Kaczyńskiego w kampanii nie widać, ale ton jego Listu do wyborców PiS obowiązuje. Skrajnie populistyczny przekaz: tylko my służymy narodowi, kto nie z nami ten zdrajca, kłamca albo "niezrównoważony" ma być podbarwiony pogardą wobec rywali. Zwłaszcza jednego z nich
Jarosława Kaczyńskiego - od czasu sejmowego wybuchu furii z "chamską hołotą" 4 czerwca (tu film z napisami; a tu opis manipulacji TVP i analiza Andrzeja Ledera) - w kampanii Dudy nie widać, według informacji TVN ma pojawić się dopiero w środę 24 czerwca. Ale prezes w Liście do członków PiS ułożył propagandową melodię, podał ton i podsunął wiele słów, którymi posługuje się Duda i cały PiS, który w zmasowanej akcji przekonuje do swego kandydata w mediach, na ulicach i w kościołach.
Kiedy Andrzej Duda mówi, że rządy PO-PSL były gorszym wirusem dla gospodarki niż koronawirus, kiedy twierdzi, że Trzaskowski kłamie albo jest niezrównoważony, a także gdy oskarża (w domyśle) Trzaskowskiego o "wciskanie dzieciom w szkołach ideologii [LGBT]. To jest taki neobolszewizm”, to za każdym razem korzysta z sugestii z listu Kaczyńskiego (w kwestii LGBT wzbogacając je o refleksje abp Jędraszewskiego o "tęczowej zarazie", która zastąpiła czerwoną). Także wtedy, gdy wychwala samego siebie i puszy się przed wyborcami "Jest moc"!
Odtworzymy przekaz listu Jarosława Kaczyńskiego, by rozwiać wszelkie złudzenia, co może nas jeszcze czekać w kampanii, zwłaszcza przed II turą. Przedstawimy zestawienie inwektyw, jakich użył prezes PiS i pokażemy jego populistyczną logikę. Zanalizujemy też odpowiedź, jakiej próbuje udzielać Rafał Trzaskowski, by rozbroić populistyczną narrację.
To będzie tzw. long read (długie czytanie), ale Kaczyński zadbał, byśmy się nie nudzili.
Ogłoszony 9 czerwca na stronie PiS ponad sześciostronicowy list jest ułożony według najlepszych (czy raczej najgorszych) wzorów populistycznego przekazu opisanych przez politologa Jana-Wernera Müllera (więcej o jego teorii - dalej; zobacz jego wykład po angielsku lub po polsku, czytaj też analizę PiS jako partii populistycznej)
Kaczyński odwołuje się do moralnie wartościowanego podziału MY-ONI. Głosi, że - jak to ujmuje Müller - MY i tylko MY reprezentujemy interesy narodu, na mocy wyborów, w których naród powierzył nam władzę. Wyklucza ze wspólnoty opozycję przypisując jej wyłącznie złe, kłamliwe i podłe intencje, rysując obraz rozkradania przez nią kraju w czasach rządów PO-PSL, pomawiając, że chce użyć przemocy i obcej ingerencji w obalanie władzy PiS i strasząc na potęgę ewentualnym zwycięstwem wyborczym Trzaskowskiego. Samego Trzaskowskiego dezawuuje przy pomocy chwytów żywcem z Wiadomości TVP.
Pada kilkadziesiąt słów-obelg, których treść deskryptywna liczy się mniej niż ładunek ekspresyjny (emocje) i perswazyjny (by przekonać odbiorcę). Oceny działań opozycji (i samego Trzaskowskiego) mieszają się z odsądzaniem od czci i wiary rządów PO-PSL (z lat 2007-2015).
Aby lepiej pokazać charakter listu zestawiamy oskarżenia i obelgi w alfabetycznej kolejności. Wymieniamy 56 epitetów, w wiernych cytatach, nie zaznaczając czy dotyczą obecnej opozycji czy dawnych władz PO-PSL, bo oba wątki zlewają się w jedno oskarżenie, które ma odbiorcę poruszyć, oburzyć i przestraszyć.
List Kaczyńskiego został skonstruowany na zasadzie czarno-białej opowieści, w której "MY" (partia PiS i kandydat Andrzej Duda), zostali opisani jako samo dobro (ani jednej uwagi samokrytycznej), a "ONI", czyli "opozycja totalna", a wcześniej sprawująca władzę koalicja PO-PSL i kandydat KO Rafał Trzaskowski jako samo zło.
Uderzające są proporcje: aż 66 proc. dokumentu stanowi krytykowanie, demaskowanie, obrażanie i hejtowanie opozycji. Zalety PiS i Dudy stanowią 25 proc. tekstu (reszta to nieliczne zdania neutralne).
Widać, że dokument ma przede wszystkim wzbudzić niechęć czy wręcz nienawiść do politycznych rywali, ma ich zdezawuować i wywołać strach przed zagrożeniem, jaki wciąż stanowią, wraz z "ich" mediami, które wciąż mają "zdecydowaną przewagę" nad "naszymi mediami". Kaczyński ogłasza "alert", żeby Trzaskowski nie wygrał wyborów.
Punktem wyjścia listu Kaczyńskiego jest nieprawdziwa teza, że to opozycja jest winna, że wybory nie odbyły się w maju.
"Pandemia została wykorzystana do wywołania kryzysu konstytucyjnego" - oczywiście przez opozycję (1*)
"Działania opozycji, zarówno na szczeblu ogólnokrajowym, jak i - w szczególności - w samorządach, uniemożliwiły przeprowadzenie wyborów w konstytucyjnych terminach, czyli 10, 17 lub 23 maja".
W szczegółowej analizie Dominika Sitnicka pokazała absurdalność zarzutów kierowanych do opozycji, PKW, Senatu czy samorządów o to, że PiS nie udało się zorganizować przy pomocy Poczty Polskiej wyborów w czasach pandemii.
"Konieczne było zatem przyjęcie nowego rozwiązania ustawowego, które zapewnia przynajmniej to, iż 7 sierpnia 2020 r., a więc po upływie obecnej kadencji Prezydenta RP, stanowisko to będzie obsadzone" - pisze Kaczyński i znowu mija się z prawdą.
OKO.press kilkakrotnie dowodziło, że w żadnym wariancie nie było ryzyka nieobsadzenia stanowiska prezydenta. Zgodnie z Konstytucją mogła go zastąpić marszałek Sejmu, a termin wyborów można było uzależnić od stanu zagrożenia epidemicznego wprowadzając stan nadzwyczajny klęski żywiołowej.
*numery kolejnych stwierdzeń pochodzą z załączonego wyżej listu.
Pozytywny przekaz Kaczyńskiego jest słabo rozbudowany i hasłowy. Cały nacisk idzie na demaskowanie "ONYCH".
Pięć pozytywnych haseł stanowi znaną mieszankę treści socjalnych, narodowych i godnościowych, a także rozbrajające wszelką krytykę stwierdzenie, że dopiero władze PiS wprowadzają w Polsce demokrację. Kaczyński powtarza od lat, że polska demokracja jest doskonała, a nawet najlepsza w Europie (tak mówił w 2017 roku oraz w 2018, a w 2019 roku wychwalał demokrację w rządach PiS jako "skonstruowaną prosto").
"Przywróciliśmy elementarne prawa obywatelskie, przede wszystkim równość" (3)
"Celem jest budowa demokracji i praworządności oraz umocowana konstytucyjnie polityka społeczna, wspierająca rodziny oraz najsłabszych" (5)
"zapewnienie naszemu krajowi właściwego statusu i pozycji międzynarodowej" (6)
"Zbudujemy siłę społeczną patriotyzmu, wyrastającą z poczucia własnej wartości, z pozbycia się kompleksów" (7)
"Obronimy prawdę o historii Polski, przeciwdziałając haniebnym i bezpodstawnym oskarżeniom rzucanym na nasz Naród" (8).
Kluczowe dla propagandy wyborczej jest opisanie Andrzeja Dudy jako lidera polityki PiS, tak jakby miał uprawnienia podobne do prezydenta USA. Kaczyński stwierdza wręcz nie dbając o fakty, że
"Duda umiejętnie prowadził zainicjowany przez PiS proces pozytywnych zmian" (2)
"Ponowny wybór Andrzeja Dudy, który w ciągu minionych 5 lat z pełnym zaangażowaniem umiejętnie prowadził zainicjowany przez Prawo i Sprawiedliwość proces pozytywnych zmian w naszym kraju, leży w elementarnym interesie Polski.
Obecny Prezydent jest współtwórcą dobrej zmiany, czyli reform w sferze polityki gospodarczej, polityki zagranicznej i bezpieczeństwa, w dziedzinie oświaty i kultury oraz polityki historycznej".
Pod koniec tekstu: "Mamy świetnego, zweryfikowanego przez praktykę kandydata" (16
Sporo uwagi Kaczyński poświęca ośmiu latom rządów PO-PSL. Obraz jest - i ma być - przerażający, nie sposób zrozumieć, jak państwo tak skorumpowane, fatalnie zarządzane, rozkradane przez elity zarówno krajowe, jak zagraniczne, mogło w ogóle działać.
Jedynym naprawdę obowiązującym prawem było prawo silniejszego i to zarówno tego z naszego kraju, jak i zewnętrznego (4)
Kaczyński pastwi się nad III RP, prześciga w epitetach o "systemie głęboko niesprawiedliwym, godzącym w interesy milionów Obywateli", o kraju "bezrobocia, niskich płac, niskich świadczeń społecznych i jednocześnie nieefektywnym,
obciążonym ogromną korupcją i przyzwalającym na wyprowadzanie z Polski wielkich środków za granicę".
"Opowieści o demokracji i państwie prawa były wielkim oszustwem, a jedynym naprawdę obowiązującym prawem było prawo silniejszego i to zarówno tego z naszego kraju, jak i zewnętrznego".
[Władza PO-PSL] łamała prawa obywatelskie, wyprzedawała przedsiębiorstwa, grabiła obywateli, podporządkowała sądy, przetrzymywała "osobistych więźniów Tuska" (11)
Kaczyński korzysta z kilku przykładów wielokrotnego (propagandowego) użytku, które mają dowodzić, że Polska 2007-2015 był rządzona w despotyczny i arbitralny sposób. Znowu rodzi się pytanie, jak taka Polska przetrwała 8 lat. Pada zaskakująca odpowiedź:
"Przez osiem lat swoich rządów PO korzystało z racjonalnej polityki PiS lat 2005-2007".
Ale na szczęście "świadomość kompromitacji władzy docierała do społeczeństwa, co doprowadziło do zwycięstwa PiS."
Najwięcej pasji i miejsca Kaczyński poświęca obecnej opozycji, w tym ujęciu - tylko Koalicji Obywatelskiej, a nawet - tylko Platformy Obywatelskiej. Kluczowy jest zabieg wykluczenia z narodu, odebrania prawa do polskości. To taki najgrubszy populistyczny chwyt, kiedy podział my-oni jest interpretowany jako wymiar: polski - nie polski, patriotyczny - zdradziecki itp.
"Opozycja totalna nie kryje się z zamiarem obalenia władzy przy pomocy „ulicy i zagranicy”, a więc siłą i z wykorzystaniem ingerencji zewnętrznej" (13)
"Demokracja musi obejmować sferę porozumienia, zgodę na przestrzeganie prawa, honorowanie wyniku wyborów i elementarnej lojalności wobec narodu i państwa. Kto te zasady odrzuca, staje się siłą antydemokratyczną, antypaństwową, antykonstytucyjną i w istocie zewnętrzną" (14)
Ta obcość, nie-polskość opozycji pobrzmiewa jak rodzaj obsesji w kolejnym powtórzeniu. Zdrada ma zarówno wymiar historyczny (jakieś bliżej nieopisane "zależności z czasów PRL", jak i bardziej współczesny "obce siły, gotowe do interwencji", też nie wiadomo jakie (międzynarodowy kapitał, Niemcy, "Bruksela"?).
"Opozycja dąży do podporządkowania polskich spraw obcym wpływom, chce podtrzymywać pozostałości dawnych zależności z czasu PRL i budować nowe" (9)
Tak czy inaczej celem opozycji jest zniewolenie i zdrada polskich interesów.
Prezes Kaczyński nie potrafi ukryć swoich osobistych urazów i kompleksów wywołanych istnieniem krytycznych wobec PiS mediów. Mimo pełnej kontroli nad mediami publicznymi i oddziaływaniom - m.in. przy pomocy nacisków ekonomicznych - na wiele tzw. niezależnych anten i tytułów, Kaczyński głosi, że media niezależne mają zdecydowaną przewagę nad prorządowymi.
"Mimo częściowej - pluralizacji mediów (Telewizja Publiczna), zdecydowana przewaga w tej sferze ciągle należy do zwolenników starego systemu" (12)
Tej tezie - z pewnością przesadzonej - towarzyszy pełen furii atak na niezależne media.
"Faktyczny monopol medialny sił broniących społecznego zła" (10)
"Stosowane już przedtem metody socjotechniczne zostały jeszcze wyostrzone, a kłamstwo osiągnęło takie rozmiary, że można śmiało mówić o zbudowaniu przez media swoistej kontr-rzeczywistości, świata wirtualnego, nie mającego praktycznie żadnego związku z faktami. Możliwe to było, oczywiście, tylko dzięki istnieniu faktycznego monopolu medialnego sił broniących społecznego zła".
Podjęta została oszukańcza próba przedstawiania [Trzaskowskiego], przedstawiciela skrajnej lewicy, jako katolika, kontynuatora „Solidarności” (15)
Kaczyński zdaje sobie sprawę, że niebezpieczeństwem dla narracji populistycznej jest osłabienie ostrości podziału my - oni. Każdy sygnał, że Rafał Trzaskowski może być w czymś podobny do Andrzeja Dudy, czy może choćby akceptować elementy programu PiS (np. 500 plus) podważa podstawę narracji o zdrajcach i wrogach narodu.
Dlatego prezes demaskuje kandydaturę Trzaskowskiego:
"Po zmianie kandydata Platformy [z Kidawy-Błońskiej na Trzaskowskiego - red.] podjęta została oszukańcza próba przekonania społeczeństwa, że przedstawiciela skrajnej lewicy, którego poglądy znalazły już aż nadto jasny wyraz w sposobie rządzenia Warszawą, w czasie którego
dał się poznać jako zagorzały zwolennik ideologii LGBT marzący o tym, by jako pierwszy udzielić ślubu parze homoseksualnej,
przedstawia się jako katolika, kontynuatora „Solidarności”, a nawet osobę nawiązującą do tradycji Prezydenta Lecha Kaczyńskiego".
Tym, co ma Trzaskowskiego ostatecznie wykluczać jako Polaka jest popieranie małżeństw jednopłciowych (Trzaskowski jako kandydat popiera tylko związki partnerskie). Ten homofobiczny akcent stanowi zachętę dla Dudy i wielu polityków PiS, by wzbudzać nienawiść i strach przez Sodomą i Gomorą, jaką oznaczałyby rządy opozycji.
"Zwycięstwo [Trzaskowskiego] oznaczałoby ciężki kryzys polityczny, społeczny i moralny. Mamy stan alertu, który się skończy dopiero, gdy odniesiemy zwycięstwo" (16)
To już tylko konkluzja, oczywista wobec wcześniejszych wywodów.
Trzaskowski na pismo Kaczyńskiego odpowiedział krótkim (2,5 strony) kontr-listem do wyborców PiS, który robi wrażenie jakby jego autor (autorzy ze sztabu) znali prace cytowanego wcześniej Jana Wernera Muellera.
Analizując strategię opozycji wobec takich populistów jak Erdogan, Orbán, Putin, czy właśnie Kaczyński, Mueller apelował do sił prodemokratycznych, by nie tworzyć "przekazu na odwrót", w którym całe zło jest po stronie populistów i by nie powielać podziału na elity i lud. List kandydata KO, bez jednego wrogiego akcentu, jest apelem o odrzucenie nienawiści w polityce: "Polska bez podziałów, takiej Polski chcę".
Ignorując wściekły atak Kaczyńskiego (którego nazywa z ostentacyjnym szacunkiem Prezesem PiS Panem Jarosławem Kaczyńskim) Trzaskowski zwraca się do jego wyborców: "Naprawdę szanuję Państwa poglądy i jeśli zostanę prezydentem, będę też Waszym prezydentem. Będę prezydentem budującym wspólnotę narodową. Będę bronił praw każdego obywatela – bez względu na różnice poglądów".
"Nie mam problemu z tym, że postrzegacie mnie jako przeciwnika politycznego. Nie patrzcie proszę jednak na mnie jak na wroga, bo nie jestem Waszym wrogiem. Nie ma we mnie także nienawiści. Często czuję zdumienie, czasem smutek, ale nigdy nienawiść.
List jest ofertą: "Uważam, że Polsce potrzebny jest silny Prezydent, który na każdego będzie patrzył tak samo – niezależnie od tego jaką partię reprezentuje lub jakiej partii jest sympatykiem". Ostatnie zdanie brzmi:
"Bądźmy wspólnie dumni z naszego kraju. Mimo różnic".
List Trzaskowskiego nadawał ton jego kampanii, zwłaszcza w pierwszej fazie. Rozbrojeniu podziału, który próbuje narzucić PiS i Duda, służą deklaracje o respektowaniu 500 plus połączone z docenianiem tego programu, a także zapewnianie, że wiek emerytalny nie zostanie podniesiony, bo "tak mówią Trzaskowskiemu ludzie na ulicy" (ten ostatni przekaz został zakłócony wpadką, gdy kandydat KO stwierdził, że w 2016 roku nie głosował przeciwko obniżeniu wieku emerytalnego, a nawet że nie był posłem).
Miękkie podejście Trzaskowskiego, które ma ukoić obawy elektoratu PiS i tym samym demobilizować wyborców Dudy, trafia w powszechne zmęczenie politycznym hejtem, jaki panuje w polskiej polityce. Badania prof. Bilewicza pokazują nawet, że wśród zwolenników opozycji poziom niechęci do drugiej strony jest większy niż wśród wyborców PiS. To może być dodatkowy atut.
Prowadząc kampanię przeciwko Dudzie Trzaskowski musi jednak także mobilizować wyborców anty-PiS, którzy stanowią jego podstawowy elektorat. W kwietniowym sondażu OKO.press aż 39 proc. badanych zadeklarowało, że w II turze wyborów będą głosować na zasadzie "byle nie Duda", czyli na dowolnego kontr-kandydata obecnego prezydenta.
Kampania Trzaskowskiego próbuje godzić te sprzeczne wymogi. Z jakim efektem i skutkiem, to już temat na inny tekst.
Jedna z najciekawszych teorii triumfującego dziś w wielu krajach świata populizmu przedstawiona przez prof. Jana Wernera Muellera z Uniwersytetu Princeton głosi, że jego fundamentem jest przeciwstawienie prawdziwego „ludu” – czy też „narodu” – elitom, przy czym elity są skorumpowane i niemoralne. Populiści obiecują, że jak dojdą do władzy, to ich rozliczą, a gdy dochodzą do władzy próbują to robić - mówił Mueller w wykładzie dla Archiwum Osiatyńskiego i OKO.press wygłoszonym w Warszawie w 2018 r. (zobacz ten świetny wykład po angielsku lub po polsku).
Populiści głoszą, że "my i tylko my wyrażamy potrzeby i interesy narodu”, jednocześnie wykluczają z niego wszystkich, którzy się z nimi nie zgadzają.
Działania opozycji czy protesty społeczne naruszają ten mit wyłącznej reprezentacji i dlatego populiści robią co mogą, by je zdyskredytować, przedstawić oponentów jako agentów obcego wpływu, zdrajców czy osoby niemoralne.
Populiści mogą nawet zyskać na eskalacji konfliktu, bo przedstawią siebie jako obrońców narodu przeciwko obcym elitom, podkreślając, że zagrożenie z ich strony rośnie.
Współczesnych populistów wyróżnia to, że robią co mogą, by utrzymać pozory demokracji. Starają się nie powtórzyć obrazów XX-wiecznych autorytaryzmów. Przede wszystkim, nie starają się zniszczyć opozycyjnych partii, chociaż ośmieszają je i dyskredytują.
Tutaj pojawia się więc pewna możliwość: opozycja ma możliwość krytyki populistycznego rządu.
Najważniejsze, by nie powielać populistycznego sposobu myślenia: nie krytykować populistycznych rządów za wszystko, a raczej skupiać się na tym, co w sposób fundamentalny zagraża porządkowi demokratycznemu. Nie możemy też powielać podziału na elity i lud, zbudowanie lewicowego czy liberalnego populizmu nie będzie skuteczne.
Raczej negatywnym przykładem reagowania na populizm była z kolei skierowana do członków PiS odpowiedź Lecha Wałęsy na list Kaczyńskiego, po hasłem "Odwagi! Zróbcie to, odsuńcie kaczyzm od władzy". Legenda "Solidarności" i dawny patron braci Kaczyńskich wzywa wyborców Dudy do obalenia "rządów oszołomów, cyników, frustratów". Zgodnie z teorią populizmu Wernera skutek takiej narracji może być raczej odwrotny: umocnienie podziału i mobilizacja zwolenników Kaczyńskiego.
Propaganda
Wybory
Andrzej Duda
Jarosław Kaczyński
Rafał Trzaskowski
Koalicja Obywatelska
Prawo i Sprawiedliwość
Jan Werner Mueller
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze