Komisja Edukacji zajmie się prezydenckim projektem zmian w prawie oświatowym. Andrzej Duda chce jeszcze bardziej ograniczyć dostęp organizacji społecznych do szkół, co odbije się na dzieciach, szczególnie tych z mniej zamożnych gmin lub rodzin
Posłowie PiS chcieli 18 września rozmawiać o ustawie w Sejmie bez strony społecznej. Mieli wykorzystać do tego obostrzenia epidemiczne. Zaproszenie do rozmowy próbował zdobyć m.in. Związek Nauczycielstwa Polskiego.
"Na teraz mamy informację, że nie będziemy mogli uczestniczyć w posiedzeniu. Ani stacjonarnie, ani nawet zdalnie. Podobne problemy mają inne organizacje" — mówiła OKO.press Magdalena Kaszulanis, rzeczniczka ZNP.
Ostatecznie podczas posiedzenia komisji PiS uwzględnił wniosek opozycji, by strona społeczna jednak mogła wziąć udział w dyskusji na projektem. W piątek ustawa Dudy spadła więc z porządku obrad, będzie procedowana na kolejnym posiedzeniu. Nie zmienia to faktu, że jest groźna dla polskich szkół oraz działa wbrew interesom dzieci, zwłaszcza z biedniejszych rodzin. Poniżej piszemy dlaczego.
Na posiedzenie Komisji posłowie Lewicy przyszli z prezes Krzysztof Baczyński ze Związku Nauczycielstwa Polskiego i Antoniną Lewandowską z grupy edukacyjnej Ponton. Przewodnicząca Komisji Mirosława Stachowiak- Różecka z PiS wyprosiła stronę społeczną argumentując, że na ich obecność nie pozwala regulamin sejmu. Na zdalne uczestnictwo strony nie pozwalano z kolei ze względu na obciążone łącza.
Stachowiak Różecka zapewniała, że złożyła wniosek do marszałek Sejmu, żeby na kolejnych etapach pracy komisji strona społeczna została dopuszczona do głosu, ale przeciwko ich nieobecności podczas pierwszego czytania stanowczo zaprotestowała posłanka Lewicy Agnieszka Dziemianowicz-Bąk. Złożyła wniosek o formalny o zmianę terminu posiedzenia komisji na taki, który umożliwi przynajmniej zdalne uczestnictwo strony społecznej.
"Bardzo wiele organizacji chciało wziąć udział w posiedzeniu. ZNP zawnioskował o to już miesiąc temu i nie otrzymał odpowiedzi. To niedopuszczalne, żeby organizacje i związki zawodowe, których ta ustawa bezpośrednio dotyczy, nie mogły się wypowiedzieć"- mówi OKO.press Dziemianowicz-Bąk.
"Wiemy o przynajmniej trzech posiedzeniach innych komisji, na których przy tym samym covidowym regulaminie wpuszczono na salę przedstawicieli organizacji społecznych. Trudno nie mieć wrażenia, że kolejny raz epidemia jest pretekstem, żeby ograniczać udział strony społecznej w stanowieniu prawa" - dodaje posłanka.
Przewodnicząca komisji po konsultacji z biurem legislacyjnym i kancelarią prezydenta zdecydowała o przełożeniu pierwszego czytania na następne posiedzenie i złożeniu wniosku do marszałek Sejmu o umożliwienie udziału strony społecznej. To ważne, bo lex Duda niesie ze sobą poważne konsekwencje dla edukacji.
Do tej pory dyrektor szkoły akceptował oferty organizacji społecznych (pozarządowych) za zgodą Rady Rodziców. Inicjatywa ustawodawcza Dudy, ogłoszona w kampanii wyborczej w ramach siania strachu przed "ideologią LGBT", wprowadza zasadniczą zmianę art. 86 Ustawy oświatowej: dyrektor będzie musiał każdą pozarządową ofertę poddawać pod referendum wśród wszystkich rodziców. Wysoce prawdopodobne jest odrzucanie wielu projektów na zasadzie unikania ryzyka, na wszelki wypadek, ze zwykłej niewiedzy.
Art. 48 Konstytucji, na który prezydent się powołuje, przyjąłby wtedy absurdalną postać:
"Rodzice mają prawo do wychowania cudzych dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami".
"Dla mnie ta regulacja jest bez sensu. Nikomu niepotrzebna komplikacja" - mówi OKO.press dyr. Ewa Radanowicz, której podstawówka w Radowie Małym (Zachodniopomorskie) prowadzona autorską metodą pracowni tematycznych osiąga świetne rezultaty na terenach po PGR-owskich.
"Szkoła będzie jeszcze bardziej osamotniona. A powinna się modernizować, zwłaszcza po pandemii. I być centrum aktywności obywatelskiej" - mówi Kuba Wygnański z Pracowni Badań i Innowacji Społecznych „Stocznia” (obie rozmowy dalej).
Referendum rodziców miałoby zatem decydować o tym, jakie będą w szkole: zajęcia dodatkowe, szkolenia dla nauczycieli, w jakie akcje społeczne czy charytatywne szkoła się zaangażuje, z jakich form wsparcia organizacyjnego, merytorycznego czy sprzętowego skorzysta.
O ile takie działania szkole zaproponują organizacje społeczne, bo firmy mogą to robić bez dodatkowych wymogów.
Ograniczenie dotyczy tylko edukacji publicznej. Dyrekcje szkół społecznych, prywatnych, wyznaniowych mogą współpracować, z kim chcą.
Dziesiątki organizacji podpisują stanowisko, które ostrzega przed zabójczymi skutkami nowelizacji (publikowaliśmy je 21 lipca), podkreślając, że uderzy ona szczególnie w uczniów z rodzin i obszarów o niższym kapitale kulturowym, bo organizacje skupiały się na wyrównywaniu szans edukacyjnych. Rozsyłają je posłom z nadzieją na obudzenie zdrowego rozsądku.
Zanim zanalizujemy wszystkie wady nowelizacji (zalet nie udało się znaleźć) i podsumujemy je w ostatnim rozdziale (warto tam zajrzeć), wyobraźmy sobie, że już przeszła przez Sejm i prezydent z dumą podpisał swój autorski pomysł.
W szkole zapanowała demokracja bezpośrednia, decyduje tzw. głosowanie ludowe.
Do dyrektorki podstawówki w Mrowisku Dużym przychodzi dwoje edukatorów z fundacji Bezpieczna Wiedza. Proponują zajęcia z edukacji seksualnej. Napisali, że chcą uświadomić dzieciom, jaki jest "związek pomiędzy aktywnością seksualną a miłością i odpowiedzialnością" oraz "omówić problemy związane z przedmiotowym traktowaniem człowieka w dziedzinie seksualnej". Kulminacją ma być trening mówienia NIE, gdy dziecku grozi molestowanie. Poprowadzą też krótkie szkolenie dla nauczycieli, jak rozmawiać z dziećmi o seksie.
Dyrektorce podoba się projekt, goście robią dobre wrażenie, pracowali w wielu placówkach, pisały o nich media lokalne, korzystają z funduszy norweskich. Niedawno w szkole doszło do przemocy seksualnej wobec dziewczynki z szóstej klasy, ofiara wstydziła się do tego przyznać, dopiero koleżanki poinformowały wychowawczynię. Przydałoby się - myśli dyrektorka, ale się waha.
"Molestowanie nie przejdzie mi w referendum. Mam taką grupę radiomaryjnych - puszcza oko do edukatorów. - Najlepiej w prospekcie wpiszcie tylko te ogólne cele".
Chodzi o "Prospekt informacji wychowawczej”, który dyrektorka - jak tego chce prezydent Duda - musi rozesłać rodzicom. Organizacja ma w nim podać swoje "idee wychowawcze", zarówno w ogóle, jak i w tym przypadku, opisać projekt, wymienić osoby, które będą go prowadzić, opisać ich "doświadczenie zawodowe, w szczególności w zakresie objętym programem"; wymienić materiały graficzne i pomoce dydaktyczne, jakich użyje. Biurokratyczna mitręga, godziny pracy.
Prospekt ma zawierać:
Bezpieczna Wiedza podejmuje ryzyko. Wpisuje do folderu dwa cele zajęć w trybie wykład-ćwiczenia. "1. scharakteryzować związek pomiędzy aktywnością seksualną a miłością i odpowiedzialnością, 2. omówić problemy związane z przedmiotowym traktowaniem człowieka w dziedzinie seksualnej".
Dyrektorka rozsyła prospekt mailem i tradycyjną pocztą. Rodzice głosują. Wynik jest negatywny: 232 głosy przeciw, 18o - za. 49 rodziców nie głosowało, ale nawet po doliczeniu ich jako głosy za (tak jest w ustawie, co akurat rozsądne), projekt przegrywa.
Podobno zdecydowała opinia księdza proboszcza, którego bratanek uczy się w szkole. Dopytywał parafian, co to za przedmiotowe traktowanie w seksie i co to będą za ćwiczenia. Jedna z matek napisała też na stronie szkoły, że na takie zajęcia w szóstej klasie za wcześnie, bo dzieci nie są jeszcze dojrzałe. Może później.
[Uwaga, trochę was, drodzy czytelnicy, wkręciłem. Podane cele projektu są cytatem z obowiązującej podstawy programowej dla szkoły podstawowej, czyli mają być realizowane w ramach normalnej nauki. Jak widać "takie rzeczy" mieszczą się nawet w podstawie, o której pisaliśmy w OKO.press, że "otwarcie stawia na katolicką etykę seksualną"].
W uzasadnieniu projektu prezydent powołuje się aż na cztery artykuły Konstytucji RP, z których najważniejszy jest art. 48 par. 1 "Rodzice mają prawo do wychowania dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami".
Rzecz jednak w tym, że - jak widać na przykładzie - większość rodziców narzuca tu swoje przekonania wszystkim. W dodatku zajęcia proponowane przez fundację nie są przecież obowiązkowe, 232 osoby, które z takich czy innych względów głosowały przeciw, mogłyby po prostu nie posyłać na nie swoich dzieci.
W praktyce art. 48 Konstytucji przyjmuje tu postać "Rodzice mają prawo do wychowania cudzych dzieci zgodnie z własnymi przekonaniami".
Prezydent w uzasadnieniu ustawy powołuje się na trzy wyroki Trybunału Konstytucyjnego z roku 2003, 2005 i 2011. Dziwne z perspektywy PiS, bo były to czasy, gdy TK był kwintesencją "kasty sędziowskiej", a jego prezesami byli najpierw Marek Safjan (dziś sędzia TSUE), a potem odsądzany przez PiS od czci i wiary Andrzej Rzepliński.
Wszystkie trzy wyroki podkreślają prawo rodziców do wychowywania dzieci i obowiązki państwa do respektowania tego prawa, ale cały czas mowa o własnych dzieciach.
"Demokracja ludowa" de facto ogranicza prawo do wychowania dzieci przez tych rodziców, którzy przegrali głosowanie.
Wygnański: Jako rodzic chciałbym oczywiście mieć wpływ na to, jakie organizacje wchodzą do szkoły i co proponują moim dzieciom. Mogłaby być jakaś procedura, ale nie taki mechanizm większościowy. To brzmi dobrze, demokratycznie, ale w praktyce zlikwiduje różnorodność.
Dodajmy, że taka procedura istnieje. Rodzice mają wpływ poprzez Radę Rodziców (można zmienić swych przedstawicieli).
A przede wszystkim:
zajęcia prowadzone przez NGO'sy są dobrowolne, dlaczego je wycinać, gdy są na nie chętni? Czemu mniejszość dzieci i rodziców nie mogłaby ich mieć? Na przykład w ósmych klasach?
Prezydent argumentuje, że przyjęcie zasady referendum "przyczyni się do zwiększenia zainteresowania rodziców procesem kształcenia i wychowywania dziecka realizowanym przez szkołę i placówki oświatowe" i w pewnym stopniu ma rację.
Ale zwiększone zainteresowanie nie oznacza większej wiedzy czy refleksji. Wręcz przeciwnie, decyzje mogą zapadać na podstawie myślenia stereotypowego, zwykłych uprzedzeń czy irracjonalnych procesów grupowych.
Wysoce prawdopodobne jest odrzucanie wielu projektów na zasadzie unikania ryzyka, na wszelki wypadek, ze zwykłej niewiedzy.
Wygnański: "Rodzice staną bezradni wobec decyzji, którą organizację zaakceptować, a którą nie. Poza jakimiś ideologicznymi intuicjami mogą się kierować wspomnieniami i dlatego godzić na harcerzy, ale już nie na jakieś - nieznane nazwy! - zajęcia z "edukacji równościowej" czy antydyskryminacyjnej.
Związek Powiatów Polskich w opinii z 14 lipca zwraca uwagę, że nie jest jasne, czy w referendum ma głosować jedno z rodziców, czy oboje. I co jeśli ich opinia się różni?
Jak pisze WWF Polska, oddział dużej międzynarodowej organizacji ekologicznej, "uczniowie mają różne zainteresowania, umiejętności, które chcą rozwijać i wyzwania edukacyjne. Jeśli o każdym programie edukacyjnym NGO w szkołach będzie decydować większość rodziców, potrzeby edukacyjne wielu uczniów stracą szansę na realizację, bo będą mniej popularne".
Ze szkół publicznych zniknie i/lub nie pojawi się wiele programów, projektów i szkoleń, które podnoszą kompetencje nauczycieli, a uczniom dostarczają wiedzy, szkolą nowe umiejętności, rozwijają wyobraźnię, czy zwyczajnie sprawiają, że szkoła staje się mniej nudna.
Nasza wirtualna dyrektorka z Mrowiska Dużego uczestniczyła w akcji "Młodzi głosują", lekcji edukacji obywatelskiej (gimnazjaliści urządzali w szkole wybory, takie same jak prawdziwe, tydzień wcześniej), "Ślady przeszłości" (jej szkoła "adoptowała" zrujnowany port rzeczny z XIX wieku, opisała i uporządkowała teren, przy okazji ucząc się historii, geografii i chemii).
Szkoła w Mrowiskach z dumą nosi tytuł "Szkoły z klasą", uczestniczyła w kilku jej edycjach, m.in. odchodząc od prostego stawiania stopni na rzecz tzw. oceniania kształtującego (opisowo, ze wskazaniem, jak poprawić umiejętności) i rozwijając program sportowy dla wszystkich w akcji "WF z klasą"*.
Dzieciaki z pasją uczyły się też pierwszej pomocy w akcji WOŚP Ratujemy i uczymy ratować. "Teraz w referendum Owsiak by nie przeszedł" - myśli dyrektorka.
"Szkoły będą jeszcze bardziej samotne, właśnie teraz, gdy szczególnie potrzebują ludzi, którzy przyjdą z pasją, ze świeżymi pomysłami na tematy społeczne, ekologiczne, z akcjami charytatywnymi. Szkołę trzeba wymyślić trochę od nowa, czas edukacji zdalnej ujawnił skalę nierówności, a nie wiadomo, w jakiej wersji wróci nauka po wakacjach.
Trzeba usiąść razem: samorządy, szkoły organizacje społeczne, opracować coś w rodzaju lokalnej umowy edukacyjnej. Rozwijać a nie ograniczać" -
mówi Wygnański, współorganizator w 2018-2019 roku akcji NOE - narad obywatelskich o edukacji.
Jak zwróciła uwagę 17 lipca warszawska Komisja Dialogu Społecznego ds. Edukacji, "proponowane zmiany prowadzą do przesadnej biurokratyzacji pracy szkoły i zniechęcają do kontaktów z partnerami społecznymi tworząc długą, kosztową i uciążliwą procedurę wstępną - absorbującą zarówno nauczycieli, jak i rodziców. Wydaje się, że
wnioskodawca nie ma świadomości, że organizacje pozarządowe nie tylko realizują zajęcia pozalekcyjne, ale w istotny sposób wspierają uczniów i nauczycieli w realizacji podstawy programowej we wszystkich dziedzinach, dostarczając nowych technologii, ekspertów oraz innowacyjnych metod edukacyjnych, wpływają na rozwój i skuteczność edukacji".
Ekologiczna WWF zauważa, że "Ustawa prezydencka ograniczy dostęp ucznia do różnorodnej i bogatej oferty edukacyjnej, w której trzeci sektor jako partner społeczny uzupełnia program szkolny". W szczególności dotyczy to "rzetelnej edukacji klimatycznej, w obliczu wyzwań, jakimi jest globalna katastrofa klimatyczna i degradacja środowiska naturalnego".
Już w 2016 wskazywaliśmy w OKO.press, że tematu globalnego ocieplenia nie ma w podstawie do biologii, w 2020 roku szukaliśmy informacji o zmianie klimatu w całej podstawie programowej. Bez skutku.
"Dla mnie ta regulacja jest bez sensu, już teraz dyrektor musi konsultować się Radą Rodziców i sprawdzać organizacje. Nie było przecież bezrefleksyjnego przyjmowania ofert. Po co ta komplikacja? Zwoływanie zebrań? Nawet na wywiadówki trudno rodziców zebrać" - mówi OKO.press Ewa Radanowicz, innowacyjna dyrektorka podstawówki w Radowie Małym.
W kwietniu 2019 opisywała nam, jak przebiega nauczycielski strajk 2019 roku, w lipcu 2020 omawiała trudności w nauce zdalnej
Radanowicz mówi, że jej szkoła współpracuje z fundacjami prowadzącymi akcje charytatywne, zajmującymi się dziećmi z niepełnosprawnością, włącza się też w krótkie, szybkie akcje w okolicy. Wymienia dalej:
"Dożywianie dzieci, teatrzyki profilaktyczne, które pokazują skutki używania alkoholu i narkotyków, zajęcia rozwijające talenty, doposażenie w sprzęt, otwieranie pracowni na terenie szkoły... Za każdym razem referendum? Po co?
Dobry dyrektor pilnuje poziomu wszystkich zajęć, jakie są w szkole, jak się ktoś nie sprawdza, to szukamy innej organizacji. Teraz każda zmiana znowu wymagałaby referendum.
Organizacje społeczne, które szukają środków np. na wyrównywanie szans edukacyjnych, często działają w porozumieniu ze szkołami, w wielu konkursach można startować tylko w parze organizacja ze szkołą. A jak potem referendum odrzuci taki projekt?
Jako dyrektor biorę za to wszystko odpowiedzialność, o ile mam zgodę Rady Rodziców, wsparcie swojej gminy, i mogę działać dla dobra dzieci" - mówi Radanowicz.
"Proponowana nowelizacja wyeliminuje lub wyraźnie zmniejszy wsparcie trzeciego sektora dla oświaty. Może na długo zniechęcić szkoły do korzystania z programów edukacyjnych i wychowawczych prowadzonych od lat przez społecznych partnerów szkoły - zarówno lokalnych, regionalnych, jak i ogólnopolskich" - stwierdza oświadczenie organizacji.
Według badania GUS z 2018 roku na terenie Polski działa 88,1 tys. organizacji non-profit (tj. mających osobowość prawną stowarzyszeń i podobnych organizacji społecznych, fundacji, społecznych podmiotów wyznaniowych oraz organizacji samorządu gospodarczego i zawodowego).
Organizacje zajmujące się edukacją stanowiły 10,3 proc. wszystkich - było ich ok. 9070. Szkół podstawowych i ponadpodstawowych wg najnowszego raportu GUS za rok 2018/2019 było 23 879 z tego 1 695 gimnazjów w trakcie likwidacji. Liczba szkół wynosi zatem obecnie ok. 22,2 tys.
Oznacza to, że jedna organizacja edukacyjna przypada na 2,5 szkoły. Ale ograniczenie dostępu do szkół dotyczy przecież także fundacji czy stowarzyszeń, które prowadzą działalność sportową, turystyczną, ratownictwa, ekologiczną.
Wygnański: Nowelizacja stawia organizacje społeczne w pozycji podejrzanego. To może osłabić naszą motywację, zwłaszcza, że samo przygotowanie dokumentacji wymaga wysiłku, bez gwarancji, że coś to da. A ludzie w NGO'sach są zmęczeni, będą rezygnować i przerzucać się na własny biznes. Nasz sektor nie jest gotowy na piętrzenie problemów.
Dodajmy, że nawet zgoda na wejście na teren szkoły na mocy art. 2h niczego nie gwarantuje. Prezydencki projekt stwierdza: "Zgoda, o której mowa w ust. 2e-2g, może zostać w każdym czasie cofnięta bez podawania przyczyny".
Bez podawania przyczyny!
W dodatku, jak głosi oświadczenie organizacji "nowelizacja pozwala na swobodne i niekontrolowane przez nikogo działania podejmowane przez prywatne firmy".
A przecież w porównaniu z firmami organizacje społeczne już teraz "mają rozbudowane obowiązki sprawozdawcze i podlegają kontroli licznych organów publicznych: w czasie przyznawania środków, w trakcie realizacji zadań i po ich zakończeniu". Nowelizacja podważa sens wyboru dokonywanego przez komisje, przyznania środków i kontroli zadań publicznych.
Organizacje słusznie zwracają uwagę na "nieuzasadnione ograniczenie zasady równości podmiotów wobec prawa i naruszenie interesu publicznego".
Inicjatywa prezydenta wpisuje się w podejście partii Jarosława Kaczyńskiego do całego sektora organizacji społecznych, czy szerzej - społeczeństwa obywatelskiego.
Zmiany doprowadzą do odcięcia części uczniów od dodatkowych form pomocy i zwiększą nierówność szans w dostępie do edukacji.
"Większość polskich organizacji działa na rzecz wyrównywania szans edukacyjnych dzieci i młodzieży,
m.in. poprzez współpracę z placówkami z obszarów i miejscowości z niższym kapitałem kulturowym oraz dbałość o równy i otwarty dostęp wszystkich potencjalnych odbiorców" - piszą organizacje.
Dzięki temu z dodatkowego wsparcia mogli korzystać uczniowie i uczennice w trudnej sytuacji rodzinnej i ekonomicznej.
To kolejny krok w polityce edukacyjnej PiS, który sprawia, że edukacja staje się mniej sprawiedliwa społecznie.
Jak wielokrotnie pisaliśmy, taki skutek miało też
Co więcej, nowelizowany artykuł 86 ustawy oświatowej dotyczy tylko placówek publicznych, czyli tych prowadzonych przez jednostki samorządu terytorialnego.
Szkoły niepubliczne (społeczne, wyznaniowe, prywatne) będą mogły dalej współpracować z kim zechcą. Ich oferta - na tle uboższej propozycji edukacji publicznej - stanie się jeszcze atrakcyjniejsza.
Andrzej Duda zgłosił szkodliwy i bezsensowny projekt nowelizacji ustawy oświatowej. Powołując się na fałszywie rozumiane konstytucyjne prawo rodziców do wychowania dzieci zgodnie z własnymi poglądami,
Jan Jakub Wygnański - prezes zarządu fundacji Pracowni Badań i Innowacji Społecznych „Stocznia”, socjolog, współtwórca i obrońca ruchu organizacji pozarządowych, współorganizator akcji NOE - narad obywatelskich o edukacji (2018-2019)
Ewa Radanowicz - dyrektor Szkoły Podstawowej Szkoły Podstawowej im. Kornela Makuszyńskiego w Radowie Małym (powiat łobeski, woj. zachodniopomorskie), zarządzanym wg autorskiego programu, członkini grupy Superbelfrzy RP. W 2016 roku jej szkoła została członkiem międzynarodowej sieci Ashoka Changemaker Schools i otrzymała tytuł "Szkoły z mocą".
Pisze o sobie: "Jako ekspert ds. przestrzeni edukacyjnej, zmiany i innowacji wspieram szkoły w ich projektach rozwojowych. Poszukuję najlepszych rozwiązań organizacyjnych i kierowniczych, które można zastosować w sferze edukacji. NieDaSię zamieniam w DaSię. Opracowany przeze mnie model szkoły, opierający się na tworzeniu nowoczesnego warsztatu pracy nauczyciela tzw. pracowniach tematycznych stał się dobrą praktyką i jest wdrażany przez kolejnych nauczycieli, szkoły"
*To wszystko przykłady akcji społecznych, w których autor artykułu brał udział jeszcze pracując w "Gazecie Wyborczej". Był współinicjatorem "Szkoły z klasą" i "WF z klasą".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Założyciel i redaktor naczelny OKO.press (2016-2024), od czerwca 2024 redaktor i prezes zarządu Fundacji Ośrodek Kontroli Obywatelskiej OKO. Redaktor podziemnego „Tygodnika Mazowsze” (1982–1989), przy Okrągłym Stole sekretarz Bronisława Geremka. Współzakładał „Wyborczą”, jej wicenaczelny (1995–2010). Współtworzył akcje: „Rodzić po ludzku”, „Szkoła z klasą”, „Polska biega”. Autor książek "Psychologiczna analiza rewolucji społecznej", "Zakazane miłości. Seksualność i inne tabu" (z Martą Konarzewską); "Pociąg osobowy".
Komentarze