Morawiecki wyzwał Webera na pojedynek 2 października. Jak się nie stawi, PiS podniesie krzyk oburzenia/triumfu, że Niemiec się przestraszył. Tymczasem nasz sondaż w Niemczech pokazuje, jakie jest poparcie dla antypisowskiej postawy Webera
Mateusz Morawiecki wyzywając Manfreda Webera na pojedynek z powodu 20-sekundowej wypowiedzi w telewizji ZDF o „zaporze ogniowej”, która ma powstrzymać PiS w Polsce i Europie, wkroczył w krainę politycznej baśni, tworząc aurę, jakby chodziło o kolejną bitwę pod Grunwaldem, czy obronę Westerplatte. Premier wydusił przez zaciśnięte usta, że niemiecka „miarka się przebrała”, a słowa Webera to "działania bez precedensu we współczesnej historii (...) Jako premier polskiego rządu nie pozwolę, by wybory Polaków były tak szkalowane”!
Jak podaje 10 sierpnia 2023 PAP, na najbliższym posiedzeniu Sejmu PiS zgłosi uchwałę potępiającą „ingerencję w polskie wybory”. „Zaniepokojenie próbami wpływania na polskie wybory przez zagranicznych polityków” wyraził prezydent też Duda.
Morawiecki wspaniałomyślnie zostawił liderowi Europejskiej Partii Ludowej, czyli największej grupy w Parlamencie Europejskim, wybór miejsca pojedynku (tv lub inna platforma), a także broni (po angielsku lub w językach narodowych, tematy do doprecyzowania), ale wyznaczył datę starcia na poniedziałek 2 października 2023, dając Niemcowi aż 8 tygodni na przygotowania. Skąd ta data? O tym za chwilę.
Marta Kozłowska pokazała w OKO.press, jak nadęta i pozbawiona sensu jest reakcja Morawieckiego i całego rycerstwa PiS na słowa Webera, który w krajowej polityce Niemiec nie odgrywa znaczącej roli. Autorka nabijała się nawet dyskretnie z bawarskiej kurtki polityka CSU (Trachtenjanker) i podkreślała, że słowa o PiS nie zostały nawet odnotowane w niemieckich mediach.
Z kolei Paulina Pacuła wskazała, że Weber krytykuje PiS jako przeciwnika (w fałszywym tłumaczeniu PiS – wroga) i chciałby, żeby PiS przegrał wybory krajowe w 2023 i do PE w 2024 nie dlatego, że jest Niemcem, ale dlatego, że jest europejskim chadekiem. Ma na celu podzielenie prawicowych radykałów na tych nieakceptowalnych (AfD, Zjednoczenie Narodowe Marie Le Pen, Fidesz, PiS) i tych bardziej cywilizowanych, z którymi EPL mogłaby co najmniej nawiązać współpracę (Bracia Włosi). Autorka tłumaczy, że prawdziwym zagrożeniem dla PiS są działania Webera, który może wyprowadzić z grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów drugą w niej (po PiS) siłę, czyli Braci Włochów.
Śmiertelnie serio wystąpienie Morawieckiego w obronie Polski przed germańskim zagrożeniem, a także licytacja na oburzenie niemiecką butą i podłością w wykonaniu polityków PiS i prorządowych mediów, stanowi wyjątkowo absurdalny przykład eskapady na – sięgnijmy po klasyka poezji dla dzieci Jana Brzechwę – Wyspach Bergamutach. Zamieszkałe m.in. przez kota w butach, uczone łososie w pomidorowym sosie oraz słonia z trąbami dwiema, mają z propagandowego punktu widzenia zasadniczą zaletę, że „tylko… wysp tych nie ma”, więc można hulać dowolnie.
Bo wiadomo, że Weber nie będzie chciał się kompromitować udziałem w debacie i Morawiecki dosiadający „osła, którego mrówka niosła” wygra walkowerem.
Zwycięski Morawiecki spuchnie z narodowej dumy, a rycerstwo PiS rzuci się na niemieckiego tchórza, który nie stawił się na pojedynek. Gdyby zaś jakimś cudem Manfred Weber podjął rękawicę, to niezależnie od przebiegu debaty PiS i jego media opiszą, jak Polak rozbił w puch Niemca, aż z niego leciało pierze.
I tutaj – uwaga, uwaga – wyjaśnia się proponowany termin starcia.
Tak czy owak, propaganda PiS będzie miała co grzać w poniedziałek 2 października, a to o tyle ważne, że czymś władza musi przykryć Marsz Miliona Serc, który w niedzielę 1 października przejdzie przez Warszawę. Już można sobie wyobrażać tę narrację: Niemiec się polskich władz boi, więc wysyła na ulice Donalda Tuska (określanego jako niemieckie popychle, pomagier czy słup). I przy okazji obsesja PiS związana z Tuskiem (o której ostatnio pisał Michał Danielewski) znajdzie swoje kolejne zastosowanie.
Pytanie tylko, czy uda się zgodnie z zasadami sztuki propagandy zwiększyć natężenie i przebić obecny przekaz.
Reakcji Morawieckiego towarzyszyły galopy pozostałego rycerstwa PiS, które na Bergamutach propagandy ścigało się zawzięcie na oburzenie. Przemysław herbu Czarnek użył nawet języka wroga: „Herr Weber. Sie haben keine Ahnung von Rechtsstaat...” [Nie ma pan pojęcia o rządach prawa]. I dalej rycerz wymachiwał toporem: "Łamiecie bezczelnie traktaty, stosujecie blokady medialne, żeby tylko niemieckie społeczeństwo nie mogło dowiedzieć się o gwałtach na kobietach i przestępstwach waszych muzułmańskich, nielegalnych imigrantów. I wy razem ze swoim pomagierem Tuskiem chcecie nas pouczać? To wy jesteście wrogami demokracji. #TuskPomocnikWebera”.
Można przy okazji wspomnieć o zasadniczej asymetrii.
Oburzenie PiS na wypowiedź Webera stoi w odwrotnej relacji do otwartego chamstwa i grubiaństwa setek antyniemieckich oskarżeń, bo polska prawica przyjmuje jako oczywiste założenie, że Polakowi wolno Niemca obrażać w najbardziej wyszukany kłamliwy i bezczelny sposób, a Niemcom wolno mniej. Jarosław Kaczyński jest mistrzem insynuacji, np. sugerując, że współczesne Niemcy mają wciąż wiele wspólnego z Adolfem Hitlerem: „Nikt nie próbuje regulować, kto ma rządzić w Niemczech, chociaż legalnie działają tam partie mające bardzo skomplikowany stosunek do przeszłości hitlerowskiej”. Na wiecu w Opolu opowiadał z kolei, jak Niemcy widząc Polaków jadących w I klasie wzywają konduktora, żeby ich wyrzucił. „Tak po prostu jest. To jest część świadomości tego narodu. Musimy z tym skończyć”.
Propaganda PiS obsesyjnie wręcz przedstawia Donalda Tuska jako diabelskie wcielenie Niemca, a opozycję jako agenturę niemieckich interesów (Morawiecki w Sejmie: "Nie sądziłem, że [Rafał Trzaskowski] może na serio tak sobie pomyśleć: Po co nam Centralny Port Komunikacyjny, skoro mamy port w Berlinie?”).
Gdyby ktoś w Niemczech zauważył, jak drastyczna jest ta asymetria, wystarczy... przypomnieć mu np. rzeź Woli. Bo Niemcom wolno mniej niż innym, a Polakom – ofiarom wojny sprzed 80 lat, wolno więcej.
Zamiast się oburzać na Webera, mógłby PiS zwrócić uwagę, że za jego kadencji (po Donaldzie Tusku na stanowisku szefa EPL) na stronie europartii pojawiła się deklaracja ideowa zatytułowana „Europa bez wartości chrześcijańskich byłaby Europą pozbawioną duszy”, z cytatem z Jana Pawła II. Inna rzecz, że wartości chrześcijańskie w Niemczech i Polsce mają inne znaczenie.
W grudniu 2022 zamówiliśmy razem z TOK FM sondaż równolegle prowadzony w Polsce i Niemczech. Zapytaliśmy o „świąteczne życzenia”, jakie mamy dla siebie nawzajem, a dokładniej o to, czy życzylibyśmy sobie trwania, czy też zmiany rządzących w naszych krajach koalicji: PiS (od 2015) w Polsce oraz SPD, Zielonych i FDP w Niemczech (od 2021).
Temat był i jest politycznie gorący. Do autora tego tekstu zadzwonił nawet znajomy z dawnych lat, senator opozycji, z obawą, czy wynik sondażu nie zostanie wykorzystany w antyniemieckiej narracji PiS. Na to, co zrobią politycy władzy czy prorządowe media nie mamy oczywiście wpływu, uważamy jednak, że dobrze jest wiedzieć, jak polska polityka jest postrzegana w tak ważnym dla nas kraju i odwrotnie, jak my postrzegamy państwo, które chce nam obrzydzić władza. Także cytowany niżej wynik może zostać zinterpretowany jako postawa antypolska (bo PiS utożsamia polskość z własną formacją) i znaleźć zastosowanie w „jeździe po Weberze”.
„Czy na podstawie tego, co Pan/Pani słyszał/a o dzisiejszej Polsce życzyłby Pan/Pani Polkom i Polakom z okazji Świąt i Nowego Roku, żeby PiS z prezesem Jarosławem Kaczyńskim i premierem Mateuszem Morawieckim wygrało najbliższe wybory parlamentarne w 2023 roku i dalej rządziło Polską, czy też żeby nastąpiła zmiana ekipy rządzącej?” – zapytaliśmy w Niemczech.
Połowa (49 proc.) Niemek i Niemców nie wiedziała, co odpowiedzieć, co nie jest specjalnie dziwne wobec ograniczonego nawet w bardziej „rozbudzonych politycznie” demokracjach zainteresowania innymi krajami. Występuje uderzająca asymetrię zainteresowania:
w Polsce Niemcy są w centrum debaty politycznej, a także w świadomości ludzi, w Niemczech Polska jest na marginesie.
Wśród tych osób, które mają pogląd na temat polskich spraw, przewaga życzeń zmiany władzy była wręcz przygniatająca, ponad sześciokrotna: 44 proc. proc. życzyło Polkom i Polakom porażki wyborczej PiS, a tylko 7 proc., żeby PiS dalej rządziło nad Wisłą.
Na wykresie przedstawiamy też odpowiedzi na to samo pytanie w Polsce. Pokazują dość stabilną proporcję postaw politycznych w sondażach nie tylko Ipsos od wyroku tzw. TK w październiku 2020, który zachwiał poparciem dla PiS:
około jedna trzecia (w tym sondażu 34 proc.) za politycznym status quo i blisko dwie trzecie (61 proc.) za zmianą.
Polaryzacja jest silna, tylko 5 proc. nie ma zdania, jakiej władzy sobie samym życzyć.
Warto dodać, że choć sondaż zrobiono pół roku temu, zachowuje on aktualność, bo tego rodzaju postawy zmieniają się powoli.
W swojej propagandzie PiS używa figury złego Niemca, w sensie – niemieckich polityków i polityczek (już od czasów byłej kanclerz Angeli Merkel często w parze z Donaldem Tuskiem), którzy chcą sobie Polskę podporządkować i wykorzystać. Kilka pytań naszego sondażu wskazuje na przewagę w społeczeństwie niemieckim zupełnie innych postaw i wręcz sympatii do Polski i Polaków, co nie zmienia faktu, że ocena PiS okazała się zdecydowanie krytyczna: znaczna większość życzy nam zmiany władzy. Socjoekonomiczne zróżnicowanie tej postawy jest niewielkie.
Inaczej niż w wielu sondażach Ipsos dla OKO.press, kobiety wykazały się w Niemczech mniejszym zainteresowaniem politycznym tematem (61 proc. odpowiedzi „trudno powiedzieć”) niż mężczyźni (37 proc.). Niemcy byli też bardziej zdecydowani zarówno w życzeniach zmiany władzy (54 proc. do 34 proc.), jak i zachowania status quo (9 do 4 proc.).
Osoby z wyższym wykształceniem nieco częściej (53 proc.) życzyły nam zmiany władzy, mniej wykształcone – częściej nie wiedziały, czego życzyć.
Odpowiedzi mieszkanek i mieszkańców dawnego NRD i RFN nie różniły się statystycznie. W landach wschodnich zmiany życzyło nam 43 proc., a dalszych rządów PiS – 6 proc., niezdecydowanych było 50 proc. W dawnej Republice Federalnej odpowiednio: 48 proc., 7 proc. i 46 proc.
Wyraziste są odpowiedzi berlińczyków, 61 proc. za polityczną zmianą w Polsce, 9 proc. za utrzymaniem władzy PiS, liczba niezdecydowanych spada do 30 proc. Jak widać, przewaga życzeń niemiłych dla PiS jest nawet minimalnie większa niż w reszcie kraju – siedmiokrotna.
Przy tak dużej zgodności ocen uwagę zwraca statystycznie istotna specyfika odpowiedzi w najstarszej grupie 60 plus – najwięcej (54 proc.) życzeń zmiany i zarazem najmniej osób niezdecydowanych (40 proc.). Może to być wynik innej niż osób młodszych pamięci historycznej – osoby 60 plus były już dorosłe w 1980-1981 roku, kiedy „Solidarność” budziła w świecie, a zwłaszcza w Niemczech ogromną sympatię i nadzieję na zmianę także w ich kraju. Osobom starszym losy polskiej demokracji mogą zatem wydawać się sprawą ważniejszą i bliższą niż młodszym Niemkom i Niemcom.
Narodowo-katolicki rząd PiS, który w swoim programie wyborczym ogłasza, że „nauka moralna Kościoła katolickiego nie ma w szerszym społecznym zakresie żadnej konkurencji (…) można jej przeciwstawić tylko nihilizm”, cieszy się – rzecz oczywista – lepszymi ocenami wśród Niemców i Niemek deklarujących prawicowe poglądy.
Jest to jedyna grupa, w której życzenie kontynuacji (24 proc.) przeważa nad życzeniem zmiany polskiej władzy (20 proc.). Rzecz jednak w tym, że osób o prawicowych poglądach w Niemczech jest bardzo mało (w badanej próbie 1010 osób było ich tylko 25).
Odkrywamy przy okazji zasadniczą różnicę między dwoma społeczeństwami:
poglądy prawicowe deklaruje w Polsce 30 proc., a Niemczech aż 15 razy mniej.
Można powiedzieć, że Polska jest wychylona w prawo, Niemcy stoją mocno w centrum, skłaniając się raczej w lewą stronę:
Tym bardziej zaskakuje tak wyraźnie prawicowy kurs Manfreda Webera, z odwołaniami do „chrześcijańskiej duszy Europy” (patrz wyżej).
Sporo pozytywnych dla PiS życzeń wyraziły też Niemki i Niemcy regularnie uczestniczące w praktykach religijnych (minimum 1-2 razy w miesiącu): 22 proc. z nich życzy Polsce dalszej władzy PiS, ale 36 proc. – zmiany koalicji (41 proc. nie ma zdania). Wśród osób, które praktykują kilka razy w roku lub wcale życzenia dalszego ciągu PiS wyraziło tylko 5 proc., a połowa życzyła nam zmiany władzy.
Rzecz w tym, że bardziej religijne Niemki i Niemcy nie mają większego wpływu na ogólny wynik sondażu, ponieważ jest ich bardzo mało. Niemiecka religijność – przynajmniej ta wyrażająca się np. odwiedzaniem świątyń – jest wręcz w zaniku. Poniższy wykres wskazuje na kolejną polską specyfikę na tle niemieckim, a zapewne także zachodnioeuropejskim tle:
Mimo postępującej laicyzacji i spadającego moralnego autorytetu Kościoła i jego hierarchów wciąż 45 proc. Polek i Polaków odwiedza (w grudniu 2022) regularnie kościół (w ostatnim sondażu Ipsos dla OKO.press i TOK FM w końcu czerwca – 43 proc.). W Niemczech ten odsetek spadł do 11 proc., a osób deklarujących zero praktyk jest aż 70 proc., równo dwa i pół raza więcej niż w Polsce.
Symetrycznie zapytaliśmy też w obu krajach o świąteczne życzenia dla Niemców i Niemek. Odpowiedzi są zaskakująco podobne: jedna piąta w Polsce (22 proc.) i w Niemczech (21 proc.) życzy dalszego trwania obecnej koalicji SPD, Zielonych i FDP. Dwa razy więcej w Polsce (41 proc.) i aż trzy razy więcej w Niemczech (59 proc.) jest za polityczną zmianą.
Do niewiedzy przyznało się w Polsce 37 proc. osób badanych (w Niemczech o polskich sprawach nie chciało mówić, przypomnijmy, 49 proc.). Interesujące, że aż 20 proc. Niemców i Niemek nie potrafiło się zdecydować, czego życzyć swojemu krajowi. Może dlatego, że wybory w Niemczech będą dopiero w 2025 roku.
Duże zróżnicowanie polskich życzeń dla Niemiec widać w elektoratach partyjnych. Okazuje się, że
wyborcy PiS życzą obecnej koalicji jeszcze gorzej niż Niemcy i Niemki życzyły partii Kaczyńskiego (65 proc. życzeń zmiany do 7 proc. kontynuacji).
Może to być skutek antyniemieckiej propagandy, zgodnie z którą to, co niemieckie, jest złe, a więc i rządząca koalicja jest zła, ale może jest to trafne odczytanie centro-lewicowego charakteru koalicji socjaldemokratów z zielonymi i liberałami. Tak też należy czytać życzliwe dla niemieckiej koalicji życzenia elektoratu Koalicji Obywatelskiej i zwłaszcza Lewicy. W wielu sondażach OKO.press widzieliśmy już, że elektorat partii Tuska „skręca w lewo”.
W tym kontekście atak na niemieckiego chadeka może budzić wątpliwości nawet w części prawicowego elektoratu w Polsce.
Pytanie, czy obecna Polska jest jeszcze demokracją, czy też już nie jest, rozgrzewa debatę krajową i stanowi przedmiot kolejnych kontrowersji między rządem PiS a władzami i sądami Unii Europejskiej, które zarzucają Polsce naruszanie demokratycznych wartości, które definiuje słynny art. 2 Traktatu o UE: „Unia opiera się na wartościach poszanowania godności osoby ludzkiej, wolności, demokracji, równości, państwa prawnego, jak również poszanowania praw człowieka, w tym praw osób należących do mniejszości. Wartości te są wspólne Państwom Członkowskim w społeczeństwie opartym na pluralizmie, niedyskryminacji, tolerancji, sprawiedliwości, solidarności oraz na równości kobiet i mężczyzn”.
Postanowiliśmy dotknąć tematu demokracji. W obu krajach zapytaliśmy: „Czy Polska i Niemcy są, czy nie są obecnie państwami demokratycznymi według tego, jak Pan(i) rozumie, czym jest demokracja?”.
Okazuje się, że zarówno w Polsce, jak i w Niemczech dwie trzecie osób uznało, że Niemcy są państwem demokratycznym (66 proc. w Polsce i 68 proc. w Niemczech).
Mniej osób w Polsce (52 proc.) i znacznie mniej w Niemczech (36 proc.) opisało dzisiejszą Polskę jako demokrację.
Sondaż Ipsos dla OKO.press i TOK FM metodą CATI (telefonicznie) 19 – 21 grudnia 2022 r., na ogólnopolskiej, reprezentatywnej próbie dorosłych Polek i Polaków, N=1000;
Sondaż Ipsos dla OKO.press i TOK FM metodą CAWI 16 – 21 grudnia 2022 r., na próbie dorosłych Niemców i Niemek N = 1010 osób. Kontrolowano rozkłady wieku, płci wielkości miejscowości, tak by były zgodne z proporcjami dla dorosłej populacji Niemiec.
Jak mówi OKO.press odpowiedzialny za oba badania dyrektor Paweł Predko z Ipsos, w Niemczech wiarygodność badań na panelach internetowych jest większa niż w Polsce, z uwagi na niemal powszechny dostęp do sieci i intensywne używanie internetu przez wszystkie grupy społeczne.
Propaganda
Władza
Wybory
Jarosław Kaczyński
Mateusz Morawiecki
Donald Tusk
Komisja Europejska
Parlament Europejski VIII kadencji
Prawo i Sprawiedliwość
Rząd Mateusza Morawieckiego
Europejscy Konserwatyści i Reformatorzy
Europejska Partia Ludowa
Manfred Weber
Niemcy
sondaż Ipsos dla OKO.press i TOK.FM
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze