To ważny wyrok. Nowa Izba SN orzekła, że sędzia Tomasz Wojciechowski, zamiast stosować nieżyciowy i krzywdzący obywateli przepis, mógł dla ich dobra zastosować wprost Konstytucję. To porażka dwóch ludzi Ziobry, którzy chcieli surowo ukarać sędziego.
To bodaj pierwsza taka sprawa w Polsce, ale nigdy jej nie powinno być. Sędzia Tomasz Wojciechowski z Sądu Okręgowego w Rzeszowie - na zdjęciu u góry - jest bowiem ścigany za wydawanie sprawiedliwych orzeczeń, korzystnych dla obywateli.
Sprawa znalazła swój finał aż w Izbie Odpowiedzialności Zawodowej Sądu Najwyższego, bo na sędziego doniósł członek neo-KRS Rafał Puchalski, który zrobił „karierę” za obecnej władzy. Jego donos nie był przypadkowy, o czym piszemy w dalszej części tekstu.
Oskarżenie przeciwko Wojciechowskiemu wniósł zaś drugi nominat ministra Ziobry, czyli zastępca rzecznika dyscyplinarnego Michał Lasota. Znany jest on ze ścigania niezależnych sędziów.
Lasota postawił sędziemu Wojciechowskiemu dwa zarzuty dyscyplinarne za to, że zwracał pełne utracone dochody świadkom, którzy przyjechali do sądu złożyć zeznania. Zdaniem Lasoty sędzia powinien stosować nieżyciowy przepis, na podstawie którego świadkowie mogą dostać zaledwie 82 złote 31 groszy. W obecnych czasach to bardzo niska stawka za cały dzień. Lasota wręcz zarzucił sędziemu popełnienie przestępstwa na szkodę budżetu państwa.
W czwartek 6 kwietnia 2023 roku rzecznik dyscyplinarny Lasota i pośrednio Rafał Puchalski ponieśli jednak porażkę. Bo nowa Izba SN uniewinniła sędziego Wojciechowskiego, orzekając, że miał on prawo do interpretacji niekorzystnego dla obywateli przepisu. I nie popełnił błędu orzeczniczego. Miał też prawo zastosować Konstytucję i przyznać obywatelom realne, rynkowe stawki.
Wyrok wydał skład orzekający złożony z legalnych sędziów SN Wiesława Kozielewicza - był przewodniczącym składu i sprawozdawcą sprawy - Zbigniewa Korzeniowskiego i ławnika Marka Molczyka. Wyrok nie jest prawomocny, zastępca rzecznika dyscyplinarnego Michał Lasota rozważa odwołanie. O szczegółach rozprawy i wyroku piszemy w dalszej części tekstu.
Sędzia Tomasz Wojciechowski był na rozprawie w SN. Zabrał na krótko głos. Nie przyznał się. Nie chciał jednak komentować wyroku do czasu aż będzie on prawomocny. Jego obrońcami byli prezes Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych SN Piotr Prusinowski i adwokat Marcin Harasimowicz.
Sędzia Tomasz Wojciechowski z Sądu Okręgowego w Rzeszowie specjalizuje się w prawie karnym. Ma duże doświadczenie, bo sądzi już ponad 30 lat. Był też prezesem tego sądu - jego kadencja skończyła się w 2017 roku. Był też przewodniczącym wydziału i sędzią wizytatorem, który ocenia pracę innych sędziów.
Jego problemy zaczęły się pod koniec 2021 roku. Wtedy dostał dwa zarzuty dyscyplinarne od zastępcy rzecznika dyscyplinarnego Michała Lasoty, który ściga niezależnych sędziów z głównym rzecznikiem Piotrem Schabem i drugim zastępcą Przemysławem Radzikiem.
„Winą” sędziego jest to, że w dwóch sprawach zasądził dla świadków - którzy stawili się na rozprawy w celu złożenia zeznań - zwrot pełnych utraconych tego dnia dochodów. Świadek pod rygorem grzywny ma obowiązek stawić się w sądzie. W pracy ma jednak tylko usprawiedliwioną nieobecność, nie ma za ten dzień wynagrodzenia.
Dlatego ten ubytek w dochodach ma zrekompensować państwo. Sędzia Wojciechowski w oparciu o zaświadczenia o zarobkach z pracy zwrócił jednemu świadkowi 134 zł, a drugiemu 252 zł.
Nie spodobało się to Lasocie, który uznał, że sędzia nie zastosował artykułu 618 b paragraf 3. Przepis ustala górną granicę kwoty, która ma pokryć utracone zarobki. To 82 zł 13 groszy. Zarzucił sędziemu Wojciechowskiemu, że popełnił delikt dyscyplinarny z artykułu 107 paragraf 1 ustęp 1, który mówi o oczywistej i rażącej obrazie przepisów prawa.
Zarzucił mu też przestępstwo przekroczenia uprawnień z artykuł 231 kodeksu karnego. I oskarżył o działanie na niekorzyść Skarbu Państwa. Dla sędziego to poważne oskarżenie.
Sędzia Wojciechowski nie zastosował artykułu 618 b paragraf 3, bo uznał, że byłby on krzywdzący dla świadków. Spełniają oni bowiem swój obowiązek i stawiają się w sądzie na przesłuchanie. Nie powinni być więc z tego powodu stratni i dodatkowo karani przez państwo obniżeniem ich dochodów.
Tym bardziej że świadkowie mają różne dochody. Dlatego sędzia dokonał wykładni całego artykułu 618 b, który mówi o zwrocie utraconych dochodów w wysokości przeciętnego dziennego dochodu dla danej osoby.
Sędzia powołał się też na kilka artykułów Konstytucji:
- Artykuł 2, który mówi: „Rzeczpospolita Polska jest demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej”.
- Artykuł 31 ustęp 3, który mówi: „Ograniczenia w zakresie korzystania z konstytucyjnych wolności i praw mogą być ustanawiane tylko w ustawie i tylko wtedy, gdy są konieczne w demokratycznym państwie dla jego bezpieczeństwa lub porządku publicznego, bądź dla ochrony środowiska, zdrowia i moralności publicznej, albo wolności i praw innych osób. Ograniczenia te nie mogą naruszać istoty wolności i praw”.
- Artykuł 64 ustęp 1 i 2, które mówią: „Każdy ma prawo do własności, innych praw majątkowych oraz prawo dziedziczenia”, „Własność, inne prawa majątkowe oraz prawo dziedziczenia podlegają równej dla wszystkich ochronie prawnej”.
Ale nie tylko sędzia Wojciechowski dostał pod koniec 2021 roku zarzuty dyscyplinarne za sprawiedliwe orzeczenia, w których zasądzono świadkom zwrot realnie utraconych dochodów. Zarzuty od Lasoty dostali też inni sędziowie z tego samego wydziału karnego: Marcin Świerk, Anna Romańska, Marzena Ossolińska-Plęs, Marta Krajewska-Drozd.
Oni też zwracali świadkom pełne utracone dochody. Ich sprawy też czekają na rozpoznanie przez nową Izbę SN. Dotyczy to również sędzi Krajewskiej-Drozd, która zmarła. Nowa Izba umorzyła z tego powodu jej sprawę, ale obrońcy się odwoływali i sprawa będzie normalnie rozpoznana. Bo obrońcy chcą oczyszczenia dobrego imienia sędzi.
Dyscyplinarki dla tych pięciu sędziów za sprawiedliwe dla obywateli orzeczenia to nie przypadek. Doniósł na nich wszystkich członek neo-KRS i ówczesny prezes Sądu Okręgowego w Rzeszowie Rafał Puchalski. Jego donos może być retorsją za to, że ci sędziowie złożyli precedensowy pozew do sądu o nierówne traktowanie ich w pracy przez prezesa Puchalskiego.
Co ciekawe, ci sędziowie zarzuty dyscyplinarne dostali na krótko przed pierwszym terminem rozprawy w tej sprawie (jeszcze nie zakończyła się ona wyrokiem).
Sędziowie rzeszowscy znani są też z obrony praworządności, m.in. robią pikiety w obronie represjonowanych sędziów. Dlatego prezes sądu się z nimi skonfliktował.
Kariera Puchalskiego jest typowa dla osób powiązanych z obecną władzą. Gdy nastał PiS, był zwykłym sędzią rejonowym z Jarosławia.
Potem trafił do pracy na delegację do ministerstwa sprawiedliwości Zbigniewa Ziobry. Został członkiem nielegalnej neo-KRS i prezesem Sądu Okręgowego w Rzeszowie. A od niedawna jest prezesem Sądu Apelacyjnego w Rzeszowie i neo-sędzią tego sądu. Jego nazwisko pojawia się w kontekście afery hejterskiej.
Onet pisał, że miał pomagać Małej Emi redagować paszkwil na prezesa Iustitii Krystiana Markiewicza. Jak ujawniliśmy w OKO.press i w Onecie, Puchalski był też członkiem grupy dyskusyjnej na WhatsAppie Kasta/Antykasta. To grupa sędziów skupionych wokół byłego wiceministra sprawiedliwości Łukasza Piebiak, którego nazwisko też pojawia się w kontekście afery hejterskiej.
Co ciekawe, Puchalski jako sędzia sam popełnił karygodny błąd. Dwa razy osądził tę samą osobę, co jest niedopuszczalne. Ale on za to nie ma dyscyplinarki. I nie było to też przeszkodą w jego kolejnych awansach.
W czwartek 6 kwietnia 2023 roku zastępca rzecznika dyscyplinarnego Michał Lasota popierał swój wniosek o ukaranie sędziego Tomasza Wojciechowskiego. Za zwracanie świadkom w oparciu o Konstytucję pełnych utraconych zarobków, zażądał dla niego przeniesienia do innego sądu na terenie apelacji małopolskiej lub lubelskiej. Czyli chciał, by sędzia Wojciechowski trafił do sądu sporo oddalonego od Rzeszowa.
„Sędzia nie jest ani Trybunałem Konstytucyjnym, ani parlamentem. A w tej roli się postawił” - mówił na rozprawie w nowej Izbie SN Michał Lasota. Podkreślał, że zgodnie z Konstytucją sędzia ma stosować ustawę, a jeśli ma wątpliwości do przepisu, to powinien skierować pytanie prawne do TK.
Zaznaczał, że artykuł 618 b paragraf 3 jest jasny i nie było potrzeby jego wykładni. Zarzucał sędziemu zakwestionowanie porządku prawnego. „Nie jest tak, że sąd ma pilnować interesów obywatela, ma też stać na straży prawa” - mówił Lasota.
Kara przeniesienia sędziego do innego sądu w sąsiednich województwach to kara surowa. Lasota tłumaczył, że jest ona adekwatna i ma być w celach prewencyjnych. Czyli po to, by zniechęcić innych sędziów do zwracania świadkom pełnych utraconych zarobków.
Potem przemawiali obrońcy sędziego. Adwokat Marcin Harasimowicz mówił, że ta sprawa to nie tylko spór o wykładnię przepisów, ale też o filozofię prawa. Podkreślał, że sędzia Wojciechowski zachował się prawidłowo i nie popełnił deliktu dyscyplinarnego. „Oczywiste jest, że nigdy nie będzie zachowaniem bezprawnym stosowanie wykładni prawa przez sędziego” - mówił mec. Harasimowicz.
Zaznaczał, że nikt nie zaskarżył orzeczeń o zwracaniu świadkom pełnych utraconych zarobków. Nie zrobiła też tego prokuratura. Przekonywał, że sędzia miał wątpliwości wobec tego przepisu i dokonał jego prokonstytucyjnej wykładni. „Jest to nie tylko dopuszczalne, ale i prawidłowe. Jeśli danego przepisu nie można zastosować w zgodzie z Konstytucją, to się go pomija” - mówił adwokat.
Dodał: „Sędzia był strażnikiem Konstytucji i praw obywatelskich”. Przekonywał, że sędzia nie zawsze jak ma wątpliwości, to musi kierować pytanie prawne do TK. Że orzeczenie sędziego Wojciechowskiego nie uderza w funkcjonowanie wymiaru sprawiedliwości, tylko wręcz umacnia jego autorytet w oczach obywateli.
Potem przemawiał drugi obrońca prezes Izby Pracy i Ubezpieczeń Społecznych SN Piotr Prusinowski. Zaczął od tego, że takie zarzuty jak sędzia Wojciechowski mógłby dostać również on, czy skład orzekający nowej Izby. Bo SN też dokonuje wykładni przepisów.
„O co tu chodzi, że sędziowie [rzeszowscy - red.] mają odpowiadać za czynności orzecznicze? Na tej zasadzie każdy sędzia może ponieść odpowiedzialność” - podkreślał Prusinowski.
Mówił, że dziś są promowani sędziowie, którzy stosują suchy przepis, tak jak uchwalił go Sejm. Czyli stosują prostą wykładnię językową. „A jeśli zastosuje się wykładnię prokonstytucyjną, to uznaje się to za przestępstwo” - mówił gorzko Prusinowski.
Przypomniał, że w tej sprawie donos na sędziów złożył Rafał Puchalski, który za obecnej władzy awansował. Sugerował, że to on mógł popełnić delikt dyscyplinarny, oskarżając własnych sędziów i uderzając w ich dobre imię.
Prusinowski: „Wykładnia językowa ma pierwszeństwo. Ale ten, kto na tym poprzestaje, nie jest sędzią, tylko urzędnikiem. Sąd ma stabilizować relacje społeczne. Sędzia jest po to, żeby myśleć. A za myślenie nie powinniśmy nikogo karać”.
Dalej mówił, że sędzia Wojciechowski uznał, że kwota 82 zł 13 groszy się zdewaluowała i jest nieadekwatna do realiów. Że rzecznik Lasota zarzuca uszczuplenie budżetu. Ale z drugiej strony jest obywatel, który spełnił swój obywatelski obowiązek. Stawił się na wezwanie i stracił dochód. „I ma jeszcze sfinansować wymiar sprawiedliwości, bo państwo nie jest w stanie samo jego utrzymać?” - pytał retorycznie sędzia Prusinowski.
Dodał: „A tu sędzia [Wojciechowski - red.] zaczął myśleć, czy sąd jest dla państwa, czy też dla obywateli. Sąd ma prawo pomyśleć, czy ma zastosować bezduszny przepis, czy też dokonać jego wykładni”.
Dorzucił, że ściganie za to rzeszowskich sędziów jest chore, bo robi się z nich przestępców. Prusinowski: „Nie zgadzam się, by orzeczenia sądu były przestępstwami. Tu jak w soczewce widać co się stało z naszym krajem”.
Tłumaczył również, że nie ma sensu składać pytań prawnych do TK, bo ten „od 5 lat nie może wydać wyroku, a obywatel ma prawo do odpowiedzi”. To aluzja do rzekomego sporu kompetencyjnego ws. ułaskawienia Mariusza Kamińskiego, którego TK Przyłębskiej nie może rozstrzygnąć od lat.
Sędzia Prusinowski w mowie obrończej mówił jeszcze, że ta sprawa jest o to, jak myśleć o prawie. Że jak zwycięży koncepcja Lasoty patrzenia tylko na suchy przepis, to „strach się bać, bo ustawodawca może wydać najgłupszy przepis i sędziowie będą go stosować”. A sędzia ma przecież myśleć i wybierać pomiędzy interesem państwa, obywateli i instytucji. I myśląc, nigdy nie popełnia przestępstwa.
Sędzia Tomasz Wojciechowski na początku rozprawy powiedział tylko, że nie przyznaje się. A to, co chciał powiedzieć w tej sprawie, zawarł w swoich orzeczeniach. W mowie końcowej powiedział zaś, że urzędowa stawka dla świadków jest równa minimalnej stawce za cztery godziny pracy.
Po naradzie zapadł wyrok. Skład orzekający nowej Izby SN uniewinnił sędziego. Ustne uzasadnienie wyroku wygłosił sędzia Wiesław Kozielewicz. Zaczął od tego, że nie da się skonstruować przepisu, który nie wymagałby wykładni. Bo nie da się w jednym przepisie opisać wszystkich możliwych sytuacji. Tym bardziej że polski język jest wieloznaczny. Dlatego jest orzecznictwo sądów, które jest mocniejsze niż samo prawo.
Potem rozważał, czy za błędną wykładnię sędzia powinien ponieść konsekwencje. Podkreślał, że sędzia dokonuje interpretacji przepisu, by móc go zaaplikować do stanu faktycznego. By było to zgodne z prawem i sędziowskim sumieniem.
Przypomniał, że zgodnie z rotą ślubowania sędzia ma być sprawiedliwy i działać właśnie zgodnie ze swoim sumieniem. „Komuniści tego nawet nie wykreślili” - podkreślał sędzia SN Wiesław Kozielewicz.
Mówił, że rola parlamentu kończy się, gdy prezydent podpisuje uchwaloną ustawę. Wtedy władzę przejmują organy stosujące prawo. I znowu podkreślił, że tak było nawet w czasie PRL-u.
Sędzia Kozielewicz uzasadniał, że można mówić o błędnej wykładni przepisu wtedy, gdy jest tylko jego jedno rozumienie lub jest jedna wykładnia. Ale tak nie jest. „Nie ma czegoś takiego jak jedna wykładnia, bo w prawie są różne modele wykładni” - podkreślał Kozielewicz.
Dalej mówił, że wykładnię robi się, gdy przepis jest niezrozumiały, a sama wykładnia językowa nie pozwala na znalezienie sensu normy prawnej. Zaznaczał, że gdyby sędzia Wojciechowski zastosował suchy przepis, to prowadziłoby to do rażącej niesprawiedliwości.
Dlatego sięgnął on po wykładnię pro konstytucyjną. Mówił, że sędzia Wojciechowski wykroczył poza artykuł 618 b paragraf 3, ale uzasadnił, dlaczego to zrobił.
Kozielewicz przypomniał, że Izba Odpowiedzialność Zawodowej ma już utrwalone orzecznictwo, że sędziego nie można karać za treść orzeczenia. Nawet jeśli zrobił on błąd w wykładni przepisów.
Mówił, że sędzia odpowiada za błędne orzeczenie tylko, gdy rażąco naruszył prawo. Ale może być za to ukarany co najwyżej tzw. wytykiem służbowym; czyli uwagą od prezesa sądu. Jego orzeczenie może też uchylić sąd wyższej instancji. A tu nikt nawet nie zaskarżył zwrotu dochodów świadkom.
Kozielewicz zaznaczał jednak, że sędzia nie może robić wszystkiego, ale sędzia Wojciechowski zmieścił się w granicach wykładni prawa. I mógł jej dokonać.
Czy dokonał błędnej wykładni prawa? Kozielewicz na koniec swoich rozważań mówił, że można mówić co najwyżej o rozbieżnościach interpretacyjnych, które może ocenić sąd wyższej instancji. Dlatego nowa Izba SN orzekła, że sędzia Wojciechowski nie popełnił deliktu dyscyplinarnego i został uniewinniony.
Dyscyplinarki Michała Lasoty nie przestraszyły rzeszowskich sędziów. Nadal zwracają świadkom pełne utracone zarobki.
Sądownictwo
Zbigniew Ziobro
Krajowa Rada Sądownictwa
Ministerstwo Sprawiedliwości
Sąd Najwyższy
dyscyplinarka
Izba Odpowiedzialności Zawodowej
praworządność
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.
Komentarze