Władza systemowo karze niepokornych obywateli, ujawniając informacje o nich chronione prawem. Łamiących przepisy nie spotykają żadne kary, nawet jeśli efektem ich działań jest śmierć dziecka. Sprawa ministra Niedzielskiego jest pierwszą, w której władza się ugięła
Z danych zebranych przez OKO.press w ramach projektu „Na celowniku” wynika, że wykorzystywanie przez państwo chronionych danych wrażliwych przeciwko niepokornym obywatelom jest elementem systemowego nękania aktywistów. To ma zniechęcać do publicznego krytykowania tej władzy i jej działań.
Żeby powstrzymać ludzi przed zabieraniem głosu w sprawach publicznych, władza wykorzystuje wszystkie swoje zasoby. Ujawnianie danych to element całego wachlarza SLAPP stosowanego wobec przeciwników władzy PiS. Od grzebania w życiorysach, teczkach IPN, szukania haków w wystąpieniach publicznych, wpisach w social mediach, po zalewanie procesami i prokuratorskimi pozwami.
Takie szerokie często działania spotykały nie tylko aktywistów i aktywistki tzw. opozycji ulicznej – Elżbietę Podleśną, Arkadiusza Szczurka – czy uczestników i uczestniczki różnych ruchów – np. Martę Lempart, Barta Staszewskiego – ale też prof. Sadurskiego czy prokurator Katarzynę Kwiatkowską. Ujawnianie danych jest kolejnym, jeszcze bardziej bolesnym, bo rażąco niezgodnym z prawem, sposobem na proceduralne nękania aktywistów.
„W ostatnich tygodniach ten problem uległ dużej intensyfikacji. Mam wrażenie, że teraz dopiero dobitnie widać, jak bardzo dane wrażliwe, zbierane na nasz temat, mogą służyć władzy i partii” – mówi Wojciech Klicki, prawnik fundacji Panoptykon, która zajmuje się ochroną podstawowych wolności w dobie cyfryzacji danych.
Klicki podkreśla, że to, jak władza podchodzi do danych osobowych, było widać w 2019 roku – gdy za pomocą oprogramowania Pegasus sięgnęła do telefonu szefa kampanii wyborczej głównej partii opozycyjnej – Krzysztofa Brejzy. W 2020 roku na żądanie rządzących Poczta Polska próbowała sięgnąć po dane wszystkich wyborców. „Wtedy też okazano ignorowanie przepisów o ochronie danych osobowych” – zaznacza Klicki.
Po serii ujawnień danych wrażliwych w ostatnich tygodniach przypominamy kilka głośnych spraw, w których wobec opornych obywateli władza stosowała to narzędzie.
Gdy po zabójstwie prezydenta Adamowicza Polacy zaczęli protestować pod TVP przeciwko hejtowi, jaki prowadzi ta publiczna stacja, „Wiadomości” ujawniły dane osobowe dziesiątki protestujących aktywistów, a w przypadku niektórych – nawet ich miejsca pracy.
To doprowadziło do fali hejtu skierowanej – dzięki kampanii mediów kontrolowanych przez rządzących – przeciwko aktywistom. Jedna z osób straciła pracę, inna – była tego bardzo bliska. Ujawniono miejsce pracy jednej z liderek tego protestu – Elżbiety Podleśnej, znanej już wówczas aktywistki, m.in. z tzw. tęczowej Maryjki. Pod szpitalem, w którym pracuje, czekały na nią wozy transmisyjne, pracownik TVP z kamerą wpadł bez pukania do jej gabinetu, by ją sfilmować… Ze względu na groźby karalne, dostała ochronę policji.
Jej kompetencje – jest psychologiem – podważali w programie Rafał Ziemkiewicz i Magdalena Ogórek – propagandziści TVP. Przegrali sprawy w sądzie, wyroki są prawomocne, ale właśnie Zbigniew Ziobro wniósł o skargę kasacyjną w tej sprawie – czyli władza broni swoich do upadłego.
W sprawie interweniował Rzecznik Praw Obywatelskich. Jacek Kurski bronił przed RPO ujawnienia danych protestujących – tłumaczył, że skoro protestowali, to ich prywatność nie podlega ochronie. Sąd jednak miał inne zdanie – w kwietniu 2022 roku TVP przegrała proces – naruszyła dobra osobiste dziesiątki aktywistów. Stacja odwołała się. Do teraz nie zakończyła się sprawa odwoławcza.
Grudzień 2020 roku. Przez kraj już przetoczyła się ogromna fala protestów Strajku Kobiet przeciwko „wyrokowi” Trybunału Konstytucyjnego zakazującemu de facto prawie całkowicie aborcji w Polsce. Po demonstracji pod domem Jarosława Kaczyńskiego TVP podała, że przywódczyni Strajku – Marta Lempart – miała pozytywny wynik testu na SARS-CoV-2. Stacja dodała wypowiedź, rzekomo lekarki: „Siewcy śmierci chodzą w tłumie”.
Ujawnienie wrażliwych danych mogło zniechęcić Polaków do poddawania się testom – uznał RPO. Dlatego w tej sprawie zwrócił się do UODO – Urzędu Ochrony Danych Osobowych. „Ujawnienie informacji dotyczących zdrowia działaczki społecznej i organizatorki protestów doprowadziło do pytań w przestrzeni publicznej, jak bezpieczne są dane przetwarzane w związku z działaniami państwa w dobie pandemii. Brak zdecydowanych działań w celu wyjaśnienia tej sytuacji może wpłynąć na podważenie zaufania obywateli do organów władzy (...) może wzbudzać nieufność wobec rozwijanych obecnie projektów, takich jak Internetowe Konto Pacjenta czy e-recepta, jak i całego systemu o informacji w ochronie zdrowia” – argumentował Adam Bodnar, wówczas RPO. I żądał od UODO wszczęcia postępowania administracyjnego w sprawie naruszenia przepisów o ochronie danych osobowych.
Ale prezes UODO – Jan Nowak, przez 17 lat radny PiS związany z tą partią, odznaczany medalami przez PiS – odmówił wszczęcia postępowania. Zignorował argumenty RPO i stwierdził, że ten organ nie ma prawa żądać wszczęcia postępowania, może to zrobić jedynie sama Lempart. Choć to RPO ma konstytucyjne uprawnienia, by działać w imieniu obywateli.
Rzecznik złożył skargę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. „Tu chodzi o bezpieczeństwo danych medycznych każdego obywatela. UODO ma obowiązek sprawdzać, czy te dane są odpowiednio chronione” – tłumaczył Bodnar. WSA uznał te argumenty za zasadne i nakazał UODO wszczęcie postępowania. „Jednym z podstawowych zadań Prezesa UODO jest monitorowanie i egzekwowanie stosowania RODO” – podkreślił sąd.
Karolina Jastalska, specjalista w departamencie komunikacji społecznej w UODO, twierdziła, że sprawa Lempart, po nakazie WSA z listopada 2021 roku, trafiła do departamentu skarg i ten ją prowadzi. Nie znała statusu sprawy, choć przyznawała, że ma możliwości, by tenże sprawdzić. „Ale nie chcę tego robić za plecami departamentu” – tłumaczyła, dodając, że nie ma w biurze akurat osoby, która ją prowadzi.
Pytam Jastalską, czy zdaje sobie sprawę, że działania UODO można zinterpretować jako celowe ukrywanie sprawy, której urząd nie zdołał zakończyć przez ponad 1,5 roku.
„Rozumiem, jak to wygląda, ale tak nie jest” – przekonuje pracowniczka UODO.
Z kolei RPO twierdzi, że prezes UODO wniósł w tej sprawie skargę kasacyjną w 2021 roku. „NSA jeszcze jej nie rozpatrzył” – pisze Monika Okrasa, dyrektor zespołu kontaktów z mediami i komunikacji społecznej w RPO.
Czyli winni ujawnienia danych wrażliwych nadal nie zostali ukarani. Za to władza aktywnie działa, by ukarać aktywistkę.
Kilka tygodni po ujawnieniu przez TVP wrażliwych danych, prokuratura postawiła Lempart (także innym liderkom ruchu – Klementynie Suchanow i Agnieszce Czeredereckiej) zarzut „sprowadzenia niebezpieczeństwa dla życia i zdrowia wielu osób”. 19 października 2023, na pierwszej rozprawie liderki mają być przesłuchiwane.
Z ABW wyciekła też informacja, że Marta Lempart starała się o pracę w tej instytucji.
Jeszcze głośniejszy był przypadek ujawnienia informacji pozwalających na łatwe ustalenie danych ofiary pedofila. Zrobili to Tomasz Duklanowski z Radia Szczecin (publiczna stacja kontrolowana przez PiS) oraz TVP Info. Akcja była skoordynowana – TVP Info, choć opublikowało swój materiał 2 minuty wcześniej niż Radio Szczecin, powoływała się na publikację Duklanowskiego. To prawicowy dziennikarz, wyrzucany z wielu miejsc pracy. Wiele zawdzięcza władzy PiS, która wyniosła go na fotel redaktora naczelnego Radia Szczecin.
W grudniu 2022 roku Duklanowski opisał sprawę pedofila z PO Krzysztofa F., który został zatrzymany we wrześniu 2020 roku pod zarzutem m.in. molestowania 13-letniego chłopca i podania mu i jego 16-letniej siostrze substancji psychoaktywnych. Pedofil został prawomocnie skazany w grudniu 2021 roku, czyli rok przed publikacją Duklanowskiego, siedział za kratkami. Tymczasem Duklanowski podał, że ofiarami były „dzieci znanej parlamentarzystki”, a „w chwili przestępstwa poszkodowany chłopiec miał 13 lat, a dziewczynka 16".
Parlamentarzystek ze Szczecina i regionu jest kilka, ale z dziećmi w tym wieku i to jeszcze z PO – tylko jedna. To Magdalena Filiks. „Wystarczyło mi 10 minut, by ustalić, że chodzi o Mikołaja Filiksa” – pisał Cezary Wojtczak, doświadczony dziennikarz i redaktor. Nie tylko jemu nie sprawiło to trudności – szybko w sieci pojawiły się informacje, kto jest ofiarą pedofila z PO. Na syna posłanki Filiks spłynął hejt.
Za ujawnienie danych i wtórną wiktymizację ofiary pedofila Duklanowski stał się obiektem krytyki. Ale nie poniósł kary, nawet gdy w lutym 2023 roku Mikołaj Filiks popełnił samobójstwo. Udał się na urlop.
Z kolei TVP Info krytykowane za ujawnienie danych ofiar pedofila, oskarżyła o to samo posła Piotra Borysa, choć jego słowa padły dzień po publikacji Radia Szczecin i TVP.
Sprawa ujawnienia danych mocno oburzyła Polaków – w Radio Szczecin uderzyło tsunami krytyki. Telefonicznie, mailowo, na social mediach.
Ponad 600 redaktorów i dziennikarzy, w tym naczelni najważniejszych mediów w Polsce, podpisało list protestacyjny, wzywając do „ukarania osób odpowiedzialnych za złamanie podstawowych reguł zawodu”.
Przewodniczący Państwowej Komisji do spraw Pedofilii Błażej Kmieciak, w geście protestu podał się do dymisji. On również uważał, że autorzy ujawnienia informacji powinni ponieść konsekwencje.
Protesty nie odniosły skutku. Duklanowskiego nawet nie zawieszono w Radiu Szczecin ani nie zwolniono go z funkcji naczelnego, mimo iż duża część zespołu redakcyjnego tego oczekiwała.
Przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Maciej Świrski wszczął w styczniu postępowania w sprawie ukarania Radia Szczecin oraz TVP Info, z powodu „emisji treści umożliwiających identyfikację ofiar pedofila”. Ale to działanie okazało się tylko zasłoną dymną – do dzisiaj nikt nie poniósł konsekwencji z tego tytułu. W czerwcu Świrski podał, że czeka na wyniki postępowania prokuratury, choć ta bada coś innego niż KRRiT. Krzysztof Luft, członek rady programowej TVP, zarzucił Świrskiemu, że używa pretekstu, by uniknąć decyzji.
Adam Zadworny z „Gazety Wyborczej” w Szczecinie twierdzi, że Duklanowskiego spotkały tylko konsekwencje towarzyskie. „Spotyka się z ostracyzmem ze strony dziennikarzy, prawdziwych, z niepisowskich mediów. Nikt się z nim nie wita. Zresztą on unika sytuacji, w których są inni dziennikarze. I dalej pracuje w swoim stylu – ostatnio zrobił zmanipulowany tekst na mój temat, bo opisuję przestępcze działania syna członkini PiS” – dodaje Zadworny.
Na Magdalenę Filiks prorządowe trolle urządziły polowanie z nagonką – tysiące razy dziennie matkę tragicznie zmarłego obarczano odpowiedzialnością za jego śmierć.
Na przełomie lipca i sierpnia 2023 roku skumulowały się trzy sprawy ujawnienia wrażliwych danych. Najpierw opinię publiczną oburzyła sprawa pani Joanny z Krakowa, której policja kazała robić przysiady i przesłuchiwała, gdy ta krwawiła po zażyciu tabletki poronnej. Zabrano jej laptopa i telefon, mimo że nie była podejrzaną ani nie stawiano jej zarzutów. Gdy sprawę opisały „Fakty” TVN-u, policja krakowska w oświadczeniu ujawniła dane wrażliwe, m.in. że Joanna zażyła owe środki. Następnego dnia skasowano ten komunikat. Policja przekonywała, że działała dla dobra pani Joanny.
To dolało benzyny do ognia.
Pożar wizerunkowy był na tyle duży, że na specjalnej konferencji wystąpił komendant główny Jarosław Szymczyk, tłumacząc, że policjanci chcieli tylko kobietę chronić przed nią samą. I… ujawnił kolejne dane wrażliwe dotyczące prywatnego życia p. Joanny. Policja i prorządowe media bardzo starały się podważyć wiarygodność pokrzywdzonej.
Jeszcze nie ucichły echa tego skandalu, gdy na początku sierpnia, na konferencji prasowej Zbigniewa Ziobry i Tomasza Szafrańskiego z Prokuratury Krajowej ten ostatni ujawnił dane ofiary Mariki M. To nacjonalistka skazana na 3 lata więzienia za atak, razem z trzema innymi osobami, na osobę z torbą w kolorach tęczy. Marika została uwolniona z więzienia przez prokuratora generalnego.
Ujawnienie danych ofiary przez prokuratora naraża ją na kolejne, homofobiczne ataki. Szafrański, pytany przez dziennikarzy, nie podał podstawy prawnej podania tych informacji. Nie odbierał telefonu, nie odpowiadał na smsy. Ze strony Ministerstwa Sprawiedliwości zniknęła relacja z konferencji, na której ujawniono te dane.
Władza schowała głowę w piasek. Bo akta takich spraw mają być anonimizowane.
Jak ustalił ostatnio „Business Insider”, trwa postępowanie w sprawie ujawnienia przez prokuraturę danych osoby poszkodowanej przez Marikę M.
Tuż po tej sprawie wydarzyła się kolejna – lekarza ze Szczecina Piotra Pisuli. Atak władzy wywołała jego wypowiedź w „Faktach” TVN, 3 sierpnia 2023 roku, w której stwierdził, że z powodu zmian w systemie, jakie – bez konsultacji z lekarzami – wprowadziło Ministerstwo Zdrowia i NFZ nie udało mu się wypisać ani jednej recepty na leki przeciwbólowe dla pacjentów po operacji kręgosłupa. O tej sprawie od kilku dni donosili lekarze z całego kraju.
Następnego dnia minister zdrowia Adam Niedzielski na Twitterze napisał: „(...) Lekarz wystawił wczoraj na siebie receptę na lek z grupy psychotropowych i przeciwbólowych. Takie to FAKTY. Jakie kłamstwa czekają nas dziś”. Nieistotne dla ministra było to, że lekarz udziełił wypowiedzi dla „Faktów” w połowie dnia, a receptę dla siebie wypisał długo po niej. Ani to, że ujawnia w ten sposób dane wrażliwe lekarza.
Dlaczego w tym wypadku opinia publiczna zareagowała tak mocno? „Pisula to konkretny człowiek i każdy może się z nim utożsamić, bo każdy korzysta z lekarzy i recept” – tłumaczy Klicki z Panoptikonu.
Rządzący do końca bronili ministra – np. rzecznik rządu Rafał Bochenek stwierdził: „pan minister Niedzielski sprostował tę informację, która okazała się jednym wielkim kłamstwem i fake newsem". Kilka dni później, 8 sierpnia premier Mateusz Morawiecki przyjął dymisję Niedzielskiego. Ale jeszcze go bronił – twierdził, że cala sprawa to wynik walki polityka „z kłamstwem i manipulacją”, w której padło „o jedno słowo za dużo”.
UODO wszczął postępowanie w sprawie ujawnienia danych przez ministra – to Ministerstwo Zdrowia, już po usunięciu Niedzielskiego, zgłosiło sprawę do urzędu. Piotr Pisula żąda od ministra przeprosin i wpłaty 100 tys. zł na rzecz Polskiego Towarzystwa Opieki Paliatywnej.
Czy przypadek ministra Niedzielskiego zniechęci PiS do systemowego wykorzystywania wrażliwych danych do walki politycznej?
„Pierwszy raz ktoś poniósł odpowiedzialność za ujawnianie danych wrażliwych. Co prawda zbył małą – bo powinien ponieść też odpowiedzialność karną oraz z tytułu postępowania prowadzonego przez UODO. Ale staram się dostrzegać w tej sprawie promyczek nadziei” – uważa optymistycznie Wojciech Klicki z Panoptikonu.
Po kumulacji trzech spraw: pani Joanny, ofiary Mariki M. i lekarza Pisuli, Jakub Groszkowski, zastępca prezesa UODO wydał oświadczenie: „Z niepokojem obserwujemy narastające przypadki udostępniania danych osobowych w debacie publicznej, dlatego po raz kolejny UODO przypomina, aby do przetwarzania danych osobowych zawsze podchodzić z rozwagą i zgodnie z obowiązującym w Polsce prawem”.
Czy nagła wrażliwość władzy PiS spowodowana jest zbliżającymi się wyborami?
Władza zupełnie inaczej postępuje, gdy to niepokornego obywatela można oskarżyć o ujawnianie danych wrażliwych, nawet jeśli robi to tylko pośrednio, a jego działanie jest usprawiedliwione. Przykład – sprawa Zbigniewa Komosy – aktywisty znanego ze składania wieńców pod pomnikiem smoleńskim, z tabliczką, sugerującą odpowiedzialność Lecha Kaczyńskiego za tę katastrofę.
Komosa przez pół roku był śledzony, za każdym razem, gdy składał wieńce. 10 listopada 2022 roku znów zobaczył „ogon” tajniaków za sobą. Postanowił ich nagrać w relacji na żywo. Zaskoczył ich w parku i zażądał od nich ściągnięcia przełożonego. Gdy się nie zgodzili, chciał, by się wylegitymowali i udowodnili, że są policjantami. Ci to zrobili, pokazując swoje legitymacje służbowe do kamery live. Kilka miesięcy później policja oskarżyła Komosę o ujawnienie danych policjantów. Do teraz nie wytłumaczyła, dlaczego śledzono aktywistę, i to przez tak długi czas.
Sprawa jest w toku.
AKTUALIZACJA Już po publikacji tekstu, rzecznik UODO Adam Sanocki, potwierdził to, co przekazał nam rzecznik RPO w sprawie ujawnienia danych wrażliwych Marty Lempart – UODO w grudniu 2021 złożył skargę kasacyjną do WSA i do teraz sprawa nie doczekała się nawet terminu rozprawy. „Istotą sprawy była konieczność uzyskania zgody osoby, której dane dotyczą, na prowadzenie postępowania przez Prezesa UODO”, tłumaczy Sanocki.
Na zdjęciu: Minister Zdrowia Adam Niedzielski podczas konferencji prasowej 30 czerwca 2023 roku. Jest pierwszym politykiem, który poniósł odpowiedzialność za ujawnienie danych wrażliwych.
Zmiany w tekście (24.08): w opisie prezesa UODO Jana Nowaka „od 17 lat radny PiS” zmieniona na „przez 17 lat radny PiS”
Władza
Marta Lempart
Adam Niedzielski
Elżbieta Podleśna
Bart Staszewski
dane osobowe
Marika Matuszak
Na celowniku
Pani Joanna
SLAPP
Urząd Ochrony Danych Osobowych
wrażliwe dane
Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.
Ślązak, z pierwszego wykształcenia górnik, potem geograf, fotoreporter, szkoleniowiec, a przede wszystkim dziennikarz, od początku piszący o podróżach i rozwoju, a od kilkunastu lat głównie o służbie zdrowia i mediach. Zaczynał w Gazecie Wyborczej w Katowicach, potem autor w kilkudziesięciu tytułach, od lat stały współpracownik PRESS, SENS, Służba Zdrowia. W tym zawodzie ceni niezależność.
Komentarze