„Brykamy, może niesfornie" - Tadeusz Cymański (Solidarna Polska). „Chętnie bym się ich pozbył" - Ryszard Terlecki (PiS). Kiedy i o co kłócili się i kłócą w (jeszcze) Zjednoczonej Prawicy?
Nie ma już tygodnia bez doniesień o sporach w obozie rządzącym. Nie toczą się one za zamkniętymi drzwiami ministerialnych gabinetów, ale w mediach, na oczach całej Polski. Ostatnio wiceminister z PiS (Maciej Wąsik) zawiadomił na Twitterze policję, że wiceminister z Solidarnej Polski (Marcin Warchoł) nie nosi maseczki. I policja chce ten mandat wystawić - donosi RMF FM.
7 kwietnia Jarosław Kaczyński ostrzega w wywiadzie dla "Gazety Polskiej": "Dobrze by było, gdyby pamiętali stare przysłowie: dopóty dzban wodę nosi, dopóki mu się ucho nie urwie. Otóż może się urwać".
„My swoje miejsce w szeregu znamy. Brykamy, może niesfornie [ale] budżet, pieniądze, covid - główne ustawy przechodzą” - tak brzmiała cała wypowiedź Tadeusza Cymańskiego o „brykaniu” w RMF FM 6 kwietnia. Poseł Solidarnej Polski zdradził też, że jest przyzwyczajony „na baczność, przez tyle lat w Sejmie głosować równiutko, na szymel”.
I tak właśnie „równiutko, na szymel” głosował klub PiS w kadencji 2015-2019. Np. za ustawą o Radzie Mediów Narodowych było 221 posłów PiS z 221 obecnych. Za ustawą o IPN, z której później PiS się wycofywał, 225 z 225 obecnych. I tak dalej.
Od 2019 jest inaczej. PiS raz po raz przegrywa głosowania w Sejmie.
A wszystko dlatego, że Ziobro i Gowin mają po kilkunastu posłów, którzy raz Kaczyńskiemu się kłaniają, a raz nie. A bez ich głosów PiS nie ma większości i mógłby rządzić najwyżej rozporządzeniami (co zresztą coraz częściej robi).
Półtora roku od wyborów to nieustanne wprawianie opinii publicznej - a zwłaszcza opozycji - w drżenie: będą przedterminowe wybory czy nie będą? Natychmiast czy później? Kto pierwszy wyjdzie z rządu: ziobryści, gowinowcy czy Kaczyński machnie na to wszystko ręką?
Przez cały ten czas koalicjanci PiS naciągali strunę, ale tak, by nie pękła. Grozili, a potem groźby spełniali częściowo albo wcale. Jednocześnie na boku budowali swoją pozycję: wyrywali posady dla swoich ludzi, zwiększali rozpoznawalność w mediach, umacniali się w publicznych instytucjach. I kłócili między sobą.
Rozwinęli cały wachlarz sposobów, jak dogryźć pozostałym:
„Naszym zdaniem najlepszym kandydatem na premiera zawsze jest pan prezes Jarosław Kaczyński" - oznajmił Patryk Jaki w odpowiedzi na pytanie „Rzeczpospolitej”, czy premierem powinien ponownie zostać Mateusz Morawiecki.
Jest 16 października 2019, trzy dni po wyborach. Zjednoczona Prawica układa nowy rząd. Słowa Jakiego, jednego z najbliższych współpracowników Zbigniewa Ziobry, cytują wszystkie media. Bo jest to ewidentne wotum nieufności ze strony koalicjanta wobec przyszłego szefa rządu. Morawiecki miał przecież przepisać większość nazwisk z listy swojego poprzedniego gabinetu - łącznie z własnym.
Pojawiają się złośliwości. „Solidarna Polska przypomina, że Jaki jako kandydat na prezydenta miasta miał w Warszawie więcej głosów niż teraz Kaczyński, a Ziobro, startując ze Świętokrzyskiego, miał podobne notowania jak Morawiecki w Katowicach" - relacjonuje rozmowy koalicjantów „Gazeta Wyborcza".
Ziobro miał mieć chrapkę na funkcję wicepremiera, Morawiecki nie chciał się zgodzić. Na złość Morawieckiemu Ziobro przestał przychodzić na posiedzenia rządu - donosi TVN.
Co na to PiS? Adam Lipiński, należący wówczas do najważniejszych polityków PiS (dziś na politycznej emeryturze w NBP), straszy w „Superexpressie”:
„Nie radzę nikomu rozchybotać łodzi jaką jest Zjednoczona Prawica. Ci, którzy ją rozchyboczą pierwsi z niej wypadają. Adresuję to do wszystkich gorących głów, które coś kombinują na boku”.
Rozmowy trwały prawie miesiąc. Ostatecznie Morawiecki pozostał premierem, a Ziobro wynegocjował dla swojej partii Ministerstwo Środowiska. O tym, że się nie lubią, mieli nam przypomnieć jeszcze nie raz.
19 listopada 2019. Trzeci dzień pierwszego posiedzenia Sejmu. Wybrano już marszałków, powołano komisje. Mateusz Morawiecki ma wygłosić exposé. A wieczorem ma się odbyć głosowanie nad ustawą o likwidacji tzw. 30-krotności ZUS.
O ósmej rano wywiadu Robertowi Mazurkowi (RMF FM) udziela Adam Lipiński. Wywiadu, w którym jako głos PiS wygraża koalicjantom: „Jeżeli oni się odwracają od nas w takich sprawach, to my możemy odwrócić się od nich w innych. To są realia polityczne.
Nie wierzę w bunt naszych koalicjantów. To byłoby całkowicie destrukcyjne przede wszystkim dla nich. My przetrwamy, oni nie”.
O co chodzi? Rankiem wciąż nie ma większości dla ustawy o 30-krotności. Jarosław Gowin zapowiedział bowiem, że Porozumienie za nią nie zagłosuje. Co więcej, jego partia-przystawka ogłosiła w tej sprawie dyscyplinę. „Gdybyśmy głosowali za likwidacją 30-krotności, musielibyśmy siebie samych wyrzucić z Porozumienia" - oświadczył Gowin PAP już 14 listopada 2019.
Większości nie będzie też w południe ani popołudniu, ani w nocy. Do głosowania ostatecznie nie dochodzi. Ustawa zostaje... wycofana. Najwyraźniej Kaczyński nie chce kompromitacji już na pierwszym posiedzeniu Sejmu.
Nie minie pięć miesięcy, a Gowin znów zajdzie za skórę Kaczyńskiemu.
Wieczór 6 maja 2020. Ponad cztery i pół miliona osób siedzi przez telewizorami i ogląda debatę prezydencką. W tym samym czasie w jakimś zamkniętym gabinecie Jarosław Kaczyński deliberuje z Jarosławem Gowinem. Zanim debata w TVP się skończy, będzie wiadomo: nie miała żadnego sensu. I to nie dlatego, że „debaty” TVP niewiele mają wspólnego z debatami. Powód jest inny: wyborów, które miały się odbyć cztery dni później, nie będzie.
To puenta ciągnącego się od 3 kwietnia serialu „Gowin blokuje wybory prezydenckie". Szef Porozumienia nie zgodził się, by odbyły się one w trakcie rozpoczynającej się pandemii 10 maja, a na tę datę naciskał Kaczyński.
Zanim Jarosław z Jarosławem się dogadali, Gowin zdążył się podać do dymisji. Dziwna to była dymisja, bo jednocześnie swojej partii z rządu nie wyprowadził. Spotkał się też wtedy z opozycją, czym podsycił plotki o możliwym rządzie technicznym.
Ta polityczna drama była dla PiS kosztowna w całkiem dosłowny sposób. Rafał Trzaskowski, nowy kandydat Platformy Obywatelskiej, nieoczekiwanie okazał się tak poważną konkurencją dla Andrzeja Dudy, że PiS musiał wysłać w Polskę premiera z workiem czeków.
Przy okazji w koalicji rządzącej ujawnił się kolejny front: konflikt między Gowinem a Adamem Bielanem. Pisaliśmy wtedy: „nie wiadomo jak ostry konflikt Bielana z Gowinem przełoży się na dalszą współpracę w partii". Dziś już wiadomo: Bielan poszedł przeciwko Gowinowi do sądu.
Kampania wyborcza i okres tuż po niej to miodowe miesiące koalicji. Nie trwały jednak długo.
Noc z 16 na 17 września 2020. Za pięć pierwsza Sejm przyjmuje tzw. ustawę futerkową. Wyświetlony na sejmowej tablicy wynik opozycja wita oklaskami. Klaszcze też Jarosław Kaczyński. Chwilę później zagłębia się w lekturę wydruku z imiennym podsumowaniem głosowania. Na mównicy awanturuje się poseł Konfederacji Robert Winnicki, a Kaczyński, nie zwracając na niego uwagi, z nosem w pliku kartek, odczytuje nazwiska buntowników.
Aż 53 posłów i posłanek głosuje wbrew woli Kaczyńskiego: 38 przeciw, a 15 wstrzymuje się od głosu. Przeciw była cała Solidarna Polska, Porozumienie się wstrzymało.
Do tej pory koalicjanci na zmianę wchodzili w konflikt z PiS-em. Tym razem od Kaczyńskiego zdystansowały się obie sojusznicze partie.
W konsekwencji Kaczyński zawiesił 15 osób, które mógł zawiesić (bo należały do jego partii). Miesiąc później 13 z nich „odwiesił”. Dwóch nie wróciło na łono PiS. A Solidarna Polska i Porozumienie?
„Nie będzie ogon merdał psem” - miał wygrażać Kaczyński następnego dnia koalicjantom. Tych słów użył też Ryszard Terlecki.
18 września. Politycy PiS chodzą po mediach i we własne słowa ubierają powyższą myśl Kaczyńskiego/Terleckiego. „Uważam, że nasi byli koalicjanci powinni pakować już biurka” - to Marek Suski. O etapie „postkoalicyjnym” mówi Krzysztof Sobolewski.
Rok po tym jak ziobryści podważali premierowski mandat Morawieckiego, pisowcy rozsiewają plotki, że to Ziobro miałby stracić tekę ministra sprawiedliwości. W mediach pojawiają się nawet nazwiska następców.
I wtedy na medialną scenę wkracza sam Ziobro. Na dwóch przedziwnych konferencjach prasowych, zwołanych w odstępie dwóch godzin, straszy Morawieckiego i Kaczyńskiego.
Wszystko to dzieje się w trakcie negocjacji nad zrekonstruowanym gabinetem Morawieckiego.
Finał jest znany: nikt nie ogłasza przedterminowych wyborów, nikt z rządu nie wychodzi. Za to wchodzi do niego Jarosław Kaczyński.
10 lutego. Czytelniczki, słuchaczki i widzów większości mediów informacyjnych witają czarne plansze. Przez całą dobę media protestują przeciwko planowanemu podatkowi od reklam. Po stronie mediów staje opozycja.
Okazję wykorzystuje Gowin. Porozumienie pospieszyło z oświadczeniem: „Projekt ten na żadnym etapie nie był z nami konsultowany". Partia wyraziła zaniepokojenie i obiecała się przyglądać. A z kontrą wobec Gowina pospieszył Adam Bielan: oświadczył, że projekt z Gowinem jednak był konsultowany. Dodał: „Jarosław Gowin będzie wykorzystywać każdą okazję, by wbić szpilę własnemu rządowi i by huśtać łódką”.
Projekt do dziś nie trafił do Sejmu. Od dwóch miesięcy znajduje się „na wstępnym etapie prac”.
20 lutego 2021, sobota. Mateusz Morawiecki podpisuje dymisję wiceministra aktywów państwowych.
To pokłosie co najmniej trzech zazębiających sporów: o europejski Fundusz Odbudowy, o energetykę, o to, kto ważniejszy - Ziobro czy Morawiecki.
10 lutego. Rządzący od 1990 roku Rzeszowem prezydent Tadeusz Ferenc ogłasza, że rezygnuje. A na swojego zastępcę wskazuje... wiceministra z Solidarnej Polski Marcina Warchoła. Ten dzień to nieoczekiwane otwarcie nowego frontu politycznej walki.
Obsadzenie stanowiska prezydenta jednego z większych miast w Polsce byłoby łakomym kąskiem dla PiS. Ale na drodze stanął koalicjant-konkurent.
Po kilku tygodniach PiS wystawia własną kandydatkę - Ewę Leniart, obecną wojewodę Podkarpacia.
Noc. Godzina 22:54. 25 lutego 2021. Na sejmową mównicę wchodzi wicepremier i minister kultury Piotr Gliński. Jest zdenerwowany. Wzdycha, ironizuje, każde słowo wypowiada z osobna, dobitnie, nie raz je powtarzając, jakby chciał dodać: „Dotarło?!". Niby nic dziwnego - taki styl tego polityka-judoki. Ale tym razem docinki kieruje nie pod adresem dziennikarzy (jak ma w zwyczaju) czy posłów opozycji, lecz do kolegów z rządu.
Bo na mównicę ściągnął go w nocy Zbigniew Ziobro. Ziobryści poparli wniosek Koalicji Obywatelskiej, która domagała się wyjaśnień w sprawie Funduszu Wsparcia Kultury.
W nerwowej wypowiedzi Glińskiego padają słowa: „Nikt nie pyta o poglądy polityczne, kulturze trzeba było pomóc". Ważne słowa - jak się okazało miesiąc później.
W marcu bowiem Ziobro zaatakował Glińskiego ponownie. W wywiadzie dla tygodnika „Sieci" stwierdził: „Sprawa wydatków na kulturę jest dla nas ważna, bo również musimy się tłumaczyć wyborcom z tego, że finansujemy kolejne artystyczne i historyczne prowokacje lewicy".
Ziobro wylicza, które dzieła artystyczne finansowane przez Glińskiego mu się nie podobają. Gliński odpowiedział mu serią tweetów, których puenta brzmi: „Warto pytać, nie błądzić!".
Wezwanie Glińskiego na sejmowy dywanik poszerzyło arsenał narzędzi, jakich koalicjanci używają w zagrywkach przeciwko sobie. Można blokować coś, na czym zależy reszcie, można też kazać publicznie się tłumaczyć koledze z rządu.
Tylko w ostatnich tygodniach co najmniej trzy razy różni przedstawiciele rządu wdawali się w bójki ze sobą na Twitterze.
Wiceminister spraw zagranicznych Paweł Jabłoński skrytykował raport partii Ziobry na temat europejskiego Funduszu Odbudowy. „Szukacie koalicji z Balcerowiczem?" - ironizował. „Pawle zamiast śmieszkować, poopowiadaj o podatkach europejskich, które wynegocjowałeś" - odparował Sebastian Kaleta.
Kilka dni później Jabłoński starł się z innym politykiem Solidarnej Polski Januszem Kowalskim. Poszło o materiał TVP, który uderzał w Pawła Borysa, bliskiego współpracownika Mateusza Morawieckiego.
Złośliwości złośliwościami, ale w jednym przypadku twitterowa wymiana między kolegami z ław rządowych może się skończyć... mandatem. Wiceminister spraw wewnętrznych (PiS) doniósł na Marcina Warchoła (Solidarna Polska):
Inny wiceminister sprawiedliwości Sebastian Kaleta, odpowiedział Wąsikowi, że jest arogancki i chamski.
7 kwietnia. Mija niemal dokładnie rok, odkąd Gowin ogłosił, że nie zgadza się na wybory prezydenckie. Rankiem ukazują się dwa wywiady.
Jarosław Gowin w Polsacie: „Umowa koalicji de facto została jednostronnie zawieszona przez PiS w momencie udzielenia poparcia próbie obalenia legalnych władz Porozumienia”.
Jarosław Kaczyński w „Gazecie Polskiej": „Dobrze by było, gdyby pamiętali stare przysłowie: dopóty dzban wodę nosi, dopóki mu się ucho nie urwie. Otóż może się urwać".
Jeszcze dosadniej wyraził się Ryszard Terlecki: „Niestety, mamy problemy z koalicjantami. Ja jestem radykałem i chętnie bym się ich pozbył, ale utrzymujemy jedność Zjednoczonej Prawicy tak długo jak to możliwe i mamy nadzieję, że razem pójdziemy do wyborów”.
Władza
Jarosław Gowin
Jarosław Kaczyński
Mateusz Morawiecki
Zbigniew Ziobro
Porozumienie
Prawo i Sprawiedliwość
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Redaktorka, publicystka. Współzałożycielka i wieloletnia wicenaczelna Krytyki Politycznej. Pracowała w „Gazecie Wyborczej”. Socjolożka, studiowała też filozofię i stosunki międzynarodowe. Uczy na Uniwersytecie SWPS. W radiu TOK FM prowadzi audycję „Jest temat!” W OKO.press pisze o mediach, polityce polskiej i zagranicznej oraz prawach kobiet.
Komentarze