod uwagę ukraińską podmiotowość. Aspekt antykolonialny jest bardzo ważny i całkowicie zrozumiały dla krajów afrykańskich. Powinniśmy im to wyjaśniać.
Warto brać udział w festiwalach, utrzymywać kontakt z wieloma ich autorami, ponieważ oni kształtują nastawienie społeczeństw. Jeśli nie ma kontaktu, nie może być żadnego skutku.
Od wielu osób słyszę, że jest to czasochłonne zadanie i obecnie nie mamy na to czasu. Ale wojna w Ukrainie miała trwać trzy dni, a minęło już prawie cztery lata od pełnoskalowej inwazji, a od początku tej długiej wojny 11 lat.
Myślimy o tym w kategoriach wcześniejszych konfliktów – wojny w Wietnamie, czy w Afganistanie, robimy analogie do wojen XX wieku, ale były przecież wojny, które trwały nawet 30 lat.
Dlaczego jesteśmy tak pełni nadziei?
W „Bachmucie” na końcu jest cytat z filmu François Ozona, że nadzieja jest trucizną. Często przygotowujemy się na jedno, a potem dzieje się coś zupełnie innego, nie to, na co liczyliśmy, i karcimy się za to.
Jak dużo jest tego głupiego optymizmu u zachodnich polityków i w mediach, tego przekonania, że trzeba podpisać cokolwiek, byle tylko ta wojna się skończyła. Lepiej spójrzcie, jak walczy Rosja, spójrzcie na prezydenturę Putina. Jedynym sposobem jego istnienia jest wojna. Przyszedł z wojną, prowadzi wojnę, czy nie jest oczywiste, że jego reżim nie może istnieć bez wojny?
Ale nadzieja też daje siłę do walki, do stawiania oporu. Ludzie muszą wierzyć, że nastąpi coś lepszego.
Myślę, że nasza siła tkwi nie tylko w nadziei, ale także w tym, że wiele osób myśli racjonalnie. Żołnierze, o których rozmawialiśmy na początku, którzy nie śledzili wiadomości o Trumpie. Czy trzymają się dzięki nadziei? Nie. Trzyma ich świadomość, że walka może być bardzo długa i trzeba się przygotowywać, doskonalić.
Trzyma ich siła ducha, przygotowanie, hart moralny i fizyczny.
Dlatego właśnie przez cztery lata linia frontu prawie się nie zmienia.
Natomiast obserwujemy brak tego moralnego i fizycznego hartu ze strony tych, którzy chcą szybkich rozwiązań.
Jest dziennikarką, reporterką. Ukończyła studia dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisała na portalu dla Ukraińców w Krakowie — UAinKraków.pl oraz do charkowskiego Gwara Media. W OKO.press pisze o wojnie Rosji przeciwko Ukrainie oraz jej skutkach, codzienności wojennej Ukraińców. Opisuje również wyzwania ukraińskich uchodźców w Polsce, np. związane z edukacją dzieci z Ukrainy w polskich szkołach. Od czasu do czasu uczestniczy w debatach oraz wydarzeniach poświęconych tematowi wojny w Ukrainie.
Jest dziennikarką, reporterką. Ukończyła studia dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisała na portalu dla Ukraińców w Krakowie — UAinKraków.pl oraz do charkowskiego Gwara Media. W OKO.press pisze o wojnie Rosji przeciwko Ukrainie oraz jej skutkach, codzienności wojennej Ukraińców. Opisuje również wyzwania ukraińskich uchodźców w Polsce, np. związane z edukacją dzieci z Ukrainy w polskich szkołach. Od czasu do czasu uczestniczy w debatach oraz wydarzeniach poświęconych tematowi wojny w Ukrainie.
Komentarze