To jest tak szkodliwe, że nie może się udać. Zmiana ustroju szkolnego uderza w wartości i interesy rodziców i dzieci, nauczycielek i dyrektorów, samorządów, organizacji społecznych. Łamie zasadę pomocniczości, wprowadza cenzurę. Oznacza złote czasy dla fanatyczek i karierowiczów. Czy PiS zabije edukację przy pomocy Lex Czarnek?
*Tytuł jest cytatem z mema krążącego po nauczycielskich i uczniowskich mediach społecznościowych. Pojawiały się też informacje, że w szkołach kolędę "Pójdźmy wszyscy do stajenki" śpiewano zastępując "czarta" - "Czarnkiem".
Do naszego cyklu "Mój tekst roku" zdecydowałem się wybrać pisaną przeze mnie w czerwcu 2021 analizę Lex Czarnek i Lex Wójcik, czyli projektów zmian ustawy oświatowej, które są - jak tytułowaliśmy - "gwałtem" na tym wszystkim, co w edukacji uważamy za najważniejsze. Mój wkurw - jeśli można wziąć termin od Strajku Kobiet - pomieszany jest z nadzieją na to, że projekt zostanie odrzucony.
Losy nowelizacji rozstrzygną się na początku 2022 roku. Lex Czarnek będzie głosowany już we wtorek 4 stycznia w połączonych komisjach edukacji i obrony narodowej (bo dotyczy też klas i szkół mundurowych). PiS ma w nich równo połowę głosów (39), a może też liczyć na dodatkowe pięć – dwóch posłów Polskich Spraw, jednego z Porozumienia, a może i dwóch z Konfederacji.
Jednak 13 grudnia to opozycja wygrała głosowanie (31 do 29) i obrady przełożono. Tym razem będzie trudniej, bo dopuszczono głosowanie zdalne, co może poprawić frekwencję klubu PiS.
W obronie szkół 26 sierpnia wystąpił ruch Wolna Szkoła, który stworzyło ponad 100 organizacji społecznych z całej Polski, ze wsparciem ZNP. Wsparły go także niezależny związek zawodowy Oświata Polska, Ogólnopolski Stowarzyszenie Kadry Kierowniczej Oświaty, czyli organizacji dyrektorów i dyrektorek, a przede wszystkim samorządów lokalnych zrzeszonych w Związku Miast Polskich, Unii Metropolii Polskich i powstałym w 2020 roku stowarzyszeniu Samorządy dla Polski.
Na 4 stycznia o 15:00 planowana jest demonstracja pod Sejmem, odbędą się też konferencje prasowe Wolnej Szkoły w kilkunastu miastach w Polsce.
Nadzieja w protestach, w mobilizacji opozycji. Liczę też na to, że obudzi się szeroka opinia społeczna, że do ludzi wreszcie dotrze, że ta zmiana jest równie szkodliwa jak Lex TVN i że zasługuje na społeczne oburzenie co najmniej takie, jak atak na media.
Nie potrafię czasem zrozumieć, dlaczego Polki i Polacy godzą się na to, że ministrem oświaty (czyli Pierwszym Nauczycielem) został taki polityczny klaun, homofob i zideologizowany nienawistnik, dlaczego skala protestów jest mniejsza niż w obronie wolnych sądów czy wolnych mediów.
Podobnie opozycja - nie potrafi "docenić" tematu zamachu na edukację.
Do zobaczenia zatem pod Sejmem!
Pod presją krytyki Czarnek cofnął się w kilku punktach i wprowadził autopoprawki do projektu nowelizacji:
Poprosiliśmy autorów/autorki OKO.press, by wybrali jeden swój tekst lub podcast opublikowany w 2021 roku – najważniejszy, najtrudniejszy, najbardziej poruszający lub po prostu – we własnej ocenie – najlepszy. Poniżej tekst Piotra Pacewicza "Lex Czarnek, czyli gwałt na edukacji. Osiem skutków ustawy, o których możecie nie wiedzieć" z 20 czerwca 2021
"Dostaliśmy w twarz" - pisaliśmy, gdy Przemysław Czarnek został ministrem edukacji. Czarnek, który mówił o osobach LGBT, że „ci ludzie nie są równi ludziom normalnym i skończmy wreszcie z tą dyskusją”, wydawał się kartą, przy pomocy której Kaczyński licytował się z Ziobrą na prawicowo-katolicki radykalizm, a także złośliwą prowokacją wobec opozycji i społeczeństwa obywatelskiego na zasadzie przeciągania kijem po prętach klatki.
Sądziliśmy, że ograniczy się do wpychania na listy lektur Zofii Kossak-Szczuckiej, "żołnierzy niezłomnych" i Jana Pawła II (swoją drogą Karol Wojtyła w grobie się przewraca) przy pomocy takich fanatyków, jak pełnomocnik ds. podstawy programowej i podręczników Artur Górecki, zwolennik przywrócenia w edukacji "orientacji teologicznej (...) bo nie da się w oderwaniu od Pana Boga usensownić życia człowieka".
Nie doceniliśmy "Projektu Czarnek". Zapowiadana od 6 czerwca 2021 roku nowelizacja prawa oświatowego i rozporządzenie o nadzorze pedagogicznym z 25 maja 2021 roku są zamachem na autonomię edukacji, próbą wrogiego przejęcia szkół kosztem władz samorządowych, przejęcia kontroli nad dyrektorami i dyrektorkami szkół, wreszcie próbą umocnienia monopolu edukacyjnego poprzez kontrolę centrali nad dostępem do szkół organizacji społecznych.
Program PiS na wybory 2019 roku stwierdzał, że "przywrócono ważną pozycję kuratorów oświaty, dzięki czemu można realizować politykę oświatową państwa", ale wybory – zarówno parlamentarne 2019, jak prezydenckie 2020 – choć dla PiS zwycięskie, pokazały, że partia straciła młodszych wyborców.
W sondażu Ipsos dla OKO.press z kwietnia 2021 roku głosowanie na PiS deklarowało... 2 proc. osób w wieku 18-29 lat. Trwa podobny odpływ młodych z Kościoła.
Upartyjniona szkoła ma zapewne ratować notowania partii władzy, ale koszty byłyby ogromne.
Rządowy plan nowelizacji ustawy oświatowej mobilizuje do akcji protestacyjnej nauczycieli, związkowców, samorządowców, organizacje społeczne. OKO.press poświęciło mu już kilka tekstów (patrz na koniec tekstu). Będziemy dalej analizować skutki nowelizacji, uświadamiać, jak wyglądałaby taka szkoła. Liczymy na to, że rząd się opamięta i wycofa projekt drastycznego naruszenia ustroju szkolnego o rozległych konsekwencjach. Czytajcie nasz cykl „Lex Czarnek".
Bezpośrednim celem proponowanej przez rząd Morawieckiego nowelizacji prawa oświatowego jest zyskanie kontroli nad wyborem dyrektorki czy dyrektora szkoły (wg raportu ORE z 2011 roku kobiety stanowiły 76 proc. dyrektorów placówek oświatowych, od 100 proc. w przedszkolach do 48 proc. w liceach). Władze dobrze wiedzą, że pozycja dyrektorki/ra w polskiej szkole jest bardzo silna. Zgodnie z ustawą oświatową:
Projekt przewiduje aż potrójne zabezpieczenie, by to rząd - poprzez powoływanego przez ministra edukacji kuratora - miał kontrolę nad tym, kto będzie rządził w szkole.
Zapis nr 3 jest perfidny i w praktyce oznacza odwołanie dyrektora/ki na życzenie władz w sześciu prostych krokach:
Zamach na pozycję dyrektora/ki i podporządkowanie go/ją "centrali" to kluczowy instrument ograniczenia autonomii szkół, będącej zasadniczym rysem polskiej edukacji. Nie przypadkiem zatem Czarnek 16 czerwca na antenie Radia Wrocław stwierdził wprost, że „nie ma czegoś takiego jak autonomia szkół”.
Autonomia jest, ale ma jej nie być. Bo zachwiana zostanie pozycja dyrektorki/dyrektora szkoły, która stanowiła o jej istnieniu.
Fatalnym skutkiem takiego prawa będzie eliminowanie z oświaty osób niezależnych, które nie podpisują się pod politycznym i ideologicznym profilem szkoły Czarnka. Albo same zrezygnują z pracy (czy startu w konkursie) albo zostaną wyrzucone. Kierowanie szkołą - zadanie odpowiedzialne i trudne - straci walor samorealizacji opartej na przekonaniu, że to ja decyduję o tym, jaka będzie moja szkoła.
Otworzy się droga awansu dla zwolenników/czek PiS i ideologii tej partii. Poza nimi swoją szansę zobaczą też zwykli karierowicze. Warto przy tym pamiętać, że zarobki dyrektorek i dyrektorów są relatywnie niezłe.
W bardzo zamożnej Lesznowoli (powiat Piaseczno, pod Warszawą) dyrektor zespołu szkolno-przedszkolnego zarobił w 2020 roku 132,9 tys., dyrektorki czterech przedszkoli między 98,5 tys.a 120,2 tys, dyrektorki i dyrektor czterech podstawówek między 138,6 a 160,5. W gminie zarobki dyrekcji placówek edukacyjnych wahały się zatem między 8,2 tys. a 13,4 tys. miesięcznie.
To oczywiście zasługa władz gminy, które znajdują dodatkowe środki i poza subwencjami oraz dotacjami z budżetu państwa inwestują znaczną część swoich budżetów w edukację.
W Radgoszczy (woj. małopolskie), która jest najuboższą gminą w Polsce, zarobki pięciorga dyrektorów są zdecydowanie mniejsze - między 5,0 a 7,0 tys. miesięcznie, ale na lokalnym tle to wciąż niezłe pieniądze.
W 2017 roku szacowaliśmy, że średnia zarobków dyrektora/ki szkoły przekracza 7 tys. miesięcznie, teraz średnia wzrosła, a jednocześnie zwiększyło się zróżnicowanie, zamożniejsze gminy dopłacają więcej.
Według portalu Wynagrodzenia.pl mediana zarobków 440 dyrektorów w marcu 2017 roku wyniosła 5 650 zł. W 2021 roku portal podaje, że w styczniu wzrosła do 6 370 zł.
Rząd pracuje też nad zmianą w kodeksie karnym (odpowiedzialny - zastępca ministra-prokuratora Ziobry Michał Wójcik). Ma zostać przyjęta jak cały pakiet już w czerwcu, ale opisana jest z nonszalancką ogólnikowością: "Projekt wprowadza nowe czyny zabronione (...) pociągnięcie określonych osób do odpowiedzialności karnej za przekroczenie uprawnień lub niedopełnienie obowiązków w zakresie opieki lub nadzoru nad małoletnim, powodujących szkodę tego małoletniego (...) przepisy te dotyczyć będą osób kierujących jednostkami objętymi systemem oświaty (...)". Zagrożenie karą do 5 lat.
Zdumiewający zapis. Wyodrębnienie nowej kategorii "przestępstw edukacyjnych" jest w oczywisty sposób zbędne - wszelkie czyny zagrażające uczniom lub naruszające prawo w inny sposób są już obecnie zagrożone interwencją prokuratury.
Chodzi najwyraźniej o to, by dać do ręki kuratorom dodatkowy bat. Zaczęliby działać jak "prokuratorzy ds. edukacji".
Jak jest przestępstwo, to znajdą się przestępcy. Chodzi o taki właśnie efekt mrożący, zwłaszcza, że zawiadomienie mogą składać także inni, np. rodzice niezadowoleni z konkretnej decyzji dyrekcji albo krzywdy (ich zdaniem) dziecka. Także organizacje typu Ordo Iuris będą polować na dyrektorki dopuszczające się takich przestępstw jak prowadzenie edukacji seksualnej.
W tym kontekście jasny staje się zapis z programu PiS na wybory 2019 roku: "Kurator oświaty z mocną pozycją zadba o przestrzeganie prawa w placówkach oświatowych. Nie dopuścimy do tego, aby Państwo pozbawione zostało możliwości kształtowania polityki oświatowej i damy odpowiednie narzędzia, także finansowe, aby ją realizować".
Jak widać, nie tylko finansowe, także karne.
„To prawo jest wprowadzane wbrew szkołom. W interesie szkół leży bowiem rozwój, kreatywność, wolność. Jak poszukiwać nowych rozwiązań, gdy wszystko ma być pod sznurek, zgodnie z wyobrażeniem kuratorium?” — mówi OKO.press Anna Sobala-Zbroszczyk, dyrektorka 2 Społecznego L.O. z Oddziałami Międzynarodowymi im. Pawła Jasienicy w Warszawie.
Sobala-Zbroszczyk prowadzi jedną z ciekawszych szkół społecznych, ale podobne ambicje "szukania nowych rozwiązań" mają setki dyrektorek szkół publicznych (OKO.press opisywało np. innowacyjną podstawówkę w Radowie Małym, na terenach byłego PGR-u).
Próbę glajchszaltowania oświaty widać jak na dłoni w interwencjach osławionej małopolskiej kurator Barbary Nowak, które zapowiada kontrolę w podstawówce w Dobczycach (powiat myślenicki) za udział 8 czerwca dzieci w wykładzie o konstytucji (w ramach akcji Tour de Konstytucja).
Czarnek komentował sprawę z Dobczyc tak: „To pokazuje, że kurator musi mieć więcej uprawnień, żeby strzec dzieci przed tego rodzaju sytuacjami. Kontrola pani kurator małopolskiej wykazała szereg ogromnych nieprawidłowości. Chcemy spowodować, żeby kurator, w sytuacji kiedy dyrektor szkoły nie wykonuje zaleceń pokontrolnych, mógł skutecznie wnioskować o jego odwołanie”.
Tak właśnie ma działać znowelizowana ustawa (patrz p. 1).
Sprawa Dobczyc jest ciekawa, bo pokazuje też jak działa tu "donos medialny" - o udziale dzieci w spotkaniu Tour de Konstytucja poinformował prorządowy portal wpolityce.pl, nazywając je "skandalicznym i szokującym".
Na publikację natychmiast zareagował minister Czarnek, nazywając sytuację „obrzydliwym skandalem”. Jeszcze tego samego dnia odezwała się małopolska kurator zapowiadając kontrolę w placówce.
Zarzuty władz dotyczą z jednej strony treści politycznych (rozmowa o Konstytucji RP jako "zagrożenie bezpieczeństwa dzieci"), z drugiej ideologicznych ("brednie na temat aborcji").
Czarnek ma tu realizować program wyborczy PiS, zgodnie z którym "można być Polakiem nie będąc katolikiem, ani osobą wierzącą, nie sposób jednak uznać, że polskość może istnieć bez tego dziedzictwa, jakie wniósł Kościół katolicki. Nauka Kościoła katolickiego, polska tradycja i polski patriotyzm silnie się ze sobą połączyły budując tożsamość polityczną narodu". A nawet więcej:
"Kościół katolicki jest depozytariuszem i głosicielem powszechnie znanej w Polsce nauki moralnej. Nie ma ona w szerszym społecznym zakresie żadnej konkurencji, dlatego też w pełni jest uprawnione twierdzenie, że w Polsce nauce moralnej Kościoła można przeciwstawić tylko nihilizm".
Czarnek odpowiada za "IV filar" państwa PiS, czyli "edukację jako niezbędny dla narodu zasób świadomości, systemu wartości, wiedzy i kwalifikacji". Aby to zrealizować "przywrócono ważną pozycję kuratorów oświaty", a teraz się ją radykalnie umocni.
Jest też jasna deklaracja oczekiwań od dyrektorów i nauczycielek: "ton polskiej edukacji powinni nadawać pedagodzy należycie wykształceni, o odpowiedniej postawie moralnej, lubiący pracę z dziećmi i młodzieżą, rozumiejący, że jest to także zawód misyjny".
Postawa moralna oznacza walkę z "nihilizmem", jakim jest odrzucanie katolickich nauk.
Nowoczesne systemy oświaty opierają się na założeniu, że szkoły powinny pracować podmiotowo i zespołowo. Mają same stawiać sobie cele rozwojowe.
Rolą państwa jest pomoc w rozwoju i taka rolę miał pełnić program o kryptonimie NPSEO (Nadzór Pedagogiczny System Ewaluacji Oświaty z czasów II rządu Tuska). Ewaluacja ma brać pod uwagę sytuację szkoły, jej plany i potrzeby. Przeszkoleni wizytatorzy mają jasność, że są po to, by pomóc szkole rozwiązywać problemy. Wykorzystują też tzw. ewaluację wewnętrzna, czyli samoocenę, jaką szkole wystawiają nauczyciele, ale też uczniowie i rodzice.
Takie miękkie zarządzanie poprzez wspomaganie rozwoju nie pasuje do autorytarnego stylu PiS.
Projekt rozporządzenia zarzuca Systemowi Ewaluacji Oświaty nadmierną biurokrację (częściowo słusznie, ale czy teraz będzie mniej) i stwierdza po prostu, że od teraz "ocena jakości pracy szkoły lub placówki będzie dokonywana w ramach kontroli".
Obecnie taka zewnętrzna kontrola ogranicza się do "przestrzegania przepisów prawa dotyczących działalności dydaktycznej, wychowawczej i opiekuńczej", ale to się ma zmienić. Kontrolerzy ocenią też "prawidłowość procesów kształcenia i wychowania oraz efektów działalności dydaktycznej, wychowawczej i opiekuńczej".
Będą prowadzić: obserwację zajęć, analizę dokumentacji, "analizę informacji pozyskanych od rodziców, nauczycieli i uczniów", "rozmowy z dyrektorem i nauczycielami w celu uzyskania dodatkowych wyjaśnień".
Dyrektorka Sobala-Zbroszczyk komentuje: "Najbardziej boli mnie generalna zmiana, pojawienie się czegoś, co nazywamy dyskursem kontroli. Takie zarządzanie nadaje się do fabryk, gdzie każdy ma jasno rozpisane zadania: ty wkładasz śrubkę, ty przekręcasz, a ty podajesz. Wprowadzanie podobnego modelu do szkół to pomyłka.
W ten sposób paraliżuje się strachem i zabija fundamenty edukacji: kreatywność, swobodę, chęć działania, poszukiwanie nowych rozwiązań, dostosowywanie metod pracy do zmieniających się potrzeb uczniów i do zmieniającego się świata".
Ogólnopolskie Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty (OSKKO) komentuje: "Ewaluacja jest procesem ciągłym, a jej wyniki służą poprawie i doskonaleniu działań. To jedyny tak nowoczesny proces zapewniania jakości używany w polskiej oświacie. Rezygnacja z niego na rzecz jedynie kontrolowania jest krokiem wstecz do czasu sprzed reformy na przełomie wieków".
Edukacja stanowi znaczącą część wydatków samorządów, a szkoły są postrzegane przez społeczności lokalne jako "nasze" - gminy, dzielnicy, miasta. To z edukacji rozliczani są politycy samorządowi. Szkoła staje się też - szczególnie w mniejszych miejscowościach - ośrodkiem życia społecznego i kulturalnego.
Tak jak miasta chcą, by teatr miejski miał dobry repertuar, tak władze samorządowe mają ambicję, by ich szkoły były lepsze. Czasem sprowadzają to do miejsca w rankingach, ale coraz częściej wskazują szkołom, jakie umiejętności będą potrzebne na lokalnym rynku pracy.
Zarządzanie szkolnictwem było i jest "hybrydowe", rządowo-samorządowe, ale z naciskiem na niższy szczebel - zgodnie z zasadą pomocniczości. Konstytucją w preambule stwierdza, że prawo opiera się na "poszanowaniu wolności i sprawiedliwości, współdziałaniu władz, dialogu społecznym oraz na zasadzie pomocniczości umacniającej uprawnienia obywateli i ich wspólnot".
Projekty rządowe sprowadzają samorządy do roli zarządcy czy administratora: "zapewnienie warunków działania szkoły, wyposażenie jej w pomoce dydaktyczne i sprzęt, wykonywanie remontów i niezbędnych inwestycji, zapewnienie obsługi administracyjnej, w tym prawnej, finansowej, obsługi organizacyjnej szkoły, a także wykonywanie czynności w sprawach z zakresu prawa pracy w stosunku do dyrektora szkoły lub placówki".
To wierne cytaty z ustawy oświatowej, ale nie oddają one prawdy o polskiej edukacji, która jest samorządowo-rządowa.
Zaprzeczenie zasadzie pomocniczości i decentralizacji oznacza odwrócenie całego procesu przemian w pokomunistycznej Polsce i powrót do modelu szkoły z PRL.
Około 1650 szkół prowadzonych przez stowarzyszenia i organizacje społeczne to wyraźna mniejszość - w roku 2019/2020 stanowiły 7,6 proc. podstawówek (a uczyło się w nich jeszcze trzykrotnie mniej - 2,7 proc uczniów i uczennic) oraz 7,1 proc. szkół ponadpodstawowych (w tym nieco więcej - 8,8 proc. liceów). Mają jednak swoje ważne miejsce w polskiej edukacji.
Wiele z nich to laboratoria innowacji, tworzą szeroką panoramę pomysłów na nauczanie, wychowanie, relacje z uczniami. Nowatorskie rozwiązania promieniują na całą edukację.
Są też azylem dla dzieci (zamożniejszych rodziców), które nie były w stanie przystosować się do dyscypliny edukacji publicznej.
Z drugiej strony, szkoły społeczne zwiększają nierówności edukacyjne, bo trafiają do nich dzieci lepiej przygotowane z zamożniejszych domów, gdzie jest więcej książek. Tworzą środowisko edukacyjne, które ułatwia dalszą karierę, w tym na uczelniach publicznych (paradoksalnie zamożniejsza młodzież częściej studiuje za darmo).
Obok szkół społecznych różnorodność edukacji zapewniają też blisko 300 szkół prowadzonych przez organizacje wyznaniowe (wśród podstawówek stanowią 1,2 proc. i 1,1 proc. uczniów i uczennic).
W rządowym projekcie uderza rozbudowana skarga, że szkoły niepubliczne są "nieposłuszne". Kuratorzy "napotykają problemy uniemożliwiające wykonanie czynności nadzoru pedagogicznego (...), np. brak kontaktu z dyrektorem szkoły, brak odpowiedzi na pisma, nieudostępnianie dokumentacji". Ta frustracja jest zapewne uzasadniona, dyrektorki i dyrektorzy szkół społecznych mają poczucie niezależności, traktują swoje szkoły jako indywidualne projekty.
Jak mówi OKO.press o kontrolach z kuratorium dyr. Sobala-Zbroszczyk, "szczerze mówiąc, nigdy nie wiedziałam, o co im chodzi. O tym, że działamy poza granicami prawa słyszeliśmy w zasadzie od momentu, gdy szkoły społeczne zaczęły się organizować.
A my po prostu jesteśmy inni, działamy niestandardowo. Dzisiejsza reforma, jak dosłownie napisano w uzasadnieniu, ma pomóc w dyscyplinowaniu nas".
Wzmocnienia nadzoru nad szkołami i placówkami niepublicznymi, jakie planuje rząd polegałoby na egzekwowaniu uprawnień, które zgodnie z art. 55 (zwłaszcza ust. 3) ustawy oświatowej obejmują niezwykle szeroki zakres kontroli:
Ustawa wprowadza możliwość wydania przez kuratora prowadzącej szkołę organizacji "polecenia niezwłocznego umożliwienia czynności z zakresu nadzoru pedagogicznego oraz określa konsekwencje wynikające z braku realizacji tego polecenia".
Rząd zadbał, by kurator przestał być papierowym tygrysem.
Kontrola ma zacząć się "nie później niż w terminie 7 dni od otrzymania polecenia".
Niezrealizowanie polecenia "będzie stanowiło przesłankę prawną do wykreślenia z ewidencji danej szkoły".
I dla wszelkiej jasności rząd uprzejmie informuje, że "projektując takie rozwiązanie założono, że [ta] sankcja wyeliminuje występowanie niezgodnych z prawem sytuacji polegających na uniemożliwianiu przeprowadzenia czynności z zakresu nadzoru pedagogicznego".
To poważne zagrożenie dla 1650 szkół społecznych. Wystarczy zajrzeć do ustawy oświatowej. "Nadzór pedagogiczny obejmuje obserwowanie, analizowanie i ocenianie:
Kuratorzy dobierani przez MEN cechują się konserwatyzmem i to zarówno w sensie narodowo-katolickiej ideologii, jak metod pracy. Można łatwo przewidzieć, że wiele szkół społecznych, zwłaszcza tych odważniej eksperymentujących, nie zyska ich aprobaty.
Po prostu ocenią, że szkoła niewłaściwie uczy czy wychowuje, zażądają zmian, które oznaczałyby zniszczenie dorobku czy profilu szkoły. A jeśli nie zostaną wprowadzone, wystąpią o wykreślenie z ewidencji.
I po sprawie.
Nowelizacja ustawy ma ostatecznie rozwiązać wymykająca się centralnej kontroli zajęcia prowadzone przez organizacje społeczne.
Do tej pory dyrektor szkoły - na mocy art. 68 prawa oświatowego - akceptował oferty organizacji społecznych (pozarządowych) za zgodą Rady Rodziców (lub Rady Szkoły tam, gdzie ona istnieje). W praktyce było to rozwiązanie elastyczne.
Aby to wszystko ukrócić rząd wprowadza
obowiązek pozytywnej opinii kuratora przed rozpoczęciem ewentualnych zajęć, przy czym trzeba o nią wystąpić nie później niż na dwa miesiące przed rozpoczęciem zajęć.
Dyrektor ma przekazać kuratorium program zajęć oraz materiały dydaktyczne. Kurator ma miesiąc na decyzję, dopiero po pozwoleniu kuratora sprawę będzie mogła rozpatrzeć Rada Rodziców.
To pomysł dalej idący niż skądinąd fatalny projekt prezydenta Dudy referendów wśród rodziców. Kontrola MEiN obejmie także inicjatywy samych rodziców, a także takie, które zyskują szerokie poparcie w społeczności szkolnej.
Nowelizacja ustawy oznaczałaby co najmniej dwumiesięczną blokadę działań nauczycielek, które często korzystają z propozycji mniejszych i większych organizacji społecznych. Uniemożliwi reagowanie na wydarzenia i szukanie wsparcia np. przez rodziców dla ich dzieci, gdy dzieje sie cos trudnego.
Ogólnopolskie Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty (OSKKO) komentuje: "W Polsce działają tysiące organizacji – w tym wspierających szkoły, wzbogacających życie szkoły, przynoszących inspiracje edukacyjne. Prawo już dziś wymaga akceptacji rodziców dla takich działań, nie jest zrozumiałe odbieranie im przez kuratora prawa do decydowania o edukowaniu ich dzieci, w zakresie niewchodzącym do podstaw programowych przedmiotów szkolnych".
Biurokratyczne rozwiązanie jest absurdalne.
OSKKO: "Wręcz szykaną wobec twórców nowych metod pracy dla szkół jest zmuszanie do wczesnego formalizowania materiałów i poddawania ich osądowi kuratora – z oceną poglądów pedagogicznych i światopoglądowych włącznie. Materiały nauczycieli są przygotowywane w trybie ciągłym. Nie sposób wszystkich opracować w wersji ostatecznej na całe miesiące przed użyciem. Wie to każdy trener nauczycielski, edukator.
Nauczyciele w Polsce mają prawo wyboru materiałów dydaktycznych i metod pracy. Odbieranie im tej swobody zabija kreatywność. Szkoła stanie się bez tej wolności miejscem nudnym, nierozwijającym w uczniach wolności i radości tworzenia, które jest podstawą współczesnej edukacji – skierowanej ku przyszłości".
Warto przypomnieć, że ustawa oświatowa wśród celów edukacji wymienia:
Ten opis idealnie wręcz pasuje do profilów setek pracujących z dziećmi i młodzieżą organizacji społecznych: ekologicznych, obywatelskich, ekonomicznych, charytatywnych...
Ustawa oświatowa stwierdza też wprost, że szkoła powinna stwarzać "warunki do rozwoju zainteresowań i uzdolnień uczniów przez organizowanie zajęć pozalekcyjnych i pozaszkolnych oraz kształtowanie aktywności społecznej i umiejętności spędzania czasu wolnego".
To oznacza, że nowelizacja ustawy oświatowej może być sprzeczna z jej duchem i literą.
W praktyce politycznej rządów PiS zgodę na wejście do szkół dostawałyby z pewnością organizacje z nurtu konserwatywno-katolickiego, natomiast nie dostawały organizacje edukacji prawnej, seksualnej, równościowej, a także wszelkie pomysły zbyt nowoczesne i "kontrowersyjne". To mogłoby uderzyć w istnienie wielu organizacji społecznych, które od lat pracują dla dobra edukacji.
W cyklu Lex Czarnek ukazały się już m.in.:
Edukacja
Władza
Przemysław Czarnek
Ministerstwo Edukacji Narodowej
Rząd Mateusza Morawieckiego
Lex Czarnek
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze