0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Oskarżona Katarzyna S., kadr z nagrania EmisjaTVOskarżona Katarzyna ...

Ta sprawa pokazuje, jak działa prokuratura w pełni podporządkowana Zbigniewowi Ziobrze. W czerwcu zakończył się ważny dla ścigania mowy nienawiści proces Katarzyny S., oskarżonej o znieważanie ludności ukraińskiej i pochodzenia żydowskiego.

Katarzyna S. to prezeska opolskiej fundacji „Wołyń Pamiętamy”. Ciąży na niej 15 zarzutów karnych, głównie za komentarze w mediach społecznościowych. Pisała w nich dużo o Rzezi Wołyńskiej i o Ukraińcach. Określała ich na przykład: „zboczone umysłowo plemię ukraińskie”, „bydło stepowe”, „ukraińskie ścierwa”, „przeklęty szczep”, „banderowskie szmaty”, „kundliszcze”, „banderowski pomiot”.

W czerwcu 2023 Sąd Rejonowy dla Warszawy-Mokotowa zakończył przewód sądowy. I zaczęły się mowy stron. Jako pierwszy przemawiał prokurator Maciej Młynarczyk z Prokuratury Rejonowej Warszawa – Praga Północ. To autor aktu oskarżenia. Specjalizuje się w mowie nienawiści. Zażądał dla Katarzyny S. kary roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata i przeprosin w regionalnej „Gazecie Wyborczej”.

Było wtedy gorąco i sąd odroczył rozprawę na 11 sierpnia 2023 roku. W piątek na rozprawie mowę końcową wygłosił obrońca oskarżonej. Zanim jednak to zrobił, prokuratura niespodziewanie zmieniła stanowisko. Prokurator Młynarczyk jest na urlopie. Więc w jego zastępstwie przyszła na rozprawę – wyznaczona przez kierownictwo prokuratury – prokurator Iwona Tryfon-Wilkoszewska. Wycofała ona dwa zarzuty, a 13 zarzutów o znieważenie połączyła w jeden czyn.

Wniosła też o odstąpienie od kary. Zażądała dla oskarżonej tylko wpłaty 3,5 tysiąca złotych na Fundusz Sprawiedliwości, który partia ministra Ziobry wykorzystuje do wydatków związanych z promowaniem jej liderów.

Przeczytaj także:

Jeśli sąd przychyli się do tego wniosku, Katarzyna S. może liczyć na łagodne potraktowanie za hejt. Szczegóły aktu oskarżenia i to, co działo się w piątek w sądzie opisujemy w dalszej części tekstu.

Prokurator Prokuratury Rejonowej Warszawa-Praga Północ Iwona Tryfon-Wilkoszewska. Fot. Mariusz Jałoszewski

Jak prokuratura Ziobry przyszła na pomoc oskarżonej

Zmiana stanowiska prokuratury wobec Katarzyny S. nie jest przypadkowa. Z informacji OKO.press wynika, że w II połowie lipca 2023 roku kierownictwo prokuratury zażądało akt sprawy. Zrobiono to po konferencjach ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego Zbigniewa Ziobry, który nagle wziął w obronę Marikę M., działaczkę Młodzieży Wszechpolskiej. Poznański sąd skazał ją na bezwzględne więzienie za udział w napaści na dziewczynę z tęczową torbą. Za ten wyrok Ziobro zaatakował sąd i poznańską prokuraturę.

A teraz stołeczna prokuratura nagle odpuszcza oskarżonej za hejt na Ukraińców. Nie bez znaczenia jest też to, kogo prokuratura wysłała do sądu, by zmienić stanowisko. Mężem prokuratorki Iwony Tryfon-Wilkoszewskiej jest były asystenta Ziobry prokurator Paweł Wilkoszewski, który awansował za obecnej władzy aż do Prokuratury Krajowej. Jest tam naczelnikiem wydziału spraw wewnętrznych, który ściga sędziów i prokuratorów.

Tryfon-Wilkoszewska prokuratorką została w 2017 roku, czyli za obecnej władzy. Z informacji OKO.press wynika, że po epidemii covid z powodów rodzinnych często pracuje zdalnie. Tym bardziej zaskakuje, że kierownictwo prokuratury wysłało ją, by wycofała wniosek o karę więzienia.

Sąd odroczył rozprawę Katarzyny S. do połowy września

Wtedy może zapaść wyrok. Prokurator Młynarczyk nie będzie już na urlopie. Pytanie jednak, czy kierownictwo prokuratury pozwali mu przyjść do sądu, czy też już na stałe odsunie go od tej „wrażliwej” sprawy. Wszak minister i jego środowisko nagle zainteresowało się sprawami karnymi osób związanych m.in. organizacjami narodowców. A o sprawie Katarzyny S. pisał prawicowy portal Kresy.pl.

Sąd nie jest jednak związany zmianą stanowiska prokuratury. Może orzec tak, jak wnosił prokurator Młynarczyk (prokuratur nie mogła cofnąć jego wniosku, bo sąd zamknął już przewód sądowy). Prowadząca proces sędzia Agnieszka Jaźwińska z Sądu Rejonowego dla Warszawy-Mokotowa jest teraz jednak pod dużą presją prokuratury, ale też Ziobry.

Prokuratura wysłała na rozprawę żonę naczelnika wydziału spraw wewnętrznych Prokuratury Krajowej, który ściga sędziów m.in. za wydane orzeczenia. Tak było z Igorem Tuleyą. Z kolei minister Ziobro atakując sąd w sprawie Mariki, wysłał sygnał, że staje po stronie środowisk skrajnie prawicowych.

Ziobro niedawno zaatakował też Sąd Rejonowy dla Warszawy-Mokotowa za umorzenie sprawy mężczyzny, który szarpał się z kierowcą antyaborcyjnej furgonetki. Ziobrze w tej sprawie puściły wszelkie hamulce. Mówił, że sądy wydają „bandyckie wyroki”. I będzie chciał w tej sprawie zwołać nadzwyczajne posiedzenie nielegalnej neo-KRS. Akta tej sprawy też już wypożyczyła z sądu prokuratura.

Sędzia Sądu Rejonowego dla Warszawy-Mokotowa Agnieszka Jaźwińska. Prowadzi proces Katarzyny S. Fot. Mariusz Jałoszewski.

Jak doszło do ścigania Katarzyny S.

Prokuratura wpadła na trop poniżających komentarzy pod adresem Ukraińców, które zamieszczała w mediach społecznościowych Katarzyna S., przy okazji innego śledztwa dotyczącego Igora Isajewa. To polski dziennikarz i aktywista pochodzący z Ukrainy. Złożył on zawiadomienie do prokuratury.

Isajew razem ze Związkiem Ukraińców w Polsce zajmował się wówczas walką z antyukraińską mową nienawiści. Często dyskutuje w mediach społecznościowych, gdzie prezentuje ukraiński punkt widzenia. Wypowiada się w też w kwestii rzezi wołyńskiej, dlatego często jest atakowany i hejtowany.

Prokuratura początkowo badała tylko jeden wpis S. na jego temat, w którym napisała o nim „c..pa”. Jej sprawę wyodrębniono jednak do innego śledztwa, bo okazało się, że jej obraźliwych wpisów jest więcej. I dotyczą one głównie Ukraińców. Prokuratura trafiła na nie, bo zrobiła przeszukanie w jej mieszkaniu i zatrzymano m.in. jej telefon.

W 2020 roku prokurator Młynarczyk wysłał do sądu akt oskarżenia. Postawił jej 15 zarzutów. Aż 12 zarzutów dotyczyło znieważenia narodu ukraińskiego, co jest czynem z artykułu 257 kodeksu karnego. Kolejny zarzut dotyczył znieważenia narodu żydowskiego. Jeden zarzut postawiono za ujawnienie informacji ze śledztwa, co jest kwalifikowane jako czyn z artykułu 241 paragraf 1 kodeksu karnego (robiła to, opowiadając w Internecie, jak wyglądały przesłuchania w prokuraturze). Ostatni zarzut dotyczył znieważenia Isajewa, co jest czynem z artykułu 216 paragraf 2 kodeksu karnego.

Obraźliwe wpisy

Katarzyna S. nie jest zwykłą, anonimową osobą, która wypowiada się w mediach społecznościowych. Jest założycielką i prezeską opolskiej fundacji „Wołyń Pamiętamy”, a na co dzień pracuje w branży logistycznej. Ma wyższe wykształcenie techniczne.

Kobieta była liderką narracji antyukraińskiej w mediach społecznościowych w Polsce. Jej aktywność w tym zakresie można było zaobserwować w sieci przynajmniej od 2018 roku. Zanim założyła fundację, prowadziła na Facebooku grupę „Genocidium atrox” (tłum. Straszne ludobójstwo), z treściami antyukraińskimi, dotyczącymi przede wszystkim rzezi wołyńskiej. Nie chodziło jednak tylko o przypominanie historycznych faktów. Wpisy pełne były nienawistnych przekazów wobec Ukraińców. Katarzyna S. podobne treści propagowała także na Twitterze.

Jak wynika z aktu oskarżenia, wcześniej używała takich sformułowań jak: „zboczone umysłowo plemię ukraińskie”, „bydło stepowe”, „ukraińskie ścierwa”, „przeklęty szczep”, „banderowskie szmaty”, „kundliszcze”, „banderowski pomiot”.

Igor Isajew, który zawiadomił prokuraturę o wpisach Katarzyny S., podkreślał, że kobiet była wyjątkowo brutalna w swoich wypowiedziach, nawet w porównaniu do innych aktywistów z jej sieciowego środowiska.

Igor Isajew. Fot. z profilu Isajewa na Facebooku.

Według ustaleń prokuratury Katarzyna S. używała ośmiu adresów mailowych i co najmniej czterech kont na Facebooku – aby obejść nakładane na nią przez platformę ograniczenia (notorycznie naruszała jej regulamin). Na Twitterze przedstawiała się jako: „Polska nacjonalistka. Walczę o pamięć i prawdę dla ponad 250 tysięcy bestialsko pomordowanych przez Ukraińców (pis. oryg. – przyp. aut.) moich Rodaków”.

Blisko środowisk prokremlowskich

Katarzyna S. nie działała w próżni. Z ustaleń prokuratury wynika, że współpracowała z aktywistami prorosyjskimi w Polsce, choćby z Marcinem Ż., radykalnym nacjonalistą, wiceprezesem organizacji „Narodowy Świt”. Był on także powiązany ze stowarzyszeniem „Braterstwo Polsko-Rosyjskie”, a wcześniej z Obozem Wielkiej Polski. Wszystkie te organizacje powstały w środowiskach sympatyzujących z Rosją. Marcin Ż. na swoich kontach w mediach społecznościowych rozpowszechniał nie tylko treści uderzające w Ukraińców, ale także wprost pochodzące z rosyjskich mediów, zwłaszcza ze Sputnika.

W 2019 roku Katarzyna S. po raz pierwszy zorganizowała kampanię billboardową w kilku miastach południowej Polski. Na zewnętrznych nośnikach zawisły banery, które informowały o „ukraińskim ludobójstwie dokonanym na obywatelach II RP przez OUN-UPA”. Wyróżnione słowo „Pamiętamy” zaprojektowano w taki sposób, by sprawiało wrażenie, że ocieka krwią.

W 2019 roku Katarzyna S. zorganizowała zrzutkę na billboardy o antyukraińskim ludobójstwie.

Kiedy w maju 2019 roku na Twitterze rozpoczęła dyskusję o rzezi wołyńskiej, polskich polityków (parlamentarzystów, prezydenta i premiera) określiła mianem „polskojęzycznych szumowin”. Polubiła wypowiedź jednego z komentujących, który stwierdził, że „Ukraina to nie państwo, lecz wybryk rosyjski, do której Putin ma wielkie przywiązanie. Wcześniej czy później i tak zniknie z mapy. A poza tym jak tu szanować k…, która innych nie szanuje”.

Zalajkowała też inny wpis: „Najpierw wpierdol porządny, a po chwili deportacja chazarskiej świni” i wiele podobnych.

Podbijanie antyukraińskiego przekazu

Tak zazwyczaj wyglądała aktywność Katarzyny S. na jej otwartych kontach w mediach społecznościowych: informowanie o rzezi wołyńskiej i innych zdarzeniach w Ukrainie w taki sposób, by wywołać skrajne emocje. A potem podbijanie najbardziej radykalnych wpisów.

W sieci atakowała także polskich parlamentarzystów, których działalność jej nie odpowiadała, bo była – jej zdaniem – zbyt pro ukraińska. Chodziło między innymi o posła PO Mirona Sycza i posłankę PiS Małgorzatę Gosiewską. Już w 2019 roku zachęcała do podpisywania petycji „Stop imigracji z Ukrainy”.

Trwający proces nie spowodował dużej zmiany zachowania Katarzyny S. Jej aktywność w sieci po wybuchu wojny w Ukrainie jeszcze wzrosła. Z analizy portalu Frontstory.pl z kwietnia 2022 roku wynikało, że od 22 lutego do kwietnia 2022 była odpowiedzialna „za wygenerowanie 75 procent wszystkich dyskusji związanych z hasztagami #niewspieramukrainy #tonienaszawojna #ukrainskieludobójstwo”.

W styczniu 2023 roku prowadzona przez nią na Facebooku grupa „Ukraińskie ludobójstwo na Wołyniu i w Małopolsce” liczyła 15,5 tysiąca członków. Stronę jej fundacji „Wołyń Pamiętamy” na tej platformie obserwuje dziś 27 tysięcy osób.

Radykalne wystąpienie podczas marszu

11 lipca Katarzyna S. zabrała głos na Marszu Pamięci, organizowanym przez środowiska prorosyjskie w 80. rocznicę zbrodni wołyńskiej. Powiedziała wtedy, że „Ukraińcy nie tylko nie czują żadnej wdzięczności, ale wciąż przeciwnie – są jeszcze bardziej aroganccy, bezczelni, roszczeniowi”. Potem skomentowała wspólne orędzie abp. Stanisława Gądeckiego, przewodniczącego Konferencji Episkopatu Polski i abp. Światosława Szewczuka, metropolity kijowsko-halickiego. „Garstka facetów w czerni podpisała haniebne oświadczenie o pojednaniu polsko-ukraińskim, na kościach naszych pomordowanych Polaków” – stwierdziła.

A całość podsumowała: „W zakłamywaniu historii niestety doskonale pomaga władza w Polsce oraz Episkopat. (…) Wypowiadają na szczeblu państwowym haniebne słowa »Wybaczamy i prosimy o wybaczenie«. Jaki trzeba mieć tupet, żeby do potomków ofiar wypowiadać słowa »wybaczamy«! Co wy macie nam do wybaczenia, ukraińscy kłamcy?”.

Katarzyna S. nie tylko pisze i występuje podczas demonstracji. Zmonetyzowała swoją antyukraińską działalność. Jej fundacja prowadzi sklep internetowy, w którym można kupić m.in. koszulki, kubki, czapki i długopisy, przypominające o zbrodni wołyńskiej. Jest tam także dostępna flaga z napisem „Ukraińskie ludobójstwo na polskim narodzie”.

Ziobro staje w obronie Mariki Matuszak, a jego prokurator publicznie podaje nazwisko poszkodowanej
Minister sprawiedliwości i prokurator generalny Zbigniew Ziobro na konferencji w obronie Mariki. Fot. Kuba Atys/Agencja Wyborcza.pl.

Jak prokuratura wycofała dwa zarzuty

Katarzyna S. podczas procesu w stołecznym sądzie broniła się tym, że dwa „najmocniejsze” komentarze zamieścił jej partner. Tłumaczyła też, że nie miała na myśli wszystkich Ukraińców, a pisała tylko o zbrodniarzach z Wołynia.

Prokurator Młynarczyk w czerwcu 2023 roku w mowie końcowej zażądał dla niej roku więzienia w zawieszeniu na trzy lata i przeprosin we wrocławskiej „Gazecie Wyborczej” oraz podania wyroku do publicznej informacji na stronach internetowych lokalnej policji.

W piątek 11 sierpnia 2023 roku prokurator Iwona Tryfon-Wilkoszewska wycofała się ze ścigania przez prokuraturę znieważenia Isajewa, podkreślając, że jest ono ścigane z oskarżenia prywatnego. A prokuratura nie ma interesu społecznego, by się tym zajmować. Przekonywała, że Isajew jest inteligentny i wykształcony, więc może zrobić to sam. Dodała też, że Isajew w innej sprawie był oskarżony o znieważenie RP. Ale nie dodała, że sąd sprawę umorzył.

Prokurator powołała się na wytyczne w tym zakresie z 2012 roku, które wydał jeszcze prokurator generalny Andrzej Seremet. Ale takie tłumaczenie jest bałamutne. Bo prokuratura pod kierownictwem Ziobry nie raz wstępowała do spraw ze ścigania prywatnego, jeśli dotyczyły one osób powiązanych z obecną władzą.

Na przykład w imieniu Jarosława Kaczyńskiego ścigała Zbigniewa Stonogę, który znieważał lidera PiS w internecie. I wtedy uznała, że jest w tym ważny interes społeczny, by wyręczyć z tego Kaczyńskiego.

Prokuratorka wycofała też zarzut ujawnienia informacji ze śledztwa. Przekonywała, że S. nie mówiła o tym, co jest w aktach sprawy. A opowiadanie o tym, co było na przesłuchaniach, uznała za element jej obrony. Mówiła, że część ludzi ma ekshibicjonistyczne podejście do opowiadania o swoim życiu prywatnym. Ale nie dodała, że oskarżona w ten sposób kreowała się na ofiarę prokuratury i rzekomą ofiarę mówienia prawdy o Wołyniu.

Czy sąd zgodzi się na „pełzającą abolicję”

Potem prokuratorka dokonała modyfikacji zarzutów z artykułu 257 kodeksu karnego. Uznała, że był to jeden czyn ciągły w latach 2018-19, a nie 13 oddzielnych czynów. Wyrzuciła też z opisu tego czynu obraźliwe sformułowania o Ukraińcach, takie jak: „porypańcy, przeklęte plemię, podłe plemię, barbarzyńskie plemię, przeklęty szczep, chachły".

Przekonywała, że nie są one wysokich lotów i wskazują na poziom kultury Katarzyny S. Ale w jej ocenie nie znieważają narodu ukraińskiego. Pozostawiła w opisie czynu takie epitety jak „ścierwa, szmaty, bydło stepowe, czy sukinsyny szydowskie”.

Co oznacza modyfikacja zarzutów? S. może liczyć na łagodniejszą karę. Ale też na to, że w przyszłości nie będzie ścigana za inne obraźliwe wpisy, które umieszczała w tym okresie. Nie wszystkie są objęte aktem oskarżenia, bo część była na zamkniętych forach internetowych.

Wtedy była interpretacja prawna, że wpisy muszą być publiczne, a za takie nie uznawano wpisów z zamkniętych grup dyskusyjnych. Ale zmieniło to orzecznictwo Sądu Najwyższego. Teraz można już za to ścigać. Jeśli jednak sąd uzna, że wpisy S. były jednym czynem ciągłym, to w przyszłości nie będzie można jej już ścigać za inne wpisy z tamtego okresu. Prawnicy mówią na to „pełzająca abolicja”.

W efekcie prokurator Tryfon-Wilkoszewska zmieniła też końcowe żądanie co do ukarania Katarzyny S. Mówiła, że znieważenie jest szkodliwe. Przekonywała, że oskarżona nie jest jednak humanistką. Ma emocje w jej dyskusjach i działała w celu upamiętnienia rzezi wołyńskiej.

Podkreślała, że jej wpisy były osadzone w kontekście konkretnych wydarzeń, które mogły wzbudzić u niej gniew. Dalej mówiła, że S. chce zachować pamięć historyczną o Wołyniu, choć forma, w jakiej to robi, jest niedopuszczalna. Dlatego wniosła o odstąpienie o ukaranie jej. Mówiła, że trzeba S. dać szansę na zmianę i resocjalizację, by mogła robić dobre rzeczy.

Prokuratorka zamiast kary zaproponowała wpłatę 3,5 tysiąca złotych na Fundusz Sprawiedliwości, co jest równe jej miesięcznej pensji. Zaproponowała też obciążenie jej kosztami procesu.

Obrońca: Katarzyna S. walczyła o prawdę historyczną

Potem mowę końcową wygłosił obrońca oskarżonej, adwokat Dariusz Raczkiewicz. Przed laty był prokuratorem wojskowym. Jest związany ze środowiskami kresowiaków. Był też obrońcą Jakuba Banasia, syna szefa NIK Mariana Banasia.

Mec. Raczkiewicz mówił dużo o tym, że na Ukrainie jest kult Stepana Bandery. Atakował prokuratora Młynarczyka za oskarżenie Katarzyny S. W swojej mowie kreślił jej obraz jako bojowniczki prawdy o Wołyniu, którą chcą zamilczeć media i politycy.

Adwokat: „Ona wzięła sprawy w swoje ręce. Nazwała rzeczy po imieniu, w sytuacji, gdy nie można było się przedrzeć z prawdą historyczną. Działała w sytuacji zakłamywania rzeczywistości. Że nie ma banderyzmu, że to Polacy wywołali kryzys [na Wołyniu-red.]. To spowodowało u niej wybuch gniewu. To, co ona zrobiła, to był głos na puszczy i głos prawdy”.

Przekonywał, że Katarzyna S. walczyła po swojemu nie z Ukraińcami, ale o prawdę historyczną. Porównał ją do osób skazywanych w PRL-u za mówienie prawdy o systemie komunistycznym. Pytał, dlaczego w Polsce nikt teraz nie ściga za obraźliwe komentarze na temat Rosji i Rosjan. Portem zaatakował historyka Grzegorza Motykę, autorka książki o rzezi wołyńskiej. Zarzucił mu, że o UPA pisał partyzantka.

Na koniec wniósł o uniewinnienie Katarzyny S. Ona sama powiedziała tylko, że popiera wnioski obrońcy.

Obrońca Katarzyny S., adwokat Dariusz Raczkiewicz. Fot. Mariusz Jałoszewski.

Prokurator: Nikt nie dał mi polecenia

Sąd odroczył rozprawę do połowy września, bo musi teraz powiadomić Isajewa, że prokuratura wycofała oskarżenie w jego sprawie. Isajew ma też potwierdzić, czy popiera zarzut znieważania, działając już jako oskarżyciel prywatny. W sądzie w piątek go nie było, bo jest na urlopie.

OKO.press zapytało po rozprawie prokurator Iwonę Tryfon-Wilkoszewską, kto ją wysłał do sądu na tę sprawę i dlaczego zmieniła żądanie kary więzienia w zawieszeniu. Odpowiedziała: „Sprawę zadekretowano na mnie. To normalna procedura. Zapoznałam się z nią i jako niezależny prokurator zgłosiłam swoje wnioski. Moja decyzja wynika z analizy akt. Nie dostałam polecenia służbowego w tej sprawie”.

OKO.press: „Czy sprawa Mariki miała wpływ na zmianę stanowiska?”.

Prokurator: „Nie. Nie znam akt tej sprawy”.

;

Udostępnij:

Anna Mierzyńska

Analizuje funkcjonowanie polityki w sieci. Specjalistka marketingu sektora publicznego, pracuje dla instytucji publicznych, uczelni wyższych i organizacji pozarządowych. Stała współpracowniczka OKO.press

Mariusz Jałoszewski

Absolwent Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego. Od 2000 r. dziennikarz „Gazety Stołecznej” w „Gazecie Wyborczej”. Od 2006 r. dziennikarz m.in. „Rzeczpospolitej”, „Polska The Times” i „Gazety Wyborczej”. Pisze o prawie, sądach i prokuraturze.

Komentarze