Są powody, by myśleć, że Sikorski, choć słabszy w I turze, łatwiej niż Trzaskowski wygrałby z kandydatem PiS w II turze. Trochę inaczej analizujemy sondaż, który miał wpłynąć na prawybory w KO. Ostrzegamy, że wynik prawicy jest niepokojąco dobry
Zapewne sprawa jest przesądzona, czyli centrala KO dostała w piątek 22 listopada więcej sms-owych jedynek Rafała Trzaskowskiego niż dwójek Radosława Sikorskiego i o tym właśnie dowiemy się w sobotę przed południem. Pewną rolę odegrał tu sondaż Opinii 24, przedstawiany przez samego Donalda Tuska jako „jednoznaczny”. Wynika z niego, że T. miałby mieć większe szanse niż S. w starciu z „kandydatem PiS”.
Ale czy ten sondaż rzeczywiście tego dowodzi? I czy aż tak jednoznacznie? I czy jego wymowa, że PiS właściwie już przegrał wybory, jest uzasadniona?
Sondaż pracowni Opinia 24, na wyjątkowo dużej próbie 2001 osób, miał być, jak to ujął Tusk, wskazówką. Od czasu do czasu Platforma czy Koalicja Obywatelska zamawia badania i jeśli wynik jest zadowalający, upublicznia je, żeby wpłynąć na postawy. Zwykle chodzi o wpływ na całą opinię publiczną, tym razem o członków Koalicji Obywatelskiej, którzy mają wybrać, kto będzie ich reprezentował w wyborach prezydenckich w połowie 2025 roku.
Donald Tusk opisał wynik sondażu jako „jednoznaczny”, a żeby zachować demokratyczny sznyt, dodał do „wskazówki” słówko „tylko”. Z tylko-wskazówką premiera zapoznało się bezpośrednio 750 tys. osób, nie licząc cytowań w mediach. Szach mat!
Prawybory sprawdziły się jako pomysł PR-owy, zasłaniając nam – przy pomocy mediów – cały świat, w którym mają miejsce dramatyczne wydarzenia. Po użyciu przez Rosjan hipersonicznej broni przeciw Ukrainiejesteśmy o parę centymetrów bliżej globalnego konfliktu. Ale cóż, taka jest atrakcyjność spektaklu wyborczego, zwłaszcza że kandydaci są odpowiednio zróżnicowani i wyraziści, a wynik wyborów 2025 roku kluczowy.
Faktycznie, sondaż przynosi sugestywną przewagę Trzaskowskiego, ale Sikorski wypada zaskakująco dobrze, zwłaszcza że był przecież daleko w tyle za prezydentem Warszawy w wyścigu do prezydentury. W tym sensie, że biegnie co najwyżej od miesiąca, czy dwóch a rywal wystartował cztery i pół roku temu.
Sondaż podaje poparcie w hipotetycznej I turze, przy czym nie znamy odsetka osób niezdecydowanych. Przewaga jest znacząca: Trzaskowski osiąga 40 proc. a Sikorski tylko 28 proc.
T. wyraźnie (aż o 12 pkt proc.) wygrywa z drugim na liście „kandydatem PiS”, a także zabiera głosy Szymonowi Hołowni (13 proc.) i Agnieszce Dziemianowicz-Bąk (4 proc.). Trzaskowski dominuje nad całą stawką.
Wbrew temu, co ogłasza Tusk, Sikorski (28 proc.) nie przegrywa jednak z kandydatem PiS, ale z nim remisuje,
bo różnica jest w granicach błędu, nawet przy tej dużej próbie. Kandydat PiS ma (statystycznie) tyle samo, co w parze z Trzaskowskim (30 proc.), za to rośnie Hołownia (21 proc.) i nawet słupek Dziemianowicz-Bąk (6 proc.) zaczyna być widoczny.
Wydaje się oczywiste, że wyraźne zwycięstwo T. w I turze przesądza o tym, że T. będzie skuteczniejszym kandydatem niż S. Zapewne tak, ale...
Odruchowa interpretacja jest taka. Dominacja T. porwie wyborczynie i wyborców „obozu liberalnego” i przygnębi elektorat prawicowy, który uzna, że ma już „przechlapane”.
I odwrotnie, remis Sikorskiego z kandydatem PiS, zwłaszcza „ze wskazaniem” na tego drugiego zmobilizuje polskich prawicowców i zniechęci centrolewicowych „liberałów”.
Oczywista oczywistość tego rozumowania może być jednak złudna.
Po pierwsze, w obu wariantach wyborcy PiS i Konfederacji liczeni razem osiągają zbliżony i mocny wynik (43 i 46 proc.) i jeśli zjednoczy ich narracja, że nie można oddać władzy „kandydatowi rządowemu”, to mobilizacja po stronie obecnej opozycji może być potężna. Zwłaszcza jeśli w II turze znajdzie się „lewak Trzaskowski”, który w swojej Warszawie – wyprzedzając propagandę PiS – zakazał krzyży i deprawował dzieci przy pomocy edukacji seksualnej.
Po drugie, silna wygrana Trzaskowskiego może uśpić nawet elektorat KO, a z pewnością demobilizować elektoraty Trzeciej Drogi i Lewicy, których kandydat i kandydatka uzyskują tak rozczarowujący wynik. Może wystąpić odruch „to ja za takie wybory dziękuję”.
Paradoksalnie, słabszy w pierwszej turze Sikorski dając przestrzeń Hołowni i Dziemianowicz-Bąk (o ile to ona będzie reprezentować Lewicę), dowartościowałaby elektoraty mniejszych partii koalicyjnych. Wezwanie ich liderów do głosowania w II turze na Sikorskiego, co przecież nastąpi tak czy inaczej, mogłoby spotkać się z większym odzewem.
Już zresztą na etapie kampanii wyborczej Sikorski mógłby mniej przytłaczać rywali z koalicji rządowej, a ich wyborczynie i wyborcy bardziej by się w wybory zaangażowali. A decydować będzie frekwencja.
W jakimś sensie mielibyśmy tu powtórzenie efektu trzech list z wyborów 2023 roku,
wbrew długo prowadzonej przez KO narracji o tym, że lepsza będzie jedna lista...
Wybory są jak serial, w którym scenarzyści stają na rzęsach, żeby w każdym odcinku coś się działo i następowało możliwie dużo zwrotów akcji. Z tego punktu widzenia Rafał Trzaskowski, który jest tym kandydatem na prezydenta „od zawsze”, nikogo nie zaskakuje i zapewne nie zaskoczy.
W 2020 roku T. uzyskał świetny przecież wynik, jak na tamte czasy, o ledwie 400 tysięcy głosów przegrał z Andrzejem Dudą, mimo tego, że za Dudą stał ogromny aparat państwa, propagandy, mediów publicznych itd. Jest kandydatem oswojonym, łatwym, lekkim i przyjemnym, łatwiej „dopuszczalnym”, na co także wskazał sondaż.
Każdy głos politycznego poparcia Trzaskowskiego jest przewidywalny i nie podnosi nikomu ciśnienia.
Ale gdy Aleksander Kwaśniewski popiera Sikorskiego albo wątpliwości zaczynają mieć Zieloni, czyli lewicowe ekstremum Koalicji Obywatelskiej, robi to wrażenie, prawda?
Trzaskowski ma też twarz osoby grzecznej, kulturalnej, uprzejmej, w odróżnieniu od Sikorskiego, który – przepraszam za słowo – ma „niewyparzoną gębę”. Kilka miesięcy (de facto) kampanii z Sikorskim byłoby medialnie ciekawsze niż z Trzaskowskim.
Pomimo tych wszystkich przewag Trzaskowskiego, w hipotetycznej drugiej turze, T. z 57 proc. w starciu z kandydatem PiS, niewiele góruje nad S., który dostałby 54 proc. Nie wiemy, ile osób było niezdecydowanych i jak przeliczono ich głosy, ale takie są koszty tego, że wyniki ogłasza polityk, a nie badacz.
Może to robić wrażenie, że nawet ten o tyle słabszy – w I turze sondażu – kandydat KO wyraźnie wygrywa z kandydatem PiS, czyli sprawa załatwiona. Ale między I a II turą wystąpią w realnym świecie procesy mobilizacji i demobilizacji, które trudno przewidzieć.
Mobilizacja po raz drugi jest zawsze wyzwaniem. Lech Wałęsa i Bronisław Komorowski, a w pewnym sensie także Jarosław Kaczyński, który chciał zastąpić brata bliźniaka, przekonali się, jak trudna jest reelekcja (udało się tylko Kwaśniewskiemu). Ale Trzaskowski staje tu wobec równie trudnego zadania powtórzenia przegranej kampanii, której towarzyszyły ogromne emocje i wielka nadzieja na zmianę. Być może użyje chwytu Trumpa o ukradzionym zwycięstwie, tyle że w cywilizowanej formie krytyki partyjnego państwa PiS, które forsowało Dudę nie dbając o żadne zasady uczciwych wyborów, już „bez żadnego trybu”.
Zwłaszcza że w sondażu podawano badanym pięć nazwisk (T. i S. wymiennie) oraz opis abstrakcyjnego „kandydata PiS”. Teoretycznie przynajmniej, skonkretyzowany kandydat PiS, może coś do tego poparcia dorzucić. Nawet jeżeli mamy polaryzację jak diabli, to pozostaje zasadnicza kwestia zdolności do mobilizowania „swoich”, i przyciągania nawet nielicznych „wyborców swingujących”.
PiS jak na razie koncertowo osłabia efekt wyboru swego kandydata, kręcąc i kłócąc się, ale wskazany w końcu
jakiś Dudopodobny człowiek, może coś dorzucić do prawicowego pieca.
Kaczyński może go wylansować, nawet jeżeli stracił sporo środków na mocy decyzji PKW.
Oczywiście łatwo sobie też wyobrazić, że będzie odwrotnie i taki na przykład Czarnek jako kandydat PiS może wypaść gorzej, niż „kandydat PiS”. Ze względu na to, jaki jest, może w II turze odepchnąć część wyborców, zwłaszcza „wolnościowych” konfederatów, których drażni jego udział w zamachu państwa na oświatę, gdy był, pożal się Boże ministrem edukacji.
Wbrew wymowie sondażu wynik wyborów prezydenckich jest sprawą otwartą. Zresztą nawet w tym sondażu strata „kandydata PiS” jest nieduża. W II turze wystarczy lekki spadek mobilizacji wyborców T. (bo to on zapewne będzie) i jakiś prawicowy wiatr w plecy i wybory wygra kandydat opozycji.
W pierwszej turze sondażu kandydat PiS i Sławomir Mentzen, zyskują w wariancie z Trzaskowskim 43 proc., a z Sikorskim 46 proc., czyli potężne poparcie. Oczywiście takie dodawanie jak w arytmetyce nie musi przełożyć się na politykę, bo animozji między liderami i elektoratami PiS i Konfederacji jest dużo, ale przełożyć się może.
Przypomina to obecną sytuację w sondażach partyjnych. W średnich wynikach sondaży z ostatnich 30 dni PiS razem z Konfederacją mają równe 45 proc. poparcia (w przeliczeniu na wynik wyborczy), czyli mniej więcej tyle, ile dwaj prawicowi kandydaci w wyborach prezydenckich.
Zwracam uwagę, że te 45 proc. to wyraźnie więcej, niż w wyborach 2023 roku, kiedy PiS i Konfederacja uzbierały 42,6 proc.
Czyli nie tylko poparcie dla prawicy nie spadło, ale wręcz odwrotnie – urosło. I to mimo ogromnych wysiłków koalicji rządzącej, by przekonać Polki i Polaków, że rządzili Polską złodzieje.
Sikorski w Polsat News: „Kamala Harris wygrywała w sondażach, w mainstreamowych, liberalnych mediach, a Trump był symbolem takiej twardości, sprawczości. Ten kontrast między nami jest podobny”.
Ryzykowna analogia, ale przykład Trumpa może coś nam podpowiedzieć.
O zwycięstwie Trumpa według dominującej opinii, zadecydowało niezadowolenie z sytuacji w Stanach, przede wszystkim sytuacji gospodarczej, a dokładniej – inflacji, która w politycznej narracji urosła znacznie powyżej prawdziwej wartości. Republikanom udało się nadmuchać bańkę rozczarowania i lęku ludzi o to, że jeszcze bardziej zmniejszą się ich realne zarobki.
I to jest pierwsze memento. Jeżeli PiS postawi, a na pewno to zrobi, na przekaz, że wybory prezydenckie są plebiscytem rządów Donalda Tuska, to może na tym pojechać. Zwłaszcza że przez kolejne kilka miesięcy to poczucie, że zmian jest mniej, niż miało być, może wzrosnąć. I nawet najbardziej efektowne rozliczenia rządów PiS tego nie ukoją.
Może nawet narodzi się resentyment za wyidealizowanymi rządami PiS,
czasami stabilizacji i bezpieczeństwa, a także względnej zamożności, które w 2019 roku zapewniły PiS rekordowe poparcie wyborcze.
Kandydatowi całej koalicji rządowej w drugiej turze grozi to samo ryzyko, o które potknęła się Kamala Harris. Trudno będzie polemizować z zarzutem, kandydat broni status quo, a tu potrzebna jest zmiana.
Który z nich byłby mniej odporny na taką narrację?
Zapewne Trzaskowski, jako prezydent Warszawy i w percepcji społecznej bliższy Tuskowi niż Sikorski, który częściej chadza własnymi ścieżkami.
Trzaskowskiemu trudniej byłoby się zdystansować do rządów koalicji 15 października.
Sikorski też jest w elitach politycznych od dawna, także w rządzie PiS, bywał ministrem i marszałkiem, ale ma wdzięk nieobliczalnego indywidualisty.
Przestroga nr 2. Wybory amerykańskie pokazały potęgę nienawiści w polityce. Przekaz Trumpa był niezwykle wręcz agresywny, poniżający wobec kontrkandydatki, ale także zbudowany na obrażaniu, dehumanizowaniu i wyśmiewaniu z jednej strony grup establishmentu (politycy Partii Demokratycznej, media), a z drugiej mniejszości społecznych, na czele z imigrantami, o których Trump opowiadał niewiarygodne wręcz brednie.
Obraz dopełnia obrzydliwa transfobia Trumpa, czy jego kpiny ze sportsmenek o męskim wyglądzie. Kampania Trumpa budowała
front nienawiści do tego wszystkiego, co nie należy do wąskiego kanonu najbardziej konserwatywnych wartości, norm i zwyczajów.
Na tym samym może pojechać PiS, bo Kaczyński już jechał. I tutaj sky is the limit, żeby nie powiedzieć, że to hell is the limit.
Kiedy już Marsz Niepodległości toczył swoje działa przez Warszawę, prezydent Trzaskowski oświadczył, że „jeśli pojawią się wezwania do nienawiści, to będziemy reagować”. Tymczasem z nienawiścią w Marszu jest jak z wężem w dowcipie, czy wąż ma ogon? Wyłącznie.
W słowach T. brzmiała bezradność demokraty.
W kampanii wyborczej Rafałowi T. bliższa zapewne będzie odpowiedź w stylu Kamali Harris, czyli demaskowanie kłamstw, piętnowanie nienawiści i jej ośmieszanie.
Być może to Sikorski znalazłyby lepszą odpowiedź na mowę nienawiści, jaką PiS skieruje wobec kandydata KO. Niewykluczone bowiem, że na nienawiść trzeba w dzisiejszym świecie niekiełznanej i chaotycznej komunikacji odpowiedzieć ostrzej, nawet na granicy tego, co dopuszcza dyskurs demokratyczny (co piszę z przykrością).
Tyle że prawdopodobnie nie dowiemy się, jak reagowałby Sikorski. Chyba że wystąpi jako suport Trzaskowskiego, jako taki niby wiceprezydent.
I na koniec, tylko zasygnalizuję pytanie, czy kandydat obozu demokratycznego będzie w stanie wyartykułować pozytywny przekaz. Czy w świecie zagrożonym wojną Trzaskowski miałby szanse, by zachęcić nas wizją Polski większych swobód i praw człowieka, atrakcyjną zwłaszcza dla ludzi młodszych i kobiet, których mobilizacja przesądziła o wygranej 15 października 2023? Małe szanse, bo KO i sam premier stawia na konserwatywny zwrot, ulegając temu, co Andrzej Leder nazwał w wywiadzie dla OKO.press ukąszeniem endeckim.
Być może także tutaj, w pojedynku na to, kto lepiej zapewni bezpieczeństwo zagrożonej wspólnocie narodowej, Sikorski byłby bardziej skuteczny w starciu z PiS?
Podsumowując, prawdopodobnie sytuacja jest przesądzona, między innymi za sprawą omawianego sondażu. Po drugie, ten sondaż może być nadinterpretowany m.in. przez Donalda Tuska. Są powody, by myśleć, że słabszy kandydat (S.) w I turze, byłby lepszy w drugiej. Po trzecie, nie powinniśmy czuć się wynikami sondażu uspokojeni, bo przykład Trumpa pokazuje siłę, jaką w kampanii wyborczej ma, z jednej strony frustracja, a z drugiej nienawiść.
I jeszcze taka uwaga z kapelusza, czyli z punktu widzenia abstrakcyjnych reguł państwa demokratycznego. Otóż byłoby dobrze, gdyby następny prezydent Polski – dla zachowania dobrodziejstw systemu check and balance – zajmował możliwie niezależne, a gdy trzeba, krytyczne stanowisko wobec rządu i premiera. Który z nich by to lepiej potrafił?
*Sondaż został przeprowadzony w dniach 5-10 listopada 2024 roku na próbie 2001 Polaków. Prawybory ogłoszono 9 listopada.
Wybory
Agnieszka Dziemianowicz-Bąk
Szymon Hołownia
Jarosław Kaczyński
Sławomir Mentzen
Radosław Sikorski
Rafał Trzaskowski
Donald Tusk
Koalicja 15 października
Koalicja Obywatelska
Konfederacja
Nowa Lewica
Prawo i Sprawiedliwość
Trzecia Droga
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze