Donald Tusk, mówiąc o migrantach, uderzył w skrajnie prawicowe tony. Ale skąd bierze liczby, którymi się posługuje – o milionach migrantów zmierzających do Europy? Co obiecuje w polityce migracyjnej i co myśli o łamaniu prawa międzynarodowego? Analizujemy wystąpienia premiera
Podczas spotkania otwierającego kampanię samorządową w Morągu 11 lutego 2024 premier Donald Tusk, na pytanie aktywistki o zniesienie push-backów, odpowiedział, że szczelność granic jest priorytetem, a niekontrolowana migracja – zagrożeniem dla Europy:
„To jest kwestia w ogóle przetrwania naszej zachodniej cywilizacji. Albo się obudzimy i zrozumiemy, że musimy chronić swoje terytorium, że musimy chronić swoje granice. Że jeśli będziemy otwarci na wszystkie formy migracji, bez żadnej kontroli, to tak naprawdę nasz świat upadnie”. I dodał: „Prawda jest bardzo brutalna – według Organizacji Narodów Zjednoczonych od 60 do 140 milionów ludzi planuje w najbliższych dwóch latach przedostanie się do Europy”.
Antymigracyjna retoryka Tuska to nic nowego, wypróbował ją już w kampanii parlamentarnej. Jednak zwrotem o „przetrwaniu zachodniej cywilizacji” wchodzi na nowy poziom – języka skrajnej prawicy, Marine Le Pen, AfD czy Donalda Trumpa.
W dziedzinie migracji Tusk lubi też rzucać ogromnymi liczbami. W poprzedniej kampanii straszył „setkami tysięcy migrantów z Afryki i Azji”, których sprowadzić do Polski miał PiS i „dziesiątkami milionów”, którzy zaleją Europę.
Na spotkaniu w kampanii parlamentarnej 23 września w Mińsku Mazowieckim, aktywista z „Inicjatywy Wschód” zapytał go o planowane zmiany w polityce migracyjnej: „200 milionów uchodźców klimatycznych będzie podążać do Europy do 2050 roku. Nie powstrzymają ich żadne mury i żadne granice. Jaki jest wasz pomysł na politykę migracyjną wobec osób z Globalnego Południa, nie tylko z Ukrainy, bo póki co widzimy tylko od miesięcy szczucie na TikToku na osoby w drodze?”.
Tusk odpowiedział: „Rozczaruję pana, bo mam bardzo twarde, jednoznaczne poglądy na bezpieczeństwo państwa, granicy i terytorium (…) Jako szef Rady Europejskiej, myślę, że 80 proc. mojego czasu wówczas poświęcałem problemowi legalnej i nielegalnej migracji. Wtedy pierwszy sygnał, jaki dostałem od organizacji międzynarodowych – on nie był związany z tym potencjalnym nasileniem migracji związanym ze zmianami klimatycznymi, a wyłącznie z sytuacją doraźną, wojenną i żywnościową dokładnie tu i teraz, mówię o roku 2016 (…), że do Europy wybiera się ok. 60 milionów ludzi głównie z kierunków afrykańskich i azjatyckich. 60 milionów ludzi ma zamiar przedostać się do Europy”.
W 2016 roku Tusk miał więc informację, że do Europy planuje przedostać się ok. 60 milionów ludzi, a w lutym 2024 – że w ciągu najbliższych dwóch lat przybyć ma zamiar 60-140 milionów.
Prognoza sprzed ośmiu lat się nie spełniła: w latach 2016-2023 do Europy dostało się nieregularnie łącznie ok. 1,6 miliona osób. Liczba ta najpewniej byłaby większa, gdyby po rekordowym roku 2015, kiedy przybyło prawie milion migrantów, Unia Europejska nie nawiązywała licznych umów z „krajami trzecimi”. Porozumienia zawierane od 2016 roku z Turcją, Libią i Marokiem ograniczały skalę migracji do Grecji, Włoch i Hiszpanii, sprawiając jednocześnie, że przemytnicy poszukiwali nowych, coraz trudniejszych szlaków. Liczba przypłynięć przez kilka lat malała – od ok. 389 tysięcy w 2016 roku do prawie 100 tysięcy w roku 2020. Potem znów zaczęła wzrastać i w 2023 roku do Europy (głównie do Włoch i Hiszpanii) dostało się ponad 286 tysięcy osób. W odpowiedzi na to, rządy tych krajów podpisały kolejne umowy o kontroli migracji z Libią, Tunezją, Marokiem i Senegalem.
Choć tendencja jest wzrostowa (od początku 2024 roku do Europy dopłynęło już ponad 16 tysięcy osób, choć nie jest to sprzyjający sezon), to unijne pakty z „krajami trzecimi” spowalniają ruch na wszystkich szlakach. Przypłynięć z Turcji do Grecji jest nieporównywalnie mniej, niż przed laty; a Hiszpania i Włochy są zdeterminowane, by ograniczyć nieregularną migrację. Oprócz paktów z Tunezją i Libią Włochy wdrażają też plan „outsourcingu” procedur azylowych – już od wiosny 2024 roku będą odsyłać przybywających migrantów do ośrodków w Albanii, gdzie będą rozpatrywane ich wnioski o azyl. Włoski rząd ma nadzieję, że wizja przechwycenia przez tunezyjskie lub libijskie służby, a następnie utknięcia w Albanii, skutecznie zniechęci migrantów.
Od 2016 roku, gdy Tusk miał informacje o „60 milionach planujących przybyć do Europy”, wiele się zmieniło. „Kraje trzecie” blokują łodzie przed wypłynięciem, na szlaku bałkańskim zbudowano zapory, a na wielu granicach wewnętrznych Schengen przywrócono kontrole. W dodatku kraje Unii, w tym Niemcy, których otwarta polityka przed laty stała się „pull-factorem”, zaostrzają prawo azylowe i migracyjne. Nie ma szans, by powtórzyła się sytuacja z 2015 roku, a co dopiero – by migrantów przybyło 60-140 milionów, nawet jeśli tyle osób to planuje. A czy faktycznie planuje?
Mówiąc o 60 -140 milionach „planujących przedostanie się do Europy”, Tusk powołuje się na dane ONZ. Nie znaleźliśmy żadnych danych, które potwierdzałyby tę prognozę.
Według Organizacji Narodów Zjednoczonych, od 60 do 140 milionów ludzi planuje w najbliższych dwóch latach przedostanie się do Europy
Stworzony zgodnie z międzynarodowymi zasadami weryfikacji faktów.
Instytut Gallupa przeprowadza natomiast co kilka lat badania „chęci emigracji” („desire to migrate”) na próbie 127 tysięcy osób ze 122 krajów. W ostatnim badaniu z 2021 roku, na pytanie „W idealnych okolicznościach, gdybyś mógł/mogła, to przeprowadził/abyś się do na stałe do innego kraju, czy został/a w swoim?” na chęć emigracji wskazało 16 proc. respondentów (przekłada się to na 900 milionów ludzi).
Najczęściej wyemigrować chcą mieszkańcy Ameryki Łacińskiej (37 proc.), Afryki Subsaharyjskiej (37 proc.) Bliskiego Wschodu i w Afryki Północnej (27 proc.). W tych wszystkich regionach „chęć emigracji” wzrosła w ostatniej dekadzie (a w Azji Południowo-Wschodniej – z 6 proc. do 15 proc.) Zmalała jedynie w Azji Wschodniej i w Unii Europejskiej.
Najwięcej osób chciałoby wyemigrować z Sierra Leone (76 proc.) i Libanu (63 proc.). Z Hondurasu Gabonu, Afganistanu, Kongo, Ghany, Nigerii, Albanii i Dominikany wyjechać chciałaby ponad połowa respondentów.
Autorzy opracowania podkreślają, że „chęć” jest raczej abstrakcyjna i nie oznacza „planu emigracji”. Podobne badanie, przeprowadzone przez Instytut Gallupa w 2012 roku, wykazało, że z osób, które „chciałyby wyemigrować, gdyby była taka możliwość”, faktycznie planuje ją (podejmując jakiekolwiek kroki w tym celu) 8 proc. W przełożeniu na liczby z ostatniego badania, byłoby to ok. 72 miliony. Badanie jednak nie dotyczy nieregularnej migracji – choć część respondentów faktycznie może mieć to na myśli, bo największa „chęć migracji” jest w krajach o „słabych paszportach” – tylko wszystkich rodzajów emigracji. Najczęściej na „chęć” wyjazdu z kraju wskazują osoby wykształcone i pracujące; a przez „planowanie” rozumie się kupowanie biletów, załatwianie wiz, czy potwierdzanie zatrudnienia lub studiów w kraju docelowym. Preferowanym krajem docelowym najczęściej jest USA (wybiera je co piąty respondent/ka), potem Kanada, Niemcy, Hiszpania, Francja i Wielka Brytania.
Jakie więc liczby miał na myśli Tusk? Wygląda na to, że przytaczał po prostu ONZ-owskie statystyki uchodźców i osób przesiedlonych na całym świecie. W 2016 roku takich osób było ok. 65 milionów (w tym ponad 22 milionów uchodźców i ponad 40 milionów osób wewnętrznie przesiedlonych). W 2023 roku liczba wzrosła do ponad 110 milionów (w tym 36,4 miliona uchodźców, 6.1 miliona osób ubiegających się o azyl i 62,5 miliona wewnętrznie przesiedlonych). Ich liczba rośnie z każdym rokiem, więc w ciągu najbliższych dwóch lat faktycznie może osiągnąć 140 milionów.
Ponad połowa z 36,4 miliona uchodźców objętych mandatem UNCHR (Wysokiego komisarza ONZ ds. uchodźców) pochodzi z trzech krajów – Syrii, Afganistanu i Ukrainy. Specjalnym mandatem jest też objętych 5,9 miliona uchodźców z Palestyny. Najwięcej uchodźców mieszka w Iranie i Turcji (3,4 mln) Niemczech i Kolumbii (2,5 mln) i Pakistanie (2,1 mln).
Osoby wewnętrznie przesiedlone (uchodźcy wewnętrzni) to osoby zmuszone do zmiany miejsca zamieszkania (najczęściej z powodu konfliktu zbrojnego lub katastrof naturalnych), ale nie wyjeżdżające ze swojego kraju i nieubiegające się o ochronę międzynarodową w innym. Najwięcej uchodźców wewnętrznych jest w Ukrainie, Syrii, Etiopii, Demokratycznej Republice Kongo, Kolumbii, Jemenie i Afganistanie.
Liczba uchodźców i wewnętrznie przesiedlonych absolutnie nie oznacza liczby osób planujących podróż do Europy. Większość z nich znalazło schronienie w innej części swojego kraju lub w kraju sąsiednim (wyjątkiem są Niemcy, które od 2015 przyjęły dużą liczbę uchodźców, głównie z Syrii). Z pewnością część z nich myśli o wyjeździe do Europy – zwłaszcza osoby przebywające od lat w obozach – ale większość nie będzie miała takiej możliwości. Nie ma też statystyk, które obrazowałyby, jaki procent ludzi, którzy dostali już ochronę w krajach sąsiednich chce z nich wyjechać.
Słowa Tuska o „przetrwaniu zachodniej cywilizacji” wywołały oburzenie wśród aktywistów i organizacji humanitarnych. Skomentowała je m.in. Marta Górczyńska z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka:
Pomagający na granicy polsko-białoruskiej potępili też odpowiedź premiera w sprawie push-backów. Apele o ich zaprzestanie, a także pociągnięcie do odpowiedzialności kierownictwa Straży Granicznej i rozebranie zasieków z koncertiny, wysuwają od miesięcy, z rosnącym rozczarowaniem, że nic się nie zmienia.
Problem w tym, że Tusk nigdy nie zapowiadał zniesienia push-backów. Owszem, od początku kryzysu krytykował działania PiS-u na granicy i sugerował, że powinny być bardziej humanitarne. Nie mówił jednak, że od ludzi na granicy należy przyjmować wnioski o ochronę.
Nie robił tego ani w kampanii wyborczej, ani zimą 2021 roku, ani podczas kryzysu w Usnarzu, gdy duża część opinii publicznej potępiała działania rządu i apelowała o wpuszczenie ludzi do Polski. W wypowiedziach o granicy Tusk od początku podkreślał konieczność jej „szczelności” i „ochrony”. Wątki humanitarne dotyczyły ewentualnie udzielenia ludziom pomocy i traktowania mniej barbarzyńsko – ale nie przestrzegania procedur azylowych.
Podczas kryzysu w Usnarzu premier powiedział: „Musimy zbudować zgodę narodową wokół dwóch podstawowych wymiarów tego kryzysu. Po pierwsze, chyba wszyscy chcemy pomóc tym cierpiącym 30 osobom. To nie może być tak, że rząd dużego europejskiego państwa nie jest w stanie zapewnić lekarstwa i kanapki matce z dzieckiem na naszej granicy. Po drugie, i to jest ten problem o wielkiej wadze politycznej, musimy umieć zapewnić bezpieczeństwo naszym granicom”.
Podczas wrześniowego (2023 r.) spotkania z wyborcami w Mińsku Mazowieckim, Donald Tusk powiedział, że działania PiS-u są przykładem, jak polityka migracyjna nie powinna być prowadzona: wspomniał o „kobietach, dzieciach i rannych na płocie”, propagandowym szczuciu i aferze wizowej. Swoje poglądy na politykę migracyjną Europy przedstawił dość dobitnie:
„Pamiętam mój spór, o zgrozo, z Angelą Merkel w Radzie Europejskiej. Gdy ona powiedziała publicznie, że nie możemy zatrzymać ludzi, którzy przekraczają granice Europy, bo jest ich za dużo. A ja powiedziałem coś (…) i to powtórzę, bo jestem o tym głęboko przekonany: musimy ich zatrzymać na naszej granicy, właśnie dlatego, że jest ich za dużo”.
Po tym zdaniu sala nagrodziła go oklaskami, a Tusk kontynuował: „Znam realia krajów europejskich i wiem, gdzie zaczynają się poważne kłopoty – wtedy, gdy nie ma się kontroli nad właściwymi proporcjami, zdolnościami pomocy, adaptacji. (…) Tak cierpiałem, jak premier Australii ze śmiechem powiedział mi dowcip, jaki krążył wówczas po świecie: Wszystko ma swoje granice, oprócz Unii Europejskiej. I to był złośliwy dowcip”.
Jeszcze na tym spotkaniu Tusk dość jednoznacznie określił swoje plany w kwestii polityki migracyjnej i postulatów humanitarnych. Gdy aktywista zapytał go, czy „od przyszłego rządu można będzie oczekiwać nowej polityki, czy będziemy dalej na trajektorii pogromowej”, Tusk odpowiedział:
„Nie chcę pana oszukiwać. Jeśli będę miał wpływ na to, co w Polsce będzie się działo po 15 października, to uważam, że to jest obowiązek każdego premiera państwa europejskiego – skuteczne zadbanie o szczelność granicy i bezpieczeństwo własnego terytorium. Nie ma czegoś takiego jak polityka migracyjna, jeśli nie ma możliwości kontrolowania granicy i terytorium”.
Postulaty aktywistów skomentował tak: „Można mieć pewną filozofię czy wrażliwość, ja panu tego nie zabraniam. Pełnej otwartości granic, że w ogóle nie ma granic, że każdy może przejechać, gdzie chce, każdy może zamieszkać, gdzie chce – taki pogląd ma prawo funkcjonować”.
Po tym zdaniu aktywista zaczął protestować, a Tusk przerwał mu, mówiąc: „Nie sądzę, żeby ktokolwiek pana tak poważnie potraktował, jak ja, więc proszę dać mi dokończyć” i kontynuował: „Wyjątkowo cenię tych wszystkich, którzy mają ten poziom wrażliwości, który każe im przedkładać ponad wszystko kwestie humanitarne i szacunku do drugiego człowieka, gotowość niesienia pomocy. Bogu dzięki, są tacy ludzie na świecie, mówię to na serio. Ale jak się zostaje premierem, ministrem odpowiedzialnym za bezpieczeństwo, to nie jest się aktywistą humanitarnym, migracyjnym, tylko jest się odpowiedzialnym za bezpieczeństwo i szczelność granicy i terytorium. I to są dwie zupełnie różne role. No trudno, tak jest życie poukładane”. Po tych słowach znowu rozległy się oklaski.
Na spotkaniu w Morągu 12 lutego Tusk przyznał, że „push-backi są nielegalne” i jednocześnie zapowiedział, że nie zostaną zniesione. Podczas wrześniowego spotkania, aktywista zapytał go też, czy jego rząd będzie przestrzegać prawa międzynarodowego.
„Prawo międzynarodowe jest kompletnie nieprzystosowane do tego, czego jesteśmy dzisiaj świadkami” odpowiedział Tusk: „To, co dzieje się na morzu (…) wynika także z tego, że organizatorzy przemytu mają gigantyczną przewagę prawną nad państwami Unii Europejskiej. Taka jest prawda, nic z tym nie poradzimy”.
Uwagę powinny zwrócić słowa, jakimi Tusk zakończył wypowiedź o polityce migracyjnej:
„Uważam, że każde państwo jest zobowiązane do tego, by przestrzegać prawa międzynarodowego – w ogóle nie dyskutujmy o tym – i organizacje międzynarodowe i Unia Europejska powinny jak najszybciej doprowadzić do takich zmian w prawie międzynarodowym, które uniemożliwią organizatorom przemyt ludzi na wielką skalę. Bo nie zgodzę się z tym i uważam, że to nie fair, jeśli mówi się, że winne są państwa europejskie, bo nie wszystkich przyjmują, a nie ci, którzy tych ludzi przemycają, kasują po 15-20 tysięcy dolarów, a potem wsadzają na pontony (…)”. Po tej wypowiedzi również sala biła mu brawo.
Słowa o nieadekwatności prawa międzynarodowego przypominają postulaty prawego skrzydła brytyjskiej Partii Konserwatywnej. W sierpniu 2023 roku ministra spraw wewnętrznych Suella Braverman powiedziała, że nie wyklucza wypowiedzenia przez Wielką Brytanię Europejskiej Konwencji Praw Człowieka, która, w zakresie praw uchodźców „nie przystaje do czasów samolotów odrzutowych i smartfonów”. Jej opinię podzielało wielu polityków partii.
Konieczność zaostrzenia europejskiego prawa migracyjnego podkreślały też od lat kraje na wschodnich granicach Unii, od Estonii do Grecji. Ostatecznie, w unijnym pakcie reform azylowych znalazły się zapisy pozwalające na „uelastycznienie” procedur, czasowe odchodzenie od przepisów wynikających z międzynarodowych konwencji i wdrażanie specjalnych trybów w sytuacji „nagłej presji migracyjnej”. Po latach sporów i negocjacji, 20 grudnia 2023 roku Unia ogłosiła osiągnięcie konsensusu wokół reform.
Jednak 7 lutego 2024 MSWiA ogłosiło, że Polska nie poprze paktu w obecnym brzmieniu – bo w kontekście presji migracyjnej wywoływanej przez Rosję i Białoruś jest niewystarczający.
Skomentowała to prezeska Stowarzyszenia Homo Faber Anna Dąbrowska, pisząc, że decyzja MSWiA ją cieszy: „Odkąd pojawiły się zapisy tego dokumentu strategicznego, jako Konsorcjum Migracyjne, w tym Homo Faber, wskazywaliśmy na wadliwe i sprzeczne z prawem międzynarodowym w tym prawami człowieka propozycje: procedury graniczne, kontrole przesiewowe, detencję nieletnich oraz planowaną kontynuację transferów finansowych do często autorytarnych reżimów, które UE opłaca i chce opłacać za trzymanie uchodźców u siebie, które skutkują przemocą, nieludzkimi praktykami (w tym push-backami)”.
Organizacje nie mają chyba jednak powodów do radości – nic w wypowiedziach rządzących nie zapowiada, by chcieli zmieniać rozwiązania „niewystarczające” na bardziej humanitarne.
Uchodźcy i migranci
Donald Tusk
Koalicja Obywatelska
Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji
Unia Europejska
pushbacki
Socjolożka, kulturoznawczyni i dziennikarka freelance. Publikowała m.in. w "Gazecie Wyborczej", "Newsweeku" i "Balkan Insights". Na stałe mieszka w Madrycie.
Socjolożka, kulturoznawczyni i dziennikarka freelance. Publikowała m.in. w "Gazecie Wyborczej", "Newsweeku" i "Balkan Insights". Na stałe mieszka w Madrycie.
Komentarze