Niemal żaden z liderów UE nie ośmielił się skrytykować USA za ataki na Iran i eskalację w regionie, a niektórzy wręcz chwalą USA za podjęcie działań wobec Iranu. Najważniejsze dla państw UE jest bowiem to, by podczas rozpoczynającego się szczytu NATO pokazało jedność i wzmocniło siłę odstraszania
Kiedy trzy lat temu głównym przekazem szczytu NATO była zakomunikowana przez prezydenta USA Joe Bidena bezwzględna jedność Sojuszu Północnoatlantyckiego, mieliśmy wrażenie, że to mało. Europa oczekiwała wówczas, że NATO da wyraźny sygnał w sprawie członkostwa Ukrainy oraz zapadną decyzje o wzmocnieniu wschodniej flanki i zwiększeniu obecności amerykańskich żołnierzy w Europie.
Dziś te rytualne zapewnienia o jedności sojuszu pozostają w sferze marzeń, a jeśli padną z ust prezydenta USA, będą przełomem.
Donald Trump konsekwentnie od kilku lat podważa bowiem jedność NATO i kwestionuje obowiązywanie postanowień Traktatu Północnoatlantyckiego, w tym art. 5 mówiącego o kolektywnej obronie. Nowa administracja USA deklaruje, że przenosi uwagę i zaangażowanie w region Indo-Pacyfiku, by odstraszać Chiny oraz na Bliski Wschód, by spacyfikować Iran. W związku z tym oczekuje, że Europa przejmie odpowiedzialność za bezpieczeństwo na własnym podwórku.
W ostatnich miesiącach po ponownym objęciu prezydentury przez Trumpa pojawiały się już niepokojące doniesienia o amerykańskim planie wycofania części żołnierzy z Europy, a wraz z nimi części ważnych zdolności obronnych, które obecnie zapewniają USA. Państwa UE i Wielka Brytania lobbują na forum NATO, by jakiekolwiek zmiany w tym zakresie były przeprowadzone w sposób zaplanowany i skoordynowany, by nie narażać na szwank sojuszniczej zdolności odstraszania.
Te kwestie stanowią ważny kontekst dla rozpoczynającego się wieczorem we wtorek 24 czerwca 2025 dorocznego szczytu NATO w Hadze.
Jednym z najważniejszych pytań, które przed szczytem NATO w Hadze zadają sobie europejscy liderzy, jest pytanie o przywództwo USA. Od początku istnienia sojuszu to bowiem USA pełniły w NATO rolę nieformalnego lidera: to amerykańscy generałowie stoją na czele najważniejszych jednostek NATO i to Amerykanie dostarczają Europie wielu krytycznych zdolności obronnych, takich jak wywiad satelitarny, rozpoznanie i namierzanie celów, czy obrona powietrzna. Bez nich europejska obrona jest dziurawa.
Administracja prezydenta Trumpa kwestionuje zaangażowanie na kontynencie europejskim, ale jednocześnie nie daje jasnych odpowiedzi na to, jaką rolę USA są gotowe i zamierzają pełnić.
„W ciągu ostatnich tygodni przed szczytem odwiedziłem osiem europejskich stolic i w każdej zadawano mi pytanie o to, jak w ramach NATO działać zamierzają Stany Zjednoczone. A ja za każdym razem odpowiadałem: nie wiem (…). Czasem mam wrażenie, że nawet obecna amerykańska administracja tego jeszcze nie wie" – mówił podczas tegorocznej konferencji bezpieczeństwa Globsec w Pradze w połowie czerwca generał Philip Breedlove, były głównodowodzący połączonych sił zbrojnych NATO w Europie.
Generał naczelny dowódca sił NATO w Europie podkreślił, że kluczowym przekazem każdego dotychczasowego szczytu był przekaz jedności sojuszu – jedności wobec celów i jedności w rozumieniu zagrożeń. Nie inaczej jest w tym roku. Tymczasem nowa amerykańska administracja w ostatnich miesiącach kilkukrotnie pokazywała, że tej jedności nie ma. Robił to Donald Trump, gdy oskarżał prezydenta Wołodymyra Zełenskiego o rzekome wywołanie wojny z Rosją, czy wiceprezydent J.D. Vance, gdy sugerował, że największym zagrożeniem w Europie jest dziś nie Rosja, lecz rzekome niszczenie demokracji i łamanie wolności słowa przez polityczny mainstream, w tym Komisję Europejską.
„Ten przekaz jedności jest dziś ważniejszy niż kiedykolwiek (…) Sojusznicy muszą znaleźć sposób na to, by pokazać, że NATO działa, a nie jest jakąś dysfunkcyjną grupą" – podkreślał Breedlove w Pradze.
Ta jedność jest kluczowa dla zdolności odstraszania sojuszu. A na nią składają się trzy elementy:
Dziś ta zdolność odstraszania – o ile wciąż działa, bo nie dochodzi do ataków na terytorium państw NATO – kuleje w każdym wymiarze. Dlatego priorytetem na tegoroczny szczyt są działania w każdym z obszarów:
Tego też mają dotyczyć rozmowy w Hadze. Jak informowała Kancelaria Prezydenta Andrzeja Dudy, który będzie reprezentował Polskę na szczycie, najistotniejsze tematy na szczyt NATO to:
Duda podkreślał, że zamierza wciąż lobbować za członkostwem Ukrainy w NATO. Mówił też, że nie spodziewa się zmniejszenia amerykańskiej obecności militarnej w Europie.
Podstawowym przekazem szczytu NATO ma być podjęta przez przywódców państw członkowskich decyzja o zwiększeniu wydatków na obronność do poziomu 5 proc. PKB. A właściwie do poziomu 3,5 proc., bo taki odsetek PKB, według nowego zobowiązania, państwa mają przeznaczać na zdolności militarne. Pozostałe 1,5 proc. ma być przeznaczane na wydatki okołoobronnościowe – technologie podwójnego zastosowania, rozbudowę infrastruktury transportowej oraz wzmacnianie odporności społecznej, czyli gotowości społeczeństwa do radzenia sobie w sytuacji kryzysów.
Ta deklaracja ma przekonać prezydenta Trumpa o tym, że Europa poważnie traktuje swoje zobowiązania sojusznicze.
Wypracowanie tego nowego, wspólnego zobowiązania sojuszników ma stanowić najmocniejszy rezultat szczytu, dzięki któremu będzie można ogłosić, że szczyt zakończył się sukcesem. Na tym zależy sekretarzowi generalnemu sojuszu Markowi Rutte, który po raz pierwszy prowadzi obrady po objęciu funkcji szefa NATO w październiku 2024.
Ale powodzenie w tym zakresie nie jest przesądzone.
Wobec ustanowienia 5 proc. celu wydatków na obronność oponuje premier Hiszpanii Pedro Sánchez. Sánchez w niedzielę 22 czerwca ogłosił, że udało mu się uzyskać odstępstwo dla Hiszpanii. Zadeklarował, że Hiszpania jest w stanie sprostać swoim zobowiązaniom sojuszniczym, przeznaczając na obronność 2,1 proc. PKB.
„Każdy kraj przeznaczy na obronność inną kwotę PKB w zależności od swojej sytuacji gospodarczej„ – powiedział Sánchez podczas konferencji prasowej. Dodał, że między państwami ”istnieją różnice gospodarcze, których nie można przeoczyć".
Niepewne jest też zachowanie Słowacji i premiera Roberta Fico. Fico co prawda zadeklarował, że Słowacja nie ma zamiaru bojkotować szczytu, ale jego zdaniem najlepszą ścieżką dla Słowacji wobec „europejskiego szaleństwa zbrojeń" byłaby neutralność. Podkreślił jednak, że on sam nie może o tym zdecydować.
Jak słusznie zauważa brytyjski dziennik „The Guardian”, ogłoszenie światu, że większość sojuszników NATO zamierza w najbliższych latach przeznaczać na obronność po 5 proc. PKB, Donald Trump zapewne obwieści jako swój wielki sukces. Nie bez powodu.
„Jako była rzeczniczka NATO mogę powiedzieć jedno: konieczność zwiększenia wydatków na obronność przez sojuszników NATO była komunikowana przez każdego amerykańskiego prezydenta: od Eisenhowera, po Trumpa (...). W 2018 roku Trump podczas szczytu NATO zrobił awanturę: osobiście zrugał każdego przywódcę, którego kraj nie wydawał na obronność 2 proc. PKB [celu uzgodnionego w 2014 roku – red.]. Był brutalny, ale miał rację (...). Dziś widać, że przywódcy chcą uniknąć sytuacji z 2018 roku. Dlatego podczas szczytu będziemy mieć jedną sesję poświęconą konkretnie temu tematowi – deklaracji o przeznaczaniu 5 proc. PKB na obronność (...). Jeśli ten nowy cel uda się osiągnąć, to samo w sobie będzie przesłaniem jedności i politycznej siły sojuszu" – mówiła podczas konferencji Globsec Oana Lungescu, była rzeczniczka NATO, obecnie członkini brytyjskiego think tanku RUSI – Royal United Services Institute.
Kwestią do dyskusji pozostaje, w jakim okresie państwa sojusznicze będą miały zwiększyć te wydatki. Część krajów, która już dziś przoduje w wydatkach na obronność jak np. Polska czy Wielka Brytania, domaga się, by zostało to zrealizowane maksymalnie w ciągu 5 lat. Część krajów chce, by zwiększać wydatki bardziej stopniowo, a osiągnięcie 5 proc. PKB odsunąć w czasie nawet do 2035 roku.
Wciąż jest jeszcze bowiem dziewięć krajów, które nie wydają na obronność ustalonych w 2014 roku 2 proc. PKB. Są to:
Źródło: Raport roczny Sekretarza Generalnego NATO, 24 kwietnia 2025.
Zdaniem Oany Lungescu, podejmując decyzję o horyzoncie czasowym zwiększania wydatków na obronność, państwa członkowskie NATO muszą mieć na uwadze, dlaczego zwiększają te wydatki.
Jej zdaniem horyzontem czasowym powinny być prognozy dotyczące zagrożenia ze strony Rosji.
„Musimy uświadamiać opinię publiczną, że jesteśmy w stanie wojny z Rosją, bo Rosja uważa, że jest z nami w stanie wojny. To stąd przypadki sabotażu procesów wyborczych, podpaleń, ataki na europejską infrastrukturę krytyczną (...). Na razie nasze odstraszanie działa, ale pytanie jak długo. Europejskie służby wywiadowcze alarmują, że Rosja odbudowuje swoje siły i może zaatakować terytorium NATO w ciągu 3 do 5 lat. To może być szybciej, a może być później. Na to powinniśmy być gotowi. Dlatego to teraz jest ten moment, by znacząco wzmocnić nasze zdolności obronne i potencjał odstraszania, a nie za 10 lat" – mówiła była rzeczniczka NATO podczas konferencji Globsec.
Lungescu podkreśliła też, że wartość 5 proc. PKB nie wzięła się z sufitu.
„Ta wartość wynika z planów obronnych, które zostały przygotowane tuż po tym, jak Rosja rozpoczęła pełnoskalową inwazję Ukrainy [plany obronne NATO są tajne – red.]. Te plany zostały przeanalizowane przez dowódców i planistów NATO celem zdiagnozowania najważniejszych braków i zaplanowania ich uzupełnienia. To na tej podstawie ustalono, że chwilowo potrzebujemy zwiększyć wydatki na obronność do poziomu 5 procent PKB" – tłumaczyła Lungescu.
Podczas tegorocznego szczytu NATO plany obronne mają zostać zatwierdzone, a państwa członkowskie sojuszu mają zobowiązać się do terminowego wypracowania konkretnych zdolności obronnych. Za zamkniętymi drzwiami liderzy państw UE będą też chcieli wymóc na USA konkretne deklaracje dotyczące przyszłości ich zaangażowania na kontynencie europejskim.
Sytuację wokół szczytu NATO dodatkowo komplikuje zaangażowanie USA w wojnę na Bliskim Wschodzie i niedzielne (22 czerwca) bombardowanie Iranu. Reakcje przywódców państw europejskich na te wydarzenia były bardzo pozytywne wobec USA. Nikt nie zdecydował się na krytykę USA, pomimo że zgodnie z prawem międzynarodowym na takie działania zgodę powinna wydać Rada Bezpieczeństwa ONZ. Wszyscy podkreślali, że ze względu na bezpieczeństwo całego regionu, a także sytuację globalną, Iran nie może wejść w posiadanie broni nuklearnej, a USA podejmują działania, by to uniemożliwić.
Na najbardziej krytyczne słowa zdecydował się premier Hiszpanii. Pedro Sánchez podkreślił, że Iran owszem, nigdy nie może uzyskać dostępu do broni nuklearnej, ale jedyną drogą do zapewnienia stabilności w regionie są negocjacje. Także on nie skierował jednak wobec USA bezpośredniej krytyki.
Jak mówił w rozmowie z OKO.press prof. Marcin Szydzisz, ekspert ds. Bliskiego Wschodu z Instytutu Studiów Międzynarodowych i Bezpieczeństwa Uniwersytetu Wrocławskiego, Donald Trump nie lubi krytyki i sprzeciwu, więc europejscy liderzy, jeśli chcą amerykańskiej solidarności, muszą okazać ją także wobec unilateralnych działań USA na Bliskim Wschodzie.
„W interesie europejskiego bezpieczeństwa są jak najlepsze relacje z USA. Nie sądzę więc, by ktoś decydował się na jakąś otwartą krytykę [amerykańskich ataków na Iran – red.]. Europa nie odgrywa właściwie większej roli na Bliskim Wschodzie i nie ma większego wpływu na to, co się dzieje. Jej zdanie w tej sprawie, jakie by nie było, pewnie będzie zignorowane" – mówił ekspert OKO.press.
Największy rozdźwięk w kwestii zaangażowania USA po stronie Izraela w wojnie na Bliskim Wschodzie pojawia się między USA a Turcją, członkiem NATO, która otwarcie wspiera Iran. Prezydent Recep Tayyip Erdoğan potępił ataki, choć także on nie skrytykował bezpośrednio USA.
„Nie popieramy ataków na Iran, bez względu na to, przez kogo dokonanych" – napisał Erdoğan w mediach społecznościowych. Podkreślił, że to zagrożenie dla całego regionu.
Zapewne ważnym elementem poszczytowej deklaracji NATO będzie wspólne oświadczenie wobec sytuacji na Bliskim Wschodzie. Europejscy liderzy najpewniej wyrażą solidarność z USA. Ciekawe, co zrobi Turcja.
W przeciwieństwie do tego, jak wyglądały szczyty NATO za prezydentury Joe Bidena, głównym gościem szczytu nie będzie w tym roku prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski. Zełenski pojawi się na szczycie, ale spotkania z jego udziałem odbędą się w pierwszy dzień szczytu, przed najważniejszymi obradami z udziałem prezydenta Trumpa, które zaplanowane są na środę 25 czerwca.
Zełenski jest jednak zaproszony na wtorkową uroczystą kolację organizowaną przez holenderską parę królewską w Pałacu Huis ten Bosch w Hadze. W koalicji wezmą udział głowy państw członków NATO oraz najważniejsi sojusznicy NATO z Azji – premier Australii, Japonii, Nowej Zelandii, prezydent Republiki Korei, prezydent Ukrainy, przewodniczący Rady Europejskiej oraz przewodnicząca Komisji Europejskiej. Na kolacji ma się też pojawić prezydent Donald Trump, który dopiero wieczorem wyląduje w Hadze.
Na obrzeżach szczytu odbędą się też spotkania bilateralne i trilateralne, m.in. pomiędzy sekretarzem generalnym NATO a prezydentem Ukrainy, premierem Japonii i premierem Nowej Zelandii, spotkanie Ukraina – UE – sekretarz generalny NATO, czy spotkanie sekretarza generalnego NATO z prezydentem Donaldem Trumpem.
W agendzie szczytu nie ma spotkania Zełenski – Trump, pomimo że administracja Ukrainy o nie zabiegała. Ponadto w ramach szczytu zaplanowane są spotkania najważniejszych europejskich formatów współpracy – grupy E5 w składzie Francja, Niemcy, Włochy, Polska, Wielka Brytania.
Sekretarz generalny NATO zdecydował się na organizację dwudniowego, a nie trzydniowego szczytu, by nie ryzykować, że Donald Trump wyjedzie wcześniej.
„Sprawa wojny w Ukrainie to wciąż najważniejsza dla europejskiego bezpieczeństwa kwestia. Amerykański zwrot w stronę Indo-Pacyfiku jest zrozumiały, ale Ameryka musi też zrozumieć, że sytuacja w Europie ma kluczowe znaczenie dla rozkładu sił na świecie. Chiny z uwagą patrzą na to, czy Rosji uda się osiągnąć swoje cele w Ukrainie, co ma znaczenie dla ich kalkulacji w sprawie Tajwanu. Rosja będzie z uwagą patrzeć na to, jaki będzie przekaz NATO na tym szczycie. NATO to wciąż najsilniejszy sojusz militarny na świecie. Prezydent USA musi zrozumieć, że w jego interesie nie jest osłabianie Europy, bo to ostatecznie osłabianie całego sojuszu” – mówiła podczas konferencji Globsec Oana Lungescu.
Świat
Andrzej Duda
Mark Rutte
Donald Trump
NATO
Holandia
obronność
Polska
Rosja
szczyt NATO
USA
wojna w Ukrainie
Dziennikarka działu politycznego OKO.press. Absolwentka studiów podyplomowych z zakresu nauk o polityce Instytutu Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas, oraz dziennikarstwa na Uniwersytecie Wrocławskim. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i Unii Europejskiej. Publikowała m.in. w Tygodniku Powszechnym, portalu EUobserver, Business Insiderze i Gazecie Wyborczej.
Dziennikarka działu politycznego OKO.press. Absolwentka studiów podyplomowych z zakresu nauk o polityce Instytutu Studiów Politycznych PAN i Collegium Civitas, oraz dziennikarstwa na Uniwersytecie Wrocławskim. Stypendystka amerykańskiego programu dla dziennikarzy Central Eastern Journalism Fellowship Program oraz laureatka nagrody im. Leopolda Ungera. Pisze o demokracji, sprawach międzynarodowych i Unii Europejskiej. Publikowała m.in. w Tygodniku Powszechnym, portalu EUobserver, Business Insiderze i Gazecie Wyborczej.
Komentarze