„Nie możemy zostawić ludzi, którzy stracili domy, dlatego, że Polska, która miała zapewnić dobre warunki uchodźcom, ich nie zapewnia. Nie możemy wstrzymać ewakuacji z terenów okupowanych, gdzie ludziom ciągle grozi niebezpieczeństwo”. Wolontariusze oceniają nowelizację ustawy o pomocy uchodźcom z Ukrainy
„Pomoc humanitarna dla uchodźców jest równie ważna, jak pomoc militarna dla Ukrainy. Każda rodzina ma kogoś na froncie, a ten ktoś na froncie boi się o tych, którzy zostali w bombardowanych miastach, gdzie nie ma prądu, nie ma za co żyć i jak się leczyć. To, że oni wyjechali na Zachód i otrzymują dobrą pomoc, powoduje, że żołnierze czują, że ich bliscy są bezpieczni i zaopiekowani. Dzięki temu mogą walczyć bez zaprzątania sobie głowy tym, co jego rodzina je i czy właśnie nie jest bombardowana” – mówi Kajetan Wróblewski, aktywista z Fundacji Asymetryści.
Powoli wyczerpują się zasoby dobrej woli i możliwości pomocy ukraińskim rodzinom, które ratując się przed rosyjską agresją, próbują w Polsce mieszkać, pracować i uczyć się. Państwo nie wspiera już Polek i Polaków, którzy przyjmują uchodźców. Czas na nowo ułożyć relacje i szukać rozwiązań. Chcemy w OKO.press opisywać historie gości z Ukrainy, usłyszeć je od was. Czekamy też na listy polskich pracodawców, gospodarzy, wszystkich osób, które chcą napisać komentarz lub zgłosić pomysł. Piszcie na adres [email protected].
Поволі вичерпуються ресурси доброї волі та можливості допомоги українським родинам, які, рятуючись від російської агресії, намагаються жити, працювати та навчатися в Польщі. Держава більше не підтримує польок та поляків, які приймають біженців. Настав час заново формувати стосунки та шукати рішення. В OKO.press ми хочемо описати історії гостей з України, почути їх від вас. Також чекаємо на листи від польських роботодавців, господарів та всіх, хто бажає написати коментар чи подати ідею. Пишіть на [email protected].
Razem z zespołem wolontariuszy w ciągu ponad dwóch lat pomaga w relokacji uchodźców z Ukrainy na Zachód. Współpracują z m.in. z Rubikus.helpUA, który zajmuje się ewakuacją Ukraińców z obszarów przyfrontowych oraz z terytoriów pod okupacją rosyjską.
Od początku inwazji wolontariusze pomogli ponad 60 tys. osób.
Krystyna Garbicz, OKO.press: Jak oceniacie główne zmiany ustawy o pomocy obywatelom Ukrainy, które weszły w życie 1 lipca 2024 roku? Które pomysły były dobre, które nie?
Kajetan Wróblewski, Fundacja Asymetryści: Nic dobrego tam nie ma. Jest to absolutny regres w stosunku do olbrzymiego regresu. Albo władze rzeczywiście kompletnie nie zdają sobie sprawy z tego, jakie skutki powodują tymi zmianami, albo robią to z absolutną premedytacją.
Cała ta polityka zmierza do jednego: żeby uchodźców naprawdę potrzebujących pomocy zniechęcać do zostawania w Polsce. Polska, owszem przyjmuje Ukraińców, ale tych, którzy sobie poradzą sami. Sami znajdą pracę, sami wynajmują mieszkanie, są zdrowi, będą płacić podatki.
Porozmawiajmy o konkretach. Jedną ze zmian jest to, że numer PESEL (UKR) będzie nadawany wyłącznie na podstawie ważnego dokumentu podróży. Władze mówiły, że to jest konieczne m.in. ze względu na bezpieczeństwo państwa. Co taki wymóg znaczy dla uchodźców?
Agata Malec, koordynatorka zespołu wolontariuszy Rubikus.helpUA: Podczas konsultacji społecznych organizacje działające na rzecz uchodźców mówiły, że wymaganie ważnego dokumentu podróży, czyli paszportu zagranicznego, bardzo utrudni wyrobienie PESEL-u UKR, co trzeba zrobić – według nowelizacji – niezwłocznie po przyjeździe do Polski. Bez statusu UKR uchodźcy będą mieli problem m.in. z otrzymaniem pomocy medycznej. Pan minister Duszczyk [z MSWiA, którego zespół pracował nad nowelizacją – red.] powiedział wtedy, że zmiany są zapowiedziane z wyprzedzeniem i uchodźcy mają czas na wyrobienie paszportu.
Problem w tym, że w żadnym okupowanym mieście nie da się wyrobić ukraińskich paszportów zagranicznych.
Niestety, w Mińsku i w Moskwie [ponieważ z terenów okupowanych uchodźcy przedostają się do Polski głównie przez Rosję, Białoruś czy kraje bałtyckie – red.] również ich nie robią.
Minister mówił też, że po przyjeździe można pojechać do zachodniej części Ukrainy i tam wyrobić paszport. Wtedy ktoś z organizacji pozarządowych zwrócił uwagę, że ludzie, którzy jadą z terenów okupowanych, są najczęściej ofiarami zbrodni wojennych, w złym stanie docierają do Polski, gdzie spodziewają się, że już skończy się ich podróż, że dostaną pomoc. A na miejscu mają się dowiedzieć, że powinni jeszcze jechać do Ukrainy i wyrobić sobie paszport, za który będą musieli zapłacić (a często nie mają pieniędzy), będą też musieli płacić za mieszkanie w czasie załatwiania dokumentów, a potem wracać do Polski?
Według statystyk Straży Granicznej w 2023 roku 51 tysięcy obywateli Ukrainy dotarło do Polski przez Białoruś.
Organizacje pozarządowe, my również, pisaliśmy rekomendacje do nowelizacji ustawy. Pisał też Rzecznik Praw Obywatelskich. Ale nie uwzględniono sytuacji osób z terenów okupowanych. Według MSWiA osoby bez paszportów zagranicznych miałyby składać wnioski o ochronę międzynarodową, co przy takiej skali uchodźców nie jest możliwe, proces wydłużyłby się do kilku lat.
Kajetan: Dyrektywa unijna o tymczasowej ochronie się nie zmieniła pod tym względem. Ci ludzie są cały czas wpuszczani na podstawie dokumentów, które posiadają (na przykład paszportów wewnętrznych). Co więcej, z dyrektywy wynika, że z tymi dokumentami mają prawo poruszać się przez 90 dni po strefie Schengen i od razu podlegają dobrodziejstwom tej dyrektywy. Wykluczanie ich spod działania prawa Unii Europejskiej jest bezprawne.
Agata: Dyrektywa zobowiązuje do zapewnienia miejsc zakwaterowania dla uchodźców.
Polska jest krajem podwójnie tranzytowym: biegnie przez nią szlak z terenów okupowanych przez Estonię, Łotwę i Litwę lub przez Białoruś, a także szlak bezpośrednio z Ukrainy.
Kraje tranzytowe, takie jak Estonia i Łotwa, do tej pory mają bezpłatną komunikację dla uchodźców, żeby mogli oni wyjechać dalej. Mają również zaświadczenia wydawane na granicy dla tych, którzy nie mają paszportów, potwierdzające – oczywiście tymczasowo – że osoba ma prawo do korzystania z całego spektrum pomocy, która jest przeznaczona dla uchodźców, czyli zamieszkania w ośrodkach, bezpłatnego transportu, pomocy medycznej itd.
Jeżeli uchodźca będzie chciał zostać w Estonii czy Łotwie, to wtedy już będzie dokładniej sprawdzony.
Największym problemem jest wyjazd dzieci urodzonych pod okupacją. One dostają już rosyjskie akty urodzenia i wtedy białoruska straż graniczna nie chce ich wypuszczać. Wielu ludzi uciekających spod okupacji ma paszport i ukraiński, i rosyjski, do którego przyjęcia zostali zmuszeni. Na terenach okupowanych od niedawna jest obowiązek paszportyzacji. Pisała o tym niedawno w swoim raporcie Helsińska Fundacja Praw Człowieka.
Wciąż trafiają do nas zgłoszenia od ludzi, którzy siedzieli przez pół roku w piwnicy, chowając się przed sąsiadami, którzy mogliby donieść, że mają tylko ukraińskie paszporty.
Liczą na to, że jednak przyjdzie wyzwolenie, a po jakimś czasie godzą się z myślą, że szybko nie przyjdzie, i decydują się na wyjazd.
Jeśli rodzice przyjęli rosyjskie obywatelstwo, to dziecko w akcie urodzenia ma napisane, że jest obywatelem Rosji, mimo że rodzice mają także obywatelstwo ukraińskie. Powstały organizacje, na przykład Krym SOS albo Schid SOS, które pomagają rodzicom zdalnie otrzymać ukraiński akt urodzenia, który potem może być wysłany na Białoruś. Jednak uzyskanie aktu urodzenia dla dziecka jest skomplikowane i długotrwałe, nie mówiąc o paszportach zagranicznych.
Istotną zmianą, której skutki już zdążyliśmy zaobserwować, jest likwidacja rekompensaty 40 złotych dziennie za przyjmowanie uchodźców w domach prywatnych oraz w ośrodkach poniżej 10 osób. Od lipca potrzebujący uchodźcy z Ukrainy mogą znaleźć schronienie tylko w ośrodkach, które podpisały z odpowiednim wojewodą umowę. Tymczasem na przykład osoby ciężko chore nie mogą mieszkać w takich miejscach. Każda infekcja jest zagrożeniem dla ich życia.
W OKO.press opisywaliśmy historię Switłany, która z 39-letnią córką z niepełnosprawnością musiała wrócić do Ukrainy, ponieważ opiekując się leżącą córką, nie jest w stanie pójść do pracy i wynająć mieszkania. W Polsce nie znalazło się dla nich miejsce, mimo licznych apeli Switłany, wolontariuszy. Agata, byłaś zaangażowana w pomoc tej rodzinie, co teraz się dzieje u pani Switłany?
Agata: Historia tej rodziny to niestety smutny przykład niewydolności systemu. Pani Switłana zwracała się o pomoc do urzędów, prezydenta miasta, wojewody, dzwoniła do wielu ośrodków. Przy czym do prezydenta miasta pisała jeszcze pod koniec maja, na długo przed wejściem w życie nowych przepisów. Miałam nadzieję, że znajdą dla niej ośrodek, w końcu MSWiA twierdziło, że mamy miejsca w ośrodkach dostosowanych dla osób poważnie chorych. A jednak ta rodzina z leżącą kobietą została zmuszona do powrotu.
Dla ludzi, którzy mają takie problemy, którzy próbują je rozwiązać, zwracając się do wszystkich instytucji po kolei (które to instytucje powołane są do tego, żeby takie problemy rozwiązywać od ręki), a przez miesiąc nie dostają żadnej konkretnej informacji, jest to ogromny koszt emocjonalny.
Chyba dzień czy dwa po tym, jak Switłana z córką wróciły do domu, były intensywne ostrzały [8 lipca 2024 roku Rosja przeprowadziła zmasowany atak na Ukrainę – red.], także blisko Żytomierza, gdzie mieszkają.
Wolontariuszka, która ich wiozła, mówiła, że Switłana powiedziała, że jest u siebie w domu i niech nawet będą ostrzały, po tym wszystkim nie chce już wracać do Polski. Ale gdyby się coś znalazło, to pewnie by wróciły. Jednak to nie powinno tak wyglądać.
Tak, nie są rzeczami, żeby je wozić tam i z powrotem. Córka Switłany Maryna jest po wypadku w stanie wegetatywnym.
Agata: W ustawie rzekomo uwzględniono postulaty strony społecznej, dając możliwość prowadzenia mieszkań dla uchodźców organizacjom pożytku publicznego. Tylko że mało która organizacja ma status OPP, ponieważ trudno go dostać, a korzyści z tego wcale nie jest tak wiele. Trzeba działać co najmniej przez dwa lata i prowadzić ośrodki tylko dla osób starszych, osób z niepełnosprawnością, chorych. Jeśli właściciele spełniają te warunki, mogą otrzymać rekompensatę za ośrodki poniżej 10 osób, czyli również za mieszkania. I, jak zauważa Rzecznik Praw Obywatelskich w wystąpieniu do premiera, najpierw wojewoda musi zlecić prowadzenie takich ośrodków.
Przyczyną likwidacji 40+ dla wszystkich były – według władz – różne interpretacje tego przepisu oraz nadużywanie systemu. Chociaż oczywiście byli ludzie oraz organizacje, które korzystały z tego programu w sposób uczciwy.
Agata: Ustawodawcy dali takie obwarowania, jakby ludzie na tym zarabiali miliony. A my dobrze znamy przypadki, gdzie właściciele udostępniali mieszkania i praktycznie do tego dokładali. Może te anegdotyczne przekręty zdarzały się przy zdrowych/pracujących mieszkańcach, kiedy wciskali po 10 osób do niewielkiego mieszkania na piętrowe łóżka, ale przy człowieku na tlenoterapii coś takiego nie przejdzie. A poza tym to można skontrolować.
Jeżeli urzędnicy mogą skontrolować ośrodki wojewódzkie, to mogą też mieszkania.
Oczywiście to jest więcej miejsc do obejścia, ale prawie we wszystkich krajach Europy coś takiego działa. W Niemczech państwo podpisuje umowy z właścicielami i te mieszkania są udostępniane dla uchodźców nie tylko z grup wrażliwych.
Mówienie w Polsce, że tego się nie da skontrolować… trzeba po prostu chcieć.
Nie było żadnej ewidencji uchodźców korzystających z 40+, urzędy nie miały informacji, ile jest w tej grupie osób chorych czy z niepełnosprawnościami. I teraz okazuje się, że dla osób z obniżoną odpornością, na chemioterapii, po przeszczepach itd. nie ma ośrodków, w których mogliby mieć chociaż osobną łazienkę i kuchnię, i oczywiście szpital w pobliżu. Nie mówiąc już o tym, że przeniesienie się do innego miasta oznacza dla nich przerwę w leczeniu, cały proces trzeba zaczynać od nowa.
Urzędy nie mają informacji, co z tymi ludźmi robić. Odsyłają od jednego do drugiego. Pani Switłana napisała do wszystkich, do kogo się dało, a i tak musiała wyjechać z Polski z ciężko chorą córką.
Kajetan: Te osoby, nawet jeśli zostaną w tych mieszkaniach, w dalszym ciągu nie mają de facto żadnej pomocy finansowej. Polska jest jedynym krajem, który nie ma żadnego zasiłku dla uchodźców z wyjątkiem tego 800 plus [uchodźcy z Ukrainy mają prawo do niektórych zasiłków od ZUS-u czy MOPS-u, natomiast wiele osób, zwłaszcza starszych nie wie o takiej możliwości albo nie mogą poradzić sobie ze złożeniem wniosku, więc rezygnują ze wsparcia – red.]
Zresztą 800 plus w tej chwili staje się fikcją dla osób w ośrodkach, ponieważ za każde dziecko trzeba zapłacić po 15 zł za dobę, czyli to jest 450 zł za 30 dni, a jeszcze trzeba zapłacić po 180 dniach 60 zł za osobę dorosłą. Więc jeśli jesteś matką dwójki dzieci, musisz za nie zapłacić 900 złotych i za siebie 1800.
To kolejna zmiana w ustawie. Do tego przyznawanie 800 plus jest uzależnione od spełnienia obowiązku szkolnego.
Kajetan: Realizacja obowiązku szkolnego przy takim układzie… Wyobraźcie sobie: ośrodki są poza dużymi centrami. Nie wiem, czy jakaś mała gminna szkoła jest gotowa na przyjęcie kilkudziesięciu albo ponad 100 uczniów z Ukrainy. Jest też kwestia transportu tych dzieciaków do szkoły.
To jest cofnięcie się o kilkadziesiąt lat w stosunku do polityki oczywistej od wielu lat wobec uchodźców na całym świecie. (Zresztą Polska przez 30 parę lat niepodległości nie wypracowała w ogóle żadnego systemu imigracyjnego).
Chodzi o to, żeby nie robić gett gdzieś daleko w lesie, gdzie ci ludzie nie mogą się integrować, nie mają dostępu do służby zdrowia, do edukacji, kultury, rynku pracy. To jest absolutne wykluczenie komunikacyjne, ponieważ nie mają dochodu, żeby w ogóle dokądkolwiek pojechać. W województwie dolnośląskim w ośrodku mieszka z matką 19-latka z problemami psychicznymi, ma lekką grupę inwalidzką. Dostała wezwanie na komisję lekarską we Wrocławiu, żeby potwierdzić status niepełnosprawności w Polsce. Nie mają za co pojechać na tę komisję.
Na początku, kiedy przyjeżdżało dużo ludzi, była konieczność szybkiego zakwaterowania. Nie było żadnego pomysłu, jak stworzyć system prowadzący do tego, żeby uchodźcy w perspektywie mogli się usamodzielniać. Były pojedyncze programy, pojedynczych organizacji. Brakowało państwowego systemu i mechanizmu, który jednoczyłby wysiłki organizacji pozarządowych z wysiłkami państwa i samorządów.
Po dwóch latach w dalszym ciągu cała pomoc jest kompletnie nieskoordynowana.
Na przykład w Warszawie Biuro Bezpieczeństwa i Zarządzania Kryzysowego w teorii mogłoby być takim sztabem, który jednoczy wysiłki wolontariuszy, zapewnia przepływ informacji, ma te informacje w jednej bazie danych co do wolnych miejsc dla uchodźców. Natomiast tak się nie stało. I nie stanie, dlatego, że nikomu się nie chce tego robić.
Dlatego my cały czas podkreślamy wagę relokacji uchodźców dalej na Zachód. Tym bardziej że ostatnio mniej niż 10 proc. uchodźców chce zostawać w Polsce. Mają informację od rodaków, jak tutaj wygląda pomoc.
Agata: Z autobusu ewakuacyjnego z 16 lipca nikt nie chciał zostać w Polsce. Nikt z zapisanych 50 osób.
Kajetan: Ale niektórzy się jednak decydują na pozostanie w naszym kraju.
Agata: Tak, ktoś mówi, że chce zostać w Polsce, ponieważ jest bliżej do Ukrainy, język jest łatwiejszy, mentalność podobna, albo ma rodzinę, która wcześniej przyjechała do Polski. Natomiast jeśli rozmawiamy z osobami, które mają problemy zdrowotne, to mimo wszystko częściej decydują się na wyjazd dalej.
Do Rubikusa zgłaszają się przebywający już w Polsce uchodźcy z prośbą o relokację do Niemiec czy innego kraju europejskiego. Nie możemy kupić im biletów, ponieważ po ostatnich ostrzałach znowu mamy zwiększoną liczbę uchodźców z Ukrainy, którzy potrzebują ewakuacji. I nie możemy zostawić ludzi, którzy właśnie stracili domy, dlatego, że Polska, która miała zapewnić dobre warunki uchodźcom, ich nie zapewnia.
Nie możemy też wstrzymać ewakuacji z terenów okupowanych, gdzie ludziom ciągle grozi niebezpieczeństwo.
Kajetan: Cała ta nowelizacja idzie wbrew wszystkim zaleceniom, doświadczeniom innych państw europejskich, organizacji pozarządowych zajmujących się uchodźcami. Jest stworzona dla wygody urzędników i wygody państwa, bezmyślnie, jeśli chodzi o samych uchodźców. To posługiwanie się argumentem, że łatwiej nam będzie kontrolować, czy nie dochodzi do nadużyć – przepraszam, nie chodzi o to, żeby łatwiej było wam kontrolować, tylko żeby ludzie żyli w normalnych ludzkich warunkach. Urzędnicy powołują się na nadużycia, nie przedstawiając żadnej skali tych nadużyć.
Oprócz tego, że trwa ostrzał Ukrainy, przerwy w dostawie energii elektrycznej, wody, gazu powodują, że opieka nad osobami ciężko chorymi na większości terytorium Ukrainy jest niemożliwa.
Zmuszanie ich do powrotu tam jest narażaniem ich na utratę życia i zdrowia. O tym absolutnie nikt nie wspomina.
Nie wspomina też o tym, że nawet jak zostają w Polsce, to nie mają środków do życia, ponieważ nie mogą uzyskać żadnych zasiłków. Co z tego, że mają dostęp do służby zdrowia na takich samych zasadach jak inni obywatele w Polsce?
Jeśli pan z niepełnosprawnością albo chory onkologicznie zostanie umieszczony w ośrodku, z którego trzeba trzy czy pięć kilometrów iść do stacji kolejowej, nie ma pieniędzy, żeby dojechać do szpitala, to co to jest za pomoc i za równość dostępu?
Ta nowelizacja jest tylko i wyłącznie po to, żeby dać uchodźcom jasno do zrozumienia, że nie będzie żadnej pomocy, wyjeżdżajcie stąd, wracajcie, gdzie chcecie albo jedźcie do Niemiec. Niemcy się pewnie strasznie z tego powodu cieszą, ponieważ są tak zapchani, że nawet tamten system nie daje rady. W niektórych landach już nie mają miejsc. Nie ma żadnej solidarności europejskiej, jeśli chodzi o przyjmowanie uchodźców z Ukrainy.
Agata: Polska cały czas gra kartą uchodźców w Unii Europejskiej. Nasi politycy mówią, że nie przyjmą uchodźców z Syrii, bo przyjęliśmy jako kraj dwa miliony Ukraińców i okazaliśmy im wiele pomocy. Problem w tym, że ta pomoc od samego początku opierała się na wolontariuszach. A jak widzimy w praktyce, system państwowy nie potrafi zapewnić osobie chorej na raka zakwaterowania w warunkach, które nie stwarzają poważnego zagrożenia dla jej zdrowia.
Od ponad dwóch lat Rubikus koordynuje ewakuacje osób z Ukrainy, w Warszawie tym ludziom pomagają Asymetryści. Współpracujecie między sobą. Wcześniej rozmawialiśmy o tym, że w polskiej stolicy, przez którą ze względów geograficznych jedzie większość uchodźców, ciągle jest problem z relokacją Ukraińców dalej do krajów zachodnich. Jak obecnie wygląda sytuacja?
Kajetan: Faktycznie został zlikwidowany system recepcyjno-relokacyjny w Polsce. Uchodźcy przyjeżdżający do Warszawy nie mają gdzie spać, co jeść itd. To powoduje, że Rubikus czy Helping to Leave, które zajmują się ewakuacją osób z okupacji oraz regionów przyfrontowych, muszą brać na siebie koszty kwaterunku ich w czasie do wyjazdu na zachód.
W związku z tym mają coraz mniej pieniędzy na samą relokację.
Polska sama sobie szkodzi, nie pomagając w relokacji, ponieważ wydawszy parę milionów na ten system relokacyjny rocznie, oszczędzałaby miliardy na pomocy, którą i tak będzie musiała udzielić, chociażby ona była nieskuteczna.
Wystarczyłoby, o czym mówiliśmy, żeby było tak jak na Łotwie: żeby uchodźcy dostawali przy przekroczeniu granicy zaświadczenie, które byłoby jednocześnie dowodem na ubezpieczenie, komunikację i możliwość skorzystania z noclegów, wyżywienia, dopóki jesteś w Polsce. Żebyśmy nie musieli robić im tych PESEL-i UKR na te parę dni. A bez tego pomoc nie zostanie im udzielona.
W Warszawie mamy 38 noclegowych miejsc tranzytowych – 18 od Habitat for Humanity, reszta od Warszawskiego Ośrodka Interwencji Kryzysowej. Nie na wszystkie możemy liczyć, ponieważ uchodźcy przyjeżdżają też osobno transportem publicznym. Natomiast tylko autobusem, który koordynuje Rubikus, jedzie 50 osób.
I co wtedy robicie?
Kajetan: Stajemy na głowie, wyszukujemy dla nich miejsca, ryzykujemy. 11 osób z jednego autobusu tej samej nocy wieziemy na lotnisko, żeby wylecieli do Norwegii, ponieważ nie ma ich gdzie w Warszawie zakwaterować. Co by było, gdyby ten autobus się spóźnił?
Agata: Jeśli ktoś w tym nie siedzi, to może nie rozumieć, dlaczego nie da się tych ludzi bez postoju w Warszawie od razu wysłać dalej. Nie da się dlatego, że ten autobus jedzie przez granicę ukraińsko-polską. To może trwać dwie godziny, a może trwać 12 godzin.
Kajetan: Nie ma nawet centrum tranzytowego, w którym ci ludzie mogą poczekać do wyjazdu.
Agata: Musimy zrobić co najmniej 12 godzin przerwy od planowanej godziny przyjazdu. Czasami też nie ma miejsc na przykład w pociągach, autobusach, odjazdy o określonych godzinach są dużo droższe. To samo z samolotami, więc ci ludzie muszą poczekać te kilka dni w Warszawie. Czasami muszą złożyć dokumenty na paszport, załatwić jakieś sprawy. I oczywiście są zmęczeni po długiej drodze z terenów przyfrontowych czy okupacji, potrzebują przynajmniej jednego noclegu.
Kajetan: Z tych 38 miejsc 20 ma wyżywienie. Staramy się uchodźcom zapewnić przynajmniej pierwszy posiłek. Ratujemy się foodsharingiem. Od zaprzyjaźnionej fundacji dostaliśmy 500 zupek chińskich, kanapki załatwiam od pań z Lasu Rąk, które robią je dla polskich bezdomnych. W upały kupujemy też po butelce wody za własne pieniądze.
Agata: Warszawa nie chce przyjmować tranzytu. A to byłoby po prostu najbardziej sensowne. Jak już wspominaliśmy przy innych rozmowach, centrum zarządzania kryzysowego za każdym razem chce wysłać daleko za Warszawę osoby, które za dzień lub dwa mają pociąg, autobus czy samolot ze stolicy. Przy czym osoby te miałyby później samodzielnie wrócić do Warszawy z wiosek, gdzie trzeba iść kilka kilometrów do stacji. Jak mają to zrobić rodziny z małymi dziećmi, starsi czy osoby z niepełnosprawnościami?
W Warszawie powinny być miejsca dla tych, którzy zatrzymują się tu w drodze do innych krajów, i tych, którzy najbardziej potrzebują lokum w mieście np. ze względu na leczenie.
Tymczasem przy Dworcu Centralnym dom dla uchodźców ma być oddany na stałe zamieszkanie tym, którzy równie dobrze mogliby mieszkać w innych miejscowościach. Szkoda takiej lokalizacji, która mogłaby służyć ludziom docierającym na dworzec w nocy po długiej podróży. Wtedy nie mielibyśmy sytuacji jak ostatnio, kiedy rodziny z małymi dziećmi albo ranni nocowali kilka dni na dworcu, nie wiedząc, gdzie mogą uzyskać pomoc.
W innych krajach europejskich standardem są punkty recepcyjne w stolicy i dużych miastach.
A jak wygląda sytuacja, jeśli chodzi dla miejsca dla osób z niepełnosprawnością w tranzycie?
Kajetan: Jak już powiedziałem, w Polsce łamane jest prawo europejskie, międzynarodowe (Konwencja o prawach osób niepełnosprawnych), które przecież ma wyższość nad krajowym. Obecne władze postępują dokładnie jak PiS, jak im prawo europejskie nie pasuje, to go nie widzą. Wojewoda mazowiecki, powołując się na ustawę o pomocy uchodźcom z Ukrainy, mówi, że nie zobowiązuje go ona do udzielania pomocy osobom z niepełnosprawnościami.
Czy macie pomysły, jak można naprawić sytuację uchodźców w Polsce oraz tych, którzy przez nią jadą?
Agata: Przede wszystkim, jeśli chodzi o ludzi z poważnymi chorobami, którzy teraz zostali bez mieszkań, to trzeba uruchomić możliwość podpisywania umów przez urzędy z właścicielami mieszkań. Trzeba pilnie dać tym osobom, które ze względów zdrowotnych nie mogą być w ośrodkach, możliwość zamieszkania w odpowiednich warunkach.
11 lipca Rzecznik Praw Obywatelskich skierował do premiera pismo, w którym zauważył, że system pomocy państwowej jest niedostosowany do potrzeb, przede wszystkim brakuje odpowiednich rozwiązań dla grup wrażliwych. RPO podkreśla, że konieczne są zmiany w prawie – w uproszczeniu chodzi o przywrócenie wielu rozwiązań sprzed nowelizacji ustawy. Jedną z najważniejszych i najpilniejszych kwestii, o których wspomina RPO, jest właśnie zapewnienie odpowiednich warunków zakwaterowania dla osób z poważnymi chorobami i niepełnosprawnościami.
Jak wspominałam, wielu uchodźców zwraca się do nas z prośbą o pomoc w wyjeździe za granicę. Nie możemy dać im pierwszeństwa przed osobami, które ewakuują się z terenów działań wojennych. Jeśli władze Polski stwierdziły, że muszą ograniczyć pomoc dla uchodźców, którzy otrzymali ochronę w naszym kraju, to
najlepszym kompromisem byłoby zapewnienie tym osobom relokacji do innych państw, żeby nie musiały wracać do kraju, w którym toczy się wojna.
Kajetan: W Warszawie musi zostać przywrócona infrastruktura recepcyjno-relokacyjna, taka jak była przy Dworcu Wschodnim (chociaż wcale nie mówię o namiocie) i została zlikwidowana w lutym 2024 roku, czyli norma, która istnieje w państwach zachodnich niegraniczących z Ukrainą. Na terenie Warszawy do dyspozycji musi być minimum od 150 do 200 miejsc noclegowych wraz z wyżywieniem, z możliwością zakwaterowania osoby z niepełnosprawnościami, także bez opieki. W takim ośrodku relokacyjnym mogliby być zatrudnieni opiekunowie, mogłaby być udzielana informacja, byłaby możliwość transportu ludzi do miejsca zakwaterowania (czasami nie mają pieniędzy), zawiezienia w razie czego do urzędu, czy na lotnisko, czy dworzec. Powinny tam być osoby odpowiedzialne za kontakt z organizacjami, które zajmują się relokacją, jak to robią Asymetryści.
Agata: Nawet punkt informacyjny na Dworcu Zachodnim można byłoby przekształcić w tranzytowy. Wtedy miałby jedzenie, miejsca do spania, bezpłatną toaletę, prysznic i oczywiście pracowników, którzy wychodziliby do autobusów z Ukrainy sprawdzić, czy tam nie ma kogoś z ograniczoną mobilnością (co robili wolontariusze na początku wojny). Oraz odbierali takie osoby, zgłoszone przez inne organizacje (autobusami z Łotwy przyjeżdżają m.in. osoby z biletami od łotewskiego IOMu, wszystkie osoby z niepełnosprawnością odbierają Asymetryści lub nasi wolontariusze). W tej chwili wiele osób nie ma możliwości samodzielnie dotrzeć do punktu informacyjnego, a nawet jeśli znajdą życzliwego przechodnia, który im pomoże, to później nie dojadą sami do miejscowości, do których zostaną skierowani.
Jakie mieliście oczekiwania wobec obecnej władzy w kwestii przyjmowania uchodźców z Ukrainy?
Agata: Trochę humanitaryzmu.
Kajetan: Miałem nadzieję, że jeśli wygra opozycja demokratyczna, to będzie to wielka historyczna szansa na dwie rzeczy. Po pierwsze, gdyby oczywiście politycy myśleli o takich sprawach, ale muszą wiedzieć –
pomoc humanitarna dla uchodźców jest równie ważna, jak pomoc militarna dla Ukrainy.
Każda rodzina ma kogoś na froncie, a ten ktoś na froncie boi się o tych, którzy zostali w bombardowanych miastach, gdzie nie ma prądu, nie ma za co żyć i jak się leczyć. To, że oni wyjechali na Zachód i otrzymują dobrą pomoc, powoduje, że żołnierze czują, że ich bliscy są bezpieczni i zaopiekowani. Dzięki temu mogą walczyć bez zaprzątania sobie głowy tym, co jego rodzina je i czy właśnie nie jest bombardowana.
Druga sprawa jest taka, że uchodźcy z Ukrainy, którzy pierwszy raz tutaj docierają i z taką pomocą się tu spotykają, tak widzą Unię Europejską. Pamiętajmy, że Majdany wzięły się z dążeń proeuropejskich Ukraińców. Jeśli oni będą postrzegać Europę przez pryzmat takiej pomocy, to zmienią zdanie.
Mieliśmy mężczyznę spod Charkowa, który uciekał z rosyjskiego Biełgorodu. Najpierw z rodziną pół roku siedzieli pod ruską okupacją, Rosjanie nie wypuszczali ich ze wsi. Jak się rozpoczęła kontrofensywa ukraińska (2022), to ich wywieźli do Rosji. Jako jedyny z rodziny się uparł, że nie chce ruskiego paszportu. Natomiast żona, dziecko i bodajże matka tłumaczyli mu, że powinien wziąć rosyjski paszport, ponieważ wtedy Rosjanie obiecują, że dadzą dom (gdzieś na Syberii), a jak tam pojadą, będą mieli tyle a tyle tysięcy rubli pomocy. A bez rosyjskiego paszportu nie dostaniesz ani pracy, ani pomocy medycznej. A on się uparł. Żona poszła na policję i powiedziała, że brat męża służy w SZU. Przyjechali kadyrowcy, pobili go tak, że przyjechał tutaj, kulejąc, cały w siniakach. Wiedział, że żona z nim nie wyjedzie, a następnym razem zatłuką go na śmierć, więc uciekł przez Białoruś dzięki wolontariuszom i Rubikusowi.
Jeśli polski rząd nie zdaje sobie sprawy, że właśnie to, jak przyjmuje uchodźców z Ukrainy, jak im pomaga, wpływa na to, jak oni widzą Europę, to czy w dłuższej perspektywie te nastroje proeuropejskie mimo wojny, mimo tej tragedii, która się dzieje, się utrzymają?
Jeśli nie zdają sobie z tego sprawy, to w takim razie nie mają żadnego pojęcia o robieniu polityki proeuropejskiej czy prounijnej. A jeśli nie rozumieją, że wolna Ukraina jest gwarantem niepodległości Polski, to znaczy, że nie rozumieją polskiej racji stanu.
Wesprzeć wolontariuszy można tak:
Asymetrystów pod linkiem
lub PayPal.me/ASYMETRYSCI
Rubikus.helpUA:
Jest dziennikarką, reporterką, „ambasadorką” Ukrainy w Polsce. Ukończyła studia dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisała na portalu dla Ukraińców w Krakowie — UAinKraków.pl oraz do charkowskiego Gwara Media.
Jest dziennikarką, reporterką, „ambasadorką” Ukrainy w Polsce. Ukończyła studia dziennikarskie na Uniwersytecie Jagiellońskim. Pisała na portalu dla Ukraińców w Krakowie — UAinKraków.pl oraz do charkowskiego Gwara Media.
Komentarze