0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Anatolii STEPANOV / AFPFot. Anatolii STEPAN...

Trzy lata koszmaru i wisząca nad Ukrainą groźba „pokoju” zawartego przez – według Donalda Trumpa – miłującego pokój Władimira Putina i współczesnego Napoleona, jakim także według samego siebie jest prezydent USA. Wyzwanie dla polskiej opinii publicznej, dla każdej i każdego z nas. Co z tym zrobimy?

Najpierw oddamy głos sierżantowi ze słynnego plutonu „Szwedy” – od początku pełnoskalowej wojny na froncie – oraz ukraińsko-polskiej aktywistce, która z coraz większą trudnością organizuje pomoc. Bo nasze wsparcie się skończyło.

Czy jesteśmy skazani na rosnące zobojętnienie? Zobaczymy po reakcjach na de facto zamach na niepodległość Ukrainy w wykonaniu Trumpa (z Elonem Muskiem w tle). I po tym, na ile „kupimy” antyukraińskie gesty polskich polityków.

NA ZDJĘCIU (u góry): Krewni i przyjaciele uczestniczą w ceremonii pogrzebowej Oleksandra Bezsmertnego, który został ciężko ranny podczas ataku na ukraińską akademię wojskową w Połtawie 3 września 2024 roku i zmarł w wyniku odniesionych obrażeń. Atak na centrum miasta był jednym z najbardziej śmiercionośnych rosyjskich uderzeń od początku agresji na Ukrainę.

Żeby dziecko poczuło, że nie cały świat zwariował

Robert Kowalski napisał do jednego z bohaterów swego filmowego cyklu o plutonie „Szwedy” sierżanta Dmitra Belyaka „Białego” (sportretowanego zwłaszcza w odcinku IX, w którym prowadzi oddział na linię frontu do walki z rosyjskimi zwiadowcami). Zapytał, jak żołnierze reagują na to, co wyprawia Donald Trump. Odpowiedź: „No, rozczarowanie tą Wielką Ameryką. Globalny Świat nie jest jeszcze gotów na następną wielką wojnę. Za to my jesteśmy gotowi walczyć dalej. Rosja nie jest wielka, ale z pewnością długa”.

O trzecią rocznicę wybuchu pełnoskalowej wojny pytamy też Galinę Andruszków, szefową Fundacji Uniters, wolontariackiego centrum pomocy dla ukraińskich żołnierzy i uchodźców z siedzibą w Warszawie, która sama straciła brata na wojnie.

Mikołaj Gyczko to był właściwie brat przyszywany, jako sierota przyjęty do rodziny Galiny. W wieku 38 lat zgłosił się do wojska i poszedł na front. Zginął w Małej Tokmaczce pod Zaporożem, 22 sierpnia 2023 roku. Rosyjski dron spadł na ich oddział, z ośmiu żołnierzy poza Kolasykiem ucierpiał tylko jeden – lekko ranny.

[caption id=„” align=„aligncenter” width=„217”]

Fot. archiwum prywatne[/caption]

Kolasyk to zdrobniale Mikołaj. Na zdjęciu (wyżej), które tuż przed śmiercią wysłał siostrze, widoczny jest na drugiej naszywce „Fenix” – to była jego ksywka. Mikołaj trzyma w objęciach dwa kotki, żeby siostrę uspokoić i rozbawić. „Nie mogę sobie darować... Nie odpisałam mu od razu, nawet serduszka nie dołączyłam. Wysłałam wiadomość dopiero w dniu, w którym zginął, już jej nie przeczytał” – opowiadała OKO.press Galina.

„Jest ciężko, praktycznie ustało dofinansowanie, ludzie przestali nam wpłacać [gdybyś chciał czy chciała to zmienić – zajrzyj tutaj]. Mamy pod opieką mnóstwo uchodźców, w tym wielu starszych. Polityka władz Ukrainy jest taka, żeby wracali do domu, ale oni się boją, nie ufają władzom” – mówi Galina.

Przeczytaj także:

„Są też matki z kilkorgiem dzieci albo z chorym dzieckiem, które nie mogą pracować. Nie wiem, co by się stało, gdyby straciły 800 plus, ale może to tylko takie popisy przed wyborami... Dla wielu jesteśmy już jedynym źródłem wyżywienia. Na froncie z kolei brakuje leków, ubrań, nie mówiąc o dronach”.

A Trump i Musk? Jak przyjmujesz ich słowa?

Galina Andruszków: To jest chore, wstrętne i chore. Światem rządzą chorzy ludzie. Ale co możemy na to poradzić? Robić nawet rzeczy drobne tak jak kolejne „Święta bez taty” dla dzieci blisko linii frontu. Było trudniej, ale udało się wysłać 5026 paczek z prezentami. Na placu w Krematorsku dzieci odebrały prezenty, a dosłownie chwilę później uderzyła w to miejsce bomba awiacyjna. To wojskowi nas ubłagali, żeby nie rezygnować z tej akcji, bo tam dzieci siedzą po piwnicach. Dlaczego nie wyjechali, to inna sprawa, ale teraz nie ma już nic, ani szkoły, ani lekarza, ani prądu.

„O zapomnieniu co rośnie, nim jeszcze płomień przygasnął”

To jak to jest z naszym niepomaganiem?

Moralność podpowiada, że rosyjska wina za zbrodnie popełnione w czasie tej wojny od 24 lutego 2022 roku, staje się codziennie coraz większa. Każda cywilna ofiara, zabita czy okaleczona, każdy zbombardowany szpital, szkoła czy teatr, a także każdy żołnierz, którego zabił wybuch rosyjskiego drona, dodaje kolejną winę i powinien budzić nasze coraz większe oburzenie i nasilać odruch solidarności z bratnim narodem bohatersko bijącym się od 1097 dni z wrogiem całej Europy (pamiętacie powszechne przekonanie, że to będzie rosyjski Blitzkrieg?).

Dzieje się odwrotnie. Przyzwyczajamy się do zbrodni (jeśli nie na nas), cierpienia (o ile cudze), powszednieje nam ból i rozpacz ofiar (jeśli nimi nie jesteśmy). Moralność wpada tu w pułapkę psychologii: ile można żyć w poczuciu, że dzieje się zło i świat nie może go powstrzymać?

Poczucie bezsilności nas nie rozgrzesza, ale tłumaczy, dlaczego słabnie odruch pomocy, a życzliwość zmienia się w obojętność lub niechęć.

W jednym z najważniejszych polskich wierszy pisał Czesław Miłosz o wtopionym w normalne życie Rzymu placu Campo di Fiori pomimo egzekucji Giordana Bruna, a także o karuzeli kręcącej się w Warszawie nieopodal murów walczącego Getta: „Morał ktoś może wyczyta/Że lud warszawski czy rzymski/ Handluje, bawi się, kocha/Mijając męczeńskie stosy”. Na zimno dodawał o „Zapomnieniu, co rośnie/Nim jeszcze płomień przygasnął”.

Taki jest dzisiejszy morał o nas: zło powszednieje, obojętniejemy, przełączamy kanał, widząc kolejny ostrzał ukraińskiego miasta.

Niesamowite, że to samo dzieje się... w Ukrainie. Jak opowiada Krystynie Garbicz frontowy oficer Rusłan Folten, „z biegiem czasu ludzie zapominają o wojnie, wyczerpują się, nie chcą otrzymywać informacji o wojnie, nie chcą o tym rozmawiać. Chcą się wyabstrahować od wojny”.

My mamy dodatkowo perwersyjne usprawiedliwienie: widzimy w kawiarni młodego Ukraińca, który się śmieje, pokazując znajomym zdjęcie w telefonie albo elegancką Ukrainkę, która kupuje sukienkę w galerii handlowej. Nic o nich więcej nie wiemy, ale ta chwila wystarczy.

Jakiś szatan fałszywej moralności podpowiada, że jeśli oni mogą normalnie żyć, to co dopiero ja.

W wersji nienawistnej: dlaczego ten facet nie jedzie walczyć za ojczyznę? Ukraiński tchórz, Polak by tak nigdy nie postąpił (akurat!).

Rosną w Polsce negatywne postawy wobec ukraińskich rodzin, choć nie można sobie wyobrazić „łatwiejszej” mniejszości, tak bardzo kulturowo i językowo do nas podobnej, w dodatku z taką wyjściową sympatią do nas.

Nie chcę uderzać w spiżowy dzwon moralności, ale pozostają nam trzy ludzkie odruchy.

Po pierwsze, chwila empatii wobec tych, którzy walczą także za naszą wolność. Jest w mediach, także w OKO.press wiele wspaniałych reportaży, rozmów, filmów. To w jakiś sposób przerywa ich samotność („I ci ginący, samotni, /już zapomniani od świata, /język nasz stał się im obcy”). To chyba nie wymaga szerszego uzasadnienia.

Po drugie, czujność wobec politycznego cynizmu całej (prawie) klasy politycznej, która chce wykorzystać rosnące zniecierpliwienie wobec ukraińskich uchodźców do budowania poparcia jako tych, którzy bronią polskich interesów.

Po trzecie, oburzenie na to, co wyprawiają Trump i jego kumpel Musk. Najpierw może o tym.

Trump i Musk jako szmalcownicy AD 2025

„Rozmawiam z prezydentem Załenskim, rozmawiam z prezydentem Putinem i robię co w mojej mocy, by odzyskać nasze pieniądze” – mówił Trump w sobotę 23 lutego, w 80-minutowej mowie zamykającej konferencję CPAC w Maryland. Kłamał jak z nut (wciąż tych samych), że „Europa przekazała pomoc o wartości 100 mld dol., a USA – 350 mld”, na co sala groźnie buczała.

Konferencje CPAC (Conservative Political Action Conference) od 50 lat zagrzewają do boju amerykańską prawicę, dziś głównie alt-right, alternatywną prawicę, która właśnie przestała być alternatywą wobec jakiejś innej prawicy i stała się zwycięskim mainstreamem Republikanów.

W tym roku w konferencji udział wzięło wielu gości z zagranicy w tym proputinowski premier Słowacji Robert Fico, prezydent Argentyny Javier Milei oraz zaocznie Brazylijczyk Jair Bolsonaro, były prezydent (2019-2022), reprezentowany przez rodzinę, bo jest oskarżony o próbę zamachu stanu i ma zakaz opuszczania kraju. Był też podziwiany przez Trumpa za brexit Nigel Farage, który dostał swoje 10 minut na CPAC („To początek złotego wieku dla Ameryki i świata, a wszystko dzięki jednemu wyjątkowemu człowiekowi”), i Santiago Obiscal ze skrajnie prawicowego hiszpańskiego Vox.

W Konferencji uczestniczył też – jak dobrze pamiętamy – prezydent Andrzej Duda, pojawił się na niej również szef MSZ Radosław Sikorski.

Także inne cytaty Trumpa z ostatniego tygodnia obracane są w mediach całego świata: Ukraina „sama sobie winna”, Zełeński mierny komik i tracący resztki poparcia dyktator, w dodatku niewdzięcznik, który najpierw wciągnął USA w wojnę, której nie można wygrać, a teraz obraża najpotężniejszego człowieka na ziemi, niech się pospieszy, bo za chwilę nie będzie już miał kraju.

Jak zauważa z sarkazmem ukraiński działacz praw człowieka Maksym Butkiewycz, który dwa lata spędził w rosyjskim więzieniu, Trump wypowiada się jak „przeciętnie wyszkolony śledczy rosyjskich służb bezpieczeństwa”. I powtarza tezy propagandy Putina, która „nigdy jeszcze nie była słyszana z tak wysokiej mównicy”.

Przerażające jest to okrucieństwo słów i bezwstyd szantażu. Trump żąda dostępu do złóż metali rzadkich o wartości ok. 500 mld dol. co najmniej trzykrotnie wyższej niż faktyczna amerykańska pomoc dla Ukrainy (rzędu 150 mld), a Musk grozi odcięciem dostępu do Starlinka, co uderzyłoby w zdolność działania ukraińskiej armii.

Nazywając po imieniu: to

postawa podobna do szmalcownika z II wojny światowej,

który wyciągał od Żydów ostatnie pieniądze, wiedząc, że nie mają innego wyjścia.

Po stronie Putina, zbrodniarza wojennego

Musk tak mówił na CPAC: „Trzeba mieć współczucie dla ludzi, którzy umierają na froncie. Ale za co oni umierają? Powiem wam za co, za największą machinę, jaką widziałem w życiu. Pieniądze, jakie są tam przeznaczane na łapówki, są odrażające. Ci biedacy są wysyłani w okopy dla pieniędzy”.

Ta akcja dyfamacyjna, odsądzająca od czci i wiary prezydenta Zełenskiego, zwierzchnika sił zbrojnych, jest przecież wprost działaniem na rzecz Rosji. Trump i Musk użyczają Putinowi broni dalekiego zasięgu, uderzającej w morale ukraińskiej armii.

Po imieniu: Trump staje po stronie zbrodniarza wojennego i próbuje go wprowadzić za zakrwawioną rękę na salony świata. Prezydent Duda do pewnego stopnia bierze w tym udział, „sugerując prezydentowi Ukrainy, by nie schodził z kursu spokojnej i konstruktywnej współpracy z prezydentem Trumpem”. Dlaczego Zełeński ma ulec szantażom Trumpa? Bo Duda „wierzy, że dobra wola i szczerość leżą u podstaw amerykańskiej strategii negocjacyjnej”.

Oświecony 10 minutami z najważniejszym politykiem świata Duda został zapytany o to, czy tłumaczył Trumpowi, że nie powinien tak mówić o Zełenskim. Odpowiedział jakby cytował Sławomira Menztena*, że „państwo wybaczą, ale dyskusja polityczna, która – niestety – odbyła się w mediach, jest sprawą pomiędzy prezydentem Donaldem Trumpem i prezydentem Wołodymyrem Zełenskim. Ja nie będę w to ingerował. Dla mnie najważniejsze jest bezpieczeństwo Polski, ja się na tym skupiam – jestem Prezydentem Rzeczypospolitej”.

Podejście Trumpa do Ukrainy interpretuje się jako:

  • osobistą zemstę na Zełenskim, za to, że ten w 2019 roku odmówił starającemu się o reelekcję Trumpowi ujawnienia materiałów, jakie miały obciążać syna Joe Bidena, Huntera, który robił nad Dniestrem interesy i zdaniem sztabu Trumpa prowadził rozrywkowy tryb życia;
  • wyraz tranzakcyjnego podejścia do polityki – trzeba odzyskać pieniądze zainwestowane przez Bidena (oszukując, ile ich było, żeby uzyskać jak najwyższą stopę zwrotu);
  • skrajną formę zmiany geopolitycznych priorytetów i proces przenoszenia uwagi w rejon Pacyfiku, w którym Rosja zaczyna się liczyć jako potencjalny sojusznik w rozgrywce z Chinami, a dla takiego celu warto poświęcić Ukrainę.

Sądzę, że stoi za tym także odruch rewolucyjnego pośpiechu, bo każda rewolucja – a jesteśmy jej świadkami – mnoży ponad miarę obietnice i musi je jak najprędzej dowozić. Trump uznaje i tu może mieć rację, że jedyny szybki scenariusz zakończenia wojny możliwy jest na warunkach Putina.

Polska polityka od braterstwa do cynizmu. Szantaż UE

Na tle Trumpa i Muska nasi politycy to anioły, ale jednak anioły czasem upadające. W wersji bez porównania bardziej delikatnej pojawia się ta sama co u Trumpa gra w bilansowanie zysków i strat, przy czym polskie koszty są zawyżane a ukraińskie lekceważone.

Do tego dochodzi coś, co można nazwać egzekwowaniem wdzięczności.

Uderzającym przejawem takiego roszczeniowego podejścia był szantaż zastosowany – w warstwie politycznych deklaracji – przez wicepremiera i premiera polskiego rządu.

Władysław Kosiniak-Kamysz mówił 29 września 2024: „Polska już i tak bardzo dużo zrobiła dla Ukrainy. Daliśmy tyle, ile mogliśmy, i oczekuję docenienia tego przez stronę ukraińską (...) Bez ekshumacji naszych ofiar nie ma mowy o dobrej przyszłości. Bez uszanowania i upamiętnienia ofiar nie ma mowy o wejściu Ukrainy do Unii Europejskiej".

Donald Tusk 30 września: „Pan wicepremier nie odkrył Ameryki, Ukraina nie będzie członkiem UE bez polskiej zgody. Ukraińcy muszą zrozumieć, że wejście do UE to także wejście w obszar standardów politycznej i historycznej kultury. Dopóki nie będzie respektu dla tych standardów, to Ukraina nie stanie się częścią rodziny europejskiej”.

Premier Tusk wyraził oburzenie, gdy podobną figurę (choć bardziej drastyczną, bo odmawiającą Ukrainie członkostwa nie w tylko w UE, ale także w NATO) zastosował Karol Nawrocki. „Nie może być częścią międzynarodowych sojuszy państwo, które nie jest w stanie rozliczyć się z brutalnej zbrodni na 120 tys. swoich sąsiadów”.

W obu przypadkach polscy politycy grożą Ukrainie odebraniem nadziei na bezpieczną przyszłość i wykorzystują słabszą pozycję narodu zagrożonego w swoim istnieniu. Nie dostrzegają, że polska pomoc to nie dar dla sąsiada, ale także wyraz obrony wspólnych interesów. Ukraina „zwraca” nam (i całej Europie) tę pomoc z nawiązką, ponosząc ofiary w wojnie, jaką toczy z imperializmem Putina.

To my jesteśmy obdarowanym w tej relacji. To Ukrainie należy się od Polski i Europy wdzięczność.

800 minus jako wyborcze podlizywanie się

„To zdrowy rozsądek i ktoś w końcu musiał to głośno powiedzieć” – ogłosił w 16-sekundowym filmiku Rafał Trzaskowski. Zaproponował, by uzależnić wypłatę 800 plus dla ukraińskich dzieci, od tego, czy ich rodzice (zwykle mama) pracują. Tłumaczył bez żenady, że „nawet gdyby tak dyktowało nam sumienie”, nie można pomagać bezwarunkowo. I jechał w stylu Konfederacji: „Do Polski przyjeżdża się do pracy, a nie po socjal”.

„A nie jest tak, że chce pan wykorzystać antyukraińskie nastroje wśród liberalnej części polskiego społeczeństwa?” – zapytała „Wyborcza”. Trzaskowski: „Politycy muszą słuchać ludzi, nie mogą stać obok nich, bo będą przegrywać i oddawać pole populistom (...) Mam nadzieję, że rząd szybko odpowie na mój postulat ograniczenia 800+. Chodzi o pokazanie sprawczości”.

Te cytaty odsłaniają z zaskakującą szczerością, o co w tym chodzi. Polityk nie może słuchać głosu sumienia, gdy głos ludzi się z nim nie zgadza i musi populizmem przebić innych (domniemanych) populistów.

Tymczasem przekaz kandydata Konfederacji Sławomira Menztena trafia do ludzi o ugruntowanym nastawieniu antyukraińskim, przekaz Trzaskowskiego czy Tuska do osób o mniejszym poziomie uprzedzeń, ale te uprzedzenia zwiększa.

Bo jeśli nawet nasi fajni politycy mówią, że Ukraińcy przyjeżdżają do nas po socjal, to nie ma co przesadzać z tą pomocą i życzliwością.

I tak kręci się błędne koło negatywnych postaw społecznych – odpowiadających im deklaracji politycznych – rosnącej niechęci itd. Warto wysiąść z tej karuzeli w trzecią rocznicę rosyjskiego najazdu na sąsiada.

Nie wyślemy ani pół żołnierza. Właściwie dlaczego?

Wszyscy polscy politycy – jeden przez drugiego – zapewniają, że nigdy, przenigdy nie wyślą ani pół żołnierza na Ukrainę w ramach europejskiej misji stabilizacyjnej. Misja buja się w obłokach niepewnej przyszłości po zawarciu (Kiedy? Na jakich warunkach?) jakiegoś rozejmu lub pokoju (Jakiego? Z czyim udziałem? Na jakich warunkach?), ale propozycja Wielkiej Brytanii i Francji jest politycznym konkretem, głosem Europy. Stanowcze polskie „nie”, motywowane obawą przed oceną wyborców, podważa tę inicjatywę i ogranicza naszą rolę jako jednego z liderów kontynentu.

Zapewnienia, że jesteśmy tak zasłużonym hubem, że nie możemy się więcej narażać, brzmią niepoważnie i oddalają nas od wizji kraju, który liczy się w Europie.

Uwaga! Takie obawy nabrałyby szczególnej mocy, gdyby potwierdziły się nadzieje po poniedziałkowym (24 lutego) spotkaniu Trump-Macron w Białym Domu, że prezydent USA może częściowo wycofać się ze scenariusza pokoju z Ukrainą na warunkach Putina. Elementem ewentualnego „dealu” byłaby właśnie obecność europejskich wojsk jako sił pokojowych. Odmowa Polski oznaczałaby wówczas nie tylko abdykację z aspiracji bycia jednym z europejskich liderów, ale oznaczałaby wręcz lekceważenie polskich interesów tuż za naszą granicą.

*Mentzen: „Nie zamierzam się oburzać, że jeden prezydent brzydko nazwał prezydenta innego kraju. Trzeba dbać o interesy polskie, a nie ukraińskie”.

;
Na zdjęciu Piotr Pacewicz
Piotr Pacewicz

Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze