0:000:00

0:00

Prawa autorskie: Adam Stepien / Agencja Wyborcza.plAdam Stepien / Agenc...

Jarosław Kaczyński przedstawiając w Sejmie w czwartek 3 marca 2022 Ustawę o obronie ojczyzny ostatnie dwie z 17 minut poświęcił morale naszej armii i w ogóle świadomości narodowej (tutaj wideo całości). Punktem wyjścia było hasło: "musimy liczyć na samych siebie" i słuszna teza, że samo uzbrojenie armii to za mało.

Wywód Kaczyńskiego można streścić w pięciu punktach:

  • trzeba wzmocnić morale armii, ale aby to zrobić
  • trzeba zmienić świadomość naszego społeczeństwa, zwiększyć "przywiązanie do własnego narodu, poczucie wspólnoty, wspólnotowe myślenie";
  • wszystko to było w przeszłości "nieustannie atakowane" i dlatego trzeba
  • polską wspólnotę "podtrzymywać, umacniać, a często - trzeba użyć tego słowa - odbudowywać";
  • "i to wspólnie" (razem z opozycją).

Z właściwą sobie skłonnością do insynuacji Kaczyński nie powiedział, co to były za nieustanne ataki: "ja tu nie chcę budzić żadnych kontrowersji, nie chcę dawać przykładów", ale jest oczywiste, że chodziło mu o poprzednio rządzących i obecną "opozycję totalną".

"Trzecia sprawa, o której muszę powiedzieć, choć z całą pewnością nie załatwimy jej tą ustawą. To jest kwestia morale naszej armii, to morale ma ogromne znaczenie na Ukrainie, i co za tym idzie stanu świadomości naszego społeczeństwa. Morale armii i determinacja społeczeństwa nie bierze się znikąd, bierze się z przywiązania do własnego narodu, z poczucia wspólnoty, ze wspólnotowego myślenia.

To wszystko było w Polsce przez wiele wiele lat nieustannie atakowane, ja tu nie chce budzić żadnych kontrowersji, nie chce dawać przykładów, ale naprawdę nie mamy innego wyjścia niż działać w tym kierunku, i to wspólnie, aby to wszystko zmienić.

Potrzebna jest nowa pedagogika społeczna, która będzie podtrzymywała, umacniała, a często - trzeba użyć słowa - odbudowywała polską wspólnotę. Bo tylko wtedy będziemy mogli mieć pewność, że nawet dobrze uzbrojona armia będzie zdolna do działania. Że będziemy bezpieczni i będziemy wolni".

Budujemy, budujemy i zbudować nie możemy

Okazuje się, że mimo 6 i pół roku rządów PiS wciąż nie udało się wytworzyć odpowiedniej "świadomości naszego społeczeństwa". Mówiąc językiem prawicowej frustracji, nie ma dostatecznego poczucia wspólnoty, brakuje przywiązania do własnego narodu i wspólnotowego myślenia.

Naród wciąż jest nie taki, jaki powinien być.

Rozczarowanie Kaczyńskiego wyraża najmocniej teza, że "trzeba odbudowywać polską wspólnotę", co oznacza, że nie została zbudowana i że kiedyś była, a potem zanikła i/lub została osłabiona lub unicestwiona przez "nieustanne ataki".

Nie jest przy tym jasne, kiedy ta pełna wspólnota była, chyba przed II wojną, bo przecież nie w PRL. A także nie po 1989 roku za poprzednich rządów, bo dopiero PiS zamknął epokę postkomunizmu i zaczął tworzyć prawdziwe polskie państwo.

Jest cechą tej formacji, a także osobliwej osobowości politycznej Kaczyńskiego, stałe deklarowanie wielkich celów i narodowych zadań, a potem narzekanie, że nie daje się ich zrealizować.

Klasycznym przykładem było ogłaszanie przez wiele miesięcznic, że zbliżamy się do prawdy o katastrofie smoleńskiej, ale wciąż okazywało się, że jeszcze nie całkiem i dopiero później się wszystkiego dowiemy. Satyryczną recenzją tej figury niespełnionej obietnicy jest okrzyk Lotnej Brygady Opozycji: "Gdzie jest wrak?".

Przeczytaj także:

Kaczyński ślepy na to, co widać

Połajanka skierowana do narodu jest tym bardziej zaskakująca, że społeczeństwo na niespotykaną dotąd skalę zaangażowało się w zbiorowe działanie, czyli pomoc ukraińskim uchodźcom. Na naszych oczach rysuje się wyrazista postać wspólnoty narodowej jako pomagającej sąsiadom.

Powstaje sieć komunikacji z udziałem władz lokalnych, centralnych, wielu organizacji społecznych i tysięcy obywateli i obywatelek, którzy podejmują spontaniczne działania.

Grupa moich znajomych jeździ po Ukrainie i zwozi uchodźców na granicę, inna organizuje transport z Przemyśla do Krakowa i Warszawy, tysiące osób wymienia się informacjami, by rodzinom ukraińskim znaleźć mieszkanie, zapewnić pomoc medyczną, a także dać zatrudnienie osobom, które chcą wejść w rolę migranta zarobkowego.

Może to tylko słomiany ogień, ale może właśnie następuje "odbudowa czy budowa polskiej wspólnoty" z uśmiechniętą życzliwą twarzą wobec słowiańskich braci (satysfakcję zakłóca nierówne traktowanie ciemnoskórych studentów tak samo uciekających przed wojną).

(Gdyby polska opozycja miała więcej politycznego refleksu i tzw. jaj, wzięłaby osobiście udział np. w operacji zwożenia do Polski osób starszych, chorych, kobiet z małymi dziećmi, pokazując, że na tym polega prawdziwa wspólnota narodowa w działaniu. Takie zaangażowanie mogłoby osłabić wrażenie, że opozycja może tylko potakiwać rządowi. A takiego np. Tuska, Hołownię czy Biedronia wyruszającego busem po ofiary rosyjskiej wojny pokazałyby telewizje całego świata...).

Wspólnota Kaczyńskiego to prawicowa fantazja, która zasłania świat

Chaotyczna i spontaniczna masowa reakcja pomocy Ukrainie - z udziałem wielu grup i struktur społecznych - nie mieści się w prawicowym imaginarium Kaczyńskiego, choćby dlatego, że to nie państwo odgrywa tu główną rolę, ale obywatele i obywatelki, organizacje społeczne, władze lokalne.

Zdumiewająco słabo widoczny jest też Kościół katolicki, który - jak się wydaje - kolejny raz ryzykuje Piekłem, bo zapomina, że obowiązuje go Ewangelia: "Wszystko, czego nie uczyniliście jednemu z tych najmniejszych, tegoście i Mnie nie uczynili. I pójdą ci na mękę wieczną".

Czyżby chodziło o to, że to nie katolikom pomagamy?

Na czym ma jednak polegać ta nowa "pedagogika społeczna"? Kaczyński nie odpowiedział, ale mówi o tym przecież od dawna, powtarzając z grubsza to samo.

"Odbudowa polskiej wspólnoty" - według Kaczyńskiego - należy do porządku ideologii narodowo-katolickiej i została wielokrotnie opisana przez samego prezesa i władze PiS.

Kaczyński jest przekonany, że to jedyna formuła, dlatego nie widzi tego, na co patrzy.

Prezes PiS liczy na to, że strach i niepewność, jaką przeżywamy w związku z rosyjskim zagrożeniem, uruchomi konserwatywny odruch nacjonalistyczny z odwołaniem do tradycyjnego zestawu wartości spod znaku "Bóg, Honor, Ojczyzna".

A PiS dorzuci do tego zwiększenie roli armii, w tym przejęcie przez nią (dokładnie przez WOT) dodatkowej kontroli nad społeczeństwem obywatelskim.

Pedagogika społeczna (1): "Warto być Polakiem". Polakiem!

Najpełniej zasady swej pedagogiki społecznej Kaczyński wyraził w kampanii wyborczej 2019 roku.

Przemawiając na konwencji w Lublinie 7 września 2019 Jarosław Kaczyński domknął wizję Polski, jaką chce realizować jego formacja. Kluczowe są tu uproszczenia i redukcje.

Katolicka Polska PiS – wypisz wymaluj jak w narracji sprzed 100 lat Romana Dmowskiego – staje się w Unii Europejskiej „wyspą wolności”, bo będzie bronić prawa władzy do naruszania europejskich zasad. Razem z innymi "patriotami" ze szczytu w Madrycie (29-30 stycznia 2022).

Kaczyński definiuje naród jako najważniejszą – obok rodziny rzecz jasna – „wspólnotę kultury, języka, historii, wspólnego losu, wspólnych osiągnięć”, stwierdzając zarazem, że jest podstawą „organizacji, którą nazywamy państwem”.

Pierwszy Program wyborczy PiS też stawiał na „naród”, ale zawierał istotne zastrzeżenie:

„Narodu nie definiujemy w sensie etnicznym – nie tylko z powodu naszego negatywnego stosunku do narodowych przesądów, także ze względu na znajomość polskiej historii. Naród polski kształtował się i dojrzewał poprzez łączenie we wspólnotę ludzi o różnej przynależności etnicznej”.

Takie zastrzeżenia znikają w wyborach 2019, „narodowe przesądy” zostają przyjęte z dobrodziejstwem inwentarza. Polskość staje się paliwem wyborczym PiS i nie może być już zamazywana obcymi elementami. To może być dodatkowy element, który sprawia, że Kaczyński nie widzi w pomocy uchodźcom polskiej wspólnoty.

„Wspólnotą, którą sobie szczególnie cenimy jest naród (…) Polskość cenimy bardzo wysoko. Ona buduje podstawę naszych programów, naszych nadziei. W niej lokujemy to wszystko, co ma wiązać się z naszą przyszłością. Chcemy, by Polska trwała i wiemy, że warto być Polakami, warto być Polakiem”.

Retoryka patriotyczna przypomina, a może nawet stanowi świadome zapożyczenie z endeckiej narracji Romana Dmowskiego z początku XX wieku.

„Jestem Polakiem – więc żyję życiem Polski, Jej uczuciami i myślami, Jej potrzebami, dążeniami i aspiracjami. Im więcej nim jestem, tym mniej z jej życia jest mi obce i tym silniej chcę, żeby to, co w mym przekonaniu uważam za najwyższy wyraz życia stało się własnością całego narodu” (Myśli nowoczesnego Polaka, 1903).

Pedagogika społeczna (2): Trzeba polskości bronić (przed europejskością)

Polskość według Kaczyńskiego jest zagrożona (już wiemy - "nieustannie atakowana"): „samo pojęcie narodu, a już i w szczególności byt polskiego narodu, bywał i bywa kwestionowany i to nie tylko przez naszych zewnętrznych wrogów, ale i wewnętrznych przeciwników.

Dzisiaj najczęstszą wersją jest przeciwstawiania narodowi polskiemu i polskości – europejskości”.

Tu może być kolejny próg, który Kaczyńskiemu utrudnia zrozumienie, że wspólnota narodowa buduje się w akcji pomocy Ukrainie. Jesteśmy tu bowiem traktowani jako przedstawiciele świata Zachodu i Unii Europejskiej, relacja z Ukraińcami wpisuje się w kontekst europejski.

Kto jednak nastaje na "wspólnotę polską"? Kto podważa nasz byt narodowy? Żeby pojąć takie rewelacje, trzeba sprawdzić, jak Kaczyński rozumie polskość.

I tutaj pada kluczowa odpowiedź na pytanie, jak budować "polską wspólnotę" i na czym oprzeć "pedagogikę społeczną".

Pedagogika społeczna (3): Kościół jedynym depozytariuszem

Kaczyński: „Wielką rolę w kształtowaniu i obronie narodu polskiego, także w okresie zniewolenia komunistycznego, odgrywał Kościół katolicki. Chrześcijaństwo jest częścią naszej tożsamości narodowej.

Kościół był i jest głosicielem i dzierżycielem jedynego powszechnie znanego w Polsce systemu wartości”.

Niemal słowo w słowo jest to cytat z programu, z którym PiS szedł na wybory już w 2015 (wielokrotnie sięgaliśmy po niego w analizach OKO.press):

„Kościół jest po dziś dzień dzierżycielem i głosicielem powszechnie znanej w Polsce nauki moralnej. Nie ma ona w szerszym społecznym zakresie żadnej konkurencji, dlatego też w pełni jest uprawnione twierdzenie, że w Polsce nauce moralnej Kościoła można przeciwstawić tylko nihilizm”.

Kaczyński w tamtym programie PiS deklarował obronę Kościoła przed „próbami niszczenia i niesprawiedliwego atakowania”. Przed wyborami 2019 idzie o krok dalej:

„Każdy dobry Polak musi wiedzieć, jaka jest rola Kościoła, musi wiedzieć, że poza nim jest – jeszcze raz to powtarzam – nihilizm. I ten nihilizm my odrzucamy, bo nihilizm niczego nie buduje, nihilizm wszystko niszczy".

W programie PiS na wybory 2019 kawałek o Kościele został bez zmian, tylko słowo "dzierżyciel" zastąpiło sympatyczniejsze "depozytariusz".

Pozostał fragment, w którym pobrzmiewa groźba wobec nie-katolików, a więc i tysięcy/milionów Ukraińców, którzy mieszkają i zamieszkają w naszym kraju:

"Można być Polakiem nie będąc katolikiem, ani osobą wierzącą, nie sposób jednak uznać, że polskość może istnieć bez tego dziedzictwa, jakie wniósł Kościół katolicki".

ROLA RELIGII I STOSUNEK DO KOŚCIOŁA KATOLICKIEGO

Doceniamy rolę religii w życiu społecznym oraz szczególne znaczenie wiary katolickiej dla Polaków. Nie zapominając o tym, że w naszych dziejach, odznaczających się tolerancją religijną, wkład w rozwój Rzeczpospolitej, jej kulturę, gospodarkę czy tryumfy militarne wnosili przedstawiciele różnych wyznań – ewangelicy, grekokatolicy czy polscy Tatarzy – podkreślamy, że Kościół katolicki w Polsce odegrał i odgrywa wyjątkową rolę, odmienną niż w historii innych narodów.

Była ona nie tylko narodowotwórcza i cywilizacyjna, ale także ochronna. Już w średniowieczu Kościół odparł obce próby sprawowania władzy, następnie wśród duchowieństwa wyrośli pierwsi autorzy wzywający do naprawy Rzeczypospolitej. W skrajnie niesprzyjających okolicznościach czasu zaborów, podobnie jak w PRL, Kościół był ostoją polskości, pełnił rolę zastępczą wobec nieistniejącego suwerennego państwa. W tym kontekście trzeba wspomnieć osobę i naukę Prymasa Tysiąclecia księdza kardynała Stefana Wyszyńskiego.

Można być Polakiem nie będąc katolikiem, ani osobą wierzącą, nie sposób jednak uznać, że polskość może istnieć bez tego dziedzictwa, jakie wniósł Kościół katolicki.

Nauka Kościoła katolickiego, polska tradycja i polski patriotyzm silnie się ze sobą połączyły budując tożsamość polityczną narodu.

Wolność jest w centrum chrześcijańskiej nauki o człowieku, istotą naszej narodowej historii, wolność współtworzy sens bycia Polakiem, dlatego też polska przynależność narodowa, traktowana jako dziedzictwo wolności, równości i szacunku dla ludzkiego życia ma znaczenie uniwersalne. Traktujemy je jako wkład naszego narodu w powszechne dzieje wolności.

Zbieżność między nauką Kościoła katolickiego a tradycją narodową jest wyraźnie widoczna w odniesieniu do rodziny. Polska tradycja traktowała ją zawsze jako szczególne dobro, a w okresie utraty niepodległości była także w bardzo wielu przypadkach ostoją narodowej tożsamości.

Kościół katolicki jest depozytariuszem i głosicielem powszechnie znanej w Polsce nauki moralnej. Nie ma ona w szerszym społecznym zakresie żadnej konkurencji, dlatego też w pełni jest uprawnione twierdzenie, że w Polsce nauce moralnej Kościoła można przeciwstawić tylko nihilizm.

Znamy to z historii – próby zaszczepienia innego systemu wartości podejmowane przez zaborców lub komunistów oznaczały w efekcie zwykle odrzucenie humanistycznych wartości i zrelatywizowanie kodeksu etycznego. Z tych powodów specyficzny status Kościoła katolickiego w naszym życiu narodowym i państwowym jest wyjątkowo ważny; chcemy go podtrzymać i uważamy, że próby niszczenia i niesprawiedliwego atakowania Kościoła są groźne dla kształtu życia społecznego.

Mówiąc o Kościele, Kaczyński opowiada się za najbardziej tradycyjnym, integrystycznym nurtem katolicyzmu, który obejmuje np. homofobiczne nauki abp. Marka Jędraszewskiego (za które prezes PiS „osobiście dziękował").

Jak pokazał sierpniowy sondaż OKO.press z 2019 roku elektorat PiS aż w dwóch trzecich „kupił” ten przekaz i akceptuje słowa o „tęczowej zarazie”.

Pedagogika społeczna (4): Uwierz w państwo

"Naród potrzebuje państwa. Państwo jest niezastąpioną instytucją bezpieczeństwa, bezpieczeństwa wobec zewnętrznych wrogów, bezpieczeństwa indywidualnego, społecznego, własności (…) Tylko państwo może być terenem, można powiedzieć sferą wolności w tych obydwu rozumieniach i wolności od, i do” - mówi Kaczyński.

OKO.press zwracało wielokrotnie uwagę na silny etatyzm w ideologii partyjnej PiS i poglądach samego prezesa, a także na inspiracje myślą Carla Schmitta, ulubionego filozofa polskiej prawicy, który głosił, że „wszelkie prawo jest prawem sytuacyjnym”.

Ten myśliciel konserwatywno-rewolucyjny, przewodniczący Związku Prawników Narodowo-Socjalistycznych w latach 1933-1936 (dostarczył ideowej amunicji Hitlerowi, choć potem poszedł w odstawkę) rozwijał teorię tzw. decyzjonizmu:

„Istota suwerenności państwowej powinna być dokładnie zdefiniowana, w perspektywie prawniczej, nie jako monopol przymusu i panowania, lecz jako monopol decyzji” - pisał Schmitt.

Jak to pogodzić ze współczesną demokracją? Prosto:

Kaczyński: "Tylko państwo narodowe może być demokratyczne, może być demokracją, a my chcemy demokracji! Chcemy demokracji skonstruowanej prosto, tzn. przedstawicielskiej".

Takie widzenie „demokracji” Kaczyński dzieli z Orbánem, Erdoğanem i Putinem. Wszyscy oni podważają zasady demokracji, m.in. trójpodziału władzy, roli społeczeństwa obywatelskiego i niezależnych mediów, czy praw mniejszości i wprowadzają ustrój, który socjolog i politolog Jan Werner Mueller (w 2018 roku gość Archiwum Osiatyńskiego i OKO.press) nazywa autokracją wyborczą. To ustrój, w którym niemal nic nie krępuje decyzji rządzących, dzięki czemu mają też łatwość wygrywania wyborów.

Tu kryje się kolejne źródło ślepoty Kaczyńskiego na polską wspólnotę AD 2022 w obliczu wojny w Ukrainie. Ona tworzy się nie tylko poza Kościołem i jest na wskroś świecka, ale także - w dużej mierze - poza państwem. Nawet jeśli odgrywa ono pozytywną rolę, to nie dominuje.

Przyłębska (2020) i Czarnek (2022) jako narzędzia pedagogiki Kaczyńskiego

Już tylko dla porządku zasygnalizujmy, że praktyczną realizacją "pedagogiki społecznej" w II kadencji rządów PiS, była kontynuacja walki o podporządkowanie sądownictwa i kolejne starcia z Unią Europejską, a dodatkowo dwie drastyczne decyzje.

W październiku 2020 tzw. Trybunał Konstytucyjny Julii Przyłębskiej uznał myślenie polskich biskupów o tzw. ochronie życia poczętego za obowiązującą wykładnię Konstytucji RP, co jest rozumowaniem nieuprawnionym i prowadzi do okrutnego traktowania kobiet.

W połowie 2021 roku minister edukacji zaproponował nowelizację ustawy oświatowej, która wprowadzała drastyczny wzrost kontroli kuratoriów (urzędów podporządkowanych ministerstwu) nad dyrektorami/dyrektorkami szkół, w tym cenzurę obecności w szkołach organizacji społecznych.

Miało to chronić młodzież przed przekazami, które w prawicowej narracji są niemoralne, czytaj - niezgodne z katolicką nauką społeczną, narodową ideologią i potrzebami politycznymi PiS. Na szczęście ta próba została zablokowana przez prezydenckie weto.

Na koniec, dla poszerzenia analizy, rzućmy okiem na pomysły budowania "narodowych wspólnot": niemieckiej, rosyjskiej, węgierskiej, a także nowoczesnej ukraińskiej tożsamości.

Hitler, Orbán, Putin (i Kaczyński)

Wysiłek zmiany świadomości społecznej często towarzyszy rządom autorytarnym. Niedościgłym wzorem jest tu niemiecki nazizm, który w sposób radykalny kształtował faszystowską tożsamość narodową ingerując głęboko w osobowość.

System szkolnictwa jako poligon Führera doskonale sportretował w pisanym w 1941 roku reportażu "Jak wychować nazistę" Gregor Ziemer. Pozwoliło to wdrukować Niemcom do głowy ideologię nazistowską, zagarnąć całą Europę i wymordować 60 milionów ludzi.

Zdumiewające, że ten "sukces pedagogiczny" okazał się tak nietrwały - co pokazuje z kolei Harald Jahner w książce "Czas wilka. Powojenne losy Niemców". Po kapitulacji III Rzeszy, wbrew obawom aliantów, nie było żadnych grup faszystowskich partyzantów czy choćby zamachowców.

Nieco podobne do PiS-owskich są aspiracje budzenia węgierskiej dumy narodowej, jakie głosi Victor Orbán. Przeciwstawia swój naród Zachodowi, który zapomniał o chrześcijańskich korzeniach.

Na szczęście „węgierski naród i rząd Węgier wierzą, że cnoty chrześcijańskie mogą dać pokój i szczęście tym, którzy je praktykują, a także przyczynić się do przetrwania narodów. I dlatego w węgierskiej konstytucji zapisano, że obrona tożsamości i chrześcijańskiej kultury Węgier jest obowiązkiem wszystkich organów państwowych”.

Chrześcijaństwo po węgiersku wyraża się m.in. w ustawie o ochronie przed "homopropagandą", która tak spodobała się ministrowi Czarnkowi i w ogóle przypomina homofobię używaną przez władze PiS.

W Putinowskiej Rosji próby rozbudzania dumy narodowej i kształtowania nowego człowieka, nie umywają się do programu "homo sovieticus" z czasów ZSRR. Jak pisze Igor Kliamkin (w zbiorze "Imperium Putina", wydanym przez Fundację Batorego) prezydent Rosji (od 2000 roku!) w zasadzie opiera się na tożsamości „człowieka prywatnego” ukształtowanego w schyłkowym ZSRR.

"Priorytet rodziny i jej dostatku, który dominuje we wszystkich badaniach opinii społecznej w poradzieckiej Rosji, pochodzi właśnie z tamtej epoki".

"Człowiek prywatny" oczekuje wsparcia i opieki ze strony władz. Jego obywatelska tożsamość, szersze wartości czy aspiracje wykraczające poza własne sprawy są niepożądane. Ma się wpisywać w cele państwa utożsamianego z władzą.

Do tego Putin dodaje trzy elementy propagandowe:

  1. odwołania do pamięci historycznej narodu z czasów wojny z nazistowskimi Niemcami i odniesionego zwycięstwa,
  2. kształtowanie własnego wizerunku jako dowódcy wojskowego (pułkownikowski image prezydenta),
  3. wpajanie ludziom przekonania, że władza Putina odradza Rosję jako wielką potęgę wojskową, na którą czyha Zachód, na czele z USA.

Zgadza się to z rekonstrukcją propagandy w czasie wojny w Ukrainie, jaką w OKO.press prowadzi Agnieszka Jędrzejczyk.

Po pierwsze, cały czas apeluje on [Putin] do pamięci historycznej narodu dotyczącej wojny z nazistowskimi Niemcami i odniesionego zwycięstwa. Władza wykorzystuje każdy moment, by przypomnieć te wydarzenia. I nie chodzi tylko o 9 maja, Dzień Zwycięstwa.

Na przykład w listopadzie 2006 roku na placu Czerwonym w Moskwie odtworzono paradę wojskową z 1941 roku, która odbyła się swego czasu na cześć rocznicy rewolucji październikowej w sytuacji, gdy wojska niemieckie znajdowały się na przedpolach radzieckiej stolicy.

Po drugie, planowo jest tworzony pułkownikowski image prezydenta – przyczyniają się do tego zarówno loty Putina samolotami wojskowymi, wizyty na statkach wojennych, łodziach podwodnych i innych obiektach wojskowych, jak i posługiwanie się wojenną retoryką.

Tragedia w północnoosetyńskim Biesłanie została zinterpretowana przez prezydenta jako „wypowiedzenie Rosji wojny”, przy czym dość wyraźne były aluzje do tego, że za aktem terrorystycznym w biesłańskiej szkole stoją określone kręgi działające na Zachodzie.

Znamienne wydaje się również to, że na ogromnym mityngu, zorganizowanym wówczas przez władze w centrum Moskwy, grano pieśń patriotyczną „Powstań, kraju ogromny!”, która była i jest w świadomości narodowej muzycznym symbolem oporu wobec nazizmu podczas II wojny światowej.

Po trzecie, oficjalna propaganda wpaja ludziom przekonanie, że obecna władza odradza Rosję jako wielką potęgę wojskową. Uczucia patriotyczne są przy tym podsycane nieustannym rozdmuchiwaniem niebezpieczeństw czyhających ze strony Zachodu (przede wszystkim ze strony USA), który jakoby boi się wzmocnienia Rosji i robi wszystko, by temu zapobiec.

Zełenski, czyli inne podejście niż Putina i Kaczyńskiego

Tak wychwalane przez polskie władze morale armii ukraińskiej i postawa społeczeństwa ukraińskiego wobec napaści Rosji opierają się na - jak to ujmuje znawczyni tematu prof. Ola Hnatiuk - zupełnie innej niż konserwatywna formule budowania narodowej tożsamości - demokratycznej, obywatelskiej, otwartej.

Wbrew temu, co pisały polskie prawicowe media w Polsce, nie doszło w Ukrainie po pierwszym ataku Rosji w 2014 roku do odrodzenia nacjonalizmu. Wręcz przeciwnie. "Współczesna tożsamość ukraińska jest zaskakująco podobna do amerykańskiej: nie ma szczególnego znaczenia skąd jesteś, jakie są twoje korzenie, ważna jest twoja lojalność wobec państwa. Innymi słowy, jak powiadał Ernest Renan, naród to codzienny plebiscyt".

Szokującą różnicę rosyjskiego i ukraińskiego podejścia do służby w armii pokazaliśmy porównując dwa spoty filmowe.

Rosyjski apel do poborowych podkreśla: "To, kim byłeś, nie ma znaczenia". Żołnierz ma wymazać swoją tożsamość, ma narodzić się na nowo. "Tak naprawdę, to ty jesteś głównym wrogiem, ty wczorajszy". Ten perwersyjny przekaz unicestwienia jednostki łączy się z wezwaniem do nienawiści i okrucieństwa w walce.

Ukraiński spot „Każdy z nas” zwraca się do ludzi i szanuje ich tożsamość. Kilkanaście osób przedstawia się: "jestem jedynakiem, kierowcą, fanem Szachtara Donieck...".

Konkluzja jest zaskakująco głęboka: "Żaden z nas nie urodził się dla wojny, ale jesteśmy tu wszyscy, by bronić naszej wolności”.

"To jest w Ukrainie rzecz podstawowa – odrzucenie człowieka sowieckiego, ale i szerzej – odrzucenie tej całej kultury, cywilizacji, która wdeptuje człowieka w ziemię, nie uważa go za podmiot. A podmiotowość jest u nas najważniejsza i właśnie ona wyraża się w naszym umiłowaniu wolności" - tłumaczy prof. Hnatiuk.

To dodatkowy kłopot Kaczyńskiego. Narracja Zełenskiego - ukraińskiego Żyda, człowieka świeckiego i na wskroś nowoczesnego - nie mieści się w ciasnej wizji jego "pedagogiki społecznej".

;

Udostępnij:

Piotr Pacewicz

Naczelny OKO.press. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".

Komentarze