0:00
0:00

0:00

Prawa autorskie: Fot. Robert Robaszewski / Agencja Wyborcza.plFot. Robert Robaszew...

„Duży wykrzyknik. Duży wykrzyknik. Nieczyste, niezgodne z prawem działania wyborcze Prawa i Sprawiedliwości. Trzy duże wykrzykniki. Zbierają podpisy poparcia pod pustymi listami, bez nazwisk kandydatów. Wściekła mordka. Wściekła mordka. Wściekła mordka. To działanie niezgodne z kodeksem wyborczym, to jest przestępstwo. Czy Państwowa Komisja Wyborcza to widzi?”

Agata Kowalska: To jeden z głosów, które otrzymałam na Twitterze, gdy spytałam słuchaczki i słuchaczy o ich opinie na temat zbierania podpisów in blanco. Więc dzisiaj w „Powiększeniu” sprawdzimy, czy PKW to widzi. I czy PiS, a może i inne partie, łamią prawo wyborcze. Zapraszam. Wykrzyknik.

„Powiększenie” to podcast Agaty Kowalskiej, dziennikarki OKO.press. Dwa razy w tygodniu autorka zadaje doskonale przygotowane, precyzyjne pytania politykom, ekspertkom, a czasem uczestnikom wydarzeń. Postanowiliśmy publikować także zapis tekstowy podcastów, żeby podkreślić ich wartość, bo informują, objaśniają i skłaniają do myślenia. Liczymy także na to, że osoby, które wolą czytać niż słuchać, zachęcimy do zmiany tego nastawienia i sięgną po podcasty Kowalskiej. Czyta się je dobrze, ale słucha jeszcze lepiej.

Przeczytaj także:

Agata Kowalska: A pierwszym gościem „Powiększenia” jest profesor Adam Gendźwiłł z Uniwersytetu Warszawskiego, członek zespołu ekspertów wyborczych Fundacji Batorego. Dzień dobry, panie profesorze.

Adam Gendźwiłł: Dzień dobry.

Agata Kowalska: Zbieranie podpisów, które obecnie ma miejsce – co to jest za etap kampanii wyborczej?

Adam Gendźwiłł: Komitety wyborcze, które są już zarejestrowane, mają prawo zbierania podpisów pod listami kandydatów zgłaszanymi w poszczególnych okręgach. Trzeba pamiętać, że w każdym okręgu wyborczym będzie inna lista kandydatów. I komitet, żeby ją zgłosić, musi zebrać podpisy osób, które są uprawnione do głosowania w danym okręgu.

No i dlatego teraz komitety wyborcze wysyłają swoich przedstawicieli, którzy stoją na ulicach i nakłaniają osoby do podpisywania list poparcia.

Podpisy pod listami bez list

Agata Kowalska: Czyli zbiera się teraz podpisy pod listami kandydatów, ale jednocześnie żadna partia nie ma jeszcze gotowych list kandydatów. Czy słuchacze mają rację, że łamane są przepisy?

Adam Gendźwiłł: Wszystko wskazuje, że żadna partia nie ma tych listy do końca gotowych. Oczywiście na początku bardzo mocno było to podnoszone w przypadku PiS, że to jest skandal, żeby takie podpisy in blanco zbierać.

Ale ostatnie doniesienia medialne, np. o tym, że raptem się okazuje, że Jana Shostak nie startuje z list Koalicji Obywatelskiej, tylko z list Lewicy, że Roman Giertych raptem pojawia się w okręgu świętokrzyskim na listach KO, pokazują, że tak naprawdę żadna z partii nie ma w pełni dopiętych, do końca skompletowanych list kandydatów.

I to jest oczywiście erozja ważnej normy, tzn. czegoś, co powinno być kluczem dla demokratycznej procedury: przejrzystości. Przecież chodzi o to, że każdy komitet wyborczy prosi obywateli, żeby poparli bardzo konkretną listę.

Ta lista powinna być pokazana ludziom do wglądu.

Chociaż oczywiście takiego explicite przepisu w kodeksie wyborczym nie ma i w tym sensie bardzo trudno jest powiedzieć, że to jest jednoznaczne łamanie prawa.

PKW w 2011: należy okazywać listę kandydatów

Adam Gendźwiłł: Z pewnością jest to łamanie wytycznych czy takich wyjaśnień Państwowej Komisji Wyborczej sprzed kilku lat. Wówczas, przy zupełnie innej kampanii wyborczej, PKW jasno powiedziała, że nawet jeżeli ta lista kandydatów nie jest elementem kartki z tabelką, na której się zbiera podpisy, to ona powinna zostać okazana do wglądu wyborcom. Bo to oczywiste, chcemy widzieć, pod czym się podpisujemy.

Państwowa Komisja Wyborcza wyjaśnia, że wprawdzie zgodnie z art. 209 § 3 ustawy z dnia 5 stycznia 2011 r. — Kodeks wyborczy – na stronach wykazu podpisów wyborców popierających listę kandydatów na posłów nie jest wymagane dodatkowo podawanie imion i nazwisk kandydatów umieszczonych na liście, jednakże osoby zbierające podpisy poparcia dla danej listy powinny okazywać wyborcom wykaz kandydatów na posłów, którzy będą umieszczani na zgłaszanej liście (podkr. red.).

Powyższe wynika z faktu, iż zgodnie z formułą ustawową zawartą w powołanym przepisie poparcie udzielane jest przez wyborców konkretnej liście kandydatów zgłaszanej w konkretnym okręgu wyborczym, nie zaś danemu komitetowi wyborczemu.

Przewodniczący Państwowej Komisji Wyborczej: Stefan J. Jaworski

A teraz ten proces wygląda trochę tak, jakbyśmy się podpisywali właściwie nie pod listą kandydatów, tylko pod konkretną partią polityczną. A pamiętajmy, że jednak logika wyborów jest taka, że na karcie do głosowania będziemy popierać partie zawsze, tylko i wyłącznie głosując na konkretnego kandydata bądź kandydatkę. Ten krzyżyk musimy postawić przy imieniu i nazwisku konkretnej osoby, a nie po prostu komitetu wyborczego.

Agata Kowalska: Ale z tego, co ja rozumiem, to te wytyczne PKW dotyczyły kwestii bardzo technicznej, czyli tego co ma być wydrukowane na konkretnej kartce. Że tabelka na nasze podpisy to jedna kartka, a lista kandydatów może być obok, na innej kartce.

Z tego wynika, że PKW za oczywiste uznała, że zbieranie podpisów pod listami kandydatów bez listy kandydatów jest niemożliwe. Ale teraz PKW nie bije na alarm, nikogo nie karze, nikogo nie straszy. Czy powinna coś zrobić?

Adam Gendźwiłł: Wydaje mi się, że PKW jest bardzo konserwatywna i bardzo ostrożna w swoich poczynaniach. Również możliwości karania komitetów wyborczych są tutaj dosyć ograniczone.

Myślę, że jeżeli dochodzimy do takiego wniosku, że to nie w porządku, że ktoś prosi obywateli o podpisy, ale nie wiadomo, pod czym ci obywatele się podpisują, to to jest postulat do tego, żeby te kwestie uregulować w kodeksie wyborczym.

Wtedy należałoby napisać jasno. Albo te podpisy wyborców z danego okręgu dają upoważnienie komitetowi wyborczemu, żeby sobie zgłosił, jakich chce kandydatów – bo ufamy tej partii, wierzymy, że ci ludzie zostaną jakoś wyselekcjonowani.

Albo zmuszamy komitety wyborcze do tego, żeby taka lista, konkretna lista kandydatów była elementem kartki, na której zbieramy podpisy. To by pozwoliło ograniczyć też ten destrukcyjny dla partii politycznych proces, w którym trwają wewnętrzne kłótnie, przesuwanki miejsc na listach, wewnętrzne spory.

Agata Kowalska: Handel... Tak jest, obserwujemy to teraz i z Romanem Giertychem, wcześniej z Janą Shostak. Więcej na ten temat na łamach OKO.press, więcej i stale, bo jak słyszycie, listy wyborcze wciąż się tworzą.

Do rozmowy z profesorem Adamem Gendźwiłłem jeszcze w tym odcinku „Powiększenia” wrócimy. Porozmawiamy o pieniądzach, o pewnym przecinku i o referendum. Tak, tak, znowu do niego wracamy w „Powiększeniu”, tylko że z zupełnie innej strony.

Co jest grane, Państwowa Komisjo Wyborcza?

Agata Kowalska: Ale chciałam jeszcze dokończyć sprawę zbierania podpisów pod listami kandydatów bez list kandydatów. Zgłosiłam się więc do biura prasowego PKW z pytaniem, czy tak wolno. Wprawdzie Państwowa Komisja Wyborcza, o czym wspominał przed chwilą pan profesor, wystosowała wytyczne, które jasno mówiły: nie wolno! Lista kandydatów ma być przedłożona obok formularzy do zbierania podpisów, by każdy podpisujący mógł do niej zajrzeć.

Ale to było w 2011 roku (w nagraniu pada błędna data 2004 roku – przyp. red.), bo różnego rodzaju wytyczne i instrukcje PKW wydaje, co wybory. Przejrzałam te tegoroczne i tam jest sporo różnych wskazówek dla komitetów wyborczych, ale brak jest tego sformułowania z 2011 roku o konieczności okazania listy kandydatów podpisującym. To mnie zastanowiło.

Zadzwoniłam do biura prasowego PKW, później napisałam maila z pytaniem, co jest grane, skoro przepisy się nie zmieniły. Czy PKW zapomniała w tym roku o prawach wyborców i wyborczyń? A może inaczej rozumie przepisy?

Najpierw dowiedziałam się, że nie tylko ja o tę kwestię pytam. To mnie ucieszyło, bo to znaczy, że jest się nad czym zastanawiać. I że – miałam nadzieję – ktoś się nad tym zastanawia. Ale trochę mnie to zmartwiło, bo

kampania wyborcza już trwa i takie kwestie powinny być dawno ustalone.

Ostatecznie dostałam maila, który nic mi nie wyjaśnił. Biuro prasowe PKW poinformowało mnie, że komitet wyborczy „nie ma obowiązku umieszczenia na wykazach podpisów nazwisk kandydatów”. Tyle tylko, że to było dla nas oczywiste i wcześniej.

To nie fizyka kwantowa, że jeśli mamy kartkę z tabelką na podpisy wyborców i wyborczyń, to na tej kartce nie zmieści się jednocześnie lista wszystkich kandydatów komitetu z danego okręgu. Bo to 20 – 30 nazwisk. I że jeśli już, to ta kartka z listą kandydatów powinna być przedkładana osobno. Tego dotyczyły wytyczne PKW z 2011 roku.

I tu mam kłopot, bo biuro prasowe w odpowiedzi mailowej kompletnie zignorowało ten element. Nie ma tu ani słowa o obowiązku przedłożenia pełnych list kandydatów. Nie ma tu odpowiedzi na moje pytanie. Nie ma też wzmianki o tym, że kiedyś PKW sprawę rozstrzygnęła.

Co oznacza, że wszyscy ci, którzy zadali podobne do mnie pytanie, również nie otrzymali odpowiedzi, a przede wszystkim nie otrzymali jej obywatele i obywatelki. PKW powinna czuwać nad przejrzystością tego procesu wyborczego, a tutaj ewidentnie toleruje zbieranie podpisów pod listami kandydatów... bez list kandydatów.

PKW: Nie mamy stanowiska

Już po nagraniu tego odcinka „Powiększenia” otrzymałam kolejny mail z biura prasowego Państwowej Komisji Wyborczej, który przytaczam poniżej:

„18 sierpnia 2011 r. zostały wydane wyjaśnienia (nie Wytyczne, które to wiążą organy niższego stopnia), w których PKW stwierdziła, że wprawdzie zgodnie z art. 209 § 3 Kodeksu wyborczego na stronach wykazu podpisów wyborców popierających listę kandydatów na posłów nie jest wymagane dodatkowo podawanie imion i nazwisk kandydatów umieszczonych na liście, jednakże osoby zbierające podpisy poparcia dla danej listy powinny okazywać wyborcom wykaz kandydatów na posłów, którzy będą umieszczani na zgłaszanej liście.

Były to wyjaśnienia wydane tuż po wejściu w życie Kodeksu wyborczego (wszedł w życie 1 sierpnia 2011 r.), jednakże w późniejszych latach obowiązywania Kodeksu wyborczego Państwowa Komisja Wyborcza nie odnosiła się do takiego stanowiska i nie wydawała przed kolejnymi wyborami podobnych wyjaśnień (podkr. red.).

Zatem raz jeszcze wskazujemy, że w Kodeksie wyborczym nie ma podstawy prawnej odrzucenia przez okręgową komisję wyborczą zgłoszonych do rejestracji list kandydatów z powodu braku nazwisk na wykazach podpisów”.

Realia partyjne

Jeszcze jedna kwestia mnie zastanawiała. Dlaczego partie, komitety wyborcze tak robią.

Dlaczego najpierw nie przygotują list kandydatów i kandydatek, a potem na nie zbierają podpisy? Postanowiłam zapytać u źródła. Wybrałam posłankę Agnieszkę Pomaskę, gdańszczankę z Koalicji Obywatelskiej, która będzie ponownie kandydowała do Sejmu. Dlaczego akurat ją? Dowiecie się już za chwilę.

Agata Kowalska: Pani poseł, z którego miejsca i z którego okręgu pani startuje w tym roku?

Agnieszka Pomaska: Ja jestem kandydatką z okręgu gdańskiego, okręgu numer 25 i mam zaszczyt być liderką Koalicji Obywatelskiej na tej liście.

Agata Kowalska: A czy jest pani pewna? Bo listy nie zostały jeszcze złożone, jest na to czas do 6 września. Wciąż dochodzi do wielu zmian. Czy jest pani pewna swojego miejsca i swojego okręgu?

Agnieszka Pomaska: Polityka jest bardzo nieprzewidywalna, ale ja nigdy nie startowałam z innego okręgu i nie zamierzam startować z innego okręgu. Jestem bardzo przywiązana do moich wyborczyń, do moich wyborców, chociaż oczywiście logika w polityce, zwłaszcza w polskiej polityce, jest taka, że do ostatniej chwili coś się może zmienić. Ale to raczej nie u mnie. Ale oczywiście nigdy nic nie jest na sto procent.

Agata Kowalska: Interweniowała pani wraz z posłem Pawłem Olszewskim w PKW w sprawie zbierania przez komitet wyborczy Prawa i Sprawiedliwości podpisów pod listami kandydatów in blanco, czyli bez przedstawienia list kandydatek i kandydatów.

Donosił o tym „Dziennik Gazeta Prawna” – w 2011 roku. Czy w 2023 roku interweniowała pani wraz z posłem Pawłem Olszewskim w PKW w tej samej sprawie?

Agnieszka Pomaska: Wiemy, jakie są realia dzisiejszej PKW... Natomiast tak, podnosiłam tę sprawę podczas niejednej konferencji prasowej. Zwłaszcza, że widzimy bardzo duży kontrast pomiędzy komitetami, które mają mniej lub bardziej doprecyzowane kształty tych list, a partią rządzącą, która niestety wiemy też, że rządzi w PKW.

Tam nie znamy żadnych nazwisk i nawet nie wiemy, z jakiego okręgu kto będzie startował.

I też ci przyszli kandydaci PIS tego nie wiedzą.

To na pewno budzi poważne wątpliwości. Wiem, że wiele podmiotów wystosowało takie zapytanie do PKW i też sama jestem ciekawa odpowiedzi.

Ale to pytanie rzeczywiście jest zasadne, bo zwróciłam uwagę na to, że kandydatki i kandydaci PiS wskazują w mediach społecznościowych, że zbierają podpisy pod listami kandydatów, a tych kandydatów nie ma. To na pewno budzi duże wątpliwości, przynajmniej moralne.

Realia w PKW

Agata Kowalska: Powiedziała pani, że różne podmioty pytają Państwową Komisję Wyborczą o tę sprawę. Jednym z tych podmiotów jestem ja.

Agnieszka Pomaska: Bardzo się cieszę.

Agata Kowalska: Tak, to była przyjemność. Zapytałam dokładnie o tę kwestię i usłyszałam, że w wykazie podpisów wyborców nie ma konieczności zamieszczania listy kandydatów na posłów. To już wiedzieliśmy bez pytania. Ale dawniej PKW informowała, że trzeba mieć listę kandydatów do wglądu, a teraz o tym nie wspomina.

Jak pani myśli, czy coś się zmieniło? Na początku rozmowy powiedziała pani „wiemy, jakie są obecnie realia w PKW”. Ale ja właśnie szczerze mówiąc nie wiem. Czy myśli pani, że coś się zmieniło?

Agnieszka Pomaska: Nie ulega wątpliwości, że PKW też jest pod poważnym naciskiem politycznym.

Nie jest tajemnicą, że PKW też się stało narzędziem politycznym w rękach rządzących.

A ponieważ problem dotyczy tak naprawdę tylko partii rządzącej, no to trudno spodziewać się jakiegoś innego stanowiska. Ale ten wątek prawny, on jest bardzo istotny. Ja go nie rozstrzygnę; uważam, że tym powinni zajmować się prawnicy. Być może tu jest potrzebna jakaś zmiana prawna doprecyzowująca tę kwestię.

W KO drobne odstępstwa

Agnieszka Pomaska: No, ale jeśli podpisujemy się pod listą kandydatów, no to przecież jest oczywiste, że ta lista powinna istnieć i powinna być do wglądu. My przecież też czekaliśmy na decyzję chociażby zarządu Krajowego KO, na ustalenia koalicyjne i dopiero rozpoczęliśmy zbiórkę podpisów po tym, jak zatwierdziliśmy kształt list.

Oczywiście tam występują drobne odstępstwa i one mogą występować do tego 6 września.

Z różnych powodów, zwłaszcza losowych. Ale zawsze mamy te listy przy sobie i je pokazujemy. U mnie w okręgu są 24 nazwiska i każdy może sprawdzić, pod czym się podpisuje. W przypadku PiS tak nie jest. I tak jak mówię, nie tylko nie jest znana kolejność na tych listach, ale nie są znane żadne nazwiska.

My możemy tylko domniemywać, czy Jarosław Kaczyński będzie startował z Warszawy, ze świętokrzyskiego, a teraz się mówi, że z Elbląga. Więc to rzeczywiście budzi poważne wątpliwości, nie tylko natury prawnej.

Kto układa listy?

Agata Kowalska: Jeden ze słuchaczy „Powiększenia” napisał: „To żaden dramat, zawsze tak było. Poparcie jest dla partii i nikt nie zabrania podpisać się pod wszystkimi komitetami, jeśli taka wola”. Więc może to nie jest taki dramat, że nie wiemy, z którego okręgu startuje Kaczyński i że może Roman Giertych będzie się przenosił do Elbląga?

Agnieszka Pomaska: No, to jest kwestia też tego, jak poważnie traktuje się wyborców i jak później poważnie traktuje się swój mandat, obejmując funkcję posłanki, czy posła. Ja jednak mam takie głębokie podejrzenie, graniczące z pewnością, że jeśli ktoś w ten sposób jest traktowany w okresie kampanijnym, jak taki pionek, którego można przestawić, a o tym wszystkim decyduje jedna osoba, która wcale nie jest z punktu widzenia konstytucyjnego najważniejszą osobą w państwie...

Agata Kowalska: Ale pani mówi teraz o Jarosławie Kaczyńskim czy o Donaldzie Tusku?

Agnieszka Pomaska: Mówię o Jarosławie Kaczyńskim.

Jeśli chodzi o listy PO to wszystkie decyzje są zatwierdzane przez zarząd krajowy.

Nawet taka zmiana, że ktoś rezygnuje i na jego miejsce wchodzi nowa osoba, albo że ktoś ma być na liście dwunasty, a nie trzynasty. Jeśli chodzi o PiS, to wiemy, że te listy układa jednoosobowo Jarosław Kaczyński.

I co się znajdzie 6 września w PKW, wie tylko Jarosław Kaczyński albo jego pełnomocnik. Więc to budzi poważne wątpliwości, dlatego że później ci wybrani będą w ten sam sposób traktowani, będąc w partii opozycyjnej czy rządzącej.

Ja nie wiem, czy tego wyborcy oczekują. Wolałabym, żeby ta jakość demokracji była trochę wyższa.

Shostak, Giertych i inni

Agata Kowalska: Prosiłabym o odrobinę kuchni wyborczej. Zobaczmy, jak się robi tę kiełbasę. Jeśli chodzi o Janę Shostak, to ona miała być na listach Koalicji, ale ostatecznie na nich się nie znajdzie. Czy to znaczy, że decyzja o jej skreśleniu zapadła też na zarządzie krajowym, o którym pani wspomina?

Agnieszka Pomaska: Tak jest.

Agata Kowalska: I tak samo było z Romanem Giertychem?

Agnieszka Pomaska: Tej kwestii jeszcze nie głosowaliśmy.

Agata Kowalska: Czyli to nie jest przesądzone?

Agnieszka Pomaska: Jeszcze tej kwestii nie mieliśmy poddanej pod głosowanie. Natomiast każda decyzja, jeśli chodzi o kształt list, a tych zmian było dużo więcej, Jana Shostak była tym głośnym nazwiskiem…

Agata Kowalska: Dlatego o nią pytam, bo wszyscy o niej słyszeli.

Agnieszka Pomaska: Tak, tak. Mieliśmy już dwa takie głosowania. Nie dotyczyły dwóch, ale większej liczby osób, no bo wiadomo, że w całym kraju jest 41 okręgów, w każdym po kilkanaście albo kilkadziesiąt nazwisk. I są czasem rezygnacje, czasem jakieś zmiany decyzji.

To rzadziej są jakieś fundamentalne zmiany, ale do nich wszystkich do 6 września może dochodzić.

I każda taka zmiana jest głosowana, jest podejmowana decyzja w tej sprawie przez Platformę Obywatelską. Zarząd Krajowy PO podejmuje taką decyzję.

Dlaczego listy nie są gotowe przed zbieraniem podpisów?

Agata Kowalska: Przed chwilą rozmawialiśmy z profesorem Gendźwiłłem o tym, jaka logika stoi za zbieraniem głosów poparcia pod listami kandydatów do danego okręgu. Pan profesor mówił, że to jest element pewnej kontroli partii politycznych.

Chodzi o to, że jeśli partia przedstawi listę kandydatów i kandydatek, a potem zacznie zbierać pod tą listą podpisy, to się do czegoś zobowiązuje. A wyborcy mają większe pole manewru, większe pole oceny.

Ale te listy nie są dopięte na ostatni guzik w momencie zbierania podpisów. Czy to wynika z tragicznej logiki kalendarza wyborczego, czyli bardzo krótkiego okresu na zebranie 5 tysięcy podpisów w okręgu? Innymi słowy, czy te listy nie mogą powstać, zanim państwo zaczynacie zbierać podpisy?

Agnieszka Pomaska: One de facto powstają. Natomiast, zdarza się, że część osób decyduje o swoim starcie w zależności od tego, które ma miejsce na liście. Są też takie przypadki. W związku z tym zdarzają się rezygnacje i są nowi chętni, którzy czekali w kolejce.

Więc tutaj rzeczywiście jest być może jakaś luka prawna, że ten kształt list, pod którymi zbiera się podpisy, rzeczywiście trudno, żeby był ostateczny.

Więc to nie jest oczywiście system idealny, ale na pewno dużo uczciwsze jest i rzekłabym uczciwe jest pokazanie w danym okręgu kandydatek, kandydatów, nawet jeśli dochodzi do tych drobnych zmian.

Ale to są to są wyjątki, to są naprawdę absolutne wyjątki.

I każdy może spojrzeć na tę listę i zobaczyć, czy na przykład w tym okręgu gdańskim spośród 24 nazwisk jest chociażby jedno nazwisko, pod którym można by się podpisać i później zagłosować.

Agata Kowalska: Bardzo dziękuję. Agnieszka Pomaska, posłanka Koalicji Obywatelskiej i kandydatka tego komitetu wyborczego. Bardzo dziękuję, pani poseł.

Agnieszka Pomaska: Serdecznie dziękuję za rozmowę.

Przecinek ponad podziałami

Agata Kowalska: Ale jeszcze jedna rzecz nie dawała mi spokoju. To znaczy jest takich rzeczy mnóstwo, ale o tej jednej akurat chciałam porozmawiać. Chodziło mi o pewien przepis kodeksu wyborczego, którego partie polityczne – od prawa do lewa – wydawały się nie zauważać. Tak jakby był dla nich wygodny.

Jakby im pasowało, że w 2018 roku PiS usunęło z tego przepisu jeden przecinek i otworzyło pewną furtkę. O co chodzi? Wróciłam do profesora Adama Gendźwiłła i poprosiłam o wyjaśnienie.

Agata Kowalska: Panie profesorze, przejdźmy do innej sprawy. W styczniu śledziliśmy z zapartym tchem prace parlamentarne dotyczące kodeksu wyborczego. To były długie, nocne debaty, dyskusje, kłótnie i strach obywateli i obywatelek o to, czy te wybory będą uczciwe.

Jednym z tematów, który wówczas był poruszany, był artykuł 106 paragraf 1 kodeksu wyborczego dotyczący agitacji wyborczej, który Prawo i Sprawiedliwość chciało ponownie zmieniać. Ale później się z tych zmian wycofało. I temat zniknął.

Ale ja (i nie tylko ja) odczuwałam głęboki niepokój, że ten artykuł wciąż wygląda na dosyć groźny. Przytoczę go teraz i prosiłabym pana profesora o wytłumaczenie, co właściwie przeczytałam:

„Agitację wyborczą może prowadzić każdy komitet wyborczy i każdy wyborca, w tym zbierać podpisy popierające zgłoszenie kandydatów po uzyskaniu pisemnej zgody pełnomocnika wyborczego”.

Przed 2018 rokiem widniał tam jeszcze jeden przecinek i przepis brzmiał: „Agitację wyborczą może prowadzić każdy komitet wyborczy i każdy wyborca, w tym zbierać podpisy popierające zgłoszenie kandydatów, po uzyskaniu pisemnej zgody pełnomocnika wyborczego”.

PiS w 2018 roku ten drugi przecinek usunęło. Dlaczego ja (i nie tylko ja) odczuwamy niepokój wokół tego przepisu? I czy słusznie?

Adam Gendźwiłł: Ten przepis w tym brzmieniu oznacza, że pisemnej zgody pełnomocnika wyborczego wymaga wyłącznie zbieranie podpisów poparcia, ale już nie agitacja wyborcza.

Takie literalne rozumienie sprawia, że agitację wyborczą można prowadzić w zasadzie bez zgody pełnomocnika wyborczego. A to oznacza, że prześledzenie tego, kto w zasadzie prowadzi tę agitację i już tym bardziej skontrolowanie wydatków na ten cel, zaliczenie ich w poczet wydatków kampanii wyborczej, staje się praktycznie niemożliwe.

Korupcyjna wyrwa w systemie

Agata Kowalska: A co w tym złego? Co to za problem, że każdy wyborca zgodnie z tymi przepisami może sobie prowadzić agitację wyborczą na rzecz kogo tylko chce i bez ograniczeń? Jaka jest w tym wada?

Adam Gendźwiłł: No więc albo chcemy mieć kontrolę nad wydatkami kampanii wyborczej i zachować pewną równość szans pomiędzy komitetami wyborczymi, albo nie.

Wszystkie regulacje do tej pory raczej zmierzały w kierunku tego, żeby wydatki na politykę, na partie i na kampanie wyborcze były dosyć mocno kontrolowane. A przynajmniej żeby były jawne, żeby można było je prześledzić, żeby organizacje obywatelskie czy dziennikarze mogli dotrzeć do tego, kto kogo wspiera i za jakie pieniądze.

Bo w oczywisty sposób można przypuszczać, że taki podmiot może oczekiwać potem zapłaty za wspieranie tych, którzy wygrywają wybory.

I to już jest przykład korupcji politycznej. Więc regulacja, finansowanie polityki ma bardzo głęboki antykorupcyjny sens. I takie regulacje obowiązują w większości demokracji.

Wyrwy w tym systemie są bardzo niebezpieczne.

Natomiast chciałem zwrócić uwagę, że tak naprawdę w tej chwili dyskusja nad tym artykułem 106 jest trochę bezprzedmiotowa. Albo może należałoby ją odłożyć na później.

Bo dopóki mamy jednocześnie prowadzoną kampanię wyborczą i kampanię referendalną, to w zasadzie i tak przez ustawę o referendum ogólnokrajowym mamy ogromną dziurę w finansowaniu polityki.

Referendalne eldorado

Agata Kowalska: Jaką dziurę?

Adam Gendźwiłł: Ustawa o referendum ogólnokrajowym mówi, że kampanie w kwestiach, którymi jest objęte referendum, może prowadzić każdy podmiot i nie musi on sprawozdawać wydatków.

Jedynym wyjątkiem jest partia polityczna, która musi to ująć w swoim corocznym sprawozdaniu finansowym dla PKW. Ale poza tym lista podmiotów jest praktycznie nieograniczona i obowiązki sprawozdawcze tych podmiotów są praktycznie żadne.

A kampania referendalna prowadzona przez podmioty sprzymierzone z rządzącymi jest de facto kampanią wyborczą.

Agata Kowalska: Czyli, jeśli kandydat lub kandydatka Prawa i Sprawiedliwości jeździ teraz po kraju i namawia, żeby głosować za niewyprzedawaniem majątku państwowego, to partia PiS, do której te osoby należą, musi to sprawozdać w PKW?

Adam Gendźwiłł: Jeżeli jakiś polityk przygotuje billboard z agitacją „cztery razy nie”... Swoją drogą, to chyba jest pierwsze referendum, w którym wnioskodawcy chcą, by głosować na nie, zamiast za jakimś rozwiązaniem, to też jest pewien paradoks tego referendum.

W każdym razie jeśli ten polityk wymyśli taki billboard, na którym będzie to hasło referendalne i ogromna podobizna tego właśnie polityka z jego imieniem, nazwiskiem, logo partii, to może to nie być kwalifikowane jako wydatek komitetu wyborczego.

Tylko jako element kampanii referendalnej, co w oczywisty sposób narusza przejrzystość i równość tych wyborów, rozumianą właśnie jako równe szanse komitetów wyborczych na prezentowanie swojego stanowiska. To połączenie referendum z wyborami jest w tym względzie szalenie niefortunne.

Agata Kowalska: „Niefortunne” – powiedział prof. Adam Gendźwiłł z Uniwersytetu Warszawskiego, ekspert Fundacji Batorego. No cóż, ja bym użyła innego słowa. I wy pewnie też. Ale słów musi nam starczyć aż do 15 października.

Ciąg dalszy nastąpi

I tutaj liczę na wasze wsparcie. Czekam na Wasze przykłady problemów związanych z kampanią wyborczą, agitacją, ale też z udziałem w wyborach. Już spływają do mnie pierwsze maile, za które serdecznie dziękuję, wasze przykłady z życia dotyczące problemów związanych z dniem głosowania, oddaniem głosu, głosowaniem w innym miejscu niż jest się zarejestrowanym, a przede wszystkim głosowaniem za granicą.

No i oczywiście pytacie o liczenie. O liczenie głosów i o to, czy niektóre głosy wpadną do kosza na śmieci.

O tym wszystkim będziemy rozmawiać w wielkim poradniku, który szykuję dla was, a właściwie wspólnie go szykujemy w „Powiększeniu”. Piszcie, piszcie, piszcie: [email protected]. Co was niepokoi, jeśli chodzi o dzień głosowania i co was niepokoi generalnie. Ale starajmy się trzymać tematu wyborów (śmiech). Czekam na Wasze maile, czekam na wasze głosy i do usłyszenia!

;

Udostępnij:

Agata Kowalska

Autorka podcastów „Powiększenie”. W OKO.press od 2021 roku. Wcześniej przez 14 lat dziennikarka Radia TOK FM. Wielbicielka mikrofonu, czyli spotkań z ludźmi, sporów i dyskusji. W 2016 roku za swoją pracę uhonorowana nagrodą Amnesty International „Pióro Nadziei”.

Komentarze