0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: ilustracja: Weronika Syrkowska/OKO.pressilustracja: Weronika...

Karaś nie jest już w stanie płynąć o własnych siłach. Dryfuje, wiatr spycha go na brzeg. Jest tak mały, że bez problemu schowałabym go w dłoni. Ma poparzone skrzela, można to poznać po białych śladach. Na brzuchu widać czerwone kropki krwawych wybroczyn.

Mała ryba poparzona przez toksyny nie wie, co się z nią dzieje. Możliwe, że odczuwa ból od razu. Pływa niespokojnie, szuka drogi ucieczki. Oddycha coraz szybciej.

Spod skrzeli wycieka krew. Ryba nie ma już siły walczyć. Nieruchomieje. Od pierwszych objawów mija godzina.

Karaś umarł w słoneczny piątek, 16 lutego, w Kanale Gliwickim. Zabiły go toksyny złotej algi.

Złota alga kwitnie w lutym

Cierpienie ryb opisywał w maju 2023 roku dr hab. Bogdan Wziątek, przewodniczący Rady Naukowej przy Polskim Związku Wędkarskim. Niecały rok później, w zbyt ciepły lutowy piątek, stoimy razem nad ciałem poparzonego karasia.

Przyjechaliśmy badać wodę w Kanale Gliwickim, ale nie spodziewaliśmy się, że znajdziemy martwe ryby. W 2023 roku toksyczne zakwity algi zaczęły się w maju. Kilogramy ciał ryb wyłowiono nie tylko z Kanału Gliwickiego, ale również z odrzańskich starorzeczy i zbiornika Czernica pod Wrocławiem.

W tym roku złota alga kwitnie znacznie wcześniej.

Być może złota alga, Prymnesium parvum, która latem 2022 roku zabiła miliony organizmów w Odrze i Kanale Gliwickim, przystosowuje się do polskich warunków i niższych temperatur. Kiedy zakwitła w 2022 roku, było bardzo gorąco i sucho, a temperatura wody w Kanale Gliwickim dochodziła nawet do 30 stopni Celsjusza. W lutym 2024 w Kanale jest mniej niż 6 stopni. Poziom wody wysoki, bo właśnie skończyły się roztopy. To nie przeszkadza złotej aldze w zakwicie.

Przeczytaj także:

– To nie wróży dobrze – mówi Wziątek. – Może wskazywać na to, że powstały nowe szczepy z coraz większą tolerancją na warunki środowiskowe.

Opowiada, że w grudniu 2023 spod lodu wyłowiono pół tony martwych ryb. Największy karp ważył 18 kilogramów. – Oficjalnie nikt nie podał przyczyny śmierci ryb. Ja akurat nie mogłem przyjechać na badania. Ale niewykluczone, że też chodziło o zakwit, bo 13 grudnia GIOŚ informował o dużej ilości złotej algi w Kanale Gliwickim – mówi naukowiec.

Śródlądowe morze

Złotej algi, jeśli akurat nie zakwita i nie wydziela toksyn, nie zauważymy w wodzie gołym okiem. To jednokomórkowy glon, zjadany przez bezkręgowce takie jak wrotki, wioślarki i widłonogi, które z kolei są pokarmem dla ryb.

– Mogłaby być idealnym składnikiem do naturalnych stawów rybnych. Jest mała, może być zjadana przez wszystkie organizmy, które żywią się glonami. Ale nie chce być zjadana, więc produkuje toksynę – wyjaśnia Bogdan Wziątek.

Trochę naiwnie pytam, po co w ogóle złota alga pojawiła się w rzekach.

– Jakby była zbędna, przyroda by się jej pozbyła. To trochę tak, jak niejadalnymi grzybami w lesie – z naszej perspektywy są nieprzydatne, ale jednak mają swoje miejsce w ekosystemie. Złota alga również je ma – odpowiada naukowiec.

Prymnesium parvum musi mieć odpowiednie warunki do zakwitu. Potrzebuje substancji biogennych, czyli azotu i fosforu. A najbardziej potrzebuje zasolonej wody. Ta w Kanale Gliwickim jest tak słona, jak Zalew Wiślany. Do Kłodnicy, 80-kilometrowej rzeki, która zasila swoimi wodami Kanał, trafiają solanki ze śląskich kopalń. Kopalnie węgla są odwadniane, a wody dołowe, ekstremalnie zasolone, trafiają do rzeki. Z niej: do Kanału Gliwickiego. Stąd do Odry prowadzi prosta droga – Kanał wpływa do niej na wysokości Kędzierzyna-Koźla.

– Mamy tutaj śródlądowe słone morze i dopóki się go nie pozbędziemy, to algi będą znajdowały warunki do życia i wzrostu. Katastrofa, taka jak w 2022 roku, może się powtórzyć. Pytanie tylko: kiedy? – mówi naukowiec.

Kilka piknięć i już wiemy

Nie muszę wierzyć mu na słowo. Mogę to zasolenie zobaczyć na własne oczy i właściwie po to przyjechałam nad Kanał Gliwicki.

Profesor Wziątek z dużym plecakiem przewieszonym przez ramię prowadzi mnie nad wodę. Siadamy na betonowych schodkach, po prawej mamy gliwicką śluzę Łabędy, a za plecami tory kolejowe. Profesor wyciąga z plecaka wodę destylowaną i miernik, który wygląda jak duży dyktafon z podłączonymi kablami. Ma jeszcze plastikową skrzynkę z probówkami i odczynnikami. Wodę z Kanału nabiera do plastikowego wiadra. Ma zielonkawy kolor, wygląda jak sok z kiszonych ogórków.

mężczyzna w czapce siedzi nad wodą, obok niego wiadro i pudełko z probówkami
Dr hab. Bogdan Wziątek podczas badania wody w Kanale Gliwickim. Fot. Marcel Wandas.

Wkładamy przewody do wiadra, profesor włącza miernik. Po kilku piknięciach już wiemy, przewodność elektrolityczna (im większa, tym większe zasolenie) wody to 2400 mikrosimensów/cm. Daleko od rekordu, który wynosił w Kanale prawie 7 tysięcy mikrosimensów, ale bardzo dużo.

Dla porównania: według badań Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Odrze niedaleko granicy z Czechami 12 lutego były zaledwie 284 mikrosimensy. Kolejne piknięcia. – 160 procent nasycenia tlenem – stwierdza profesor. – Ilość tlenu zawartego w wodzie pozwala na określenie liczebności glonów. Im więcej glonów, tym większa ilość tlenu, bo produkują go znacznie więcej, niż ekosystem jest w stanie zużyć – wyjaśnia.

78 milionów komórek złotej algi

Badamy dalej. Naukowiec nabiera ogórkowej wody do probówki i nalewa do niej kilka kropli oranżu metylowego. Sprawdzamy pH, parametr, który określa, czy stan chemiczny wody jest prawidłowy. Ciecz w probówce staje się intensywnie fioletowa. – To znaczy, że pH wynosi ponad 8,5. Nie ma normy ph, to wskaźnik, który ma nam pokazać, czy woda jest zakwaszona, czy zasadowa. Optymalnie w Kanale Gliwickim powinno być jednak między 6,5 a 8 – mówi. Jak wynika z badań, im wyższe pH, tym wyższa liczebność i toksyczność złotej algi.

Nasze pomiary potwierdzają, że zakwit już się rozpoczął. Wiedzą o tym również państwowe służby, które pobrały próbki kilka dni wcześniej, w Walentynki. Przy gliwickiej Marinie, kawałek od miejsca, w którym stoimy, wykryto 78 mln komórek złotej algi w litrze wody. Ogłoszono pierwszy stopień zagrożenia (z trzystopniowej skali). Pięć dni później w litrze jest już 110 mln komórek.

śluza w Gliwicach na Kanale
Śluza Gliwice Łabędy, gdzie już kwitnie złota alga, fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Wyborcza.pl

Zakwit Prymnesium parvum widać też gołym okiem. Na wodzie unosi się nalot, jakby ktoś roztłukł jajka, a białko wlał do Kanału. Tuż przy brzegu można zauważyć białe niteczki i niewielką ilość piany. Im jest cieplej, im więcej słońca świeci na taflę, tym gęstsza piana. Obserwujemy ją rano, ale profesor wraca nad Kanał po południu i wysyła mi zdjęcie: na wodzie unosi się gęsta, biała piana.

Umierają kolejne ryby.

Rzeki w Sejmie

Profesor Bogdan Wziątek, żeby badać wodę w Kanale Gliwickim, musi przejechać 500 kilometrów. Do Gliwic dojeżdża aż z Olsztyna. Kiedy pytam, czy nie wolałby badać rzeki na Warmii i Mazurach, a nie na drugim końcu Polski, odpowiada: – To nie ja wybrałem Kanał. Złota alga sobie go wybrała.

Za każdym razem spędza na Śląsku kilka dni, obserwuje martwe ryby, mierzy podstawowe parametry wody. Ostatniego dnia pobiera próbki, które trafią do laboratorium, do dokładniejszych badań.

Dzięki temu powstają wewnętrzne raporty dla PZW, ale też baza danych, pomocna w walce o rzeki. Wziątek jest ekspertem Parlamentarnego Zespołu ds. Renaturyzacji Odry. Do Sejmu jeździ regularnie, występuje na komisjach, podkreśla: nie rozwiązaliśmy problemu. Wizja katastrofy wciąż nad nami wisi.

“Jaki mamy stan obecny?” – mówił w kwietniu 2023 podczas posiedzenia podkomisji do spraw funkcjonowania zarządzania kryzysowego. “Przede wszystkim cały czas brak monitoringu, który badałby kluczowe parametry dla wystąpienia zakwitu. Uruchomiony szumnie na początku kwietnia monitoring nie spełnia żadnych kryteriów. Mierzy cztery parametry, z których tylko jeden jest istotnie związany z zakwitami [zasolenie – od aut.] (...). Pojawia się więc tu pytanie, po co to zrobiono, czy po to, żeby ciemny lud mógł kupić bajkę o tym, że rząd prowadzi działania?”.

Jak badać wodę

Dopiero po katastrofie z 2022 roku pojawiły się w Polsce pierwsze boje z automatycznymi pomiarami parametrów wody. Wcześniej badania wody opierały się na monitoringu manualnym, pobieraniu próbek przez pracowników WIOŚ.

Jednak automatyczny monitoring działa w kratkę. Może go sprawdzić każdy, na stronie internetowej Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska. Kiedy wchodzę na portal i wybieram punkt pomiarowy na Kanale Gliwickim, pojawiają się dane z listopada 2023. Inne punkty na zimę zostały w ogóle wyłączone.

Z dziewięciu punktów na Kanale i całej długości Odry, działają tylko trzy. Pokazują temperaturę wody, ilość tlenu, pH i przewodność.

– Monitoring powinien jednak służyć do podejmowania działań, a nie generowania raportów. Cztery parametry, które są teraz badane, to za mało. Automatyczny pomiar powinien mierzyć chociażby poziom azotu i fosforu w wodzie. Moglibyśmy obserwować zmiany: jak skorelowany jest zakwit algi ze wzrostem poziomu tych substancji. Być może to pomogłoby odpowiedzieć na pytanie, co stymuluje algę do zakwitu. Teraz w monitoringu obserwujemy skutki, a nie przyczyny. W ten sposób niczego nowego się nie dowiemy – opowiada Bogdan Wziątek, pakując probówki i miernik do plecaka.

Idziemy nad Kłodnicę, rzekę zasilającą swoją wodą Kanał Gliwicki. Płynie równolegle do Kanału, od rzeki dzieli nas zaledwie kilka kroków, przejście przez jezdnię i niewielki skwer.

Woda przejrzysta, ale nie czysta

Profesor Bogdan Wziątek wie dokładnie, gdzie iść, żeby wygodnie pobrać próbkę. Prowadzi mnie przez strome zejście, porośnięte krzakami. Mijamy zniszczoną walizkę porzuconą między liśćmi, butelki po alkoholu, a w samej rzece leży zardzewiały rower bez przedniego koła. Zbieramy po drodze drobniejsze śmieci, ale starego roweru nie mamy jak wygrzebać z rzecznego mułu.

– To nie jest najpiękniejszy fragment Kłodnicy, jaki widziałam – zauważam.

– Ale tu jest prawda – profesor zaciąga się papierosem i nabiera do wiadra wodę do badań.

Woda ma tutaj zupełnie inny kolor niż w Kanale Gliwickim. Nie przypomina już soku z ogórków, jest przejrzysta. Ale to tylko złudzenie, bo Kłodnica w Gliwicach nie jest czysta: spływają do niej nie tylko solanki z kopalń, ale też woda z przelewów burzowych i nielegalnie zamontowanych rur. Nad nami, po moście, przejeżdżają samochody. – A co z tych aut wycieknie i zostanie zmyte z deszczem, trafi tutaj, do rzeki – mówi naukowiec.

Złota alga dobrze dożywiona

Profesor nalewa wodę do probówki i dodaje odczynnik. Chce sprawdzić poziom fosforu.

Po kilku minutach ciecz staje się błękitna. – Ponad miligram fosforu w litrze! – denerwuje się naukowiec. Miligram to bardzo dużo. Na Odrze średnie roczne stężenia fosforu wahają się między 0,08 a 0,22 mg/l (według badań z lat 2011-2018). Wartość graniczna, według polskiego prawa, to 0,35 mg/l.

W Kłodnicy stężenie jest co najmniej trzykrotnie wyższe.

Fosfor dożywia złotą algę, jest niezbędnym składnikiem do jej wzrostu. Im go więcej, tym większe zagrożenie, że Prymnesium parvum wydzieli toksyny i zabije kolejne życia w Kanale. Skąd tak duże stężenie w Kłodnicy? Ze ścieków komunalnych, z przemysłu, z pól uprawnych. Ze wszystkiego, co wpływa do tej niewielkiej, zmęczonej rzeczki i jej dopływów.

– To nam pokazuje dokładnie, czego brakuje w monitoringu. Gdyby badano na bieżąco stężenia fosforu i azotu, wiedzielibyśmy, w którym momencie i w którym miejscu wartość rośnie. Moglibyśmy dotrzeć do źródła problemu. A tak? Teraz wiemy tylko, że fosfor jest i że z Kłodnicy wpłynie do Kanału – tłumaczy dr hab. Wziątek.

– A na Kłodnicy są stacje pomiarowe? – pytam.

– Ani jednej.

Długa historia wlewania solanki

Telefon w kieszeni naukowca dzwoni już kolejny raz. – Pani posłanko, oddzwonię – rzuca do słuchawki. Jest na ciągłych łączach z posłami, którym Odra, Kanał i Kłodnica leżą na sercu.

– Władza wreszcie weźmie się za problemy rzek?

– Prędzej czy później będzie musiała – odpowiada profesor. – Mnie zależy, żeby to było prędzej. Nie można doprowadzić do powtórki z 2022 roku, kolejnej totalnej klęski ekologicznej. Dlatego nie odpuszczamy, żeby nikt nie pomyślał: w 2023 roku katastrofa na taką skalę się nie powtórzyła, więc problemu nie ma. Problem jest. Może się powtórzyć za kilka miesięcy albo za kilka lat. A my powinniśmy zrobić wszystko, żeby temu jednak zapobiec – dodaje.

Odra i jej dopływy czekały na pomoc wystarczająco długo. Najwyższa Izba Kontroli już w 1999 roku informowała o bardzo wysokich ładunkach soli odprowadzanych do zlewni Odry i Wisły, które mają “negatywny wpływ na wody powierzchniowe”.

NIK w raporcie po katastrofie odrzańskiej wskazywał: “Zły stan Odry, powodowany m.in. wprowadzaniem zasolonych wód dołowych powstających w wyniku działalności przemysłu górniczego, od wielu lat był znany organom władzy publicznej. Świadczą o tym wyniki ocen dokonywanych okresowo przez organy Inspekcji Ochrony Środowiska, jak też informacje gromadzone na potrzeby bieżącego gospodarowania wodami powierzchniowymi”.

Bogdan Wziątek wyjaśnia, że solanki zaczęły być problemem dla Odry już w latach 70., kiedy kopalnie zeszły z wydobyciem na głębokość niższą niż 600 metrów. Im głębiej, tym woda bardziej zasolona. Wtedy do całej zlewni Odry zaczęły trafiać ogromne ilości solanki. I tak płyną do dziś.

Odsolić solankę

– Od węgla nie odejdziemy w dwa dni. To długi proces, który zajmie lata, a nawet po zamknięciu kopalń będzie trzeba osuszać doły do momentu, aż wyrobiska nie zostaną trwale zapełnione. Nie pozbędziemy się tych solanek jeszcze długo. Można jednak koordynować zrzuty – tak, żeby wszystkie kopalnie nie wylewały solanek jednocześnie, powodując gwałtowny wzrost zasolenia. Albo tak, żeby przy niższych stanach wód wlewać mniej solanki. W zlewni Odry to już się dzieje i powinno być kontynuowane – wyjaśnia naukowiec.

Takie działania przyniosły w 2023 roku efekt – do zakwitu doszło tylko na Kanale Gliwickim i w starorzeczach, czyli tam, gdzie woda stoi. W głównym nurcie Odry złota alga nie zakwitła. Zespół Zarządzania Kryzysowego Ministra Klimatu i Środowiska sięgnął również po inną prostą metodę: razem ze zrzutami solanek zarekomendowano zrzuty słodkiej wody ze zbiorników retencyjnych. Dzięki temu udało się rozcieńczyć stężenia chlorków, wpływające z kopalń do rzeki. I tak na przykład na opolskim odcinku do rozcieńczania wykorzystano jezioro Turawskie na Małej Panwi.

aktywiści ubrani w pomarańczowe kombinezony stoją nad kłodnicą
Przeciwko wylewaniu solanek protestował m.in. Greenpeace. Fot. Grzegorz Celejewski / Agencja Wyborcza.pl

Te metody – choć dały Odrze chwilę ulgi – są w dłuższej perspektywie niewystarczające. Kopalnie muszą inwestować w technologie odsalania. Są dwie najpowszechniejsze metody. Pierwsza to, w uproszczeniu, wyłapywanie specjalnym sitem soli. Druga – odparowywanie wody.

Profesor: – Dla węglowej spółki to wydatek, ale koszt wciąż jest niewielki w porównaniu do korzyści. Bez zasolonej wody nie tylko nie będzie zakwitów, nie tylko ryby nie będą umierać, ale też urządzenia na śluzach nie będą rdzewieć. Straty dla gospodarki wynikające z korozji to miliardy złotych. Tutaj, na śluzie Łabędy, która jest całkiem nową budowlą, rdzę od zasolonej wody widać gołym okiem. Za chwilę to będzie trzeba remontować, za ciężkie pieniądze.

Rybo, nie wpływaj do Kanału

– PZW mógłby wyłowić ryby z Kanału Gliwickiego i przenieść je gdzieś indziej. Ale poprzedni rząd nie był chętny, żeby w ogóle podjąć o tym rozmowę. Dziwi mnie tłumaczenie, że to za drogo, że się nie opłaca – denerwuje się naukowiec. – Po co ryby mają tutaj umierać?

O możliwości przeniesienia ryb z Kanału we wrześniu 2023 pisała grupa posłów i posłanek w interpelacji do resortów infrastruktury i rolnictwa. Oba ministerstwa w odpowiedzi podkreślały, że taki odłów jest bardzo trudny, a przeżywalność ryb – niewielka. Profesor Wziątek się z tym nie zgadza. Jego zdaniem jest zupełnie odwrotnie: odłów to szansa na uratowanie ryb przed śmiercią. Gdzie można byłoby je przenieść?

– To wymagałoby sprawdzenia, gdzie zasolenia są na tyle niskie, że ryby mogłyby dojść do równowagi. Nad Odrą, na odcinku opolskim, znaleźliśmy zasilane małą rzeczką starorzecze, w którym zasolenie jest bardzo niskie. Z Kanału być może udałoby się przenieść ryby do zbiorników Dzierżno Małe i Pławniowice, bo one nie są zasilane wodą z Kłodnicy, a więc nie wpływa do nich solanka – mówi naukowiec.

Przeniesienie ryb to jedno rozwiązanie. Drugim krokiem powinno być odcięcie rybom drogi do Kanału Gliwickiego. – Istnieją bariery pod niskim napięciem, które odstraszają ryby. Stosuje się je na przykład przy elektrowniach wodnych, dzięki czemu ryby uciekają i nie wpadają w turbiny. Takie same bariery mogłyby zostać zainstalowane przy wlotach do Kanału – wyjaśnia profesor.

Przede wszystkim, podkreśla naukowiec, potrzebujemy kompleksowego podejścia do zarządzania wodami. – Renaturyzacja jest oczywiście potrzebna, ale renaturyzując rzekę nie poradzimy sobie np. z rtęcią i benzoapirenem, które prawdopodobnie trafiają do wody z powietrza. Możemy udoskonalić monitoring, ale on sam nie wystarczy, żeby ochronić ryby. Potrzeba tutaj zespołu ekspertów, z różnych dziedzin, którzy opracują plan działań. Dzięki temu będzie można pracować systematycznie, a nie chaotycznie, jak to było do tej pory – mówi profesor Wziątek.

Kanał Gliwicki nie dla wędkarzy

Przez kilka godzin nad Kanałem Gliwickim zauważyliśmy jednego wędkarza. Nie było widać, czy coś złowił. Ale nawet gdyby mu się to udało, ryby z Kanału raczej nie powinien jeść. Przypominam sobie, jak niedługo po katastrofie spotkałam nad Kanałem dwóch wędkujących. Stali już od jakiegoś czasu, ale wiadra mieli puste. – Woda jest martwa – mówili.

– Kiedyś Kanał Gliwicki był bardzo popularny wśród wędkarzy, szczególnie tych z Gliwic. Mogli wyjść z domu na spacer nad wodę. Teraz przychodzą tu pojedyncze osoby. Bo po co mają przychodzić, żeby zobaczyć martwe ryby unoszące się na wodzie? – mówi Bogdan Wziątek.

Dwa lata temu, kiedy wszystko wokół umierało, wędkarze zaangażowali się w ratowanie Odry. Alarmowali, wyławiali martwe ryby, nie wiedząc jeszcze, czy to, co je zabija, nie jest niebezpieczne dla człowieka. Dziś często też są pierwszymi, którzy informują służby, że coś złego dzieje się w rzece albo w Kanale. Jeśli w ogóle jeszcze nad niego docierają.

– To jest bardzo ważne, żeby rekreacyjna funkcja Kanału Gliwickiego została przywrócona. Ludzie chcą tu łowić, chcą pływać kajakami – opowiada naukowiec. Sytuacja na Kanale i Odrze, dodaje, to nie tylko tragedia dla ekosystemu. To też tragedia dla lokalnej społeczności. Bo jak długo można w niepewności czekać na kolejną katastrofę?

Złota alga zabija, obrazki jak z lata 2022

– Czasami myślę: a po co mi to wszystko? – profesor odpala kolejnego papierosa.

– Ale i tak pan wraca.

– Wracam. To, co widzimy na Odrze i Kanale Gliwickim, to preludium do tego, co będzie się działo w związku ze zmianą klimatu. Zmiany w mikroświecie są pierwsze, później przyjdzie czas na te większe. Pojawiają się różne dziwne stworzenia jak złota alga. Na Kanale wykryliśmy gatunek sinic, który do tej pory występował tylko w słonych wodach na Dalekim Wschodzie. To fascynujące miejsce, aż dziwne, że nie cieszy się wielkim zainteresowaniem u badaczy. Kanał Gliwicki to tygiel, w którym to wszystko się miesza i który pokazuje, co nas czeka w przyszłości.

Profesor Wziątek przed powrotem do Olsztyna pobrał jeszcze próbki wody w kilku punktach na Kanale Gliwickim i Kłodnicy. Zawiezie je do laboratorium, dowiemy się więcej, co widzieliśmy w ogórkowym soku.

Przed trasą wysyła mi zdjęcia, jakie zrobił, pobierając próbki.

martwa ryba w wodzie
W Kanale Gliwickim już umierają ryby. Złota alga kwitnie, fot. Bogdan Wziątek

Brudna woda, piana, kilka poparzonych ryb w wiaderku. Wody Polskie informują, że w weekend z Kanału Gliwickiego wyłowiono kilkadziesiąt kilogramów ciał martwych ryb. Profesor mówi mi, że tych kilogramów było niemal sto. Wszystko wraca, obrazki jak z lata 2022.

Przez te dwa lata dziesiątki razy rozmawiałam z osobami, które walczą o Odrę. Pamiętam opowieści o umieraniu ryb. O oczach, które wpatrują się w ciebie z wody i którym nie możesz pomóc. O krzyku, który ryby wydawałyby z siebie, czując ból. Mała ryba umiera godzinę, po cichu. Nie da się jej pomóc. Ja nie mogłam pomóc karasiowi, który umierał w słoneczny piątek. Kanałowi Gliwickiemu i Odrze, mimo wszystko, pomóc wciąż można.

Cykl „SOBOTA PRAWDĘ CI POWIE” to propozycja OKO.press na pierwszy dzień weekendu. Znajdziecie tu fact-checkingi (z OKO-wym fałszometrem) zarówno z polityki polskiej, jak i ze świata, bo nie tylko u nas politycy i polityczki kłamią, kręcą, konfabulują. Cofniemy się też w przeszłość, bo kłamstwo towarzyszyło całym dziejom. Rozbrajamy mity i popularne złudzenia krążące po sieci i ludzkich umysłach. I piszemy o błędach poznawczych, które sprawiają, że jesteśmy bezbronni wobec kłamstw. Tylko czy naprawdę jesteśmy? Nad tym też się zastanowimy.

;

Udostępnij:

Katarzyna Kojzar

Absolwentka Uniwersytetu Jagiellońskiego i Polskiej Szkoły Reportażu. W OKO.press zajmuje się przede wszystkim tematami dotyczącymi ochrony środowiska, praw zwierząt, zmiany klimatu i energetyki.

Komentarze